Powiem wam, że nie jestem przesądny, ale... xD
Dłubiąc sobie przy dwóch sprowadzonych harlejkach w trakcie lata bałem się, że nie zdążę na nich polatać i zastanawiałem się, czy nie kupić jakiegoś, który dla odmiany by jeździł. I chyba na drugi dzień patrzę, ogłoszenie. Dyna, edycja limitowana, poszukiwany model, do tego z europejskiego rynku i sprzedawana przez salon. Cena spora, ale mimo wszystko dość okazyjna zwłaszcza przy wszystkich modyfikacjach i dodatkach wpakowanych w moto.
Chyba tego samego dnia pojechałem go obejrzeć i po dziesięciu minutach kupiłem xD na spóźniony, urodzinowy prezent. Było tylko małe "ale" które wyszło w trakcie - dotychczasowy właściciel, który szykował sobie moto miesiąc temu rozwalił się na samochodzie, trup na miejscu. Nie na tym moto co prawda, ale wciąż. Stara trochę kwękała, że to zły omen, ja jednak przesądny nie jestem, więc cieszyłem się, że zrobiłem dobry deal.
Moto odebrałem dopiero parę tygodni po kupnie, wcześniej nie było kiedy. Na dzień dobry w garażu przy przestawianiu mi upadł xD Nie upuściłem motocykla chyba od dziesięciu lat (parkingowych gleb przy nauce schodzenia na kolano nie liczę), trochę się wkurzyłem, nie powiem. No ale co zrobić, tyle że nic się nie stało, straty zerowe, nic się nawet nie porysowało, bo zabezpieczenia ochroniły.
Pojeździłem trochę, fajny sprzęt. Aż parę dni później podczas jazdy odpadła mi tablica z mocowaniem i przywaliła w gościa, który jechał na moto za mną. Od, po prostu mocowanie się oderwało i odfrunęło. Tyle dobrego, że poza uszkodzoną owiewką w motocyklu, który jechał za mną nic się nie stało, bo tablica wraz z mocowaniem to solidny kawał żelastwa, spokojnie ponad 1.5kg wagi. Szczęście w nieszczęściu, ale wkurzyłem się już mocno, bo tablicę montował salon i nawet naciskali, że to zrobią. Salon w którym kupowałem miesiąc wcześniej wziął na siebie załatwienie nowego mocowania i naprawę czachy u poszkodowanego, tyle dobrego.
Moto potem trochę stał, w międzyczasie więcej dłubałem niż jeździłem, ogarniałem harlejki z USA i wyszło też, że na jednym z nich jeździ mi się wprost idealnie - stąd świeżo kupiony moto wyjechał na ulicę może jeszcze dwa czy trzy razy. I dwa tygodnie temu myślę sobie - pogoda ładna, to chociaż się przejadę, podładuję akumulator. Parę minut później jadę sobie, lekki skręt, prędkość śmieszna typu 30-40 km/h - i nagle jeb, leżę na ziemi. Chyba coś było rozlanego na asfalcie, straciłem przyczepność, motocykl ślizgnął jeszcze parenaście metrów i stuknął w krawężnik kierownicą. Straty już większe, pewnie parę tysi - zgięta kierownica, pęknięta klamka sprzęgła, rysy, mocowanie amorka do wymiany. Ja też się trochę poobijałem. Myślę sobie, że coś pechowy ten moto.
No i dziś wziąłem mojego kumpla-sąsiada, Irlandczyka, starszy gość po sześćdziesiątce na przejażdżkę C63, bo pytał, czy się karniemy xD I wracamy, idziemy do motocykla, opowiadam jak to wyglebiłem się i pokazuję efekty gleby, narzekam że teraz trzeba będzie to wszystko ponaprawiać i jakiś strasznie pechowy ten sprzęt, bo raptem zrobiłem może 500 km a cały czas jakieś problemy, począwszy od historii z poprzednim właścicielem, skończywszy na mojej wywrotce. On kiwa głową i mówi, że faktycznie kiepska sytuacja, z tym poprzednim właścicielem co robił moto dla siebie i się zabił to już w ogóle i że trzeba skropić wodą święconą, on to może zrobić w razie czego. Ja myślę sobie, że może nie taki głupi pomysł. I idziemy do windy, trzeba drzwi garażowe otworzyć, Irlandczyk wyciąga klucze, coś mu z nich odpada. Okazuje się, że miał przy kluczach medalik/breloczek z Maryjką i ten breloczek w kieszeni akurat teraz odczepił mu się i akurat teraz wziął i odpadł. Creepy xD Dla mnie to już przelało czarę, miałem trochę go pomodyfikować przez zimę, ale pierdolę, naprawiam sprzęta i sprzedaję. Stan przeklęty. Jakby coś, nie kupujcie.
#motocykle #creepy