729 + 1 = 730
Tytuł: Pokora
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 10/10
#bookmeter
Żaden z ciebie pan Alojzy Pokora, jakim chciał cię widzieć Dionizy Braun-Towiański, ten, który w Glewitz organizował Dionizje Polskie, a który później i Śląska chciał polskiego; żaden z ciebie też Herr Alois Pock, choć to „Pock”, brzmi nieco z austriacka, ale porządnie, niemiecko, lepiej niż ta słowiańska „Pokora”, jak twierdził dobry Niemiec, Herr Kullrich, który nienawidził i Polaków, i socjaldemokratów, a i Francuzów i wielu innych też nienawidził, a który to z domu nazywał się jednak Kulik; żaden z ciebie też Alois Pokora, jakbyś po tatulku swoim, Antonie Pokorze z Nieborowitz, mógł się nazywać; i żaden z ciebie też Lojzik, Lojzikiem przestałeś być dawno temu, Lojzikiem przestałeś być wtedy, kiedy to farŏrz pilchowicki, ksiądz Scholtis, zabrał cię z domu do siebie, na farę, żebyś, jako ten najzdolniejszy z rodzeństwa, mógł pobierać nauki w szkole lepszej niż szkoła ludowa; choć Lojzikiem dobrze byłoby być, oj dobrze, tak jak wtedy, kiedy to żonie swojej, Emmie, na piersiach po nocach się wypłakiwałeś.
Żaden z ciebie absolwent filozofii na uniwersytecie w Breslau, bo żeś jej zwyczajnie nie skończył, choć później, w ogłoszeniu matrymonialnym przesłanym do Der Oberschlesische Wanderer skłamałeś, żeś jednak skończył; żaden też z ciebie żołnierz pruski, bo, mimo żeś ochotniczo do armii wstąpił, mimo żeś kajzerowi przysięgał, to kajzera przecież już nie ma, kajzer uciekł do Holandii; żaden z ciebie też leutant, mimo żeś nominację oficerską dostał, mimo żeś zug na Anglików prowadził; żaden też z ciebie bohater wojenny bo, mimo żeś odznaczony Krzyżem Żelaznym, i to i pierwszej, i drugiej klasy, to po wojnie przystałeś do bolszewików, choć i do nich żeś się nie zapisał, więc i bloszewik też z ciebie żaden; wreszcie żaden też z ciebie mąż, bo choć żeś Emmie przed ołtarzem przysięgał, to na pierwsze skinienie Agnes do niej pobiegłeś, jak ten pies, i jak ten pies żeś tam przed nią klęczał i stopy jej całował.
Kim wobec tego, Aloisie Pokoro, jesteś? Jesteś nikim. Jesteś wrakiem człowieka zagubionym we wraku świata.
***
Wspaniała to była książka, czego zresztą po książce, na której okładce widnieje nazwisko Twardoch, zupełnie się spodziewałem. Podobało mi się w niej wszystko. Od języka, tego wspaniałego, literackiego języka, jakim Autor operuje, tej mieszany polskiego, niemieckiego, i tego wasserpolen, którego, choć nie umiem, to z taką przyjemnością zawsze słucham. Podobały mi się te piękne, długie zdania, w których pan Autor potrafił zawrzeć tyle emocji, skrajnych nieraz, ani razu żadnej z tych emocji nie nazywając. Dalej, podobała mi się kreacja bohaterów, tak głównego, który, jak to pan Twardoch mnie przyzwyczaił, jest zagubiony, rozdarty między nie tylko swoją tożsamością narodową leżącą gdzieś pomiędzy Śląskiem, Polską a Niemcami, ale też jest zagubiony w swoim życiu; podobało mi się to, że choć jego decyzje i wybory z moralnego punktu widzenia można oceniać co najmniej jako wątpliwe (a i to tylko ze względu na okoliczności), tak wzbudził ku sobie co najmniej moje współczucie, jeśli nie sympatię nawet. Podobała mi też się kreacja postaci drugoplanowych, a nawet epizodycznych, wśród których szczególnie podobała mi się kreacja Kiesela, tak wspaniale, choć krótko (to też ogromna sztuka!) zbudowanego tylko po to, żeby za chwilę tak wspaniale go skontrować. Podobało mi się przedstawienie świata, tego walącego się świata po Wielkiej Wojnie (wtedy jeszcze nie nazywanej I Wojną Światową, bo druga dopiero miała nadejść) i wyłaniającego się w nim nowego porządku w wyniku walki tych wszystkich sił, które chciałby, żeby ten porządek wyglądał właśnie tak, jak to one tego chcą. Podobała mi się szczegółowość przedstawienia tego świata, bo u pana Twardocha to nie ma tak, że ktoś bierze do ręki pistolet; nawet nie bierze, po śląsku, pistōli, ale bierze Parabellum; i to nie jakieś tam Parabellum, ale konkretny model: P08 na przykład, a najczęściej bierze nullachtę. To naprawdę mocno buduje tło.
Pochłonąłem tę książkę, nie taką znowu krótką, praktycznie na raz. Ciężko się było od niej oderwać, tak bardzo podobało mi się to, co pan Twardoch w niej zaproponował. Trochę nawet żałuję, że się już skończyła, bo choć kompozycyjnie również wspaniała, to jednak chętnie bym w tym paskudnym, ale pięknie opisanym świecie został dłużej. To najlepsza – według mnie – wśród innych kapitalnych, które do tej miałem przyjemność przeczytać, książka tego autora. I, bez żadnego wahania, w mojej prywatnej biblioteczce, gdzie mogę sobie, nie przejmując się niczyim zdaniem i opinią, stawiać co chcę i gdzie chcę, stawiam tego Autora wśród Autorów takich jak pan Victor Hugo czy Fiodor Dostojewski. Bo naprawdę uważam, że wielkiego powieściopisarza ta Ziemia Śląska wydała. Co mnie ogromnie cieszy.
Tytuł: Pokora
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 10/10
#bookmeter
Pan Jezus Golgoty nie przeżył, odpowiedziałem wtedy z goryczą
Żaden z ciebie pan Alojzy Pokora, jakim chciał cię widzieć Dionizy Braun-Towiański, ten, który w Glewitz organizował Dionizje Polskie, a który później i Śląska chciał polskiego; żaden z ciebie też Herr Alois Pock, choć to „Pock”, brzmi nieco z austriacka, ale porządnie, niemiecko, lepiej niż ta słowiańska „Pokora”, jak twierdził dobry Niemiec, Herr Kullrich, który nienawidził i Polaków, i socjaldemokratów, a i Francuzów i wielu innych też nienawidził, a który to z domu nazywał się jednak Kulik; żaden z ciebie też Alois Pokora, jakbyś po tatulku swoim, Antonie Pokorze z Nieborowitz, mógł się nazywać; i żaden z ciebie też Lojzik, Lojzikiem przestałeś być dawno temu, Lojzikiem przestałeś być wtedy, kiedy to farŏrz pilchowicki, ksiądz Scholtis, zabrał cię z domu do siebie, na farę, żebyś, jako ten najzdolniejszy z rodzeństwa, mógł pobierać nauki w szkole lepszej niż szkoła ludowa; choć Lojzikiem dobrze byłoby być, oj dobrze, tak jak wtedy, kiedy to żonie swojej, Emmie, na piersiach po nocach się wypłakiwałeś.
Żaden z ciebie absolwent filozofii na uniwersytecie w Breslau, bo żeś jej zwyczajnie nie skończył, choć później, w ogłoszeniu matrymonialnym przesłanym do Der Oberschlesische Wanderer skłamałeś, żeś jednak skończył; żaden też z ciebie żołnierz pruski, bo, mimo żeś ochotniczo do armii wstąpił, mimo żeś kajzerowi przysięgał, to kajzera przecież już nie ma, kajzer uciekł do Holandii; żaden z ciebie też leutant, mimo żeś nominację oficerską dostał, mimo żeś zug na Anglików prowadził; żaden też z ciebie bohater wojenny bo, mimo żeś odznaczony Krzyżem Żelaznym, i to i pierwszej, i drugiej klasy, to po wojnie przystałeś do bolszewików, choć i do nich żeś się nie zapisał, więc i bloszewik też z ciebie żaden; wreszcie żaden też z ciebie mąż, bo choć żeś Emmie przed ołtarzem przysięgał, to na pierwsze skinienie Agnes do niej pobiegłeś, jak ten pies, i jak ten pies żeś tam przed nią klęczał i stopy jej całował.
Kim wobec tego, Aloisie Pokoro, jesteś? Jesteś nikim. Jesteś wrakiem człowieka zagubionym we wraku świata.
***
Wspaniała to była książka, czego zresztą po książce, na której okładce widnieje nazwisko Twardoch, zupełnie się spodziewałem. Podobało mi się w niej wszystko. Od języka, tego wspaniałego, literackiego języka, jakim Autor operuje, tej mieszany polskiego, niemieckiego, i tego wasserpolen, którego, choć nie umiem, to z taką przyjemnością zawsze słucham. Podobały mi się te piękne, długie zdania, w których pan Autor potrafił zawrzeć tyle emocji, skrajnych nieraz, ani razu żadnej z tych emocji nie nazywając. Dalej, podobała mi się kreacja bohaterów, tak głównego, który, jak to pan Twardoch mnie przyzwyczaił, jest zagubiony, rozdarty między nie tylko swoją tożsamością narodową leżącą gdzieś pomiędzy Śląskiem, Polską a Niemcami, ale też jest zagubiony w swoim życiu; podobało mi się to, że choć jego decyzje i wybory z moralnego punktu widzenia można oceniać co najmniej jako wątpliwe (a i to tylko ze względu na okoliczności), tak wzbudził ku sobie co najmniej moje współczucie, jeśli nie sympatię nawet. Podobała mi też się kreacja postaci drugoplanowych, a nawet epizodycznych, wśród których szczególnie podobała mi się kreacja Kiesela, tak wspaniale, choć krótko (to też ogromna sztuka!) zbudowanego tylko po to, żeby za chwilę tak wspaniale go skontrować. Podobało mi się przedstawienie świata, tego walącego się świata po Wielkiej Wojnie (wtedy jeszcze nie nazywanej I Wojną Światową, bo druga dopiero miała nadejść) i wyłaniającego się w nim nowego porządku w wyniku walki tych wszystkich sił, które chciałby, żeby ten porządek wyglądał właśnie tak, jak to one tego chcą. Podobała mi się szczegółowość przedstawienia tego świata, bo u pana Twardocha to nie ma tak, że ktoś bierze do ręki pistolet; nawet nie bierze, po śląsku, pistōli, ale bierze Parabellum; i to nie jakieś tam Parabellum, ale konkretny model: P08 na przykład, a najczęściej bierze nullachtę. To naprawdę mocno buduje tło.
Pochłonąłem tę książkę, nie taką znowu krótką, praktycznie na raz. Ciężko się było od niej oderwać, tak bardzo podobało mi się to, co pan Twardoch w niej zaproponował. Trochę nawet żałuję, że się już skończyła, bo choć kompozycyjnie również wspaniała, to jednak chętnie bym w tym paskudnym, ale pięknie opisanym świecie został dłużej. To najlepsza – według mnie – wśród innych kapitalnych, które do tej miałem przyjemność przeczytać, książka tego autora. I, bez żadnego wahania, w mojej prywatnej biblioteczce, gdzie mogę sobie, nie przejmując się niczyim zdaniem i opinią, stawiać co chcę i gdzie chcę, stawiam tego Autora wśród Autorów takich jak pan Victor Hugo czy Fiodor Dostojewski. Bo naprawdę uważam, że wielkiego powieściopisarza ta Ziemia Śląska wydała. Co mnie ogromnie cieszy.
Obraz z okładki znam, co ma niby ta książka z nim wspólnego?
Zaloguj się aby komentować