Wesprzyj nas i przeglądaj Hejto bez reklam

Zostań Patronem
#anime #animedyskusja
Tomo-chan Is a Girl!
Kwartał zakończony, więc można się już brać za świeżo zakończone serie. Jako pierwsza na ruszt trafia Tomo-chan. Ale grillowanka w tym przypadku nie będzie. W końcu to jeszcze nie sezon.
Anime zaczyna się, gdy tytułowa tombojka wyznaje miłość swojemu koledze z dzieciństwa. Ten odpowiada "stara, też Cię loffciam, zawsze byłaś równiacha, pozdro 600, żółwik". Po konsultacji przyczyn swojej porażki z najlepszą koleżanką, dochodzą do konsensusu, że Tomo potrzebuje się zmienić. Przestać ubierać się jak chłopak, drżeć japę, tłuc facetów i pytać przypadkowych ludzi czy mają jakiś problem. Punktem wyjściowym serii jest zorientowanie na transformację - trzeba z chłopczycy zrobić prawdziwą kobietę. Będzie ciężko, a gwarancje na sukces żadne.
Jeżeli chodzi o sam gatunek jest to szkolny romcom, który choć z grubsza pracuje w schematycznych ramach jakie mu z tego powodu przypadły, to unika znacznej części wad z tego powodu wynikających. Przede wszystkim mamy tutaj jasno rozpisane pairingi i widz nie jest baitowany na jakieś trójkąty i inne wielokąty generujące żenującej jakości dramę z której i tak nie wyniknie nic. Drugą sprawą jest praktycznie brak typowych dla takich tytułów męczących i grafomańskich nieporozumień, że ktoś kogoś z kim zobaczył on mnie już pewnie nie kocha, chlip chlip. Nie jesteśmy przesadnie męczeni nieprawdopodobnymi zbiegami okoliczności, a większość akcji to bezpośrednie konsekwencje czynów bohaterów. Nie znaczy to, że wszystko idzie jak z płatka, bohaterowie pieczołowicie sabotują wzajemnie wysiłki drugiej strony, a często nawet i swoje. Całe szczęście są tego świadomi i potrafią usiąść i zapłakać nad swoim debilizmem, nadając sobie trochę wiarygodności i kolorków.
Dobrze wypadły tutaj postacie i ich wzajemne interakcje. Tomo dumnie prezentuje swoje ADHD i piłuje mordę w niebogłosy (aż VA czasem chrypnie) otwierając drzwi razem z futryną, jej najlepsza kumpela to przebiegła i wyrachowana zimna sucz o złotym serduszku, a love interest to całkowicie zbałamucony przez wysyłanie mieszanych sygnałów chłop, który nie wie jak wejść w związek z kimś, z kim jeszcze wczoraj okładał się sztachetami. Jest jeszcze Carol, ale Carol to kosmitka i nie wymaga więcej komentarza. Dyskusje są zazwyczaj konkretne, bez pierdolenia o dupie maryni i całkiem zabawne, bo bohaterowie nie szczędzą sobie uszczypliwości, ale humor nie ogranicza się tylko do tego. Gagi potrafią podkręcić skalę i tempo do takiego stopnia, że okazjonalnie kwikłem ze śmiechu.
Bardzo przyjemnie mi się oglądało tę leciutką serię, było świeżo i bez tego zmęczenia, które występuje gdy ogląda się trzysetny szkolny romcom w swojej mangozjebskiej karierze. Polecanko.
https://www.youtube.com/watch?v=_GejF4V-FE0&t=1s
vries

Anime jest na podstawie komiksu internetowego wydawanego w cyklu dziennym. Jakoś nie zachwyciło mnie wykonanie adaptacji (dlatego dropłem znając oryginał). Tj. nie jest źle, wygląda to mniej więcej jak w mandze, ale są takie anime, które podbijają poziom, jeśli chodzi o komedię i przebijają papierowy oryginał. Tu moim zdaniem tego nie ma. Innymi słowy tytuł jest ok, ale komedią roku nie zostanie.

GniezSenpai

@vries to chyba dylemat kazdego fana, czy ogladac ponownie to samo co sie przeczytalo. Mi zazwyczaj bardziej odpowiada kreska mangowa i wiele razy oczy krwawily mi przez przejscie na kreske serialowa ale i tak zazwyczaj warto bylo

GniezSenpai

@kinasato niech za poleceniem tego tytulu stoi niezaprzeczalny fakt ze anime posiada najlepszy stosunek jakosci bimbalow na metr kwadratowy w tym sezonie.

SailorMoon

@GniezSenpai oj tak i ładnie dozuje doznania wizualne ujawniając potęgę w kilku najmniej oczekiwanych momentach. Idealne proporcje kontentu do fanserwisu wysokiej jakości. Reżyser warty do dodania do zakładek, jeżeli to jego dzieło.

KUROT

@kinasato śmiałem się na tym prawie bez przerwy. Fajna odskocznia od tych wszystkich isekajów.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Trigun Stampede
https://myanimelist.net/anime/52093/Trigun_Stampede
napisałem, że obejrzę, by zjechać i słowa dotrzymam.
Najistotniejszy zarzut, jaki mam do tej serii jest taki, że to reboot, który miał poprawić całkiem niezły oryginał i mu się nie udało (daaaah!).
Zacznijmy od tego, co jest niezłe: tła są ok. Animacja jest dobra. Nie jest tego dużo jak widać.
Czas na mięcho, czyli narzekanie. Projekty postaci są do kitu. 2D daje możliwość przeróżnych deformacji, a styl 3d zwyczajnie na to nie pozwala. Co za tym idzie nie da się pokazać dwoistości sporej części postaci. Z jednej strony mają być głupkowatymi śmieszkami, a z drugiej badassami. Nie da się zrobić porządnego badassa w disneyowskim 3d. Milly została zastąpiona jakimś pijakiem. Nietrzymający się niczego papieros Nicolasa wygląda idiotycznie przy modelu 3d. Co więcej ktoś tu zapomniał, że Trigun to nie jest zwykłe postapo. To jest postapo, gdzie wszyscy cosplayują jako postaci z dzikiego zachodu. Zupełnie tego tu nie ma.
Fabuła? Czy jest bardziej wierna mandze? Nie jest. Nigthow pisze historyjki z głupkowatymi badassami i nawet mu wychodzą. Stampede pożycza sobie postaci z mangi, takie jak Livio i je fabularnie morduje. W mandze mają swój badassowy cel. Tu nie bardzo. Ogólnie fabuła to w dużej większości inwencja scenarzystów średniej jakości. Anime wrzuca dodatkowo kupę kiepskiej mało badassowej melodramy. Rozumiecie zarzut? To nie jest dzieło Nightowa. Anime z lat 90-tych też w sporej części było oryginalną kreacją, ale wpisywało się bardziej w ton mangi.
Główny zły, Knives, dostał mangowe modus operandi. Trudno powiedzieć, czy to plus czy nie. Zarówno jego wersje z mangi jak z anime były ok.
Pacing. Stary Trigun był dla sporej części ludzi zbyt wolny. Zbyt dużo było w nim fillerów i nieistotnych wątków. To wszystko prawda. Nowy z drugiej strony gna na złamanie karku, by zmieścić się w 12 epizodach i gubi przez to sporo atrakcyjności.
Zakończenie za to jest już zupełnie do kitu. Oryginalne anime nie było jakimś mistrzostwem, ale ostatni odcinek i finałowy pojedynek był dobry. Tutaj była to jakaś farsa z aniołkami (trochę tej aniołkowości było w mandze, ale zakończenie też było dobre i znacząco różne niż w Stampede).
Muzycznie jest duuuużo gorzej (ob stare anime było bardzo dobre).
Podsumowując: nie róbcie beznadziejnych remaków wymyślonych przez nieudolnych scenarzystów. Od tego mamy Hollywood.
PS. Stampede nie jest fatalnym anime samym w sobie. Fabuła jest taka se, ale na poziomie sezonowym jest nawet ok. Nie jest za to dobrą adaptacją. Zmiana wizerunku Vasha na nowomodny niby ma sens, ale co z tego, skoro w mandze to był wyróżnik jego osoby. Zwyczajnie mam wrażenie, że autorzy chcieli z robić z Triguna coś nowego. Moim zdaniem jednak lepiej wtedy nazwać anime inaczej, a nie podszywać się pod starą markę.
kinasato

@vries Jak to... nie ma Milly?

147ea233-54e0-4516-91a8-b74161f85837
Logytaze

@kinasato W sumie to jest jako easteregg w ostatnim odcinku, ale jako takiej postaci w anime nie uświadczysz.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#anime #animedyskusja
The Legend of Black Heaven, jak przełożono bardzo słusznie z japońskiego Kachou Ouji (1999) to już pokaz naprawdę nie dla młodego widza, jako że stanowi wprost relację z kryzysu wieku średniego byłego rockmana, naszego bohatera. Gnije w korpo, w domu nie znajduje jakiegokolwiek zrozumienia i oparcia, a jego muzyczne marzenia już do granic śmieszności żonka miesza z błotem (rzekomo niegdyś jego groupie). Aż tu nagle cycata kosmitka błaga, by zagrał na gitarze jak dawniej, bo trzeba rozwalić flotę wroga. 
Fabuła kosmiczna jest koszmarnie głupia, ale to bardzo dobrze, i należy ją wziąć w nawias. To raczej pretekst do tego, by nasz bohater złapał znowu za gitarę i łoił do znudzenia Johna Sykesa. Naturalnie, odbija się to wyraźnie na jego dotychczasowym stylu życia, a nowa relacja z kosmo seksbombą nie raz i nie drugi bywa odczytywana jako romans. Ba, udaje mu się nawet przekonać starych dziadów, z którymi kiedyś grał w zespole, by zagrać razem raz jeszcze.
To raczej brzydka baja, zrobiona niespecjalnie drogo i w początkowej erze animacji cyfrowej. Nieco lepiej wypadają występy głosowe, ale umówmy się - to muzyka ma tu grać pierwsze skrzypce, i niekiedy gra, jak najbardziej. Nie jest to zbyt częste. Wspomniany wyżej Sykes, ogrywany przez bohatera w celu uruchomienia kosmicznego lasera, powszednieje mimo kilku różnych aranżacji (w tym na klawisze). 
Chyba najdobitniej ta animka uderza beznadzieją życia głównego bohatera, któremu wszystko co dobre już się przytrafiło, i który traci smak życia od tej koszmarnej rutyny. Depresji nie idzie dostać tylko wyłącznie dzięki zabiegom humorystycznym tego mimo wszystko lekkiego scenariusza z ciężkimi momentami, a zwłaszcza trójce głupiutkich kosmitek służących tu jako chór grecki, komentujący akcję. 
Polecam obejrzeć. To żaden klasyk, chociaż miał na taki zadatki. Widzom żonatym polecam oglądać bez żony w pobliżu, aby nie złapała rezonansu bóldupnego z żoną bohatera. 
https://www.youtube.com/watch?v=DFOF9acNUH8
GniezSenpai

@tobaccotobacco Ogladalem z zona i zero zaskoczenia - nie podobalo jej sie. Pomimo wielu lat od kiety to obejrzalem do dzis mam w glowie scene jak zona wywalila jego rzeczy na smietnik bez informowania go o tym. Pozniej straszyla go rozwodem uciekajac z domu z dziecmi. Dla mnie 9/10 i bardzo pouczajace anime warte obejrzenia.

Zaloguj się aby komentować