#ciekawostkihistoryczne

75
4339
Józef Dąbrowski "Katastrofa kaliska : opowieść naocznego świadka" wyd. Warszawa 1914 część XV

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #Kalisz1914

Poprzednie części pod tagiem #Kalisz1914

Między‎ ‎Hydropatją‎ ‎a‎ ‎bramą‎ ‎od‎ ‎placu‎ ‎ś.‎ ‎Józefa,‎ ‎ziemia‎ ‎rozkopana i‎ ‎wznosi‎ ‎się‎ ‎niewielki‎ ‎pagórek. Tu‎ ‎zakopali‎ ‎zabitych‎ ‎w‎ ‎parku‎ ‎podczas‎ ‎strzelaniny;‎ ‎leży‎ ‎ze‎ ‎trzydzieści‎ ‎osób,‎ ‎ledwie‎ ‎ich‎ ‎zasypali‎ ‎wapnem,‎ ‎bez‎ ‎trumien. Od‎ ‎spotykanych‎ ‎na‎ ‎ulicy,‎ ‎lub‎ ‎też‎ ‎takich,‎ ‎co zobaczywszy‎ ‎mnie‎ ‎z‎ ‎okna,‎ ‎wybiegli‎ ‎z‎ ‎domu,‎ ‎znajomych‎ ‎dowiaduję‎ ‎się‎ ‎straszliwych‎ ‎szczegółów‎ ‎katastrofy.‎ ‎Przygnębienie‎ ‎i‎ ‎przerażenie‎ ‎panują‎ ‎dotąd wszechwładnie,‎ ‎a‎ ‎niepodobna‎ ‎sobie‎ ‎wręcz‎ ‎wyobrazić,‎ ‎jakim‎ ‎był‎ ‎nastrój‎ ‎mieszkańców‎ ‎Kalisza,‎ ‎którzy przetrwali‎ ‎cały‎ ‎tydzień‎ ‎strzelaniny,‎ ‎bombardowań i‎ ‎rabunków‎ ‎w‎ ‎mieście.‎ ‎Dość‎ ‎powiedzieć,‎ ‎że,‎ ‎dopytując‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎swoich‎ ‎znajomych,‎ ‎dowiadują‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎kilku‎ ‎wypadkach‎ ‎obłąkania,‎ ‎kilku‎ ‎samobójstw.‎ ‎Między‎ ‎innemi,‎ ‎nie‎ ‎zdoławszy‎ ‎przenieść‎ ‎okropności chwili,‎ ‎wyczerpawszy‎ ‎znać‎ ‎całą‎ ‎siłę‎ ‎nerwów,‎ ‎samobójstwem‎ ‎zakończyła‎ ‎ceniona‎ ‎w‎ ‎Kaliszu‎ ‎bardzo‎ ‎i‎ ‎zasłużona‎ ‎działaczka‎ ‎na‎ ‎polu‎ ‎oświatowem, nauczycielka‎ ‎p.‎ ‎J.‎ ‎S. 

Dodajmy,‎ ‎że‎ ‎trupy‎ ‎i‎ ‎rannych,‎ ‎choć‎ ‎w‎ ‎części, zbierali‎ ‎z‎ ‎ulic‎ ‎dobrowolni‎ ‎i‎ ‎często‎ ‎własnoręcznie nawet‎ ‎grzebali‎ ‎samarytanie,‎ ‎którzy‎ ‎wytrwali‎ ‎na stanowisku‎ ‎do‎ ‎końca‎ ‎niemal.‎ ‎Nazwiska‎ ‎tych‎ ‎bohaterów — te‎ ‎chociaż,‎ ‎których‎ ‎mogłem‎ ‎się‎ ‎dowiedzieć przytaczam.‎ ‎Byli‎ ‎to:‎ ‎obywatel‎ ‎i‎ ‎właściciel‎ ‎pierwszorzędnego‎ ‎zakładu‎ ‎tapicerskiego‎ ‎p.‎ ‎Szpecht, który‎ ‎po‎ ‎pogromie‎ ‎szpitala,‎ ‎chorych‎ ‎wziął‎ ‎do swojej‎ ‎kamienicy,‎ ‎pomocnik‎ ‎rejenta‎ ‎Wągrowski, zarządzający‎ ‎drukarnią‎ ‎„Kaliszanina“,‎ ‎Piotrowski i‎ ‎elektrotechnik‎ ‎Lebiedziński‎ ‎—‎ ‎czynny‎ ‎od‎ ‎pierwszej‎ ‎strasznej‎ ‎nocy,‎ ‎wraz‎ ‎ze‎ ‎znanym‎ ‎już‎ ‎nam „karbonarjuszem“‎ ‎Zaborowskim,‎ ‎rannym‎ ‎nawet przy‎ ‎pełnieniu‎ ‎swych‎ ‎obowiązków.‎ ‎Na‎ ‎podkreślenie‎ ‎też‎ ‎zasługuje‎ ‎bohaterstwo‎ ‎naczelnika‎ ‎ochotniczej‎ ‎straży‎ ‎ogniowej‎ ‎p.‎ ‎St.‎ ‎Mrowińskiego,‎ ‎który wytrwał‎ ‎na‎ ‎stanowisku,‎ ‎utrzymując‎ ‎porządek w‎ ‎mieście,‎ ‎organizując‎ ‎milicję‎ ‎i‎.‎t.‎d.,‎ ‎przez‎ ‎czas cały‎ ‎niemal‎ ‎kaliskiego‎ ‎piekła...

Że‎ ‎pełnienie‎ ‎choćby‎ ‎najbardziej‎ ‎humanitarnych‎ ‎obowiązków‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎czasie‎ ‎połączone‎ ‎było ze‎ ‎straszliwem‎ ‎niebezpieczeństwem‎ ‎dowodzi‎ ‎los szpitala‎ ‎św.‎ ‎Trójcy‎ ‎w‎ ‎Kaliszu.‎ ‎Szpital‎ ‎ten,‎ ‎wbrew elementarnym‎ ‎pojęciom‎ ‎cywilizacji‎ ‎i‎ ‎surowo‎ ‎przestrzeganym‎ ‎nawet‎ ‎u‎ ‎barbarzyńców‎ ‎zasadom‎ ‎praw wojennych,‎ ‎został‎ ‎napadnięty‎ ‎i‎ ‎zdemolowany, li‎ ‎tylko‎ ‎wskutek‎ ‎znów‎ ‎bezdennego‎ ‎tchórzostwa niemców. Oto,‎ ‎jak‎ ‎się‎ ‎rzecz‎ ‎miała‎ ‎według‎ ‎opowiadania naocznych‎ ‎świadków‎ ‎lekarzy‎ ‎szpitalnych. 

Szpital‎ ‎zbombardowany‎ ‎już‎ ‎8‎ ‎sierpnia‎ ‎w ogóle,‎ ‎jak‎ ‎opowiada‎ ‎naczelny‎ ‎jego‎ ‎lekarz‎ ‎dr.‎ ‎Dreszer,‎ ‎był‎ ‎przedmiotem‎ ‎jakichś‎ ‎dziwacznych‎ ‎a‎ ‎ciągłych‎ ‎napadów‎ ‎żołnierskich.‎ ‎Niemal‎ ‎co‎ ‎noc‎ ‎wpadali‎ ‎na‎ ‎rewizję‎ ‎niemcy,‎ ‎to‎ ‎znów‎ ‎widząc‎ ‎ślepe drzwi,‎ ‎wciąż‎ ‎w‎ ‎nie‎ ‎dobijali‎ ‎się,‎ ‎a‎ ‎następnie,‎ ‎gdy otwierano‎ ‎im‎ ‎inne,‎ ‎złościli‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎przykładając‎ ‎lufę rewolweru‎ ‎do‎ ‎głowy,‎ ‎oświadczali,‎ ‎że‎ ‎drzwi‎ ‎tendencyjnie‎ ‎są‎ ‎zamykane‎ ‎przed‎ ‎nimi‎ ‎i‎.‎t.‎d. Kiedyś‎ ‎zabito‎ ‎stróża,‎ ‎a‎ ‎sanitarjusz‎ ‎z‎ ‎nim‎ ‎będący‎ ‎ledwie‎ ‎uratował‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎ten‎ ‎sposób,‎ ‎że‎ ‎wraz z‎ ‎nim‎ ‎upadł‎ ‎i‎ ‎osłaniał‎ ‎się‎ ‎trupem,‎ ‎innym‎ ‎znów razem‎ ‎jakiś‎ ‎oficer‎ ‎kazał‎ ‎żołnierzowi‎ ‎pchnąć‎ ‎dr. D.‎ ‎bagnetem,‎ ‎dopiero‎ ‎na‎ ‎zwróconą‎ ‎przez‎ ‎żołnierza‎ ‎uwagę:‎ ‎„Herr‎ ‎Leutenanter‎ ‎hat‎ ‎den‎ ‎rothen Kreuz“ — rozkaz‎ ‎odwołał...Takie‎ ‎postępowanie‎ ‎doprowadziło‎ ‎wszystkich w‎ ‎szpitalu‎ ‎do‎ ‎stanu‎ ‎niemożliwego‎ ‎zdenerwowania, tymbardziej,‎ ‎że‎ ‎ulegali‎ ‎mu‎ ‎wszyscy‎ ‎niemal‎ ‎lekarze.‎ ‎Wreszcie‎ ‎zaszedł‎ ‎fakt‎ ‎wręcz‎ ‎niepodobny‎ ‎do wiary.

Jakoś‎ ‎po‎ ‎ostatniem‎ ‎bombardowaniu — opowiada‎ ‎jeden‎ ‎z‎ ‎lekarzy‎ ‎szpitalnych‎ ‎—‎ ‎późnym‎ ‎wieczorem‎ ‎przechodziło‎ ‎obok‎ ‎szpitala‎ ‎kilkunastu‎ ‎żołnierzy.‎ ‎Nagle‎ ‎rozlegają‎ ‎się‎ ‎strzały,‎ ‎żołnierze‎ ‎rzucają się‎ ‎jak‎ ‎szaleni‎ ‎do‎ ‎drzwi‎ ‎szpitalnych,‎ ‎dobijają‎ ‎się, usługujący‎ ‎chłopak‎ ‎im‎ ‎otwiera.‎ ‎Chwyta‎ ‎go‎ ‎jakiś podoficer‎ ‎i‎ ‎strzela‎ ‎dwukrotnie‎ ‎z‎ ‎rewolweru — szczęściem‎ ‎chybia.‎ ‎W‎ ‎tejże‎ ‎samej‎ ‎chwili‎ ‎inni‎ ‎niemcy zatrzaskują‎ ‎drzwi,‎ ‎wpadają‎ ‎do‎ ‎poczekalni,‎ ‎rzucają karabiny,‎ ‎biegną‎ ‎w‎ ‎dzikim‎ ‎popłochu‎ ‎do‎ ‎sal‎ ‎i‎ ‎wyskakują‎ ‎przez‎ ‎okna,‎ ‎wielu‎ ‎pada,‎ ‎zrywają‎ ‎się,‎ ‎lecą dalej,‎ ‎w‎ ‎ucieczce‎ ‎wobec‎ ‎oniemiałych‎ ‎chorych i‎ ‎służby.

Niedługo‎ ‎nowe‎ ‎strzały — grad‎ ‎kul‎ ‎posypał‎ ‎się w‎ ‎okna‎ ‎szpitalne.‎ ‎Chorzy‎ ‎w‎ ‎dzikiem‎ ‎przerażeniu pozrywali‎ ‎się,‎ ‎kryjąc‎ ‎się‎ ‎pod‎ ‎łóżka,‎ ‎wszyscy‎ ‎rzucili‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎podłogę.‎ ‎Okropne‎ ‎krzyki‎ ‎przerażenia zmieszały‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎terkotem‎ ‎karabinów‎ ‎i‎ ‎brzękiem wybijanych‎ ‎kulami‎ ‎okien.‎ ‎Dym‎ ‎i‎ ‎kurz‎ ‎oślepiał obecnych.‎ ‎Wkrótce‎ ‎przez‎ ‎wywalone‎ ‎kolbami‎ ‎drzwi niemcy‎ ‎wpadli‎ ‎do‎ ‎szpitala,‎ ‎brutalnie‎ ‎przewracając wszystko‎ ‎do‎ ‎góry‎ ‎nogami.‎ ‎„Stąd‎ ‎strzelano‎ ‎do‎ ‎nas“! Próżne‎ ‎były‎ ‎tłomaczenia‎ ‎lekarzy,‎ ‎opowiadanie o‎ ‎strzałach‎ ‎ze‎ ‎strony‎ ‎żołnierzy,‎ ‎którzy‎ ‎właśnie przez‎ ‎szpital‎ ‎uciekali,‎ ‎pokazywano‎ ‎karabiny,‎ ‎porzucone‎ ‎tornistry...‎ 

‎Rewizja,‎ ‎jak‎ ‎najściślejsza‎ ‎nic nie‎ ‎wykryła‎ ‎oczywiście,‎ ‎mimo‎ ‎to,‎ ‎kazano‎ ‎wychodzić‎ ‎wszystkim‎ ‎mężczyznom.‎ ‎Prócz‎ ‎ciężej‎ ‎chorych, którzy‎ ‎absolutnie‎ ‎nie‎ ‎mogli‎ ‎się‎ ‎ruszyć,‎ ‎(między innemi,‎ ‎wspomnianemu‎ ‎już‎ ‎właścicielowi‎ ‎Hydropatji,‎ ‎inż.‎ ‎O.‎ ‎zrewidowano‎ ‎bandaże)‎ ‎wywleczono wszystkich‎ ‎i‎ ‎lekarzy,‎ ‎sanitarjuszy,‎ ‎służbę.‎ ‎Dr.‎ ‎S. np.‎ ‎został‎ ‎wzięty‎ ‎wraz‎ ‎z‎ ‎trzema‎ ‎synami,‎ ‎uczniami‎ ‎szkół‎ ‎średnich,‎ ‎najmłodszy‎ ‎z‎ ‎nich‎ ‎miał‎ ‎12 lat‎ ‎zaledwie‎ ‎—‎ ‎otoczono‎ ‎ich‎ ‎kordonem,‎ ‎wyprowadzono‎ ‎za‎ ‎miasto‎ ‎i‎ ‎poczęto‎ ‎robić‎ ‎przygotowania‎ ‎do rozstrzelania.‎ ‎

Egzekucji‎ ‎jednak‎ ‎zaniechano‎ ‎i‎ ‎pozwolono‎ ‎wracać.‎ ‎Powracających‎ ‎znów‎ ‎napadnięto i‎ ‎zawleczono‎ ‎w‎ ‎to‎ ‎samo‎ ‎miejsce. — Dopiero‎ ‎dr.‎ ‎D. dobrze‎ ‎umiejący‎ ‎po‎ ‎niemiecku,‎ ‎zdołał‎ ‎sprawę‎ ‎jakoś‎ ‎wyjaśnić‎ ‎—‎ ‎puszczono‎ ‎ich‎ ‎znowu,‎ ‎nakazując okrążyć‎ ‎miasto. — Po‎ ‎trzech‎ ‎godzinach‎ ‎nareszcie‎ ‎— ujrzano‎ ‎ich‎ ‎z‎ ‎powrotem‎ ‎w‎ ‎szpitalu,‎ ‎gdzie‎ ‎opłakiwano‎ ‎biedaków,‎ ‎jako‎ ‎rozstrzelanych. Nie‎ ‎koniec‎ ‎na‎ ‎tem!‎ ‎W‎ ‎jakąś‎ ‎godzinę‎ ‎niemcy znienacka‎ ‎podpalają‎ ‎szpital.‎ ‎Ledwie‎ ‎uratowano chorych...

Było‎ ‎to‎ ‎już‎ ‎nad‎ ‎siły‎ ‎ludzkie.‎ ‎Dr.‎ ‎D.‎ ‎doszedł do‎ ‎stanu‎ ‎niemożliwych‎ ‎do‎ ‎zniesienia‎ ‎halucynacji słuchowych‎ ‎i‎ ‎wzrokowych.‎ ‎Kiedyś‎ ‎też,‎ ‎wziąwszy jedynie‎ ‎laskę‎ ‎i‎ ‎kapelusz‎ ‎wyszedł‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎wrócił,‎ ‎inni‎ ‎lekarze‎ ‎również,‎ ‎nie‎ ‎mogąc‎ ‎znieść‎ ‎warunków, opuścili‎ ‎szpital‎ ‎i‎ ‎miasto. Wśród‎ ‎nielicznych‎ ‎chorych‎ ‎pozostał‎ ‎jedyny dr.‎ ‎Sikorski,‎ ‎który‎ ‎bohatersko‎ ‎wytrwał‎ ‎na‎ ‎stanowisku,‎ ‎zarówno‎ ‎podczas‎ ‎gdy‎ ‎szpital‎ ‎znajdował‎ ‎się w‎ ‎prywatnych‎ ‎mieszkaniach‎ ‎domu‎ ‎Szpechta,‎ ‎jak i‎ ‎później‎ ‎w‎ ‎Szkole‎ ‎Realnej. 

Na‎ ‎ogół,‎ ‎straty,‎ ‎jakie‎ ‎poniósł‎ ‎Kalisz,‎ ‎na‎ ‎miljony‎ ‎trzeba‎ ‎obliczać...
Spalona‎ ‎została‎ ‎najbogatsza‎ ‎i‎ ‎najstarsza‎ ‎część miasta — prawdziwe‎ ‎City‎ ‎kaliskie — z‎ ‎największemi sklepami,‎ ‎magazynami...‎ ‎Kilkaset‎ ‎(według‎ ‎prywatnych‎ ‎obliczeń‎ ‎586)‎ ‎kamienic‎ ‎zniszczono‎ ‎i‎ ‎to‎ ‎zniszczono‎ ‎w‎ ‎ten‎ ‎sposób,‎ ‎że‎ ‎odbudowanie‎ ‎spalonych musi‎ ‎być‎ ‎poprzedzone‎ ‎przez‎ ‎zupełne‎ ‎rozebranie przepalonych‎ ‎całkowicie,‎ ‎choć‎ ‎sterczących‎ ‎murów... Mimo‎ ‎woli‎ ‎przychodzi‎ ‎na‎ ‎myśl‎ ‎przypuszczenie, czy‎ ‎to‎ ‎nie‎ ‎zgodne‎ ‎z‎ ‎tradycją‎ ‎wszelakich‎ ‎Albrechtów‎ ‎Niedźwiedzi‎ ‎i‎ ‎Krzyżaków‎ ‎przygotowywanie gruntu‎ ‎pod‎ ‎„Neu-Kalisch"‎ ‎—‎ ‎niemiecką‎ ‎dzielnicę pruskiego‎ ‎Kalisza...

Szkód‎ ‎od‎ ‎bombardowania‎ ‎widzieć‎ ‎można‎ ‎niewiele‎ ‎stosunkowo—większą‎ ‎ich‎ ‎część‎ ‎oczywiście — ukrył‎ ‎pożar... Kanonja‎ ‎na‎ ‎pl.‎ ‎Ś-go‎ ‎Józefa‎ ‎rzuca‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎oczy dwoma‎ ‎ogromnemi‎ ‎otworami‎ ‎pokaleczona‎ ‎fatalnie,‎ ‎ocalałe‎ ‎domy‎ ‎na‎ ‎ul.‎ ‎Babinej,‎ ‎Nadwodnej,‎ ‎Al. Józefiny,‎ ‎gdzie‎ ‎w‎ ‎domu‎ ‎Friedmana‎ ‎na‎ ‎dachu‎ ‎i‎ ‎trzecim‎ ‎piętrze‎ ‎widać‎ ‎ślady‎ ‎od‎ ‎kilku‎ ‎pocisków...‎ ‎Na Wiejskiej,‎ ‎Nowym‎ ‎Świecie,‎ ‎ocalonej‎ ‎części‎ ‎Wrocławskiego‎ ‎Przedmieścia‎ ‎(między‎ ‎kośc.‎ ‎Reformackim‎ ‎a‎ ‎„Sielanką"),‎ ‎pełno‎ ‎śladów‎ ‎na‎ ‎wyższych‎ ‎piętrach,‎ ‎dziury‎ ‎wybite‎ ‎i‎ ‎tynk‎ ‎opadnięty...‎ ‎tu‎ ‎i‎ ‎owdzie‎ ‎wyrwane‎ ‎okno...‎ ‎Co‎ ‎jeszcze‎ ‎uderza,‎ ‎to‎ ‎masa wystrzelonych‎ ‎szyb‎ ‎w‎ ‎oknach‎ ‎parterowych‎ ‎mieszkań‎ ‎na‎ ‎ocalonych‎ ‎ulicach.‎ ‎Można‎ ‎sobie‎ ‎wyobrazić,‎ ‎jaki‎ ‎grad‎ ‎kul‎ ‎i‎ ‎kartaczy‎ ‎szedł‎ ‎w‎ ‎pamiętne‎ ‎dni i‎ ‎noce‎ ‎pierwszego‎ ‎tygodnia‎ ‎wojny‎ ‎europejskiej‎ ‎na nieszczęsnych‎ ‎kaliszan,‎ ‎ani‎ ‎spodziewających‎ ‎się tego,‎ ‎że‎ ‎zostaną‎ ‎pierwszemi‎ ‎tej‎ ‎wojny‎ ‎ofiarami... 

Ilości‎ ‎zabitych‎ ‎obliczyć,‎ ‎jak‎ ‎zaznaczyłem‎ ‎już wyżej‎ ‎—‎ ‎niepodobna.‎ ‎Osoby‎ ‎najwięcej‎ ‎zasłużone przy‎ ‎grzebaniu‎ ‎zmarłych‎ ‎i‎ ‎zbieraniu‎ ‎rannych,‎ ‎część tylko‎ ‎ofiar‎ ‎zdołały‎ ‎pogrzebać,‎ ‎a‎ ‎było‎ ‎tego‎ ‎przeszło setka.‎ ‎Znaczną‎ ‎część‎ ‎pozabijanych‎ ‎pod‎ ‎rogatkami pogrzebali‎ ‎chłopi‎ ‎okoliczni,‎ ‎pomordowanych‎ ‎„na Wiatrakach‎ ‎“‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎sobotę‎ ‎8‎ ‎sierpnia‎ ‎wogóle‎ ‎(kilkadziesiąt‎ ‎osób)‎ ‎niemcy. W‎ ‎każdym‎ ‎bądź‎ ‎razie‎ ‎liczba‎ ‎tysiąca‎ ‎ofiar, jaką‎ ‎podaje‎ ‎fama‎ ‎ogólna,‎ ‎jest‎ ‎stanowczo‎ ‎zbyt‎ ‎wysoka.‎ ‎Najprawdopodobniejszą‎ ‎jest‎ ‎cyfra‎ ‎200‎ ‎do‎ ‎250, którą‎ ‎mi‎ ‎podali‎ ‎ludzie‎ ‎bliżej‎ ‎stojący‎ ‎katastrofy i‎ ‎sam‎ ‎prezydent‎ ‎Bukowiński,‎ ‎z‎ ‎którym‎ ‎spotkałem się‎ ‎przypadkiem.

Bukowiński‎ ‎stał‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎całej‎ ‎katastrofie‎ ‎kaliskiej‎ ‎prawdziwym‎ ‎męczennikiem‎ ‎na‎ ‎swoim‎ ‎stanowisku. Zmaltretowany,‎ ‎uwięziony‎ ‎pod‎ ‎zarzutem,‎ ‎iż właśnie‎ ‎z‎ ‎Ratusza‎ ‎wypadł‎ ‎pierwszy‎ ‎strzał‎ ‎do‎ ‎wojska‎ ‎w‎ ‎ową‎ ‎noc‎ ‎z‎ ‎3‎ ‎na‎ ‎4‎ ‎sierpnia,‎ ‎zagrożony‎ ‎co kilka‎ ‎minut‎ ‎rozstrzelaniem,‎ ‎po‎ ‎tygodniowem‎ ‎więzieniu‎ ‎wrócił‎ ‎wraz‎ ‎z‎ ‎innemi‎ ‎zakładnikami‎ ‎do zniszczonego‎ ‎doszczętnie‎ ‎miasta,‎ ‎które‎ ‎kazano‎ ‎mu doprowadzić‎ ‎do‎ ‎porządku.‎ ‎Niemcy‎ ‎dodali‎ ‎mu w‎ ‎charakterze‎ ‎wice-prezydenta,‎ ‎Michla,‎ ‎oraz‎ ‎radnych,‎ ‎dwu‎ ‎obywateli‎ ‎o‎ ‎niemieckiem‎ ‎brzmieniu nazwiska.‎ ‎Z‎ ‎pomocą‎ ‎p.‎ ‎Mrowińskiego‎ ‎zorganizowana‎ ‎została‎ ‎milicja‎ ‎miejska‎ ‎i‎ ‎jako‎ ‎tako‎ ‎idzie... a‎ ‎Bukowiński‎ ‎wciąż‎ ‎jest‎ ‎odpowiedzialny‎ ‎„głową“ za‎ ‎porządek‎ ‎w‎ ‎mieście‎ ‎w‎ ‎1‎/‎2‎ ‎spalonem,‎ ‎całkowi cie‎ ‎zniszczonem‎ ‎i‎ ‎gdzie‎ ‎każdy‎ ‎bez‎ ‎wyjątku‎ ‎żołdak ma‎ ‎prawo‎ ‎życia‎ ‎i‎ ‎śmierci‎ ‎nad‎ ‎każdym‎ ‎cywilem... 

Wygląda‎ ‎też‎ ‎okropnie.‎ ‎Mimo‎ ‎choroby,‎ ‎w‎ ‎rozmowie‎ ‎ze‎ ‎mną‎ ‎skarżył‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎stałe‎ ‎39‎ ‎gorączki‎ ‎—‎ ‎nie może‎ ‎dostać,‎ ‎ani‎ ‎urlopu,‎ ‎ani‎ ‎zwolnienia...‎ ‎Wymizerowany,‎ ‎czarny‎ ‎o‎ ‎pałających‎ ‎gorączką‎ ‎oczach i‎ ‎słabym‎ ‎głosie,‎ ‎robi‎ ‎ten‎ ‎jedyny‎ ‎chyba‎ ‎nawet‎ ‎i‎ ‎dziś prezydent - zakładnik‎ ‎nader‎ ‎bolesne‎ ‎wrażenie.
d19cf2d3-ed12-47d1-a9b0-fa41e811d223
20fd7669-829b-4d76-9cd5-6ad9978d6034
8e09908b-8b2b-43d2-8490-8bd096f7c2e3

Zaloguj się aby komentować

Złota myśl Rzymian na dziś
„Konieczność tworzy prawo, sama go nie uznaje”

  • łacina: [Necessitas dat legem, non ipsa accipit]
  • źródło: Publiliusz Syrus, Sententiae

Publiliusz Syrus (Publilius Syrus, I wiek p.n.e.) – mim i pisarz rzymski
 https://www.imperiumromanum.edu.pl/kultura/zlote-mysli-rzymian/
#imperiumromanum #ciekawostki #historia #cytaty #cytatrzymiannadzis #gruparatowaniapoziomu #ciekawostkihistoryczne #sentencjalacinska #rzym #venividivici #ancientrome
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
2c8a42b8-24c7-4f29-8fd6-8ebec3cff133

Zaloguj się aby komentować

Interesująca i nieoczywista rzeźba – Bachus i Kupidyn
Oto rzeźba z II wieku n.e., prawdopodobnie rzymska kopia starszego dzieła greckiego. Jej szczegółowe pochodzenie nie jest znane. W pierwszej chwili cała grupa może budzić mieszane uczucia i niezdrowe skojarzenia. Istotnie – z naszej perspektywy nagi dorosły młodzieniec z dużo młodszym i również nagim chłopcem nie wygląda dobrze.
Jednak gdy na chwilę oderwiemy się od naszych uwarunkowań kulturowych i obyczajowych, i przyjmiemy kod kulturowy starożytnych Greków i Rzymian, odkryjemy coś zupełnie innego. Mężczyzna po lewej to Bachus/Dionizos, o czym świadczy trzymana w prawej dłoni kiść winogron, a w lewej – kielich. Chłopiec to Kupidyn (Amor/Eros). Za jego plecami dobrze widoczne są skrzydła. Niestety przedmioty trzymane przez Amora w dłoniach się nie zachowały, ale można założyć, że były to strzały i łuk – charakterystyczne atrybuty tego bożka.
Gdy zdamy sobie sprawę, kogo przedstawia rzeźba, okazuje się, że jej wymowa jest zupełnie odmienna od tej, która prawdopodobnie jako pierwsza przyszła nam do głowy.
Bachus to bóg zabawy, płodności, dzikiej natury, winnej latorośli i wina oraz wszystkiego, co z winem związane. Tutaj Bachus wznosi wysoko kiść winogron i obejmuje lewym ramieniem Kupidyna. Nie patrzymy tu więc na przedstawienie nagiego chłopca jako na ofiarę wykorzystaną przez dorosłego mężczyznę w lubieżnych i perwersyjnych celach. Przeciwnie – w mitologii Kupidyn był raczej psotnikiem, który potrafił swoimi strzałami kierowanymi zarówno w stronę ludzi jak i bogów wpływać na ich losy.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że przedstawione w tej rzeźbie bogowie to w istocie dwaj wspólnicy – zabawa i alkoholowe upojenie idzie w parze z miłością – także (a może przede wszystkim!) tą fizyczną. Tu Kupidyn wyraźnie spogląda na Bachusa, a jego spojrzenie jest pytające. „Długo jeszcze?” zdaje się mówić. Czyżby to znak, że z zalotami trzeba poczeka na moment, w którym, alkohol ułatwi zadanie? Postawa Bachusa jest dosyć protekcjonalna – obejmuje Kupidyna jakby chciał mu pokazać: „Poczekaj na swoją kolej…” Nonszalanckie oparcie się na jednej nodze i wygięte biodro Bachusa eksponują pewność siebie. Bachus wie, że działanie wina to tylko kwestia czasu…
Rzeźba jest więc daleka od perwersji, jaką skłonni bylibyśmy jej przypisywać w pierwszym odruchu. Przeciwnie – przesłanie autora rzeźby jest raczej zabawne – rzeźbiarz wyraźnie puszcza oko do widza.
Rzeźba jest w zbiorach Narodowego Muzeum Archeologicznego w Neapolu. Zdjęcie: Michał Kubicz.
Autor: Michał Kubicz - sekrety Rzymu
https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/interesujaca-i-nieoczywista-rzezba-bachus-i-kupidyn/
#imperiumromanum #rzym #ciekawostki #antycznyrzym #historia #ciekawostkihistoryczne #gruparatowaniapoziomu #ancientrome #rzym #venividivici
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
135b1adb-15d8-4b2f-bc9e-9f022226ecce

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Gratidianus i reforma monetarna

Marek Gratidianus był rzymskim politykiem urodzonym około 125 roku p.n.e. W 85 roku p.n.e. sprawował on urząd pretora. W okresie tym Rzym zmagał się z wywołanym przez wojny domowe kryzysem ekonomicznym. Przejawiał się on m.in. destabilizacją kursu wymiany monet ze srebra (denary) na te z brązu (asy).

Aby zażegnać kryzys urzędujący pretorzy wspólnymi siłami opracowali projekt edyktu ustalającego nowy i stały kurs wymiany monet. Pretorzy planowali wydać edykt wspólnie, jednak Gratidianus oszukał swoich współpracowników i opublikował go samodzielnie. Dzięki temu uznany został za jedynego autora reformy. Według niektórych relacji Rzymianie byli tak wdzięczni Gratidianusowi, że oddawali mu cześć w ulicznych kapliczkach.

Sam Gratidianus nie mógł długo cieszyć się swoim sukcesem. W 82 roku p.n.e., po wkroczeniu Sulli do Rzymu, został zamordowany.

https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/gratidianus-i-reforma-monetarna/

#rzym #antycznyrzym #imperiumromanum #historia #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #venividivici #qualitycontent #archeologia
--------------------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
0214718b-087c-442a-a268-7c02f83c0844

Zaloguj się aby komentować

Józef Dąbrowski "Katastrofa kaliska : opowieść naocznego świadka" wyd. Warszawa 1914 część XIV

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #Kalisz1914

Poprzednie części pod tagiem #Kalisz1914

Po‎ ‎kilkunastu‎ ‎dniach‎ ‎nieobecności,‎ ‎musiałem znów‎ ‎przybyć‎ ‎do‎ ‎Kalisza.‎ ‎Do‎ ‎wsi,‎ ‎gdzie‎ ‎dzięki serdecznej‎ ‎gościnności‎ ‎właścicieli,‎ ‎ulokowaliśmy się‎ ‎po‎ ‎opuszczeniu‎ ‎Pólka,‎ ‎a‎ ‎następnie‎ ‎i‎ ‎Koźminka przychodziły‎ ‎wieści‎ ‎jaknajokropniejsze‎ ‎i‎ ‎najsprzeczniejsze.‎ ‎Wieści‎ ‎te‎ ‎w‎ ‎połączeniu‎ ‎z‎ ‎widokiem‎ ‎chmur dymu‎ ‎pełzających‎ ‎ponuro‎ ‎nad‎ ‎Kaliszem,‎ ‎nie‎ ‎usposabiały‎ ‎bynajmniej‎ ‎uspakajająco,‎ ‎maszerujący‎ ‎zaś w‎ ‎głąb‎ ‎kraju‎ ‎przez‎ ‎naszą‎ ‎okolicę‎ ‎żołnierze‎ ‎i‎ ‎oficerowie‎ ‎niemieccy‎ ‎nic‎ ‎absolutnie‎ ‎pewnego‎ ‎udzielić‎ ‎nie‎ ‎byli‎ ‎w‎ ‎stanie.‎

„Miasto‎ ‎strzelało‎ ‎do‎ ‎nas — zostało‎ ‎zniszczone‎" — i‎ ‎tyle. ‎

Dla‎ ‎naocznego‎ ‎wreszcie‎ ‎przekonania‎ ‎się,‎ ‎no i‎ ‎w‎ ‎razie‎ ‎możności‎ ‎uratowania‎ ‎jakichś‎ ‎rzeczy, choćby‎ ‎najpotrzebniejszych‎ ‎zdecydowaliśmy‎ ‎się‎ ‎na podróż... Rankiem,‎ ‎w‎ ‎połowie‎ ‎sierpnia‎ 1914 roku ‎wraz‎ ‎z‎ ‎pp.‎ ‎inżynierostwem‎ ‎M.‎ ‎siedliśmy‎ ‎na‎ ‎bryczkę‎ ‎i‎ ‎ruszamy.

Pewne‎ ‎wiadomości‎ ‎zdobywamy‎ ‎wreszcie w‎ ‎Tłokini‎ ‎i‎ ‎pp.‎ ‎Chrystowskich,‎ ‎do‎ ‎których‎ ‎wstępujemy,‎ ‎jako‎ ‎na‎ ‎ostatni‎ ‎etap‎ ‎naszej‎ ‎wyprawy przed‎ ‎wjazdem‎ ‎do‎ ‎Kalisza.‎ ‎„Jest‎ ‎źle,‎ ‎bardzo‎ ‎źle, ale‎ ‎jechać‎ ‎można,‎ ‎wyjechać‎ ‎również,‎ ‎wywieźć‎ ‎coś niecoś,‎ ‎byle‎ ‎nie‎ ‎dużo‎ ‎—‎ ‎także‎ ‎można".‎ ‎Słowem‎ ‎— mamy‎ ‎zjeść‎ ‎obiad‎ ‎i‎ ‎ruszać‎ ‎w‎ ‎towarzystwie‎ ‎p. Chr.‎ ‎Oto‎ ‎ostateczne‎ ‎zesumowanie‎ ‎wszystkich‎ ‎rozpraw‎ ‎na‎ ‎temat‎ ‎Kalisza. Dictum,‎ ‎factum...‎ 

‎Po‎ ‎obiedzie‎ ‎ruszamy‎ ‎i‎ ‎zjechawszy‎ ‎z‎ ‎bocznej‎ ‎drogi‎ ‎na‎ ‎szosę‎ ‎łódzką,‎ ‎odrazu widzimy‎ ‎już‎ ‎kawałek‎ ‎drogi‎ ‎przed‎ ‎Tyńcem — ślady działalności‎ ‎kulturtragerów‎ ‎niemieckich. Cmentarz‎ ‎—‎ ‎stratowany‎ ‎i‎ ‎zasłany‎ ‎słomą — widocznie‎ ‎na‎ ‎nim‎ ‎Niemcy‎ ‎biwakowali,‎ ‎ogrodzenie zniszczone‎ ‎zupełnie.‎ ‎Na‎ ‎szosie‎ ‎za‎ ‎cmentarzem—barykada;‎ ‎pozostawiono‎ ‎wązki‎ ‎tylko‎ ‎przejazd.‎ ‎Za barykadą,‎ ‎dwuch‎ ‎sasów,‎ ‎widocznie‎ ‎z‎ ‎landszturmu w‎ ‎odwiecznych‎ ‎pikielhaubach‎ ‎bez‎ ‎szpiców,‎ ‎na pikielhaubie‎ ‎biały‎ ‎krzyż.‎ ‎Obok,‎ ‎na‎ ‎łączce‎ ‎biwakuje‎ ‎kompanja‎ ‎piechoty.‎ ‎Przy‎ ‎wjeździe‎ ‎na‎ ‎sam Tyniec,‎ ‎atmosfera‎ ‎zdobytego‎ ‎miasta,‎ ‎żołdactwa wszędzie‎ ‎pełno.‎ ‎Tu‎ ‎widać,‎ ‎jak‎ ‎cztery‎ ‎wieprze, gdzieś‎ ‎z‎ ‎pod‎ ‎Drezna‎ ‎czy‎ ‎Lipska,‎ ‎wyniosły‎ ‎sobie przed‎ ‎domek‎ ‎do‎ ‎ogródka‎ ‎stół‎ ‎i‎ ‎rżną‎ ‎w‎ ‎karty‎ ‎pod okiem‎ ‎licznej‎ ‎galerji,‎ ‎tam‎ ‎znów‎ ‎podwórzec‎ ‎wypełniony‎ ‎pociągami‎ ‎wojennemi,‎ ‎na‎ ‎każdym‎ ‎kroku warty,‎ ‎co‎ ‎kilkanaście‎ ‎domów‎ ‎koszary,‎ ‎z‎ ‎których okien‎ ‎wyglądają‎ ‎opasłe‎ ‎gęby‎ ‎z‎ ‎fajami‎ ‎w‎ ‎zębach. Ganc‎ ‎gemiitlich.

Przed‎ ‎komendanturą‎ ‎ruch...‎ ‎Obok‎ ‎drzwi‎ ‎przybity‎ ‎arkusz‎ ‎papieru,‎ ‎na‎ ‎którym‎ ‎atramentem w‎ ‎dwuch‎ ‎językach‎ ‎wypisane‎ ‎„Magistrat‎ ‎miasta Kalisza.‎ ‎“‎ ‎Gospodarz‎ ‎kamienicy,‎ ‎a‎ ‎dziś‎ ‎sam‎ ‎imć wice-prezydent‎ ‎miasta — fabrykant‎ ‎i‎ ‎przedsiębiorca łodzi‎ ‎motorowych,‎ ‎stąd‎ ‎tytułowany‎ ‎„Admirałem" Gustaw‎ ‎Michael,‎ ‎czyni‎ ‎harmider‎ ‎straszliwy,‎ ‎wymyślając‎ ‎na‎ ‎prawo‎ ‎i‎ ‎lewo,‎ ‎każdemu,‎ ‎kto‎ ‎się‎ ‎tylko‎ ‎nawinie.‎ ‎Obok — kilku‎ ‎żołnierzy‎ ‎w‎ ‎pełnym‎ ‎uniformie‎ ‎z‎ ‎bronią‎ ‎i‎ ‎dwuch‎ ‎milicjantów‎ ‎z‎ ‎białemi, ozdobionemi‎ ‎czarnym‎ ‎krzyżem‎ ‎przepaskami‎ ‎na rękawie...

Komendant‎ ‎ma‎ ‎być‎ ‎dopiero‎ ‎o‎ ‎2-ej,‎ ‎idę‎ ‎więc oglądać‎ ‎miasto. Po‎ ‎przejściu‎ ‎mostu‎ ‎Rephanowskiego — odrazu uderza‎ ‎w‎ ‎oczy‎ ‎zegar‎ ‎na‎ ‎wieży‎ ‎Ś-go‎ ‎Józefa‎ ‎—‎ ‎nastawiony‎ ‎na‎ ‎czas‎ ‎środkowo-europejski‎ ‎i‎ ‎widok drzew‎ ‎na‎ ‎skwerze‎ ‎—‎ ‎nieomal‎ ‎ogołoconych‎ ‎z‎ ‎liści, co‎ ‎brunatne‎ ‎i‎ ‎zeschłe‎ ‎walają‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎ziemi.. 
Dalej — widok,‎ ‎uderzający‎ ‎grozą:‎ ‎Plac‎ ‎S-go‎ ‎Józefa—ze‎ ‎sterczącym‎ ‎po‎ ‎środku‎ ‎pomnikiem — rosyjsko-pruskiej‎ ‎przyjaźni — spustoszony‎ ‎całkowicie.‎ ‎Poza‎ ‎kirchą‎ ‎luterską‎ ‎i‎ ‎przyległemi‎ ‎gmachami‎ ‎pojezuickiemi‎ ‎(dziś‎ ‎koszary)‎ ‎wszystkie‎ ‎domy‎ ‎wypalone.‎ ‎Ponuro‎ ‎jakoś‎ ‎sterczą‎ ‎okopcone‎ ‎ściany,‎ ‎wewnątrz‎ ‎puste‎ ‎zupełnie — kupa‎ ‎gruzów‎ ‎i‎ ‎popiołu‎ ‎na ziemi,‎ ‎resztki‎ ‎łóżek‎ ‎żelaznych,‎ ‎drutów‎ ‎telefonicznych — ówdzie,‎ ‎jakiś‎ ‎dziwacznie‎ ‎pogięty‎ ‎przedmiot metalowy,‎ ‎to‎ ‎wszystko,‎ ‎co‎ ‎zostało‎ ‎z‎ ‎mieszkań. 
Dawna‎ ‎loża‎ ‎masońska—dwupiętrowy‎ ‎gmach‎ ‎z‎ ‎ładną‎ ‎kolumnadą‎ ‎na‎ ‎froncie‎ ‎—‎ ‎w‎ ‎ruinie.‎ ‎Z‎ ‎całej‎ ‎kolumnady — sterczy‎ ‎jedna‎ ‎kolumna—wewnątrz‎ ‎domu wszystko‎ ‎zniszczone‎ ‎całkowicie.‎ ‎Ul.‎ ‎Warszawska, Marjańska,‎ ‎tak‎ ‎dawniej‎ ‎pełne‎ ‎ruchu‎ ‎i‎ ‎życia,‎ ‎ze swemi‎ ‎sklepami,‎ ‎zniszczone‎ ‎doszczętnie.‎ ‎Wśród szeregu‎ ‎pogorzelisk,‎ ‎sterczy‎ ‎dziko‎ ‎jakoś‎ ‎wyglądający‎ ‎dom‎ ‎obywatela‎ ‎niemieckiego,‎ ‎p.‎ ‎Tschafke. 
Cukiernia‎ ‎Szauba — ognisko‎ ‎polityków‎ ‎miejscowych, dom‎ ‎Lesserów,‎ ‎miejsce‎ ‎narodzenia‎ ‎Asnyka,‎ ‎księgarnia,‎ ‎poczta—zniszczone‎ ‎najzupełniej.‎ ‎Pusto‎ ‎i‎ ‎głucho,‎ ‎obok‎ ‎przechodzącej‎ ‎gdzieniegdzie‎ ‎postaci‎ ‎jakiegoś‎ ‎mieszkańca‎ ‎Kalisza,‎ ‎widać‎ ‎tylko‎ ‎rozstawionych‎ ‎dość‎ ‎gęsto,‎ ‎a‎ ‎przechadzających‎ ‎się‎ ‎miarowym krokiem‎ ‎szyldwachów‎ ‎saskich. 
Nic‎ ‎się‎ ‎jednak‎ ‎nie‎ ‎da‎ ‎porównać‎ ‎z‎ ‎wrażeniem, jakiego‎ ‎doznaje‎ ‎ktoś,‎ ‎znający‎ ‎dobrze‎ ‎miasto,‎ ‎wchodząc‎ ‎na‎ ‎Główny‎ ‎Rynek...‎ ‎Ani‎ ‎jednego‎ ‎domu‎ ‎w‎ ‎całości!‎ ‎Rogowy‎ ‎dom,‎ ‎z‎ ‎dawną‎ ‎cukiernią‎ ‎Mejera‎ ‎— giełdą‎ ‎miejscową‎ ‎na‎ ‎Kalisz‎ ‎i‎ ‎Skalmierzyce,‎ ‎zburzony‎ ‎doszczętnie‎ ‎—‎ ‎kupa‎ ‎gruzów‎ ‎z‎ ‎wąziutką‎ ‎ścieżyną‎ ‎po‎ ‎środku,‎ ‎leżąca‎ ‎na‎ ‎ogromnej‎ ‎przestrzeni, to‎ ‎wejście‎ ‎w‎ ‎ul.‎ ‎Łazienną,‎ ‎na‎ ‎której‎ ‎również wszystkie‎ ‎domy,‎ ‎prócz‎ ‎Korpusu‎ ‎Kadetów‎ ‎i‎ ‎ostatnich‎ ‎przed‎ ‎paskiem‎ ‎kamienic‎ ‎spalone.‎ 
‎Na‎ ‎przeciwległym‎ ‎rogu,‎ ‎wprost‎ ‎al.‎ ‎Kanonickiej,‎ ‎w‎ ‎ruinach ogromnej‎ ‎kamienicy‎ ‎Botkowskiego,‎ ‎uderza‎ ‎w‎ ‎oczy zawieszony‎ ‎nieomal‎ ‎w‎ ‎powietrzu,‎ ‎skarbiec‎ ‎oddziału‎ ‎Ryskiego‎ ‎Banku‎ ‎—‎ ‎obok‎ ‎ruiny‎ ‎historycznej‎ ‎kamienicy,‎ ‎dawnego‎ ‎pałacu‎ ‎biskupów,‎ ‎domu,‎ ‎z‎ ‎którego‎ ‎w‎ ‎1806,‎ ‎jako‎ ‎z‎ ‎głównej‎ ‎kwatery‎ ‎powstańczej jen.‎ ‎Dąbrowski — wezwał‎ ‎Wielkopolskę‎ ‎na‎ ‎prusaka przed‎ ‎108‎ ‎laty.‎ ‎Stara‎ ‎bursa‎ ‎jezuicka‎ ‎ze‎ ‎stylowemi sieniami‎ ‎i‎ ‎podwórzami,‎ ‎co‎ ‎na‎ ‎wiek‎ ‎XVI‎ ‎patrzały, front‎ ‎Dyrekcji‎ ‎szczegółowej,‎ ‎okopcony‎ ‎i‎ ‎zniszczony okrywa‎ ‎kupy‎ ‎gruzów‎ ‎wewnątrz,‎ ‎staroświecki‎ ‎stylowy‎ ‎dom‎ ‎mec.‎ ‎Jeruzelskiego‎ ‎z‎ ‎bogatemi‎ ‎zbiorami‎ ‎właściciela‎ ‎—‎ ‎w‎ ‎ruinie,‎ ‎okaleczały‎ ‎Ratusz,‎ ‎pokracznie‎ ‎sterczy‎ ‎trupiemi‎ ‎opalonemi‎ ‎murami...‎ ‎
Szereg‎ ‎placówek‎ ‎młodego‎ ‎handlu‎ ‎polskiego:‎ ‎Ziółkowski,‎ ‎Biskupski,‎ ‎Gałczyńska,‎ ‎Kugo,‎ ‎Stitler,‎ ‎Przybylski — sklepy‎ ‎forsownie‎ ‎stawiane‎ ‎na‎ ‎modłę‎ ‎europejską,‎ ‎niedawno‎ ‎rozszerzone‎ ‎i‎ ‎ozdobione‎ ‎olbrzymiemi,‎ ‎jak‎ ‎na‎ ‎Kalisz,‎ ‎wystawami — znikły‎ ‎zupełnie,‎ ‎gruzy‎ ‎i‎ ‎gruzy...‎ ‎Fabryka‎ ‎Mystkowskiego‎ ‎i‎ ‎sklepy‎ ‎jego,‎ ‎ogromny‎ ‎szereg‎ ‎sklepów‎ ‎„Pod‎ ‎Krakusem“ — jedną‎ ‎olbrzymią‎ ‎ruiną....

Głucho,‎ ‎straszliwie‎ ‎jakoś‎ ‎głucho‎ ‎w‎ ‎pustce rozlegają‎ ‎się‎ ‎moje‎ ‎kroki,‎ ‎wśród‎ ‎ruin‎ ‎ładnego Głównego‎ ‎Rynku.‎ ‎Szyldwach‎ ‎saski,‎ ‎koło‎ ‎którego właśnie‎ ‎przechodzę,‎ ‎ze‎ ‎zdziwieniem‎ ‎przygląda‎ ‎się rzadkiemu‎ ‎widocznie‎ ‎przechodniowi‎ ‎w‎ ‎ubraniu bardziej‎ ‎eleganckim... Idę‎ ‎dalej‎ ‎i‎ ‎mijam‎ ‎znów‎ ‎szyldwacha,‎ ‎któremi wogóle‎ ‎gęsto‎ ‎ostawiono‎ ‎ulice,‎ ‎chcę‎ ‎dalej‎ ‎zwiedzićowo‎ ‎trup‎ ‎miasto...
Wąziutka‎ ‎ul.‎ ‎Wrocławska,‎ ‎dla‎ ‎przejścia‎ ‎zamknięta.‎ ‎Puste‎ ‎mury‎ ‎domów‎ ‎walą‎ ‎się‎ ‎raz‎ ‎poraź, jakoż‎ ‎i‎ ‎widzę‎ ‎stojąc‎ ‎obok‎ ‎szyldwacha,‎ ‎jak‎ ‎chmura kurzu‎ ‎wznosi‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎wśród‎ ‎piekielnego‎ ‎łoskotu,‎ ‎odzywającego‎ ‎się‎ ‎echem‎ ‎głuchym‎ ‎w‎ ‎pustkowiu‎ ‎ruin tego‎ ‎dziś‎ ‎prawdziwego‎ ‎miasta‎ ‎—‎ ‎trupa,‎ ‎wali‎ ‎się ściana‎ ‎któregoś‎ ‎domu‎ ‎na‎ ‎środek‎ ‎ulicy... 

„To‎ ‎już‎ ‎trzeci‎ ‎dziś“ — objaśnia‎ ‎mnie‎ ‎łaskawie szyldwach,‎ ‎jakiś‎ ‎widocznie‎ ‎dobroduszny‎ ‎burger z‎ ‎zapadłej‎ ‎saskiej‎ ‎dzielnicy,‎ ‎przedzierzgnięty‎ ‎dziś w‎ ‎uczestnika‎ ‎najdzikszego‎ ‎chyba‎ ‎jak‎ ‎dotąd‎ ‎objawu‎ ‎toczącej‎ ‎się‎ ‎wojny,‎ ‎rabunku‎ ‎i‎ ‎zniszczenia‎ ‎bezbronnego‎ ‎Kalisza... 
Rzucam‎ ‎okiem‎ ‎na‎ ‎wypalone:‎ ‎Rozmurek,‎ ‎gdzie sterczy‎ ‎sieroco‎ ‎ocalona‎ ‎jakimś‎ ‎dziwnym‎ ‎trafem kamienica‎ ‎rej.‎ ‎Cybulskiego,‎ ‎ul.‎ ‎Złotą,‎ ‎spaloną‎ ‎częściowo,‎ ‎Kanoniczną,‎ ‎przechodzę‎ ‎ocalonemi‎ ‎od‎ ‎pożaru,‎ ‎choć‎ ‎widocznie‎ ‎splądrowanemi‎ ‎i‎ ‎zrabowanemi‎ ‎ulicami‎ ‎i‎ ‎poza‎ ‎kanałem‎ ‎Prosny,‎ ‎w‎ ‎funkcjonującym‎ ‎dziś‎ ‎jedynym‎ ‎kaliskim‎ ‎sklepie‎ ‎kolonjalnym‎ ‎p.‎ ‎Łukowskiej‎ ‎kupuję‎ ‎kilka‎ ‎sprawunków,‎ ‎mijam‎ ‎gmach‎ ‎szkoły‎ ‎Realnej,‎ ‎przekształcony‎ ‎obecnie na‎ ‎szpital.‎ ‎

Spalony‎ ‎nowiutki‎ ‎i‎ ‎ładny‎ ‎gmach‎ ‎Tow. Pożyczkowo-Oszczędnościowego,‎ ‎kościół‎ ‎Reformatów,‎ ‎częściowo‎ ‎zburzony,‎ ‎ostrzelany‎ ‎z‎ ‎powybijanemi‎ ‎od‎ ‎kul‎ ‎karabinowych‎ ‎oknami‎ ‎szpital‎ ‎i‎ ‎wreszcie‎ ‎niedawno‎ ‎rozszerzoną‎ ‎na‎ ‎tym‎ ‎miejscu‎ ‎ul. Wrocławską,‎ ‎gdzie‎ ‎jedynie‎ ‎dwa‎ ‎gmachy‎ ‎—‎ ‎willa Waigta‎ ‎i‎ ‎nowobudujący‎ ‎się‎ ‎Bank‎ ‎Handlowy,‎ ‎ocalały‎ ‎i‎ ‎wchodzę‎ ‎w‎ ‎perłę‎ ‎ulic‎ ‎Kalisza,‎ ‎Al.‎ ‎Józefiny. 
Tu‎ ‎stosunkowo‎ ‎szkód‎ ‎najmniej.‎ ‎Spalony‎ ‎rogowy‎ ‎ogromny‎ ‎dom‎ ‎Oppenhejma,‎ ‎ładny‎ ‎teatr miejski‎ ‎nad‎ ‎Prosną,‎ ‎parter‎ ‎gmachu‎ ‎Banku‎ ‎Państwa,‎ ‎sklepy‎ ‎w‎ ‎domu‎ ‎Reina‎ ‎za‎ ‎Sądem‎ ‎Okręgowym i‎ ‎widocznie‎ ‎próbowano‎ ‎podpalić‎ ‎dawny‎ ‎„Folusz“ Rephanowski.‎ ‎Po‎ ‎za‎ ‎tym‎ ‎wszystko‎ ‎ocalało,‎ ‎lecz nosi‎ ‎widoczne‎ ‎ślady‎ ‎bombardowania‎ ‎i‎ ‎rabunku. Przykre‎ ‎tylko‎ ‎wrażenie‎ ‎okropnie‎ ‎robi‎ ‎pustka‎ ‎zupełna‎ ‎i‎ ‎drzewa‎ ‎z‎ ‎zeschłemi‎ ‎od‎ ‎pożaru‎ ‎liśćmi. Park‎ ‎—‎ ‎ów‎ ‎słynny‎ ‎park‎ ‎kaliski,‎ ‎artystycznie wręcz‎ ‎utrzymany‎ ‎i‎ ‎hodowany‎ ‎starannie‎ ‎od‎ ‎dłuższego‎ ‎czasu,‎ ‎zapuszczony,‎ ‎zdeptany,‎ ‎ze‎ ‎śladami‎ ‎biwaków,‎ ‎smutne‎ ‎czyni‎ ‎wrażenie.‎ ‎
33d56dd0-6df4-4127-88e1-62f2eb99b0fd
e63b991d-26e5-47f3-9afc-09030a6c4135
2dc50a25-a8cb-45df-9923-906ccc830dc8
d4928067-6a99-489b-ae39-27cc6d9582af
425d8dd5-372f-4b48-b0c7-6880bb71d1a2

Zaloguj się aby komentować

Złota myśl Rzymian na dziś
„Konieczność zmusza ubogiego do kłamstwa”

  • łacina: [Necessitas egentem mendacem facit]
  • źródło: Publiliusz Syrus, Sententiae

Publiliusz Syrus (Publilius Syrus, I wiek p.n.e.) – mim i pisarz rzymski
 https://www.imperiumromanum.edu.pl/kultura/zlote-mysli-rzymian/
#imperiumromanum #ciekawostki #historia #cytaty #cytatrzymiannadzis #gruparatowaniapoziomu #ciekawostkihistoryczne #sentencjalacinska #rzym #venividivici #ancientrome
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
c2c26939-b288-4c2d-b5e0-6cc43ca9787f

Zaloguj się aby komentować

Młodzieniec z czasów panowania cesarza Nerona
Młodzieniec z czasów panowania cesarza Nerona (54-68 n.e.). Rzymska rzeźba znajduje się w Narodowym Muzeum Archeologicznym w Neapolu.
https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/mlodzieniec-z-czasow-panowania-cesarza-nerona/
#imperiumromanum #rzym #ciekawostki #antycznyrzym #historia #ciekawostkihistoryczne #gruparatowaniapoziomu #ancientrome #rzym #venividivici
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
4202b75a-e724-40c4-9c82-65c2fe6a562c

Zaloguj się aby komentować

Rzymska srebrna taca

Rzymska srebrna taca, znana jako „Corbridge Lanx”. Na naczyniu umieszczono sceny z mitologii greckiej. Obiekt znajduje się w the British Museum, a znaleziony został w XVIII wieku w północnej Anglii. Datowane na IV wiek n.e.

https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/rzymska-srebrna-taca/

#rzym #antycznyrzym #imperiumromanum #historia #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #venividivici #qualitycontent #archeologia
--------------------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
e7cfc41b-152c-415e-b2ab-f257b4039363

Zaloguj się aby komentować

Józef Dąbrowski "Katastrofa kaliska : opowieść naocznego świadka" wyd. Warszawa 1914 cz XIII

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #Kalisz1914

Poprzednie części pod tagiem #Kalisz1914

Siedmdziesięciotysięczne‎ ‎blizko,‎ ‎jedne‎ ‎z‎ ‎najbogatszych‎ ‎w‎ ‎Królestwie‎ ‎miasto,‎ ‎wyludniło‎ ‎się niemal‎ ‎zupełnie...‎ ‎Tłumy,‎ ‎nieprzeliczone‎ ‎zda‎ ‎się tłumy,‎ ‎w‎ ‎straszliwej‎ ‎panice‎ ‎szły,‎ ‎lub‎ ‎biegły,‎ ‎szosami,‎ ‎drogami‎ ‎lub‎ ‎wręcz‎ ‎przez‎ ‎pola‎ ‎i‎ ‎łęgi‎ ‎z‎ ‎tobołkami‎ ‎na‎ ‎plecach:‎ ‎Panie‎ ‎w‎ ‎domowych‎ ‎ubraniach‎ ‎bez‎ ‎kapeluszy,‎ ‎mężczyźni,‎ ‎ubrani‎ ‎byle‎ ‎jak, objuczeni‎ ‎pakunkami,‎ ‎chorzy,‎ ‎wlokący‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎prowadzeni‎ ‎przez‎ ‎krewnych,‎ ‎dzieci‎ ‎płaczące‎ ‎i‎ ‎rozwrzeszczane‎ ‎w‎ ‎niebogłosy...‎ ‎wszystko‎ ‎to‎ ‎biegło‎ ‎lub szło,‎ ‎wymijane‎ ‎przez‎ ‎napchane‎ ‎ludźmi‎ ‎i‎ ‎tobołami wozy,‎ ‎dorożki,‎ ‎zajęte‎ ‎przez‎ ‎niemożliwą‎ ‎do‎ ‎pomyślenia‎ ‎ilość‎ ‎pasażerów,‎ ‎omnibusy‎ ‎podążające‎ ‎byle dalej,‎ ‎byle‎ ‎dalej‎ ‎w‎ ‎niesłychanej‎ ‎wręcz‎ ‎panice... Najokropniejsze‎ ‎wieści‎ ‎rozpuszczają‎ ‎uciekinierzy.

„Na‎ ‎miłość‎ ‎boską—uciekajcie,‎ ‎uciekajcie.‎ ‎Prusacy‎ ‎gonią,‎ ‎za‎ ‎chwilę‎ ‎tu‎ ‎będą.‎ ‎Gazownia‎ ‎wysadzona‎ ‎w‎ ‎powietrze‎". „Kościół‎ ‎św.‎ ‎Józefa‎ ‎już‎ ‎całkiem‎ ‎rozwalony. Ratusz,‎ ‎Trybunał,‎ ‎Gubernia,‎ ‎Monopol‎ ‎spalone,‎ ‎teraz‎ ‎palą‎ ‎domy“ — opowiada‎ ‎ktoś,‎ ‎co‎ ‎przed‎ ‎chwilą wydostał‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎miasta. „Wszystkich‎ ‎mężczyzn‎ ‎zabrali‎ ‎i‎ ‎teraz‎ ‎ich‎ ‎rozstrzeliwują‎ ‎w‎ ‎Skalmierzycach.‎ ‎O‎ ‎Jezu!‎ ‎Jezu! — jęczy jakaś‎ ‎otyła‎ ‎jejmość,‎ ‎ledwie‎ ‎będąca‎ ‎w‎ ‎stanie‎ ‎maszerować. „I‎ ‎wszystkich‎ ‎księży‎ ‎pomordowali — kainy“‎ ‎— dodaje‎ ‎ktoś.—„Mój‎ ‎Boże—staruszek‎ ‎reformat‎ ‎ledwie dychał,‎ ‎jak‎ ‎go‎ ‎dżgali‎ ‎sztykiem,‎ ‎a‎ ‎ksiądz‎ ‎Adamczyk nikiej‎ ‎padlina‎ ‎na‎ ‎ulicy‎ ‎rzucony"‎ ‎—‎ ‎dorzuca‎ ‎znów inna‎ ‎kobiecina‎ ‎ubogo‎ ‎ubrana. „Panie‎ ‎mecenasie,‎ ‎na‎ ‎miły‎ ‎Bóg‎ ‎dostańcie‎ ‎koni, dzieci‎ ‎moje‎ ‎nie‎ ‎dojdą‎ ‎w‎ ‎żaden‎ ‎sposób.‎ ‎Łotry‎ ‎prusacy,‎ ‎palą‎ ‎Trybunał‎ ‎ledwie‎ ‎z‎ ‎życiem‎ ‎nas‎ ‎wypuścili"‎ — woła‎ ‎zdenerwowany‎ ‎do‎ ‎najwyższego‎ ‎stopnia‎ ‎archiwista‎ ‎Sądu‎ ‎Okręgowego‎ ‎B.,‎ ‎nieomal‎ ‎biegnąc‎ ‎z‎ ‎córką‎ ‎i‎ ‎synkiem... Na‎ ‎zapytanie,‎ ‎co‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎Kaliszu‎ ‎działo‎ ‎jak‎ ‎wychodzili,‎ ‎żaden‎ ‎nieomal‎ ‎z‎ ‎uciekinierów‎ ‎nie‎ ‎jest w‎ ‎stanie‎ ‎odpowiedzieć. 

Pożar,‎ ‎który‎ ‎wówczas,‎ ‎jak‎ ‎wiadomo‎ ‎zniszczył jedynie‎ ‎gmach‎ ‎magistratu‎ ‎w‎ ‎wyobraźni‎ ‎ogarnięte go‎ ‎paniką‎ ‎tłumu,‎ ‎przybierał‎ ‎rozmiary‎ ‎niesłychane.‎ ‎Według‎ ‎słów‎ ‎zbiegów‎ ‎sądząc,‎ ‎możnaby‎ ‎było uważać‎ ‎połowę‎ ‎miasta‎ ‎za‎ ‎spaloną‎ ‎lub‎ ‎zburzoną pociskami‎ ‎podczas‎ ‎bombardowania. Wogóle,‎ ‎stan‎ ‎psychiczny‎ ‎tłumów,‎ ‎co‎ ‎opuściły Kalisz,‎ ‎okropny.‎ ‎Całe‎ ‎szczęście,‎ ‎że‎ ‎otwartą‎ ‎była duża‎ ‎przestrzeń‎ ‎przecięta‎ ‎szosami‎ ‎Łódzką,‎ ‎Turecką‎ ‎i‎ ‎Konińską‎ ‎i‎ ‎mnóstwem‎ ‎dróg,‎ ‎gdyż‎ ‎inaczej‎ ‎tłumy,‎ ‎cisnące‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎jakiejbądź‎ ‎jednej‎ ‎drodze,‎ ‎mogłyby‎ ‎spowodować‎ ‎niesłychaną‎ ‎katastrofę.‎ ‎Na‎ ‎nic szły‎ ‎wszelkie‎ ‎próby‎ ‎uspakajania,‎ ‎przedsiębrane przez‎ ‎nieliczne‎ ‎przytomniejsze‎ ‎jednostki,‎ ‎lub‎ ‎przez nas,‎ ‎co‎ ‎bombardowanie‎ ‎nocne‎ ‎obserwowaliśmy zdaleka‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎byliśmy‎ ‎w‎ ‎stanie‎ ‎ulec‎ ‎powszechnej panice.‎ ‎Panika‎ ‎ta‎ ‎chwilami‎ ‎przybierała‎ ‎postać zbiorowego‎ ‎obłędu.‎ ‎Choć‎ ‎i‎ ‎pojedyńczych‎ ‎wypadków‎ ‎obłędu‎ ‎nie‎ ‎brakło. Wśród‎ ‎mijających‎ ‎Pólko‎ ‎grup‎ ‎widzę‎ ‎sporo osób,‎ ‎ogarniętych‎ ‎obłąkaniem.‎ ‎Oto‎ ‎np.‎ ‎szybko idzie‎ ‎z‎ ‎innemi‎ ‎wykrzywiony‎ ‎dziko‎ ‎jakoś‎ ‎dobry znajomy‎ ‎mój‎ ‎R.‎ ‎„Ho,‎ ‎ho,‎ ‎ho — chałupa‎ ‎verfall,‎ ‎verfall!“‎ ‎—‎ ‎woła‎ ‎do‎ ‎mnie,‎ ‎kłaniając‎ ‎się‎ ‎szarmancko — „verfall‎ ‎chałupa,‎ ‎verfall,‎ ‎verfall" — powtarza‎ ‎dalej... „Panie‎ ‎mecenasie — krzyczy‎ ‎niedługo‎ ‎po‎ ‎nim klient‎ ‎mój‎ ‎W. — bierz‎ ‎się‎ ‎pan‎ ‎teraz‎ ‎za‎ ‎mojego‎ ‎ojca, czas‎ ‎wielki‎ ‎na‎ ‎to“! Błędny‎ ‎wyraz‎ ‎oczu,‎ ‎konwulsyjnie‎ ‎wykrzywiona‎ ‎twarz,‎ ‎świadczą‎ ‎wymownie‎ ‎o‎ ‎nienormalnym‎ ‎stanie‎ ‎biedaka. Owdzie,‎ ‎żydówka‎ ‎stara,‎ ‎ledwie‎ ‎ją‎ ‎mogą‎ ‎utrzymać‎ ‎dwie‎ ‎osoby,‎ ‎rzuca‎ ‎się‎ ‎jak‎ ‎w‎ ‎malignie.‎ ‎Pół ślepa,‎ ‎zaropiałe‎ ‎oczy,‎ ‎peruka,‎ ‎pociesznie‎ ‎przekrzywiona,‎ ‎odkrywa‎ ‎wstrętne‎ ‎rzadkie‎ ‎siwe‎ ‎kosmyki. Wrzask‎ ‎jakiś‎ ‎nieludzki‎ ‎wyrywa‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎jej‎ ‎gardzieli... Takich‎ ‎scen‎ ‎mnóstwo.‎ ‎Nerwy‎ ‎współczesnego człowieka‎ ‎widocznie‎ ‎nie‎ ‎są‎ ‎w‎ ‎stanie‎ ‎znieść‎ ‎okropności‎ ‎wojny...‎ ‎Niemal‎ ‎połowa‎ ‎uciekających‎ ‎robi wrażenie‎ ‎pijanych...

Jak‎ ‎dla‎ ‎kontrastu,‎ ‎spotkać‎ ‎można‎ ‎sceny‎ ‎mimo całej‎ ‎grozy‎ ‎sytuacji‎ ‎wywołujące‎ ‎uśmiech‎ ‎na‎ ‎twarz mimowolny...‎ ‎Oto‎ ‎np.‎ ‎truchcikiem‎ ‎biegnie‎ ‎jakiś starowina‎ ‎bez‎ ‎czapki,‎ ‎dźwigając‎ ‎pod‎ ‎pachą...‎ ‎kota. To‎ ‎znowu‎ ‎kłusem‎ ‎biegnie‎ ‎bardzo‎ ‎solidny‎ ‎kupiec kaliski‎ ‎W.‎ ‎w‎ ‎najbardziej‎ ‎jak‎ ‎tylko‎ ‎można‎ ‎sobie wyobrazić‎ ‎zaniedbanem‎ ‎ubraniu,‎ ‎a‎ ‎z‎ ‎tyłu,‎ ‎za‎ ‎chałat‎ ‎męża‎ ‎przytrzymując,‎ ‎biegnie‎ ‎sapiąc‎ ‎i‎ ‎krzycząc otyła‎ ‎jego‎ ‎żona‎ ‎z‎ ‎dziećmi.‎ ‎Tam‎ ‎znów‎ ‎idzie‎ ‎młoda para:‎ ‎on‎ ‎dźwiga‎ ‎„na‎ ‎barana“‎ ‎małego‎ ‎synka,‎ ‎ona zaś‎ ‎z‎ ‎gracją‎ ‎niesie...‎ ‎klatkę‎ ‎z‎ ‎kanarkiem.‎ ‎Wreszcie...‎ ‎grupa,‎ ‎na‎ ‎jej‎ ‎czele‎ ‎brnie‎ ‎po‎ ‎błocie‎ ‎grenadjerskim‎ ‎krokiem,‎ ‎z‎ ‎potężną‎ ‎pierzyną‎ ‎na‎ ‎plecach,‎ ‎kaliski‎ ‎arbiter‎ ‎elegantiarum‎ ‎„prezes‎ ‎prezesów znany‎ ‎z‎ ‎powagi‎ ‎i‎ ‎zalet‎ ‎towarzyskich‎ ‎mecenas‎ ‎Z.,‎ ‎tuż za‎ ‎nim‎ ‎obładowany‎ ‎rzetelnie‎ ‎ex-komendant‎ ‎wolnego‎ ‎miasta‎ ‎Kalisza‎ ‎M.‎ ‎i‎ ‎wreszcie‎ ‎inżynierostwo Szt.‎ ‎oboje‎ ‎niezwykle‎ ‎dorodnej‎ ‎postaci,‎ ‎dziś‎ ‎biorą formalny‎ ‎rekord‎ ‎pieszy,‎ ‎w‎ ‎końcu‎ ‎wreszcie — dawny zakładnik‎ ‎pruski‎ ‎—‎ ‎fabrykant‎ ‎Handtke,‎ ‎który,‎ ‎jak zresztą‎ ‎większość‎ ‎uciekinierów‎ ‎uratował‎ ‎zaledwie letni‎ ‎garnitur.

Wśród‎ ‎tego‎ ‎popłochu‎ ‎nowa‎ ‎wieść‎ ‎przychodzi.‎ ‎„W‎ ‎Skarszewie‎ ‎dragoni‎ ‎rosyjscy!‎ ‎Każą‎ ‎"opuszczać‎ ‎domy‎ ‎podmiejskie,‎ ‎będzie‎ ‎bitwa“! Skarszew‎ ‎leży‎ ‎o‎ ‎trzy‎ ‎wiorsty‎ ‎od‎ ‎nas‎ ‎zaledwie,‎ ‎wielki‎ ‎więc‎ ‎czas‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎nas. Zapanowawszy‎ ‎nad‎ ‎sytuacją,‎ ‎rodzina‎ ‎bowiem włodarza‎ ‎Szczepana,‎ ‎co‎ ‎miała‎ ‎z‎ ‎nami‎ ‎jechać,‎ ‎dostaje‎ ‎jakiegoś‎ ‎zbiorowego‎ ‎ataku‎ ‎oporu‎ ‎i‎ ‎histerji, chcąc‎ ‎uciekać‎ ‎w‎ ‎inną‎ ‎stronę,‎ ‎ruszamy. Dobrze‎ ‎znany‎ ‎Kaliszowi‎ ‎omnibus‎ ‎„Kalisz - Pólko“,‎ ‎którym‎ ‎codzień‎ ‎kilkanaścioro‎ ‎dzieci‎ ‎z‎ ‎miasta‎ ‎przybywało‎ ‎na‎ ‎„zagonki“‎ ‎do‎ ‎Pólka,‎ ‎wypełniony‎ ‎po‎ ‎brzegi‎ ‎dziatwą‎ ‎i‎ ‎niewiastami,‎ ‎wyjeżdża‎ ‎na szosę,‎ ‎za‎ ‎nim‎ ‎idzie‎ ‎wóz‎ ‎wypchany‎ ‎z‎ ‎najpotrzebniejszemi‎ ‎rzeczami‎ ‎kilku‎ ‎rodzin — za‎ ‎wozem‎ ‎dwie krowy,‎ ‎co‎ ‎ani‎ ‎rusz‎ ‎nie‎ ‎chcą‎ ‎nagiąć‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎ogólnego‎ ‎nastroju‎ ‎trwogi‎ ‎i‎ ‎pośpiechu,‎ ‎ociągając‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎rycząc,‎ ‎mężczyźni‎ ‎bądź‎ ‎przy‎ ‎koniach,‎ ‎bądź‎ ‎z‎ ‎tyłu, no‎ ‎i‎ ‎po‎ ‎chwili‎ ‎wpadamy‎ ‎w‎ ‎szeroki‎ ‎potok‎ ‎uciekającego‎ ‎tłumu.

Na‎ ‎dobitkę‎ ‎zaczyna‎ ‎padać‎ ‎deszcz,‎ ‎kapuśniak coraz‎ ‎mocniejszy‎ ‎i‎ ‎tak‎ ‎smagani‎ ‎przez‎ ‎bezlitośne niebo,‎ ‎a‎ ‎pędzeni‎ ‎oczekiwaniem‎ ‎bitwy‎ ‎i‎ ‎strachem przed‎ ‎prusakami,‎ ‎idziemy‎ ‎z‎ ‎początku‎ ‎szosą,‎ ‎a‎ ‎następnie‎ ‎wjeżdżamy‎ ‎w‎ ‎piaszczystą‎ ‎drogę,‎ ‎prowadzącą‎ ‎przez‎ ‎Dembe‎ ‎i‎ ‎Nakwasin‎ ‎do‎ ‎pierwszego‎ ‎etapu‎ ‎naszej‎ ‎podróży — Koźminka. Wszędzie‎ ‎tłumy:‎ ‎zwaliska‎ ‎starej‎ ‎karczmy‎ ‎pod Skarszewem‎ ‎wypełnione‎ ‎po‎ ‎brzegi,‎ ‎w‎ ‎lesie‎ ‎moc uciekinierów,‎ ‎chroniących‎ ‎się‎ ‎przed‎ ‎deszczem‎ ‎pod drzewami,‎ ‎lub‎ ‎też‎ ‎leżących‎ ‎bezsilnie‎ ‎ze‎ ‎zmęczenia... Mijamy‎ ‎możliwie‎ ‎szybko‎ ‎tłumy‎ ‎uciekinierów, gdy‎ ‎nagle‎ ‎spostrzegamy,‎ ‎że‎ ‎usunęliśmy‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎Pólka‎ ‎w‎ ‎samą‎ ‎porę.‎ ‎Między‎ ‎drzewami‎ ‎wyraźnie‎ ‎widzimy‎ ‎ukazujące‎ ‎się‎ ‎dyskretnie‎ ‎szare‎ ‎bluzy‎ ‎i‎ ‎okrągłe‎ ‎czapki‎ ‎dragonów‎ ‎rosyjskich.‎ ‎Większy‎ ‎ich‎ ‎oddział‎ ‎biwakuje‎ ‎zapewne‎ ‎w‎ ‎lesie. Drugi‎ ‎niewielki‎ ‎podjazd‎ ‎spotykamy‎ ‎w‎ ‎Dembem,‎ ‎przepełnionym‎ ‎uciekinierami.‎ ‎Po‎ ‎chałupach, stajniach,‎ ‎oborach,‎ ‎zabudowaniach‎ ‎dworskich, wszędzie‎ ‎widać‎ ‎biwakujących‎ ‎kaliszan.‎ ‎Poczciwi chłopi‎ ‎przyjmują‎ ‎ich‎ ‎i‎ ‎pomieszczają,‎ ‎jak‎ ‎mogą. Widzimy,‎ ‎jak‎ ‎zbity‎ ‎tłum‎ ‎otacza‎ ‎podjazd‎ ‎dragoński.‎ ‎Jeden‎ ‎z‎ ‎dragonów‎ ‎coś‎ ‎mówi‎ ‎—‎ ‎poczem — wszyscy‎ ‎zdejmują‎ ‎furażerki,‎ ‎kłaniają‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎odjeżdżają‎ ‎wyciągniętym‎ ‎kłusem.‎ ‎Wśród‎ ‎publiczności wszczyna‎ ‎się‎ ‎rwetes.‎ ‎Śpieszę‎ ‎dowiedzieć‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎co chodzi.‎ ‎Okazuje‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎dragoni‎ ‎nakazują‎ ‎wszystkim‎ ‎mieszkańcom‎ ‎opuszczać‎ ‎chałupy‎ ‎i‎ ‎wynosić‎ ‎się aż‎ ‎po‎ ‎Koźminek,‎ ‎bo‎ ‎za‎ ‎parę‎ ‎godzin‎ ‎będzie‎ ‎tu‎ ‎wielka‎ ‎bitwa.

Nowy‎ ‎wybuch‎ ‎paniki;‎ ‎do‎ ‎uciekinierów‎ ‎kaliskich‎ ‎przyłączają‎ ‎się‎ ‎chłopi‎ ‎z‎ ‎Dembego‎ ‎i‎ ‎kolonji poblizkiej.‎ ‎Zaczyna‎ ‎się‎ ‎płacz‎ ‎i‎ ‎rozterka.‎ ‎Tłum w‎ ‎zamieszaniu‎ ‎rusza‎ ‎dalej,‎ ‎lecz‎ ‎wkrótce‎ ‎po‎ ‎odjeździe‎ ‎dragonów,‎ ‎widzimy‎ ‎rwącą‎ ‎przez‎ ‎pole‎ ‎powrotną‎ ‎falę‎ ‎uciekinierów‎ ‎od‎ ‎strony‎ ‎Nakwasina. „Uciekajcie‎ ‎za‎ ‎Wartę — tu‎ ‎każą‎ ‎wszystko‎ ‎opróżniać,‎ ‎palić‎ ‎będą“! — wołają.‎ ‎„W‎ ‎Koźminku‎ ‎15‎ ‎tysięcy‎ ‎ludzi‎ ‎obozuje‎ ‎na‎ ‎rynku,‎ ‎głód‎ ‎i‎ ‎choroby“!‎ ‎dorzuca‎ ‎ktoś‎ ‎inny.
Oczywista‎ ‎nieprawda!‎ ‎A‎ ‎jednak‎ ‎panika‎ ‎się wzmaga,‎ ‎ogromna‎ ‎część‎ ‎uciekających‎ ‎tłumów‎ ‎rwie nazad‎ ‎ku‎ ‎szosie,‎ ‎aby‎ ‎oddalić‎ ‎się‎ ‎jak‎ ‎najwięcej‎ ‎od Kalisza.‎ ‎Do‎ ‎uciekinierów‎ ‎kaliskich‎ ‎przyłączają‎ ‎się uciekający‎ ‎przed‎ ‎zapowiedzianą‎ ‎bitwą‎ ‎chłopi... Płacz‎ ‎i‎ ‎zamieszanie‎ ‎wzmagają‎ ‎się... Mimo‎ ‎wszystko,‎ ‎opanowujemy‎ ‎nerwy‎ ‎i‎ ‎ruszamy‎ ‎dalej,‎ ‎stosunkowo‎ ‎niewielka‎ ‎garść‎ ‎dotrzymuje‎ ‎nam‎ ‎placu...‎ ‎Reszta‎ ‎uciekła‎ ‎w‎ ‎inną‎ ‎stronę — ku‎ ‎Turkowi... Napotykamy‎ ‎po‎ ‎drodze‎ ‎pełno‎ ‎ludzi‎ ‎z‎ ‎sił‎ ‎zupełnie‎ ‎opadłych,‎ ‎śpiących‎ ‎na‎ ‎mokrej‎ ‎ziemi‎ ‎przy drodze‎ ‎lub‎ ‎w‎ ‎lasku,‎ ‎obojętnych‎ ‎na‎ ‎wszystko... Wreszcie‎ ‎po‎ ‎kilkugodzinnej‎ ‎podróży‎ ‎dopełzamy‎ ‎nareszcie‎ ‎do‎ ‎owego‎ ‎Koźminka. Uderza‎ ‎nas‎ ‎przede wsz‎y‎stkim‎ ‎wrażenie‎ ‎zupełnego‎ ‎spokoju,‎ ‎jaki‎ ‎panuje‎ ‎w‎ ‎mieście.‎ ‎Mieszkańcy,‎ ‎coprawda‎ ‎w‎ ‎znacznej‎ ‎części‎ ‎powychodzili z‎ ‎domów,‎ ‎rozmawiają‎ ‎z‎ ‎uciekinierami,‎ ‎ale‎ ‎ani‎ ‎śladu‎ ‎popłochu,‎ ‎na‎ ‎jaki‎ ‎patrzymy‎ ‎od‎ ‎dni‎ ‎kilku.‎ ‎Patrole‎ ‎straży‎ ‎ogniowej‎ ‎na‎ ‎Rynku‎ ‎i‎ ‎po‎ ‎ulicach... W‎ ‎Koźminku‎ ‎natychmiast‎ ‎prawie‎ ‎znaleźliśmy niezgorsze‎ ‎wcale‎ ‎przyporzysko‎ ‎w‎ ‎miejscowej‎ ‎szkole‎ ‎początkowej,‎ ‎a‎ ‎dzięki‎ ‎gościnności‎ ‎zacnego‎ ‎nauczyciela‎ ‎i‎ ‎jego‎ ‎rodziny,‎ ‎nie‎ ‎brakło‎ ‎nam‎ ‎nieomal niczego‎ ‎na‎ ‎tym‎ ‎kilkogodzinnym‎ ‎etapie. Znajomych‎ ‎znaleźliśmy‎ ‎sporo,‎ ‎przeważnie‎ ‎jednak‎ ‎takich,‎ ‎którzy‎ ‎wyjechali‎ ‎z‎ ‎Kalisza‎ ‎jeszcze przed‎ ‎piątkowem‎ ‎bombardowaniem.
db2b46a0-f307-4d5f-9bd4-23258e7bd5e8
caeac684-1e42-4249-a920-eb327a4cab6b
bc22fdad-1f27-4c70-927a-6ba44241b3cd

Zaloguj się aby komentować

Złota myśl Rzymian na dziś
„Jak wytrwałe jest panowanie konieczności!”

  • łacina: [Necessitas quam pertinax regnum tenet!]
  • źródło: Publiliusz Syrus, Sententiae

Publiliusz Syrus (Publilius Syrus, I wiek p.n.e.) – mim i pisarz rzymski
 https://www.imperiumromanum.edu.pl/kultura/zlote-mysli-rzymian/
#imperiumromanum #ciekawostki #historia #cytaty #cytatrzymiannadzis #gruparatowaniapoziomu #ciekawostkihistoryczne #sentencjalacinska #rzym #venividivici #ancientrome
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
13948639-7020-49f3-878f-30409771c79f

Zaloguj się aby komentować

Rzymska matrona
Rzymska matrona przedstawiona na rzeźbie. Obiekt wykonany z marmuru; datowany na I wiek p.n.e.
https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/rzymska-matrona/
#imperiumromanum #rzym #ciekawostki #antycznyrzym #historia #ciekawostkihistoryczne #gruparatowaniapoziomu #ancientrome #rzym #venividivici
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
53b9e605-d4d7-42d5-a856-7db95d380e16

Zaloguj się aby komentować

Rzymski nagrobek Gajusza Waleriusza Taurusa

Rzymski nagrobek Gajusza Waleriusza Taurusa. Zmarły w chwili śmierci miał 30 lat i odbył 10 lat służby w legionie IV Macedonica. Obiekt znaleziony w Moguncji (zachodnie Niemcy) i datowany na I wiek n.e.

Inskrypcja głosi:
G(aius) Valerius G(ai) F(ilius) Pap(iria) / Narb(o) Taurus / m[i]l(es) leg(ionis) IIII Mac(edonicae) / anno(rum) XXX / stip(endiorum) X / ex t(estamento)

https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/rzymski-nagrobek-gajusza-waleriusza-taurusa/

#rzym #antycznyrzym #imperiumromanum #historia #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #venividivici #qualitycontent #archeologia
--------------------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
4b456e05-30bd-4aad-9847-298d7370e036

Zaloguj się aby komentować

Józef Dąbrowski "Katastrofa kaliska : opowieść naocznego świadka" wyd. Warszawa 1914 cz XII

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #Kalisz1914

Poprzednie części pod tagiem #Kalisz1914

Jeżeli‎ ‎ktokolwiek‎ ‎z‎ ‎Kaliszan‎ ‎trzymał‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎nerwami‎ ‎dobrze‎ ‎w‎ ‎ciągu‎ ‎dni‎ ‎ubiegłych,‎ ‎to‎ ‎jednak‎ ‎noc z‎ ‎7‎ ‎na‎ ‎8‎ ‎sierpnia‎ ‎zmusiła‎ ‎go‎ ‎do‎ ‎kapitulacji‎ ‎zupełnej.‎ ‎Bombardowanie‎ ‎całkowicie‎ ‎bezbronnego,‎ ‎leżącego‎ ‎w‎ ‎kotlinie,‎ ‎lub‎ ‎na‎ ‎zboczach‎ ‎gór,‎ ‎otaczających‎ ‎tę‎ ‎kotlinę,‎ ‎miasta,‎ ‎rozpoczęte‎ ‎koło‎ ‎w‎ ‎pół‎ ‎do 12-ej‎ ‎wieczorem‎ ‎w‎ ‎piątek‎ ‎trwało‎ ‎do‎ ‎godziny‎ 6-ej rano,‎ ‎bez‎ ‎najmniejszej‎ ‎przerwy.‎ ‎Owszem,‎ ‎prusacy jakgdyby‎ ‎siląc‎ ‎się‎ ‎możliwie‎ ‎groźniej‎ ‎przemówić do‎ ‎wyobraźni‎ ‎Kaliszan,‎ ‎podtrzymywali‎ ‎ogień‎ ‎niemal‎ ‎bezustannie,‎ ‎tak‎ ‎że‎ ‎nawet‎ ‎niemożliwe‎ ‎było zauważyć‎ ‎przerwy‎ ‎kilkuminutowe‎ ‎między‎ ‎strzałami‎ ‎sekcji,‎ ‎jakie‎ ‎obserwowaliśmy‎ ‎podczas‎ ‎bombardowania‎ ‎poprzedniego‎ ‎dnia‎ ‎wieczorem.‎ ‎Prawdopodobnie‎ ‎nadeszły‎ ‎prusakom‎ ‎nowe‎ ‎baterje‎ ‎dział polowych,‎ ‎absolutną‎ ‎bowiem‎ ‎niemożliwością‎ ‎było by‎ ‎przypuścić,‎ ‎że‎ ‎całonocny‎ ‎ogień,‎ ‎przyczem‎ ‎wypuszczono‎ ‎kilkaset‎ ‎pocisków,‎ ‎podtrzymywała‎ ‎jedna baterja.‎ 

‎Na‎ ‎szczęście,‎ ‎strzelano‎ ‎wyłącznie‎ ‎granatami‎ ‎lub‎ ‎szrapnelami,‎ ‎inaczej‎ ‎bowiem‎ ‎napewno‎ ‎całe miasto‎ ‎poszłoby‎ ‎z‎ ‎dymem.‎ ‎O‎ ‎tem‎ ‎jednak‎ ‎nie‎ ‎wiedzieli‎ ‎biedni‎ ‎kaliszanie,‎ ‎tulący‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎śmiertelnej trwodze‎ ‎po‎ ‎piwnicach‎ ‎przez‎ ‎noc‎ ‎całą‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎każdej chwili‎ ‎przy‎ ‎każdym‎ ‎nowym‎ ‎strzale‎ ‎i‎ ‎nowym‎ ‎świście‎ ‎lecącego‎ ‎pocisku‎ ‎wyglądający‎ ‎śmierci.‎ ‎Kto‎ ‎też noc‎ ‎tę‎ ‎w‎ ‎Kaliszu‎ ‎przetrzymał,‎ ‎zaiste‎ ‎dobre‎ ‎musiał mieć‎ ‎nerwy.‎ ‎Szkody‎ ‎też‎ ‎były‎ ‎bez‎ ‎porównania‎ ‎znaczniejsze,‎ ‎niż‎ ‎dawniej.‎ ‎Ucierpiały‎ ‎bardzo‎ ‎Tyniec‎ ‎— gdzie‎ ‎np.‎ ‎dom‎ ‎May’a‎ ‎został‎ ‎na wpół‎ ‎zburzony, Główny‎ ‎Rynek,‎ ‎który‎ ‎oświetlony‎ ‎pożarem‎ ‎Ratusza stał‎ ‎się‎ ‎wyborną‎ ‎tarczą‎ ‎dla‎ ‎pocisków‎ ‎pruskich, kilka‎ ‎domów‎ ‎przy‎ ‎Alei‎ ‎Józefiny,‎ ‎gęsto‎ ‎skupione domostwa‎ ‎dzielnicy‎ ‎żydowskiej,‎ ‎a‎ ‎również‎ ‎i‎ ‎główne‎ ‎arterja‎ ‎miasta,‎ ‎biegnące‎ ‎przez‎ ‎całą‎ ‎jego‎ ‎długość ulice:‎ ‎Wrocławska‎ ‎i‎ ‎Warszawska.‎ ‎Ofiar‎ ‎w‎ ‎ludziach zdaje‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎wcale,‎ ‎chyba‎ ‎gdziebądź‎ ‎po przedmieściach‎ ‎w‎ ‎małych‎ ‎domkach.

Przerażenie‎ ‎ludności,‎ ‎trzymanej‎ ‎przez‎ ‎noc‎ ‎całą‎ ‎pod‎ ‎kompletnym‎ ‎gradem‎ ‎pocisków,‎ ‎było‎ ‎nie do‎ ‎opisania.‎ ‎To‎ ‎też‎ ‎gdy‎ ‎tylko‎ ‎ustało‎ ‎bombardowanie,‎ ‎wnet‎ ‎tłumy‎ ‎całe‎ ‎wyległy,‎ ‎chwytając‎ ‎co‎ ‎było pod‎ ‎ręką‎ ‎i‎ ‎uciekając‎ ‎na‎ ‎wszystkie‎ ‎strony.‎ ‎Przerażenie‎ ‎i‎ ‎panikę‎ ‎spotęgowała‎ ‎jeszcze‎ ‎wieść‎ ‎o‎ ‎nowem okrucieństwie‎ ‎prusaków.‎ ‎

Koło‎ ‎godziny‎ ‎7-ej‎ ‎rano do‎ ‎miasta‎ ‎wpadły‎ ‎silne‎ ‎oddziały‎ ‎piechoty‎ ‎i‎ ‎ułanów,‎ ‎rozpoczynając‎ ‎formalną‎ ‎razzię‎ ‎w‎ ‎zachodnich dzielnicach‎ ‎miasta:‎ ‎na‎ ‎Wrocławskiej,‎ ‎Wydorach, Nowym‎ ‎Swiecie,‎ ‎Rypinku‎ ‎i‎ ‎t.‎ ‎d.‎ ‎Żołnierze‎ ‎wpadali do‎ ‎domów,‎ ‎przetrząsali‎ ‎mieszkania,‎ ‎wybijając‎ ‎drzwi zamknięte,‎ ‎wyciągali‎ ‎z‎ ‎piwnic‎ ‎i‎ ‎suteren‎ ‎ukrywających‎ ‎się‎ ‎tam‎ ‎mieszkańców‎ ‎i‎ ‎aresztowali‎ ‎wszystkich‎ ‎mężczyzn,‎ ‎począwszy‎ ‎od‎ ‎chłopców‎ ‎kilkunastoletnich,‎ ‎a‎ ‎kończąc‎ ‎na‎ ‎starcach.‎ ‎Aresztowanych‎ ‎spędzono‎ ‎do‎ ‎kupy‎ ‎i‎ ‎tłukąc‎ ‎kolbami,‎ ‎pędzono‎ ‎za‎ ‎miasto. 

Gdy‎ ‎pierwsza‎ ‎partja‎ ‎złożona‎ ‎z‎ ‎83‎ ‎mężczyzn stanęła‎ ‎„na‎ ‎Wiatrakach“,‎ ‎żołnierze‎ ‎zaczęli‎ ‎rachować‎ ‎aresztowanych,‎ ‎odprowadzając‎ ‎co‎ ‎dziesiątego na‎ ‎stronę.‎ ‎Za‎ ‎parę‎ ‎minut‎ ‎w‎ ‎oczach‎ ‎przerażonych towarzyszy‎ ‎i‎ ‎nadciągającej‎ ‎nowej‎ ‎partji — dziewięciu‎ ‎ludzi‎ ‎legło‎ ‎krwią‎ ‎zbroczonych‎ ‎pod‎ ‎salwą.‎ ‎Dwurzucających‎ ‎się‎ ‎konwulsyjnie‎ ‎na‎ ‎ziemi‎ ‎dobito‎ ‎wystrzałami‎ ‎z‎ ‎rewolwerów. Natychmiast‎ ‎zarządzono‎ ‎grzebanie,‎ ‎brańcom, oczekującym‎ ‎swojej‎ ‎kolei,‎ ‎kazano‎ ‎kopać‎ ‎doły,‎ ‎tuż za‎ ‎leżącemi‎ ‎trupami... Tymczasem‎ ‎nadciągały‎ ‎nowe‎ ‎partje,‎ ‎wywleczonych‎ ‎z‎ ‎Kalisza‎ ‎brańców.‎ ‎Można‎ ‎sobie‎ ‎wyobrazić‎ ‎ich‎ ‎uczucia‎ ‎i‎ ‎przerażenie‎ ‎nieludzkie,‎ ‎gdy‎ ‎bliżsi poza‎ ‎gęstym‎ ‎kordonem‎ ‎żołnierzy,‎ ‎ujrzeli‎ ‎walające się‎ ‎na‎ ‎ziemi‎ ‎pierwsze‎ ‎trupy‎ ‎i‎ ‎kopane‎ ‎doły...‎ ‎Zwłaszcza‎ ‎przerażenie‎ ‎wzrosło,‎ ‎gdy‎ ‎niewiadomo‎ ‎z‎ ‎jakiego‎ ‎powodu‎ ‎opodal‎ ‎znów‎ ‎zabrzmiała‎ ‎salwa,‎ ‎a‎ ‎dalej‎ ‎pojedyncze‎ ‎wystrzały... Ani‎ ‎na‎ ‎chwilę‎ ‎wątpić‎ ‎nie‎ ‎można‎ ‎było,‎ ‎że dzicz‎ ‎niemiecka‎ ‎przystąpiła‎ ‎do‎ ‎wykonania‎ ‎barbarzyńskiej‎ ‎zapowiedzi‎ ‎Preuskera‎ ‎—‎ ‎dziesiątkowania mieszkańców.‎ ‎W‎ ‎takiej‎ ‎torturze‎ ‎psychicznej,‎ ‎mogącej‎ ‎stargać‎ ‎nie‎ ‎wiem‎ ‎jakie‎ ‎nerwy,‎ ‎biedaków w‎ ‎liczbie‎ ‎koło‎ ‎800‎ ‎przetrzymano‎ ‎kilka‎ ‎godzin.‎ ‎Położenie‎ ‎stało‎ ‎się‎ ‎tem‎ ‎nieznośniejsze,‎ ‎że‎ ‎wielu‎ ‎przypędzono‎ ‎nieubranych‎ ‎lub‎ ‎nawpół‎ ‎ubranych,‎ ‎a‎ ‎zimno‎ ‎było‎ ‎dotkliwe‎ ‎i‎ ‎wkrótce‎ ‎zaczął‎ ‎mżyć‎ ‎gęsty deszcz,‎ ‎kapuśniaczek.

Dzikiego‎ ‎jednak‎ ‎dziesiątkowania‎ ‎nie‎ ‎kontynuowano.‎ ‎Do‎ ‎wykopanego‎ ‎dołu‎ ‎zepchnięto‎ ‎ciała rozstrzelanych,‎ ‎wylosowanych‎ ‎z‎ ‎pierwszej‎ ‎partji, później‎ ‎jeszcze‎ ‎kilka‎ ‎innych‎ ‎trupów,‎ ‎ofiar‎ ‎zamordowanych‎ ‎już‎ ‎na‎ ‎polu,‎ ‎posypano‎ ‎wapnem‎ ‎i‎ ‎zaczęto‎ ‎zasypywać.‎ ‎Nadzieja‎ ‎zaczęła‎ ‎świtać‎ ‎w‎ ‎sercach‎ ‎przerażonego‎ ‎tłumu... I‎ ‎straszną‎ ‎jest‎ ‎psychologja‎ ‎bierności‎ ‎i‎ ‎niewoli...‎ ‎

Tłum,‎ ‎koło‎ ‎800‎ ‎brańców,‎ ‎wyłącznie‎ ‎mężczyzn,‎ ‎stał‎ ‎zbitą‎ ‎masą,‎ ‎otoczony‎ ‎kordonem‎ ‎rozciągniętej‎ ‎szeroko‎ ‎kompanji‎ ‎piechoty...‎ ‎kilkudziesięciu żołdaków,‎ ‎stało‎ ‎po‎za‎ ‎tem.‎ ‎Tłum,‎ ‎przeznaczony na‎ ‎straszny‎ ‎los‎ ‎dziesiątkowania...‎ ‎przed‎ ‎oczami tych‎ ‎ludzi‎ ‎kopano‎ ‎groby...‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎zaświtał‎ ‎odruch walki...‎ ‎nie‎ ‎powstała‎ ‎myśl‎ ‎wyrwania‎ ‎choćby‎ ‎kilkudziesięciu‎ ‎karabinów,‎ ‎choćby‎ ‎przerwania‎ ‎kordonu‎ ‎i‎ ‎ucieczki...‎ ‎Byłoby‎ ‎to‎ ‎szaleństwo‎ ‎rozpaczy... ofiary‎ ‎większe‎ ‎może...‎ ‎znane‎ ‎drogi,‎ ‎miasto‎ ‎tuż obok‎ ‎siedmdziesięciotysięczne...‎ ‎prusaków‎ ‎zaledwie garstka,‎ ‎rabusiów‎ ‎bezwzględnych‎ ‎i‎ ‎morderców... W‎ ‎ciągu‎ ‎kilku‎ ‎godzin‎ ‎tysiączna‎ ‎blizko,‎ ‎rzesza‎ ‎stała,‎ ‎smagana‎ ‎deszczem,‎ ‎pod‎ ‎grozą‎ ‎śmierci... Wreszcie‎ ‎przybywa‎ ‎jakiś‎ ‎generał,‎ ‎coś‎ ‎przemawia, czego‎ ‎nawet‎ ‎najbliżsi‎ ‎słyszeć‎ ‎dokładnie‎ ‎nie‎ ‎mogli; kordony‎ ‎ściągają...‎ ‎Tłum‎ ‎brańców‎ ‎szybko‎ ‎powraca‎ ‎do‎ ‎miasta,‎ ‎skąd‎ ‎już‎ ‎od‎ ‎7-ej‎ ‎rano‎ ‎rwał‎ ‎na‎ ‎północ‎ ‎nieskończony,‎ ‎zdawało‎ ‎się,‎ ‎potok‎ ‎uciekających...

Obrazu‎ ‎tej‎ ‎ucieczki‎ ‎nie‎ ‎podobna‎ ‎zapomnieć temu,‎ ‎kto‎ ‎go‎ ‎widział!
c72baf62-7a67-47a8-857c-27ecb990d218
5dab5e36-952a-4eef-bb6c-c6cbfd35787c
ce433f34-bae7-4743-8fb5-f558fd121c47

Zaloguj się aby komentować

Złota myśl Rzymian na dziś
„Na próżno szukać tego, co ukrywa konieczność”

  • łacina: [Necessitas quod celat, frustra quaeritur]
  • źródło: Publiliusz Syrus, Sententiae

Publiliusz Syrus (Publilius Syrus, I wiek p.n.e.) – mim i pisarz rzymski
 https://www.imperiumromanum.edu.pl/kultura/zlote-mysli-rzymian/
#imperiumromanum #ciekawostki #historia #cytaty #cytatrzymiannadzis #gruparatowaniapoziomu #ciekawostkihistoryczne #sentencjalacinska #rzym #venividivici #ancientrome
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
7eaada56-1f33-4ab5-9aeb-f99b7ccce8a9

Zaloguj się aby komentować

Rzeźba rzymska młodego chłopca
Rzeźba rzymska młodego chłopca. Obiekt datowany na 30-50 n.e.; odkryty w grobowcu w Rzymie. Portrety dzieci nie były często spotykane do rządów cesarza Augusta (27 p.n.e. – 14 n.e.).
https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/rzezba-rzymska-mlodego-chlopca/
#imperiumromanum #rzym #ciekawostki #antycznyrzym #historia #ciekawostkihistoryczne #gruparatowaniapoziomu #ancientrome #rzym #venividivici
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
65ead506-d8fa-464e-a287-6a3c2ac40c9d

Zaloguj się aby komentować

Józef Dąbrowski "Katastrofa kaliska : opowieść naocznego świadka" wyd. Warszawa 1914 cz XI

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #Kalisz1914

Poprzednie części pod tagiem #Kalisz1914

Było‎ ‎kilka‎ ‎minut‎ ‎po‎ ‎6-ej,‎ ‎gdy‎ ‎od‎ ‎strony‎ ‎Kalisza‎ ‎rozległ‎ ‎się‎ ‎spodziewany‎ ‎przez‎ ‎nas‎ ‎huk‎ ‎wystrzałów‎ ‎armatnich.‎ ‎Artylerja‎ ‎pruska‎ ‎zaczęła‎ ‎bombardować‎ ‎miasto‎ ‎znowu.‎ ‎Tym‎ ‎razem‎ ‎bombardowanie‎ ‎było‎ ‎o‎ ‎wiele‎ ‎dłuższe‎ ‎niż‎ ‎we‎ ‎wtorek.‎ ‎Trwało‎ ‎ono‎ ‎niemal‎ ‎do‎ ‎godziny‎ ‎9‎ 1/‎2‎,‎ ‎przyczem‎ ‎strzały szły‎ ‎dość‎ ‎gęsto.‎ ‎Strzelano‎ ‎widocznie‎ ‎sekcjami, gdyż‎ ‎po‎ ‎dwuch‎ ‎strzałach‎ ‎następowała‎ ‎kilkuminutowa‎ ‎przerwa,‎ ‎dłuższą‎ ‎znów‎ ‎przerwę‎ ‎zaobserwować‎ ‎można‎ ‎było‎ ‎po‎ ‎ośmiu‎ ‎wystrzałach.‎ ‎Z‎ ‎balkonu‎ ‎willi‎ ‎doskonale‎ ‎mogliśmy‎ ‎obserwować‎ ‎pociski, padające‎ ‎na‎ ‎miasto,‎ ‎lub‎ ‎na‎ ‎okoliczne‎ ‎łęgi.‎ ‎Widoczne‎ ‎za‎ ‎dnia‎ ‎jako‎ ‎obłoczki‎ ‎szybko‎ ‎przesuwające‎ ‎się po‎ ‎niebie,‎ ‎w‎ ‎miarę‎ ‎nastąpienia‎ ‎ciemności‎ ‎stały‎ ‎się one‎ ‎możliwe‎ ‎do‎ ‎zaobserwowania‎ ‎tylko‎ ‎w‎ ‎chwili wybuchu‎ ‎—‎ ‎jaskrawym‎ ‎światłem‎ ‎białym,‎ ‎przypominającym‎ ‎trochę‎ ‎lampki‎ ‎elektryczne,‎ ‎nieosłonione‎ ‎mlecznym‎ ‎kloszem.‎ ‎

Nie‎ ‎wiem‎ ‎z‎ ‎jakiej‎ ‎racji, w‎ ‎obecnem‎ ‎bombardowaniu‎ ‎prusacy‎ ‎uwzględniają‎ ‎przeważnie‎ ‎park‎ ‎i‎ ‎północno-zachodnią‎ ‎część miasta,‎ ‎ulice‎ ‎Stawiszyńską‎ ‎i‎ ‎Skarszewską,‎ ‎oraz przestrzeń‎ ‎podmiejską,‎ ‎zawartą‎ ‎między‎ ‎szosami Konińską‎ ‎i‎ ‎Turecką — tu‎ ‎bowiem‎ ‎najgęściej‎ ‎widoczne‎ ‎są‎ ‎owe‎ ‎światła‎ ‎jaskrawe‎ ‎pękających‎ ‎pocisków. Obawiamy‎ ‎się,‎ ‎czy‎ ‎nie‎ ‎zacznie‎ ‎i‎ ‎nam‎ ‎grozić‎ ‎nie bezpieczeństwo,‎ ‎pękające‎ ‎bowiem‎ ‎pociski‎ ‎widzimy koło‎ ‎suszarni,‎ ‎odległej‎ ‎od‎ ‎nas‎ ‎o‎ ‎l ‎l‎/‎2‎ ‎kilometra‎ ‎nie spełna‎ ‎ale,‎ ‎jak‎ ‎się‎ ‎zdaje,‎ ‎były‎ ‎to‎ ‎już‎ ‎największe wysiłki‎ ‎armat‎ ‎pruskiej‎ ‎artylerji‎ ‎polowej,‎ ‎któremi ostrzeliwano‎ ‎miasto.‎ ‎W‎ ‎każdym‎ ‎bądź‎ ‎razie — świst — ostry‎ ‎i‎ ‎metaliczny‎ ‎zarazem — jakiś‎ ‎dziwacznie‎ ‎buczący — odgłosy‎ ‎przerzynającego‎ ‎powietrze,‎ ‎lecącego‎ ‎pocisku,‎ ‎słyszymy‎ ‎doskonale.

W‎ ‎połączeniu‎ ‎z‎ ‎łuną‎ ‎pożaru‎ ‎Ratusza‎ ‎i‎ ‎niesionym‎ ‎przez‎ ‎wiatr‎ ‎dymem‎ ‎i‎ ‎niemiłym‎ ‎zapachem spalenizny‎ ‎—‎ ‎bombardowanie‎ ‎sprawiało‎ ‎straszne wrażenie.
W‎ ‎trakcie‎ ‎bombardowania‎ ‎wpada‎ ‎na‎ ‎podwórze‎ ‎bryczka,‎ ‎z‎ ‎której‎ ‎wyskakuje‎ ‎jakiś‎ ‎jegomość z‎ ‎wyrazem‎ ‎okropnego‎ ‎przerażenia‎ ‎w‎ ‎oczach‎ ‎i‎ ‎na twarzy‎ ‎całej.
„Panowie — na‎ ‎miłość‎ ‎boską‎ ‎pozwólcie‎ ‎mi‎ ‎tu przeczekać‎ ‎do‎ ‎rana.‎ ‎Jadę‎ ‎do‎ ‎miasta,‎ ‎ale‎ ‎tam‎ ‎straszne‎ ‎rzeczy‎ ‎się‎ ‎dzieją...‎ ‎wstrzymano‎ ‎mnie‎ ‎przed‎ ‎rogatką...‎ ‎bom‎ ‎na‎ ‎śmierć‎ ‎pewną‎ ‎jechał...‎ ‎Aby‎ ‎do rana“...

Z‎ ‎rozmowy‎ ‎dowiadujemy‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎jedzie‎ ‎z‎ ‎pod Łęczycy‎ ‎do‎ ‎Kalisza,‎ ‎gdzie‎ ‎synek‎ ‎jego‎ ‎przygotowuje‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎egzaminów‎ ‎wstępnych‎ ‎i‎ ‎że‎ ‎od‎ ‎kilku‎ ‎dni niema‎ ‎o‎ ‎dziecku‎ ‎żadnych‎ ‎wiadomości.‎ ‎Usłyszawszy o‎ ‎zajęciu‎ ‎Kalisza‎ ‎przez‎ ‎prusaków‎ ‎i‎ ‎o‎ ‎zajściach w‎ ‎mieście,‎ ‎jedzie‎ ‎ratować‎ ‎dziecko...‎ ‎Kto‎ ‎wie,‎ ‎czy nie‎ ‎zapóźno.
W‎ ‎dalszej‎ ‎pogawędce‎ ‎od‎ ‎uspokojonego‎ ‎nieco przybysza‎ ‎dowiadujemy‎ ‎się‎ ‎rzeczy,‎ ‎które‎ ‎nas‎ ‎bardzo‎ ‎serjo‎ ‎zaniepokoiły.‎ ‎

Przejeżdżając‎ ‎przez‎ ‎Uniejów,‎ ‎widział‎ ‎ciągnące‎ ‎w‎ ‎stronę‎ ‎Kalisza‎ ‎wojsko‎ ‎rosyjskie.‎ ‎O‎ ‎sile‎ ‎i‎ ‎rodzaju‎ ‎broni‎ ‎nic‎ ‎nie‎ ‎umie‎ ‎powiedzieć.‎ ‎Pamięta‎ ‎tylko,‎ ‎że‎ ‎rozmawiał‎ ‎z‎ ‎dragonami‎ ‎pułku,‎ ‎konsystującego‎ ‎przed‎ ‎wojną‎ ‎w‎ ‎Kaliszu ‎i‎ ‎że‎ ‎mówili‎ ‎mu,‎ ‎iż‎ ‎ciągną‎ ‎na‎ ‎Kalisz,‎ ‎aby odebrać‎ ‎miasto‎ ‎i‎ ‎że‎ ‎oczekują‎ ‎tylko‎ ‎w‎ ‎Uniejowie‎ ‎na‎ ‎większe‎ ‎siły.‎ ‎Nic‎ ‎więcej‎ ‎dowiedzieć się‎ ‎nie‎ ‎można.‎ ‎Na‎ ‎pytanie,‎ ‎czy‎ ‎widział‎ ‎armaty,‎ ‎przybysz‎ ‎odpowiada‎ ‎gorączkowo:‎ ‎„Ależ‎ ‎były,‎ ‎były‎ ‎i‎ ‎to‎ ‎sporo,‎ ‎ale‎ ‎najwięcej‎ ‎dragoni‎ ‎z‎ ‎Kalisza.

Rozlegające‎ ‎się‎ ‎co‎ ‎kilka‎ ‎minut‎ ‎a‎ ‎nawet‎ ‎od czasu‎ ‎do‎ ‎czasu‎ ‎i‎ ‎częściej‎ ‎strzały‎ ‎działowe,‎ ‎z‎ ‎których‎ ‎każdy‎ ‎mógł‎ ‎być‎ ‎śmiertelnym‎ ‎dla‎ ‎dziecka,‎ ‎nie mogły‎ ‎sprzyjać‎ ‎uspokojeniu‎ ‎się‎ ‎zupełnemu‎ ‎—‎ ‎biedaka‎ ‎—‎ ‎dążącego‎ ‎na‎ ‎jego‎ ‎ratunek‎ ‎mil‎ ‎kilkanaście... Wkrótce‎ ‎też‎ ‎pożegnaliśmy‎ ‎go,‎ ‎oddając‎ ‎do‎ ‎rozporządzenia‎ ‎do‎ ‎wyboru‎ ‎pokój‎ ‎w‎ ‎pustej‎ ‎willi,‎ ‎lub‎ ‎pomieszczenie‎ ‎w‎ ‎czworakach‎ ‎między‎ ‎ludźmi‎ ‎—‎ ‎i‎ ‎powracamy‎ ‎do‎ ‎domu.

Dobrze‎ ‎już‎ ‎po‎ ‎9-ej‎ ‎rozległa‎ ‎się‎ ‎jednorazowa salwa‎ ‎z‎ ‎kilku‎ ‎armat — potężny‎ ‎huk‎ ‎wstrząsnął‎ ‎powietrze.
„No,‎ ‎to‎ ‎chyba‎ ‎już‎ ‎finał,‎ ‎a‎ ‎czas‎ ‎wielki‎ ‎po‎ ‎temu"...‎ ‎rzucam‎ ‎przypuszczenie.
Jakoż‎ ‎zgadłem.‎ ‎Na‎ ‎razie‎ ‎bombardowanie‎ ‎zakończyło‎ ‎się‎ ‎ową‎ ‎salwą.‎ ‎Szkód‎ ‎zrządziło‎ ‎ono‎ ‎stosunkowo‎ ‎niewiele.‎ ‎Pociski‎ ‎zniszczyły‎ ‎sporo‎ ‎drzew w‎ ‎parku,‎ ‎do‎ ‎którego‎ ‎z‎ ‎jakąś‎ ‎zajadłością,‎ ‎jak‎ ‎widzieliśmy,‎ ‎strzelano,‎ ‎popsuły‎ ‎nieco‎ ‎dachów‎ ‎na‎ ‎leżącej‎ ‎wyżej,‎ ‎niż‎ ‎reszta‎ ‎miasta,‎ ‎dzielnicy‎ ‎t.‎ ‎zw. Chmielniku,‎ ‎i‎ ‎porobiły‎ ‎nieco‎ ‎dziur‎ ‎w‎ ‎pojedynczych‎ ‎domach‎ ‎prz‎y‎ ‎ulicy‎ ‎Babinej,‎ ‎gdzie‎ ‎między innemi‎ ‎uszkodzono‎ ‎dom‎ ‎Parczewskich. Ofiar‎ ‎w‎ ‎ludziach‎ ‎nie‎ ‎było,‎ ‎mieszkańcy‎ ‎bowiem,‎ ‎nauczeni‎ ‎już‎ ‎doświadczeniem,‎ ‎wraz‎ ‎z‎ ‎początkiem‎ ‎bombardowania‎ ‎pochowali‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎piwnic i‎ ‎suteren.‎ ‎Wrażenie‎ ‎jednak‎ ‎było‎ ‎straszne,‎ ‎kto‎ ‎po został‎ ‎w‎ ‎mieście,‎ ‎ten‎ ‎myślał‎ ‎o‎ ‎ucieczce‎ ‎z‎ ‎tego piekła.

Tymczasem‎ ‎jednak‎ ‎należało‎ ‎nam‎ ‎pomyśleć o‎ ‎nowem‎ ‎niebezpieczeństwie,‎ ‎jakie‎ ‎wynikło‎ ‎ze‎ ‎zbliżenia‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎Kalisza‎ ‎wojsk‎ ‎rosyjskich‎ ‎i‎ ‎zapowiadanej‎ ‎przez‎ ‎nie‎ ‎bitwy‎ ‎pod‎ ‎tem‎ ‎miastem. Wydawała‎ ‎się‎ ‎ona‎ ‎bardzo‎ ‎prawdopodobną. Siły‎ ‎niemieckie,‎ ‎wraz‎ ‎z‎ ‎temi,‎ ‎co‎ ‎nadciągnęły‎ ‎przy armatach,‎ ‎nie‎ ‎przenosiły‎ ‎kilku‎ ‎bataljonów‎ ‎piechoty‎ ‎i‎ ‎dwuch‎ ‎szwadronów,‎ ‎najwyżej ‎ułanów‎ ‎—‎ ‎nie licząc‎ ‎oczywiście‎ ‎artylerji,‎ ‎którą‎ ‎obliczać‎ ‎można było‎ ‎na‎ ‎osiem‎ ‎dział‎ ‎i‎ ‎również‎ ‎kilkanaście‎ ‎kartaczownic.‎ ‎Wyprzeć‎ ‎więc‎ ‎prusaków‎ ‎z‎ ‎powrotem w‎ ‎granice‎ ‎Niemiec‎ ‎było‎ ‎dość‎ ‎łatwo,‎ ‎odebranie‎ ‎zaś Kalisza‎ ‎i‎ ‎zwycięstwo‎ ‎pod‎ ‎jego‎ ‎murami‎ ‎odniesione,‎ ‎odpowiednio‎ ‎skomentowane‎ ‎i‎ ‎ubarwione,‎ ‎echem rozgłośnem‎ ‎rozeszłoby‎ ‎się‎ ‎po‎ ‎świecie‎ ‎całym,‎ ‎jako dotkliwa‎ ‎klęska‎ ‎niemców.‎ ‎Lecz,‎ ‎w‎ ‎razie‎ ‎bitwy nasze‎ ‎Pólko‎ ‎bezwzględnie‎ ‎skazane‎ ‎było‎ ‎na‎ ‎zagładę.‎ ‎Leżąc‎ ‎na‎ ‎wyniosłości,‎ ‎tuż‎ ‎przy‎ ‎szosie‎ ‎Tureckiej,‎ ‎którą‎ ‎właśnie‎ ‎ciągnęli‎ ‎rosjanie,‎ ‎ze‎ ‎swemi ogrodami‎ ‎gęstemi‎ ‎i‎ ‎sporą‎ ‎ilością‎ ‎murowanych‎ ‎domów,‎ ‎tworzyło‎ ‎ono‎ ‎wyborną‎ ‎pozycję‎ ‎przeciw‎ ‎Kaliszowi,‎ ‎tem ‎bardziej,‎ ‎że‎ ‎zajmujące‎ ‎ją‎ ‎wojsko‎ ‎oparte‎ ‎było‎ ‎prawem‎ ‎skrzydłem‎ ‎o‎ ‎drogę‎ ‎Skarszewską, panującą‎ ‎nad‎ ‎miastem,‎ ‎lewem‎ ‎zaś‎ ‎o‎ ‎rzeczkę‎ ‎Strędnię‎ ‎dość‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎czasie‎ ‎wskutek‎ ‎deszczów‎ ‎głęboką. Dworek‎ ‎nasz,‎ ‎murowany,‎ ‎piętrowy,‎ ‎ukryty‎ ‎w‎ ‎gąszczu‎ ‎drzew,‎ ‎mógł‎ ‎stać‎ ‎się‎ ‎zupełnie‎ ‎naturalnvm'kluczem‎ ‎pozycji‎ ‎rosyjskiej.‎ ‎

Skoro‎ ‎to‎ ‎było‎ ‎widoczne dla‎ nas - nie‎ ‎mogliśmy‎ ‎przypuszczać,‎ ‎żeby‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎wyraźnem‎ ‎i‎ ‎dla‎ ‎prusaków,‎ ‎tymbardziej,‎ ‎że‎ ‎w‎ ‎ciągu‎ ‎dni‎ ‎ostatnich,‎ ‎przejeżdżające‎ ‎patrole‎ ‎ułańskie hacznie‎ ‎oglądały‎ ‎wieś‎ ‎całą‎ ‎wraz‎ ‎z‎ ‎dworkiem‎ ‎i‎ ‎zapowiadały‎ ‎chłopom,‎ ‎że‎ ‎w‎ ‎razie‎ ‎zbliżenia‎ ‎się‎ ‎rosjan,‎ ‎całą‎ ‎wieś‎ ‎będą‎ ‎musieli‎ ‎spalić‎ ‎dla‎ ‎oczyszczenia‎ ‎sobie‎ ‎pozycji. Po‎ ‎krótkiej‎ ‎więc‎ ‎naradzie‎ ‎zdecydowaliśmy‎ ‎się opuścić‎ ‎Pólko‎ ‎na‎ ‎drugi‎ ‎dzień‎ ‎rano,‎ ‎tymczasem‎ ‎zaś poszliśmy‎ ‎spać,‎ ‎aby‎ ‎sił‎ ‎zaczerpnąć‎ ‎do‎ ‎nowej‎ ‎wędrówki,‎ ‎której‎ ‎pierwszym‎ ‎etapem‎ ‎miał‎ ‎być‎ ‎odległy‎ ‎o‎ ‎jakieś‎ ‎wiorst‎ ‎12,‎ ‎piaszczystą‎ ‎drogą,‎ ‎na‎ ‎uboczu‎ ‎od‎ ‎szos‎ ‎Tureckiej‎ ‎i‎ ‎Łódzkiej — Koźminek — ongi słynne‎ ‎Wielkopolskie‎ ‎Ateny — siedlisko‎ ‎Braci‎ ‎Polskich —‎ ‎dziś‎ ‎uboga,‎ ‎zapadła‎ ‎mieścina,‎ ‎zachowująca tradycje‎ ‎rożnowiercze,‎ ‎jedynie‎ ‎przez‎ ‎olbrzymi‎ ‎od setek‎ ‎żydów,‎ ‎w‎ ‎których‎ ‎ręku‎ ‎znalazł‎ ‎się‎ ‎tam‎ ‎cały handel.‎ ‎
JA‎ ‎nawet‎ ‎—‎ ‎gdyby‎ ‎i‎ ‎pogłoska‎ ‎o‎ ‎nadciąganiu rosjan‎ ‎nie‎ ‎sprawdziła‎ ‎się,‎ ‎to‎ ‎i‎ ‎tak‎ ‎nerwy‎ ‎pań i‎ ‎dzieci‎ ‎nie‎ ‎były‎ ‎w‎ ‎stanie‎ ‎wytrzymać‎ ‎dłużej‎ ‎straszliwego‎ ‎napięcia.‎ ‎Dzień‎ ‎piątkowy‎ ‎—‎ ‎morderstwa uliczne,‎ ‎których‎ ‎odgłosów‎ ‎w‎ ‎postaci‎ ‎ustawicznych strzałów‎ ‎karabinowych,‎ ‎tępego‎ ‎huku‎ ‎salw‎ ‎i‎ ‎denerwującego‎ ‎trzasku‎ ‎kartaczownic,‎ ‎słuchaliśmy‎ ‎przeszło‎ ‎godzinę,‎ ‎dwugodzinne‎ ‎bombardowanie‎ ‎i‎ ‎owe błyskające‎ ‎na‎ ‎przyległych‎ ‎polach‎ ‎pociski,‎ ‎ciągły ich‎ ‎świst‎ ‎w‎ ‎powietrzu‎ ‎i‎ ‎wreszcie‎ ‎pożar‎ ‎miasta,‎ ‎na tle‎ ‎wciąż‎ ‎uciekających‎ ‎w‎ ‎strachu‎ ‎obłąkania‎ ‎ludzi, mogłyby‎ ‎najmocniejsze‎ ‎nerwy‎ ‎rozstroić.‎ ‎Widzieliśmy‎ ‎to‎ ‎jak‎ ‎najdobitniej‎ ‎na‎ ‎chłopach‎ ‎—‎ ‎gospodarzach.‎ ‎W‎ ‎ciągu‎ ‎dnia‎ ‎tego‎ ‎biedacy‎ ‎kilkakrotnie‎ ‎uciekali‎ ‎i‎ ‎wracali,‎ ‎pomimo‎ ‎naszego‎ ‎uspokajania‎ ‎i‎ ‎zapewnień,‎ ‎że‎ ‎przecież,‎ ‎o‎ ‎ileby‎ ‎tylko‎ ‎rzetelne‎ ‎niebezpieczeństwo‎ ‎groziło,‎ ‎my‎ ‎byśmy‎ ‎nie‎ ‎pozostali‎ ‎napewno.

Bombardowanie‎ ‎wieczorowe‎ ‎wreszcie‎ ‎przechyliło‎ ‎szalę.‎ ‎Gdy‎ ‎koło‎ ‎godziny‎ ‎11-ej‎ ‎wyszedłem na‎ ‎drogę‎ ‎dla‎ ‎zasiągnięcia‎ ‎języka,‎ ‎wieś‎ ‎zastałem niemal‎ ‎zupełnie‎ ‎pustą.‎ ‎Podsypawszy‎ ‎karmu‎ ‎wszelkiej‎ ‎„gadzinie‎"‎ ‎i‎ ‎zamknąwszy‎ ‎chałupy,‎ ‎poczciwi kmiecie‎ ‎uciekli‎ ‎co‎ ‎żywo‎ ‎do‎ ‎wsi‎ ‎sąsiednich,‎ ‎głównie‎ ‎zaś‎ ‎do‎ ‎leżącej‎ ‎za‎ ‎górą‎ ‎Kolonji‎ ‎Tłokińskiej. Straszne‎ ‎i‎ ‎złowrogie‎ ‎wrażenie‎ ‎robił‎ ‎wieczór tego‎ ‎okropnego‎ ‎dla‎ ‎Kalisza‎ ‎dnia‎ ‎7‎ ‎sierpnia. Nad‎ ‎miastem‎ ‎zwisała‎ ‎olbrzymia‎ ‎czarna‎ ‎chmura‎ ‎dymu,‎ ‎na‎ ‎której‎ ‎czerwonem‎ ‎zarzewiem‎ ‎odbijała‎ ‎się‎ ‎łuna‎ ‎dogasającego‎ ‎Ratusza.‎ ‎Ujadanie‎ ‎psów w‎ ‎całej‎ ‎okolicy,‎ ‎daleki‎ ‎pogwar‎ ‎uciekających‎ ‎mimo ciemnej‎ ‎—‎ ‎bo‎ ‎chmury‎ ‎zbierające‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎niebie‎ ‎zasłaniały‎ ‎księżyc — nocy‎ ‎mieszkańców,‎ ‎przerywały posępną‎ ‎ciszę‎ ‎nocną.‎ ‎Gdzieś‎ ‎daleko‎ ‎na‎ ‎szosie‎ ‎rozlegał‎ ‎się‎ ‎tentent‎ ‎koni‎ ‎jakiegoś‎ ‎zapóźnionego‎ ‎patrolu,‎ ‎ówdzie‎ ‎znów‎ ‎skrzyp‎ ‎woza‎ ‎napakowanego‎ ‎wysoko‎ ‎i‎ ‎z‎ ‎wysiłkiem‎ ‎ciągnionego‎ ‎przez‎ ‎zbiedzone szkapy,‎ ‎wrywał‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎złowrogą‎ ‎ciszę,‎ ‎jaka‎ ‎powoli obejmowała‎ ‎Kalisz‎ ‎i‎ ‎okolice... Koło‎ ‎12-ej‎ ‎w‎ ‎nocy,‎ ‎gdy‎ ‎już‎ ‎spokojnie‎ ‎zasnąłem,‎ ‎rzetelnie‎ ‎zmordowany‎ ‎wrażeniami‎ ‎dnia‎ ‎ubiegłego,‎ ‎znów‎ ‎rozległ‎ ‎się‎ ‎huk‎ ‎złowrogi,‎ ‎budząc‎ ‎mnie ze‎ ‎snu.

Prusakom‎ ‎jeszcze‎ ‎było‎ ‎mało‎ ‎dokonanej‎ ‎zemsty! Ropoczynało‎ ‎się‎ ‎nowe‎ ‎bombardowanie.
3f0304ac-95cd-4bf4-bd51-a1b617929cdd
42d71524-655a-48d3-8d33-ee82aa8fcb0d
Heheszki

Wkręciłem się serjo.

Zaloguj się aby komentować

Rzymski relief ukazujący mężczyzn obsługujących dźwig

Rzymski relief z grobowca familii Haterii. Jak widać na płaskorzeźbie rodzina zaangażowana była w prace budowlane. Dostrzec możemy budowlę oraz mężczyzn obsługujących dźwig. Obiekt datowany jest na I-II wiek n.e.; obecnie znajduje się w Muzeach Watykańskich w Rzymie.

https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/rzymski-relief-ukazujacy-mezczyzn-obslugujacych-dzwig/

#rzym #antycznyrzym #imperiumromanum #historia #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #venividivici #qualitycontent #archeologia
--------------------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
73875ad1-59b5-417f-b98c-510f43f18925

Zaloguj się aby komentować