STYL BEZPIECZNY: Z łatwością przychodzi ci okazywanie w związku ciepła i miłości. Lubisz bliskość i nie wiąże się ona u ciebie z przesadną troską. Bez trudu radzisz sobie w romantycznych relacjach i kwestie te nie wyprowadzają cię łatwo z równowagi. Umiesz skutecznie komunikować swoje potrzeby i uczucia partnerowi, z łatwością czytasz jego emocjonalne komunikaty i potrafisz na nie reagować. Potrafisz też zarówno dzielić się z bliską osobą swoimi sukcesami i problemami, jak i okazywać jej wsparcie, gdy tego potrzebuje.
STYL LĘKOWY: Uwielbiasz bliskość i masz w sobie zdolność do wielkiej intymności. Często jednak boisz się, że bliska osoba nie życzy jej sobie w takim samym stopniu. Relacje pożerają sporą część twojej energii emocjonalnej. Masz skłonność do wrażliwości na niewielkie wahania nastrojów i zachowań bliskiej osoby; mimo że często trafnie te emocje i zachowania odczytujesz, bierzesz je zanadto do siebie. W ramach relacji przeżywasz wiele negatywnych emocji i łatwo się denerwujesz. W rezultacie często zdarza ci się wybuchać i powiedzieć coś, czego później żałujesz. Jeśli druga osoba zapewni ci bezpieczeństwo, jesteś w stanie przestać aż tak silnie zajmować się waszym związkiem i poczuć zadowolenie.
STYL UNIKAJĄCY: Twoja niezależność i samowystarczalność są dla ciebie bardzo ważne i często przedkładasz autonomię nad bliskość. Mimo że pragniesz tej ostatniej, jej nadmiar sprawia, że czujesz się niekomfortowo i masz skłonności do trzymania partnera na dystans. Nie poświęcasz wiele czasu na martwienie się o swoje romantyczne relacje, nie przejmujesz się potencjalnym odrzuceniem. Często nie otwierasz się przed bliskimi osobami, które narzekają na twój emocjonalny chłód. W relacji często jesteś bardzo wyczulony na wszelkie sygnały kontroli czy naruszania twojego terytorium przez bliską osobę.
Podział na różne style przywiązania powstał na podstawie obserwacji zachowań dzieci (9–18 miesięcy) podczas testu obejmującego sytuację stresującej rozłąki z matką i następującego po niej ponownego spotkania.
Styl lękowy: Gdy matka opuszcza pokój, dziecko reaguje dużym zdenerwowaniem. Gdy matka wraca, dziecko reaguje ambiwalentnie – z jednej strony cieszy się na jej widok, z drugiej jest złe. Uspokojenie się zajmuje mu dużo czasu, a nawet gdy już się uspokoi, to tylko na chwilę; kilka sekund później w złości odpycha mamę, wyrywa się jej i znów zaczyna płakać.
Styl bezpieczny: Gdy matka wychodzi z pokoju, dziecko wyraźnie okazuje niepokój. Gdy matka wraca, dziecko cieszy się i chętnie ją wita. Obecność mamy budzi w nim poczucie bezpieczeństwa, więc szybko się uspokaja i wraca do zabawy.
Styl unikający: Gdy matka wychodzi z pokoju, dziecko zachowuje się, jakby nic się nie stało. Gdy matka wraca, dziecko wydaje się nieporuszone, ignoruje ją i dalej obojętnie się bawi. Jednak za tą obojętną fasadą kryją się emocje. W rzeczywistości wewnątrz dziecko nie jest ani spokojne, ani opanowane. Badania pokazały, że u takich dzieci tętno jest tak samo przyśpieszone jak u tych, które okazują znaczny poziom zdenerwowania; wysoki jest również u nich poziom kortyzolu (hormonu stresu). Mimo że na zewnątrz tego nie okazują, unikające dzieci przeżywają w środku burzę emocji.
To jedno z najważniejszych odkryć teorii przywiązania: że jeśli chodzi o relacje związane z bliskością, obojętność nie oznacza ani spokoju, ani poczucia bezpieczeństwa. Dalsze badania pokazały, że te zaskakujące wnioski dotyczące unikających dzieci, które na zewnątrz zdają się odporne, okazują się także zdumiewająco trafne w przypadku dorosłych wykazujących unikający styl przywiązania. Jeśli o nie chodzi, także u dorosłych obojętne zachowanie nie świadczy o spokoju ani nie przekłada się na poczucie bezpieczeństwa czy odporność. Tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie: unikające dzieci (i dorośli) bardziej przypominają lękowe dzieci; również ich styl przywiązania charakteryzuje się dużą wrażliwością, jednak strategie radzenia sobie z nią są u nich dokładnie przeciwne do tych, z których korzystają osoby lękowe – unikający tłumią emocje, podczas gdy lękowi protestują. Obu stronom trudno jest osiągnąć spokój.
TEST NIEZNANEJ SYTUACJI
Sarah i jej dwunastomiesięczna córka Kimmy wchodzą do pokoju pełnego zabawek. Czeka tam na nie miła młoda asystentka, która na powitanie zamienia z matką i córką kilka słów. Kimmy zaczyna odkrywać zabawkowy raj – raczkuje po pokoju, podnosi zabawki, rzuca je na ziemię i sprawdza, czy będą grzechotać, turlać się czy świecić; jednocześnie od czasu do czasu zerka na mamę.
Następnie matka dziewyczynki zostaje poproszona o opuszczenie pokoju, więc wstaje i szybko wychodzi. Gdy tylko Kimmy orientuje się w sytuacji, zaczyna się denerwować. Pochlipując, raczkuje w stronę wyjścia tak szybko, jak tylko potrafi. Woła mamę i uderza rączką w drzwi. Asystentka próbuje ją zainteresować pudełkiem pełnym kolorowych klocków, ale to tylko jeszcze bardziej denerwuje małą, która w końcu rzuca w nią jednym z tych klocków.
Gdy po krótkiej chwili mama wraca do pokoju, Kimmy szybko raczkuje do niej i wyciąga rączki, żeby ją podniosła. Sarah przytula córkę i delikatnie ją uspokaja. Dziewczynka mocno wtula się w mamę i przestaje szlochać. Gdy znów jest spokojna, powraca też jej zainteresowanie zabawkami, którymi ponownie zaczyna się bawić.
Eksperyment, w którym wzięły udział Sarah i Kimmy, jest prawdopodobnie jednym z najważniejszych badań w dziedzinie teorii przywiązania. Nazwano go testem nieznanej sytuacji (historia opisana powyżej jest wersją skróconą). Mary Ainsworth była zafascynowana tym, jak instynkt poznawania otoczenia u dziecka – który przekłada się na jego umiejętność zabawy i nauki – może zostać wzbudzony lub zduszony w zależności od tego, czy mama jest obecna, czy też nie.
Badaczka zauważyła, że dziecko chętnie poznaje nieznane sobie wcześniej otoczenie i okazuje przy tym pewność siebie, o ile ma przy sobie obiekt swojego przywiązania. Obecność tego obiektu znana jest pod nazwą „bezpiecznej bazy”. Jest to świadomość, że stoi za tobą ktoś, kto cię wspiera, na kim możesz w 100% polegać i do kogo zawsze możesz się zwrócić w potrzebie. Bezpieczna baza jest podstawą, bez której dziecko nie będzie się prawidłowo rozwijać, uczyć i poznawać otoczenia.
POTRZEBA PRZYWIĄZANIA – NIE TYLKO DLA DZIECI
Bowlby zawsze twierdził, że przywiązanie jest integralną częścią zachowania człowieka przez całe jego życie. Potem Mary Main odkryła, że również dorosłych da się przypisać do konkretnych kategorii w oparciu o to, jak wyglądały ich wczesne relacje z bliskimi osobami, co z kolei ma wpływ na ich własne rodzicielskie zachowania. Niezależnie od pracy tej badaczki, Cindy Hazan i Philip Shaver również odkryli, że dorośli posiadają konkretne style przywiązania, które ujawniają się w ich związkach uczuciowych. Dalsze badania, przeprowadzone między innymi przez Hazan i Shavera, potwierdziły, że – tak jak przypuszczał Bowlby – przywiązanie odgrywa znaczącą rolę nie tylko w dzieciństwie, ale przez całe życie człowieka. Różnica polega jedynie na tym, że dorośli są zdolni do wyższego poziomu abstrakcji, więc nasza potrzeba stałej fizycznej obecności obiektu przywiązania może być czasami przejściowo zastąpiona świadomością, że ta osoba jest dla nas dostępna psychicznie i emocjonalnie. Koniec końców chodzi jednak cały czas o tę samą potrzebę bliskości z drugim człowiekiem i pewności, że jest on dla nas dostępny.
Style przywiązania u dorosłych określają ich stosunek do bliskości i sposoby, w jakie na nią reagują w romantycznej relacji. Podobnie jak u dzieci, wyróżniamy tutaj trzy główne style przywiązania: bezpieczny, lękowy i unikający.
Wszystkich ludzi, nieważne, czy dopiero zaczęli się z kimś spotykać, czy też od czterdziestu lat pozostają w związku, można przypisać do jednej z tych trzech kategorii albo (rzadziej) do kategorii stanowiącej połączenie dwóch ostatnich (chodzi o osoby wykazujące jednocześnie cechy lękowe i unikające). Do kategorii „bezpieczni” zalicza się nieco ponad 50% populacji: „lękowi” stanowią około 20%, podczas gdy „unikający” 25%; pozostałe 3-5% to osoby należące do rzadszej kategorii stanowiącej połączenie stylów lękowego i unikającego.
WPŁYW EWOLUCJI
Teoria więzi opiera się na założeniu, że potrzeba bycia w bliskiej relacji jest wpisana w nasze geny. Ewolucja zaprogramowała nas tak, byśmy wybierali w życiu kilka konkretnych osób i nadawali im szczególną wartość. Jesteśmy zaprogramowani do pozostawania w relacji zależności z ważnymi dla nas osobami. Potrzeba ta zaczyna się jeszcze przed naszym narodzeniem i kończy wraz ze śmiercią. W toku ewolucji selekcja naturalna wybierała te osobniki, które przywiązywały się do innych, ponieważ przywiązanie oznaczało przewagę ułatwiającą przeżycie. W czasach prehistorycznych ludzie, którzy polegali jedynie na sobie i nie mieli nikogo, kto by ich obronił, łatwiej padali ofiarą różnych nieszczęść, podczas gdy ci, którzy byli w relacji z osobą, która o nich dbała, częściej przeżywali i przekazywali skłonność do tworzenia bliskich więzi swoim potomkom. W rzeczy samej, potrzeba posiadania bliskiej osoby jest tak ważna, że w naszych mózgach wykształcił się osobny biologiczny mechanizm odpowiedzialny wyłącznie za tworzenie i regulowanie relacji z ludźmi, do których jesteśmy przywiązani (rodzicami, dziećmi, partnerami). Nazywa się on „systemem przywiązania” i składa z emocji oraz zachowań, które zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa i ochrony płynące z samego tylko faktu przebywania blisko kochanej osoby. Mechanizm ten tłumaczy, dlaczego dziecko rozdzielone z matką wpada w rozpacz, panicznie jej szuka albo zaczyna w niekontrolowany sposób płakać i nie przestaje, aż matka znów się pojawi. Tego typu reakcje nazywamy zachowaniami protestacyjnymi; wszyscy, nawet jako dorośli, czasem je wykazujemy. W czasach prehistorycznych obecność ważnej osoby mogła się okazać kwestią życia lub śmierci, więc nasz system przywiązania rozwinął się w taki sposób, że traktuje bliskość jako absolutną konieczność.
Niezwykle ważnym aspektem ewolucji jest heterogeniczność. Ludzie są bardzo heterogenicznym gatunkiem – poszczególne osobniki znacznie różnią się od siebie wyglądem, konstrukcją psychiczną i zachowaniem. Tę różnorodność tłumaczy się naszą ogromną liczebnością, jak również wysokimi umiejętnościami adaptacyjnymi, które pozwalają nam żyć w niemal każdej ekologicznej strefie na Ziemi. Gdybyśmy byli identyczni, istnieniu naszego gatunku zagrażałaby każda pojedyncza zmiana środowiskowa. Odmienność podnosi nasze szanse na przetrwanie – zawsze znajdzie się jakaś część populacji, która będzie w pewien sposób wyjątkowa i przetrwa, gdy inni zginą. Style przywiązania nie różnią się pod tym względem od innych ludzkich cech. Mimo że wszyscy mamy podstawową potrzebę tworzenia bliskich więzi, różnimy się pod względem sposobu, w jaki to robimy. W bardzo niebezpiecznym środowisku intensywne inwestowanie czasu i energii tylko w jedną osobę jest mniej korzystne ze względu na niskie prawdopodobieństwo, że taki człowiek pozostanie z nami na dłużej; sensowniej jest wówczas nie przywiązywać się aż tak bardzo, by w miarę łatwo przystosować się do konieczności życia bez niego (w takich warunkach wykształcił się styl unikający). Innym sposobem na przetrwanie w trudnym otoczeniu jest działanie przeciwne – przewrażliwienie na punkcie pozostawania blisko obiektu przywiązania i nieustępliwość w tym względzie (styl lękowy). W spokojniejszych okolicznościach bliskie więzi tworzyły się na zasadzie konsekwentnego inwestowania w konkretną osobę, które przekładało się na korzyści dla zarówno jednostki, jak i jej potomstwa (tak powstał bezpieczny styl przywiązania).
Oczywiście nam, ludziom żyjącym we współczesnym społeczeństwie, nie zagrażają już dzikie zwierzęta, których mogli obawiać się nasi przodkowie. Jednak w sensie ewolucyjnym od starych wzorców dzielą nas zaledwie setne sekundy. Nasz emocjonalny mózg dostaliśmy w spadku od homo sapiens, którzy żyli w zupełnie innych czasach, a nasze emocje wciąż działają podobnie jak wówczas i wciąż są gotowe pomagać nam mierzyć się z podobnymi do tamtych problemami. Uczucia i zachowania, które obecnie przeżywamy w bliskich relacjach, nie różnią się zbytnio od tych, jakich doświadczali nasi odlegli przodkowie.
BIOLOGICZNE SPOJRZENIE
Obecność partnera reguluje nasze ciśnienie krwi, tętno, oddech i poziom hormonów we krwi. Fizyczna bliskość i dostępność partnera regulują naszą reakcję na stres.
Szczególnie dużo światła rzuca na to badanie przeprowadzone przez doktora Jamesa Coana, dyrektora ośrodka badawczego Affective Neuroscience Laboratory przy University of Virginia. Zajmuje się on badaniami mechanizmów, poprzez które bliskie społeczne związki i szersze sieci regulują nasze reakcje emocjonalne. W tym konkretnym badaniu, które Coan przeprowadził we współpracy z Richardem Davidsonem i Hilary Schaefer, wykorzystano rezonans magnetyczny MRI do przeskanowania mózgów zamężnych kobiet w sztucznie wywołanej stresującej sytuacji (kobiety biorące udział w badaniu były informowane o tym, że za chwilę zostaną lekko porażone prądem).
W stresujących sytuacjach aktywuje się część mózgu zwana podwzgórzem. Gdy kobiety czekały na zapowiedziane rażenie prądem w samotności, na rezonansie widać było w tym obszarze podwyższoną aktywność. Następnie jednak sprawdzano reakcje uczestniczek eksperymentu na tę samą sytuację, gdy podczas oczekiwania na rażenie prądem mogły trzymać za rękę obcą osobę. Tym razem badanie wykazało nieco niższą niż poprzednio aktywność podwzgórza. Natomiast, gdy dłoń, którą kobieta mogła ściskać, należała do jej męża, wówczas reakcja jej mózgu okazywała się jeszcze mniej zauważalna – na tym etapie eksperymentu stres ledwie dawał się zarejestrować. Co więcej, te kobiety, które wcześniej najlepiej oceniły jakość swoich małżeństw, również najwięcej zyskiwały na możliwości trzymania małżonka za rękę podczas badania.
Eksperyment ten pokazuje, że gdy dwoje ludzi tworzy związek uczuciowy, wpływają wzajemnie na swoje fizyczne i psychiczne samopoczucie.
PARADOKS ZALEŻNOŚCI
Jeszcze na długo przed tym, zanim powstała technologia umożliwiająca skanowanie mózgu, John Bowlby rozumiał, że potrzeba posiadania kogoś, z kim możemy dzielić życie, jest częścią naszego wyposażenia genetycznego i nie ma nic wspólnego z tym, jak bardzo kochamy samych siebie albo czy czujemy się spełnieni. Odkrył, że w chwili, gdy zaczynamy postrzegać jakąś osobę jako szczególną, do gry wkraczają potężne i często niekontrolowane siły. Niezależnie od tego, jak niezależni byliśmy do tej pory, a czasem nawet wbrew naszej świadomej woli, zaczynamy zachowywać się inaczej. Gdy już wybierzemy partnera, zależność od drugiej osoby staje się faktem. Zawsze tak jest. Elegancka współegzystencja, która nie wiązałaby się z niewygodnym uczuciem bezbronności i lęku przed stratą, brzmi nieźle, ale biologia zaprogramowała nas zupełnie inaczej. W toku ewolucji okazało się, że największe korzyści przynosi jednak sytuacja, w której dwoje ludzi zaczyna tworzyć fizjologiczną jedność: jeśli ona na coś reaguje, on też nie pozostaje obojętny; jeśli on jest zdenerwowany, ta emocja udziela się również jej. Druga osoba staje się częścią nas i zrobimy wszystko, żeby ją ocalić. Uczucie, że dobro drugiej osoby jest naszym żywotnym interesem, przekłada się na bardzo ważną korzyść, jaką jest przetrwanie obu zaangażowanych w relację osobników.
Mimo odmiennych sposobów, w jakie osoby o różnych stylach przywiązania uczą się radzić sobie z tymi potężnymi siłami – typy bezpieczny i lękowy przyjmują je z otwartymi ramionami, podczas gdy typ unikający starają się je tłumić – wszyscy jesteśmy zaprogramowani na to, by wchodzić w bliski związek z wybraną osobą.
Czy to oznacza, że aby być szczęśliwym w związku, musimy być stale razem z partnerem albo poświęcać inne aspekty naszego życia, jak praca czy przyjaciele? Paradoksalnie jest dokładnie odwrotnie! Okazuje się, że umiejętność samodzielnego poruszania się w świecie wyrasta ze świadomości, że jest obok nas ktoś, na kogo możemy liczyć – na tym polega paradoks zależności. Początkowo trudno jest zrozumieć jego logikę. Jak mamy być bardziej niezależni, mimo że całkowicie od kogoś zależymy? Gdybyśmy mieli streścić podstawowe założenie teorii przywiązania jednym zdaniem, brzmiałoby ono tak: jeśli chcesz znaleźć drogę do niezależności i szczęścia, znajdź najpierw odpowiednią osobę, od której możesz być zależny, i idź z nią przez życie. Gdy to zrozumiesz, pojmiesz również istotę tej koncepcji. Aby zilustrować działanie powyższej zasady, przyjrzyjmy się jeszcze raz okresowi, w którym wchodzimy w nasze pierwsze bliskie relacje, czyli dzieciństwu. Mimo że style przywiązania u dorosłych i dzieci nie są dokładnie tym samym, nic lepiej nie demonstruje tego, co chcemy przekazać, niż tzw. „test nieznanej sytuacji” (strange situation test).
BEZPIECZNA BAZA DLA DOROSŁYCH
Jako dorośli nie bawimy się już co prawda zabawkami, ale musimy stawiać czoło światu i radzić sobie z nowymi sytuacjami i trudnymi wyzwaniami. Chcemy być wysoko wydajni w pracy, robić ciekawe i odprężające rzeczy w wolnym czasie i znajdować w sobie dostatecznie dużo ciepła i cierpliwości, żeby dbać o naszych bliskich. Jeśli czujemy się bezpiecznie, jak dziecko w teście nieznanej sytuacji, gdy matka jest obecna w pokoju, świat leży u naszych stóp. Mamy dość odwagi, by podejmować ryzyko, szukać inspiracji i podążać za naszymi marzeniami. Jeśli jednak nam tego poczucia bezpieczeństwa brakuje, jeśli jesteśmy niepewni tego, czy najbliższa nam osoba, nasz romantyczny partner, naprawdę w nas wierzy, wspiera nas i będzie z nami, gdy będziemy tego potrzebować, będzie nam znacznie trudniej skoncentrować się na zadaniach, jakie stawia przed nami życie. Jak w teście nieznanej sytuacji, świadomość, że można całkowicie polegać na kimś bliskim, i poczucie bezpieczeństwa, jakie on nam daje, zwłaszcza jeśli wie, jak nas uspokoić w trudnych chwilach, pozwalają nam skupić uwagę na wszystkich innych aspektach życia, które nadają mu sens.
Działanie bezpiecznej bazy w relacjach pomiędzy dorosłymi dobrze tłumaczy Brooke Feeney, dyrektor ośrodka badawczego Carnegie Mellon University Relationship Lab. Feeney szczególnie interesuje się tym, w jaki sposób partnerzy mogą się wzajemnie wspierać, i tym, jakie czynniki przekładają się na jakość tego wsparcia. W jednym ze swoich badań Feeney poprosiła pary, by w laboratorium porozmawiały ze sobą o swoich osobistych celach i możliwościach. Okazało się, że gdy uczestnicy eksperymentu mieli poczucie, że partnerzy ich w tych celach wspierają, rozmawianie na ten temat podnosiło u nich poziom pewności siebie i poprawiało im nastój. Ponadto już po rozmowie wyżej niż przed nią oceniali prawdopodobieństwo osiągnięcia tych celów. Osoby biorące udział w badaniu, które czuły, że ich partnerzy są mniej wspierający lub chcieliby silniej ingerować w ich wybory, mniej chętnie rozmawiały o swoich celach, nie rozważały z taką pewnością siebie sposobów na ich osiągnięcie i częściej pomniejszały ich znaczenie.
Powyżej przytoczyłam fragmenty książki „Partnerstwo bliskości. Jak teoria więzi pomoże ci stworzyć szczęśliwy związek.” autorstwa Rachel Heller, Amir Levine. Książkę bardzo polecam – dla mnie była niezwykle odkrywcza.
Dołączam też kwestionariusz, również pochodzący z tej książki, który pomaga określić jaki mamy styl przywiązania.
Kwestionariusz doświadczeń w bliskich związkach” (Experience in Close Relationship, ECR) stworzony w 1998 roku przez Kelly Brennan, Catherine Clark i Phillipa Shavera.
A Wy jaki macie styl przywiązania?
#psychologia #ankieta #styleprzywiazania #bowlby
Jaki jest Twój styl przywiązania?
@koniecswiata ja chyba jestem miksem trzech wszystkich - okazuje bardzo dużo emocji, mówię, że kocham i przytulam x razy na dzień, jednocześnie potrzebuje czasem swojej przestrzeni i bycia samemu, jednocześnie nadmiernie analizuje i skupiam się na tej drugiej osobie. Wszystko w zależności od dnia/nastroju i rodzaju osoby z którą tworzę relacje.
@koniecswiata nic nie pasuje. psychologiq powinna byc na rowni z tarrotem, religia i horoskopami bo to nie oparta na metodzie naukowej a na korelacji i widzimisie kabała.
@koniecswiata melduje się jako przedstawiciel stylu obojętno-unikowego, rodzaj samotny kowboj - mam wrażenie, że będziesz wiedziała o czym mówię. Przeczytanie książki pani Stahl było bardzo otwierającym doświadczeniem, dowiedziałem się czegoś o sobie i zostało to w klarowny sposób nazwane, co pomaga ułożyć w głowie pewne sprawy.
Właściwie wyjaśniło się dlaczego zachowuje się tak i nie inaczej, ale to dość ciekawy styl przywiązania z którym można żyć w pojedynkę, toteż nie mam zamiaru nad nim pracować by zmienić.
Zaloguj się aby komentować