Zdjęcie w tle
Piechur

Piechur

Autorytet
  • 481wpisy
  • 2554komentarzy

Lubię chodzić po górach i oglądać filmy.

Siema,
Dawno nic nie było w #piechuroglada , więc czas zmienić ten stan.
----------
Tytuł: Brokeback Mountain
Reżyseria: Ang Lee
Moja ocena: 3/5

Dwóch kowbojów podejmuje się przez lato pracy polegającej na wypasaniu owiec na zboczach góry Brokeback. W miarę upływu czasu rozkwita pomiędzy nimi płomienny romans.

Film ma ciekawy, oryginalny scenariusz, który intryguje i raczej wciąga, jednak uważam, że jest zbyt długi dla własnego dobra i momentami nudzi. Zdecydowanie na plus wypadają stworzone postacie głównych bohaterów, pełne skaz i niedoskonałości, ale przez to bardzo ludzkich, prawdziwych i wielowymiarowych. Aktorsko, o dziwo, bardziej podobał mi się Jake Gyllenhaal, natomiast Heath Ledger w jakiś sposób mi nie podszedł, chyba głównie przez akcent, przez który część scen mających nieść ze sobą ładunek emocjonalny (np. "I wish I knew how to quit you") wypadała komicznie i zamiast czuć wzruszenie śmiałem się pod nosem. Ogólnie pod względem gry najbardziej podobała mi się Michelle Williams, odtwórczyni żony Ennisa, granego przez Ledgera. Muzycznie jest bardzo przyjemnie, a główny motyw kojarzy chyba większość osób - zdobył zresztą zasłużonego Oscara. Ogólnie seans oceniam pozytywnie, chociaż mogło być zwięźlej. Polecam osobom lubiącym nieszczęśliwe miłosne opowieści.

#filmy #kino #recenzje #dramat #neowestern
390ff409-ba06-4280-8203-cbd7888c0e04
CoryTrevor

Już kiedyś pisałem ale to jest akurat dobre xD

Kolega z roboty (taki typowy chłopek-roztropek) kiedyś mówi: "siedzę sobie wieczorem oglądam film jak dwóch gości łowi ryby, a oni nagle się zaczynają pakować w dupę"

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Poprzednio była długa wyprawa, to dziś dla równowagi krótki spacerek Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyty: Grodzisko, Borek (Beskid Wyspowy)
Data: 31 maja 2024 (piątek)
Staty: 6km, 1h50, 435m przewyższeń

Na tę krótką wycieczkę wybrałem się ze swoim małym Robalkiem. W punkcie oznaczonym jako start zostawiłem samochód, ale nie wiem czy można było to zrobić, w każdym razie żadnego zakazu nie widziałem. Czarny szlak prowadzący do skrzyżowania pod Grodziskiem wyglądał na rzadko uczęszczany: był pełen gałęzi, liści i ogólnie sprawiał wrażenie raczej opuszczonego. Z kolei niebieski prowadzący od skrzyżowania był już elegancką leśną drogą.

Cała trasa była raczej normalna, za to szczyt wyglądał mega ciekawie ze względu na to, że - zgodnie z nazwą - znajdowało się tam kiedyś grodzisko, a nawet zamek. Widać było pozostałości po fosie, cały teren był pofadowany i pełen pięknych, powykręcanych, starych drzew. Mój Robaczek spał dalej, więc nie robiłem przerwy tylko poszedłem dalej niebieskim szlakiem, schodząc z góry aż do asfaltowej drogi. Ostatni fragment prowadził stromym korytem złożonym z ułożonych w warstwy skał, także kijki do asekuracji poszły w ruch.

Dalszą część trasy szedłem nieoznakowanymi dróżkami leśnymi. Podejście na Borek było dość mocno nachylone i przy wchodzeniu sapałem jak parowóz, ale był to na szczęście krótki i ostatni fragment wspinaczki. Do miejsca, w którym zostawiłem samochód, zszedłem czymś, co na mapach było oznaczone jako ścieżka, ale w rzeczywistości w ogóle nie było jej widać. Liści było po kostki i szło się raczej wolno, ale akurat lubię taki klimat o włos od skręcenia kostki. Niedaleko płynął również potoczek, który wyrzeźbił całkiem ładny i głęboki wąwóz.

Wycieczka skończyła się zgodnie z planem po ok. 2 godzinach. Ostatnie 15 minut musiałem już śpiewać, bo młoda się obudziła, ale na szczęście była spokojna. Ogólnie trasa raczej na plus jako coś na szybkiego strzała, szkoda tylko, że brak było jakiegoś konkretnego miejsca parkingowego.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
fd52ea50-fb4b-4e2c-9d98-cf595f529204
092a3d18-ba88-4aec-95f7-a07371195dad
730c9a77-f984-4182-bd0f-d2e303816556
ede70921-02d7-4c09-b6c0-42ad87dd96f6
0f5a504e-f79b-4a0f-b1b1-ba0bb2944652
HolenderskiWafel

ech, na zdjęciach to zawsze ładnie wygląda, ale na zdjęciach nie widać komarów

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Siema,
Zapraszam na najdłuższy spacer w #piechurwedruje
---------
Szczyty: Lubań, Turbacz (Gorce)
Data: 16/17 czerwca 2023 (piątek/sobota)
Staty: 51.5km, 12h20, 1.900m przewyższeń

Trasę zacząłem z Krościenka, do którego przyjechałem busem o godzinie 20:40, kiedy jeszcze było trochę widno. Zjadłem banana, przygotowałem camelbaga i ruszyłem czerwonym szlakiem na Lubań. Niebo było ładnie zaróżowione po niedawnym zachodzie i przez dłuższy czas utrzymywało jeszcze przyjemną paletę barw.

Szło się w miarę przyjemnie, pogoda dopisywała, a co najważniejsze kondycyjnie czułem się dobrze. Po drodze minąłem kilka zadaszonych wiat w kształcie grzybów, które według mnie wyglądały raczej średnio i były mało praktyczne. O 21:30 zrobiło się już na tyle ciemno, że zdecydowałem się włączyć latarkę i reszta drogi na Lubań minęła mi na autopilocie.

Na szczyt dotarłem o 23. Przeszedłem obok obozu namiotowego, na którym nocowała niewielka grupa turystów, po czym dotarłem do wieży widokowej, na którą wszedłem po pieczątkę. Kolejnym etapem na mojej drodze była przełęcz Knurowska, do której zacząłem schodzić dość stromą, pełną luźnych kamieni ścieżką. Z tego etapu zapamiętałem dużą sowę, która dosłownie bezszelestnie przeleciała nad moją głową i zniknęła w lesie, oraz ciekawą płaskorzeźbę w drzewie, której zdjęcie dodam w komentarzu.

Dochodząc do osiedla Studzionki byłem już mocno zmęczony i głodny - do tej pory nie robiłem sobie jeszcze przerwy na posiłek. Stwierdziłem, że zjem coś dopiero w przełęczy i było to błędem, bo gdy tam dotarłem było mi już wręcz niedobrze z głodu. Na siłę wcisnąłem w siebie bułkę i batona energetycznego, popiłem dużą ilością wody, po czym ruszyłem dalej.

Podejście na Kiczorę dało mi trochę w kość i na tamtym etapie raczej włóczyłem nogami niż szedłem, ale z pozytywów niebo zaczynało się przejaśniać i niebawem mogłem zdjąć czołówkę. Liczyłem na to, że na Kiczorze zobaczę wschód, niestety pogoda postanowiła się zepsuć: zrobiło się mgliście i zaczęło nieprzyjemnie wiać, także po kilku minutach marszu musiałem założyć kurtkę.

Droga do schroniska minęła mi szybko i zanim się obejrzałem, już siedziałem w jego sieni. Zrobiłem sobie w nim dłuższą przerwę regeneracyjną, którą wykorzystałem też na naładowanie telefonu. Była już 5 i niektórzy z nocujących w nim turystów powoli zaczęli się przebudzać. Ja natomiast po 20 minutach odpoczynku ruszyłem dalej.

Na Turbaczu również przywitała mnie gęsta mgła, także nawet się nie zatrzymywałem, bo nie było po co. Schodziłem czerwonym szlakiem i ponownie, już któryś raz, ten krótki odcinek zapamiętałem jako najciekawszy, bo ścieżka była gęsto otulona drzewami, a mgła dodawała ciekawej atmosfery. Poszedłem do schroniska na Starych Wierchach i dopiero chwilę przed nim, gdzieś koło polany Pudziska, ciepłe promienie słońca zaczęły przebijać przez gałęzie. Na Starych Wierchach mgły już w ogóle nie było.

Szedłem sobie w miarę żwawo i już o 7:45 byłem w urokliwym schronisku na Maciejowej. Było zlokalizowane na wzgórzu, z którego rozciągał się piękny widok na intensywnie zieloną łąkę i znajdujące się za nią pasma górskie. Bardzo mi się tam spodobało i planuję wrócić tam z młodą.

Reszta drogi do Rabki-Zdrój prowadziła głównie otwartym terenem i nic nie chroniło przed słońcem. Całe szczęście szedłem rankiem, ale i tak czułem jak mocne promienie szybko mnie nagrzewają. Krajobrazy były w każdym razie bardzo przyjemne dla oka.

Wkrótce polna droga zmieniła się w mój ukochany asfalt prowadzący do centrum Rabki. Docierając na dworzec liczyłem się z tym, że będę musiał trochę poczekać na jakiś bus do domu, ale tego dnia los był dla mnie łaskawy i już po 5 minutach od przybycia na miejsce siedziałem w autokarze jadącym do Krakowa. Gdyby nie to, że musiałem wracać do domu, pewnie poszedłbym gdzieś jeszcze dalej, ale i tak byłem usatysfakcjonowany. Teraz liczę tylko na to, że może za jakiś rok uda mi się znów wyrwać na coś podobnego.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce
b4a236b0-d254-4cdc-87d1-ede0eb673af4
d0c9f2b3-22f6-44a0-81fa-7f5335d0284f
acf1779c-8797-4361-aebd-359a9f382282
1fa9226a-f540-4f67-a983-7c2f9e25dfe1
93c81176-f87c-4ad6-ab04-13a42363d21c
Enzo

@Piechur Niektóre foty jak z filmu albo gry rpg

Piechur

@Enzo Mgła robi robotę

fiszu

@Piechur ciekawostka: sowy latają praktycznie bezszelestnie, więc nic dziwnego 🙂. A to przez stosunek skrzydeł do reszty ciała jak i to, jak skonstruowane są ich pióra, które tłumią wibracje powietrza.

Piechur

@fiszu Ja pierwszy raz widziałem lecącą sowę w naturalnym środowisku W dodatku nadleciała zza moich pleców i przeleciała nad moją głową, także zobaczyć nagle coś takiego o 1 w nocy w ciemnym lesie to było coś

Piechur

Zapomniałem o focie - z dedykacją dla @ICD10F20

90605c3a-e3e5-46ef-8843-f34f5683a136

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Poniżej 14 podsumowanie wpisów z #piechurwedruje w ramach #poradnikpiechura
---------
79. Wpis: Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak, Kopa Kondracka, Giewont
Wnioski:

  • Jeśli tylko ma się siły i czas, warto być elastycznym i trochę przedłużyć sobie oryginalnie planowaną trasę.
  • Na Czerwonych Wierchach dość często można spotkać kozice tatrzańskie - nie wolno do nich podchodzić ani ich dokarmiać.
  • Giewont jest jednym z najbardziej obleganych szczytów w Tatrach. Aby uniknąć stania w wielogodzinnych kolejkach, dobrze wybrać się na niego poza sezonem.
  • Żółty szlak na Giewont prowadzi drogą po wyślizganych kamieniach, które w przypadku dużej wilgotności i/lub deszczu robią się jeszcze bardziej niebezpieczne do wchodzenia i schodzenia.

80. Wpis: Żar
Wnioski:

  • Fajnym pomysłem na urozmaicenie wycieczki dzieciom jest zabawa w poszukiwanie skarbów, np. poprzez przygotowanie mapy lub skorzystanie z gotowych pomysłów z internetu lub aplikacji. Trzeba jednak liczyć się z tym, że podróż i tak będzie dużo dłuższa, niż zakładają to mapy.
  • W przypadku mojego Robalka (8 miesięcy) maksymalny czas spokojnego przebywania w nosidle wynosi jakieś 2 godziny.

81. Wpis: Modyń
Wnioski:

  • Chodzenie poza szlakiem jest możliwe, jeśli nie jest się na terenie parku narodowego lub krajobrazowego, czy też innego rezerwatu. Mi najwięcej frajdy sprawia to zimą.
  • Jeśli nie chce się chodzić zbyt dużo asfaltową drogą, dobrze wcześniej dokładnie przyjrzeć się planowanej trasie.

82. Wpis: Gorc
Wnioski:

  • Po długim okresie bezruchu nawet łatwa z pozoru trasa może dać się we znaki, więc dobrze mierzyć siły na zamiary.
  • Idąc na wschód słońca trzeba liczyć się z tym, że dojdzie się na miejsce długo przed czasem, co zwłaszcza w zimie może być kłopotliwe. Dobrze jest mieć po drodze jakieś miejsce, gdzie można się schować i poczekać w cieplejszych warunkach (np. chata, schronisko).

83. Wpis: Diabelski Kamień
Wnioski:

  • Nie trzeba jechać bardzo daleko, żeby przejść się fajną trasą. Często blisko znajdujące się miejsca mogą pozytywnie zaskoczyć.
  • Ponownie, 2 godziny to raczej maksymalny czas, jakie niemowlę może spędzić w nosidle.

84. Wpis: Kotarnica, Romanka, Trzy Kopce, Pilsko
Wnioski:

  • Wybierając się zimą na dłuższą trasę, zwłaszcza nocą, lepiej mieć zapakowane dodatkowe okrycie oraz koc termiczny, termos z gorącą herbatą, power banki, dodatkowe baterie do latarki, optymalnie piankę do siedzenia.
  • Trasa zimą może zająć zarówno więcej czasu, niż się planuje, jak i mniej. Jeśli idzie się w takich warunkach na wschód słońca, trzeba liczyć się z tym, że będzie trzeba czekać na niego na mrozie przez długi czas, a będąc w bezruchu bardzo szybko traci się ciepło. Warto planować trasę tak, aby na miejscu było miejsce, w którym można chwilę przeczekać (chata, schronisko).
  • W poszukiwaniu kameralnych warunków do oglądania wschodu warto rozejrzeć się za mniej popularnymi szczytami oraz rozważyć wybranie się w środku tygodnia. Babia Góra w weekend przypomina dworzec.
  • Widoki, które oferuje zimowy szczyt przy wschodzie rekompensują wszystkie trudy wycieczki, i to z nawiązką.

-------
W kolejnej części wyprawy małe i duże. Stay tuned

#gory #podroze #wedrujzhejto #pasja
4b687fa8-cfbd-4554-888e-bb8009eaaaa0

Zaloguj się aby komentować

Ale mi się przypomniało N game, najlepsza gra przeglądarkowa jaką znam. Kiedyś po wielu bojach przeszedłem całą, czas sobie odświeżyć ten tytulik

#gry #darmowegry #grywebowe
120b0b04-0683-49f4-a3b7-6b5718b0482e
hellgihad

@Piechur Ale się w to ograłem na studiach xD

koszotorobur

@Piechur - ile nerwów na tej grze zjadłem


BTW to wrzuciłem kilka staroci na tag #flash.

Piechur

@koszotorobur Będę przeglądać, dzięki

Quassar

@Piechur jeszcze ta co trzeba było światło przez pryzmat rozszczepić i przeprowadzić do odpowiedniego punktu .

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Na poprawę poniedziałkowego humoru chciałbym Wam pokazać zdjęcia z najładniejszego wschodu, jaki do tej pory widziałem. Zapraszam i zachęcam do obserwowania #piechurwedruje
---------
Szczyty: Kotarnica, Romanka, Trzy Kopce, Pilsko (Beskid Żywiecki)
Data: 16/17 marca 2023 (czwartek/piątek)
Staty: 27km, 8h15, 1.500m przewyższeń

Miałem zaplanowane to wyjście od dłuższego czasu jako kontrę do obleganej Babiej Góry, na której wschód oglądałem dwa razy i zawsze było gęsto od ludzi. Śniegu w mieście dawno nie było, ale kamera ze schroniska na Rysiance pokazywała piękny, biały krajobraz, więc wiedziałem, że jest po co jechać. W końcu trafiły się również perfekcyjne warunki pogodowe, także stwierdziłem, że nie ma co czekać i około 22 wyjechałem do Sopotni Wielkiej, z której planowałem startować.

Na miejscu również nie było śniegu, ale za to widziałem spore stado saren pasących się leniwie na jednej z dużych polan (a może pól?) znajdujących się przed miejscowością. Włączyłem latarkę i spojrzałem na zegarek: za 20 minut miała wybić północ. Ruszyłem w drogę obawiając się trochę, że mogę nie zdążyć na wschód, nie wiedziałem bowiem, na ile spowolnią mnie warunki na trasie.

Czarnym szlakiem wszedłem na Kotarnicę. Podejście dawało trochę w kość, zwłaszcza na początku, na szczęście kondycyjnie byłem nieźle przygotowany i po 20 minutach czułem się już fajnie. Gdzieś na początku widziałem między drzewami świecące oczy saren i był to ostatni raz, gdy na trasie zobaczyłem jakieś zwierzę (co nie znaczy, że zwierzęta nie widziały mnie). Jakoś na 950 metrach wysokości pojawił się też śnieg, którego przybywało z każdą chwilą, także byłem bardzo zadowolony. Niebo było bezchmurne, dzięki czemu mogłem podziwiać jarzące się na nim piękne gwiazdy.

Była 1:30 kiedy doszedłem na Romankę. Las, który przemierzałem, był piękny: biały, surowy, nieprzenikniony. Niestety, nie byłem w stanie się długo zachwycać tymi warunkami, bo w głowie rozbrzmiewała mi melodia jednej z piosenek, które namiętnie słuchała w tamtym czasie moja Mysza - nie byłem w stanie jej wyłączyć przez kolejną godzinę marszu. Zszedłem do Hali Łyśniowskiej, a następnie zacząłem wchodzić wzdłuż Hali Pawlusiej kierując się do schroniska na Rysiance, gdzie zaplanowałem swój pierwszy postój. Warunki sprzyjały temu, żeby zobaczyć ze szlaku, co też zrobiłem i musiałem chwilę szukać właściwej drogi.

Ostatnie kilkadziesiąt metrów do schroniska szedłem już bardzo powoli: byłem zmęczony i głodny, czułem, że muszę odpocząć. Sień była na szczęście otwarta, więc rozebrałem się z kurtki, skorzystałem z toalety i sprawdziłem, jak stoję z czasem. Okazało się, że tempo miałem aż nazbyt dobre, i żeby nie marznąć niepotrzebnie na szczycie w oczekiwaniu na wschód musiałem przeczekać w schronisku kolejną godzinę, po której poszedłem na Halę Cebulową.

Po drodze musiałem przejść przez kilka szczytów (Trzy Kopce, Palenicę, Munczolik), ale nic z tego nie pamiętam, mój mózg musiał przejść chyba w tryb uśpienia, skupiając się tylko na tym, żeby iść dalej. Dotarłem do punktu widokowego pod Kopcem, z którego rozpościerała się przepiękna panorama na Beskid Żywiecki. Niebo zaczęło się już rozjaśniać, żarząc się pasem czerwieni i pomarańczy na wschodzie.

Zacząłem wspinać się na Pilsko. Podejście było strome, śliskie i ciężkie, jednak zdecydowałem się nie zakładać raczków, bo miałem dużo czasu na powolne zdobywanie wysokości, a będąc w ruchu nie czułem zimna. Widoki zapierały dech w piersiach, a ja cieszyłem się jak dziecko, nie mogąc uwierzyć swojemu szczęściu. Księżyc, którego wypatrywałem na niebie od początku wycieczki, pojawił się w końcu, wychodząc zza szczytu spomiędzy oblepionych śniegiem drzewek. Po lewej stronie towarzyszył mi ośnieżony cycek Babiej, a po kilku chwilach moim oczom ukazały się Tatry. Widoki iście niebiańskie.

Śnieg skrzypiał pod butami, a ja szedłem dalej, czując się jak w bajce. Doszedłem do ołtarza znajdującego się na Pilsku i szybko ubrałem dodatkową bluzę, ponieważ do wschodu miałem jeszcze jakieś pół godziny. Wystarczyło 5 minut bezruchu, żeby zimno wkradło się pod ubranie, więc zacząłem krążyć po szczycie. Poza mną był tylko jeden turysta, a później dołączyły jeszcze trzy osoby, także warunki były kameralne. Wreszcie pojawiło się oczekiwane słońce, wschodząc między Babią a Tatrami, rozlewając się po okolicy ciepłym światłem, które nadawało śniegowi różowego odcienia. Widok był niesamowity, nie zapomnę go nigdy. Na kilka chwil udało mi się zupełnie zapomnieć o wszystkich stresach, o tym, że muszę coś robić, że muszę gdzieś pędzić. Zamiast tego trwałem w tamtym momencie, rozkoszowałem się nim, czując cudowny spokój.

Poza spokojem zacząłem też niestety coraz dotkliwej czuć zimno, więc założyłem na nogi raczki i rozpocząłem drogę powrotną. Komfort chodzenia poprawił się momentalnie i nie wyobrażam sobie schodzenia w tamtych warunkach bez nich. Idąc zerkałem jeszcze w prawo, odwzajemniając słońcu promienne uśmiechy i ciesząc się z tego, że zdecydowałem się tam przyjechać.

Dość szybko znalazłem się przy schronisku na Hali Miziowej, jednak było zamknięte. Zdjąłem raczki i kontynuowałem schodzenie zielonym szlakiem. Na tej wysokości śniegu dalej było sporo i las wyglądał fantastycznie. Doceniałem jego kolory tym bardziej, bo jeszcze kilka godzin wcześniej szedłem nim w ciemnościach rozświetlanych jedynie czołówką.

Z przełęczy Buczynka poszedłem czarnym szlakiem przez Halę Uszczawne. Słońce grzało już bardzo mocno, więc kurtka i dodatkowa bluza wylądowały w plecaku, podobnie jak rękawiczki i czapka. Droga robiła się coraz bardziej błotnista, a śnieg leżał tylko gdzieniegdzie rozległymi plackami. W pewnym momencie poczułem w uszach zmianę ciśnienia i próbowałem się jej pozbyć ziewając mocno. Okazało się to bardzo złym pomysłem - w uchu coś strzeliło i zaczęło bardzo boleć, zwłaszcza przy przełykaniu. Niestety, dokuczało mi jeszcze przez kolejny tydzień, a apogeum bólu przypadło na kolejny dzień, ale cóż, widocznie taka musiała być cena tej wyprawy.

W końcu doszedłem do przełęczy Przysłopy, z której żółtym szlakiem zszedłem do samochodu. Wróciłem do domu około godziny 10, wypiłem podwójną kawę i podpiąłem się do pracy. Czytając maile i odpisując na pytania czułem się jakbym wrócił z innej planety. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy nocne wydarzenia i wschód, który widziałem, były realne. Na szczęście miałem i mam piękne zdjęcia, które były dla mnie potwierdzeniem, że wszystko wydarzyło się na prawdę. Bardzo lubię wracać pamięcią do tej wycieczki, do tej pory uważam ją za jedną z najlepszych, na jakich byłem i gorąco polecam wszystkim przejście tej trasy.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidzywiecki #wschodslonca
ab6e9695-10f9-4d91-9149-75db8cb757a2
0ab9b3a1-fe86-4bf0-908f-b2463f63c27b
5604a46e-3679-4676-9ecf-9bb41d1d6dd6
21549e2c-c0b1-476c-9a1a-b4e4bdc4ad71
9f34a55a-ce51-4bd6-833f-43c3bfc09352
Piechur

Tu nagranie ze szczytu: link.

Byk

,,Cukierek" ten podzielny wschód z księżycem między drzewami, coś pięknego!

Zaloguj się aby komentować

Pogoda nie mogła być lepsza dzisiaj

#piechurnatrasie

#gory #wedrujzhejto #beskidwyspowy
3426931d-ac99-46c3-b134-c982cebb019c
tyci_koks

@Piechur o jeju! Pamiętam te kwiatki z dzieciństwa! Babcia miała je na ogródku


Za tydzień też będę "piechurować"

Liczę na dobrą pogodę !

Mr.Mars

@Piechur też mam takie kwiatki

ddd9faea-c94f-4401-bbfa-7b5cb3290349
Piechur

@tyci_koks @Mr.Mars Sporo było tego na trasie, białe też (Ciecień, szlak niebieski przed szczytem od strony wschodniej.)

Zaloguj się aby komentować

**Siema, **

Sprawdzam sobie apkę i na razie wygląda świetnie 😀 Póki co mam trzy uwagi:

1. Sekcja "Komentarze" w profilu ładuje się bardzo długo, mi się osobiście nie chciało czekać, aż zaciągnie dane. Nie wiem czy apka próbuje zassać wszystkie na raz, czy robi to w jakichś batchach?
2. Przy przewijaniu treści na swoim profilu nie widać informacji, w której sekcji jesteśmy. Sugerowałbym, żeby elementy zaznaczone na drugim screenie na czerwono były blokowane na górze tak jak jest to widoczne na zrzucie.
3. Przy dodawaniu komentarza ze zdjęciem zajmuje ono dużą część ekranu (screen 3). Osobiście bardziej odpowiada mi rozwiązanie na przeglądarce, gdzie wszystkie zdjęcia są miniaturami i widać więcej pisanego tekstu.

To tyle ze wstępnych obserwacji. Mi się tak czy siak podoba, pewnie się w końcu przerzucę 🙂

#hejto #aplikacja @hejto
e26850af-7933-42e6-891f-3f1dde0baf63
fd097ffa-1965-4ae7-a9ec-26206f655d17
25aae50f-732e-4918-ba61-edaddf14f134
Piechur

O, pogrubiony tekst wyświetla z gwiazdkami (screen). Ciekawe jak resztę formatów:

Pogrubienie

Pochylenie

Cytat

DiscoKhan

@Piechur **siema** - test

Zaloguj się aby komentować

Siema,
#piechurwedruje prezentuje: kamień.
---------
Miejsce: Diabelski Kamień (Pogórze Wielickie)
Data: 3 maja 2024 (piątek)
Staty: 9km, 2h30, 390m przewyżyszeń

Miałem duże ciśnienie, żeby przetestować, czy mój dziewięciomiesięczny Robalek wytrzyma ze mną trasę w góry solo, bez mamy, a tak na prawdę: czy wytrzymam ja. Pogoda była świetna, więc szybko spakowałem do plecaka niezbędne rzeczy dla młodej i ruszyłem w stronę Sułkowic, do których miałem 30 minut jazdy, co było optymalną odległością na taki wypad.

W miejscu, z którego zaczynała się trasa, był duży parking, na którym zostawiłem samochód. Zapakowałem Robaczka do nosidła i ruszyłem żółtym szlakiem, narzucając sobie szybkie tempo, żeby wycieczka trwała możliwie najkrócej. Początkowy etap prowadził odsłoniętą drogą, a że słońce grzało mocno, nie mogłem się doczekać, żeby wejść do lasu.

Od momentu, gdy wkroczyłem między drzewa, zaczęło się zaskakująco ostre podejście. W pewnym momencie trzeba było się wręcz prawie wspinać po wystających głazach i korzeniach. Tempo, które sobie na początku ustawiłem, szybko zmalało. Czułem, że opadłem z sił, sapałem jak lokomotywa, ale parłem naprzód. Brak kondycji mścił się strasznie.

Po tym fragmencie było już łagodniej i zrobiło się mega przyjemnie. Bardzo podobał mi się las, którym szedłem: intensywnie zielony, z liśćmi rozświetlanymi przez słońce, przyjemny i spokojny. Robak spał w najlepsze ukołysany rytmicznym krokiem, wszystko szło zgodnie z planem.

Doszedłem do skrzyżowania, przy którym trzeba było odbić na Diabelski Kamień. Trasa zaczęła gwałtownie opadać, droga była usiana kamieniami, więc na wszelki wypadek asekurowałem się kijkami. Wkrótce doszedłem do wspomnianego kamienia, który był znacznie większy i ciekawszy niż się spodziewałem. Las wokół niego był jakby trochę inny, niż ten, którym szedłem: przypomniał mi trochę lasy nadmorskie i spodziewałem się, że zaraz zobaczę wydmy i usłyszę szum fal.

Na miejscu przebrałem i nakarmiłem córę, po czym rozpocząłem drogę powrotną, a więc ponownie czekała mnie wspinaczka, a później już zejście do samochodu. Młoda zaczęła się wiercić i kwękać, więc przez cały czas musiałem śpiewać jej piosenki. Po drodze minąłem sporą grupę emerytów, która dopiero zaczynała wspinaczkę, czym byłem pozytywnie zaskoczony, ale też trochę im współczułem, bo wiedziałem, co jeszcze przed nimi.

Ostatni fragment musiałem już nieść młodą na rękach, bo zaczęła w sposób bardzo wokalny wyrażać swoje niezadowolenie. Po raz któryś okazało się, że jej limit czasowy na taką wycieczkę w nosidle wynosi 2 godziny. Do domu wracałem bardzo zadowolony, ponieważ misja zakończyła się sukcesem, otwierając nowe możliwości na spędzenie wspólnie czasu i danie żonie chwili na oddech. Wiem, że kiedyś wrócę w tamte rejony, bo oprócz tego, że mam blisko, to jest tam zwyczajnie ładnie.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #pogorzewielickie
40cc6ab5-6395-4bd4-b2ef-0df97b64542b
456a39f1-e450-4867-a734-12c7bfd50d67
15ce6df2-e0fe-4be0-a91d-8a033c281e01
b57276e7-8f59-4ee9-be8e-4b3b94d1eac0
115368fe-236f-4873-a822-4ea4e4f410ff
madderdin

Jak młoda będzie starsza, to możesz tam wybrać się jeszcze raz korzystając z tej stronki, mają zadania które dzieciaki wykonują po drodze (przy czym tutaj startuje się z Rudnika ale jak dojechałeś do Sułkowic to praktycznie wszystko jedno) a na koniec znajdują skarb ukryty na Diabelskim Kamieniu 😁 https://questy.org.pl/quest/legendy-diabelskiego-kamienia

A no i od Rudnika podejście jest dużo lżejsze, u mnie 3 i 6 ogarnęły wyjście na spokojnie samodzielnie

Piechur

@madderdin Słyszałem już o tych questach, brzmi na super sprawę Wezmę starszą, na pewno będzie zadowolona

madderdin

Z dzieciakami bardzo polecam przejść się na Magurki przez Dolinę potoku Jaszcze 😁

Zaloguj się aby komentować

Siema,
W #piechurwedruje po raz trzeci wracamy na Gorc. To już setny wpis na tagu, więc małe święto
---------
Szczyt: Gorc (Gorce)
Data: 29 grudnia 2023 (piątek)
Staty: 10km, 3h30, 640m przewyżyszeń

Na ten krótki wypad na wschód dał się namówić jeden z moich kolegów, z którym znam się jeszcze z podstawówki. Plan był prosty: szybko wejść, szybko zejść i wracać do żony i dzieciaków. Trasę rozpoczęliśmy z miejscowości Zasadne o 5:20 kierując się na Gorc Kamienicki. Było ciemno, mroźno, a ja już po pięciu minutach marszu wiedziałem, że to będzie ciężkie wejście - szybko złapałem zadyszkę, uda miałem jak z waty i ogólnie było do kitu.

Szlak prowadził cały czas dość stromo pod górę, w połowie wypłaszczając się na krótkim odcinku. Kolega zasuwał bez kłopotu, a ja wlekłem noga za nogą próbując nie umrzeć. Niestety, ostatni konkretny wypad zaliczyłem kilka miesięcy wcześniej i brak rozruszania okrutnie się mścił.

Po godzinie wspinaczki byliśmy na polanie przy Gorcu Troszackim, z którego widać już było wieżę widokową. Znaleźliśmy się tam trochę za szybko, bo wschód miał być dopiero za kolejną godzinę, dlatego postanowiliśmy przeczekać ten czas w znajdującej się niedaleko chacie. Okazało się, że nocowało w niej dwóch innych wędrowców, których chyba obudziliśmy naszym przybyciem. Zaparzyłem sobie kawę na kuchence, posiedzieliśmy jeszcze chwilę i wkrótce ruszyliśmy dalej.

Na wspomnianej polanie leżały spore placki śniegu, pod wieżą również było go sporo. Było ślisko, ale nie opłacało się zakładać raczków ani nakładek ze względu na krótki odcinek, jaki dzielił nas od szczytu. Weszliśmy na wieżę, z której rozpościerał się piękny widok na Tatry. Niestety, było pochmurno i wschodzącego słońca nie było nam dane zobaczyć.

Do samochodu zeszliśmy idąc przez Wierch Bystrzaniec. Mimo chmur czuć było, że słońce fajnie przygrzewa. Ścieżka była błotnista i w wielu miejscach pokryta lodem - kilka razy niewiele brakowało, żebyśmy wywinęli orła. Wkrótce dotarliśmy do Zasadnego i znajdującego się tam auta.

Mimo tego, że przez kiepską formę wchodziło mi się beznadziejnie, byłem bardzo zadowolony z wycieczki. Trasa była spoko, chociaż jednak można było się na niej zasapać nawet przy dobrej kondycji: w 5km zdobywa się tam 640m. W każdym razie, rok 2023 został ładnie domknięty, czym przyszło mi się żywić przez kolejne 3 miesiące górskiej abstynencji.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce
8c15e405-2a51-493b-b472-9c1d903a734c
4a013d53-e668-42bc-b692-654679490511
899ffb7e-6188-46b1-8d3a-a033ae7fad1d
b0dad52c-2907-4af6-872d-59b9b9b62902
Piechur

Tatry, których zapomniałem wrzucić.

a16be03d-148f-486e-9569-e88d0457e18c

Zaloguj się aby komentować

Z okazji Dnia Dziecka mój Myszor zażyczył sobie rejsu po Wiśle, więc wsiedliśmy na łajbę o nazwie Nimfa i odbyliśmy nią godzinną podróż. Gunwo i strata pieniędzy, nie polecam xD
Jakby kogoś bardzo jednak cisnęło, żeby odwiedzając Kraków popłynąć Wisłą, to chyba lepsze będą taksówki wodne albo coś gabarytowo podobnego, niż ten pływający kloc pełniący funkcję wabika na niemieckich emerytów.

#krakow #czaswolny
18125550-c663-40b4-bed9-6765a9b3f1b5
cyber_biker

@Piechur Mogłeś ją zabrać na rejs po Renie, nie bądź takim dusigroszem (° ͜ʖ °)

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Zapraszam na nocnego #piechurwedruje
---------
Szczyt: Modyń (Beskid Wyspowy)
Data: 28 lutego/1 marca 2023 (wtorek/środa)
Staty: 9.5km, 3h45, 530m przewyżyszeń

W jednym z wcześniejszych wpisów wspominałem podejście na Modyń od strony miejscowości Młyńczyska, które nie zrobiło na mnie wrażenia, bo większa część trasy prowadziła asfaltem. Tym razem postanowiliśmy z tatą zdobyć tę górkę z drugiej strony wychodząc z miejscowości Zbludza.

Początek trasy nie zapowiadał się ciekawie: znów trzeba było iść asfaltową, a później utwardzoną osiedlową drogą (poza krótkim fragmentem prowadzącym między drzewami). Dopiero po 2 kilometrach, a więc w połowie drogi na szczyt, weszliśmy w las. Ziemia była twarda, grudowata i kamienista, na szczęście im wyżej wchodziliśmy, tym więcej było dookoła śniegu, aż w końcu sięgał nam momentami po kostki.

Las był przyjemny, zimny i cichy. Przedzierając się przez powalone drzewa blokujące ścieżkę oraz klucząc chwilę w poszukiwaniu szlaku dotarliśmy na szczyt. Śnieg rozkosznie skrzypiał pod butami, gdy zbliżaliśmy się do wieży. Weszliśmy na jej szczyt, ale rzecz jasna w ciemności nie było wiele widać, poza zarysami okolicznych szczytów widocznych w świetle księżyca. Po krótkiej przerwie na herbatę udaliśmy się do Małej Modyni.

Podczas schodzenia znienacka zaatakowało nas zimno - obydwoje poczuliśmy, jak w jednej chwili temperatura spadła o kilka stopni. Dziwne to było wrażenie, bo byliśmy w ruchu. W każdym razie minęliśmy Małą Modyń i po kilkuset metrach zeszliśmy ze znakowanego szlaku, żeby pobuszować trochę na dziko po ośnieżonym lesie. Trasa, którą zamieszczam, jest przybliżona, bo mapy nie pozwalają prowadzić jej przez miejsca, które nie są oznaczone jako drogi.

W oryginale poszliśmy kawałek dalej utwardzoną nawierzchnią i skręciliśmy w las dopiero przy wierzchołku o wysokości 765m. Nie było to wygodne zejście: trzeba było przedzierać się przez gęste krzaki, a potem schodzić dość stromym zboczem aż do Zbludzkiej Rzeki, która miejscami dalej była skuta lodem. Z tamtego miejsca do samochodu było już kilkanaście minut. Dla taty nie był to koniec wędrówek na tę noc, bo chciał koniecznie pójść jeszcze na Lubań, więc podrzuciłem go do Przełęczy Knurowskiej, a sam z lekkim niedosytem wróciłem do domu by urwać trochę snu przed czekającą mnie za kilka godzin pracą.

Podsumowując, podejście niebieskim szlakiem ze Zbludzy było fajniejsze niż z Młyńczyska, ale nadal za dużo było w nim asfaltu. Jeśli miałbym jeszcze kiedyś odwiedzać ten szczyt, to raczej zdecydowałbym się na szlak żółty, który według map cały czas prowadzi lasem.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
22870d82-1b1b-4e24-b4b7-f7fa8e2757ed
91749115-8023-47ee-a1d9-e69a46e03704
f195b80f-abb9-4ade-871c-440bbdf5dbec
b95cb45b-86f2-41ab-8035-346ff7c6958d
b19519ea-1f76-41d1-95c5-704e322c1f7d
ElegantiaGallia

Pierwsze foto spoko na koszulkę

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dziś w #piechuroglada kupa.
----------
Tytuł: King Arthur: Legend of the Sword
Reżyseria: Guy Ritchie
Moja ocena: 1.5/5

Po śmierci króla, tron Anglii przejmuje jego brat, wprowadzając rządy terroru. W międzyczasie Artur, prawowity spadkobierca korony, nie będąc świadomym swojego pochodzenia, dorasta w zamtuzie, wyrastając na przywódcę lokalnego gangu. Pojawienie się magicznego miecza wprowadza w ruch serię zdarzeń, których efektem ma być uwolnienie Anglii od tyrana.

Wyjdę na pana marudę, ale trudno: ten film był tak głupi, tak niesamowicie idiotyczny, że głowa mała. Ja rozumiem, że to miało być przygodowe kino, ale żeby było przynajmniej wciągające, interesujące, żeby był jakiś punkt zaczepienia... A tu jakieś dziwne przyspieszenia fabuły, sceny z dupy, wkurzający i chaotyczny montaż. Antypatyczny bohater, którego za cholerę nie da się lubić, bez względu na jego historię i "rozwój". Aktorsko mega średnio, żeby nie powiedzieć źle, i tylko Jude Law jakoś się jeszcze starał. Efekty komputerowe słabe i strasznie męczące, zwłaszcza przy scenach walk, które miały być chyba tymi momentami "WOW!", a wyszły tak, że chciało mi się rzygać. Ogólnie dramat i w sumie szkoda szczempić ryja, tylko muzyka dawała radę. Oglądając takie obrazy utwierdzam się tylko w przekonaniu, że Hollywood to ogromna maszyna do prania pieniędzy, bo nie wierzę, żeby tej produkcji przyświecał jakikolwiek inny cel. Nie polecam nikomu. No dobra, dwunastolatkom powinno się spodobać.

#filmy #kino #recenzja #przygodowy
1e8f3c4a-517e-4dcc-9575-02c6fa589c84

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dzisiaj w #piechurwedruje opowiem o krótkiej trasie w sam raz na rodzinną wycieczkę. Zapraszam
---------
Szczyt: Żar (Pogórze Wielickie)
Data: 13 kwietnia 2024 (sobota)
Staty: 5.5km, 2h50, 185m przewyżyszeń

Pisałem już kiedyś o tej krótkiej wycieczce w ramach posta o kreatywnym spędzaniu czasu z dzieckiem, dzisiaj tylko trochę rozwinę temat.

Do Kalwarii wybraliśmy się z żoną, dzieciaczkami i babcią, żeby wykorzystać piękną, słoneczną pogodę na coś innego, niż siedzenie pod blokiem. Trasa z założenia miała być niedługa i z małą liczbą przewyższeń, tak żeby nie zajechać młodszej córy, którą miałem nieść w nosidle na brzuchu. Mój wybór padł na Kalwarię Zebrzydowską, ponieważ była niedaleko (ważny czynnik), ale też dlatego, że na trasie było kilka charakterystycznych miejsc, które idealnie nadawały się do naniesienia na mapę skarbów, którą przygotowałem dla mojej czterolatki.

Po dojechaniu na miejsce podrzuciłem zwiniętą mapę koło samochodu, także szybko została znaleziona i rozpoczęła się wyprawa tropem lądowych piratów. Młoda od razu złapała bakcyla i z podnieceniem pokazywała budynki, znajdujące się po drodze. Fantastycznie było oglądać, jaką radochę jej to sprawia, ale najważniejszą rzeczą było to, że w ogóle nie narzekała na bolące nóżki, zmęczenie czy nudę - a o to właśnie chodziło.

Trasa była bardzo przyjemna. Piękny, gęsty i intensywnie zielony las, rozświetlany przez ciepłe słoneczne promienie, był jak balsam dla zmysłów. Na całym odcinku do góry Żar były tylko dwa miejsca, w których było nieco stromiej - na początku, przed Kościołem Ukrzyżowania, oraz pod sam koniec, przy podchodzeniu na "szczyt". W tych dwóch momentach wolałem asekurować babcię, bo podłoże było nierówne, z wystającymi z niego głazami i kamieniami.

Wrażenia z wycieczki w każdym razie były fantastyczne. Po drodze było dość miejsc, żeby się zatrzymać (np. na obowiązkowe karmienie Robalka), a nawet zobaczyć jakieś widoczki z zaznaczonego na mapie punktu widokowego, który znajdował się nad małą skarpą powstałą chyba w wyniku osuwiska.

Podsumowując: trasa była przyjemna, niewymagająca, w sam raz na rodzinny spacer. Jednak pomimo, że Mysz szła dzielnie, wycieczka i tak zajęła dwa razy dłużej, niż pokazywały to mapy. Robalek pod koniec też już mocno się niecierpliwił i po raz kolejny okazało się, że jej limit na bycie spokojną w nosidle wynosi jakieś 2 godziny. I tak mogę śmiało polecić to miejsce: mi się podobało i uważam, że warto się tam przejechać na przyjemny spacerek.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #wycieczka #podroze #wedrujzhejto #pogorzewielickie #fotografia
d923e356-8ba4-4ac7-ac92-491b9b63393d
ddb9666d-f854-45ae-97a2-00ee3f84b5c2
41951743-f5af-408c-9ba4-26887051f773
2ab8c262-aaff-4d15-a604-31e56129a880
863d8b24-29f6-4adf-bf1e-e9234937196d
Vintorez

@Piechur a to akurat moje rewiry😉 to osuwisko o którym wspomniałeś to dawny kamieniołom, przy przejrzystym powietrzu widać stamtąd Tatry. Fajne miejsce na ognisko. Kawałek wyżej od tego miejsca znajduje się grodzisko "Bugaj" oraz ruiny zamku Skrzyńskich. W praktyce po Grodzisku nie ma ani śladu poza pamiątkową tablicą, a po zamku zostały może gdzieniegdzie kawałki murków sięgających do kostek. Czyli nic godnego uwagi dla oczu, ale świadomość że to tam było to juz COŚ:) na miejscu Grodziska robiliśmy rok temu noc kupały z obowiązkowymi białymi strojami, dziewczyny z wiankami i miód do picia, w tym roku może też się uda. Poza tym warto przy wizycie zwiedzić troszkę więcej kalwaryjskich dróżek, jest tego sporo u podnóży klasztoru, bardzo spokojne, zielone i zadbane drogi spacerowe sprzyjające kontemplacji. Tylko szukając ciszy i spokoju lepiej unikać większych świąt kościelnych bo bywa wtedy tłoczno w okolicy😉

Piechur

@Vintorez Dzięki za wiele ciekawych informacji Ta noc kupały brzmi świetnie - robicie to ze znajomymi, czy to jakaś większa miejscowa impreza?

Vintorez

@Piechur To taka nasza prywatna, spontaniczna inicjatywa. Bo oficjalnie to wiesz, tuż nad klasztorem, takie gusła... panie, kto to widzioł...

Zaloguj się aby komentować