Pora ogarnąć to życie w końcu. Czuję, że wiatr zmian nadchodzi niczym tornado i znów skieruje mnie na właściwe tory. Rzadko coś publikuję, więc pozwolę sobie na napisanie czegoś ode mnie, co bardziej pomoże mi ogarnąć swoje myśli.
Za 2 dni powinienem bronić magisterkę i nareszcie się skupić na poważnych problemach życiowych, niestety ostatnie miesiące nie byłem w stanie się za to zabrać. Nie wiem jakim cudem zdałem wszystkie przedmioty jakie miałem, ale w sumie widocznie nie wymagały one za wiele pracy skoro mi się udało. Najczęściej zabranie się za co dzień przed lub na kilka dni przed pozwalało na ogarnięcia tematów, aczkolwiek nie bez nerwów. Już właściwie semestr temu miałem się poddać i spróbować za rok wrócić, ale wyszło tak że wszystko zdałem z całkiem przyzwoitym wynikiem. Aczkolwiek trochę mi szkoda, bo mogłem wyjechać na czyste 5.0 na magisterce, ale widocznie nie dla mnie to, nie z tym stanem psychicznym.
O dziwo na początku studiów byłem dość zmotywowany i nastawiony na sukcesy, ale z czasem niestety wszystko przepadło i zapętliłem się w czymś czego nie rozumiem do dziś. Na początku studiów, kiedy wystarczyło się uczyć i notować dobre wyniki czułem się dość pewnie, bo właściwie nauka to mój żywioł, o ile czuję sens tego wszystkiego. Niestety jakoś na 2-3 roku, gdy pozostali łapali pierwsze staże i praktyki ja się zaciąłem, ponieważ to zaczęło wydawać się dla mnie barierą nie do przeskoczenia. Podejmowałem próby złapania jakieś praktyki/stażu, ale niestety odbijałem się od ściany. Mniejsza o to, w każdym razie tak mniej więcej zaczęły się moje problemy, które trwają, aż do dziś. Z kolejnymi semestrami traciłem siły i zapał do nauki, bo wydawało mi się to bezcelowe. Skończyłem inżynierkę z opóźnieniem, ponieważ jej sensu też specjalnie nie widziałem, wyniki raczej bardzo dobre, jakoś do zajęć byłem w stanie się zawsze złożyć w odpowiednim momencie. I tak po roku przerwy od studiów postanowiłem wrócić na magisterkę, ponieważ niespecjalnie widziałem jakieś inne opcje, chciałem zobaczyć jak sobie poradzę i wróciłem o dziwo znowu niezwykle zmotywowany, wierząc w to, że ma to sens. Niestety trwało to już dość krótko i po pierwszym semestrze dość szybko znowu pojawiła się niechęć do wszystkiego, ale w sumie wygląda na to, że było na tyle łatwo, że doczłapałem do ostatniego semestru i jedyne co mi pozostaje to napisać pracę magisterską. Czas na napisanie mam mniej więcej do końca listopada, ale najlepiej by było wyrobić się jeszcze w semestrze letnim. Podsumowując dobry czas przeplata mi się z niechęcią do tego wszystkiego, a w sumie lubię zagadnienia poruszane na wszystkich przedmiotach, ale nigdy nie znajdowałem chęci się w nie zagłębić bez reszty.
Teraz mam nadzieję, że uda mi się przez wakacje napisać tę prace i w końcu cokolwiek ruszyć z życiem, bo już mam trochę dość swojego aktualnego położenia. Już nawet nie chodzi mi o osiąganie rzeczy wielkich, a jedynie o spełnienie się w czymś i poczucie szczęścia. Szukając źródła problemów postanowiłem przeanalizować swoje dzienne rutyny i postarać się naprostować swoje niezdrowe nawyki. Jednym z takich nawyków z pewnością był wykop, którego treści wydawały się czymś dostarczającym nieco radości, ale jednocześnie pchającym z niezwykle niezdrowym kierunku dla mnie. Kilka tagów może i fascynowało wpisami użytkowników, pozwalało na oderwanie myśli od rzeczywistości, która dla mnie jest zbyt jaskrawa czy szczęśliwa. Wiele tagów odnośnie depresji pozwalało pomyśleć nawet, że może nie jest u mnie tak źle, ponieważ historie innych bywały jeszcze bardziej dramatyczne. W każdym razie oczywistym wydaje mi się zerwanie z tym serwisem. Przed dołączeniem tam, byłem dużo radośniejszy.
Innym gnębiącą mnie rzeczą, która zabierała setki godzin była gra multiplayer, w której w ostatnich miesiącach spędzałem zdecydowanie zbyt wiele czasu i często to ona właśnie odrywała mnie od moich obowiązków i pochłaniała bez reszty. Znowu kosmicznie późno zacząłem z tym coś robić. Niestety mam w sobie chyba jakiś niezdrowy gen, który sprawia, że ulegam takim zjadaczom czasu. Kiedyś był to LoL, Gwint, teraz Destiny, pewnie do tej listy można dopisać jeszcze wiele innych. W każdym razie na ten moment zmieniłem hasła, ale wydaje mi się, że powinienem ostatecznie usunąć konto i nigdy tam nie wracać. Zostawianie sobie furtek kojarzy mi się bardzo źle. Najlepiej do tej pory działało palenie mostów, wszędzie tam, gdzie to było możliwe. I tutaj się waham czy to zrobić, czy kiedyś nie będę chciał wrócić choćby na chwilę. Ale z drugiej strony ja tak tego nienawidzę już, nienawidzę tracić czas, gdy życie umyka, a mógłbym robić rzeczy przybliżające mnie do szczęścia. Podobnie jak wykop, chwilowa dopamina, która powoduje zjazd samopoczucia. Wydaje mi się więc, że usunięcie wszystkich kont z grami, może na mnie podziałać dość dobrze. Dają one tylko poczucie utraty czasu, którego zbyt wiele nie ma tak naprawdę.
Usunąłem już DC, który też wydawał mi się rakowy i zabierał niemiłosierne ilości czasu, który powinienem poświęcić na inne rzeczy, zaczynając od rodziny, nauki, pracy. Tutaj już postarałem się o spalenie mostów. Tutaj nasuwa się wniosek, że palenie mostów działa najlepiej. Na Facebook trzymam tylko najbliższych znajomych i grupę ze studiów, plan jest na całkowite odcięcie również. Jako domyślny komunikator sobie zostawiam WhatsApp, który nie wciąga tak jak ten kombajn zwany Facebookiem. Ogólnie celem jest to, żeby sieci społecznościowe mnie nie pochłaniały, a jedynie były drogą do komunikacji z innymi.
Wiem, że straconych lat już nie odzyskam, a stracone szanse już raczej nie wrócą, a nawet mogą się zemścić. Ale o ile będę szczęśliwy za rok lub dwa to nie ma to znaczenia, ponieważ moim marzeniem jest tylko być szczęśliwym. I właściwie niewiele potrzeba, żebym mógł się czuć spełniony. Nie dążę do posiadania własnej rodziny, posiadania wielkiego majątku, czy sławy. To co mi da szczęście to samospełnienie w jakiejś dziedzinie, zdrowy tryb życia i jakieś towarzystwo, z którym będę mógł spędzić czasem wolny czas.
W kolejnych wpisach zapewne będę spisywać jakie postępy poczyniłem. Może i ktoś poratuje jakimś wartościowym słowem.
P.S. Obecnie mam 25 lat, niby wciąż młodość, ale czas ucieka niezwykle szybko, więc jeśli uda mi się osiągnąć szczęście do 30 to będę zadowolony.