Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie
***
Od Autora
Czekaliście? Wiem, że czekaliście, nawet wiersze o tym powstawały. No przepraszam. Wyszło jak wyszło, trochę jakbym miał zatwardzenie, ale w końcu wyszło i oto oddaję w Wasze oczy kolejną, jedenastą już, czyli przedostatnią, księgę zasranego poematu pod tytułem Pan Jerzy, czyli ostatni slam w Gorzowie. Cieszycie się? Mam nadzieję, że tak. I mam nadzieję, że to co wyszło, to mi w miarę wyszło i choć trochę Was rozbawi.
Jako że zbliżamy się do końcówki, to czas zamykać wątki. Nie wiem co prawda, czy mi się to udało (czyli czy mi wyszło), bo może być tak, że o niektórych wątkach zapomniałem (wyszły mi z głowy). W tej sprawie jeszcze jedna rzecz, bo jeśli mi wyjdzie, to kolejna, dwunasta, czyli ostatnia księga powinna wyjść szybciej – ale nie obiecuję, bo może nie wyjść dlatego, że mi nie wyjdzie, bo coś po drodze mi wyjdzie. W każdym razie w zasadzie to mam ją już napisaną, bo pointy zbierałem przez cały czas trwania tej wspaniałej zasranej przygody, teraz tylko trzeba je poukładać, pewnie coś dodać, bo na bank w czasie pisania przyjdzie mi coś nowego do głowy, może coś wyrzucić. Zobaczymy jak wyjdzie.
Ale, nie wychodząc zanadto myślą w przyszłość, zapraszam do lektury tego, co (w końcu!) wyszło już dziś. Przyjemności i ulgi! – jak po długo wstrzymywanym sraniu.
Wasz Autor
***
Spis treści
Księga I – Zwycięstwo
Księga II – Do Grecji!
Księga III – W Grecji
Księga IV – Nadal w Grecji
Księga V – Ciągle w Grecji
Księga VI – Jeszcze chwilę w Grecji, ale dłużej już w Nowej Soli
Księga VII – W nadodrzańskich lasach
Księga VIII – Pod czerwonym butem
Księga IX – Nadal pod czerwonym butem
Księga X – Ciągle pod czerwonym butem
***
Księga XI
Jeszcze pod czerwonym butem
Jak pokonać potwora – O wyższości stoicyzmu nad epikureizmem – Savoir-vivre – Uberłoś – Konsekwencje spóźnienia
@moll , by Splasha uzdrowić, sposobu szukała
i tajemne księgi dzień w dzień wertowała.
Nie w głowie jej było nawet gotowanie,
ani nic wtedy nie jadła, stąd też i na sranie
czasu nie traciła. Aż tu wreszcie, we środę,
przybiegła k'nam z takim książkowym sposobem:
– By móc odwrócić przemiany obrzydliwą moc
to z potworem w krypcie trzeba spędzić noc!
Nie u pana Pratchetta, gdzie długo szukałam,
ale u Sapkowskiego o tym wyczytałam!
I dzień cały minął nam na oczekiwaniu,
w napięciu takim ogromnym, że o sraniu
nawet żeśmy zapomnieli. Zaś z wieczora,
kiedy to wreszcie przyszła odpowiednia pora,
@moll tak do nas mówi: – No dobrze, moi drodzy,
czas już jest na mnie, muszę do piwnicy schodzić
ażeby ocalić Splasha, męża mojego
nie dość że zatrutego, to i zasranego!
I choć w tej piwnicy przeokropnie śmierdzi,
pójdę: miłość jest silniejsza nawet ode śmierci!
Więc zeszła. Drzwi odemkła i powiało smrodem
który też poczułem, choć za ostatnim schodem
stałem. Poczuła go też Pacha ma kochana:
– Nie jest mi ten smród gorszy ode bakłażana! –
rzekła, a ja zapytałem, przerażony aż:
– Którego to bakłażana ty na myśli masz?
I na dole za @moll drzwi wtedy się zamknęły
a nam się dłużyć mocno godziny zaczęły
w nadziei, lecz i w nerwowym czekaniu
no i mowy o żadnym znów nie było sraniu.
Mnie tam wtedy ogromnie ciekawość zżerała
– Pacha! Może byś zeszła i coś podsłuchała? –
pytam się ja tak wtedy bohaterskim tonem
tej, którą już niebawem pojąć mam za żonę.
A Pacha tak mi na to: – No, Dżordżu, nie wierzę!
Może sam tam sobie zejdź, mój ty bohaterze?
Zszedłem. Nos zatkałem i, żebym coś usłyszał,
ucho do drzwi przykładam. A za drzwiami cisza.
I nagle, na dźwięk tej ciszy, obleciał mnie tchórz
no i sobie pomyślałem: – „Chyba po @moll już!”
Na głos mówię do Pachy: – Na nic @moll starania.
Lecz późno już, ma miła. Kładźmy się do spania!
Pacha rzekła mi na to: – To jest pomysł dobry,
no bo trochę zmarzłam i potrzebuję kołdry.
Obraliśmy wówczas kierunek na sypialnię,
gdzie chciałem się przyssać, całkiem nienachalnie,
ale zapędy moje Pacha ostudziła:
– Dżordż, na jutro będzie potrzebna nam siła.
Jutro jedno z dwojga: albo świętowanie
gdy @moll Splasha ocali, albo jej grzebanie
bo bohaterstwem się wykazała jak smoków
pogromcy… Ej! Dżordż! Łapy przy sobie! Ty zboku!
I takim to sposobem znów się nie przyssałem,
no więc, w ramach zemsty, głośno jej chrapałem.
Rano Pacha była, z racji niewyspania,
mocno zła, choć to nie od mojego chrapania,
ale to raczej dlatego, że nad ranem nas
obudził dochodzący z piwnicy hałas.
Ledwo co tylko na dół zbiegliśmy po schodach
poczuliśmy piwnicy straszliwego smroda.
Powiodło się @moll to jej wiedźmińskie zadanie
bo widzimy tam Splasha po schodach wspinanie:
znikły diable iskierki, bez rogów już czoło!
@moll zaś idzie za nim i coś jej wesoło.
– Zeszłam ja do piwnicy i powstrzymać ręki
żeby męża dotknąć, nie mogłam. On był miękki
jednak. Więc, tak jak Geralt, tak i ja zrobiłam
i w skrzynce na młynki spać się położyłam.
Wcześniej jednak piwniczne przeszukałam półki
ażeby to wiedźmińskiej napić się jaskółki,
ale jej nie znalazłam, więc zjadłam pająka
co uciekł z terrarium i gdzieś tam się błąkał.
Gdy wstałam, ze Splasha zniknął już trucizny wrzód
a na jego miejscu silny pojawił się wzwód!
I nie mogłam przepuścić, gdy okazja taka
jakby Splash ukąszony był przez wałęsaka!
I teraz mam już pewność, że mąż mój wyleczon:
bo poczułam dowód że znów stoikiem jest on!
Pacha @moll słuchała, lecz głód też czuła duży
no i jeść zaczęła konfitury z róży,
łyżeczką nabierając prosto ze słoika:
– „A może też przerobię Dżordża na stoika?” –
tak sobie pomyślała – „bo z tego co wiem
jego hasłem jest epikurejskie carpe diem
i z tego wszystkiego pożytku mam tyle
że on zamiast mnie chwytać, woli chwytać chwilę.
No i mam ja takiego, jak Horacy, dziada.
Poeta też mi wielki! Zamiast działać: gada!
Poeta! Przecież prawdziwy poeta to wie,
że, inaczej niż w biblii, «nie» nie znaczy «nie»!”
Te Pachy rozważania przerwało @moll zdanie:
– Misja ma wykonana, teraz czas na sranie!
By wam wynagrodzić brak wczorajszej kolacji
to zrobię dziś śniadanie, lecz po defekacji.
I wtedy poczuliśmy, że potrzeba wielka
wszystkich nas mocno tam ciśnie, a więc kolejka
pod drzwiami do kibla w mig się ustawiła.
Pierwsza była @moll i co miała, to zrobiła;
drugi był w kolejce rekonwalescent nasz
i zaraz się po @moll wtedy wysrać poszedł Splash.
Bardzo pojemne są jelita tego pana
bo długo tam siedział, choć piwnica zasrana.
A kiedy opuścił ten tron z porcelany
pokazałem Pasze, żem dobrze wychowany,
bo, zrażony z kibla poslashowym smrodem,
powiedziałem szarmancko: – Idź ty! Panie przodem!
I to był błąd, bo zapach spode zadka Pachy
to był jeszcze gorszy aniźli spod trzech Splashy!
Lecz ulga podwójna bo raz, że Spalash wyzdrowiał
a dwa, że wreszcie każdy sobie zdefekował.
W tym czasie kiedy my kończyliśmy sranie
to @moll nam przygotować zdążyła śniadanie
i w jadalni na stół wykładała jedzenie
ze słowy: – Wybaczcie mi, proszę, to spóźnienie…
– Jasna cholera! – na to Pacha – Co ze mnie młot!
No przecież ja do Jałty to zaraz mam mieć lot!
Zawsze mnie coś takiego musi się przydarzyć!
Kogo prosić o pomoc? Związek Kajakarzy?
Podrzucą mnie Odrą, stąd ona całkiem blisko,
ale przecież lotnisko to leży nad Wisłą!
No nie zdążę! I Dżordża znów to będzie wina!
Choć może na słoniu? W końcu do Stalina
lecę. – I wołać zaczęła: – Chodź no tutaj, King!
Lecz nic: słoń był zajęty. W lesie grał on swing.
I już byłem gotowy na te pasze jęki
że znów moja to wina, kiedy jakieś dźwięki
zza okna dobiegły, jak podczas bukowiska;
to Łoś tam stał: mięśnie grają, piana z pyska
leci, kopytem swoim w ziemi grzebie on
i w taki tam w końcu Łoś uderzył ton:
– Tak silne są @moll te lubelskie zabobony
że nie tylko Spalsh, lecz i ja także uzdrowiony
i spod mocy Stalina wyjęty zostałem,
a teraz, tak jak mogę, to się zemścić chciałem!
Dlatego Pacho, teraz zasiądź na mym grzbiecie
bez siodła, na oklep! Nie przystoi kobiecie
co prawda na oklep jeździć, lecz musimy gnać
bo czas już mocno nas goni, a mnie chce się srać.
Lecz zwieracze me muszą wytrzymać napięcie
do czasu kiedy cię podrzucę na Okęcie.
Pacha wsiadła, po bokach zwisały jej nogi;
ja się bałem, że, jak Łoś, też będę miał rogi.
Znane są szeroko wyczyny tego zwierza,
może i do Pachy on przyssać się zamierza?
Lecz nie zdążyłem krzyknąć: „Strzeż się lowelasa!”
bo Łoś i ma Pacha już zniknęli w lasach.
Wiem, Pacha ma misję: ojczyzna w potrzebie
ale się z tej zazdrości zesrałem pod siebie.
Gdy majtki se zmieniałem, za pomocą dłoni
to telefon mój nagle wtedy mi zadzwonił.
Połączenie od Pachy, która tak mówiła:
– Dżordż, ja na samolot przez ciebie się spóźniłam!
No i trochę przez Łosia, bo to jego wina
że po drodze przystanął wyruchać pingwina.
A później, skoro już miał opuszczone gacie,
stwierdził, że przy okazji i wysrać przyda się.
A mam jeszcze też i inne wiadomości złe
będziesz jednak musiał jeszcze poczekać na nie,
bo, jak już będę doma, to ci coś pokażę…
A ja już to widzę! Miliony wyobrażeń
mam natychmiast w głowie! I już sobie płynę
w mych erosomańskich fantazji krainę!
A Pacha ze mną wtedy już się rozłączyła
więc tyle wiedziałem, że ona się spóźniła
na samolot i ten odrzutowiec prywatny
to bez niej kurs swój obrał na wschodni kraj bratni.
W Jałcie cała trójka: Roosevelt, Churchill, Stalin
długo a niecierpliwie na Pachę czekali.
Ale nie dotarła. I z tego powodu
tam Rzeczypospolitej zabrano część wschodu.
***
Stopka redakcyjna
Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2024
@George_Stark , 2024
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark
#tworczoscwlasna #poezja