Przed chwila jakis debil na żarówiastym zielonym rowerze, w trykocie i kasku tego samego koloru, wjebal mi sie przed maske na przejsciu dla pieszych, bez przejazdu dla rowerow, majac czerwone swiatlo.
Dobrze ze to bylo centrum miasta, bo tak mi cisnienie podniosl, ze bylem gotowy wysiasc i mu do dupy nakopac, no ale jednak przypał jak ludzie patrza i samochody za mna sie tez zatrzymaly.
Ja rozumiem, ze jak sie wraca ze 100km traski, to kazde zatrzymanie i rozpedzenie roweru to wysilek, na ktory juz nie ma sie ochoty, no ale japierdole, jak mozna byc tak bezmyslnym cepem, zeby wpierdalajac sie na czerwonym, nie sprawdzic nawet czy cos go nie rozjedzie?