520 + 1 = 521
Tytuł: Wędrująca Ziemia
Autor: Cixin Liu
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380624917
Liczba stron: 496
Ocena: 7/10
Bez przedłużania przejdę do opisywania.
Pierwsze opowiadanie, od którego zbiór wziął swoją nazwę, było mało angażujące, a wydarzenia pędziły zbyt szybko i po łebkach, by zastanowić się nad ich przebiegiem i znaczeniem; na tym też skończę.
Drugie z kolei, zatytułowane "Góra", zrekompensowało z nawiązką nijakość pierwszego. Podzieliłbym jego treść na dwie części: osobistą i obszerną - obie zostały świetnie przedstawione i współgrają ze sobą jak dobrze naoliwiony mechanizm. Nie zamierzam pisać o wydarzeniach, by każdy chętny doświadczył tego samemu, ale powiem tylko, że aspekt odwróconej analogii dla części obszernej to coś wspaniałego. Nie zliczę ile razy robiłem tak jak facet ze znanej templatki "white guy blinking".
Następne również trzyma poziom. W mojej interpretacji otrzymujemy zestawienie dwóch różnych dróg do, koniec końców, podobnego celu - spełnienia. Chodzi mianowicie o: 1. niewielkie aspiracje, ale z drugiej strony zwyczajne robienie swojej roboty wsparte czasem znajomościami i łutem szczęścia oraz 2. uparte dążenie do celu, poświęcanie właściwie wszystkiego, niestety bez rezultatu, aż już na skraju nadziei i beznadziei los postanawia się odwrócić. Z jednej strony przedstawiona historia może się wydawać trochę naciągana, z drugiej paradoksalnie nie aż taka nierzeczywista, poza tym fajnie czasem przeczytać coś, gdzie bohaterom po prostu wychodzi, a sam nastrój jest w głównej mierze pozytywny. Taki tekst, żeby się cieplej zrobiło, w mojej opinii.
W czwartym opowiadaniu ze stereotypowego wręcz przedstawienia superzabójcy, jego drogi do wielkości i otrzymania ultymatywnego zadania przechodzimy, poprzez malutki zwrot akcji, do niepokojącej i depresyjnej rzeczywistości. To właściwie wszystko.
Klątwa 5.0 nie ma po prawdzie nic ciekawego do zaoferowania poza zdystansowanym self-insertem autora oraz pięknym podsumowaniem stanu społeczności czytelników, które często przewija się we wszelakich dyskusjach: "twarde scifi dla twardych facetów, miękkie sajfaj dla nastolatek". W sumie zabawne.
Szósty tekst ma nacechowanie słodko-gorzkie, ale im dalej, tym pozytywniej. Zakończenie inne niż się spodziewałem. I jest tam niewielki błąd: dwutlenek wodoru zamiast (mono)tlenku diwodoru.
O siódmym nie mam za bardzo co pisać poza tym, że bawi się oczekiwaniami czytelnika, zawiera całkiem zabawny twist oraz trochę przewidywalne i sztampowe zakończenie, co jednak nie przeszkadza mu spełnić swojego zadania.
Ósme jest bodaj najbardziej przyziemne - w głównej mierze skupia się na wzajemnej relacji członków rodziny i nowego przybysza. Niezgoda, złość, wykorzystywanie to częste elementy tego tekstu, ale później pojawiają się też zgoda i zrozumienie. Koniec końców wszystko zatacza wielkie koło. Na pewnych poziomach trafia w odpowiednie tony.
Dwa ostatnie są o dziwo lekko powiązane. O pierwszym z nich nie napiszę wiele, bo jego rdzeń jest - jakby to nie brzmiało - blisko powierzchni. Można z niego wynieść, że warto się cieszyć małymi rzeczami.
W ostatnim natomiast na początku trochę zbił mnie motyw zemsty, ale paradoksalnie im dlużej nad nim myślałem, tym wydawał się mieć więcej sensu niż jego odpowiednik w naszym świecie (mianowicie zemsta na dzieciach za błędy rodziców "bo tak", gdzie w tekście mamy sytuację odwrotną, a w niej wchodzi kwestia wychowania i ukształtowania młodego człowieka). Do tego standardowo kriogenika, przespanie największych burd i skokowy postęp technologiczny, gdzie rzeczy te umożliwiają zrealizowanie ww. elementu.
No i jak to u Cixina bywa, znowu liczby (w 9. opowiadaniu): 15km/h*20h=300km, tyle że wcześniej była mowa o 3000km. Klątwa jakaś.
Zbiór całkiem równy, dla mnie zdecydowanie najlepsza była "Góra", trochę za nią "Słońce Chin", najsłabsze z kolei opowiadanie tytułowe, reszta dosyć standardowa.
Ot, zwyczajnie ok pozycja, co nie zmienia faktu, że i tak jedna z lepszych pośród dotychczas przeczytanych przeze mnie zbiorów opowiadań.
Przygoda z Liu skończona, po "Mrówki" nie sięgam, a ta abominacja Baoshu mi nawet przez myśl nie przeszła.
Wygenerowano za pomocą
https://bookmeter.xyz
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #cixinliu #rebis