Uszanowanie w ten piękny wieczór
Przypominam, że jeszcze tylko dwa dni do końca obecnej edycj i #naopowiesci
Miałem chwilkę czasu który twórczo wykorzystałem więc zapraszam na siódmy już odcinek mojego dzieła o szeryfie Kowalskym. jest on bezpośrednią kontynuacją poprzedniego odcinka który jak wiadomo był zabarwiony romantycznie.
Nie będę się dłużej rozpisywać we wstępie, poniżej linki do poprzednich epizodów
s01e01
s01e02
s01e03
s01e04
s01e05
s01e06
***
- Często krzywda sprowadza lepszy los. Wiele rzeczy runęło, aby wznieść się wyżej - spokojnym głosem przytoczył cytat Seneki Kowalsky
Odpowiedział mu osłupiały wzrok sędziego
- Szeryfie... Domagam się aresztowania tej kanalii, natychmiast!
Szeryf wstał i podszedł do zapłakanej dziewczyny.
- On cię skrzywdził?
Milcząco pokiwała głową.
Szeryf dobył colta, odciągnął kurek i podał Caroline
- Jeśli tak było jak mówisz to go zastrzel - powiedział
- Szeryfie, co pan... - zaczął sędzia Harrison ale szeryf go uciszył spojrzeniem
- Po prostu spójrz na drania, wyceluj i strzel, to proste.
Caroline uniosła drżącą dłonią rewolwer w stronę zastępcy ale tylko jak napotkała jego wzrok, rzuciła broń na podłogę
- Nie mogę! Skłamałam, to nie tak było... - szybko krzyknęła zanosząc się głośnym płaczem i tuląc do ojca
- Ależ kochanie, co ty mówisz?!
- Bałam się, że się dowiesz, ta przeklęta Fran zaraz by wypaplała, widziała jak wychodził...
- Wszystko w porządku panie sędzio? - troskliwie zwrócił się Kowalsky do Harrisona który nagle usiadł blady ciężko oddychając
- Tak... ledwo wysapał odpinając zapięte pod samą szyję guziki
- Jak będziecie wychodzić to przeproście McPennyego za to nieporozumienie - to mówiąc szeryf po prostu skierował się do wyjścia. Diabli nadali sędziego z tym bachorem - pomysłał - ja w obyczajówce nie robię.
Ledwo wszedł do przedsionka w oknie mignęła czarna morda. Kowalskyemu los wyraźnie sprzyjał, uśmiechnął się pod nosem gdy jednym kopniakiem w ławę zatarasował drzwi wejściowe. Przykucnął i wrócił migiem do głównej sali.
- Mamy gości, moi drodzy - zapowiedział uroczyście dobywając colty
Wtem rozległ się głośny brzdęk rozbijanej szyby. Teddy w ułamku sekundy pociągnął Caroline zza biurko i przewrócił je pulpitem do wejścia. Sędzia na czworakach ruszył w stronę gabloty z bronią i już był w połowie drogi gdy do sali wtoczył się granat
- Uuu, na poważnie idą - szeryf nie tracił humoru, doskoczył do niego i kopniakiem posłał go do holu skąd przybył. Sekundę później nastąpiła eksplozja. Ogłuszający huk i cały budynek zatrząsł się w posadach. Po drzwiach i ścianie do holu pozostała tylko pustka z dziurawą podłogą, cała sala zniknęła w tumanach kurzu i drewnianych szczątkach.
- Uwaga, zaraz wejdą - Kowalsky informował o przyszłych wydarzeniach na bieżąco
- Ilu ich? - pokryty kurzem i resztkami drzwi sędzia ładował strzelbę jakby mu 20 lat ubyło
- Za mało
I ze strony holu rozległy się strzały, istna kanonada pocisków rozbijała się na ścianach nie pozwalając obrońcom wyściubić nosów z kryjówek ani na sekundę. Ostrzał skoncentrował się na przewróconych blatach, przygwożdzony Teddy i sędzia nie mogli nawet ujrzeć napastników. Sytuacja stawała się coraz gorsza.
- Kryjcie się tchórze, sam ich pozabijam - mruknął zawiedziony szeryf
- Poddajcie się! - rozległo się z holu z kilku gardeł - Chcemy tylko tego skurwysyna z gwiazdą!
- Tego z wąsami czy bez? - odkrzyknął odruchowo Kowalsky i zarechotał grubasznie
Odpowiedziała mu kanonada. Spojrzał szeryf z ukosa na strzępy biurka Teddyego i Caroline. Długo nie wytrzymają - pomyślał.
Znowu wszystko na jego głowie. Dzisiaj nie pokonam wrogów bez walki, przepraszam Sun Tzu - zmartwił się trochę na duchu szeryf. Musiał się dostać do piwnicy, z budynku nie było drugiego wyjścia. Co znaczyło także, że nie było drugiego wejścia - szeryf był urodzonym optymistą. Nie zastanawiając się więc zbyt wiele zacząl strzelać na oślep i pobiegł na schody na dół. Fortuna nadal mu sprzyjała, jakaś zbłąkana kula strąciła mu tylko kapelusz.
Będąc w piwnicy rozejrzał się i dojrzał rumowisko pod zawaloną częścią stropu. WIęźniowie przykuci łancuchami do ścian w swoich celach wyglądali na całych. Przytuleni do podłogi nie wydawali z siebie żadnych dzwięków. Malutkie okienko z solidnymi kratami nie dawało możliwości wyjścia na zewnątrz ale szeryf już miał plan okrążenia i wybicia do nogi napastników.
Po cichutku wdrapał się na rumowisko i ujrzał przez dziurę w suficie sylwetkę jednego z bandytów zajętego ostrzeliwaniem oblężonych. Załadował swoje colty, miał 12 kul w pierwszym rzucie a napastników było najwyżej pięciu, może sześciu.
- Koniec zabawy, rzucaj drugiego - rozległo się u góry
- Poddajemy się, przestańcie - rozległ się rozpaczliwy głos sędziego
Po chwili silna eksplozja na górze zrzuciła szeryfa z rumowiska i dalsza część holu częściowo się zawaliła.
Odgłos napastników wbiegających do środka sali upewnił go, że to najlepszy moment na zadanie druzgocącej klęski bandzie smoluchów. Podciągnął się cichutko na belce stropowej i w mig był już na górze.
Osrożnie stąpając między dziurami zawalonego stropu doszedł do otworu w ścianie i dostrzegł pięciu zamaskowanych czarnuchów celujących do siedzącego w kącie Teddyego tulącego do siebie przerażoną dziewczynę. Sędzia leżał nieopodal w kałuży krwi przygnieciony zawalonym fragmentem ściany.
- Gdzie ten chuj szeryf?!
- Mnie szukacie? - zapytał z nieukrywaną ciekawością ktoś zza ich pleców. Kowalsky stał z coltami w obu rękach.
I nie minęły dwie sekundy a z wystrzelanych rewolwerów wydobywał się już tylko dym. Cztery ciała leżały w bezruchu na podłodze a jeden z napastników klęczał trzymając się za brzuch na którym błyskawicznie powiększały się dwie krwawe plamy. Szeryf wolno podszedł do niego i zerwał mu przepaskę z czarnej gęby.
- Kogoś mi przypominasz - powiedział jakby do siebie - A już wiem, tę kurwę z lasu
- To była... moja siostra... - wykrztusił z dużym trudem
- I jej nie obroniłeś, co z ciebie za brat, czarnuchu? Pedaliłeś się gdzieś z tymi brudnymi cwelami jak ci siostrę mordowałem? - spytał szeryf z odrazą
Teddy wtulił twarz Caroline w siebie, nie chciał żeby widziała to co się zaraz stanie. Szeryf szarmancko odczekał chwilę, następnie kopnął rannego zamaszyście w brzuch, wygrzebał solidną nogę spod resztek biurka i karzącą ręką sprawiedliwości rozłupał mu czaszkę kilkoma uderzeniami. I udał się do piwnicy.
Po chwili rozległy się jęki i błagania o litość przerywane skrzypieniem kolejno otwieranych drzwi do cel i głuchymi dzwiękami uderzeń. I jęki ucichły. Na pobojowisku nastała głęboka cisza przerwana po chwili przez kroki na schodach. Bardzo zadowolony z siebie szeryf stanął przed skulonymi postaciami.
- Puść ją, Teddy - wyciągnął rękę do dziewczyny, która z przerażeniem patrzyła na zakrwawioną lagę z wbitymi resztkami kości i oblepioną włosami
- Szeryfie, błagam, oszczędź ją... - wydusił McPenny
- Albo ty albo ona
- To zabij mnie - bez wahania odpowiedział
- Nie, proszę nie zabijaj go! - Caroline błagalnie podniosła zapłakane oczy
- To się zdecydujcie albo oboje was zapierdolę!
Popatrzyli na siebie, przytulili się i razem odpowiedzieli
- Rób co musisz.
Więc Kowalsky zrobił co musiał.
***
cdn.
#zafirewallem