Zdjęcie w tle
George_Stark

George_Stark

Fenomen
  • 399wpisy
  • 2491komentarzy
Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie

***

Od Autora

Drodzy Czytelnicy!

Oto już za chwilę przed Wami (chyba, że te wstępy olewacie, to wtedy już teraz) kolejna część przygód Pana Jerzego, który to jest głową tego poematu, jak i pozostałej części naszej zasranej gromadki, na czele z Pachą, która to jest tego Jerzego szyją i która nią (tą głową) kręci i ją (tę głowę) też kręci. Ją (tę Pachę) kręci również. Tyle że nadal w żołądku, o czym się z treści poematu możecie przekonać. Ale są też tego kręcenia plusy. W końcu: always look on the bright side of life!

Z mężczyznami to jest tak – tutaj zwracam się do Pań Czytelniczek, trochę w celu ubicia sobie gruntu pod ewentualne przyszłe zdarzenia – że na początku jest krótko, czym nie należy się zrażać, a tym bardziej wyśmiewać, bo później już jest dłużej. Tak samo jest z Panem Jerzym. Ta księga, ósma w kolejności, jest najdłuższą ze wszystkich dotychczas napisanych. Cały czas to pisanie mnie bawi i zachwyca, cały czas też zdumiony jestem tym, co kolega @splash545 zauważył już wcześniej, przy okazji sonetów, że przy pisaniu sam autor nie spodziewa się zaczynając, co będzie jak skończy. I to jest nie tylko rzecz zabawna, ale i rzecz piękna. Znów: ja się przy pisaniu tej części bawiłem wyśmienicie, czego również i Wam życzę przy jej czytaniu.

Miłego!

Wasz Autor.

***

Spis treści

Księga I – Zwycięstwo
Księga II – Do Grecji!
Księga III – W Grecji
Księga IV – Nadal w Grecji
Księga V – Ciągle w Grecji
Księga VI – Jeszcze chwilę w Grecji, ale dłużej już w Nowej Soli
Księga VII – W nadodrzańskich lasach

***

Księga VIII
Pod czerwonym butem

Zbędny słoń – Dywersja – Wieczór i noc – Wolność

Na wołanie Pachy z nadorzańskiej dziczy
wyłonił się wnet lama ze słoniem na smyczy.
I tę to smycz on Paszce podaje do ręki,
Pacha na to się puszy, prezentując wdzięki:
włosy swe, blond koloru, ręką przeczesała
a i akt notarialny już spisywać chciała:
– Choć strata mnie boli, jak budzik w poranek,
słowa muszę dotrzymać i za słonia zamek…
Lecz przerywa jej lama tak mówiąc: – Nie trzeba
mi żadnego zamku. Li, skibkę tylko chleba
dajcie i już w drogę powrotną wyruszam.
Rozwój, nie posiadanie: tak Budda nauczał.
@moll na to: – Mnichu! Coś innego bym ci dała,
bo partia do pieczenia to większa wjechała;
i pieczone podudzie od @moll lama dostał:
takim to się sposobem Pasze zamek ostał.
Ona z radości i lamie w podzięce
to aż i podskakuje, i podnosi ręce.
Lama patrzy zgorszony: – Pachy to się goli!
No dobra, nic tu po mnie. Wracam do Mongolii.
I odwrócił się od nas, i podążył lasem,
i zostawił nas z zamkiem. A tu, tymczasem,
zmieniła się na froncie trochę sytuacja
bo skończyła się wojna, a jest okupacja.
Nas też dotknęła, bo Stalina nakazaniem
armia nam latrynę wzięła w posiadanie,
czy – oficjalniej – choć Pacha się sprzeciwiała
Rosja ten nasz kibel znacjonalizowała.
Ludiej u nich mnogo – stąd problem mamy taki
że sracz wciąż zajęty, więc musimy w krzaki.
Choć duch w narodzie nie ustał i zażarta
trwa walka; jak to sranie nasze: partyzantka.
Tyle że, przy boju tak zorganizowanym,
posypały się Pasze te ułańskie plany
ażeby tam na Ruskich na słoniu szarżować.
Mnie zaś w tym wszystkim udało się zachować
rozsądek. I z pytaniem takim ja do niej
się zwracam: – Co my teraz zrobimy ze słoniem?
– Hodowlę założymy! A małych słoników
wychowamy w duchu mądrości stoików! –
powiedział wtedy Splash nasz problem rozwiązując,
spokojnie z radości sobie podskakując.

Nagle dym czerwony uniósł się w oddali
bowiem na Tron Piotrowy wstąpił Józef Stalin.
Habemus papam – ja: niemal w to nie wierzę,
że ten, co miał być popem, to został papieżem!
Zaś Pacha na tę wieść to inną walkę teraz
planuje. Z wąsem, w stylu „na Hitlera”,
doklejonym, w koszuli (kolor jej: bury)
co chwilę rękę prawą wyrzuca do góry;
zamku swego przed armią planuje obronę
prezentując nam przy tym pachy ogolone.
Widząc zdenerwowanie kochanej mej Pachy
pomyślałem, że może tak bym ją uraczył
komplementem: – Skądże masz takie piękne włosie,
co przyklejone nosisz na wardze, przy nosie? –
pytam. Lecz na nic jednak te moje starania,
Pacha się pogrąża dalej w rozważania:
– "Ale" – myśli głośno tak: – "by pokonać Ruskich,
może by ten wąs zrobić bardziej jak Piłsudski?
Z wąsem „na Józefa”: też Józefa pobić!
Co ty o tym myślisz @moll , „Piłsudskiego” robić?
@moll rzekła: – O! Wąsy! I w ciemnym kolorze!
Może i ja na włosy hennę se położę?
Nie zauważyła widać, że zaszła zmiana
na twarzy Pachy, bo @moll bywa roztrzepana.
Nagle ta twarz rzeczona dalej się przemienia,
do pewnego dochodzi na niej wykrzywienia
i jeszcze w dodatku znów fioletowieje
jak jagody zbierane pośród leśne knieje.
Wszyscy już wiemy co zwiastuje objaw taki:
Pacha nic nie mówi: biegnie prosto w krzaki.
A gdy, po chwili dłuższej, do nas powróciła
wtedy nam obwieściła co tam wymyśliła:
– Plan walki to my teraz będziemy mieć taki
że pójdziemy do lasu sadzić papierzaki.
Z racji że ostatnio coś mnie trochę goni
wymyśliłam by niekonwencjonalnej broni
użyć. Wroga zniszczymy tą metaboliczną,
naszej własnej produkcji, bronią biologiczną.
Za to, że sracz zajęli, niechże ci Moskale
w tym częstym, a rzadkim potopią się kale!
Mnie się skojarzyło i mówię: – Pacho, proszę,
daj znać jak już ci przejdzie, bo i ja bym poszedł
w krzaki razem z tobą. – Milcz! Miast się przyssać
próbować poszedł byś lepiej i ty się wysrać
ku ojczyzny chwale! – lukrecjowymi usty
rzekła. – Chętnie – ja na to – lecz żołądek pusty
mam. Pacha: – By się amunicją naładować
polecam więc ja @moll kolację przygotować.

Gdy nasza już na stole kolacja stanęła
@moll taką to przemowę ku nam pocisnęła:
– Danie byłoby skromne, moje drogie Starki,
bowiem teraz w sklepach wszystko już na kartki.
Na szczęście, zanim udamy się na spoczynek,
zjemy podudzia, bowiem partia większa: rynek
dwieście sześćdziesiąt cztery wjechała mi wczoraj
tego, co podaję wam dzisiaj z wieczora
do kaflowej kuchni w izbie piekarnika.
Chciałam jeszcze na deser zrobić wam piernika
ale ja do liczenia nie mam wcale głowy
bowiem muszę stosować system dziewiątkowy
i z tego to powodu upiekłam zakalca
bo źle policzyłam składniki na mych palcach.
A gdy już zjedliśmy to od @moll syte danie
Pacha nam nakazała: – Teraz czas na spanie!
Bo żeby dobrze strawić, trzeba się położyć
a przecież jutro miny musimy rozłożyć.
Że @moll ze Splashem kryć się dłużej już nie muszą
z tym swym małżeństwem, więc z wesołą duszą
po kolacji zaraz, gdy wyszli z jadalni
już nie do osobnych, lecz do wspólnej sypialni
objęci w pół ciasno razem się udali.
i słyszałem wyraźnie, co tam wyprawiali,
bo ściany izb, choć grube, to jednak dziurawe.
– Pacha – pytam – słyszysz ich? Ja też miałbym sprawę
i przyssać właśnie teraz chciałbym się do ciebie,
bo w tym obszarze to coś się nam nie widzie.
Pacha zaś nic na to nie odpowiedziała mi
bo z twarzą fioletową wybiegła przez drzwi
I tamtej to nocy niefart spotkał mnie taki
że moja kochana to co chwilę w krzaki
biegać musiała. I aż żal mi się zrobiło
jej, ale też i siebie, bo mnie to budziło.
Przywykły już ja bowiem do braku przyssania,
zostałem też pozbawion możliwości spania.

Wstaliśmy przed trzynastą, a ku temu powód
hałas dał nam straszny, dochodził z ogrodu.
Cóż tam też się działo, to nie koguty piały:
te, podczas rewolucji, życia swe oddały.
Nie mogły z kwokami cieszyć się pospołu
tym triumfem kur zrywu, tak jak my z rosołu.
U nas tam to wtedy, gdy tylko wstało słońce,
w ogrodzie, trąbą, wysokie wydał słoń ce.
Nuta ta przeciągnięta, a uszom niemiła
ze snu nas rozkosznego nagle wybudziła.
– Kurwa jego mać! Żeby jasny chuj to strzelił!
Spać człekowi nie dadzą! I to przy niedzieli! –
wykrzyczał Splash, zaspany, opuszczając pokój,
zachowując ten słynny swój stoicki spokój.
– Niedziela to już? A ja myślałam, że piątek. –
ozwała się tam Pacha, Splasha ciągnąc wątek. –
No nic, w tychże naszych dywersyjnych czynach
nie ustaniem i w niedzielę. Poza tym, wina
za mą pomyłkę przy liczeniu dni tygodnia
to i tak, jak to zwykle, niech spadnie na Dżordża…
Dalej by uprawiała to swe biadolenie
jeśli by nie ponowne żałosne trąbienie
rozległo się, tą nutą, dla uszu niefajną,
z ruin obok zamku; kiedyś były stajnią.
– Niczym z apokalipsy przeraża mnie ta
trąba! Co, jeśli nasz słoń to Piąty Elefant?
Ten co to świat cały dźwiga na swym grzebiecie.
Można o nim czytać w niektórym Pratchecie –
tak rzekła @moll , za to Pacha w takie słowa:
– Od tego trąbienia to mnie już boli głowa.
Niechże hałasu tego nastąpi już koniec!
Zanim zaminujemy, zajmijmy się słoniem!
Podążyliśmy za nią we stajni kierunku,
a kiedy tam dotarlim, twarz jej we frasunku
utopiona, barwy przybiera pastelowe
które znaczą co inne niźli fioletowe.
Na słonia patrzy jakoś smutnawym coś wzrokiem
i łza jakaś – wzruszenia? – wisi jej pod okiem.
– Zachwyca mnie kłów jego słoniowej kości biel
dam mu King na imię, jak u Sienkiewicza Nel.
Ale nie mogę żyć dłużej ze świadomością,
że słoń, tak jak też i my, tęskni za wolnością.
I powiem wam teraz co my z nim zrobimy:
tego słonia, tak jak orkę, zaraz uwolnimy!
Paluchów dużych nie ma, niech biega po lesie
nie ma strachu, że o śmieci on uderzy się.
I łańcuch mu odpięła, a słoń się poruszył
i poszedł w kierunku nadodrzńskiej puszczy,
I zagrzmiał las cały: King is dead, long live the King!,
tak, jak to w Księdze dżungli, pisał pan Kipling.
Tak to na tronie leśnym słoń zastąpił łosia
choć jest zupełnie łysy: nie ma przecież włosia!;
lepiej mu za to jednak pasuje korona
albowiem głowa jego rogów pozbawiona.

***

Posłowie

Tak postanowiłem, bo nie każdy może to wie, a pewnie wie mało kto, a większość to i tak ma to w dupie (czemu zresztą się nie dziwię), wytłumaczyć się trochę z tytułu tej księgi (a tak naprawdę to zapozować na erudytę) wyjaśniając – cały czas bawiącą mnie – dwuznaczność jej tytułu a także to, skąd się w ogóle wziął pomysł na promocję towarzysza Stalina na Tron Piotrowy. Otóż, czerwony but to nie tylko metafora okupacji ojszczyzny naszej przez armię radziecką, ale też nawiązanie do tradycji Kościoła Katolickiego (z którą to zerwał ten lewak Franciszek, co w tym akurat przypadku jest trochę dziwne: lewakow to by akurat pasowało). Kiedyś to bowiem było tak, że papież poza godzinami, to jest kiedy nie sprawował ceremonii, nosił na stopach czerwone lakierki. I tyle mam do powiedzenia – taka to właśnie była ciekawostka, o której chciałem wspomnieć, a która nigdy mi się do niczego nie przydała i Wam też pewnie nigdy się do niczego nie przyda. Ale wiedzieć fajnie. Chyba. Bo tym, że Stalin za młodu był w seminarium, to wiecie. Chyba.

TL;DR w postaci fraszki:
Czerwone lakierki i Pierścień Rybaka:
symbole papieża. Ciekawostka taka.

***

Stopka redakcyjna

Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem #zafirewallem
Internet, 2024

@George_Stark , 2024
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark

#tworczoscwlasna #poezja
splash545

Na wstępie chciałem zaznaczyć, że ja czytam wstępy.


Teraz co mnie urzekło czyli plusy:

1. Papież Stalin

2. Hailujaca Pacha

3. Broń biologiczna

4. System dziewiątkowy

5. Słoń ce

6. Stoicki spokój kurwa jego mać!


Minusy:

1. Brak możliwości policzenia ilości srań


Ciekawostka o papieżu też spoko i humor na weekend poprawiony

UmytaPacha

Przecież te wstępy podwajają wartość tych odcinków, jak można by je pomijać?!

Bardzo fajny, z rzeczy szczególnych:


  1. jestem włosiara, więc ucieszyła mnie obecność moich włosów w odcinku xD na "Widząc zdenerwowanie kochanej mej Pachy pomyślałem, że może tak bym ją uraczył komplementem: – Skądże masz takie piękne włosie" to nawet się spuszyłam, ale "co przyklejone nosisz na wardze, przy nosie?" zmieniło puch w sfioletowienie xd

  2. system dziewiątkowy xDD

  3. słońce - słoń ce - zgrabne

  4. o papieskich butach wiem, było o tym w moich #codziennepolishjokes :


""Papież Jan Paweł II na początku pontyfikatu nosił czerwone buty, potem jednak zmienił kolor na brązowy.

Papież Benedykt XVI przywrócił tradycyjne czerwone buty.

Papież Franciszek na początku swojego pontyfikatu w marcu 2013 zrezygnował z noszenia specjalnego obuwia, zostając przy zwykłych czarnych butach.""

https://www.hejto.pl/wpis/xxxv-dzien-amerykanskich-dowcipow-z-quot-the-polish-joke-book-quot-1974-codzienn

UmytaPacha

@George_Stark Czemu miałabym mieć buty w dupie? To boli raczej


XD i teraz załapałam

Zaloguj się aby komentować

Mili goście kawiarenki #zafirewallem !

Wstałem i – tak jak obiecałem – zamieszczam podsumowanie V edycji bitwy #nasonety.

W głosowaniu oddano siedem głosów (co cieszy, bo świadczy o ogromnym zainteresowaniu naszym konkursem), w tym pięć głosów kolegi @splash545 . Większością, którą samodzielnie stanowił @splash545 , wygrał, niezgodnie z zasadami, kolega @DiscoKhan , autor absolutnie niezgodnego z zasadami wytworu Oberża Pod Śwarnym Świstakiem . Czy mi się to podoba, czy nie: gratuluję!

Czekamy na zadanie od kolegi @DiscoKhan . Jeśli jednak do jutra rana nie da znaku życia, postanowimy coś innego, żeby nie paraliżować zabawy.

Ponieważ nie bardzo wiem, jak miałbym zrobić podsumowanie graficzne dla zwycięzcy, to go nie zrobię. Podsumowanie graficzne pozostałych wierszy, jeśli ktoś mocno odczuwa taką potrzebę, można sobie zrobić samemu, otwierając obok siebie dwa okna przeglądarki: pierwsze na tekście utworu di proposta a drugie na dowolnym wytworze, który można znaleźć pod tagiem #nasonety . No chyba że ktoś ma laptopa w naprawie, to będzie miał trochę trudniej.

Jeszcze raz serdecznie dziękuję wszystkim uczestnikom za ich wspaniałe wiersze. Zapraszam do udziału w zbliżającej się kolejnej, szóstej już, edycji naszego konkursu. Zapraszam zarówno naszych stałych gości, jak i nowo przybyłych. Warunki uczestnictwa w konkursie są tylko dwa i oba są zupełnie proste:
- należy dobrze się bawić podczas układania swojego wierszydła;
- należy wykazywać się absolutnym brakiem chęci zwycięstwa w rywalizacji, do której się właśnie przystępuje.

To tyle w edycji piątej. Dziękuję.
113161af-ad74-426e-9bb9-b6ccb1e25cd8
splash545

- należy wykazywać się absolutnym brakiem chęci zwycięstwa w rywalizacji, do której się właśnie przystępuje

Jakie to prawdziwe

DiscoKhan

@George_Stark dziękuję bardzo.


Głosowanie trochę przespałem, bo jak dali te rangi to mnie łeb rozbolał jak parę komentarzy czytałem od tych kolorków, jakaś moja specyficzna nadwrażliwość. Stąd też sam przeglilem głosowanie kompletnie.


Coś zaraz będę smarować na diproposta.


@splash545 ale co to za oszustwa z paroma głosami na mnie? xd

Zaloguj się aby komentować

@UmytaPacha i @emdet, przychodzicie do mnie, do kawiarenki #zafirewallem w dniu ślubu mojej córki i prosicie, żebym zamiast Was zadał zadanie w zabawie #naczteryrymy? Dobrze. Pamiętajcie jednak, że pewnego dnia - być może nigdy on nie nadejdzie - to ja przyjdę do Was i poproszę o przysługę. Żebyście wtedy zadali zadanie za mnie.

Zadanie na dziś:

rymy: ręka - spłonął - wnęka -błoną
temat: Kaszuby

Miłej zabawy (beze mnie) przy tworzeniu czegoś, co można by nazwać #poezja

#tworczoscwlasna
emdet

@George_Stark ymm wybacz, głównie tu czytuję i chyba nie znam zasad ( ‾ʖ̫‾)


-Czy to Twoja ręka?

Rumieńcem spłonął.

Bo żabia była wnęka

A ręka była z błoną.

UmytaPacha

W Chmielnie potrzebna do pracy ręka!

(bo dawny majster na stosie spłonął)

Trzeba, by w oknie dziurawa wnęka

Ze skór została zakryta błoną.

splash545

Od tabaki dawno zbrązowiała ręka

Gardzi fajką odkąd wąs mu spłonął

Między kciukiem a wskazującym wnęka

Nazywają ją w borach kaszubską błoną

2ec226c5-6597-4108-88b7-62f11cfb0d39

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Drodzy Uczestnicy i trochę od nich tańsi Obserwatorzy!

Zakończyliśmy oto zbieranie zgłoszeń do V edycji konkursu #nasonety. Czas wyłonić zwycięzcę tegotygodniowych zmagań, czym zajmie się nasze jurne jury wypełniając przygotowaną, za radą koleżanki @moll , zewnętrzną ankietę . Proszę nie bać się podania w niej danych Waszych kart kredytowych. Ma to na celu wyłącznie utrzymanie powagi konkursu poprzez weryfikację tożsamości tak, aby wykluczyć kilkukrotne oddanie głosu przez tę samą osobę. Dane te nie są nigdzie przechowywane, a już na pewno nie zostaną wykorzystane.

***

Tym razem rymowaliśmy do fragmentu utworu pana Piotra Bukartyka, który to był naszym tekstem di proposta .

Wytwory opublikowane w czasie trwania tej edycji konkursu to (w kolejności chronologicznej):

Popłuczyna ekologiczna autorstwa kolegi @George_Stark (wytwór pozakonkursowy)

Do Prymitywów oraz Nie i do Ciebie i do Mnie autorstwa kolegi @DiscoKhan

Cnota? Pas. autorstwa kolegi @George_Stark (wytwór pozakonkursowy)

Łosiowa (a może świńska) di proposta autorstwa kolegi @Moose

Roztargniona autorstwa koleżanki @moll (nie mogę podpiąć tutaj linku pod tekst, więc proszę tak: https://www.hejto.pl/wpis/wrzuce-nim-zapomne-albo-sie-nie-wyrobie-wink-mam-nadzieje-ze-dacie-rade-doczytac )

Bezsenność / Wyrok: noc w położeniu autorstwa kolegi @George_Stark (wytwór pozakonkursowy)

Syn koleżanki autorstwa kolegi @Piechur

O kondycji polskiego rapu - okiem boomera autorstwa kolegi @splash545 (tutaj również nie mogę, więc też proszę tak: https://www.hejto.pl/wpis/no-dobra-tym-razem-po-wielu-bolach-i-mekach-powstal-ponizszy-wytwor-podobnie-jak )

Oberża "Pod Śwarnym Świstakiem" autorstwa kolegi @DiscoKhan

Wytwór bez tytułu autorstwa koleżanki @UmytaPacha

Wytwór bez tytułu autorstwa kolegi @bizonsky

***

Podsumowania w formie graficznej nie ma i nie będzie, bo nie chce mi się go robić. Może zrobię jutro ze zwycięskim tylko wierszem po to, żeby zwycięzca mógł je sobie wydrukować, oprawić w ramkę, powiesić na ścianie i chwalić się swym zwycięstwem przed znajomymi. Jeśli ich ma.

Grono uczestników z niecierpliwością oczekuje na werdykt grona jury (dość niewygodny fakt, że te grona są w zasadzie niemal tożsame, po prostu zignorujmy), który to zostanie ogłoszony jutro rano, niedługo po tym jak wstanę. Zapraszam do głosowania! Również tych, którzy tylko obserwują, a z jakiegoś powodu z nami nie piszą. Jeśli tacy są.

Mam nadzieję, że w tej edycji bawiliście się bardzo dobrze, choć gorzej jednak niż w kolejnych, na które też również już teraz zapraszam! Jeśli nadejdą.

#zafirewallem #nasonety #poezja #tworczoscwlasna
#podsumowanienasonety
George_Stark

@George_Stark


– Kwiiii! – pytam się ja, moim głosem knura –

czemuż to dopuszczony jest wiersz od @Piechura?

Proszę bardzo, niech spojrzy pan oto

że ten kolega, co chodzi piechotą,

do słowa we wersie piątym: „tańce”

we czwartym, za panem Piotrem, powtórzył: „kuksańce”!

Zaloguj się aby komentować

No, długo pisać nie będę, bo za dwie i pół godziny powinienem wstać. Ładnie też pisać nie będę, bo bez linków, bo z telefonu piszę, a to kara gorsza nawet niż bezsenność, która to właśnie mnie dotyka. Ale i z nią można podyskutować i jakieś tam wierszydło z tego się może urodzić. Jak ta pozakonkursowa di risposta w bitwie #nasonety na przykład:

Bezsenność / Wyrok: noc w położeniu

Przez kratę myśli, co w głowie mi buczy
do snu krainy nie mogę wyruszyć;
zaś z drugiej strony też niczym się zająć
bo kołdry kajdany mnie powstrzymają.

I tak leżę w łóżku, karany ciemnością
na sen czekając, co to mą wolnością
jest, za którą tęsknię, będąc skazańcem;
lub za amnestią, co przyjdzie z rańcem.

Pierwsza godzinka.
Druga godzinka.
Trzecia godzinka.
Czwarta godzinka.

Za oknem już jaśniej, jakby bursztynu
barwę przybrało niebo. I gminu
coraz to więcej już na ulicach. Biedaku!
Ledwo zasnąłeś, a wstać już musisz. Z łóżka wyskakuj!

#poezja #tworczoscwlasna #zafirewallem
splash545

Nie zazdraszczam, ale tyle dobrego, że wiersz z tego wyszedł

Zaloguj się aby komentować

Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie

***

Od Autora

Szanowni Czytelnicy!

Miało być w sobotę, ale tak mi się tego gniota dobrze pisze, że skończyłem już dziś. I tak sobie pomyślałem, że być może – mam taką nadzieję – jeśli zamieszczę kolejną część tego poematu dziś, to pozwoli Wam on ze śmiechem wejść w Nowy Rok? I może przez cały rok będziecie się śmiać radośnie? Choć może też i z innych rzeczy. Czego Wam i sobie życzę, zamieszczając kolejną księgę Pana Jerzego już dziś. Proszę bardzo.

Pisanie poematu w odcinkach to niezwykła, jak się cały czas przekonuję, przygoda. Ale, jak to w przypadku niezwykłych przygód i nowych doświadczeń, nie można obejść się bez wpadek i przeoczeń; bez rzeczy, które można byłoby zrobić lepiej. Po to jednak popełnia się błędy, żeby móc je naprawiać i takie właśnie podejście zastosowałem w przypadku postaci koleżanki @moll , którą to niechcący pokrzywdziłem przez swoje zaniedbanie, co mogłoby doprowadzić do nieprzyjemnych dla niej i bolesnych w skutkach konsekwencji zdrowotnych. O czym konkretnie zapomniałem i w jaki sposób udało mi się to naprawić? O tym w treści poematu.

Mam takie wrażenie, ale i też nadzieję – bo ostateczna ocena i tak zawsze należy do Czytelnia – że nie tylko skutecznie udaje mi się uniknąć wzrostu jakości tego dzieła zasranego choćby o milimetr, ale wręcz powoli, acz sukcesywnie opada ona wprost do dna zmierzając, w które to dno mam zamiar i nadzieję z wielkim impetem uderzyć w księdze ostatniej, to jest księdze dwunastej. Mam również już pomysł i na to – a wiadomość tę przekazuję wyłącznie po to, żeby Was przy mnie zatrzymać – jak, po zakończeniu publikowania tego pokalanego wytworu, w dno owo, z Waszą pomocą, zapukać od spodu. Ale do tego to jeszcze kilka tygodni.

Tymczasem, nie przedłużając już niepotrzebnie, zapraszam do lektury księgi siódmej. Przyjemności!

Wasz Autor.

***

Spis treści

Księga I – Zwycięstwo
Księga II – Do Grecji!
Księga III – W Grecji
Księga IV – Nadal w Grecji
Księga V – Ciągle w Grecji
Księga VI – Jeszcze chwilę w Grecji, ale dłużej już w Nowej Soli

***

Księga VII
W nadodrzańskich lasach

Sezonowa przypadłość – Szlacheckie rozrywki – Uczta – Moskale

Zszedłszy z deski, dupą przez Splasha wygrzanej,
udałem się do izby mojej ukochanej.
Wchodzę ja więc do niej, kroki stawiam z cicha
bo myślę, że tam Pacha to dalej Krecika
sobie ciśnie. Ale jej tam nie ma! Wy wiecie
gdzie też ona była: była w toalecie.
Mimo że zaraz wraca, zdziwiłem się srodze,
tym, że jej tam nie było. Widać, gdzieś po drodze
musieliśmy się minąć. Poza tym zapachy
różne, a niepokojące poczułem od Pachy.
– Pacho, co ty jesz, że aż tak tam ciebie goni? –
z pytaniem troskliwym tak zwracam się do nij.
– Dżordżu – odpowiada mi – goni mnie szalenie
bo coś mnie sezonowe łapie rozwolnienie.
Byłam już w aptece, kupić węgiel zdrowy
ale mi nie sprzedali, bowiem ślad węglowy
mam już za duży, po ostatnich lotach naszych
i teraz cierpieć muszę tenże mój los paszy.
Zmartwiłem się: – I co ty poczniesz teraz, chora…
A Pacha mi przerywa: – Czekaj do wieczora!
Nawet jeśli wieczorem nie będę już zdrowa
to będziem mieć rozrywkę! – Ja na te jej słowa
już się uradowałem, już myślami płynę
w swych erosomańskich fantazji krainę!
– Myśmy tera szlachta, a więc: szlachty zwyczajem –
kończy Pacha – wieczór dziś sobie polowaniem
radośnie umilimy. Niechże ochmistrzyni
@moll już przygotowania wszelakie poczyni!
– Ale zaraz – ja pytam – gdzie się @moll podziała?
A @moll w kiblu siedzi, albowiem nie srała
dotąd przez pół poematu! Przez ksiąg sześć całe!
Wygląda mi to na zatwardzenie niemałe!
Na szczęście, że w porę mi się przypomniało
i tymże sposobem @moll ulżyć się udało.
I wróciła radosna, gdy ciężar zrzuciła
a z pomysłu Pachy, to się ucieszyła.
– No dobrze – powiedziała – moim to zadaniem
będzie się tym wieczornym zająć polowaniem.

Doszły do nas słuchy, że, tuż pod naszym nosem,
panoszy się w lesie łoś, gatunku @Moose .
Wespół więc nasza to kompanija zamierza
na tego oto właśnie zapolować zwierza.
By było nam łatwiej, z okolicznych wiosek
zwołaliśmy mieszkańców, bo byli pod nosem.
Nie byli zbytnio chętni, bo ludzie to dzicy,
lecz nie mieli i wyjścia – to Pachy lennicy.
Zaczynamy łowy, gdy Splash, przeciągłym bąkiem,
dał pospólstwu sygnał, że czas już na nagonkę.
Ogary poszły w las! A za ogarami
miejscowe idzie chamstwo, które to krzykami
ogromny rwetes czyni. Tak darli ryjami
że na małą polankę, pomiędzy bukami
na strzał nam łatwy, czysty zapędzili zwierza.
Pacha bierze już fuzję, do oka przymierza!
Ale ja patrzę: strzelba jest zabezpieczona
i wniosek z tego wyciągam: – „Dobra żona
będzie, bo na strzelaniu nic się nie wyznaje!
Nie wie, że bezpiecznik trzeba zwolnić nim: fajer!
Więc, jeśli już wpędzić ją w zdenerwowanie
kiedyś mi się przytrafi, nic mi się nie stanie.”
Nagle któryś tam z chamstwa nie wytrzymał był
i bez pozwoleństwa państwa strzelby był dobył.
I, jednocześnie, że aż dźwięki ich się zlały
z boku padł nie jeden, lecz dwa padły strzały!
A strzelili, fakt ten sam zaświadczam uczciwie,
ci panowie: @Piechur oraz @plemnik_w_piwie .
Dosięgnął któryś łosia, ten: padł i umiera
więc do naszej zdobyczy podchodzimy teraz.
Odchodzi prędko; gaśnie, jak płomień zapałek,
a nim skona, wyznaje: – Jam jest Michau Białek!
Złożyliśmy ciało w samym dnie wykopu:
niech ziemia – mimo wszystko – lekką będzie chłopu.
Oddawszy mu minutą w ciszy trochę czci
opuściliśmy tedy las, wychodząc przez drzwi.

Pacha, orząc u podstaw, do chamstwa: – Się uczta –
mówi – kultury! Bowiem: należy się uczta
po polowaniu! Żadnego, prawda, nie mamy
pokotu, ale przecież radę jakoś damy.
Daniem dziś będzie głównym, ma decyzja taka
udko wolno przez @moll pieczonego kurczaka.
A na przystawki będą, jeśli się nie mylę,
w boczusiu wspaniałe pieczone daktyle,
paluchy różnymi posypane serami,
zawijaski francuskie, również z oliwkami
no i z wkładką mięsną – bez niej się liczy! –
no i z pieczarkami, ale bez goryczy.
I wreszcie po wszystkim: te podudzia z ptaszka
lecz bez alkoholu, bo: zamiast flaszki – fraszka!
Zasiadamy więc wszyscy razem za stołami
głośno burcząc naszymi pustymi brzuchami
A @moll dopiero co blachę w piekarniku
umieściła, więc ku nam z tacą słoików
zmierza i przed każdym to jeden stawia słoik
z sałatką: Marek Aureliusz, jak ten stoik.
I tak właśnie to wtedy nagle mnie olśniło,
bowiem przez tę sałatkę wyszła na jaw miłość!
I krzyczę do @moll : – Na jaw tajemnica wasza
wyszła teraz! Bo ty, @moll , jesteś żoną Splasha!
Zdradziło mi to tej sałatki twej nazwanie,
na cóż to wam też było tego ukrywanie?
I, drugi grom przychodzi, kiedy zrozumienie
nagle tam na mnie spada, a boli szalenie,
bo to jasno tłumaczy ten co dźwigam krzyżyk:
Pachy miłosne listy, załączany ryżyk…
Ale nim się w smutek pogrążyłem cały
zza Odry jakieś nowe rozległy się strzały.

– Cóż się dzieje w mych włościach? – ma przyszła żona
pyta. Więc: ja do okna. Za Odrą: czerwona,
tak jak z krwią przy kamicy nerkowej szczyna,
stoi, tegoż koloru, armia od Stalina!
Pierwsza @moll zmartwiła się na tę ponurą wieść
i tak nas tam zapytała: – Co będziemy jeść?
Jest w czasie wojny problem z dostawami
a my tu kiepsko stoimy z zapasami.
Potem Splash głos zabiera uderzając w pierś:
– Eee, w najgorszym wypadku to czeka nas Śmierć.
– Splash! – mówię – Nie pieprz mi tutaj! Ja tam swoje wiem
u mnie: nie memento mori, ale carpe diem!
I łapię ja Pachę, i chcę ją obłapić
bo kto wie, co nam jutro może się przytrafić.
Ta mi się wyrywa: – To nie czas na amory!
Dżordż ty to na swój popęd jesteś chyba chory!
Ojczyzna w potrzebie! – ból jej tak rwie serce.
I ja też ból czuję. W lewej mej ósemce.
I próbuję przekonać ją, zdejmując spodnie
– No chodźmy do sypiali – tak mówię. – Rozsądnie –
@moll mówi – trudno myśleć jest w czasie wojny,
więc zupełnie rozumiem, że Dżordż niespokojny.
A to zdanie poprzednie, to jeszcze zaznaczę
w książce Piramidy napisał pan Pratchett.
Pacha mnie odpycha, więc ja z tropu zbity
dodaję do cytatu: – Zwłaszcza gdy zabitym
jest się na tej wojnie. Pacha! No chodź, kochanie!
– Dżordż, teraz to ważniejsze niż twoje przyssanie
sprawy mamy na głowie. | I na zewnątrz leci
tak jak i u Szekspira ten król, Ryszard Trzeci:
zew patriotyzmu gdy Pacha, tam na błoniach,
tak zakrzyknęła: – Słonia! Mój zamek za słonia!
Ale nic już prócz zamku, bo królewny ręka
już dawno przez jej Dżodża została zajęta.

***

Posłowie

Tak naprawdę powód tej publikacji natychmiast po skończeniu jest jeszcze jeden. Albo i dwa nawet. Po pierwsze to produkujecie tyle fantastycznych inspiracji, że – gdybym się wstrzymał – to mógłbym część z nich pominąć przez roztargnienie albo zgubić kontekst. A szkoda by było. No i po drugie, mógłbym zacząć coś przerabiać, poprawiać, dodawać. A cała moja przyjemność z tego pociskania pierdół polega na tym, że to co już opublikowałem nie może zostać zmienione i muszę cały czas pisać coś nowego. A właśnie to mnie w tym poemacie koślawym bawi najbardziej. Więc, jak widzicie, egoizm zawsze na pierwszym miejscu. Choć, kurtuazyjnie, wymieniony jako ostatni.

***

Stopka redakcyjna

Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2024

@George_Stark , 2024
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark

#tworczoscwlasna #poezja
UmytaPacha

kurcze dałam pioruna i zapomniałam że Jerzy otwarty na zakładce! już się biorę do czytania

plemnik_w_piwie

@George_Stark co, zajebałem łosia?!

Jeju... do tej pory słyszałem tylko o przypadku rycia w nich inicjałów za pomocą zaostrzonej szczoteczki do zębów, a tu takie okrucieństwo nagle. Kuiurwa, Spooock...

splash545

Dzisiaj samo gęste! Miałem wypisać co mi się szczególnie podobało, ale bym musiał cały odcinek przepisać. Naśmialem się co niemiara, dobrze się rok zaczyna

Zaloguj się aby komentować

Drodzy Najmilsi!

Widać są tacy, którzy w sylwestra mają lepsze zajęcia niż zajmowanie się rymowaniem. Człowiek robi wszystko żeby przypadkiem nie wygrać, a tu i tak na barki spada mu obowiązek odbioru nienależnej mu nagrody. Trudno, niech będzie moja strata. Oto zadanie na dziś, proszę:

rymy: wielki – krok – fajerwerki – rok
temat: szampan Piccolo

Miłej zabawy! Nawet jeśli dziś niekoniecznie z nami!

#naczteryrymy #poezja #tworczoscwlasna #zafirewallem

***

Chyba że wczorajszy zwycięzca ma na imię Sylwester, to wtedy (i tylko wtedy!) mu wybaczę.
moll

O dolewkę bój będzie wielki,

Dla kilkulatka to wielki w życiu krok,

Jest Piccolo, zaraz fajerwerki,

To pierwszy nieprzespany o północy Nowy Rok!

koszotorobur

@George_Stark


Piccolo wielki,

Młodzieńczy krok,

Rozświetlą fajerwerki,

Szampański rok!

plemnik_w_piwie

@George_Stark 

Na imprezę zawitał pechowiec wielki:

Korek z picollo wystrzelił mu w krok,

W twarz wystrzeliły mu fajerwerki,

W śpiączce przeleżał okrągły rok.

Zaloguj się aby komentować

Ponieważ skończył mi się opłacony okres abonamentu Legimi to, zanim wykupię sobie kolejny rok, postanowiłem popieścić swoją cebulę (zamiast bakłażana) i przeczytać zaległe książki, które mam w postaci plików z innych źródeł, a także te na papierze, które zalegają na półce, bo na czytniku to jednak wygodniej.

W ten sposób to właśnie zabrałem się wczoraj za Chłopów pana Reymonta, którą to pozycję ściągnąłem sobie ze strony wolnelektury. No i tak czytam sobie i czytam, aż docieram do zdania:

A potem wlókł się ciężko po piaszczystej drodze Żyd szmaciarz, pchał przed sobą taczki dobrze załadowane, bo wraz przysiadał i ciężko dyszał.

Słowo szmaciarz zostało w tym zdaniu oznaczone przypisem i, mimo że wiem co ono oznacza, to kliknąłem w numerek i do przypisu zajrzałem. Co tam przeczytałem:

szmaciarz – czyli zajmujący się zbieraniem zniszczonych materiałów do recyclingu [pogrubienie moje]

Litości, pani lub panie redaktorze! Serio nie dało się, omawiając tekst z początku XX wieku użyć innego słowa niż recycling? Ja wiem, że zadaniem redaktora jest tak przygotować tekst żeby czytelnik (w tym przypadku współczesny) go zrozumiał, ale z drugiej strony, pracując ze słowem, to powinno się mieć jakieś tego słowa wyczucie. I ja rozumiem też, i całym sercem nawet popieram, że każdej uczciwej pracy i każdemu człowiekowi (przynajmniej dopóty, dopóki sam nie da powodów żeby było inaczej) należy się szacunek, również wyrażany w języku, którym się o nim mówi, ale z drugiej strony popieram też rozsądek i jakiś tam takt w tej mowie czy piśmie. Bo inaczej doprowadzamy do sytuacji takich, jak ta z tego obrazka . Zresztą, czasy dziś takie, że w zasadzie to czekam tylko aż ktoś bardzo nowoczesny obwoła rasistą pana Boba Dylana, bo przecież w utworze Hurricane śpiewa on taki wers: and for the black folks he was just a crazy nigger . Wcale by mnie taka sytuacja nie zdziwiła.

No i tak piszę sobie o tym, bo przypomniało mi się, że miałem takie moje perełki znalezione kolekcjonować sobie i zamieszczać w kawiarence #zafirewallem w gablocie opatrzonej tagiem #wpustejszklancepomarancze . A ten przypis bardzo mi do tej mojej kolekcji pasuje.
sireplama

@George_Stark ja się w końcu za Bunt muszę zabrać

cotidiemorior

@George_Stark ja to w ogóle nie cierpię wolnych lektur przez te przypisy co dwa słowa. xd Wolę pobierać takie starocie z normalnych księgarń, gdzie też są najczęściej za darmo.

George_Stark

@moll


Serio, przecież tego nie wymyśliłem. Bardzo lubię wymyślać pierdoły, ale jednak w innej kategorii.

Zresztą, samemu można sobie sprawdzić tutaj .


@Moose


Dziękuję. Na szczęście jeszcze nie zdążyłem przełknąć, więc wyplułem i już jest na swoim miejscu.


@sireplama


To są same kuszące pyszności. W tym konkretnym przypadku: daktyle w boczku, paluchy serowe, jakieś zawijaski z ciasta francuskiego z pieczarkami i oliwkami (i wkładką mięsną, bo inaczej się nie liczy), sałatka Marek Aureliusz, a główne danie wieczoru na ciepło to podudzia z kurczaka wolno pieczone.

Zaloguj się aby komentować

748 + 1 = 749

Tytuł: Moja Jugosławia
Autor: Goran Vojnović
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 3/10

#bookmeter

Pieprzyć to, nie byłem wyrozumiały wobec ludzi, których dało się nadmuchać szybciej niż sekslalkę i jeszcze szybciej uchodziło z nich powietrze.

No i w taki to właśnie mniej więcej sposób prawie cała ta książka jest napisana. Jest napisana fatalnie, jak szkolne wypracowanie ucznia podstawówki na temat „kim jest mój tata”. A że jego tata, tak się akurat składa, jest ukrywającym się zbrodniarzem wojennym z czasów rozpadu byłej Jugosławii, no to napisał o czym musiał napisać, bo wyjścia innego nie miał.

Zwykle odkładam takie książki po kilku stronach, zwłaszcza od kiedy jestem szczęśliwym abonentem Legimi i w jednej cenie mam dostęp do ogromnej biblioteki z której mogę natychmiast wybrać coś innego, to zwyczajnie szkoda mi na nie życia. Ale, od czasu do czasu, a tak było i tym razem, z jakiegoś powodu doczytuję je do końca. Może dlatego żeby, jeśli kiedyś wrócę do realizacji pomysłu z napisaniem własnej powieści wiedzieć jak tego nie robić? A może dlatego, że ciężko jest mi uwierzyć nie tyle w to, że ktoś to napisał, bo ludzie piszą różne rzeczy i nie każdy kto chce musi koniecznie zostać pisarzem, ale w to, że ktoś to zredagował, wydał, a – jak w przypadku tej książki – to na dodatek jeszcze przełożył na polski i opublikował u nas. I w to, że takie książki zbierają dość wysokie oceny, ale o tym to akurat za chwilę.

Ogromnym minusem tej książki jest też to, że traktuje o temacie, o którym należy mówić. Przede wszystkim należy mówić dlatego, żeby przynajmniej spróbować zapobiec powtórzeniu się takich wydarzeń kiedykolwiek i gdziekolwiek. Tylko absolutnie nie powinno się, moim zdaniem, mówić o nim w sposób tak fatalny, jak zrobił to pan Vojnović. Z literackiego punktu widzenia, już pomijając ten okropny, płaski język i postaci bez żadnego rysu i charakteru (tutaj nawet nie wiem co o nich napisać; może tyle, że stworzone były bez żadnego polotu, dokładnie tak, jak można przeczytać w wydawanych na pęczki – a z kilkoma miałem „przyjemność” – poradnikami „jak zostać pisarzem”; przykład? proszę bardzo: „postać literacka powinna posiadać jakąś charakterystyczną cechę” – i, zgodnie z tą zasadą, sąsiadka ojca głównego bohatera jest miłośniczą roślin, a autor, zupełnie bez sensu i bez związku z niczym pieprzy mi o tych roślinach co kilka zdań; no ale cecha charakterystyczna postaci została odhaczona) ta opowieść jest tak płytka i prosta, że dla mnie jest próbą sprzedaży swojego wytworu opierając go na kontrowersyjnym, nośnym temacie. Nie wiem czy tak rzeczywiście było, tak tylko przypuszczam. Nie ma w tej książce absolutnie żadnych wydarzeń z tamtej wojny, co jeszcze by jej nie skreślało, ale wspomnienia, które (ponoć – tak chyba twierdzi autor) zżerają jej uczestników też są pokazane w taki sposób, że ja, jako czytelnik, czytając te wysilone, pretensjonalne opisy wzruszałem tylko ramionami z myślą „i co z tego?”. No nie, tak się nie pisze książek, bo to po prostu nie rusza. Nie wzbudza żadnych emocji. Uważam, że dokładnie odwrotnie niż w życiu, najgorsze, co może zrobić postać literacka to nazwanie wprost tego co czuje. Samo suche „Jest mi smutno” nie wzbudzi we mnie nigdy takiego współczucia, jak plastyczne tego smutku pokazanie.

Z plusów, to ta historia składa się w całość bez jakichś luk logicznych (choć jest tak prosta, że większe wrażenie zrobiłoby na mnie to gdyby autorowi jednak udało się w niej w jakiś sposób pogubić) choć z dużą pomocą niezawodnego rozwiązania fabularnego w postaci deus ex machina. W zachowywaniu tej prostoty historii autor stosował dość sprytne zabiegi, po prostu omijając to, co wymagałoby szerszego przedstawienia. Na przykład w taki sposób:

Vladan, mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Jeśli ci ludzie tylko przez moment poczują zagrożenie, nie będą się wahać. Mam nadzieję, że wiesz o kim mówimy.

No cóż, Vladan może i wiedział. Ja natomiast nie miałem pojęcia. A czytałem dość uważnie. Tak że nie ze mną te numery, Vojnović.

I jeszcze rzecz o tych ocenach. Bo, zanim zacząłem czytać książkę, sprawdziłem sobie na lubimyczytac jej ocenę. Całkiem zachęcająca była, no to się zdecydowałem. Tak mniej więcej w połowie lektury wróciłem na tę stronę żeby sprawdzić czy może się nie pomyliłem. Ale nie: nazwisko autora się zgadza, tytuł ten sam, nawet okładka tak samo wygląda. I zacząłem czytać komentarze, ale i to szybko przestałem robić, kiedy to w jednym z nich znalazłem takie zdanie: Wspaniały kunszt literacki dawnych klasyków. Chyba z autorem komentarza to innych dawnych klasyków (sic!) czytywaliśmy. No i przestałem czytać te komentarze. Już wolałem tę książkę dokończyć.
ecf08600-994c-4d00-9bc5-6a809215ff9a

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry!

Wczorajsze wierszydło ułożone zostało w ramach rozgrzewki przed wytworem właściwym, a więc podszedłem do niego luźno, zarówno w sprawie treści, gdzie zająłem się problemem dość nieistotnym, jak i w sprawie formy, gdzie zasady potraktowałem w sposób swobodny, bo i tak nie był to utwór konkursowy.

Dziś natomiast poważnie potraktowałem zarówno temat ten ważki, czyli sprawę doniosłą, o której to chciałem napisać, jak i zasady naszego konkursu #nasonety . Choć i ten wytwór jest pozakonkursowy, bo przecież w tej edycji z konkursu sam się z niego na wstępie wykluczyłem. Zaprezentować jednak co nieco to chyba mi wolno, prawda? A więc proszę:

***

Cnota? Pas.

I cyk! – już pasek twój zamknięty na kluczyk
zanim twój rycerz na wojnę wyruszył.
Bo panny, co same w domu zostają
to czasem już zająć się czym nie mają

i wówczas wiedzione – ja wiem? – ciekawością(?)
oddać się niecnym chcą namiętnościom.
Stąd zakuł cię przed wyjazdem tym swoim kagańcem
bo wiedział, że dybią na cię różne narwańce:

Tadek Malinka, Jasiek Sprężynka,
Adam Waginka, Maciek Jarzynka,
Goran Palinka, Andrzej Kalinka
i śród nich najgorszy: Jureczek Świnka.

Lecz rycerz nie wrócił; śród pierwszych poległ bitewnych dymów,
tak szybko, że wsławić nie zdążył się nawet chwałą swych czynów.
Nam w spadku został problem po tym buraku:
jak sprawę rozwiązać kluczyka braku?

***

W kwestii formalnej. Powyższa rymowanka jest odpowiedzią (di risposta) na konkursowy utwór di proposta , który wybrałem z szerokiej a pięknej twórczości pana Piotra Bukartyka.

I, jeśli formalności, no to jeszcze i tagi: #zafirewallem , #poezja , #tworczoscwlasna .

Dziękuję.

Zaloguj się aby komentować

Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie

***

Od Autora

Drodzy!

Weekendową, już chyba tradycyjną porą, oddaję do Waszych rąk kolejny epizod przygód naszych zasranych bohaterów. I chyba tym razem nie mam nic więcej już do powiedzenia, więc załączę tylko takie oto życzenia:

miłej lektury!

Wasz Autor.

***

Spis treści

Księga I – Zwycięstwo
Księga II – Do Grecji!
Księga III – W Grecji
Księga IV – Nadal w Grecji
Księga V – Ciągle w Grecji

***

Księga VI
Jeszcze chwilę w Grecji, ale dłużej już w Nowej Soli

Przed lotem – Nowa Sól – Poranek – Służba

Na wieść o zamku Splash z szafy wyskakuje;
spokojnie, jak to stoik, i tak peroruje,
takie oto do Pachy on kieruje zdania:
– Phi! Mądrość jest ważniejsza ode posiadania!
Cóż ten cały twój zamek kiedyś ci pomoże
kiedy to wczesnym rankiem Śmierć przyjdzie, być może…
– Splash! Nie mam teraz czasu na mądrość stoików,
a ty za to, @moll przelej, proszę, do słoików
ten barszczyk twój cudny i do zamrażalnika
wrzuć mi też na czas jakiś każdego słoika
bo barszczyk, gdy zamarznie, żadnym wtedy płynem,
ale ciałem jest stałym! Tak właśnie ominę –
sposobem! – naziemną kontrolę bezpieczeństwa,
za to że mi tam wtedy, bez krzty człowieczeństwa,
nieodżałowane DWIEŚCIE SZEŚĆDZIESIĄT CZTERY
moje złote gnidy te zabrały! Te cholery!
– W co słyszę – mówi @moll – to nie wierzę uszom
Pacha dziedziczką zamku! Szkoda, że Ukruszon
on się nie nazywa, tak jak i u Pratchetta!
To dopiero szczęśliwa byłaby kobieta!
Z takimi to słowy, choć nadal utyka,
zmierza ze słoikami do zamrażalnika.
A Pacha dalej ciągnie swój lotniczy wywód:
– Polecimy tym razem bez gastrycznych przygód!
Zamrożony barszczyk w podręcznym bagażu,
wniosę sobie na pokład, bowiem: na cmentarzu
wyląduję, a nie nie na lotnisku, i zginę
gdy w menu znów ujrzę tylko oberżynę!
A ja? Siedzę w kącie i trochę mnie boli
bo nie w Gorzowie, ale w Nowej Soli
zamek położony. I w sercu mnie kłuje,
bo: – Tamże zamieszkamy! – Pacha decyduje.
Ale: co mogę? Co zrobisz, gdy się baba uprze?
Więc się na to zgadzam. Z myślą o jej kuprze.

Podróż nam ta lotnicza bez przygód mijała
tyle tylko, co Pacha barszczem się oblała.
Plama na jej koszuli, przed tą plamą czystej,
nie wzbudziła jednak jej nacjonalistycznej
postawy. Srać raz poszła, ale bez obrazy,
bo i ja też poszedłem wysrać się. Dwa razy.
Lot więc był spokojny, a też i lądowanie
tak łagodne, że nawet na łosia kolanie
ciężko byłoby o nim pisać. Pekaesem
później aż do Nowej Soli, gdzie, pod adresem
zamku, Pacha się wzruszyła, gdy, na tej ziemi
swójże spadek ujrzała oczami własnemi.
Mnie trochę to zdziwiło, bo, przyznaję szczerze
nie szło tam nic rozróżnić: gdzie stajnie, gdzie wieże
kiedyś – jeśli w ogóle – się znajdowały.
Zamek? To gruz jakiś! I w ruinie cały!
Noclegowi w lesie fart zapobiegł taki
że obok zamku stały dla służby czworaki.
Nie żeby jakoś lepiej się prezentowały
ale i ścinany miały, i dach prawie cały.
Zimny wiatr nagle powiał, więc mówię: – Ma słodka
co będziemy tu marznąć? Chodźmy już do środka.
Tym bardziej, że mi, biedna, aż zębami szczęka
więc drzwi przed nią otwiera sama moja ręka.
Od razu z Pachą, z zimna prawie siną
w łożu się kładziemy pod zgniłą pierzyną.
– Wreszcie razem w łóżku – mruczę jej – kochana!
Ona mi na to: – Jam dziś niedysponowana!
I – a nawet ten widok sporo ma uroku –
zwraca się do mnie dupą, kładąc się na boku.
Ja: tak jestem rozgrzany, że nie mogę usnąć
i marzę tylko o tym, żeby bromu chlusnąć!
Bo kusi mnie mocno tyłkiem w kształcie gruszki
choć miast ze mną się ślinić, to ślini poduszki.
Ledwie moment i w sen zapada głęboki:
ani się nic nie ruszy: zimna, jakby zwłoki
obok mnie leżały. Czy się nie przekręciła
bym się może i zmartwił, ale przemówiła
przez sen tak: – Och, @moll! Moja @moll ! Jakież to słodziutkie
ty mi tu rzeczy robisz! Jakież przyjemniutkie!
I czekałem ze zgrozą następnego zdania
ale ona zaczęła swój koncert chrapania.
– No to ładnie! – myślę – Greka podejrzewałem
a tu @moll , tego węża, ja pod nosem miałem!
Teraz wszystko już jasne, wyjaśnienie proste,
dlaczego Pacha spać jej nie dała pod mostem!
I długo tak leżałem ze sercem złamanem,
usnąć udało mi się dopiero nad ranem.

A gdy poranne (o trzynastej) wstały zorze,
to i ja też wstałem. W fatalnym humorze,
bo w półśnie szukałem lukrecjowych ustek
ale ich nie znalazłem: Pachy miejsce puste.
Więc, niedobudzony, w humorze do bani
wyszedłem z łóżeczka szukać mojej pani.
Do drugiej izby chaty śmiechy mnie zwabiły
i siedziała tam Pacha i – Dzień dobry, miły! –
tak mi tam powiedziała. – Tak ty spałeś słodko,
że żeby cię obudzić, byłabym idiotką,
i obudzić cię wcale nie miałam sumienia,
więc, z samego rana, poszłam do strumienia,
umyć się, bo nie mamy bieżącej tu wody.
Później, korzystając z tej chwili swobody,
bez próby się przyssania, zaraz po umyciu
włączyłam sobie bajkę. Czeską. O Kreciku.
Patrz jaki on słodki! W drzwi pukać zaczyna!
Mnie, od tego pukania, to się przypomina
tamta jej nocna, namiętna do @moll przemowa.
Już chcę robić borutę, kiedy takie słowa
z radością ogromną do mnie wypowiada:
– A wiesz co mi się śniło? To, że sobie śniadam
najwspanialsze na świecie ode @moll śniadanie!
Ach, piękne to było przez sen fantazjowanie!
Za moje podejrzenia to nawet ją chciałem
przeprosić, ale nie, bowiem sam zgłodniałem.
– Oglądaj Krecika, tu w spokoju sama –
tak mówię – ja tymczasem to idę coś wszamać.

I wychodzę do tej izby, gdzie kaflowy piec
stoi, i, tak jak ja stoję, to mógłbym tam lec,
bo zaskakująco – jak polskich piłkarzy gol –
tam, przy kaflaku, nikt inny, ale sama @moll
stoi! – Cześć Jerzy – tak do mnie ta @moll przemówiła –
ale się cieszę, że mnie tutaj zatrudniła,
Pacha, w tym majątku, co, po ślubie: Starki
nazwę będzie on nosić, na miejscu kucharki.
Nie mogłam się doczekać kiedy pracę zacznę!
Jak, u Pratcheta, Scrobic: kucharka z Lancre!
Porzuciwszy na chwilę pomysł ze śniadaniem
wracam ja do Pachy z takim zapytaniem:
– Zatrudniłaś @moll ? Super! Tylko: kto zapłaci?
– Jak: kto? – pyta Pacha – My. Przecież MY bogaci!
Sam tak mi przecież, Dżordżu kiedyś powiedziałeś!
A teraz co? A może wycofać się chciałeś
z tych słów? I co jeszcze? I ze ślubu może?
Jeśli właśnie tego chcesz, mój Dżordżu, to dobrze!
– Nie! Nie, kochana! Źle ty mnie zrozumiałaś! Czy
nie wiesz, że gdy Polak głodny, to wtedy jest zły?
Dlatego, proszę cię, odłóżmy tę rozmowę
do czasu aż śniadanie opędzluję sobie.
I – dzięki Bogu – Pacha ma wyrozumiała
na moją propozycję zgodzić się zechciała.
Więc wracam ja do kuchni tam gdzie @moll króluje
a tam śniadanko późne na stole paruje,
a skład tego śniadanka jakże mnie zachwyca:
kawka, chlebuś świeżuśki, no i jajecznica.
– „Ale będzie szamanie” – myślę – „tylko jeszcze
tę jajecznicę to posypię sobie pieprzem!”
I sięgam po młynek i: – Ty chamie bezczelny!
To młynek jest wyłącznie do przypraw korzennych! –
tak to właśnie tam wtedy @moll mnie opieprzyła:
rzecz dziwna, bo normalnie bywa raczej miła.
Po tym faux pas atmosfera stała się licha,
śniadanie skończyłem nic nie mówiąc, z cicha.
A później, już spokojny, bowiem najedzony
poszłem do drugiej izby, do mej przyszłej żony,
dokończyć rozmowę. Takie tam oto słowa
za pomocą ust Pachy wyrzucała głowa:
– Widzisz, Dżordż, my szlachta, więc z wysokiej półki,
służby potrzebujemy, a ja przyjaciółki.
Stąd też właśnie pomysł z tym @moll zatrudnieniem
w zgodzie to zrobiłam ze swoim sumieniem.
Będzie @moll u nas pracować jako kucharka,
i cześniczka, rejentka, sekretarka Starka,
oraz także jako koniusza, szambelanka,
fornalka, chlewmistrzyni, kowalka, furmanka.
Tylko jednej posady nie będzie dotykać:
Splasha ja zatrudniłam bowiem na klucznika
Ale nie martw się! Tanio, za miseczkę ryżu
bowiem @moll nie pasuje kutas do imidżu.
– Mój Boże – mówię na to – jeszcze Splash! Czy wiecie
gdzie on może siedzieć? – Siedzi w toalecie –
mówi Pacha spokojnie, żeby było miło.
Odpowiadam: – Też pójdę, bo mnie przypiliło!
I wraz udaję się do latryny w drogę
z tego ciśnienia na zwieracz każdą nogę
moją na ziemi bardzo ostrożnie stawiając.
Wreszcie, końcówkę drogi niemal dobiegając,
staję przed sławojką, ale drzwi jej zamknięte!
No: to Splash tam jest w środku, bo gówno, nie miętę
węszę stamtąd. W drzwi uderzam: – Splash! Szybciej! Proszę!
A on z wnętrza ku mnie stoickim swym głosem
tak mi odpowiada: – Nie! Ja się stąd nie ruszam!
Dokończyć chcę tu dzieło Marka Aureliusza.
Poczekaj jeszcze trochę! No, jeszcze chwileczka!
Właśnie dzieło kończę: Rozmyślania – dwójeczka.

***

Stopka redakcyjna

Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2023

@George_Stark , 2023
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark

#tworczoscwlasna #poezja
splash545

Aż się popłakałem, że tak pięknie to wykorzystałeś z tymi Rozmyślaniami

Miałem się obruszyć, że za miseczkę ryżu tylko, no ale po tym co na początku powiedziałem i z czym się zgadzam w sumie, to cóż, narzekać nie mogę.

A ten patent z barszczem mrożonym, kurde dobra myśl, będę musiał kiedyś wykorzystać xd

splash545

UWAGA: powyższy poemat zawiera cztery srania i jedno niedoszłe


Sorry za spojlery

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry moi Mili!

Tak jak pianiści rozgrzewają się za pomocą pasaży, albo śpiewacy poprzez solfeż, tak i ja dziś rozgrzewam się przed Panem Jerzym za pomocą krótszego utworu wierszowanego. Tak sobie popatrzyłem na ten wczorajszy fragment tekstu tego wspaniałego utworu, przyszło mi do głowy kilka pierwszych rymów, określiły temat no i dalej to już w zasadzie samo się ułożyło. To jest utwór poza konkursem #nasonety , bo w regulaminowej długości zabrakło mi miejsca na pointy, które to musiałem wstawiać w osobnym wersie po każdej ze strof. Mam nadzieję jednak, że nie macie mi tego za złe. Tym bardziej, że te pointy to się ze sobą nawet rymują!

Miłej lektury i miłego dnia.

***

Popłuczyna ekologiczna

Pływam sobie wśród popłuczyn:
martwy kot, van Gogha uszy,
różne rzeczy mnie mijają,
co to ludzie je spuszczają
w toalecie.

Nikłą bowiem świadomością
ekologii, lub: obojętnością
wykazują się, zasrańce,
a już zwłaszcza wczesnym rańcem
na sedesie.

Później: myk i wołowinka
albo może wieprzowinka
na obiad; nie eko-jarzynka.
I te gazy, które krowa, świnka
emitują od pierdzenia.

Pomyśl czasem, brudny synu,
nad skutkami swoich czynów:
o metanie, amoniaku,
którym: doprowadzasz mnie do wraku.
Twoja brudna matka Ziemia.

***

#poezja #tworczoscwlasna #zafirewallem

Zaloguj się aby komentować

Licząc zgodnie z porządkiem całego świata, poza może województwem Lubelskim, rozpoczynamy oto piątą edycję bitwy #nasonety !

Jakiś czas temu, w obawie żeby forma nam się nie przejadła, proponowałem, mimo nazwy tagu, żeby może wrzucić utwór rymowany w gatunku innym niż sonet. Nikt nie posłuchał tej sugestii, no to teraz sam ją siłą przeforsuję.

Ostatnia, czwarta, edycja przyniosła nam kilka utworów nostalgiczno-smutnych, więc dziś, żebyście na przyszłość wiedzieli jak sobie z tym radzić, zaproponuję tekst do utworu muzycznego pod tytułem Odrobinka winka autorstwa wspaniałego polskiego autora, pana Piotra Bukartyka. Tekst ten jest dość długi, więc, na potrzeby konkursu postanowiłem skrócić go do szesnastu wersów, żeby to układanie nasze było jednak przyjemnością, a nie męką. Oto i rzeczone wersy konkursowe:

Kiedy życie ci dokuczy,
a jak doświadczenie uczy,
takie rzeczy się zdarzają:
choćby chandra, znam i ja ją.

I tu spieszę z wiadomością,
że pomoże ci z pewnością
przykre losu znieść kuksańce
poncz, czasami zwany grzańcem.

Odrobinka winka.
Odrobinka winka.
Może być zaledwie krzynka,
lub, gdy wolisz, cała skrzynka.

Do tak powstałego płynu
dodajemy setę ginu.
Zapomniałem o koniaku!
No co ci szkodzi, lej chłopaku!

Powodzenia i dobrej zabawy!

***

Rzecz o zasadach

Ograniczyłem ten utwór do szesnastu wersów, ale oczywiście nie mam nic przeciwko, jeśli ktoś ułoży coś do całości. Albo do innego fragmentu. Jeśli ma ochotę: proszę bardzo. Nie wymagam też zachowania rytmu i długości frazy, to zresztą mogłoby być w tym przypadku dość trudne. Ale, tutaj również, jeśli ktoś ma ochotę: proszę bardzo.

Ponieważ z tym liczeniem plusów, jak sami widzieliśmy, to bywa różnie, więc w tej edycji zrobimy inaczej. Konkurs kończy się w przyszły piątek (05.01.2024) o godzinie o 18:00. Po tej godzinie, pewnie całkiem niedługo po niej, dodam ankietę, za pomocą której w głosowaniu proporcjonalnym, równym, powszechnym, bezpośrednim i tajnym (chyba tajnym – nie jestem pewien czy te ankiety tutaj gwarantują anonimowość) wspólnie wybierzemy zwycięzcę, którego ogłoszę w sobotę rano. Godziny nie podaję, bo zrobię to jak wstanę, a sobota to mój święty dzień bez budzika choćby-nie-wiem-co. Aha, nawet jeśli ja coś ułożę (a pewnie ułożę, bo straaasznie to lubię), to mnie w ankiecie nie będzie. Bardzo zależy mi na tym, żeby, w miarę możliwości, co edycję w każdym z naszych konkursów wygrywał ktoś inny. Takie podejście ma mnóstwo zalet, mogę je wymienić na żądanie.

Tyle w sprawie formalnej. Chyba że komuś bardzo zależy na zwycięstwie, to proszę dać mi znać i wtedy autorytarnie ogłoszę tę osobę zwycięzcą. Decyduje kolejność zgłoszeń.

***

Rzecz o twórczości pana Piotr Bukartyka

Wzorem kolegi @Piechur , który kiedyś przypomniał – a niektórym może przedstawił – postać pana Jeremiego Przybory, ja chciałbym Wam przybliżyć postać pana Piotra Bukartyka. No, nie samą postać może, bo poza tym, że jest ona łysa i całkiem sympatyczna (kilka razy miałem przyjemność porozmawiać, a nawet wspólnie planować projekt, który nie wyszedł, z racji – a jakże! – finansowej), ale tejże postaci twórczość, bo tutaj to już wiem jednak trochę więcej.

Otóż, człowiek ten sporą część twórczości swojej zrymował w podobnych do nas okolicznościach, bowiem przez wiele lat bywał (a może nadal bywa – tego nie wiem, bo radia już nie słucham – wówczas jednak nie: „przez wiele lat”, ale: „od wielu lat”) gościem porannych piątkowych audycji pana Wojciecha Manna, w których to prezentował swoje utwory. – Nic szczególnego to! – być może powiecie, i nawet bym się z tym zgodził, gdyby nie pewien szkopuł. Bo on ten utwór, prezentowany w piątek rano to zaczynał pisać w czwartek wieczorem! Ten dzisiejszy tekst jest między innymi przykładem tych nocnych objawów talentu pana Bukartyka. Z tej to twórczości powstały dotychczas dwie płyty długogrające: Z czwartku na piątek oraz Ja, wolny człowiek; Z czwartku na piątek vol. 2.

Pozwolę sobie również, być może ku inspiracji przedstawić tutaj kilka z wielu moich ulubionych utworów autorstwa tego grajka, jak sam o sobie mówi. Oto i one:

W sprawie sztuki filmowej – jeden z moich ulubionych przejawów tej wspaniałej dziedziny twórczości, jaką jest (tak przeze mnie nazywana) sztuka chujowa; proszę szczególnie zwrócić uwagę na tę piękną chwillę w refrenie, wstawioną tam chyba na niezwykle kreatywnej licencji poetica;

Łysa piosenka – to już z przyczyn czysto osobistych, bo przecież to, na co nie mogę nic poradzić, to najlepiej jest po prostu wyśmiać; budujące jest też w tym wszystkim to, że z artystą takiego kalibru, jak pan Piotr Bukartyk, mamy pewne punkty wspólne;

Luz i zapał – myślę, że ten utwór (również napisany z czwartku na piątek) mógłby zostać hymnem naszej kawiarenki; i wcale pan Tuwim z tego powodu by się nie obraził.

Zawsze zastanawiało mnie, jak to jest możliwe, że ten sam człowiek może mieć tak różne oblicza. Tak jak pan Axl Rose, który z jednej strony imprezował tak, że w hotelach przewody ze ścian wyrywał , a z drugiej potrafił napisać coś tak pięknego, jak tekst do utworu November rain . Nie wiem jak wyglądały imprezy z udziałem pana Bukartyka (wiem natomiast, że kiedyś sam Joka z Kalibra 44 proponował mu jaranie; jak to się skończyło – nie mam pojęcia, ale być może pan Piotr nie odmówił, bo ma przecież w repertuarze utwór, dość znany zresztą, zatutułowany Sznurek ), ale ten człowiek, który potrafi tak świetnie napisać teksty żartobliwe, nie jest również bezsilny na drugim biegunie twórczości. Za przykład niech posłużą takie utwory jak:

MałgochaBiuro Ludzi Zagubionych to jedno z najlepszych zestawień słów, jakie kiedykolwiek zdarzyło mi się słyszeć;

Kup sobie psa – w ogóle cała płyta O zgubnym wpływie wyższych uczuć, utrzymana w takim klimacie, jest kapitalna;

czy Nie wszystko jest na sprzedaż / Ja tu tylko gram – tutaj akurat w wykonaniu pana Marka Dyjaka, który tekst ten zinterpretował kapitalnie, lepiej – moim zdaniem – od autora nawet.

Dobra, jako teaser tyle wystarczy. Jeśli ktoś jednak chciałby więcej poleceń w temacie twórczości pana Bukartyka, to ja zawsze chętnie. Jest to bowiem jeden z moich ulubionych autorów.

Dziękuję za uwagę.

KONIEC

Nareszcie!

#poezja #tworczoscwlasna #zafirewallem
UmytaPacha

przy takim głosowaniu to przydałoby się, żeby wysyłać tobie odpowiedzi na priva, byś mógł je następnie wstawić wszystkie bez podawania autorów


a piosenkę odsłuchałam, legancka : P też nie popieram przesłania piosenki jak Pan Mann, ale słucha się przyjemnie

bojowonastawionaowca

@George_Stark Piotr Bukartyk wciąż jest w miarę regularnie gościem u Manna, w Radiu Nowy Świat

splash545

Ciekawa postać z tego Bukartyka. Jednak musisz wygrać tu od czasu, do czasu, choćby po to, żeby konwencję zmienić

Zaloguj się aby komentować

Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie

***

Od Autora

Drodzy Czytelnicy!

Nie spodziewaliście się zapewne kolejnej części przygód pana Jerzego tak prędko, prawda? Bo ja, prawdę powiedziawszy, zupełnie się nie spodziewałem. Zabrałem się jednak za porządkowanie notatek, szkiców i pomysłów do tego poematu doniosłego na dupie opartego (i to, na dodatek, w rozmaitych tej dupy aspektach) i jakoś tak z rozpędu przy tym zajęciu machnęła mi się cała księga piąta (a i z pół szóstej przy okazji; no i spora część dwunastej też), którą to teraz do rąk Waszych oddaję.

Jest taki stary dowcip (ja to znam chyba tylko stare dowcipy): – Co ma wspólnego Grecja i trwający jeszcze, świąteczny weekend? – Długi (hahaha!). Możemy więc ująć sprawę tej księgi, która to przyszła na świat trochę jako wcześniak, w taki oto sposób: cztery dni wolnego – to tak jakby dwa weekendy zeszły się do kupy. A skoro dwa weekendy, no to i dwie księgi Pana Jerzego! Zupełnie tak, jak kiedyś wychodziły, z okazji wakacji czy świąt właśnie, podwójne numery czasopism. A może dalej tak wychodzą? Nie mam pojęcia, od jakiegoś czasu prasy nie czytam już żadnej.

Wyjątkowo płodny był dla mnie ten okres świąteczny, i to płodnością najlepszą i najbezpieczniejszą z możliwych! Bowiem płodny był płodnością taką, po której nie zachodzi obawa o to, że kiedyś przyjdzie mi jakieś alimenty płacić, a za to może i jakieś tantiemy mi wpadną? Nie licząc jednak na nie, a także nie przedłużając, zapraszam oto do lektury! Przyjemności! – w miarę możliwości.

Wasz Autor.

***

Spis treści

Księga I – Zwycięstwo
Księga II – Do Grecji!
Księga III – W Grecji
Księga IV – Nadal w Grecji

***

Księga V
Ciągle w Grecji

Spacer – Rozmowa – Zdrada? – Spadek

Bez żadnych awantur pod prysznic Pacha poszła.
– „Długo coś jej tam schodzi” – myślę – „może doszła?
Ale jakby tam doszła, Pacha ma kochana,
kiedy to ona przecież nie ma bakłażana?”
(I całe szczęście! Bowiem: ja nie jestem fanem
tychże nowoczesnych kobiet z bakłażanem.)
Aż w końcu wychodzi: umyta, pachnąca.
– Zimna woda! – tak woła – Słońca, Dżordżu! Słońca!
Tak na ateński spacer my poszliśmy razem
a @moll się w tym czasie zajęła obiadem.
Po Atenach bez celu troszeczkę chodzimy,
podjąć temat drażliwy jakoś się boimy.
Ciszę Pacha przerywa: – Dobła, Dżordżu Starku,
by pogadać spokojnie, to chodźmy do parku.
Tam, w cieniu platanu, razem usiądziemy
i naszymi problemami wspólnie się zajmiemy.
Zgadam się na to, mówiąc: – Dobrze, me kochanie,
podoba mi się bardzo twoje rozwiązanie.
Niezwykle delikatne, tak subtelne prawie
jakoby ten ptaszek, co się zmoczył w trawie.
Na takiej to konkluzji więc poprzestajemy
i poszukać gdzieś parku wraz się udajemy.
A dzionek był to piękny, raz jeszcze powtarzam:
gdzieś mijamy kurę, co się w piachu tarza
a gdzie indziej okazy ateńskiej przyrody:
tutaj narcyz piękny, tam piękny łabędź młody!
Aż po godzinie gdzieś, za teatrem, z lewa,
dostrzegamy w końcu jakieś krzaki, drzewa
i tam, pomiędzy nimi, i ławeczka pusta:
ja silę się na uśmiech, wykrzywiając usta
bo strach mi przed rozmową którą odbyć mamy.
Mówię jednak po męsku: – Pacha! Tam siadamy!

Pozycję startową, nim siedliśmy wygodnie,
zająłem właściwą. Niech Pacha wie, kto spodnie
w tymże związku nosi! Kto tu dzierży władzę!
A i czytelnikowi to samo ja radzę:
pomimo tego, co ci może mówi serce,
kobitę trzymaj krótko, niech zna swoje miejsce!
Siedliśmy na tej ławce no i nagle: cisza!
Cisza tak przejmująca, że i bym usłyszał,
gdybym tylko się skupił, gdybym złapał fokus,
jak ósemkę mą niszczą wredne streptococcus
ze szczepu bakterie. Tego jednak nie słyszę,
a słyszę za to Pachę, bo przerywa ciszę
gdy w końcu się odzywa, mówiąc do mnie tak:
– No to proszę, zaczynajmy, panie Dżordżu Stark.
Co masz do powiedzenia, tak jak tego chciałeś,
powiedz. Bo, że chcesz mówić, to sam powiedziałeś.
Cóż było robić kiedy (może tego chciała?)
Pacha takimi słowy mnie sprowokowała?
A więc, cichutko i nieśmiało, ja, Stark Jerzy,
wyrzucać począłem to, co na sercu leży:
– Na początek chciałem poruszyć jedną sprawę:
czemuż to swym ryżykiem karmisz obcą babę?
I jeszcze na dodatek, o tym wiedzą wszyscy,
do ryżyku miłosne jej dołączasz listy!
Recz druga: twoja pamiętliwość. Powiedz, proszę
DWIEŚCIE SZEŚĆDZIESIĄT CZTERY złote? Jakieś gorsze,
to są. My! Nie ja! Słyszysz? My! Bogaci teraz!
No przecież masz noblistę. No i milionera!
A ty wszystko pamiętasz, tak jak Mnemosyne
i jeszcze na dodatek tylko moją winę
w stracie upatrujesz! I tak mi z płaczem
mówisz: za taką sztukę, może ci wybaczę.
Ty tylko o pieniądzach! Marność! Wszystko marność!
Ja to dla ciebie wiersze pisałbym za darmo!…
Mógłbym jeszcze i długo ciągnąć tę przemowę
lecz nagle twarz mej Pachy barwy fioletowe,
przyoblekać zaczyna, takie jak Jagoda,
– się dziewczyna przejęła, nawet mi jej szkoda –
a łydki jej łyse (bo suknię za kolana
wdziała, więc było widać) już tańczą kankana.
I cała już się trzęsie, zaczyna ją nosić,
wzruszyła się pewnie i chce mnie przeprosić.
I usta otwiera, w ton uderza taki:
Sorry! Wybacz, Dżordżu, ale muszę w krzaki!

Nie jest ze mnie aż taki wredny okaz knura
żeby ją zatrzymywać, gdy wzywa natura.
– Dobrze, ja poczekam – rzucam w odpowiedzi
której Pacha nie słyszy, albowiem już siedzi
w krzakach. Albo, nie wiem, może i tam kuca?
Nie będę tego drążył, spojrzeniem nie rzucam
w tamtym kierunku. A niechże prywatności
ma też trochę dziewczyna. Jeszcze się rozzłości.
Ale, w tymże miejscu, prawem narratora,
uznajemy, że przyszła odpowiednia pora
by przedstawić Wam tutaj Pachy rozmyślania,
które poczyniła w krzakach podczas srania:
– „Ech, widać że Dżordż to wszystko mocno przeżywa
ale może i ja też ciut niesprawiedliwa
jestem, bo, choć nieudolnie, ale się stara
przecież, a nie nagroda, a coś jakby kara
go za to spotyka. No, trochę chłopa szkoda.
Niechże więc zamiast kary, czeka go nagroda.
Teraz więc postanawiam sobie postanowić
trochę się postarać i przyjemność mu zrobić.
Niechże więc pomyślę, w czymże się lubuje
gdy akurat się do mnie przyssać nie próbuje?
Wiem! Przecież to czytelnik namiętny książkowy
sprawię mu w prezencie jakiś wyjątkowy
egzemplarz! Pomysł świetny! To się chłop ucieszy!
Z tym pomysłem kończyć wypróżniać się spieszy
i, załatwiwszy sprawę, przeczesuje torbę
żeby znaleźć chusteczki. Nagle: Greka Zorbę
widzi, który w ten dzień piękny spacerował
nosząc na papierze wydrukowane słowa
o sobie, w rzadkim, a wspaniałym wydaniu,
równym wręcz jego własnym o sobie mniemaniu.
– Zorbo! Zorbo! Chodź no tu! – tak to woła Pacha
i, by uwagę zwrócić, rękami mu macha.
A myśli tak sobie: – „Tym szczęśliwym to trafem
będzie miał Dżordż książkę i to z autografem!
I to nie autora, lecz protagonisty!
Tylko najpierw se wytrę tyłek swój nieczysty!”
Niestety, nie ma jednak Pacha na to czasu,
Zorba bowiem, zwabiony ogromem hałasu
jaki uczyniła, z alejki zstępuje
i już wprost ku niej żwawe swe kroki kieruje.
W tym czasie ja, na ławce sam pozostawiony,
nieobecnością długą leciutko zmartwiony,
idę jej poszukać i… o żesz ja pierdolę!
Zorba obok Pachy, Pacha: gacie w dole!
Pod wpływem zazdrości w sprawie mojej Pachy,
wstyd się trochę przyznać: narobiłem w nachy.
I myślę: – „Rację miał pan Wergili! Człowieku!,
wiedz: Timeo Danaos! czyli: strzeż się Greków!”
I, w rozpaczy pogrążon, tak jej mówię: – „Paszka!
Co z ciebie za kobieta?! Co z ciebie za Laszka?!
Żeby tak z Grekiem chować się po krzakach?!
Kiedy ty fajnego z Polski masz chłopaka!
Przy mnie, takim Polaku, każdy Grek się chowa:
nie dość, żem z Polski, to jeszcze z Gorzowa!
I nie tylko w spodniach, ale i na duszy
jest mi jakoś tak ciężko. Pacha: się nie puszy
tylko przemowę swoją taką rozpoczyna:
– Otóż, mój kochany, to nie jest moja wina
i ja, tak jak i wódka, czyste mam sumienie,
zaszło nam tutaj bowiem nieporozumienie!
Było tak: jak sam wiesz, w krzaki poszłam sobie
za potrzebą mą pilną, ale tam o tobie
jedynie i dla ciebie prezencie myślałam,
z nikim w tych krzakach ciebie nie zdradzałam.
A że ten Zorba obok? Zupełny przypadek!
Tak samo też i zresztą, jak mój goły zadek.
Bo on tylko przechodził tutaj obok, mimo.
No, sam mi powiedz, Dżordżu, czy to moją winą
że tę książkę, co dzierży, sam ją sobie zobacz,
tak bardzo właśnie tobie chciałam podarować?
I, tak całkiem bezmyślnie, wołać go zaczęłam
i później ty tu wpadłeś, i książki nie wzięłam,
a że ten prezent tak ci bardzo zrobić chciałam
to w tym wszystkim majtek wciągnąć zapomniałam.
No nie gniewaj się! Zrozum i nie bądź na mnie zły
Pamiętasz przecież? Na zawsze: tylko ja i ty!
A chcesz, to wyślemy dziś @moll pod most na spanie
i wtedy wieczorem będziesz miał… – Niech zostanie!
Znam te obietnice, rodem jakby z bajek
A kiedy @moll z nami: przynajmniej się najem.
Poza tym, muszę przyznać, tak zupełnie szczerze:
dla mnie brzmi to rozsądnie. No i ja ci wierzę.

Lecz na wszelki wypadek, Pasze ufam bowiem,
ale tym wokół Grekom, to jakoś nie mogę,
pytam się tak jej: – Paszko ma wierna, wspaniała,
może już wracajmy? Chyba już zgłodniałaś?
Entuzjastycznym ona wręcz na to skinieniem
zgadza się, a i jeszcze żołądka burczeniem
aprobatę potwierdza całkiem niewerbalnie.
– Tak, świetny to jest pomysł! Chodźmy! Ale fajnie!
Po tej rozmowie razem, wesoło na chatę
wyruszyliśmy. Choć, w tych uliczkach Aten
kilka razy to żeśmy trochę się zgubili;
nie zepsuło to jednak nam nastroju chwili.
A pod drzwiami pokoju: cudne aromaty!,
zupełnie inne, aniźli te, co spod pachy
w dzionek taki piękny się wydobywają.
– „Ciekawe co za cuda tam na nas czekają?”
Z taką myślą, głodny, ja do kuchni wchodzę
i – o moja rozpaczy! – bo tam na podłodze
siedzi @moll i płacze! – No, co się tutaj stało? –
pytam @moll , której to twarz łzami już zalało.
– Widzisz, Jerzy, na obiad pierogi być miały
ale mi jakiś łobuz farszyk wyżarł cały!
No i co też ja teraz, co ja biedna zrobię?
Mogę wam tylko podać ciasto pierogowe!
– Nie szkodzi – mówi Pacha – i ciasto nam starczy
tym bardziej, że do niego czuję także barszczyk!
I siadamy we trójkę żeby obiadować
ten posiłek wspaniały, co przy nim się schować
mogłyby wszystkie greckie te niby-ambrozje.
Nagle Pacha powstaje no i swoje spodnie
po kieszeniach nerwowo jakoś przeszukuje,
a na nasze zdziwienie: – Coś mi tu wibruje –
wyjaśnia i ze spodni wyjmuje komórkę.
Czyta coś na niej, a warg kąciki w górkę
jej się nagle unoszą, i twarz promienieje:
– Wiecie wy co się stało? Szczęliwam, ojeje!
Podwójnie ja się cieszę, bo i ten obiadek
od @moll jest fantastyczny, ale też i spadek
właśnie otrzymałam. Dżordż! Ty jesteś noblistą,
a ja? Ja to od teraz zamku żem dziedziczką!

***

Stopka redakcyjna

Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2023

@George_Stark , 2023
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark

#tworczoscwlasna #poezja
moll

Nawet farsz się załapał xD

George_Stark

@moll A ja wiem nawet kto go zjadł! Farszyści! Ci w brunatnych koszulach, bo sobie je barszczykiem pobrudzili!

moll

@George_Stark ku chwale wodza!

splash545

Rozmyślania podczas srania xd

George_Stark

@splash545 A Ty nie rozmyślasz wtedy?

splash545

@George_Stark Oczywiście, że tak. Dlatego tak mnie to ujęło, bo to takie życiowe

UmytaPacha

ehh świeżo po myciu krecik zapukał, najgorzej ( ͡° ʖ̯ ͡°)

ojeje, co ona żre że ją tak nosi?

splash545

@UmytaPacha Pewnie jakiś ryżyk z japkiem

George_Stark

@UmytaPacha Może była z rana lekko niedosrana?

Zaloguj się aby komentować

Ten poprzedni miał być ostatni, ale coś wczoraj nie mogłem usnąć i, tak jak to śpiewał pan Tom Waits w pięknej piosence I hope I don’t fall in love with you (to w ogóle dla mnie jeden z lepszych muzycznych tekstów, jakie kiedykolwiek słyszałem): the night does funny things inside a man, to mi się w głowie układało to, co dziś rano spisałem. Tym to sposobem nie dotrzymuję słowa i oto znów coś zamieszczam.

Myślę, że w tym wytworze jest kilka inspiracji: nastrój sonetu di risposta od kolegi @Piechur ; gdzieś mi tam pewnie po głowie chodziła mi Tolerancja pana Stanisława Soyki, gdzieś Wieża radości, wieża samotności Sztywnego Palu Azji (to jest w ogóle kapitalna nazwa zespołu!), gdzieś tam pewnie echo myśli pana Andrzeja Stasiuka że życie to jednak strata jest. No i powstała mi z tego wszystkiego taka di risposta do sonetu di proposta koleżanki @moll . Konkursowa chyba nawet, bo nic się tutaj, o dziwo, nie powtarza.

***

Twierdza

A gdy wciąż boli po ostatniej stracie
to wytycz sobie na ziemi krąg,
materiał, narzędzia zgromadź gdzieś w wiacie,
fundament wykop, dwa metry w głąb.

Później mozolnie jest murowanie
i wypaloną gliną dachu pokrycie
i okien, ze szkłem grubym, wstawianie
żeby się zamknąć móc należycie.

Na koniec: drzwi. W solidnej ramie,
z zamkiem, co jak go sforsować, nikt nie wie.
A klucz? Do fosy! Niech tam zostanie!
Nie będziesz przecież wychodzić od siebie.

No, to masz już twierdzę, że pozazdrościć!
Siedź sobie tam teraz, w swej Samotności.

***

#nasonety #zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna
moll

@George_Stark nie mogę się powstrzymać, musiałam to skontrować


Obok twierdzy ziemi w wakacie,

Z potu i włosów na karku już strąk,

Pracuję w trudzie, choć gdzieś to macie,

Będzie stał dworek pękaty jak bąk.


Nie będzie mozolne jego meblowanie,

Bo marzę o tym całkiem nie skrycie,

Że chętni zajrzą na wierszowanie,

Na kubek kakauko wymienią w progu okrycie.


I sąsiad z zamku też się złamie!

Przerzuci kładkę przez fosę, gdy się dowie

O naszej zabawie. Przywitam go w bramie,

Bo kto chce być pozostawiony sam sobie?


Dlatego chętnych chcę ugościć,

Każdemu się wygodny fotel umości.

George_Stark

@moll Ale piękna kontra!


Tak mi się skojarzyło z piosenką zespołu TSA 52, dla przyjaciół .


Może pod względem treści, a może dlatego, że to 52 to taka trochę autokontra tego zespołu na ich smutniejsze 51 ?


Choć, ten mój wiersz, przynajmniej w zamiarze, wcale nie miał być smutny. Ale nie będę się z niego tłumaczył, niech sobie czytelnik interpretuje jak chce. W końcu to jego święte prawo.

moll

@George_Stark nie był smutny, był mało towarzyski i zamknięty w sobie. A czasami warto zostawić sobie opcję wychylenia nosa zza warót

Zaloguj się aby komentować

729 + 1 = 730

Tytuł: Pokora
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 10/10

#bookmeter

Pan Jezus Golgoty nie przeżył, odpowiedziałem wtedy z goryczą

Żaden z ciebie pan Alojzy Pokora, jakim chciał cię widzieć Dionizy Braun-Towiański, ten, który w Glewitz organizował Dionizje Polskie, a który później i Śląska chciał polskiego; żaden z ciebie też Herr Alois Pock, choć to „Pock”, brzmi nieco z austriacka, ale porządnie, niemiecko, lepiej niż ta słowiańska „Pokora”, jak twierdził dobry Niemiec, Herr Kullrich, który nienawidził i Polaków, i socjaldemokratów, a i Francuzów i wielu innych też nienawidził, a który to z domu nazywał się jednak Kulik; żaden z ciebie też Alois Pokora, jakbyś po tatulku swoim, Antonie Pokorze z Nieborowitz, mógł się nazywać; i żaden z ciebie też Lojzik, Lojzikiem przestałeś być dawno temu, Lojzikiem przestałeś być wtedy, kiedy to farŏrz pilchowicki, ksiądz Scholtis, zabrał cię z domu do siebie, na farę, żebyś, jako ten najzdolniejszy z rodzeństwa, mógł pobierać nauki w szkole lepszej niż szkoła ludowa; choć Lojzikiem dobrze byłoby być, oj dobrze, tak jak wtedy, kiedy to żonie swojej, Emmie, na piersiach po nocach się wypłakiwałeś.

Żaden z ciebie absolwent filozofii na uniwersytecie w Breslau, bo żeś jej zwyczajnie nie skończył, choć później, w ogłoszeniu matrymonialnym przesłanym do Der Oberschlesische Wanderer skłamałeś, żeś jednak skończył; żaden też z ciebie żołnierz pruski, bo, mimo żeś ochotniczo do armii wstąpił, mimo żeś kajzerowi przysięgał, to kajzera przecież już nie ma, kajzer uciekł do Holandii; żaden z ciebie też leutant, mimo żeś nominację oficerską dostał, mimo żeś zug na Anglików prowadził; żaden też z ciebie bohater wojenny bo, mimo żeś odznaczony Krzyżem Żelaznym, i to i pierwszej, i drugiej klasy, to po wojnie przystałeś do bolszewików, choć i do nich żeś się nie zapisał, więc i bloszewik też z ciebie żaden; wreszcie żaden też z ciebie mąż, bo choć żeś Emmie przed ołtarzem przysięgał, to na pierwsze skinienie Agnes do niej pobiegłeś, jak ten pies, i jak ten pies żeś tam przed nią klęczał i stopy jej całował.

Kim wobec tego, Aloisie Pokoro, jesteś? Jesteś nikim. Jesteś wrakiem człowieka zagubionym we wraku świata.

***

Wspaniała to była książka, czego zresztą po książce, na której okładce widnieje nazwisko Twardoch, zupełnie się spodziewałem. Podobało mi się w niej wszystko. Od języka, tego wspaniałego, literackiego języka, jakim Autor operuje, tej mieszany polskiego, niemieckiego, i tego wasserpolen, którego, choć nie umiem, to z taką przyjemnością zawsze słucham. Podobały mi się te piękne, długie zdania, w których pan Autor potrafił zawrzeć tyle emocji, skrajnych nieraz, ani razu żadnej z tych emocji nie nazywając. Dalej, podobała mi się kreacja bohaterów, tak głównego, który, jak to pan Twardoch mnie przyzwyczaił, jest zagubiony, rozdarty między nie tylko swoją tożsamością narodową leżącą gdzieś pomiędzy Śląskiem, Polską a Niemcami, ale też jest zagubiony w swoim życiu; podobało mi się to, że choć jego decyzje i wybory z moralnego punktu widzenia można oceniać co najmniej jako wątpliwe (a i to tylko ze względu na okoliczności), tak wzbudził ku sobie co najmniej moje współczucie, jeśli nie sympatię nawet. Podobała mi też się kreacja postaci drugoplanowych, a nawet epizodycznych, wśród których szczególnie podobała mi się kreacja Kiesela, tak wspaniale, choć krótko (to też ogromna sztuka!) zbudowanego tylko po to, żeby za chwilę tak wspaniale go skontrować. Podobało mi się przedstawienie świata, tego walącego się świata po Wielkiej Wojnie (wtedy jeszcze nie nazywanej I Wojną Światową, bo druga dopiero miała nadejść) i wyłaniającego się w nim nowego porządku w wyniku walki tych wszystkich sił, które chciałby, żeby ten porządek wyglądał właśnie tak, jak to one tego chcą. Podobała mi się szczegółowość przedstawienia tego świata, bo u pana Twardocha to nie ma tak, że ktoś bierze do ręki pistolet; nawet nie bierze, po śląsku, pistōli, ale bierze Parabellum; i to nie jakieś tam Parabellum, ale konkretny model: P08 na przykład, a najczęściej bierze nullachtę. To naprawdę mocno buduje tło.

Pochłonąłem tę książkę, nie taką znowu krótką, praktycznie na raz. Ciężko się było od niej oderwać, tak bardzo podobało mi się to, co pan Twardoch w niej zaproponował. Trochę nawet żałuję, że się już skończyła, bo choć kompozycyjnie również wspaniała, to jednak chętnie bym w tym paskudnym, ale pięknie opisanym świecie został dłużej. To najlepsza – według mnie – wśród innych kapitalnych, które do tej miałem przyjemność przeczytać, książka tego autora. I, bez żadnego wahania, w mojej prywatnej biblioteczce, gdzie mogę sobie, nie przejmując się niczyim zdaniem i opinią, stawiać co chcę i gdzie chcę, stawiam tego Autora wśród Autorów takich jak pan Victor Hugo czy Fiodor Dostojewski. Bo naprawdę uważam, że wielkiego powieściopisarza ta Ziemia Śląska wydała. Co mnie ogromnie cieszy.
aac6c675-bb94-4133-abba-cdf7d044e415
ArturBurbridge

Obraz z okładki znam, co ma niby ta książka z nim wspólnego?

Zaloguj się aby komentować

Szanowni!
Pod wpływem inspiracji kapitalnym tytułem sonetu di risposta kolegi @plemnik_w_piwie (uwielbiam takie matrioszkowe słowa ukryte w słowach!) przyszedł mi do głowy tytuł tego poniższego wytworu (bo przecież nie utworu). A później to już samo jakoś poleciało.

Były już wiersze z odrobiną konotacji w kierunku defekacji; była wybitna poezja vomitna; były nawet, że przeproszę, wiersze olewane moczem (dziś wyjątkowo się powstrzymam i o seksie nie wspominam). Więc czas teraz ażeby tematyka pojawiła się i inna: oto przed Państwem – zupełna nowość! krwią okupiona! – poezja menstruacyjna:

O kresie

We krwi troszeczkę brudne mam gacie
i w brzuchu od comiesięcznych skręca mnie mąk.
A nie zrozumiesz ty tego, bracie,
jak boli damskiej płodności krąg.

I nie pomaga tabletek ćpanie,
ani uśmierzających herbatek picie.
Ten ból przez kilka dni ze mną zostanie:
to cena za to, że mogę dać życie.

Przez tych dni kilka ty będziesz skaranie
mieć ze mną, a nie tak jak w niebie.
Lecz ty nie jesteś zły na mnie, kochanie,
bo wiesz, że to przez hormony nie ręczę za siebie.

Więc ci dziękuję za gest wyrozumiałości
i za tę cierpliwość twoją, w imię miłości.

***

Ten wiersz (chyba już mój ostatni w tej edycji), ponieważ znów, niezgodnie z zasadami, powtórzyłem w nim dwa rymy ze (wspaniałego!) sonetu di proposta koleżanki @moll , uznaję, że też jest poza konkursem #nasonety . Ale chciałem się nim z Wami podzielić, ponieważ ta #poezja powstała jako #tworczoscwlasna w kawiarence #zafirewallem .
splash545

Czy jeszcze coś może wylecieć z ludzkiego ciała o czym popełnisz wiersz, czy to już wszystko?

George_Stark

@splash545 Teraz to postawiłeś przede mną wyzwanie.

Zresztą, ten o moczu to nie był mój. Proszę mi nie przypisywać cudzych zasług.

George_Stark

@Moose Wszystko co wyleci spod mojego pióra to jeden wielki smark!

Zaloguj się aby komentować

Dziś taki wieczór, że ponoć nawet zwierzęta (w tym i erosomańskie świnie) mówią ludzkim głosem, wobec czego wyjątkowo nie będę łajał wczorajszych zwycięzców naszej zabawy #naczteryrymy za niewywiązanie się z odbioru nagrody i sam zadam dzisiejsze zadanie:

temat dziś zupełnie dowolny, a

rymy: anioły – stąd – wesołych – świąt!

#tworczoscwlasna czyli #poezja pod choinką w kawiarence #zafirewallem .
Piechur

Śpiewają anioły

Daleko stąd

Życzę Wam wesołych

Dowolnych świąt

plemnik_w_piwie

@George_Stark 

Z ziemii wyłażą czarne anioły,

Kto żyw niech czym prędzej ucieka stąd.

Krew z ropą się sączy z ich mord wesołych,

Siłą orzekły kres wszelakich świąt.

moll

@splash545 @Piechur @plemnik_w_piwie jeśli poczwórny remis się utrzyma, zrzekam się na Waszą korzyść swojej części zwycięstwa i macie idealnie - temat i po parze rymów

splash545

@moll Ja mogę rzucić temat: Związek Radziecki. Później już mnie nie będzie, miłego

Zaloguj się aby komentować

Jeszcze jeden machnąłem, z rozpędu, pod wpływem podwójnej inspiracji: raz tym komentarzem sentymentalnym o świętach minionych i pieniądzach od babć i wujków, dwa tym wspaniałym fragmentem z No speaking inglese pana Kazika Staszewskiego: najbardziej mnie teraz wkurwia u młodzieży to, że już więcej do niej nie należę. Oto proszę:

Sonet starego pierdziela

Moje drogie dzieci, czy wy jeszcze gracie
w gry takie na podwórku, jak klasy albo bąk?
A może już tylko świat wirtualny znacie
w tych tabletach waszych, przyklejonych do rąk?

Albo, trochę później, w bramie wystawanie
i w nich z kolegami potajemne picie
pierwszych alkoholi, podebranych tacie,
które to na całe zapamiętam życie.

W koleżance z klasy pierwsze zakochanie,
o którym przecież ona wcale nie wie!
Bo tylko to się końskie do niej zalecanie
było wszystkim co ku niej wydobyłem z siebie.

OK, boomer – nie mówcie. Nie róbcie przykrości
staremu pierdzielowi, co tęskni do młodości.

***

Znów to jest sonet pozakonkursowy ze względu na użycie słów ze (wspaniałego!) Sonetu Słów Zakazanych. Niemniej, zdecydowanie jest to #tworczoscwlasna w kawiarence #zafirewallem . I może nawet #poezja , gdzieś obok naszej zabawy #nasonety.
splash545

Aleś Ty sentymenalny;)

George_Stark

@splash545 Taki dzień.

Zaloguj się aby komentować

Ależ mam dzisiaj wenę! A ten temat to mi się chyba nigdy nie znudzi! – czego zresztą wyraz dałem w poniższym wierszydle. Kolejna di risposta do wspaniałego sonetu di proposta , tylko tym razem poza konkursem #nasonety , a to przez powtórzenie, proszę ja ciebie, „rąk”, „gniewie” i „ciebie”.

***

– No nie podołam kolejnej racie!
Banknotów plik z portfela mi wsiąkł!
Ale tak to już jest, gdy się odprawiacie
z pomocą naziemnej obsługi rąk.

Kiedy to spóźnionego sonetu pisanie
zupełnie pochłonie was, całkowicie.
Kiedy to ciętej risposty składnie
rozpoczynacie w dzień lotu o świcie.

A wiersz ten wspaniały! – to moje wyznanie,
mimo że ku mnie utrzymany w gniewie.
Na wieczność masz teraz moje uznanie:
przez jego to pryzmat właśnie ja będę już zawsze wspominał Ciebie.

Więc, droga Pacho, nie ma co się złościć
o te DWIEŚCIE SZEŚĆDZIESIĄT CZTERY złotości.

***

Do pozdrowień spod poprzedniego wierszydła dołączam więc Wam teraz kolejne życzenia. Tym razem pieniędzy. Może nawet więcej niż DWUSTU SZEŚĆDZIESIĘCIU CZTERECH złotych.

#poezja #tworczoscwlasna #zafirewallem
UmytaPacha

ehh gdzie te czasy gdy się po świętach podliczało szekle podarowane od babć i wujków na święta ( ͡° ʖ̯ ͡°)

wspaniały wiersz, i że swej strony życzę zdrówka dużo bo zdrowie najważniejsze

George_Stark

@UmytaPacha 


i że swej strony życzę


Ja że swojej sżtrony dużo śmiechu. Bo śmiech to żdrowie.

Zaloguj się aby komentować