Tytuł: Kukułcze jaja z Midwich
Autor: John Wyndham
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
Format: książka papierowa
ISBN: 9788383382470
Liczba stron: 248
Ocena: 8/10
Książka już od pierwszych stron przekonała mnie do siebie formą narracji (oraz stylem jej prowadzenia), będącą właściwie relacją z wydarzeń, czasem zasłyszanych od kogoś innego.
Mamy tu do czynienia z incydentem z nieznanym obiektem i niewyjaśnionymi właściwościami przestrzeni w roli głównej. Po czasie wychodzi na jaw, że praktycznie wszystkie zdolne do tego kobiety doznały niepokalanego poczęcia. I tutaj pojawia się pierwszy i właściwie ostatni zgrzyt, którego jednakże znaczenie z czasem narasta, dlatego nie będę opisywał jego późniejszych objawów, a jedynie te początkowe. Mianowicie: czemu całe miasteczko nie znalazło się pod kloszem? Czemu ciężarne nie zostały zgarnięte pod obserwację 24/7? Czemu nikt nawet nie pomyślał o aborcji? Wydaje mi się, że jeżeli kilkadziesiąt kobiet zachodzi jednocześnie w niewyjaśnioną ciążę, to nie mamy do czynienia z normalną sytuacją i nic dobrego z tego nie wyniknie. Chodziło o "PR", prawo, moralność? Tematy te są swoją drogą poruszane, ale nikt nie dochodzi do jednoznacznej konkluzji.
Kontynuując ten wątek: Zellaby - pisarz, jeden z moich ulubionych archetypów postaci (czyli konkretny dziadek) oraz chyba swoisty awatar autora - raczy swoich rozmówców - i w rezultacie czytelników - najróżniejszymi dywagacjami, których tematyka pokrywa się z obecnymi na kartach książki wydarzeniami, a później ewoluuje wraz z ich rozwojem, poczynając choćby od zagadnienia, o którym pisałem w poprzednim akapicie, poprzez naturę prawa (oraz pod pewnym względem prawo natury), a kończąc na ewolucji cywilizacji. Są oczywiście obecne również inne osoby, większość "jednorazowych", kilka istotnych (w tym narrator), ale nie ma wątpliwości, że to właśnie Zellaby jest personą w tej książce najistotniejszą.
Doprawdy interesująca i wartościowa pozycja, choć nie ukrywam, że z chęcią zapoznałbym się z wersją, gdzie rząd nie bałby się pobrudzić sobie rąk. Pomijając nawet ten kulośnieżny zgrzyt, który mogę jedynie zwalić na mój światopogląd, to po niniejszą książkę zdecydowanie warto sięgnąć.
Aha, okładka jest paskudnym przykładem paskudnego użycia AI i nic mojego zdania nie zmieni. Myślicie, że dlaczego ręce są ukryte?
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #johnwyndham #rebis #papierowywehikulczasu #ksiazkicerbera
