DWA KAWA
Zorientowałem się chyba w V klasie podstawówki. Śmieszne, że nie wiedziałem, a wszyscy dookoła wiedzieli. Niedaleko szkoły był sklep i się mówiło, że się chodzi do Mośka. Musiałem coś o tym Mośku w domu mówić, do tego jakieś antysemickie dowcipy przyniesione z podwórka, bo tata wziął mnie na rozmowę i powiedział, że tak techniczne rzecz biorąc, to my też jesteśmy Żydami. Szok, wielki szok, bo przecież w tej mojej przestrzeni szkolno-podwórkowej Żydzi to było wszystko, co najgorsze.
Wielu moich bardzo porządnych znajomych mówi, że oni czegoś takiego nie pamiętają ze swoich podstawówek, ze swojej młodości. Może. A może jest tak, że jak sam wiesz o TYM, to jesteś bardziej wyczulony. Uczulony. Przeczulony.
Kiedy zacząłem dorastać, to zdawałem sobie sprawę, że nasza rodzina żyła i żyje w cieniu Marca '68. W marcu ojciec wyleciał z pracy. W październiku się urodziłem a trzy tygodnie wcześniej siostra taty, Irenka popełniła samobójstwo. Była krucha psychicznie, delikatnej natury. A zobaczyła ocean podłości. Przedawkowała leki. Zabiła się pod koniec września. I trzy tygodnie później ja się urodziłem. Tata mówił, że ocaliłem rodzinę, bowiem po śmierci córki próbowali się otruć dziadkowie. Zastał ich kiedy tracili już przytomność. Upierali się do końca życia, że nie, że oni nie chcieli popełnić samobójstwa, że to fatalny zbieg okoliczności, ale ojciec wiedział, że było inaczej. A sąsiadka rodziców, poczciwa kobieta sugerowała mojej mamie, żeby się rozwiodła, dla mnie, żebym nie miał tego żydowskiego obciążenia.
W 1968 roku to moja katolicka mama chciała emigrować. Mówiła ojcu, że tego antysemickiego szamba nie zniesie, że powinni wyjechać. Ojciec nie chciał, mówił, że nie może dać satysfakcji. Oczywiście symbolicznej satysfakcji. To wszystko bardziej siedziało w jego głowie. Sam nie wiem, co bym zrobił, gdybym był na ich miejscu. Kiedy w 2018 roku pojawił się projekt ustawy o IPN-nie zakładający karanie każdego kto przypisywałby narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność za zbrodnie hitlerowców, a w praktyce zagrożenie dla badaczy historii polsko-żydowskiej nie podążających za oficjalną nacjonalistyczną narracją, rozmawiałem z ludźmi, którzy przeżyli Marzec '68. Mówili o strachu, nawet o potrójnym strachu, tym jeszcze z wojny, bo są dziećmi ocalałych z holokaustu, tym dopalonym marcem 68 roku i tym, który czuli teraz. Wiem, że ten strach można dziedziczyć, można go przenosić w genach, z pokolenia na pokolenie.
Któregoś 11 listopada, kilka godzin po tym, jak prezydent Duda cytował Romana Dmowskiego mówiąc o obowiązkach Polaka i próbując szantażować tym nie PiS-owski świat, włączyliśmy sobie z Anią „Śmierć prezydenta” Jerzego Kawalerowicza z 1977 roku o nacjonalistycznej, prawicowej, ze wsparciem kościoła nagonce na Gabriela Narutowicza i jego zabójstwie. I to jest film, który opowiada o współczesnej Polsce, o tym, co się tu teraz dzieje. A czy jest we mnie strach? Jest. On jest jednak bardziej ogólny, nie sprowadzałbym tego strachu do żydowskich wątków. Wynika też z dojrzewania. Im jestem starszy, tym wyobraźnia bardziej pracuje nad czarnymi scenariuszami. To się wiąże też z tym, że mam dzieci, że się boję, co się może im przydarzyć, w jakim świecie będą wchodzić w dorosłość. Świat się rozchwiał, szaleńcy i psychopaci zdobywają władzę albo są jej blisko