Nie znoszę upałów, dosłownie. Nie umiem wtedy funkcjonować, puchnę, robię się ociężała, wszystko jest w slow motion, mam problemy z koncentracją, co wiąże się ze stresem finansowym (freelancer here, jak nie pracuję, to nie zarabiam) i podbiciem kortyzolu, a to też nie pomaga .
Zawsze tak miałam i ciągnęło mnie bardziej ku mroźnym/wiosennym krainom, bo kryzys zaczyna się u mnie już jak temp. przekroczy 25 st. C. Ogólnie szybko się nagrzewam, np. zimą nie noszę czapki i szalika, teraz tylko na starość (hehe) noszę rękawiczki, bo zaczęły mi marznąć dłonie. Jestem tak ciepła, że zawsze koty się na mnie kładą ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Tego lata to jakaś masakra - kilka dni upału mogę przeżyć, ale nie tyle dni z rzędu, gdy tylko na dzień czy dwa przychodzi ulga, a potem zaczyna się jazda na nowo. Dlatego w tym roku uciekałam z miasta - najpierw na weekendy w jakieś dzicze, górki i spływy kajakowe, potem zaliczyłam tydzień w Bieszczadach, a teraz wróciłam z mazurskiej wsi. Wróciłam i znowu chcę uciec na Mazury xD Poza miastem wszystko jest bardziej znośne, bo nie ma ten betonozy. Eh. Niech to się już skończy.