#rowerowyrownik

123
1847
135 190 + 40 + 53 + 6 + 216 (pracodomożycioogonek reszta tygodnia, co ja poradzę, rower is my life) = 135 505

Doberek kochani rowerzyści

Jakoś standardowe przeloty w tym tygodniu, poza nocnym rajdem rowerowym, który zamienia się powoli w ustawkę.

Jak ja jestem z siebie dumny, że sobie zamówiłem ekstra obiadek we wtorek przed tym rajdem, trochę "chłopy" zamiast jechać spokojnie to przeciorali grupę niemiłosiernie.

Wydarzonko:

https://www.facebook.com/events/859928172672641

Opis:

Przylasek Rusiecki, Osiedle Piastów i Kościelniki - co łączy te miejsca? Łączy je kolej. A dokładnie - będzie je łączyć. W każdym z tych miejsc powstaje przystanek kolejowy. Pojedziemy sprawdzić stan prac. Czy da się je połączyć też rowerem? Kto jak kto - my raczej dany radę!

No fajnie te roboty wyglądają, może kiedyś będziemy mieli przyzwoitą kolej aglomeracyjną w Krakowie.

Za to w sobotę sobie tak turlałem lekko po mieście, w Parku Jordana odbywał się Festiwal Kultury Białoruskiej, na pohybel kartoflanemu dyktatorowi. (I przy okazji naprawdę fajne mixy DJe puszczali ). Były prelekcje o tym, jak wygląda życie na Białorusi i z czym na co dzień musi mierzyć się Polonia.

Udanego kręcenia wam, świetnej pogody i "motzy" w nodze!

\o/

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
7b03f388-e7c2-464a-820b-eec04db599db
bdfadd88-7faf-45d4-8d36-82f68d70e7c5
86c17f71-02e0-4664-82f5-a3ce49ed05cf
9a15f4e7-56ed-4c5d-8918-58edbd5a494a
Loginus07

@pluszowy_zergling za 2 miesiące nocny rajdy rowerowe to będą powroty z domu do pracy ^^

pluszowy_zergling

@Loginus07 prawda Ale staram się cały rok kręcić, przy czym w zimie faktycznie po odkryciu trenażera jest to kusząca opcja, by ominąć konieczność całkowitej wymiany napędu...

Zaloguj się aby komentować

134 686 + 50 + 104 + 87 + 76 + 36 + 81 + 70 = 135 190

Nienajgorszy tydzień, szkoda, że dziś tak wieje, bo bym jeszcze coś dorzucił.

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
Zielczan userbar
ede654ea-e609-425b-942e-3003b5df3dab
pluszowy_zergling

Ślicznie naturlane, masz mocną średnią na sporych dystansach, Dzik \o/ Korzystajmy z pogody, zanim się nie zrobi "zimno, ciemno, mokro, Polzga".

Zaloguj się aby komentować

133 846 + 734 + 45 + 61 = 134 686

Koszalin - Jaworzno rowerem.

Bez spania, bez drzemek (bowiem ze spaniem się nie liczy) ale za to powoli.

Dla tych którym nie będzie się chciało czytać:

Wyjechałem z Koszalina w sobotę przed siódmą rano, a do Jaworzna dotarłem w niedzielę po godzinie dziewiętnastej.

Dystans: 734km

Czas jazdy netto: 3028

Czas jazdy brutto: 3750

Przewyższenia: 3003 metry

Średnia: 24,3km/h

Budzik jak zawsze wyrywa mnie ze snu zdecydowanie za wcześnie. Wraz ze mną wstaje @vvitch, która tym razem potowarzyszy mi przez ledwie mrugnięcie okiem. Jedzie bowiem do pracy zarobić na kubeczek wody i pajdkę chleba. Ja zaś, będąc lekkoduchem i włóczęgą z natury, jadę nieco dalej.

Śpiesznie wychodzimy z domu i, jak już się rzekło moimi rękoma nieco wyżej, przez mrugnięcie okiem jedziemy razem. Mrugnięcia okiem mają tę właściwość, że trwają krótko, ledwie mrugnięcie okiem, toteż po krótkiej chwili rozstajemy się na rozstaju dróg. Jest słoneczny sobotni poranek. Przede mną długa droga, pełna przygód, niebezpieczeństw i niebezpiecznych przygód, z których, jak zawsze, mam nadzieję wyjść cało, a które na ogół nie mają miejsca.

Komu w drogę temu bidon w dłoń, skarpety na stopy i rower pod zadek jak mawiam od czasu do czasu. I pomimo tego, że trochę mi się nie chce, jadę. Skoro już wstałem…

Poranek mija dość leniwie. Z zapowiadanych trzynastu stopni Celsjusza pozostaje tylko kłamliwe wspomnienie w ustach Tomasza Zubilewicza, który objawił mi się na ekranie telewizora jakiś czas wcześniej.

Za Białogardem ściągam rękawki wykonując pierwszą sikpauzę tego dnia. Oczywiście rękawki ściągam w osobnym procesie niż wykonuję sikpauzę, bowiem zachodzi niebezpieczeństwo nawilżenia sobie nie tego elementu ubioru którego nawilżenia bym sobie życzył. Przelatując przez Białogard najeżdżam tylnym kołem na nieco zbyt wysoko wystającą ze ścieżki rowerowej kostkę i przez chwilę czuję jak ucieka mi tylne koło. Niweluję to dość głośnym “Oooooo-oooooo” i jadę dalej, bowiem moje umiejętności akrobaty oraz perfekcyjne panowanie nad rowerem powodują, że zupełnym przypadkiem się nie przewracam.

Za Białogardem wjeżdżam pomiędzy pola i lasy, upstrzone tym, czym upstrzone bywają pola i lasy: drzewami, żytem i zbożem przeznaczonymi na potrzeby tych lokalnych jak i mniej lokalnych pijaków oraz wiatrakami - te z kolei, jak przystało na wiatraki, straszą swoją obecnością Janusza Kowalskiego.

Teren zaczyna lekko falować, pojawiają się fałdki i niewielkie hopy. Przejeżdżam przez Rąbino kierując się na południe. Za wsią Sława zaczynają się długie fragmenty nieco podlejszego asfaltu - ten z pewnością pamięta (przynajmniej gdzieniegdzie) szczęśliwie miniony poprzedni ustrój. Długie fragmenty cuchną nostalgią okresu transformacji, a jeszcze kawałek dalej, na krzywym płocie ropiejącej rudery wisi przypomnienie ostatnich ośmiu lat - plakat wyborczy jakiegoś lokalnego idioty z Partii.

Pierwszą dłuższą pauzę robię w Złocieńcu. Zatrzymuję się w Żabce i zajadam hotdogiem ze smalcem (a tak naprawdę to nie - zajadam się hotdogiem bez smalcu), popijam wodą z kałuży (a tak naprawdę to nie - popijam wodą nie z kałuży) i do tego wszystkiego wpierdalam sobie Snickersa którego ukradłem ministrantowi. Słoneczko zaczyna grzać dość poważnie (wcześniej bowiem stroiło sobie żarty i grzało na niby). Piszę do ukochanej i melduję że trochę mnie plecy bolą. Ból pleców na tym etapie jazdy jest zwiastunem raczej ponurym z co najmniej dwóch powodów. Pierwszym jest fakt, że będzie powtórka z Warszawy, podczas której chciałem sobie kręgosłup wyrwać i wsadzić wiadomo gdzie (do podsiodłówki). Drugim jest fakt, że nie przejechałem jeszcze stu kilometrów, a już napisałem więcej tekstu niż przy niekiedy dłuższych lub ciekawszych wypadach. W obydwu przypadkach zapowiada się męczarnia - mnie będzie bolało, a Was (przynajmniej te trzy osoby które doczytają do końca) zanudzę swoimi wypocinami. Można jeszcze zaprzestać czytania. No dobra, sami chcecie…

Ze Złocieńca, dla odmiany, podobnie jak z Białogardu, wyjeżdżam na południe i kieruję się do Mirosławca. Tam mam przewidzianą kolejną pauzę w kolejnej tego dnia Żabce. Gdy docieram na miejsce okazuje się, że po Żabce pozostało jedynie niewyraźne wspomnienie w sercach lokalnej społeczności - sklep zniknął. Mam w bidonach jeszcze trochę wody więc niezrażony brakiem płaza jadę dalej.

Okoliczności przyrody są takie jakie są - jadę pośród od dawna nie uprawianych pól, zarośniętych teraz i niczym nieróżniących się od łąk, których to od pól nie odróżniam. Od czasu do czasu wjeżdżam pomiędzy drzewa zaznając nieco cienia i ochłody od coraz bardziej grzejącego słońca. Niewiele piasku przesypuje się w klepsydrze, niewiele wody upływa w rzece Cieszynce, którą minąłem przed kilkoma chwilami licząc od wcześniej i nim się obejrzałem dotarłem do Płaskopolski.

W Trzciance robię pauzę na Orlenie, na którym miarkuję czemu mi tak grzeje… Przypomniałem sobie, że zgodnie z zapowiedziami Tomasza Zubilewicza, poranek miał być cokolwiek rześki. Mając to na uwadze, na potówkę a pod koszulkę założyłem dodatkową warstwę aby nie wyziębić sutków - warstwę o której właśnie sobie przypomniałem. Pospiesznie ją zdejmuję - od razu robi się o wiele lepiej. Zajadam się tym, czym się zajadam i piję to co wypijam. Chwilkę odpoczywam, wymieniając w tak zwanym międzyczasie wiadomości z ukochaną. Z nieukrywaną ulgą zauważam że przestają boleć mnie plecy - biorę to za dobry prognostyk, dobrą monetę i dobrą nowinę, której nie przyniosło mi trzech nafuranych włóczęgów i zbieram się do dalszej jazdy.

W objęciach upału przejeżdżam przez kolejne zapomniane wioski, dawno nieodwiedzane pola i lasy, podziwiając to,m co akurat do podziwiania w mijanych przeze mnie okolicach jest - czyli zwykle nic lub niewiele. W tak nudnych okolicznościach mijanych okolic dojeżdżam do Obrzycka, w którym uzupełniam wodę w kolejnej odwiedzonej tego dnia Żabce. Piszę do @vvitch że w zasadzie to jest ok i lecę dalej na kolejną nieco dłuższą pauzę, która ma mi przypaść w udziale w Szamotułach. Tam docieram w okolicach wieczorynki. Zjadam co mam zjeść, uzupełniam po raz kolejny wodę w bidonach, która ulatuje dość szybko w trwającym, choć już zbliżającym się ku końcowi upale. Po kilku lub kilkunastu chwilach ruszam dalej.

Zachodzące słońce zaczyna pięknie malować nieboskłon płaskiej ziemi więc kilka razy zatrzymuję się popatrzeć i porobić zdjęcia. Im dalej w las, którego nie ma (bowiem jadę głównie przez pola na których pracują kombajny) tym ciemniej. Przeskakuję przez kolejne zapadłe wsie i miasteczka w których życie albo zaczyna z wolna zamierać i po ulicach snują się ostatni przedstawiciele lokalnych społeczności, powracający chwiejnie do swoich ruder, albo już zamarło i wszelcy plugawi Menelowie zalegli już, pochowani w swoich cuchnących norach. Mijam Buk w którym nieco źle skręcam (ale miarkuję dość szybko że jadę źle bowiem Wahoo wrzeszczy i mruga światełkami oznajmiając i pytają jednocześnie - kaj lecisz ciulu!) i w ciemnościach docieram do kolejnego miejsca Odpoczynku Nocnych Pedalarzy - na Orlen w Granowie. Zjadam nieco późną kolację, wypijam kawę i po raz kolejny uzupełniam wodę w bidonach. Przez chwilkę rozmawiam z @vvitch przez telefon, ale długa wskazówka na zegarze pogania mnie coraz bardziej - trzeba się zbierać.

W koszmary nocy wjeżdżam jeszcze będąc ubranym ledwie w rękawki i rozpiętego ultralighta, ale nim mija kolejne mgnienie oka postanawiam przywdziać wiezione w zanadrzu pończoszki, zwane dla niepoznaki nogawkami kolarskimi. Zatrzymuję się na przystanku pośród niczego i bacząc aby nie wlazł nań żaden cholerny pająk, których jest tu dość sporo, ubieram się jak przystało na człeka na ogół zmarzniętego w nocy - ciepło (ale bez rękawiczek - wziąłem je ze sobą gdyby w nocy wystąpiły siarczyste, lipcowe mrozy, ale póki co są niepotrzebne).

W Kościanie trasę poprowadziłem przez Złote Łuki (McDonalda znaczy się) ale jest mi na tyle dobrze, że postanawiam się nie zatrzymywać i jechać dalej. Na rynku natrafiam na dwójkę innych nocnych pedalarzy, ale są zajęci sobą w takim samym stopniu w jakim ja zajęty jestem sobą więc nie podchodzę. Robię tylko foto i gonię dalej.

W okolicach jeziora Wonieskiego spomiędzy zatopionych w ciemności drzew i szuwar wypełza lepka mgła. Mijam znak że droga do Wojnowic jest zamknięta i należy pojechać objazdem, ale decyduję się pojechać tak, jak miałem jechać pierwotnie z myślą że jakoś przejadę. Po kilku kilometrach dojeżdżam do owej zamkniętej drogi, która jest jednak otwarta o czym świadczą niedbale rzucone w kąt drogi barierki.

Kolejne kilometry uciekają bezpowrotnie, znikają pośród cieni i koszmarów nocy. W pewnym momencie, na kilka metrów przed rowerem, w miejscu w którym nie dostrzegam żadnych domów, tylko las i jakieś łąki, lampka wyławia z ciemności jakiegoś ubranego na ciemno typa, który stoi obok drogi i jedynie gapi się na mnie. To nie jest jeszcze ten etap jazdy, w którym widzę rzeczy których nie ma, więc serce zaczyna bić nieco szybciej, zwłaszcza że scena jest dziwnie niepokojąca. Trochę przyspieszam i znikam w ciemności, pozostawiając Mrocznego Dziadunia gdzieś z tyłu. Niedługo później natrafiam na człowieka uskuteczniającego zapewne przedporanny trening - ten ubrany przynajmniej w biały podkoszulek biegnie sobie naprzeciw mnie. Mijamy się obojętnie na wysokości lokalnego cmentarzyka.

Im dalej w leniwie wstający dzień tym więcej dzikiej zwierzyny. Kilka razy widzę sarny przebiegające przez drogę. Od czasu do czasu z coraz bledszej ciemności wyskakuje zajac. Raz nawet biegnąc w przydrożnym rowie, przez kilkadziesiąt metrów towarzyszy mi chyba jeleń. Przeskakuje zaraz przed rowerem na drugą stronę drogi i znika w polu kukurydzy. Przez całą noc minąłem też niezliczoną ilość (niezliczona ilość w moim przypadku oznacza więcej niż dziesięć, mniej niż sto) polujących kotów. Niektóre uciekały przed Nocnym Pedalarzem, inne gapiły się z kocią obojętnością a jeszcze inne ignorowały moją chwilową obecność.

Po godzinie czwartej nad ranem zaczynam padać na pysk. Bardzo chce mi się spać i jest mi cholernie zimno. Ledwie jadę i co kilka kilometrów robię krótki odpoczynek - zatrzymuję się na poboczu i na kilka chwil zwieszam głowę w ramionach. Po chwili zrywam się do jazdy i przez jakiś czas staram się mocniej przycisnąć aby odgonić nadciągającą z impetem senność. Kolarstwo szarpane uskuteczniam przez około godzinę. Po szóstej rano docieram do Odolanowa i zatrzymuję się na Orlenie. Po kilku chwilach dojeżdża kolega Adam. Znamy się już chwilę, Tomahawk zawsze po mnie wyjeżdżał na ultra, jeśli tylko jechałem w okolicach Kalisza, tak jest też tym razem:) Przed dalszą jazdą uskuteczniamy chwilowe pogaduchy. Zrzucam nocne ciuszki i zostawiam na sobie tylko rękawki (spodenki i koszulkę, takoż buty i helmet mam na sobie - proszę nie pomyśleć że będę jechał zupełnie nago i straszył lokalne niewiasty i lokalnych dżentelmenów w kufajkach). Adam decyduje się mnie holować na kole przez kolejne sto kilometrów za co jestem mu ogromnie wdzięczny. Uznaje też że setkę objedziemy bez żadnych pauz i ze średnią dochodzącą do 30km/h - o tym oczywiście nie mówi, ale od wspólnego startu czuję że średnia mi nieco podskoczy. Na kole udaje mi się jechać przez około dwadzieścia kilometrów, później jest różnie. O ile na prostych i płaskich fragmentach jadę jako tako, tak na każdej hopie puchnę i zostaję z tyłu. Adam czeka i prowadzi cierpliwie, niczym tybetański mnich. Szybko przejeżdżamy przez Ostrzeszów, Kępno i Bolesławiec, zjadając kołami coraz pośledniejszy asfalt. W Praszce robimy pauzę na stacji paliw. Uzupełniamy zapasy i dalej jedziemy każdy po swojemu. Adam wraca do Kalisza, ja zaś jadę dalej. Przez Olesno i Dobrodzień dojeżdżam do miejscowości Zawadzkie. Tam też robię pauzę w Żabce. Słońce grzeje już dość poważnie. Wodę z jednego bidonu przeznaczam do polewania samego siebie, drugą do picia. Zaczynają mnie boleć stopy. Póki co asfalty ponownie stały się przyzwoite (za wyjątkiem małego remontowanego fragmentu zaraz za Żędowicami) więc mimo coraz większego bólu jedzie się nienajgorzej. Zmęczenie jednak daje się mocno we znaki.

Przed Tarnowskimi Górami licznik pokazuje trzydzieści trzy stopnie Celsjusza. Czuję że pod kołami topi się asfalt - nieosłonięte cieniem drzew fragmenty drogi są miękkie i powodują znaczne spadki mizernej i tak prędkości - czuję jak droga sama mnie spowalnia. W mieście ochoczo korzystam ze świetnie wykonanej infrastruktury rowerowej i pomimo tego, że trasę puściłem przez chyba największe hopki w okolicy, jedzie mi się dość dobrze. Później niestety następuje Aglomeracja… W mgnieniu oka (które trwa dość krótko o czym już pisałem jakoś na początku - czyli wczoraj) przypominam sobie czemu tak bardzo nie lubiłem tamtędy jeździć…

Drogi są - zwykle dziurawe. I to dziurawe w taki sposób że potrafią zatrzymać w miejscu.

Infrastruktura rowerowa jest - zwykle jej krótkie fragmenty zaczynają się nagle by równie nagle zakończyć swoje trwanie w miejscu zupełnie losowym. Zwykle są też tak oznaczone że o ich istnieniu dowiaduję się w chwili, w której się kończą. W Radzionkowie natrafiam na brak wiaduktu nad linią kolejową o czym informuje znak znajdujący się… w miejscu braku wiaduktu - wracam się po dziurawych drogach, przeprowadzam rower jakąś kładką z jednej strony miasteczka na drugą, po drodze puszczając kondukt żałobny i nadal tak samo dziurawymi drogami gnam w kierunku Dąbrowy Górniczej. Dopiero tam, w okolicach zbiornika Kuźnica Warężyńska (dawna Pogoria IV chyba) wjeżdżam w znane sobie rejony. Asfalt momentami nadal jest badziewny jak cała Aglomeracja Śląska i połowa Zagłębia, ale już czuję metę nosem.

Do Jaworzna docieram po wieczorynce, dnia siódmego (a drugiego dnia mojej jazdy). Męczę ostatnią hopę do centrum, robię zdjęcie typa z siekierą siedzącego pod lichym drzewem na rynku i po jedynej sensownej ścieżce w mieście (po Velostradzie) docieram do mamy. Trud ukończon.

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
a325e64c-d5b9-4310-b536-b15addf5689e
pluszowy_zergling

No fajny spacerek, ja bym skonał... szacuneczek Panie Ultras Focie słodkie, cieszę się, że bez większych niespodziewanek poza oczekiwanymi "o, remont, a może byśmy dali komuś znać, a nieeee, sensu nie ma, domyślą się" jak to wszędzie co roku bywa

Mordi

@pluszowy_zergling Dziękuję serdecznie:) Ujeby na ultra to zasadniczo norma, choćbyś nie wiem jak zaplanował trasę to trafi się krótki fragment, dla zasady. Ale ogólnie wyszło całkiem nieźle:)

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
133 467 + 16 + 3 + 181 + 4 + 6 + 4 + 5 + 4 + 6 + 4 + 6 + 16 + 4 + 6 + 4 + 10 + 19 + 26 + 4 + 5 + 4 + 6 + 4 + 6 + 6 + 4 + 6 + 4 + 6 = 133 846

Zaległości z dwóch tygodni. Najdłuższa jazda - z Chociwla przez kilka zachodniopomorskich gmin do domu - z Pan @Mordi. (。◕‿‿◕。)

Trasa była wstępnie zaplanowana na 194 km z opcją wydłużenia do 200, ale trudy pierwszych kilometrów zaważyły na tym, że było skracane. A były to dwie ulewy jedna po drugiej na samym początku oraz bardzo, ale to bardzo dziurawe drogi. Jedna z tych dróg, z osobliwymi szykanami usypanymi z gruzu, zdobyła specjalne miejsce w moim serduszku i zrobiłam jej pamiątkowy segment na #strava. Im dalej, tym lepiej - z Reska do Świdwina dojechaliśmy nowiutką DW152, która nie jest jeszcze w całości oddana, więc ruch na niej był minimalny. Tym bardziej nie chciało nam się wjeżdżać nigdzie, gdzie straszyło ujebem.

Gdy już się wydawało, że najgorsze za nami, za Białogardem zwróciłam uwagę na bardzo ciemną deszczową chmurę na zachodzie. Mordi uspokoił mnie, że to burza przechodząca nad Kołobrzegiem. Kilka kilometrów dalej okazało się jednak, że Kołobrzeg niebezpiecznie szybko zbliża się do Koszalina. xD Przed samym domem nastąpiło największe tego dnia pogodowe pie*dolnięcie z gradem, deszczem i piorunami. (ʘ‿ʘ)

Max square: 13x13
Max cluster: 378
Total tiles: 2771 (+95)

#rowerowyrownik #szosa #vanrysel #kwadraty #100km (nr 12)

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
541a93cd-1897-4a88-b943-d33cf376ce26
011b4965-34a2-4b1e-87bb-79acdefa86ea
56fd34e1-bf12-488a-8fbe-8acfee825f58
pluszowy_zergling

Fajne to turlanie, jak wjedziesz do "bidnej" gminy to czasem jedziesz po łatach bardziej niż po drodze, wbijasz do bardziej zamożnej i nagle asfalt luks torpeda...

vvitch

@pluszowy_zergling Paaanie, tam to bida aż piszczy. Słyszałam wielokrotnie narzekania na stan dróg w moim województwie, ale zawsze myślałam, że to przesada. No to teraz już wiem, skąd te złe opinie.

pluszowy_zergling

@vvitch Troszkę turlam od tamtego roku po Małopolsce, jestem ewidentnie mniejszym długodystansowcem od Pani i Lorda @Mordi i ewidentnie zauważam różnice między powiatami, drastyczne.

Zaloguj się aby komentować

133 185 + 68 = 133 253

Zainspirowany tym jakie dystanse i przewyższenia robi przez ostatnie dni kolega @austrionauta postanowiłem szarpnąć się na pierwsze w życiu rowerowe 1000m i to po #gravel . I to byl błąd xD Moja amatorszczyzna dała mi popalić. Wyjechałem po calym dniu pracy, na głodniaka i o samej wodzie. Po 50km odcięło mi prąd w nogach. Na szczęście w lesie masa poziomek i jagód więc podjadłem parę garści, ale za mało, za póżno, więc i tak wracałem na oparach ze skurczami w łydkach.

W dodatku tuż przed jazdą rzuciłem smar na suchą pogodę a gdzieś po 40km przejeżdżałem przez rzekę. Nie dość, ze cały smar spłynął w pizdu i łańcuch zaczał skrzypieć jak dziadkowe kolana to jeszcze w zimnej wodzie doszczętnie przemoczyłem buty i zaraz straciłem czucie w stopach xD

No, ale nie było tak źle, pierwsze 1000m zrobione, fajne spoty odkryłem i to w sumie kilkanascie km od domu. Z plusów ujemnych to uświadomiłem sobie, że muszę jeszcze trochę kg zrzucić i potrenować jeśli chcę zrobić trasę z mojej bucketlisty.

#rower #rowerowyrownik #norwegia
f704a783-aecd-4938-9eb6-bd6b17ef088f
28b1474d-1260-4f49-8c5c-b39064642842
948c5a76-56f8-48f4-b41b-52fd68b6bf5c
1d1be74d-d5df-431b-ad6c-08f537832758
a386752c-b456-46d4-a25f-dcb9ff3abd08
pluszowy_zergling

Hej, przecież zrobione i ponad 1k up, super!

Ja wiedząc, że wybieram się na nocną ustawkę rowerową przy przejeździe z biuro -> obiad -> praca zdalna z domu od razu zamówiłem ekstra obiadek a w domku dojadłem z 1k kcal, bo wiedziałem, że mnie dziady "ale będziemy spokojnie jechać" przeciorają


I to był dobry pomysł

b8e5819b-2f6b-42f7-bb1e-f555eaf1a375
Stashqo

@pluszowy_zergling mi wg. stravy wyszło ponad 3k kcal spalone, wg. zegarka prawie 4k. Nie wiem ile w tych wyliczeniach prawdy, ale po powrocie do domu pierwsze co zrobiłem to otworzyłem lodówkę, wyjąłem ćwiartkę arbuza i opierdoliłem na raz xD


W grupie nigdy nie ma spokojnego jechania, zawsze znajdzie się jakiś wyrywny a reszcie zaraz włącza się rywalizator ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

133 068 + 117 = 133 185

Słowenia #gravel dzień trzeci i ostatni. Trasa wiodła lasami w okolicach Kranj i potem dobrze znaną mi drogą rowerową D-1 od Jesenic przez Kranjską Gorę i Tarvisio. Z jednej strony najprzyjemniejszy, jeśli chodzi o trasy (bo w miarę równe szutry i potem asfalt), z drugiej - czuć było już ogólne zmęczenie materiału - 3 dni na nieco ponad 400km i 5000m przewyższeń to trochę sporo.
W każdym razie, pętla po zachodniej części Słowenii zaliczona, na przyszły rok zostawiam sobie część wschodnią. Jeśli chodzi o część logistyczną, to udało mi się spakować na 3 dni w tych kilka jackpacków które są na rowerze, niczego nie brakło, noclegi w agroturystykach za 50€, nie zmokłem, nie zmarzłem i pysznie jadłem po drodze. Polecam!
#rower #rowerowyrownik #urlop #slowenia
b823ceb4-9b77-4eda-8075-ba20b5b08f04
0b5aefc8-05a3-44b7-b47d-5158417bead5
f36e02c7-4912-41ca-b103-7f530434c4ed
20cdd81c-420e-4ee7-921b-29137e00b000
Magnifice

@austrionauta gdzie znalazłeś te noclegi? Po bookingu to nic w tej cenie nie widziałem. Co możesz w tej okolicy polecić do zobaczenia (na pieszo?)

austrionauta

@Magnifice rezerwowałem na bookingu ze 2 mies temu; a "w tej okolicy" to trochę za ogólnie. Jak jesteś niedaleko Socy, to cokolwiek tam, można popłynąć rzeką, można spacerować wzdłuż, zajrzeć nad wodospady np w rejonie Tolmina czy Kozjak. Słowenia ma tez bardzo dobrze przygotowaną info turystyczną na slovenia.info

pluszowy_zergling

Kawał świata zwiedzony, super!!! \o/

Zaloguj się aby komentować

133 028 + 20 + 20 = 133 068

Za ten tydzień. Na letnich oponach (w końcu), jakoś dziwnie ciężej się jeździ.

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
Yes_Man

@macgajster Trzeba posmarować żeby ślizgały się jak zimowe ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

macgajster

@Yes_Man ja to sądzę, że hamulce trzymają i to je trzeba lekko naoliwić

Zaloguj się aby komentować

132894 + 134 = 133028

Dzień drugi zaliczony. Dolinę Socy zostawilem za sobą, wjeżdżając w rejony winnic ciągnące się od Novej Goricy do Postojnej. Tym razem obyło się bez ujebow, ale droga wymagająca - ciagłe góra / dół, bo winorosl tak lubi , a i w bonusie znalazł się w mordę wind. Po drodze wiele opuszczonych gospodarstw i budynków, niektóre taksa na sprzedaży. Jak komuś się marzy romantyczna uprawa wina na końcu świata, to jest to właśnie to miejsce. Nie chciałem wjeżdżać do Lubljany, a jej ominięcie oznaczało jedno - tradycyjnie na sam koniec górka killer-prawie 4 km z 10%.
#rower #gravel #słowenia #rowerowyrownik #urlop
3b941b60-2ea8-4749-93e0-a1078fb9792b
de0d1739-44ec-4588-9c6c-08bb642a3f51
95419bba-e623-4a56-a614-de0200d55dfa
a0908451-4da7-4d5d-a2a1-cdf952cad2f3
Stashqo

1748m... o skurwensyn ༼ ͡° ͜ʖ ͡° ༽


BTW. mam kogoś na czarno i nie widzę wpisu czy przeskoczyłeś bazową kilometrówkę?

austrionauta

@Stashqo po twoim wpisie dodałem dwa moje, km powinny być ok

Stashqo

@austrionauta ok, nie widzę pierwszego w takim razie ¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯

Zaloguj się aby komentować

Pracdomy za ostatni tydzień. Pogoda w Norwegii niestety nie rozpieszcza, trudno złapać okno pogodowe.

132 611 + 6 +7 + 26 + 6 + 28 + 6 + 11 + 6 + 30 = 132 737

Dzisiaj oko w oko z potężnym gąsiorem. Poza tym złapała mnie niezapowiedziana burza (wspominałem już o pogodzie? xD), ale za to pobiłem swój (skromny) rekord przewyższeń.

Kilometrów może niewiele, ale za to prawie 2500m w górę. Szykuję się powoli na dość szaloną trasę i teraz obsesyjnie wspinam się na okoliczne górki xD

#rowerowyrownik
f6df2494-4ad1-4fbe-9846-a75b24810e75

Zaloguj się aby komentować

132 459 + 50 + 8 + 50 + 3 + 29 + 12 = 132 611

Wrzucam ostatnie 2 tygodnie. Ktoś powie, że mało. A ja powiem "nie, nie, nie, jesteś w błędzie! to nie jest mało! to jest bardzo mało!"

Zaczynało się bardzo dobrze od 2 (jedna prosto popracowa) 50tek w ramach Tour De Inpost i potem dupło. I to konkretnie. Na wyjeździe wzięliśmy rowery, które dostępne były na domku. Rowery miejskie, takie holenderki. Holenderki, które chciały nas zabić. Różowa przeleciała przez kierownicę, bo nagle przednie koło się zatrzymało. Widziałem to z tyłu i ciężko mi powiedzieć co tam się odjaniepawliło. Istnieje teoria patyk - że patyk dostał się między przedni błotnik, a koło, to się zablokowało i zadziałało jak przedni hamulec. Także zamiast 50km zrobiły się 3, z czego 1,5km z rowerem na plecach. Potem okazało się, że ręka w gips musi być zapakowana, więc zostałem jedynym kierowcą i psowyprowadzaczem. i nagle tydzień zrobił się za krótki i męczący i nie było ochoty iść na rower w te upały. I Tour De Inpost się nie udało i w sumie dopiero w weekend coś ruszyłem znowu, ale bez przekonania. Ten tydzień będzie mocno biurowy, więc nie nastawiam się na nic.

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
f5d2993b-3734-4eae-b896-c471f7744467
Stashqo

@Loginus07 ehhh cieszy się człowiek jak mu się uda znaleźć czas, siłę, okno pogodowe i tę setkę tygodniowo przejechać a potem przychodzi taki @Loginus07 i mówi, że to bardzo mało ^^ Thanks bro!

Loginus07

@Stashqo o kurde, o tym nie pomyślałem xD sorry xD


po prostu pamiętam czasy, jak w lipcu robiłem po 400km tygodniowo i tęsknie ^^

Stashqo

@Loginus07 spoko, to bardziej self-diss niż jakiekolwiek pretensje ^^

Zaloguj się aby komentować

131522 + 137 + 5 = 131664

Niemal równo rok po ukończeniu najbardziej wymagającej trasy z 2023 roku, przyszedł czas ja powtórzyć. Ok. 75 km względne go spokoju i nudy, a następnie Złoty Stok - Lądek Zdrój - Bystrzyca Kłodzka. Pogoda wylosowała się niemalże identyczna, choć na szczęście, gdy trasę kończyłem po 13:00, temperatura pokazywała 30 stopni, a nie jak rok temu, gdy 31 stopni było o 10 rano. Wiatr twarzowy, jednak o sile pozwalającej go zupełnie zlekceważyć. Chciałem zdążyć na szybszy pociąg powrotny, więc liczbę przerw ograniczyłem do minimum na uzupełnienie płynów. Nieco jednak zabrakło, a konkretniej zaważyło 30 min poślizgu na starcie. Finalnie wyszło 79 minut przerw, jednak blisko 60 minut z tego, pochłonęły przerwy, gdy już wiedziałem, że nie zdążę. 40 minut przerwy na Przełęczy Puchaczówka i 20 minut w bystrzyckiej żabce, gdy zamówiłem kebaba. No i jakieś 5 minut wpadło jeszcze na wahadle. Mimo jakichś 3-4 kg na plusie, nawet na górkach forma "daje się we znaki". Rok temu, na ostatnim podjeździe potrzebowałem 2-3 przerw, wczoraj obyło się bez nich, a nawet z zapasem. W najbliższy weekend być może znowu wybiorę się na jakieś przewyższenia, ale tym razem w stronę Gór Sowich.

PS. Aha, 21 lipca przebiłem liczbę kilometrów zrobioną w całym 2023 😎

#rowerowyrownik #szosa
2b0a02fd-7239-4130-b1cb-bc7c40ea5f58
c1c33600-287f-4dc9-96f2-d64edcdfbdcf
fd1debf5-76e2-46a3-a5df-1a030a6657cd
0d9afc03-b4be-45ce-b90b-779896488566
9827d053-0913-4773-a2c1-2e53f40f9837
Ragnarokk

@Furto

Wczoraj jechałem autem Lądek-Złoty, może Cię mijałem Fajna trasa na rower, choć w taki weekend jak wczoraj to trochę za dużo aut chyba

Furto

@Ragnarokk Trochę aut było, zwłaszcza pomiędzy Lądkiem, a Złotym, ale po pierwsze znacząca większość jechała z naprzeciwka, po drugie jechałem tamtędy po 10, a po trzecie ci co mnie wyprzedzali, robili to z zachowaniem rozwagi. :)

Aleksandros

Świetny wynik! A co wpłynęło na większą liczbę kilometrów w tym roku? Nowy rower, więcej czasu, czy po prostu większa zajawka na jeżdżenie?

Furto

@Aleksandros Rower ten sam, dopiero za 2-3 lata planuję kupno jakiegoś bolidu, jak dyspozycja będzie zdecydowanie lepsza 😃 Bardziej się pilnuję, mniej wymówek (choć nie wcale xD), no i też pomógł wzrost formy i świadomości kolarskiej. Lepiej się odżywiam w czasie jazdy, dbam o siebie po niej. Jeszcze żeby dieta na codzień była lepsza xD

pluszowy_zergling

Bardzo ładnie, ile przewyższeń ?

Zaloguj się aby komentować

131 142 + 106 + 106 + 11 + 157 (ogonek pracodomowy) = 131 522

Hejo rowerzystki, rowerzyści i kolarze

W tym tygodniu odwiedziłem Ponidzie, czyli brałem udział w wycieczce grupy turystyki rowerowej PK
https://www.facebook.com/grupaturystykirowerowejpk

Dzień pierwszy

Jędrzejów - Busko-Zdrój

Tutaj zdjęcia: Największa tężnia solankowa w Polsce, zalew bez ryb z zakazem połowu (jest remont... jak Oni wypompowali wodę oto pytanie ?!, może się jakiś hydrolog wypowie!)

Dzień drugi

Busko-Zdrój - Kraków

Tutaj fotka - Niedzielne Święcenie samochodów w Kazimierze Wielkiej, nie wiem jak to nawet... mój mózg doznał BSODu jak windowsy na lotniskach na całym świecie w piątek.

A poza tym pracodomy więc nic ciekawego

Udanego turlania w tym tygodniu wszystkim! \o/

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
52abcae8-43c8-4f2c-905a-0ea59fc33366
fa6e6ea4-e911-4f0a-804b-ccde56630d0d
5a569ca6-8f44-4c70-bfc8-dc279755ffa1
15ee37ac-1c7b-43f7-a9eb-ee4132e7210e
def61f6c-5125-4719-a765-77dd1d06df5f

Zaloguj się aby komentować

131026 + 7 + 8 + 37 + 7 + 7 + 44 = 131136

Tygodniowe DPD do drugiego biura, wtorkowy sweet spotowy komin , a także dzisiejsza chillowa 2. strefa.
Wspaniałe są takie rowerowe wieczory. Brak wiatru, słoneczko i zachody słońca.

#rowerowyrownik
adc0bba1-ce54-48c5-be86-cab91fdc149a
Yes_Man

@Furto Piękny zachód słońca ustrzeliłeś

Furto

@Yes_Man Robotę robi jeszcze ta "para mgła", będąca po prostu pyłem z pola, który się uniósł po przejeździe traktora.

Zaloguj się aby komentować