@szmaragdowy_koral nigdy nie ciągnęło mnie do narkotyków. Odkąd zaczęła w nie uciekać bliska mi osoba, wręcz ich nie cierpię. Za to z wódką było zupełnie inaczej, tym bardziej, że początkowo parę dobrych lat wykonywalem kijowe prace, a alkohol był środowiskowo akceptowany. Tym bardziej, że po nim nie czuło się zmęczenia, jak i wielu innych rzeczy. A że start w dorosłość nie był szczególnie wygodny, jakoś też ułatwiał rzeczywistość. Dałem sobie z wódeczką (bo fiziol pije wódeczkę i piwerka, nie zadne whisky) radę w ostatnim sensownym momencie.
Schematy, które przeżywamy, są równie realne jak wszystko inne. Chyba z dwa lata nie chciałem się z tym zgodzić. Bo w pewnym sensie te schematy były realniejsze niż ja. I to rodziło straszny opór, bo skoro tak silnie określały moje życie, to czy mogę bez nich istnieć? I kim wtedy będę? W pewnym sensie jestem success story psychiatrii i psychologii klinicznej. I to rodzi dziwne uczucia, ostatnia opcja, jaką rozważałem, okazała się niesamowicie (w perspektywie dekady) skuteczna, ale miałem też dużo szczęścia.
Wydaję mi się, że największy błąd jaki popelnilem, bylo traktowanie samego siebie jako umysłu, tego co, jak i kiedy myślę. Zbyt dużo myślenia, tak jak i bezmyślność, prowadzi do problemów. Lepiej widzieć się szerzej, nie tylko jako ukierunkowana uwaga o jakiejś treści.