Kiedyś to już chyba pisalem na wykopie. Zawsze miałem problem z rozpoznawaniem poznanych przelotnie ludzi. Myślałem, że to normalne, że ludzie nie zawsze kojarzą innych. Czasem nie poznają się na ulicy, wpadają na siebie, przypominając, kim jest tamta osoba. Nie zwracałem na to uwagi.
Obracałem się w swojej grupie znajomych, rówieśników, gdzie wszystkich dobrze znałem. W klasie czy szkole nie było problemów. Ciotki i wujów kojarzyłem, sąsiadów kojarzyłem, kumpli z dzielnicy jakoś też.
Niestety, później zrobiło się gorzej. W pracy i na studiach zostałem zalany setkami ludzi, którzy mnie znali, witali się, prowadzili small talk, a je nie wiedziałem, kim są.
Mam, niestety, częściowo upośledzoną zdolność zapamiętywania twarzy. Uczę się ich bardzo wolno, zazwyczaj na podstawie ubrania, głosu, sposobu poruszania się, włosów, etc. Najbardziej, w sumie, pomaga mi właśnie głos. Fachowo ta przypadłość nazywa się prozopagnozją. Z wiekiem, trochę się nasiliła. Zaraz dodam, że jestem przebadany w każdy możliwy sposób, nie miałem żadnych chorób, uszkodzeń mózgu, czy problemów genetycznych.
Uświadomiła mi to dopiero moja przyszła żona, która odwrotnie - bezbłędnie przypisuje twarze do nazwisk, wydarzeń. I której to twarzy podczas pierwszych spotkań nie potrafiłem zapamiętać i wyłowić z tłumu, czekając jak cham, aż sama podejdzie. Gdy zmieniła okulary i kolczyki, to w ogóle była tragedia. Gdy miałem odebrać nasze dzieci z przedszkola, szkoły, głupiałem, jeżeli nie wiedziałem jak są tego dnia ubrane, albo same do mnie nie podbiegły. Prosiłem nauczycielki, udając że "nie widzę swojego dziecka". Z czasem nauczyłem się ich... no właśnie twarzy? Czy zbioru wszystkich cech i charakterystycznych rzeczy, umożliwiających mi ich bezbłędne rozpoznawanie?
Standardowo dalej nie poznaję nauczycieli, jednorazowych znajomych, rodziców kolegów i koleżanek swoich dzieci, zazwyczaj udając, że ich znam i że po prostu byłem roztargniony, nie zwracając na nich uwagi. Szukam w ich zachowaniu, wyglądzie, czegoś charakterystycznego, co powoduje, że mogę ich "zapamiętać". Aktorzy w filmach są dla mnie jak przysłowiowi "azjaci dla białego" - często muszę pytać, czy to ta sama aktorka co we wcześniejszej częsci filmu, czy to ten sam aktor, który grał w XYZ.
I tak się żyje, jakoś