Zdjęcie w tle
Cerber108

Cerber108

Tytan
  • 113wpisy
  • 488komentarzy
680 + 1 = 681

Tytuł: Gorączka Ciboli
Autor: James S.A. Corey
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788366065307
Liczba stron: 592
Ocena: 6/10

Bez wstępów. Na początku motywacje dwóch głównych ugrupowań były mniej więcej na równi sensowne i sprawiedliwe, jednak im dalej w las, tym bardziej wszyscy się radykalizowali, prowadząc do niewytłumaczalnych aktów przemocy. Prym w tym wiódł tutaj facet wyłaniający się na przestrzeni stron na - nazwijmy go - głównego złola tego tomu, którego zacietrzewienie osiągnęło tak abstrakcyjne wartości, że po prostu nie da się go nie nienawidzić. Nie zdziwiłbym się, gdyby ta agresja została później wytłumaczona w jakiś nienaturalny sposób, bo na początku konflikty były zrozumiałe i jako tako obrazowały umiejętność ludzkości do skakania sobie do gardeł nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach, ale później wszystko wydawało się wręcz przerysowane. A może po prostu nie doceniam naszego gatunku?
Gdyby wspomniany już aspekt "niemożności ludzkości do współpracy w czasie próby" został pociągnięty do pewnego tylko momentu, to byłoby super, ale ciągłe podbijanie poprzeczki tylko to spłyciło. Był potencjał na historię o mniejszej skali niż w poprzednich tomach, a ostatecznie ten podobał mi się najmniej.
Holden dalej jest niepoprawnym idealistą, a pewna doza naleciałości od przebywania z Millerem bardzo by mu się tu przydała.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #expanse #jamessacorey #mag #ksiazkicerbera
b414dbec-5bfe-4c07-a82d-f71900b71ba7

Zaloguj się aby komentować

672 + 1 = 673

Tytuł: Wrota Abaddona
Autor: James S.A. Corey
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788366065031
Liczba stron: 544
Ocena: 7/10

W tym tomie nie mamy typowego złola stojącego za wszystkim w danej części, raczej kilku pomniejszych, którzy objawiają się wcześniej lub później i zaczynają bruździć. Powiedziałbym wręcz, że bardziej dominuje tu ukazanie ludzkości jako wroga dla samej siebie, jej umiejętności do kładzenia sobie wzajemnie kłód pod nogi i bycia zupełnymi bestiami, z drugiej natomiast strony pokazanie jej zdolności do niepoddawania się w najbardziej nawet beznadziejnych sytuacjach.
W moim odczuciu książka ta była trochę za długa i na spokojnie dałoby się wyciąć kilka scen bez istotnego wpływu na główny wątek i odchudzić ją o jakieś 100 stron.
Znane czytelnikom stronnictwa znowu postępują pochopnie i niekoniecznie rozsądnie, jednak na to przymykam oko, bo w tym świecie to najwidoczniej norma. Zagotował mnie natomiast fakt, że właściwie wszyscy zbyt łatwo zlewali fakt, czego dokonała Claire, i że - na ten moment - nie poniosła tego konsekwencji.
I zostając przy tej lasce: początkowe wzięcie jej za Julie przez Holdena było jednym z ciekawiej zrealizowanych fragmentów do tej pory; implikacje tej pomyłki, gdyby jednak okazała się prawdą, byłyby nieliche. Irytowała mnie też naiwność i przesadny wręcz optymizm i wiara w innych Anny. Te dwie ostatnie cechy są pożądane, ale w zdrowych dawkach.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #expanse #jamessacorey #mag #ksiazkicerbera
e27c0a31-7b97-4401-8c59-53edd59afb29
koszotorobur

@Cerber108 - serial na podstawie tych książek się mnie bardzo podobał - tu fanowski trailer bo te oficjalne się mnie nie podobają: https://youtu.be/iNjobkmzaOY - do znalezienia na Amazon Prime.

Cerber108

@koszotorobur może kiedyś, ekranowych adaptacji i tak mam już sporo do nadrobienia.

Zaloguj się aby komentować

665 + 1 = 666

Tytuł: Wojna Kalibana
Autor: James S.A. Corey
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374809245
Liczba stron: 576
Ocena: 7/10

Co tu dużo mówić? Poza znaną drużyną Holdena dostajemy perspektywę pasiarskiego botanika, marsjańskiej marine i ziemskiej polityk, i tak jak ós wydarzeń kręci się przeważnie wokół tego pierwszego, tak mi najbardziej podobała się ta ostatnia, niedająca sobie w kaszę dmuchać, rzucająca bluzgiem babcia-polityk (połączenie to - choć proste i banalne - działa, a chyba o to chodzi).
Początek był wciągający, potem rzeczy toczyły się dosyć standardowo (tj. misja, zdrada, Wenus, flota, stacja, księżyc itd. - kolejność dowolna), by oczywiście znaleźć rozwiązanie problemu. Ogólnie dostrzegam pewne powtarzające się motywy (jestem już po książce 3.), i tak jak niekoniecznie jest to dla mnie problemem, tam żywię nadzieję, że w kolejnych tomach zacznie się to wszystko spinać w większą całość, bo wg mnie części 1. i 2. to niemal zamknięte historie, łączące się jedynie elementem protomolekuły i szeroko pojętych poczynań Holdena.
Trafiło się kilka tych literówek, na jednej stronie było jednocześnie słowo haker i hacker. Obawiam się tomu bodaj 6, bo tam podobno korekta leży i kwiczy. Również w pewnym momencie padło zdanie w stylu "10000kg żarcia, które przejmiemy, starczy na tydzień dla 10mln ludzi na naszej stacji". Problem jest taki, że daje to ok 140mg dziennie na łebka - raczej niewiele.
Jednakże dalej czyta się nieźle, momentami trzeba zawiesić niewiarę, choć przeważnie robi się to nieświadomie.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #expanse #jamessacorey #mag #ksiazkicerbera
0061f12a-e056-4d2f-830f-3a31a4f4f3b2

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
637 + 1 = 638

Tytuł: Przebudzenie Lewiatana
Autor: James S.A. Corey
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374809153
Liczba stron: 576
Ocena: 7/10

Bezapelacyjną zaletą tej książki jest jej łatwa przyswajalność i sprawność czytania. Bohaterów i ich najbliższych ziomków nie tyle co da się polubić, ale łatwo się do nich przywiązać. Trzeba autorom oddać, że w kreacji głównej obsady udało im się uniknąć oczywistej archetypizacji, może jedynie z wyjątkiem Millera jako schlanego detektywa samotnika.
Jak to czasem zaznaczam, tak i tutaj niektóre wydarzenia wydają się ciut zbyt wygodne w danych okolicznościach, inne z kolei nie są dla mnie zbyt jasne, ale to pewnie wyjaśni się w późniejszych tomach.
Przykłady: 1. Najpierw mówią o jak najmniejszym wystawianiu próbki na promieniowanie, a potem, w ramach zabezpieczenia przed ciekawskimi, zamierzają wysadzić atomówki na powierzchni stacji, by srogo ją rozgrzać i w ten sposób uniemożliwić komukolwiek dostępu do niej zapominając, że ciepło może być przenoszone w formie promieniowania. Jedyne wytłumaczenie, jakie jestem w stanie wymyślić, to grubość skał, która nie przepuści tego ciepła w głąb stacji. No chyba że autorzy zastosowali skrót myślowy i przez promieniowanie mieli na myśli ten typ, który kojarzony jest z atomówkami i reaktorami. Tak zapewne też jest i to czepialstwo z mojej strony. 2. Czemu stacja nie poleciała na Słońce, tak jak zresztą było to pierwotnie zaplanowane? Tu już wyjaśnienia nie jestem w stanie wygłówkować, naturalnie poza zostawieniem bardzo istotnego elementu w grze, by móc napisać kolejne 9 książek.
Przydałby się szerszy kontekst złej krwi między Pasem i planetami wewnętrznymi, bo jedyne co wiemy, to że niezbyt się lubią, panuje swoisty rasizm, a przemoc nie jest niemile widziana. To tak jakbyśmy dostali historię, której główną osią jest jedna z wojen światowych, ale akcja zaczyna się miesiąc przed jej wybuchem i tylko z tego fragmentu możemy wnioskować o jej niebezpośrednich przyczynach.
Upływ czasu powinien zostać przedstawiony w bardziej namacalny sposób. Miller mówi pod koniec, że od początkowych wydarzeń minął niemal rok, za to ja czuję, jakby wszystko przewinęło się najwyżej w tydzień.
Humor jest tu raczej dosyć prosty, choć znajdą się i lepsze riposty, pasuje to jednak do takiej kosmicznej drużyny. Romans i roochańsko są obecne, na szczęście potraktowane zostały po ludzku, a nie Swanwickowemu.
Nie wiedziałem o tej książce/serii nic, tak więc z mglistych wspominek innych czytelników wyobrażałem sobie, że będzie to opowieść stricte o politykowaniu i ew. strzelaniu w kosmosie. Te elementy oczywiście się tu znajdują, jednak nie spodziewałem się dosyć brutalnej opowieści w zepsutym świecie, gdzie opisy flaków nie są tabu, a ludzie niezbyt często hamują się przed krzywdzeniem innych.
Fajne czytadło - nic rewolucyjnego, ale też bez elementów obrzydzających lekturę. Nie próbuję nawet odgadnąć co oni tam nagotowali, że aż 9+1 książek nastrugali. Podsumowanie całości przy tomie 9 lub zbiorze opowiadań.
Gdybym miał taką opcję, to dałbym 7,5, jednakże nie mam, a trochę tych lekkich zarzutów wypisałem, tak więc leci 7.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #expanse #jamessacorey #mag #ksiazkicerbera
25296ae1-c715-495b-8a73-2db12a56a8df
the_good_the_bad_the_ugly

No i @sireplama napisał w zasadzie to co ja chciałem przekazać. Akurat lubię tę część „fi” bo samo politykowanie zanudziłoby mnie jak i zapewne rzesze czytelników na śmierć. Choć mimo wszystko uważam, że te wątki też były bardzo dobrze napisane. Jak dla mnie 8/10 cała seria, choć końcówka to takie domykanie wątków i ogólnie już jakość fabuły krzepnie na średnim poziomie. Powiedzmy że pierwsze 5 tomów super, potem jest po prostu ok.

Cerber108

@the_good_the_bad_the_ugly fakt, by ze zwykłego politykowania zrobić sensowny motor napędowy 9 książek, to by się musieli nieźle nagimnastykować.

HolQ

@Cerber108 miałem jakiś czas temu zacząć to czytać, potem parę spraw mi wypadło i zapomniałem. Dzięki za przypomnienie

Cerber108

@HolQ patrząc na zbiór zdecydowałem, że muszę wreszcie zabrać się za jakąś dłuższą serię, no i wybór padł na to. Sprawnie się to czyta, a dużym plusem (przynajmniej dla mnie) są rozdziały średnio po 10 stron. Nie lubię przerywać w połowie akcji, a nie chce mi się też czasem czytać kolejnych 30 stron, aż dany rozdział dobiegnie końca.

Zaloguj się aby komentować

602 + 1 = 603

Tytuł: Ten drugi
Autor: Thomas Tryon
Kategoria: horror
Wydawnictwo: Vesper
ISBN: 9788377313978
Liczba stron: 344
Ocena: 8/10

Owszem, to "Ten drugi", ale nie należy go mylić z książką o tym samym tytule o pewnym rudym człowieku. A tak zupełnie na poważnie, mamy do czynienia z pozycją, która horrorem jest niemal tylko i wyłącznie z potrzeby klasyfikacji; znaleźć też można tutaj elementy thrillera i obyczajówki. Cały czas miałem z tyłu głowy genialne "Magiczne lata" McCammona, z którymi omawiana książka ma wspólne m.in. uczynienie bohaterem nastoletniego chłopca oraz obsadzenie miejsca akcji w zaściankowym miasteczku w Stanach (lat 30. XX wieku, w ML 60.). Tutaj większe podobieństwa się kończą, ale nie będę też opisywał wszystkiego w porównaniu do "Lat" - trzeba znać umiar.
Już sam wstęp wprowadza w konsternację specyficznym sposobem narracji, ale zaraz potem otrzymujemy główną część historii. Powoli zostajemy wprowadzeni w kontekst wydarzeń, poznajemy ludzi oraz otoczenie. Przez pierwszą połowę książki wydarzenia toczą się doprawy powoli, momenty pchające wątek delikatnie do przodu są zbyt mocno od siebie oddalone, jednakże przyjemny styl i ciekawość uprzyjemniają oczekiwanie. Muszę oddać autorowi świetne zrealizowanie opowieści pod tym względem, że w pewnych momentach czułem po prostu obrzydzenie w odniesieniu do występków jednej postaci (i nie, flaki nie lały się cysternami). Później aspekt ten nabrał niezłego impetu, a i częstotliwość istotnych wydarzeń również wzrosła.
Najzwyczajniej w świecie podoba mi się przedstawienie postaci bohatera oraz babci, ich słabości oraz całej otoczki, która skutecznie pozwala się w opowiadaną historię wczuć.
Książka bardzo dobra, jednakże nie jest to kaliber "Magicznych lat", tak więc musi zadowolić się mocną ósemką.
Polecam dla tych, którzy chcą przeczytać "horror" przyziemny, z małomiasteczkowym klimatem.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #vesper #horror
ac6bc4a1-3d81-446f-a955-499582171391

Zaloguj się aby komentować

597 + 1 = 598

Tytuł: Trylogia Ciągu
Autor: William Gibson
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374805407
Liczba stron: 832
Ocena: 7/10

Jedną z najważniejszych pozycji w nurcie cyberpunku czytało mi się nieźle, jednakże czuję się, jakbym Neuromancera doświadczał jak przez sen - pamiętam główne postacie i orientacyjnie wydarzenia, ale w taki sposób, jak gdyby ktoś mi o nich opowiedział, a nie sam o nich przeczytał. Nie mam absolutnie żadnego pojęcia czemu tak jest, ale przy lekturze Grafa i Mony już tak nie było.
Podobał mi się styl autora, pasujący do przedstawianych wydarzeń. Cały czas coś się działo, mniej lub bardziej istotnego, ale przestojów uświadczyć idzie bardzo niewiele, a przy książce tej objętości to pewien wyczyn. Niewielki aspekt, który przypadł mi do gustu to takie operowanie językiem, by nie dać czytelnikowi absolutnie żadnej wskazówki pozwalającej określić czas akcji. Jedynym co mogłoby się do tego zbliżyć, to wspomnienie - w odniesieniu do Angli - o wojnie mającej miejsce wiek wcześniej, nie wiemy jednak, o której wojnie mowa, choć II umiejscowiłaby historię mniej więcej w roku 2040, co brzmi dosyć sensownie.
Solidnie jest też zrealizowana kwestia nowych słów: na początku nie wiadomo oczywiście o co chodzi, ale bardzo szybko można się domyślić znaczenia danych rzeczy i zjawisk.
Jednakże, dwie rzeczy psują mi trochę odbiór. Pierwsza to cybernetyczne bostwa: kim są, skąd się wzięły i wreszcie po co właściwie one się w tej historii znajdują? Nie wiem, ale gadanie o niejakim Legbie co kilkadziesiąt stron wprawiało mnie w konsternację. Druga to celowość wydarzeń w Neuromancerze i Monie. W Grafie przedstawiane wątki są sensowne (może poza późniejszymi fragmentami dla znawczyni sztuki) i za to właśnie lubię go najbardziej z całej trylogii. W Neuromancerze jeden goni drugiego, trzeci zdradza czwartego, a to wszystko po to, by dwie AI mogły się połączyć (chyba). No dobra, ale po co? Z kolei w Monie jednen goni drugą, trzecia porywa czwartą, piąty szantażuje szóstego, a to wszysto, by... No właśnie. Czytało się to dobrze (zresztą całą bardziej powiązaną historię złożoną z części 2 i 3, choć naturalnie wszystko się łączy), ale brakowało mi tej celowości. Wątki poszczególnych postaci się pozamykały, ale większy obraz, wg mnie, niekoniecznie. Wręcz przeciwnie, dostaliśmy cliffhanger wszechczasów, który pod pewnymi względami może wyjaśniać elementy mi zawadzające.
Książka niezła, z pewnością istotna. Kiedyś będę musiał ponownie ją przeczytać, może wtedy wejdzie lepiej.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #williamgibson #mag #artefakty
9c515579-9669-4975-9547-f9efe8798c4f

Zaloguj się aby komentować

577 + 1 = 578

Tytuł: Góra pod morzem
Autor: Ray Nayler
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788368069181
Liczba stron: 352
Ocena: 7/10

Po umiarkowanych zachwytach bywalców Katedry postanowiłem sięgnąć po tę pozycję, wreszcie coś z tego roku.
U mnie odbiór był najzwyczajniej w świecie letni. Nie potrafię wymienić ani jednego aspektu, który wybiłby się mocno ponad normę. Chociaż może właśnie o to w tym chodzi: solidność bez dziwnych wybryków wśród zalewu popłuczyn i klepiania ciągle tego samego. Moża takiej lektury potrzebowali weterani tego forum po przeczytaniu tysięcy innych pozycji.
To co z pewnością wyróżnia tę książkę wśród reszty o podobnej tematyce, to szukanie inteligentnego życia nie w kosmosie, ale na naszej planecie. Otrzymujemy kilka punktów widzenia (z jednym wiodącym) i tak jak na początku wzajemnego związku nie widać, tak później oczywiście powoli się to wszystko zazębia (ale też nie w imponujący sposób - tutaj nie jest to potrzebne). Dialogi i relacje są; tak jak pisałem na poczatku, to ten element, który ani nie jest wybitny, ani nie zajeżdża szambem.
Jednym z ciekawszych momentów było uświadomienie sobie przez jednego z bohaterów faktu, że jego cel się spełnił, choć w sposób zupełnie niepożądany; ot, taka złośliwość losu. Również odkrywanie nowych informacji o ośmiornicach jest całkiem ciekawe. Widać obszerny przegląd wykonany przez autora, o czym zresztą pisze w podziękowaniach.
Pozycja solidna, lecz bez wodotrysków. Najlepiej sięgnąć po nią w ramach odpoczynku od stereotypowych przedstawicieli scifi.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #mag #ucztawyobrazni#ksiazkicerbera
002f5a82-92be-4390-ab03-f1d2735d381f

Zaloguj się aby komentować

549 + 1 = 550

Tytuł: Non stop
Autor: Brian W. Aldiss
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380625983
Liczba stron: 296
Ocena: 5/10

Kolejny staroć na koncie (1958), w którym niestety więcej rzeczy nie zagrało niż to zrobiło. Zacznę jednak od aspektu, który całkiem mi się podobał, mianowicie bolesnej szczerości i brutalnej (czasem dosłownie) bezpośredności w stosunkach między członkami wyprawy z początku książki. Prowadzi to do ciekawych wymian zdań, zwłaszcza że wtedy nie wiemy jeszcze nic o świecie przedstawionym i możemy, jako czytelnicy, jedynie teoretyzować razem z drużyną. No i Marapper jest tak specyficzną postacią, że nie da się go w ten dziwny sposób nie lubić.
Teraz do rzeczy nieudanych, a jest ich sporo. Po pierwsze: dosyć szybko zapoznani zostajemy z kilkoma określeniami na różnych nieznanych mieszkańców świata. Wyjaśnienie tego byłoby spoilerem, ale wystarczy powiedzieć, że rozwiązanie tej kwestii było cholernie niesatysfakcjonujące. Po drugie: członkowie wyprawy - z protagonistą na czele naturalnie - praktycznie bez problemów dogadują się z dominującą społecznością i uzyskują w niej pewną decyzyjność. Po trzecie: bohater niepojętym sposobem rozkochuje w sobie najbardziej niedostępną babkę na dzielni. Po czwarte (zwłaszcza póżniej): ludziom zmieniają się charaktery i wzorce ich typowych zachowań. Po piąte: nie wiemy o co właściwie chodzi ze zwierzętami. Po szóste (i kardynalne): za szybko to wszystko pędzi. Niektórym powyższym zarzutom można by zaradzić poprzez danie fabule czasu na nabranie oddechu i rozwinięcie się swoim tempem. W obecnej formie wszystko przebiega absurdalnie szybko i nie czuć swoistego zapracowania na postępy.
Ponownie - pomysł ciekawy, ale realizacja kiepska, zarówno pod względem warsztatowym, jak i zaplecza fabularnego świata przedstawionego. Zmarnowany potencjał, choć zapewne swego czasu nie kłuło to tak w oczy. Paradoksalnie, nie czytało mi się tego tak źle jakby to mogło wynikać z powyższego wpisu. Dziwna sprawa.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #rebis #papierowywehikulczasu #brianwaldiss #ksiazkicerbera
6693d946-263b-4570-b694-9481d963896c

Zaloguj się aby komentować

536 + 1 = 537

Tytuł: Ring Shout
Autor: P. Djèlí Clark
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788367353113
Liczba stron: 144
Ocena: 7/10

Po dżinnowych książkach autora-klauna, do tej pozycji podchodziłem jak pies do jeża, delikatnie mówiąc. Najwidoczniej jednak tutaj jego prawdziwa natura aż tak się nie uzewnętrzniła, a elementy, które w dżinnach zostały wyeksponowane wręcz perfidnie i w idiotyczny sposób, tutaj są również obecne do pewnego stopnia, ale wpleciono je znacznie bardziej umiejętnie i bezinwazyjnie.
Są twarde dziewczyny? Są, ale nie tylko i wyłącznie po to, by przeciwstawić ich potęgę niekompetentnym facetom - jedna trenowała, by móc się skutecznie zemścić, druga strzelała od dzieciaka, a trzecia była na wojnie i stąd posiada pewne umiejętności.
Dialogi i zwyczajnie styl również są znacznie lepsze niż w dwóch poprzednich książkach: pierwsze nie zajeżdżają tanim patosem i drewnem, a drugi nie opiera się na opisywaniu dwustu strojów bohaterki. To co mi natomiast przeszkadza, to język jakim mówią dwie przyjaciółki oraz duchowa przywódczyni-babcia przez pierwszą połowę książki. Ja rozumiem, że to miało zobrazować ich dialekt, ale było tego zdecydowanie za dużo i męczyło.
Lekko z zaskoczenia wziął mnie zamysł osi fabularnej, bo sądziłem, że będzie się ona opierała o zwyczajne mordowanie KKK i autor puści wodze fantazji jak w dżinnach, ale - o dziwo - myliłem się. Dostajemy po trosze folkloru, fragmentów przeszłości w postaci wspominek starszyzny, nadnaturalności, traum i stawiania im czoła. W niektórych fragmentach właściwie ciężko odszyfrować czemu, jak i po co dana rzecz się wydarzyła, ale poza tym czyta się to po prostu sprawnie.
Ta pozycja załatwiła autorowi ostatnią u mnie szansę, i jeżeli kolejna książka znowu będzie jakimś feministycznym czy innym "poprawnym" bełkotem, to nasze drogi się rozejdą.
Pod pewnymi względami porównałbym ją do "Objawicielki", ale to w żadnym wypadku nie jest jej poziom, o nie.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #wydawnictwomag #grozamag #ksiazkicerbera
3ca54cf8-70b2-4ca7-be43-784cefeb9598

Zaloguj się aby komentować

520 + 1 = 521

Tytuł: Wędrująca Ziemia
Autor: Cixin Liu
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380624917
Liczba stron: 496
Ocena: 7/10

Bez przedłużania przejdę do opisywania.
Pierwsze opowiadanie, od którego zbiór wziął swoją nazwę, było mało angażujące, a wydarzenia pędziły zbyt szybko i po łebkach, by zastanowić się nad ich przebiegiem i znaczeniem; na tym też skończę.
Drugie z kolei, zatytułowane "Góra", zrekompensowało z nawiązką nijakość pierwszego. Podzieliłbym jego treść na dwie części: osobistą i obszerną - obie zostały świetnie przedstawione i współgrają ze sobą jak dobrze naoliwiony mechanizm. Nie zamierzam pisać o wydarzeniach, by każdy chętny doświadczył tego samemu, ale powiem tylko, że aspekt odwróconej analogii dla części obszernej to coś wspaniałego. Nie zliczę ile razy robiłem tak jak facet ze znanej templatki "white guy blinking".
Następne również trzyma poziom. W mojej interpretacji otrzymujemy zestawienie dwóch różnych dróg do, koniec końców, podobnego celu - spełnienia. Chodzi mianowicie o: 1. niewielkie aspiracje, ale z drugiej strony zwyczajne robienie swojej roboty wsparte czasem znajomościami i łutem szczęścia oraz 2. uparte dążenie do celu, poświęcanie właściwie wszystkiego, niestety bez rezultatu, aż już na skraju nadziei i beznadziei los postanawia się odwrócić. Z jednej strony przedstawiona historia może się wydawać trochę naciągana, z drugiej paradoksalnie nie aż taka nierzeczywista, poza tym fajnie czasem przeczytać coś, gdzie bohaterom po prostu wychodzi, a sam nastrój jest w głównej mierze pozytywny. Taki tekst, żeby się cieplej zrobiło, w mojej opinii.
W czwartym opowiadaniu ze stereotypowego wręcz przedstawienia superzabójcy, jego drogi do wielkości i otrzymania ultymatywnego zadania przechodzimy, poprzez malutki zwrot akcji, do niepokojącej i depresyjnej rzeczywistości. To właściwie wszystko.
Klątwa 5.0 nie ma po prawdzie nic ciekawego do zaoferowania poza zdystansowanym self-insertem autora oraz pięknym podsumowaniem stanu społeczności czytelników, które często przewija się we wszelakich dyskusjach: "twarde scifi dla twardych facetów, miękkie sajfaj dla nastolatek". W sumie zabawne.
Szósty tekst ma nacechowanie słodko-gorzkie, ale im dalej, tym pozytywniej. Zakończenie inne niż się spodziewałem. I jest tam niewielki błąd: dwutlenek wodoru zamiast (mono)tlenku diwodoru.
O siódmym nie mam za bardzo co pisać poza tym, że bawi się oczekiwaniami czytelnika, zawiera całkiem zabawny twist oraz trochę przewidywalne i sztampowe zakończenie, co jednak nie przeszkadza mu spełnić swojego zadania.
Ósme jest bodaj najbardziej przyziemne - w głównej mierze skupia się na wzajemnej relacji członków rodziny i nowego przybysza. Niezgoda, złość, wykorzystywanie to częste elementy tego tekstu, ale później pojawiają się też zgoda i zrozumienie. Koniec końców wszystko zatacza wielkie koło. Na pewnych poziomach trafia w odpowiednie tony.
Dwa ostatnie są o dziwo lekko powiązane. O pierwszym z nich nie napiszę wiele, bo jego rdzeń jest - jakby to nie brzmiało - blisko powierzchni. Można z niego wynieść, że warto się cieszyć małymi rzeczami.
W ostatnim natomiast na początku trochę zbił mnie motyw zemsty, ale paradoksalnie im dlużej nad nim myślałem, tym wydawał się mieć więcej sensu niż jego odpowiednik w naszym świecie (mianowicie zemsta na dzieciach za błędy rodziców "bo tak", gdzie w tekście mamy sytuację odwrotną, a w niej wchodzi kwestia wychowania i ukształtowania młodego człowieka). Do tego standardowo kriogenika, przespanie największych burd i skokowy postęp technologiczny, gdzie rzeczy te umożliwiają zrealizowanie ww. elementu.
No i jak to u Cixina bywa, znowu liczby (w 9. opowiadaniu): 15km/h*20h=300km, tyle że wcześniej była mowa o 3000km. Klątwa jakaś.
Zbiór całkiem równy, dla mnie zdecydowanie najlepsza była "Góra", trochę za nią "Słońce Chin", najsłabsze z kolei opowiadanie tytułowe, reszta dosyć standardowa.
Ot, zwyczajnie ok pozycja, co nie zmienia faktu, że i tak jedna z lepszych pośród dotychczas przeczytanych przeze mnie zbiorów opowiadań.
Przygoda z Liu skończona, po "Mrówki" nie sięgam, a ta abominacja Baoshu mi nawet przez myśl nie przeszła.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #cixinliu #rebis
ee7e0f81-95b4-430f-9b3f-d8fb932ed6be
znany_i_lubiany

moja kupiła mi audiobooki pierwszej i drugiej książki z tej serii, nie mogę się za to zabrać, mimo że mam niedosyt sci-fi, niestety po serii Altered Carbon, i mega dobrej serii Hyperion nie mogę się przekonać tak mi się wryły w głowę tamte przygody.

Cerber108

@znany_i_lubiany kontynuacje Węgla są sensowne? Bo mieszane opinie słyszałem. Hyperion to klasa, dlatego zostawiam go na później w ramach deseru, żeby innych książek sobie nie zepsuć.

znany_i_lubiany

@Cerber108 ojapierdolę, Altered Carbon, Upadłe Anioły, a potem Wzbudzone furie .... pierwsza "detektywistyczny wajb", druga epicka wyprawa "hajst mówi" (nie będę zdradzać bo jest fajno), no i trzecia część, naszpikowana gęsto plotem, rozciągnięta jednak bez głupich wypełniaczy, z super zakończeniem, jak dla mnie to jest tak jak 1,2,3 gdzie każda liczba jest większa od poprzedniej. Czytaj gurwa bo będziesz żałować. Hyperion ... rozjebał mnie, potem Endymion, i Tryiumf Endymiona ... ehh, dla tych dwóch serii chciałbym móc mieć możliwość wymazania tego że to znam z pamięci żeby móc poznać od nowa.

Zaloguj się aby komentować

500 + 1 = 501

Tytuł: Era supernowej
Autor: Cixin Liu
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380624917
Liczba stron: 488
Ocena: 3/10

Póki co najgorsza książka autora, a zbiór opowiadań raczej tego stanu nie zmieni.
Już na pierwszych stronach uraczeni zostajemy filozofowaniem trzynastolatków o teorii nieoznaczoności i wielu światów, efekcie motyla, mikrocząstkach, nieprzewidywalności przyszłości oraz nieprecyzyjności prób jej odgadnięcia. Ja w takim wieku grałem w Asasyna i czekałem na kolejny katalog Lego, a nie myślałem o niepojętności wszechświata, no ale może po prostu chińska młodzież jest aż tak światła, to zwracam honor. Później jest lepiej i część po kataklizmie została całkiem sprawnie zrealizowana, natomiast pierwsze chwile po odejściu dorosłych to już absolutna groza i bezsilność - najlepszy fragment, niestety ostatni z tych dobrych przed wywaleniem się książki na pysk.
Zaczynamy od bardzo ciekawego zdarzenia: bodaj wszystkie dzieci w Chinach jakimś sposobem mają dostęp do telefonu, niepojętym dla mnie cudem posiadają numer do rządu i jakimś kosmicznym zrządzeniem losu niemal wszystkie zdecydowały się dzwonić w tym samym momencie w coraz to bardziej błahych sprawach typu "co mam zjeść?", "jak mam otworzyć pudełko?". Niektóre jednak były dosyć przerażające, ale to tylko wyjątki potwierdzające regułę. Następnie, przez złe zarządzanie przydziałem prac i wynikającym zeń wyczerpaniem, postanowoły rzucić wszystko i wyjechać w ichnie Bieszczady, a dokładniej obżerać się w najbardziej gotujący mi krew sposób, czyli wzięcie gryza jakiejś szamy i wyrzucanie reszty, na dokładkę nabzdryngolenie się jak meserszmity, a na deser zrobienie ze sklepów z zabawkami trzeciej Hiroszimy. Zastanawiałem się jak przy takim leserstwie utrzymane zostaną uprawy, produkcja i dostawy pożywienia. Koniec końców, cytując Todda Howarda, "It just works", a taka np. sieć energetyczna czy kanalizacyjna daje radę, choć wszyscy powinni leżeć do góry wentylem. Bardzo wygodne.
Teraz nadchodzi najlepsza część, wcześniej była tylko przystawka idiotyzmu. Dzieci w USA (jak to w USA) bez nadzoru dorosłych bawią się na ulicach w PUBGa i CoDa i nikomu to nie przeszkadza, no chyba że akurat zaczyna przeszkadzać. Czego chce niewyżyta gównażeria? Nowej, lepszej GRY. Tak więc co im damy? Igrzyska wojenne na odtajałej Antarktydzie. Dygresja: nie wiem, może powinienem brać pod uwagę rok powstania książki, tj. 2003, ale czy "normalne" dzieci nie siedziałyby po prostu na dupach i nie grały w gry lub nie oglądały filmów? Może wtedy nie było jeszcze takiej atmosfery sieciowego współzawodnictwa i właściwie bezproblemowego dostępu do tony treści, cholbika wie. Niemniej tutaj wszyscy temu przyklasnęli i z uśmiechem na ustach poczęli wysadzać się w czołgach, rozsadzać granatami i szatkować karabinami. Przednia zabawa, co nie? Oczywiście, toż to zaszczyt zostać zamienionym w mielonkę przez stielhandgranate. Później jednak na biegunach znowu zaczęło być zimno i z tego powodu (oraz jednego innego) wszyscy postanowili wrócić do siebie. No ale skończyło się powszechne mordowanie i co teraz dzieci mają robić w wolnym czasie? Już wiem! Niech Chiny i USA zamienią się terytoriami. A potem zróbmy przeskok o kilkadziesiąt i w kilkunastostronicowym epilogu przekażmy, że w tym czasie tak bezużyteczne społeczeństwo jakimś sposobem zasiedliło cholernego Marsa.
Tak jak pisałem na początku, książka do momentu zniknięcia dorosłych (i ciut po) dawała radę, później to już festiwal wiadomo czego. Do tego jeszcze to niepomiernie irytujące zachowanie i totalnie pretensjonalne filozofowanie niektórych indywiduów doprowadzało mnie do białej gorączki. Fragment o biegunowej sieczce był zdecydowanie zbyt długi i powtarzalny. Tradycyjnie, nie wiedzieć dokładnie czemu, znowu mają jakieś problemy z liczbami: najpierw mówią o narodzinach gwiazdy 50mln lat temu, a potem o jej długim życiu trwającym 480mln lat.
Jest to książka denna, głupia i denerwująca jak diabli. Im dalej w tworzenie tego wpisu, tym gorsze stawało się jej wspomnienie. Zupełnie nie polecam.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #cixinliu #rebis
d5ffa48c-73a3-4a85-86d0-803826cad11c
em-te

@Cerber108 Podobne wrażenia mam po lekturze jego najsłynniejszej trylogii. Klika razy rzuciłem czytanie, by rozchodzić to coś.

Pstronk

@em-te

Spotkanie ziemskiej floty z "kroplą" trisolarian chyba na zawsze zostanie dla mnie najgłupszym manewrem wojskowym wymyślonym przez człowieka xD

em-te

@Pstronkbo to chińska myśl strategiczna i dosłownie przeniesiona z czasów dynastii Ming. Brakuje jedynie potrząsania włóczniami.

Zaloguj się aby komentować

489 + 1 = 490

Tytuł: Piorun kulisty
Autor: Cixin Liu
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380624566
Liczba stron: 424
Ocena: 8/10

Lubię książki tego pana. Nie opiera swoich histori tylko na niecodziennych pomysłach, ale opisuje również problemy i dylematy osób, które w przestawiane wydarzenia są uwikłane.
Tutaj mamy powrót do bardziej personalnej formy, podobnej do początku Problemu trzech ciał, a uwypuklonej do tego przez pierwszoosobową narrację. Mniejsza skala przedsięwzięcia pozwala odetchnąć po rozmachu WoPZ, a ww. aspekt z pewnością w tym pomaga. Pewne rozwiązanie z dalszego fragmentu książki rodzi bardzo intrygujące implikacje, które na szczęście zostają w pewnym stopniu wykorzystane.
Z innej strony niektóre wydarzenia wydają się zbyt wygodne i naciągane, np. spotkanie z taksówkarzem; aż sobie zapisałem, by o tym wspomnieć. Poza tym znowu znajdują się tu pomyłki z liczbami: 426831m/s po podzieleniu na 2 daje jakimś cudem dwieście kilkadziesiąt m/s, albo też ktoś wspomina, że 5000h to więcej niż 5 lat. Pewnie to jakieś pomyłki przy podwójnym tłumaczeniu lub brakujący przecinek, no ale to nie jest przypadłość tylko jednej książki.
Tak czy siak całkiem przyjemne, raczej przyziemne scifi, w którym całkiem spory nacisk położony jest na doświadczenia bohaterów, zarówno przeszłe, jak i teraźniejsze. Ze swojej strony polecam.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #cixinliu #rebis
b5761533-cb88-41d7-87bb-c590570f5a52
Pouek

@Cerber108 ale "Ery Supernowej" nie polecam. Koncept ciekawy, ale na dłuższą metę okrutnie męcząca i płaska

Cerber108

@Pouek czytam aktualnie i coś w tym jest. To była bodaj jego pierwsza książka, no i widać.

Zaloguj się aby komentować

478 + 1 = 479

Tytuł: Koniec śmierci
Autor: Cixin Liu
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380622852
Liczba stron: 840
Ocena: 8/10

Zwieńczeniu trylogii z pewnością nie brakuje dwóch rzeczy: rozmachu i żonglowania emocjami, a trzeba też przyznać, że aspekty te często są ze sobą dosyć silnie powiązane. Mieszanka oczekiwań głównych person wobec siebie, wobec ludzkości oraz vice versa była tutaj zrealizowana w satysfakcjonujący sposób i, ponownie, wiązała się bezpośrednio z wieloma przełomowymi punktami w opowiedzianej historii, których następstwa były niebagatelne, delikatnie mówiąc. O coraz to śmielszych pomysłach znajdujących swoje logiczne uzasadnienie w przedstawionym świecie nawet nie wspominam, bo był to jeden z silniejszych aspektów cyklu od samego początku, a rosnącej wykładniczo skali dzikości należało się oczywiście spodziewać.
A teraz o kilku fragmentach, które wyjątkowo zapadły mi w pamięć:
- rozdział Tianminga z odliczaniem przeplatanym retrospekcjami został poprowadzony po mistrzowsku,
- martwe strefy - taka określenie w odniesieniu do kosmosu z definicji wywołuje pierwotną gęsią skórkę,
- początkowy brak wyjaśnienia obrazów działał na wyobraźnię i dawał do myślenia, że będzie to istotne przeoczenie.
Natomiast fanem zakończenia nie jestem. Oczekiwałem czegoś bardziej w korelacji z główną osią wydarzeń, ale tutaj autor popłynął już doprawdy solidnie. Podczas lektury cały czas z tyłu głowy miałem linię czasu z początku książki i ten akurat aspekt ostatniego aktu jest niezły.
Fenomenalna seria, która z jednej strony w każdej części porusza zupełnie różne problemy, a z drugiej przez całą trylogię wraca cały czas do tych samych. Niezmiennie jestem pod wrażeniem, że jeden człowiek był w stanie wymyślić całą tę technologiczną (i społeczną w sumie też) otoczkę. Może nie do perfekcji, ale do stanu trochę pod nią brakuje faktycznego i szczerego przywiązania do bohaterów. Fakt, każda książka ma swoją główną i drugoplanową postać, niektóre przewijają się też na stronach więcej niż jednej części, ale to pod żadnym pozorem nie jest kaliber Wieśka, FF7 lub LiS, w przypadku których nawet po ostrej amnezji byłbym w stanie przytoczyć życiorys głównej obsady. Tutaj o samej fabule nie zapomnę, ale z postaci po czasie w głowie zostanie mi co najwyżej Luo Ji.
Podsumowując, jest to kawał solidnego sajfaj, gdzie pierwsze skrzypce gra, powiedziałbym, kwestia społeczna, drugą technologiczne mumbo-jumbo, a trzecie nie mam pojęcia. Wiem za to, że dopiero czwarte gra nawalanka, bo tej uświadczyć można malutko (i potrzeby na więcej nie było).
Z czystej ciekawości natychmiast zabieram się za pozostałe książki autora. Nie spodziewałem się, że "Piorun kulisty" będzie wspomniany w pierwszej części. No i dla Rebisu tradycyjnie karny kutas za miękkie okładki (tak, wiem, że niedawno dali twarde, ale: 1. zajęło im to kilka lat, 2. to wydanie jest okrutnie leniwe, 3. jest obrzydliwie drogie biorąc pod uwagę punkt 2, 4. można bezpiecznie założyć, że 3 pozostałe książki nie zostaną w taki sposób potrkatowane, tak więc można zapomnieć o spójnym zbiorze).

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #cixinliu #problemtrzechcial #rebis #ksiazkicerbera
cc3a2fa6-bfbb-40e3-85a5-e65c565190dd
ingart

Ciekawostka odnosnie zakonczenia na ktora trafiam co jakis czas na reddit, chociaz nigdzie indziej wiec nie zweryfikuje, ze autorowi zdiagnozowali raka (albo falszywa diagnoza, w kazdym razie ciagle zyje) i zdecydowal sie na wrzucenie wszystkich pomyslow jakie mu przychodzily do glowy w koncowke tomu na wypadek gdyby to byl jego ostatni.

Cerber108

@ingart ciekawe. W taki, a nie inny stan zakończenia nie wnikałem, to i na podobne wątki nie wchodziłem.

Zaloguj się aby komentować

456 + 1 = 457

Tytuł: Ciemny las
Autor: Cixin Liu
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788381884495
Liczba stron: 672
Ocena: 8/10

Chyba nigdy nie czytałem jeszcze książki, która miałaby tyle zwrotów akcji lub po prostu mocnych momentów zmuszających człowieka do powiedzenia "cholibka". Nie będę naturalnie zdradzał szczegółów, ale na mnie największe wrażenie zrobiło wytłumaczenie znaczenia tytułowego ciemnego lasu oraz zagranie z ostatnich stron książki.
A teraz wracając do początku - przez jakiś czas program Wpatrujących się w ścianę był dla mnie niezrozumiały (w sensie zasady działania, a nie celu). Ogarniałem zamysł utrzymania planu w głowie jednego tylko człowieka, ale z drugiej strony to jest właśnie zaledwie jeden człowiek, z jego niedoskonałościami. Czego by jednak nie mówić, wyniknęły z tego wszystkiego całkiem niezłe fragmenty, a i sam program został trafnie podsumowany przez ludzi w późniejszym czasie. Czyli chyba jednak zrozumiałem, ale nie byłem w stanie pojąć (czy jakoś tak).
Na pierwszych kilkudziesięciu stronach postacie zlewały się w jedną całość, ale po pewnym czasie - tak jak w pierwszej części - kilka wysunęło się na pierwszy plan i tak już zostało; siłą rzeczy nie zgadzam się z powszechną opinią, że postacie są drewniane, jednakże ze stwierdzeniem, że stanowią zaledwie tło dla historii - może odrobinkę.
Podoba mi się wchodzenie w głowy ludzi i analizowanie ich reakcji, działań i poglądów na różne występujące zdarzenia; dywagowanie nad takim a takim postępowaniem w takiej a takiej mniej lub bardziej nielichej sytuacji.
Bardzo dobra książka, przedstawiająca na tyle wciągającą historię i zawierająca odpowiednio odmierzoną ilość tajemnicy, że kartki przekłada się z niesłabnącą chęcią. Nader mocna 8, niemal 9. Zobaczymy czy ostatnia część wskoczy o oczko wyżej.
Na marginesie - tłumacz nie był chyba asem z matmy, bo 1% prędkości światła uważa za większy od 0,03.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #cixinliu #wspomnienieoprzeszlosciziemi #problemtrzechcial #rebis #ksiazkicerbera
16fc6698-a4e5-42b2-b83a-8185c3ccf554
Hoszin

Fajna trylogia chociaż ostatni tom jak dla mnie słaby.

hellgihad

@Hoszin Jak dla mnie właśnie ostatni jest najlepszy, chociaż końcówka trochę galopuje na złamanie karku.

m-q

@hellgihad fakt, popłynął w niej autor, ale jedno trzeba przyznać - nie zabrakło mu pomysłów do samego końca, co rzadko się zdarza. Mi się podobało do ostatniej strony.

d_kris

Spojler alert jakby co.


Przeczytałem pierwszy tom serii, drugiego nie zamierzam. Jakoś mnie koncepcja super inteligentnego wszystkowiedzącego komputera wielkości protonu nie przekonuje. Mając nieograniczony dostęp do wiedzy i kilku frajerów którzy będą wykonywać twoje polecenia wykończenie ludzkości powinno być sprawą trywialną. Np jakiś wirus.

hellgihad

@d_kris No cóż, tych kilku frajerów po ich odkryciu zostaje dość szybko wykoszonych co chyba nawet dzieje się jeszcze w pierwszym tomie.

d_kris

@hellgihad zabili głównych członków organizacji ale nie wszystkich którzy uważali że ludzkość nie zasługuje na przetrwanie. Jeżeli dobrze pamiętam to ten protono komputer miał możliwość projekcji dowolnego tekstu na siatkówkę. Mógłby bez większych problemów znaleźć kolejnych chętnych do współpracy i dyktować co robić.

SilverHandJob

@Cerber108 Jak podobają Ci się do tej pory te dwie części to polecam inne tytuły Cixin'a. Jestem w trakcie "Wędrującej Ziemi" zbioru 10 opowiadań i każde z nich jest w jakiś sposób wyjątkowe, o bardzo szerokiej gamie świeżych pomysłów.

Myślę ze spodobałby Ci sie nie tylko one ale i inne książki tego autora

Cerber108

@SilverHandJob mam kupione te 3 w oprawie spójnej z trylogią, zastanawiam się właśnie czy nie przeczytać ich od razu po niej.

Zaloguj się aby komentować

443 + 1 = 444

Tytuł: Problem trzech ciał
Autor: Cixin Liu
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788381881548
Liczba stron: 456
Ocena: 8/10

Przed zabraniem się za lekturę stworzyłem sobie w głowie obrazek space opery o wciąż rosnącej skali. Tak więc moje zdziwienie było zdecydowanie niemałe, gdy książka zaczęła się od rewolucji kulturalnej w Chinach w pakiecie z wszystkimi jej okropnościami i abstrakcjami, a wszystko to dla zarysowania tła i motywacji istotnych postaci, dzięki którym historia potoczyła się tak, jak to zrobiła. Poza tym jedyne, co związane w niej z kosmosem to jego obserwacja, gwiazdy i lata świetlne, choć pod koniec dostajemy zalążek rosnącej skali, której uświadczymy w kolejnych częściach.
Fragmenty w tytułowej grze były dosyć specyficzne, i tak jak dostarczały pewnych strzępków informacji, tak jeden z nich był zdecydowanie za długi i wytrącił mnie ciut z rytmu fabuły. Na zdecydowany plus pomysły pokroju ludzkiego komputera lub jeszcze większe jazdy wyczyniane z cząstkami elementarnymi. W życiu bym na coś takiego nie wpadł, a czytając dane rozdziały z tyłu głowy myślałem "ma rozmach".
Po licznych komentarzach byłem sceptycznie nastawiony do przedstawienia postaci. Na początku faktycznie zlewali mi się w jedną całość z tymi chińskimi imionami, ale później dałem radę ich wyodrębnić, poznać cechy, zrozumieć motywacje (zacząłem już 2 częśc i póki co w tym aspekcie jest powtórka z rozrywki).
Poboba mi się też motyw rozczarowania ludzkością i jej niemożnością do wzięcia się w garść w celu poprawy wlaściwie wszystkiego. Trochę daje do myślenia.
Ksiązka na plus - niezłe pomysły, ciekawy kontekst i kierunek wydarzeń, postacie i dialogi (jeszcze) nie aż takie drewnianie jak się spodziewałem. Kontynuuje z chęcią, a nie z kronikarskiego obowiązku.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #cixinliu #problemtrzechcial #rebis #ksiazkicerbera
280c3d0b-70f0-4789-beaa-78096d8c8a01
bishop

Pierwsza część jest najnudniejsza z całej trylogii ale ogólnie ta seria to dla mnie nr 1 sci-fi właśnie przez pokazanie zjawisk socjologiczno-kosmologicznych w tej niesamowitej skali

HolQ

@bishop pod wpływem serialu stwierdziłem że sobie przeczytam, ale pierwsze 50-70 były jakieś takie nudne ze zniechęciło mnie i przerwałem. Może za jakiś czas spróbuję znowu

bishop

@HolQ nie dziwię Ci się bo sam przerwałem w połowie pierwszą część i wróciłem chyba po pół roku ale było zdecydowanie warto

powodzenia

@Cerber108 jestem po lekturze dwóch pierwszych części i jak dla mnie bomba! Serial średni.

maly_ludek_lego

@powodzenia

Serial średni.

Bo Netflix. Oni sa strasznie, strasznie fatalni w robieniu czegokolwiek. Gdzie ten Netflix co zrobil House of Cards?

maly_ludek_lego

@Cerber108

Poboba mi się też motyw rozczarowania ludzkością i jej niemożnością do wzięcia się w garść w celu poprawy wlaściwie wszystkiego. Trochę daje do myślenia.


Idealnie opisuje to nasze podejscie do zmian klimatu. W tej chwili robimy to samo. Jedni doomuja, inni wszystkiemu zaprzeczaja, jeszcze inni kupuja coraz to wieksze blachosmrody i mowia, ze pokaza Grecie, gdzie pieprz rosnie xD Jesli jakas cywilizacja na nas w tej chiwli patrzy, mysli sobie: no debile XDD

Zaloguj się aby komentować

430 + 1 = 431

Tytuł: Wyspa doktora Moreau
Autor: Herbert George Wells
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Vesper
ISBN: 9788377313602
Liczba stron: 192
Ocena: 8/10

Doprawdy ciekawa pozycja. Z jednej strony mamy karykaturalne wręcz przedstawienie hybryd np. człowiek-małpa, człowiek-pies czy najlepsza - hiena-świnia, z drugiej całe to ich spaczone uczłowieczenie jest szalenie niepokojące. Prymitywny sposób w jaki mówią, to jak się kryją i poruszają, a wreszcie prawo, powtarzane jak mantra i odnoszenie go do tytułowej postaci; wszystko to zapala czerwone lampki. Zawzięcie i w pewnym momencie już szaleństwo Moreau i Montgomery'ego na punkcie swoich przekonań ciekawie współgrają z postępującą degeneracją stworzonych przez tego pierwszego istot. Pozostaje też główny bohater, który przez czas trwania przedstawionej historii zostaje solidnie przemaglowany przez los, który zostawia nań swój niezacieralny ślad.
Na plus także styl, pasujący do epoki oraz notoryczne "człowieku!" Montgomery'ego wypowiadane z wyrzutem do protagonisty.
Szybka, solidna książka, przedstawiająca rzeczy, które ma do przedstawienia, bez zbędnego pitu-pitu (nie tak jak pewna Pani). Na spokojnie mogę ją zaliczyć do tego lepszego spektrum tekstów pozwalających spojrzeć na początki gatunku.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #hgwells #vesper #ksiazkicerbera
aea55c2b-d209-44fd-89ec-af96b71a8a77
Cerber108

@SuperSzturmowiec nie omieszkam, choć trochę tych ekranizacji już się nazbierało.

Anteczek

Oglądałem ekranizację jako dziecko. Nie był to dobry pomysł xD

SuperSzturmowiec

w planach mam ją i Wojna światów . cos trzeba robić na l4

Zaloguj się aby komentować

422 + 1 = 423

Tytuł: Sześć światów Hain
Autor: Ursula K. Le Guin
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788380691759
Liczba stron: 944
Ocena: 4/10

Przejdę od razu do krótkiej charakterystyki odczuć związanych z każdą częścią, a dopiero na koniec do ogólności.
1. Dosyć prosty koncept, miejscami wykonanie i przedstawienie odczuwalnie archaiczne, ale czyta się całkiem przyjemnie. Ciężko jest mi określić nastrój panujący w tej części; drużyna ma te swoje perypetie, napotykają różne przeszkody, radzą sobie z nimi na dziwaczne sposoby, a do tego panuje też pewna atmosfera defetyzmu.
2. Nie ma to jak dymanie dziecka. Ale poza tym podobało mi się - niemoc powstrzymania swoich uczuć oraz emocji i tym samym zaprzepaszczenie ostatnich szans na wyjście z okropnego kryzysu, do tego późniejsze lawinowe wychodzenie na wierzch niesnasek między zainteresowanymi stronami i ciągłe pogarszanie się i tak już nieciekawego położenia.
3. Dosyć ciekawa intryga oparta na braku zaufania i paradoksie kłamcy. Jednakże niewiele z tego pamiętam, tak porywające to było...
4. Pomysł, że obecny rok jest zawsze rokiem pierwszym, a lata przeszłe i przyszłe trzeba cały czas modyfikować jest po prostu głupi. Przecież w takim wypadku tworzenie jakichkolwiek zapisków i kronik nie ma sensu, a hipotetyczny obcy odkrywca takowych guzik by z nich wywnioskował. Guin chciała chyba odstawić Tolkiena w kwestii tworzenia jakichś dziwnych zależności i nazw związanych z chronologią i liczeniem czasu w świecie przedstawionym, no ale nie wyszło (a raczej wyszedł, ale przerost formy nad treścią). Nie licząc powyższego aspektu jest to jak dla mnie najlepsza historia z tego zbioru. Intrygujący zamysł i implikacje miejsca akcji oraz jego mieszkańców, faktyczne i sensowne spiski, niejednoznaczna relacja między dwoma głównymi postaciami.
5. Tu ciekawa sytuacja, bo jako czytelnik jesteśmy postawieni w niepewnej sytuacji: kibicować obcym, którzy mają ciężko, ale potem zaczynają odstawiać ostre akcje (delikatnie mówiąc), czy też ludziom, którzy traktują rzeczonych obcych niekoniecznie poprawnie (znowu delikatnie mówiąc). Ponownie wtrącone zostały jakieś fizjologiczne wywody o śnieniu na jawie, narkołykach, staniu się bogiem i innych tego typu banialukach. Bez tego sama historia byłaby bardziej klarowna, podobnie z przekazem.
6. Dopiero w połowie zorientowałem się, że mamy do czynienia z dwoma perspektywami z życia głównego bohatera (ponownie, tak klarownie było to przedstawione). Z tego też powodu przez kawał czasu nie ogarniałem kto, co, gdzie i z kim; niektórych rzeczy do samego końca nie rozwikłałem. Cały tekst to oczywiście komentarz na temat świata, w którym przyszło nam żyć.
Gdyby odchudzić tę książkę o dobre 70%, to wtedy czytanie jej przynosiłoby może jakąś satysfakcję. W obecnej formie jest to niepomiernie nudna i nieangażująca lawina słów w głównej mierze o niczym, czasem przedstawiająca elementy pchające fabułę do przodu. Tytułowe światy są ze sobą tak ciasno powiązane, że w każdym następnym tekście mamy wspomnianą jedną postać lub miejsce z części poprzedniej. No niesamowite. Drżę na perspektywę czytania jej kolejnych tomiszczy, bo oczywiście wszystko kupiłem, ale zrobię przed tym olbrzymią przerwę. Tej książki nie polecam.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #ursulaleguin #proszynski #ksiazkicerbera
07b94bd8-daba-4e78-8199-7d0cd59d3019
cotidiemorior

@Cerber108 nie czytałem jeszcze, ale ogólnie to jest zbiór niezależnych powieści z 10 lat, dlatego nie jest to jedna powiązana historia.

Cerber108

@cotidiemorior trochę szkoda, może dodałoby to jakiejś głębi, bo obecne powiązania mogłyby równie dobrze nie istnieć.

Zaloguj się aby komentować

391 + 1 = 392

Tytuł: Park Jurajski: Zaginiony świat
Autor: Michael Crichton
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Vesper
ISBN: 9788377314630
Liczba stron: 448
Ocena: 4/10

Po pierwszej części nie miałem żadnych oczekiwań. Tutaj przez jakiś czas wydarzenia były jeszcze stosunkowo sensowne, ale oczywiście im dalej w las, tym więcej debilizmów: a to dzieci ukryły się w szafce, by pojechać na niebezpieczną wyprawę z udziałem nieprzetestowanego sprzętu, a to jak zwykle większość "dorosłych" robi kurtyzanę z logiki, a to wreszcie wybierają oni wszyscy tak okrężne środki do rozwiązania problemów, byle tylko naklepać więcej stron siłowania się z pustką w przestrzeni między uszami. Malcolm postąpił tak jak Buck z Epoki lodowcowej: zginął, ale przeżył; poza tym dalej plecie trzy po trzy jak zacięte nagranie, a jego cytaty na początku każdego rozdziału przekraczają wszelkie granice pretensjonalnego bełkotu. Pewna wymiana zdań między nim i Levinem wywołała u mnie skręt kiszek: L - Nawet wielkość Boga objawia się w szczegółach, M - Być może twojego Boga, ale nie mojego, ponieważ mój Bóg jest ciągłością! Co to ma być? Thorne jako jedyny zachowuje się dosyć sensownie i nie przypominam sobie przejawów ujemnej objętości mózgu u tego pana. Dinozaury są do tego znacząco zbyt zmyślne, można u nich zaobserwować zachowania złośliwe lub wręcz okrutne, niewynikające z jakichś instynktów. Szczerze żałuję, że wszyscy nie zginęli na ostatniej stronie w zupełnie niespodziewanym zwrocie akcji - przynajmniej czułbym jakąś nutę satysfakcji.
Zupełnie nie polecam tego badziewia. Nie wiem czy chcę po tym oglądać filmy.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #parkjurajski #michaelcrichton #ksiazkicerbera
636da968-2774-4dd4-a4fe-6a7bcd56b5ce
sawa12721

@Cerber108Jeśli chodzi o filmy to jedynka jest jeszcze bardzo wporządku, ale pozostałe, a w szczególności druga część, to festiwal kretynizmu, byleby dinozaury mogly jeść ludzi.

Cerber108

@sawa12721 to było do przewidzenia.

Zaloguj się aby komentować

380 + 1 = 381

Tytuł: Park Jurajski
Autor: Michael Crichton
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Vesper 
ISBN: 9788377314432
Liczba stron: 512
Ocena: 5/10

Jestem w stanie zrozumieć czemu ta książka (a raczej film) rozpoczęła boom na dinozaury, ale szczerze powiedziawszy nie ma w niej nic wyjątkowego. Pomysł jest, jak to zwykle bywa, niezły, ale wykonanie już niekoniecznie.
Zabieramy się (piszę to z perspektywy pewnych postaci) do organizacji astronomicznie kosztownego i przełomowego projektu, ale mamy też tak wąskie horyzonty i jednocześnie nałożone na oczy tak wąziutkie okularki, że wyrzucamy do kosza jakiekolwiek przejawy logiki i zdrowego rozsądku, które jednak trzeba okazywać przy pracy nad przedsięwzięciami takiego kalibru. Malcolm miał rację notorycznie cytując wujka preppersa "jak to wszystko nie pierdolnie", jedynie w znacznie bardziej wywodowy sposób. Ogólnie ludzie ciągle podejmują idiotyczne decyzje i chyba tylko czekają na okazję, żeby wepchnąć się dinożarłowi do japy.
Gdyby przymknąć oko na mrowie głupotek i głupot, to byłoby super, no ale zagadnienia związane z genetyką, komputerami, procedurami, bezpieczeństwem, zdrowym rozsądkiem, logicznym postępowaniem itd. są spłycone jak wywody polskich raperów i siłą rzeczy ciężko jest to oko przymknąć.
Przez całą książkę nie mogłem zapamiętać kto był kim z czwórki Ed, Robert, Donald (chyba prawnik) i John (bodaj szef ochrony); po prostu zlewali mi się w jedną całość, bo właściwie zajmowali się tym, czego akurat wymagała potrzeba. I nie pamiętam tak wkurzającej gówniary jak Lex, tak zidiociałego starego pierda jak Hammond, tak niekompetentnego naukowca jak Wu i tak pustego sprzedawczyka jak Nedry.
Chciałem napisać, że postacie nie są mocną stroną tej książki, ale potem pomyślałem, że dialogi również, logika wydarzeń także, a ocena z każdym krokiem malała względem pierwotnego zamysłu natychmiast po skończeniu.
Książka co najwyżej dla dużych fanów filmu, reszcie odradzam.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #parkjurajski #michaelcrichton #ksiazkicerbera
ea9cad95-dcbc-4a99-8d02-2bd128005f18

Zaloguj się aby komentować

367 + 1 = 368

Tytuł: Władca Pierścieni. Powrót Króla
Autor: J.R.R. Tolkien
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 9788382024906
Liczba stron: 564
Ocena: 9/10

Koniec wojny wydał mi się zbyt szybko urwany. Myślałem, że po zniszczeniu pierścienia Saurona trzeba będzie jeszcze dojechać, a tutaj wszystko samoistnie się rozpadło i już. Rozumiem tułaczkę Froda i Sama do Orodruiny oraz ciągłe manewry i bitwy wojsk reszty drużyny będące same w sobie dokonaniami ogromnymi, ale zabrakło mi stosownego zakończenia tego - co by nie patrzeć - przewodniego wątku.
Powrót do Shire z kolei charakteryzuje się pewną zmianą tonu na te kilkadziesiąt stron. W tym wypadku triumf dobra nad złem jest w sumie bardziej satysfakcjonujący niż w odniesieniu do głównej osi fabuły, zapewne ze względu na bardziej dynamiczne przedstawienie tego fragmentu. Również kilka postaci wreszcie spotkało swój jak najbardziej zasłużony koniec.
Jeszcze bardziej niż w "części drugiej" zabrakło piosenek i pieśni; nie mówię oczywiście o czasie wojny, ale nawet po zwycięstwie nie doczekałem się choćby jednego zgrabnego, rymującego się utworu.
Muszę przyznać, że styl tłumaczenia mnie zmęczył; nie mówię nawet o inwencji twórczej przy nazwach własnych, ale o archaiczności języka. Nie wiem jak to wygląda u Skibniewskiej, ale Hobbit był pod tym względem niepomiernie bardziej przystępny, a wcale nie zabrakło tam odpowiednio nacechowanej maniery i uprzejmości. Muszę przyznać, że podobał mi się humor: bardzo sporadyczny, ale cięty, objawiający się przeważnie w dosadnym, acz spokojnym ubliżaniu komuś, z idealnym doborem słów.
Zaskoczyła mnie obecność dodatków. Coś mi właśnie nie pasowało w "Drużynie" z adnotacjami do nich; na końcu książki ich nie było i nie pomyślałem, że wszystko znajdzie się w trzeciej części z tyłu. Tak jak pierwszy dodatek był porywający niczym grzybobranie, tak te traktujące o pradawnych czasach zapewniły już ciekawsze doznania, jednakże to dzieje krasnoludów wydały mi się chyba najbardziej interesujące. U Hobbitów każdy jest spokrewniony z każdym, ale najbardziej rozbawiło mnie zawarcie w chronologii świata daty pierwszego zasadzenia ziela fajkowego.
W pierwotnym zamiarze miałem przeczytać Hobbita, Władcę i Silmarilion, zdecydowałem się jednak zrezygnować z tego ostatniego z dwóch powodów: 1. Hobbit i Władca tworzą zamkniętą całość, 2. Silmarilion traktuje o zamierzchłych czasach; obudziłoby to we mnie apetyt na więcej, czyli musiałbym przeczytać NOŚiN, OzNK, BiL, UG, DH, a to zaowocowałoby już przeciążeniem. Tak więc ten pakiecik "czasów dawnych" zostawiam sobie na kiedy indziej.
W ogólnym rozrachunku książki ustawiłbym tak: 2, 1 i 3. W trójce zabrakło różnorodności i satysfakcjonującego zakończenia wojny, natomiast w jedynce nie było widać jeszcze tej skali, dwójka miała za to enty. 
Najlepsza scena w tej książce? Sytuacja jest beznadziejna, oblężenie trwa w najlepsze, posiłki wroga wciąż nadciągają. Kogut pieje. Słychać dźwięk rogu. Przybywa jazda Rohanu. Koniec rozdziału. Ależ to było dobre.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #tolkien #wladcapierscieni #zyskiska #ksiazkicerbera
a3b5999a-6777-43e5-bba6-0d3f9a2eb7b2
sawa12721

@Cerber108 Najlepsza z części, imo chociaż uwielbiam ekranizacje Jacksona (szarża na Polach Pellenoru!) to jednak stosunku do książki wyszła mu najsłabiej.

Zaloguj się aby komentować