Zdjęcie w tle
kinasato

kinasato

Koneser
  • 75wpisy
  • 95komentarzy
#anime #animedyskusja
Samurai Champloo
Samurai Champloo to Cowboy Bebop. To jest dokładnie to samo. Champloo to nic więcej jak restylizacja Bebopa. Spaghetti western neo-noir jazzową space operę zastępujemy samurajskim kinem drogi w rytmie LoFi hip hopu. Wydawać się może, że taka z pozoru gruntowna zamiana całkowicie przeczy postawionej przeze mnie tezie, lecz jest to tylko złudzenie, wszystko jest tu identyczne. Począwszy od konstrukcji fabularnej w postaci 1/2/3 odcinkowych epizodów, poprzez metodę ekspozycji postaci oraz ich rozwój, po sposób zbliżone klimatycznie konkluzje. Ot taki, mały eksperyment, co by było gdyby Spike zamiast wycofanym introwertykiem był raptusem zabijaką w postaci Mugena.
Nie ma co tu się więcej rozpisywać, albowiem kosmicznego kowboja wszyscy przecież znają i raczej znaczna większość lubi. Absolutnie nie zamierzam szkalować pana Watanabe za ten recycling. Samurai Champloo jest jak DLC do Twojej ulubionej gry, które daje Ci kolejne godziny świetnej zabawy, w stylu który lubisz. Dla fanów Bebopa pozycja obowiązkowa. Zapraszam do oglądania.
8423071e-0050-44e0-b104-9d7bd3c519dd
tobaccotobacco

@kinasato mi tam lepiej leży niż bebop

kinasato

@tobaccotobacco bo jesteś gajin japanofil to Ci samurajski setting wchodzi bez lubrykantu. U mnie zupełnie inaczej, to jest dopiero drugie po Sword of Stranger animu tego typu, o którym mogę powiedzieć, że mi się podobało.

tobaccotobacco

@kinasato czytasz we mnie jak w otwartym meniu

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja 
SoniAni: Super Sonico The Animation
Super Sonico to postać stworzona na potrzeby firmy Nitroplus, taka ich maskotka. Dla niewtajemniczonych - jest to firma robiąca głównie eroge VNki, zazwyczaj o dosyć specyficznej tematyce - morderstwa, gwałty, nekrofilia, gangbangi, te sprawy. W ich portfolio można znaleźć takie znane tytuły jak Tokyo Necro czy Saya No Uta. Tak więc, idąc logicznym tropem rozumowania, promowany przez nich avatar to pulchniutka cycata słodziutka dziewczynka o różowych włosach z prawdopodobnie przyspawanymi na stałe do głowy słuchawkami, w których nawet śpi.
Co możemy zobaczyć w tym anime? Z założeniu jest to chyba muzyczne slice of life, więc podziwiamy życie codzienne naszej bohaterki, która ima się zajęć naprawdę wielu. Jest modelką, kelnerką, tancerką, piosenkarką, a w zespole gra nawet na gitarze. Idolka posiadająca wiele talentów, niczym Leonardo Da Vinci. Seria ewidentnie też aspiruje do miana komedii, ale zaśmiałem się oglądając tylko raz - gdy na ekranie pojawił się murzyn mający afro w kształcie penisowego żołędzia, a podobieństwo jest zbyt duże, by mógłby być to przypadek.
Niestety, tytuł nie daje sobie rady w żadnej z wymienionych powyżej ról - ani jako okruchy życia, ani jako muzyczne anime, ani jako komedia. Funkcjonuje jedynie jako uszkodzony dyspenser krindżu i kiczowatego fanserwisu, który z powodu popsutej blokady wylewa całą swoją zawartość na widza ciągłym strumieniem i nie ma za bardzo jak tego przytkać.
Jeżeli kiedykolwiek się o ten tytuł potkniecie, należy bezzwłocznie oddalić się pośpiesznym krokiem nie oglądając się za siebie.
https://myanimelist.net/anime/20555/SoniAni__Super_Sonico_The_Animation
3f890103-6d39-4b67-ae29-78cd69af1cd5
dev

@kinasato Ten post został oceniony na 30/100 w skali Deva. Może i nie jest to najlepszy post, ale kto robi dobre?

Devcio

@dev to teraz jeszcze posty oceniasz? kurczak trzeba się bać xD

@kinasato że Ci się chciało w ogóle za to zabrać Co będzie następne? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

jtank

że Ci się chciało w ogóle za to zabrać


@kinasato podpisuję się pod tym, i to jako chyba największy fan nitroplus w okolicy. Weź mi oddaj trochę swojego czasu wolnego, bo ewidentnie nie zasługujesz XD

Zaloguj się aby komentować

Zauważyłem, że w moich wpisach przestały wyświetlać się filmy, jest link ale nie zmienia się w osadzone video. Wcześniej działało prawidłowo, jeden link z yt, drugi ze streamable. Czy tutaj się okresowo tak dzieje, czy może być jakiś inny powód?
Lubiepatrzec

@kinasato @zryyytyyy wiedzą i już naprawiają

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#anime #animedyskusja
Hitori no Shita - The Outcast
Ten tytuł to przedstawiciel absolutnie najgorszego, co ma do zaoferowania mangozjebskiej populacji Państwo Środka - kolejny klonowany martial arts fantasy battle shouen. I nie byle jaki, bo absolutnie szczodrze obdarzony grzechami wynikającymi z jego pochodzenia. Wszystko co najgorsze w takich pozycjach tutaj oczywiście jest na swoim miejscu i prezentuje widzowi swoje wątpliwe wdzięki.
Dlaczego w takim razie w ogóle to obejrzałem? Ano z trzech powodów:
  • Postać Baobao i jej śmieszne minki
  • Okazjonalne zabawne scenki, zwłaszcza gdy ich tematyka w końcu wyszła poza temat kutasa MC
  • Ewolucja tej bajki pod względem wizualnym
Trzeci punkt wymaga niewielkiego objaśnienia. Sezon pierwszy był niespecjalnie piękny, miejscami koślawy i pełen niedoróbek. Sezon drugi był już całkiem ładny, ewidentnie przeszedł rygorystyczne quality control i w porównaniu z poprzednim sprawiał wrażenie dopracowanego pod względem technicznym. Sezon trzeci wprowadził niezwykle efektywne sceny walk imponujące płynnością animacji. Sezon czwarty zachował bardzo ładną animację i przy tym podniósł jakość szaty graficznej co najmniej o dwa oczka. A sezon piąty, aktualnie emitowany, to po prostu pierdolony majstersztyk. Boje się nawet pomyśleć ile chińczykogodzin roboczych zajęła jego produkcja. Oczywiście nie zmienia to faktu, że przez cały okres ewolucji, pod prawie każdym względem jest to nadal typowy odrażający chiński kasztan z dziurami fabularnymi na bazie których można by otworzyć fabrykę hula hop. Ale za to jaki efektowny. Pod względem technicznym Chińczycy dogonili świat, ale we wszystkim innym - jak szorowali po dnie, tak nadal szorują.
https://www.youtube.com/watch?v=lMjG89kOiDw
https://myanimelist.net/anime/33421/Yi_Ren_Zhi_Xia

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Jakby kiedyś złapał was diabeł i powiedział, że jeżeli nie wyjaśnicie mu w 60 sekund na czym polega każdy szoen bitewny to pójdziecie do piekła, to macie tutaj szybkiego gotowca, żeby uratować dupę.
https://streamable.com/19n5rt
kinasato

@Pesio Strzał w dziesiątkę kolego, to jest dosłownie chińska bajka, japoński dub jest dla zmyłki. Yi Ren Zhi Xia

Zaloguj się aby komentować

Szybkie info dla uciekinierów z wykopu. Jak wrzucacie coś z tagiem #randomanimeshit to już nie musicie dawać #anime
Zrzućcie białkowe kajdany i wymażcie niewolnicze schematy wyryte w waszych umysłach. Jesteście wolnymi ludźmi.
2f97f4c8-8240-416c-9700-d37103e30f94
jtank

@monox12 @wooles o kurwa mfw postęp technologiczny

87061f61-a034-43fa-9ac3-edd4bb252e8f
wooles

@monox12 @jtank kto to widzioł takie cuda

Zaloguj się aby komentować

Azumanga Daioh: The Animation
Azumanga to zbiór migawek z życia grupy dziewcząt od pierwszego do ostatniego dnia liceum. Tylko tyle i aż tyle.
O ile sam rodzaj humoru abstrakcyjnego to nihili novi, sposób jego podania może zdumiewać. Tam gdzie zazwyczaj mamy szybkie strzały mające na celu zaskoczenie widza, tutaj jest powoli, nieśpiesznie i wręcz melancholijnie. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, ta kombinacja jednak działa, a nawet rzekłbym, że działa zajebiście. Przyczyn tego zjawiska doszukiwałbym się w podejściu holistycznym - jako całokształt sprawuje się fantastycznie, choć równie dobrze, moglibyśmy być od krok od katastrofy. To mogło by się nie udać, gdyby nie fantastyczne postacie, z których aż kipi osobowość. Te postacie nie byłyby tak fantastyczne, gdyby nie fenomenalna praca aktorek głosowych. Ale to by i tak nic nie dało gdyby nie reżyseria dowodząca, że w odmęty absurdu można kroczyć krokiem miarowym, choć nieśpiesznym. No i tak człowiek odhacza kolejne punkty, wyłomu zrobić nie ma gdzie.
Warto nadmienić klimat jaki panuje w tej serii. Choć dziewczęta potrafią być robić sobie różne psikusy, to nigdy nie idzie za tym żadna złośliwość. Nawet gdy członkinie "Klasowej Trójki Debili" odpierdalają jakiś szajs, to nikt nie ma im tego za złe. Od Azumangii wręcz bije ciepełko i pogoda ducha. Bardziej pozytywnie już chyba być nie może. Tworzy to mieszankę o niezwykły właściwościach, dająca pożywkę do niezliczonej ilości memów i shitpostów, a nawet takiego cuda jak Osaka Simulator.
Jest to fantastyczny tytuł od A do Z, z tymże, że po Z warto by jeszcze raz skoczyć na chwilę do A. Ta seria ewidentnie stoi postaciami, takimi jak wychowawczyni Yukari, która ewidentnie powinna mieć zasądzony zakaz zbliżania się do placówek edukacyjnych czy najcudowniejsza na świecie gapa o ksywie "Osaka". Odbiór pierwszych odcinków, zanim jeszcze zdążyliśmy poznać bohaterów jest zupełnie inny od tego, gdy już się z nim widz zżył. To żaden wstyd wylizać do końca słoik kawioru. I raczej nie grozi tutaj żadna niestrawność - choć tytuł ma już 20 lat, to jest tak świeży jak w dniu, w którym wyszedł z fabryki.
https://www.youtube.com/watch?v=bsGAsJBW6zM

Zaloguj się aby komentować

Keep Your Hands Off Eizouken!
Ciężki temat z tym Yuasą. Raz go chce człowiek pochwalić, raz wepchnąć pod autobus. Po wręcz tragicznym Lu Over the Wall i wprost obelżywie złym kasztanie zwanym Japan Sinks 2020, zasiadając do Eizouken nie spodziewałem się nic. A doprecyzowując : nic dobrego, pewnie znowu jakaś mierna bajka pełna bezsensownych udziwnień, które nie stanowią żadnej wartości dodatniej tylko wprowadzają widza w konsternację. Ah, jak przyjemnie się od czasu do czasu tak solidnie pomylić.
Bohaterkami serii jest trójką licealistek. Dwie z nich mają marzenia i talenty by je spełnić - chcą tworzyć anime oraz piękne animacje. Trzecia pociera intensywnie ręce szukając sposobu w jaki można tę dwójkę zmonetyzować. Choć na pierwszy rzut oka, bajka może sprawiać wrażenie pokracznej i wręcz głupawej, jest to tylko i wyłącznie zmyślny kamuflaż - Eizouken to niezwykle poważne i realistyczne podejście do produkcji chińskich bajek. Jest to meta anime, o postaciach z anime, które robią anime.
Niewiele rzeczy jest w tej bajce takie jak się na samym początku wydaje. Weźmy na przykład bohaterki - to są zwyczajne placeholdery prawdziwych postaci się za nimi skrywających - kolejno reżysera, producenta i animatora z kilkunastoletnim stażem. Każda z nich na różnych etapach produkcji rzeczowo i krytycznie podchodzi do swojej pracy, wyciąga wnioski, nanosi poprawki oraz adaptowywuje się do zmieniających warunków. Wszystko oczywiście jest przeskalowane do warunków licealnych, ale sprawia wrażenie bardzo autentycznego.
Fajne jest to, że autorzy dzielą się różnymi sztuczkami, które stosują przy tworzeniu anime. Np. co zrobić żeby obciąć koszt i czas produkcji danej sceny ale jednocześnie uniknąć straty jakości. Ktoś kto jest totalnym laikiem i nigdy nie studiował chińskobajszczyzny stosowanej, tylko konsumował jak leci, może wyciągnąć z tej serii bardzo wiele i zwrócić uwagę na różne ciekawostki w swoich kolejnych seansach. Wisienką na torcie jest fakt, że triki, o których mowa są bez problemu do zaobserwowania w samym Eizoukenie.
Gorąco polecam. To jest taki tytuł, że jak na niego pierwszy raz spojrzysz, to sobie myślisz, że po obejrzeniu umrze Ci parę szarych komórek, a tak naprawdę to jednak będziesz mądrzejszy.
https://www.youtube.com/watch?v=8-91y7BJ8QA

Zaloguj się aby komentować

Encouragement of Climb
Seria o małych dziewczynkach łażących po górach. Jest to iyashikei, który wyewoluował z trzyminutowych szortów do rozmiaru pełnej serii, a obecnie mamy emitowany czwarty sezon. Albo właściwie to remake, w sumie to nie wiem. Zerknąłem do pierwszych odcinków i są to recapy, seria dopiero wychodzi, więc ciężko powiedzieć co będzie dalej.
Tematyka bardzo zbliżona do Yuru Camp, content w znacznej części się pokrywa, a różnice są naprawdę niewielkie. Tutaj bohaterki są młodsze, co przekłada się na bardziej infantylny seans oraz mamy większy nacisk na aspekt komediowy, ze średnimi sukcesami. Czasami jest całkiem śmiesznie, czasami żarty są bardzo słabe i wręcz przynudzają. Czasami są też takie bardziej sytuacjne, w stylu starszy brat wozi dziewczynki samochodem jeżdżąc 40km/h, słuchając eurobeatu na cały regulator.
Jak tak sobie teraz pomyślę, to realizacji tego hobby na ekranie nie ma aż tak dużo. Każdy wypad na szlak mniejszy lub większy jest poprzedzony potężną dawką moeshitowego CGDCT. Dużo, bardzo dużo gadania, a przygotowań i rozkminek o łażeniu po górach jest zdecydowanie więcej niż jego samego. Dygresji od głównego tematu mamy mnóstwo. Ale gdy anime już się za to zabiera, to się nawet przykłada. Są pokazane takie pierdółki jak paczka czipsów zmieniająca objętość pod wpływem różnicy ciśnień czy pokazanie choroby wysokościowej, a odwiedzane przez bohaterki miejsca to wiernie odwzorowane realne lokalizacje.
Nie było to specjalnie porywające, anime momentami mocno mi się dłużyło przy odhaczaniu jak to w tych tytułach bywa, kolejnych obowiązkowych scenek CGDCT z mocno klasycznego wachlarza aktywności. Trzeci sezon jest wyczuwalnie lepszy, ale szczerze mówiąc nie jestem do końca przekonany, czy warto tak się w ten tytuł angażować. A takie Yuru Camp ma wszystko na miejscu od samego początku. Zatwardziały iyashikei enjoyer może się skusi.
https://www.youtube.com/watch?v=m_ApMu3jN3A

Zaloguj się aby komentować

Sing "Yesterday" for Me
Historia typa, który utknął w marazmie życia, jego marzenia zdechły jak bezdomny pies, a on sam wegetuje ledwo wiążąc koniec z końcem dzięki pracy na pół etatu w spożywczaku. Ze stagnacji wyrywa go pojawienie się dwóch postaci - dziewczyny, w której kochał się kiedyś na studiach oraz młodej wyszczekanej siksy z wielkim czarnym ptakiem na ramieniu.
Pierwsze odczucia są bardzo dobre - fajna kreska, spoko klimacik, dorośli bohaterowie i postać Haru, która sprawia wrażenie, że mogła by pociągnąć nie tylko ten tytuł, ale jeszcze ze dwa inne. Niestety, szybko pojawiają się rysy na szkle, a gdzieś koło 4 albo 5 epa czar zupełnie pryska.
Dwie rzeczy dla tego anime są katastrofalne. Pierwsza to MC, którego dorosłym można nazwać tylko z tego, że pali papierosy i pracuje w Żabce. Poza tym, to gnój z klinicznie stwierdzonym zanikiem ośrodka decyzyjnego w mózgu. Drugi problem zdecydowanie poważniejszy i dosłownie rozpierdalający tę serię, to jego love interest, która go sfriendzonowała. Mogę tę postać scharakteryzować jednym zdaniem - potrzebująca pilnej konsultacji psychiatrycznej. Gdzieś tam w tle kręci się dziewczyna, która dla głównego bohatera jest jak wygrana szóstki w totka, ale on nie jest zainteresowany i traktuje ją jak wycieraczkę.
Sing "Yesterday" for Me to nie jeden, a wiele trójkątów miłosnych, sklejonych razem w dziwaczną bryłę, w której jednym z kątów nawet są zwłoki. Obraca się ta figura wokół własnej osi trzeszcząc niemiłosiernie, a widz tylko patrzy i czeka, aż to wszystko gruchnie. Jako romans ten tytuł nie funkcjonuje w ogóle. Wszystkim postaciom jakiś chochlik przykleił buty do podłogi, związał razem sznurówki albo przybił gwoździem klapki do podłogi. Nikt nie jest w stanie ruszyć się z miejsca i wszyscy miotają się żałośnie w miejscu... I tu dochodzimy do drugiego punktu, spojrzenia troszkę innego...
Bo to w sumie jest to anime... doomerskie. Wszystkie postacie ugrzęzły w bezradności, które same sobie zgotowały. Każdy ma jakieś tam swoje Yesterday, swój problem z przeszłości, który go przytłacza i uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Jako potwierdzenie tej tezy widzę niektóre postacie poboczne takie jak Chika Yuzuhara czy Minato Kouichi - każdy kto choć trochę przegryzł się przez swój problem, czy doszedł do jakichś konkluzji dostaje magicznego odklejenia butów i znika z tego anime bezpowrotnie. Trud jej/jego ukończon. No i jest czarny kruk. Co może być bardziej doomerskiego niż czarny kruk?
Czy w takim razie Yesterday wo Utatte, jest lepszym melancholijnym spojrzeniem na ludzkie porażki niż romansem? Zdecydowanie. Czy w takim razie jest dobrym tytułem? Po przeogniskowaniu na nową kategorię studium ludzi problematycznych, oglądało się to znacznie lepiej, przynajmniej do dwóch ostatnich odcinków. Ciąg fabularny się dosłownie rozjechał, ale to i tak nic przy grande finale, który nastąpił. Główny bohater udowodnił, że jest N I E W Y O B R A Ż A L N Y M wręcz dupkiem, za co dostał nagrodę, zamiast wielce zasłużonego splunięcia zieloną melą na ryj. Po pierwszych bardzo pozytywnych wrażeniach chciał człowiek tytuł jakoś "uratować", ale ten uparł się by się wykoleić za wszelką cenę.
1a9ebb94-81f2-4277-8623-54bd14a75107

Zaloguj się aby komentować

One Punch Man
Jak to możliwe, typ prawie tysiąc bajek obejrzał, a OPM nie widział? Genezy problemu należałoby szukać we wczesnym dzieciństwie, kiedy to zostałem w sposób brutalny straumatyzowany Dragon Ballem i jego dwudziestoodcinkowymi walkami, co wywołało u mnie podświadome unikanie wszelkich tasiemcowych, młodzieżowych szoenów bitewnych. Z racji ograniczonej ilości odcinków, tytuł wydał się w miarę bezpieczny, więc wleciał na patelnie. Pewnie wszyscy już widzieli, no ale trzeba utrzymać formę przekazu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Saitama to typek, który jest amatorskim herosem lubiącym sobie w wolnym czasie bohatyrnąć, a dokładniej pomóc bohatrynąć potworom i innym antagonistom, albowiem spotkanie z nim to pewna śmierć. Skubany tak ciężko trenował, że aż przesadził i teraz jest totalnie OP, co w konsekwencji przekłada się na to, że ma wszystkich na jednego strzała.
Wydawało mi się, że dla fabuły to właściwie samobójstwo - co może być nudniejszego niż bohater z niezniszczalnym plot armorem likwidujący przeciwników wkładając w to 0% wysiłku? Bo to jest dokładnie cała treść tego anime. Całe szczęście, seria jest też pełna wypełniaczy, dająca widzowi co nieco do obejrzenia pomiędzy kolejnymi potyczkami z antagonistami o z góry znanym przebiegu, będącymi de facto egzekucjami. Mamy plejadę kilkudziesięciu bohaterów, a dla każdego znalazła się mniejsza lub większa, ciekawsza lub mniej ciekawa, rólka. Choć i tak wiadomo, że na końcu będzie "Wielkie Pierdolnięcie" to całkiem przyjemnie ogląda się zmagania bohaterów pobocznych w ich mniej znaczących bojach.
Same walki są, całe szczęście, szybkie i krótkie, bardzo często trwają minutę, dwie lub trzy, a w jednym odcinku nie raz jesteśmy w stanie zobaczyć mordoklepankę całego kalejdoskopu postaci, bez długaśnych tyrad. A jeżeli takowe nawet i występują, to bardzo często są szybko brutalnie ucinane przez przeciwnika. Dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie wkurwiają takie rzeczy ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Co do powszechnie szkalowanego drugiego sezonu w wykonaniu J.C Staff - pierwsze odcinki rzeczywiście cierpią na niespecjalnie ładne CGI, zwłaszcza przy animacji postaci Genosa. Z czasem jednak problem znika i w dalszej części nie zauważyłem jakiegoś drastycznego spadku jakości. Jest po prostu trochę inaczej.
Bardzo przyjemna, zabawna bajeczka.
https://www.youtube.com/watch?v=Is5Txpr9Qgo
kinasato

@lexico Ta, dałem strasznie ciała, powinienem jeszcze ten rok poczekać. Generalnie preferuje oglądać zakończone serie i czytać skończone mangi, bo strasznie nie lubię sobie potem przypominać o co w danej serii chodziło, co która postać komu zrobiła etc.

lexico

@kinasato ogarnij to: Kage no Jitsuryokusha ni Naritakute!

kinasato

@lexico nie oglądam serii w trakcie emisji, nie chce mi się czekać tydzień na odcinek : )

Zaloguj się aby komentować

https://www.youtube.com/watch?v=HIKbRqPK_m4
The Great Jahy Will Not Be Defeated!
Królestwo Demonów zostało zaatakowane! Bezdusza Maho Sodżo napadła na Wielką Fortecę Zła i zniszczyła Bardzo Wielki Czerwony Kryształ Many. W konsekwencji Królestwo Demonów rozpada się, a jego mieszkańcy, łączne z Jahy, drugą po Lordzie Demonów, zostają wrzuceni do świata śmiertelników. Biednej Jahy zostaje niewielki cudem uratowany fragment kryształu, dzięki któremu może utrzymywać swoją prawdziwą formę tylko przez kilka godzin dziennie. Resztę czasu musi spędzać w ciele małego dziecka.
Jest to właściwie 1:1 klon Hataraku Maou-Sama! Też mamy problemy natury fiskalnej głównej bohaterki, identyczny cel, podobne perypetie, ba nawet relacja z arch nemesis jest zadziwiająco podobna. Cała różnica polega na tym, że tu mamy rozwydrzoną loli bohaterkę, na której garbie autor/autorka próbuje przepchnąć całą tę historię. Niestety, Jahy nie ma szans na udźwignięcie takiego ciężaru i większość czasu oglądamy jak mota się w agonii z przetrąconym kręgosłupem.
Powiedzieć, że żarty się powtarzają, to nic nie powiedzieć. Gagi są zajeżdżane jak stara kobyła zaprzęgnięta do wozu, smagana batem przez chciwego górala w drodze na Morskie Oko. W ostatnich odcinkach to mnie już dosłownie trzęsło gdy seria bez żadnego zażenowania po raz dziesiąty czy dwudziesty serwowała mi ten sam żart. Ba, gdyby on był klepnięty, a my lecimy dalej, to nie było by tak źle. Niestety, anime lubuje się w NIEMIŁOSIERNYM ich przeciąganiu. Nie muszę chyba mówić jaka to katastrofa gdy po pierwszych sekundach już wiem jak on będzie wyglądał i jak się skończy? Pod koniec wręcz przewijałem niektóre gagi bo były zwyczajnie już męczące. Co prawda, seria ma kilka śmiesznych momentów, ale dosłownie giną w zalewie tego samego. Gdyby chociaż ta bajka miała 12 odcinków, jakoś bym to przełknął, ale przy 20? O nie.
Powyższa katastrofa wynika wprost z beznadziejności wszystkich postaci w tej serii. Są jak tylko się da jednowymiarowe, zdefiniowane przez tę jedną cechę funkcyjną jako im przypisano i ich reakcja na wszystko zawsze będzie identyczna. Slapstick, gdzie żart zamiast być szybki i dynamiczny jest przeciągany w nieskończoność, a w dodatku jego puenta jest z góry znana? To nie miało prawa się udać.
Generalnie nie polecam, ale też mam jedną uwagę - dokładnie na takie same przypadłości cierpi Jashin-Chan Dropkick. Więc jeżeli z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu podobała się wam tamta seria, to możecie spróbować Jahy-sama.
SuperSzturmowiec

@kinasato wyglada kozacko. Obecnie jestem na etapie oglądania tych anime co miały lektora/dubbing. Także. Wszystko przedemna.

Mam zzavjomokowane. Całe macross, Mobile siit fundament itp

tobaccotobacco

@dywagacja łudząco podobny zważywszy na osobę p. Satoshiego Kona będącego przy Magnetic Rose scenarzystą i reżyserem artystycznym, a w Perfect Blue już głównym reżyserem - kreska również łudząco podobna w przypadku obydwu produkcji nie bez przyczyny, bo w Magnetic Rose designy robił p. Inoue, stały współpracownik p. Kona

SuperSzturmowiec

@dywagacja oglądałem to

Tydzień temu

Tak jak tytuł

Prefekt

Zaloguj się aby komentować

When Marnie Was There
When Marnie Was There to ostatni film Ghibli (przypominam, że Aya to Mayo nie istnieje) po którym de facto studio zawiesiło działalność, a precyzując - zawiesiło produkcję czegokolwiek, czego nie można by nazwać obrzydliwym pierdem. I muszę przyznać, że to zejście ze sceny nastąpiło w wyjątkowo dobrym stylu.
Anna to wychowywana przez rodzinę zastępczą sierota, przyprawiająca przyszywanych rodziców o mnóstwo zmartwień. Nie dość, że weszła w wiek buntowniczy, to jeszcze choruje na astmę. Po kolejnym ataku w szkole, lekarz sugeruje by młoda wyjechała gdzieś nad morze powdychać świeżego powietrza. W ten sposób Anna ląduje na okres wakacji kątem u właściwie obcych ludzi - rodzince rodziców zastępczych. Nie odnajduje się tam zbyt dobrze, ucieka w swój świat i szwęda się po okolicy, natrafiając na położony na bagnach zdewastowany dom, który nie daje jej spokoju.
Film ma absolutnie wszystko co potrzeba. Bazuje na powieści, więc ma dobrą bazę fabularną, jest ładny, ślicznie animowany, świetnie udźwiękowiony i wyreżyserowany ze smakiem, a na koniec serwuje satysfakcjonujące zakończenie w akompaniamencie wojowników ninja krojących cebulę. Dodatkowe punkty za to, że rozwiązanie tajemnicy (takiej bardzo fajnej, nie boleśnie oczywistej, ale na tyle prostej by się dało bez problemu domyśleć) rzutuje nowe światło na wiele scen widzianych w filmie. Zdecydowanie polecam.
https://www.youtube.com/watch?v=ksNEwaQN53g
krokodil3

@kinasato Bardzo przyjemne anime do obejrzenia z rodzinką

96Stopni

Nie wiem co by tutaj napisać o studiu ghibli, klasa sama w sobie.

SuperSzturmowiec

Oglądałem niedawno całkiem spoko

Zaloguj się aby komentować

Back Street Girls: Gokudols
Komedia od J.C Staff traktująca o trzech członkach Yakuzy, którzy straszliwie wkurzyli swojego szefa. Ten dał im wybór - albo przejdą operację zmiany płci i zostaną idolkowym zespołem, albo ich zabije.
Anime jest bardziej zestawem shortów umieszczonych w paczkach po kilka sztuk na epizod, niż pełnoprawną serią. Sumaryczne mamy trochę ponad 50 gagów podzielonych na 10 odcinków, z dosyć wybiórczym podejściem do idei ciągłości fabularnej. Jakość produkcji też przypomina shorta, sporo statycznych scen, trzęsące się portrety oraz VA pracujący za trzech by nadrobić deficyt oprawy wizualnej. Z sukcesem.
Jest to całkiem niezła komedia, niezwykle wulgarna i obleśna, momentami przypominająca uwielbiane przeze mnie Asobi Asobase. Strzelanie laserami z dupy, te sprawy. Warto też wspomnieć, że mamy tu dotykanie skrajnie politycznie niepoprawnej tematyki. Cały czas w serii występuje nabijanie się z transów, poniżanie transów oraz ogromną tęsknotę bohaterów do czasów sprzed zmiany płci. Miejscami jest bardzo niesmacznie. Duży plus. Aż przypomniały się czasy minione wczesnych Family Guy`ów, gdzie nikt nie miał immunitetu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
https://www.youtube.com/watch?v=6ZkNdIeJPuo
96Stopni

To jest tak abstrakcyjne i dziwaczne ze nie wiem co o tym napisać. Warto spróbować.

Podobne w swoim stylu anime aczkolwiek o wiele mniej perwersyjne jakie przychodzą mi do głowy to

Bo bo bo bo bo

Oraz

Saiki K.

Zaloguj się aby komentować

Pojawił się pomysł, żeby eksportować wykopowe animedyskusyjne wypociny spoza wykopu na hejto, więc dołączam się do trendu i będę robił tutaj przeklejki.
Beck: Mongolian Chop Squad
Beck po raz pierwszy oglądałem kilkanaście lat temu. Dla mnie jest to tytuł z żelaznej klasyki i pomyślałem, że warto by o nim coś skrobnąć. A przed skrobnięciem warto sobie oczywiście materiał odświeżyć, więc poleciał rewatch.
Yukio Tanaka jest delikatnie zagubionym czternastolatkiem, które nie bardzo wie co chce w życiu robić. Z marazmu wyrywa go dawna koleżanka, z którą uczęszczał do szkoły kaligraficznej. Podczas wspólnych wypadów na miasto poznaje bardzo alternatywne towarzystwo, w tym pewnego muzyka, którego pies go niedawno ugryzł. Ten pies nazywa się Beck i właśnie na jego cześć nazywa się ta seria xD
Tytuł składa się z dwóch części. Pierwsza, jak nietrudno zauważyć, to muzyczna. Dotyczy ona pogoni za marzeniami, realizacji siebie poprzez pasję oraz szukanie swojego miejsca w świecie. Drugi element, to coming of age, mocno osadzony w środowisku muzycznym, ze wszelkimi tego konsekwencjami. Wejście w subkulturę, poznawanie wielu nowych ludzi, pierwsze zauroczenia i pierwsze gorzkie lekcje jakimi manipulatorkami potrafią być baby. Przyjaźnie, rywalizacje i konflikty w grupie przyjaciół. Wszystko to zostało przedstawione bardzo organicznie i trzyma fajny klimacik.
Anime jest... bardzo mało japońskie. Dotyczy to przede wszystkim muzyki w nim występującej - nie uświadczymy tu żadnego jpopu czy jrocka, wszystkie utwory to rockowo-grungowe kawałki śpiewane po angielsku. Albo inaczej, trochę po angielsku, trochę po engrishowemu, albowiem niektórzy VA radzą sobie lepiej, inni gorzej. W ogóle bardzo dużo w tej serii jest Ameryki, począwszy od wychowanego w stanach rodzeństwa, które ma spore opory do zaadoptowania się w japońskiej rzeczywistości, po wielki cel naszych bohaterów - trasa koncertowa po USA. Podsumowując - bardzo dużo zaskakująco fajnej, zachodniej muzyki.
Beck niestety nie nadaje się do spożycia prosto po wyciągnięciu z pudełka i wymaga przyjęcia pewnej postawy, właściwie niezbędnej praktycznie dla wszystkich tytułów o tematyce muzycznej. Droga do sukcesu nie jest realistyczna i wiarygodna. Piszę to z niewielkim wahaniem, albowiem skąd ja mam wiedzieć jak wygląda taka droga, nigdy przecież nie byłem instrumentalnym brzdąkaczem o aspiracjach zawodowych... Mimo wszystko, something feels off. Druga sprawa - zaskakujące jest jak wiele mordobicia wymaga zrobienie kariery muzycznej. Praktycznie co drugi odcinek ktoś komu skuwa mordę, nieważne czy ma ku temu sensowny powód czy nie. Wynika to wprost z zadziwiającej fiksacji autora, który widzi świat muzyków rockowych w jakichś pseudo-gangsterskich kolorach.
Myślę, że ten tytuł powinien być obowiązkową pozycją w mangozjebskiej biblioteczce. Może i ma swoje wady, może się już trochę zestarzał i animacja trąci myszką, ale jest na tyle unikatowy, że kwalifikuje się jako seans z kategorii - poszerzamy horyzonty.
Na koniec oczywiście opening, nie podlega rozważaniu czy jest zły czy dobry, on jest już po prostu ikoniczny.
https://www.youtube.com/watch?v=p8CZS3sVKN8
tobaccotobacco

dodałem dla cb temat autorski

Zaloguj się aby komentować

Poprzednia