Sądem Najwyższym jest zawsze sekretarka
Chaos prawny jaki panuje obecnie w Polsce nie tyle kompromituje nasze państwo, co pewnego rodzaju styl myślenia o nim.
Nie mam tu najmniejszego zamiaru tego wszystkiego streszczać.
O obecnym prezesie TVP, panach Mariuszu K. i Macieju W., Sądzie Najwyższym, Trybunale Konstytucyjnym, Krajowej Radzie Sądowniczej i jeszcze wielu różnych sprawach które narosły przez ostatnie (ponad) 8 lat można przeczytać w wielu różnych miejscach, które łączy jedynie to, że wszystkie przyznają istnienie ogromnego chaosu.
Skupmy się więc na jednej sprawie jaką było przejęcie władzy nad TVP Info.
Był 20 grudnia godzina 11.18 kiedy z anteny zniknął sygnał owianej złą sławą stacji i pojawił się serial „Korona Królów”. Jak do tego doszło? Jedna strona twierdzi, że na mocy legalnej decyzji Ministra Kultury który odwołał poprzedni zarząd. Druga strona, że na mocy nielegalnego przejęcia. A co ja sądzę? A ja sądzę, że na mocy przełączenia odpowiedniej wtyczki przez firmowego informatyka.
Kilka dni temu świat obiegły zdjęcia kolesia, który przyszedł na koncert noworoczny w filharmonii wiedeńskiej w białym t-shircie
Uznano oczywiście, że to całkowity nietakt itd. Ale co by było, gdyby z roku na rok coraz więcej osób olewało dress code, tak, że w końcu w smoking wbije się jedna osoba albo wręcz nikt? Cóż, można powiedzieć, i zapewne znajdą się tacy, że po prostu właściwie ubrana jest tylko jedna lub żadna osoba. Z drugiej strony, jeżeli prześledzimy kanony mody męskiej, to swego czasu i panowie w smokingach byliby uznani za niewychowanych nuworyszy.
Oczywiście takie dywagacje nad sensem dress codu mogą się wydać liczeniem diabłów na szpilce.
I w pewnym sensie takie są. Całe średniowiecze to epoka zaciekłych metafizycznych sporów, znacznie zresztą poważniejszych niż liczenie diabłów. I rzeczywiście, jeżeli przyjmiemy na przykład za podstawę wnioskowania Biblię i pracę jakiegoś tam teologa X to możemy wywieść logiczne wnioski na temat np. natury Boga. Problem polega na tym, że nie bardzo wiadomo na podstawie czego uznać taką, a nie inną podstawę wnioskowania bez popadania w dogmatyzm pdt „a no bo tak”.
W znacznej mierze podobnie ma się sprawa z normami prawnymi.
Mamy, na ten przykład, dwie władze (czy co najmniej dwie?) w TVP. Jedna powołuje się na werdykt Rady Mediów Narodowych, druga na decyzję Ministra. Kto ma rację? Osobiście uważam, że ta nowa, ale część osób uważa inaczej. Wydawałoby się więc, ze ktoś z nas się myli.
Na poziomie czysto spekulatywnym jak najbardziej tak.
W praktyce jednak fakty są takie, że obie grupy zachowują się zupełnie inaczej, jakby właściwy porządek był zupełnie inny. W normalnej sytuacji należałoby się odwołać do jakiejś wyższej instancji (np. sądu) który orzeknie kto ma rację. Ale wtedy przenosimy się po prostu o piętro wyżej i pytamy dlaczego aby właściwie uznawać ten wyrok za wyrok, a nie inny? Co przecież ma miejsce w przypadku byłych posłów K. i W.
Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka
Po pierwsze, że wszelkie szeroko rozumiane źródła prawa niewiele się w swej istocie różnią od metafizyki o której pisałem wyżej. Pozytywiści prawniczy uważali, że problem ten dotyczy tylko zwolenników tzw prawa naturalnego. Prawem, zdaniem pozytywistów jest tylko to co jest zapisane w aktach prawnych.
Abstrahując już jednak od tego, na jakiej podstawie powinniśmy zgodzić się na dany akt prawny pozostaje jeszcze jedna kwestia.
Bo pozytywizm idzie w nieodłącznej parze z innym wynalazkiem oświecenia – konstytucjonalizmem. Takim więc punktem archimedejskim który pozwala wszystko w prawie rozstrzygnąć miałaby być konstytucja. No dobrze, ale jeden czyta konstytucję i jego zdaniem sprawy się mają tak – a drugi czyta, i uważa, że inaczej. Jak to rozstrzygnąć?
To pytanie jest w swej istocie beznadziejne.
Odpowiedź na nie byłaby bowiem kolejną teorią, którą znów różne osoby mogłyby również w różny sposób odnosić do praktyki. Pomiędzy teorią a praktyką z zasady nie może więc stać kolejna teoria tylko władza umysłowa jakiegoś trzeciego rodzaju – w tym wypadku władza sądzenia, która sprawia że uznajemy takie a takie reguły za właściwe w danej sytuacji.
Zbierzmy więc to wszystko do kupy i odnieśmy do tytułu dzisiejszego wpisu
Widzieliśmy w ostatnich dniach wyciąganie wtyczki, składanie akt z pominięciem sekretariatu czy wyłączanie kart do głosowania przez pracowników kancelarii. Wszystko to są czynności czysto faktyczne, wykonywane przez szeregowych ludzi. Oczywiście, można powiedzieć, że nad sekretarką i informatykiem stoją ludzie mogący ich odwołać. Ale to odwołanie również trzeba wykonać przy pomocy jakichś sekretarek, strażników czy informatyków.
Krótko mówiąc: prawem jest to, co za prawo uznają ludzie
A władzą są te instytucje i osoby którym ludzie dają posłuch. Gdybym ja próbował wejść do Sejmu i zagłosować to by zadzwonili po policję albo pogotowie. Ale nie dlatego, że nie mam żadnych papierów na swoje racje, tylko dlatego, że nikt poza mną by mnie za posła nie uważał.
Klucz do zrozumienia obecnego chaosu nie leży w prawnym galimatiasie (choć on oczywiście jest) tylko w podziale społecznym, który sprawia, że ogromna mniejszość (jakieś 30-40%) absolutnie nie uznaje stanowiska większości (i vice versa). I to jest tak naprawdę źródło wszelkich problemów, bo prawo w całości jest wyrobem społeczeństwa, więc jeżeli jakaś grupa ludzi się za społeczeństwo nie uznaje to o żadnym prawie nie może być mowy.
PS: Podobał się wpis? Rozważ proszę małe wsparcie (od niedawna można przy użyciu karty)
https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy
#filozofia #filozofiadlajanuszy #prawo #polityka