Sing "Yesterday" for Me
Historia typa, który utknął w marazmie życia, jego marzenia zdechły jak bezdomny pies, a on sam wegetuje ledwo wiążąc koniec z końcem dzięki pracy na pół etatu w spożywczaku. Ze stagnacji wyrywa go pojawienie się dwóch postaci - dziewczyny, w której kochał się kiedyś na studiach oraz młodej wyszczekanej siksy z wielkim czarnym ptakiem na ramieniu.
Pierwsze odczucia są bardzo dobre - fajna kreska, spoko klimacik, dorośli bohaterowie i postać Haru, która sprawia wrażenie, że mogła by pociągnąć nie tylko ten tytuł, ale jeszcze ze dwa inne. Niestety, szybko pojawiają się rysy na szkle, a gdzieś koło 4 albo 5 epa czar zupełnie pryska.
Dwie rzeczy dla tego anime są katastrofalne. Pierwsza to MC, którego dorosłym można nazwać tylko z tego, że pali papierosy i pracuje w Żabce. Poza tym, to gnój z klinicznie stwierdzonym zanikiem ośrodka decyzyjnego w mózgu. Drugi problem zdecydowanie poważniejszy i dosłownie rozpierdalający tę serię, to jego love interest, która go sfriendzonowała. Mogę tę postać scharakteryzować jednym zdaniem - potrzebująca pilnej konsultacji psychiatrycznej. Gdzieś tam w tle kręci się dziewczyna, która dla głównego bohatera jest jak wygrana szóstki w totka, ale on nie jest zainteresowany i traktuje ją jak wycieraczkę.
Sing "Yesterday" for Me to nie jeden, a wiele trójkątów miłosnych, sklejonych razem w dziwaczną bryłę, w której jednym z kątów nawet są zwłoki. Obraca się ta figura wokół własnej osi trzeszcząc niemiłosiernie, a widz tylko patrzy i czeka, aż to wszystko gruchnie. Jako romans ten tytuł nie funkcjonuje w ogóle. Wszystkim postaciom jakiś chochlik przykleił buty do podłogi, związał razem sznurówki albo przybił gwoździem klapki do podłogi. Nikt nie jest w stanie ruszyć się z miejsca i wszyscy miotają się żałośnie w miejscu... I tu dochodzimy do drugiego punktu, spojrzenia troszkę innego...
Bo to w sumie jest to anime... doomerskie. Wszystkie postacie ugrzęzły w bezradności, które same sobie zgotowały. Każdy ma jakieś tam swoje Yesterday, swój problem z przeszłości, który go przytłacza i uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Jako potwierdzenie tej tezy widzę niektóre postacie poboczne takie jak Chika Yuzuhara czy Minato Kouichi - każdy kto choć trochę przegryzł się przez swój problem, czy doszedł do jakichś konkluzji dostaje magicznego odklejenia butów i znika z tego anime bezpowrotnie. Trud jej/jego ukończon. No i jest czarny kruk. Co może być bardziej doomerskiego niż czarny kruk?
Czy w takim razie Yesterday wo Utatte, jest lepszym melancholijnym spojrzeniem na ludzkie porażki niż romansem? Zdecydowanie. Czy w takim razie jest dobrym tytułem? Po przeogniskowaniu na nową kategorię studium ludzi problematycznych, oglądało się to znacznie lepiej, przynajmniej do dwóch ostatnich odcinków. Ciąg fabularny się dosłownie rozjechał, ale to i tak nic przy grande finale, który nastąpił. Główny bohater udowodnił, że jest N I E W Y O B R A Ż A L N Y M wręcz dupkiem, za co dostał nagrodę, zamiast wielce zasłużonego splunięcia zieloną melą na ryj. Po pierwszych bardzo pozytywnych wrażeniach chciał człowiek tytuł jakoś "uratować", ale ten uparł się by się wykoleić za wszelką cenę.
1a9ebb94-81f2-4277-8623-54bd14a75107

Zaloguj się aby komentować