Ludzie z silnym poczuciem miłości i przynależności wierzą, że są warci miłości i przynależności "whole-hearted people".
Wspólny mianownik "whole-hearted people":
- ODWAGA bycia szczerym kim jest się naprawdę, bycia prawdziwym i niedoskonałym, odwaga by wierzyć, że jest się wystarczającym,
- WSPÓŁCZUCIE dla siebie, a co za tym idzie dla innych,
- PODATNOŚĆ NA ZRANIENIE akceptacja, że to koniecznie mimo, że nie jest to komfortowe (ani też rozdzierające); np. akceptacja swojej bezbronności na zranienie przez innych, ale mimo to gotowość do działania, kiedy nie ma żadnych gwarancji, do inwestowania w związek, który może, ale nie musi się udać, do powiedzenia jako pierwszy/pierwsza "kocham cię", do kochania całym sercem, nawet jeżeli nie ma żadnych gwarancji.
Ten ostatni kawałek jakoś tak mi bardzo zarezonował, bo myślę, że to jest bardzo trudne i trzeba mieć dużo odwagi, żeby pomimo tego, że jesteśmy często mocno poturbowani przez życie i innych ludzi, wychodzić z otwartymi ramionami do nich i być otwartym na doświadczenia. Ale rozumiem mądrość płynącą z tego przekazu, że jeżeli zamkniemy się w skorupce, to być może nie będziemy tak bardzo wrażliwi na odczuwanie nieprzyjemnych emocji, ale też nie będziemy mieć dostępu do odczuwania radości, miłości, ekscytacji, czyli będziemy martwi za życia.
Zapraszam do dyskusji.
#psychologia #filozofia #rozwojosobisty
https://youtu.be/iCvmsMzlF7o?si=3TSNWjSGSAQwwhBE
@koniecswiata ogólnie spoko ale to całe "kocham cię"... No niestety ale to hasełko w dzisiejszych czasach ogólnie jest dosyć bezwartościowe, wyświechtane I tanie.
Nie wyobrażam powiedzieć komuś, że go kocham jeżeli nie znam danej osoby przez co najmniej rok, uczucie wcześniej to jest zauroczenie.
Z mojego doświadczenia to kobiety nie chcą poznać kogoś tylko właśnie jak tylko znajdują kawałek miejsca w przyjaznym sercu to są tak zdesperowane, że gdy widzą trochę miejsca to chcą całe to miejsce upolować, na raz, od razu zaś to nie do końca tak działa. Miłość zaczyna się wtedy kiedy wygasa pasja, ja w sobie mam pasji sporo stąd minimum aż rok.
Zresztą ten amerykański slang, "inwestowanie w związek", wszystko przechodzi tym cholernym kapitalizmem. W związek się po prostu wchodzi i się w nim uczestniczy. Ja nie inwestuję swojego czasu czy uwagi, bo to by oznaczało, że to robię właśnie z premedytacji i czystej kalkulacji tak jak gdy patrzę na wartość akcji firmy w Indiach. Po prostu daję i tyle.
@DiscoKhan Dziękuję Ci za ten wpis, nie wiem czy oglądałeś film, czy tylko przeczytałeś moje podsumowanie, jednak te kawałki o mówieniu kocham cię to są tylko przykłady obrazujące o co chodzi z tą podatnością na zranienie. Ja to rozumiem tak, że jeżeli nie będziemy podchodzić do życia z odwagą (a tej odwagi trzeba dużo, bo np. jeżeli człowiek kocha, to jest bezbronny, jest podatny na zranienie i nie ma tu dużej różnicy czy akurat jesteśmy zakochani, czy nasze zauroczenie przerodziło się w coś więcej - bez względu na etap, w którym jesteśmy to zranienie, opuszczenie zawsze boli), jeżeli zamkniemy się na uczucia i na przeżywanie życia właśnie że strachu że będziemy cierpieć, to zamkniemy się na wszystko, na to co dobre też. I właśnie ona nazywa tych ludzi, którzy mają związki z innymi ludźmi, mają przyjaciół, mają "swoje plemię" whole-hearted people i jedną z cech tych ludzi, których ona badała jest to, że nie boją się żyć, nie boją się doświadczać i wiedzą, że ludzie mogą ranić, ale mimo tego oni mają wiarę w siebie, że sobie poradzą z tym i idą dalej.
@koniecswiata w 100% już taki nie jestem, bo jednak życie pewne rzeczy weryfikuje i chociażby jest dobry przyjaciel którego znałem od lat został wycyckany podczas rozwodu przez puszczalską żonę która go zdradzała z kim popadnie i jeszcze na koniec to on jej alimenty płaci i ona dostała opiekę nad dzieckiem. Bla bla, interes dziecka, płać frajerze bo ona się w sądzie popłakała a ty trochę też - widać facet pizda, jak widzisz dobrze robiła ciebie zdradzając, płać frajerze.
Ja w jego sytuacji bym psychicznie nie wytrzymał, że moje dziecko z taką osobą zostało, zwłaszcza że jestem burzliwym charakterem. W dzisiejszych czasach nawet jeżeli się jest do cna uczciwym to łatwo się wkopać w konkretną minę.
Z tymi zranieniami zaś, polecam potrenować sobie sztuki walki. Brzmi banalnie ale do bólu po prostu można się przyzwyczajwć i nie robi on już takiego wrażenia. Wiadomo, fizyczny, psychiczny to nie jest do końca to samo i sam pomimo, że większość rzeczy spływa po mnie albo od razu odpowiem co myślę i zostawiam sprawę za plecami to i tak mam parę wrażliwszych miejsc... Ale to i tak pomaga, przyzwyczaja do pewnego stanu.
Tutaj się ze Spartanami zgadzam, dosłownie każdy powinien znać podstawy walki, to jest zwyczajnie zdrowe dla umysłu.
Zaloguj się aby komentować