@grzyp-prawdziwek zgadzam się, że nie ma o czym dyskutować, nawet - co rzadkie - trafili w jakieś tam wyobrażenia, po lekturze, więc szacun za dobór
Zaloguj się aby komentować
@grzyp-prawdziwek zgadzam się, że nie ma o czym dyskutować, nawet - co rzadkie - trafili w jakieś tam wyobrażenia, po lekturze, więc szacun za dobór
Zaloguj się aby komentować
— Niech mi pan pozwoli spotkać się z waszymi gragami. Obiecuję, że nie będę ścierał żadnych słów.
— Nie! Nie będą z panem rozmawiać. Nie rozmawiają z ludźmi. Czekają na dole. Dostali już wiadomość o pańskim przybyciu. Są przestraszeni. Nie ufają ludziom.
— Dlaczego?
— Bo nie jesteście krasnoludami — wyjaśnił Twardziec. — Bo jesteście… jakby snem.
Vimes położył mu dłonie na ramionach.
— W takim razie zejdźmy na dół, gdzie może im pan opowiedzieć o koszmarach. I może pan wskazać, który z nich jest mną.
Zaloguj się aby komentować
— [...] Wspominałem już o tym diuku, prawda?
— Tak, wasza łaskawość — odparł sztywno A.E. Pesymal. — Pomimo to jest pan diukiem Ankh i niewłaściwe byłoby zwracanie się do pana w inny sposób. Świadczyłoby o braku szacunku.
— Rozumiem. A jak powinienem się zwracać do pana, panie Pesymal? — zapytał Vimes.
Kątem oka zauważył, że deska podłogi na drugim końcu pokoju unosi się ledwie dostrzegalnie.
— A.E. Pesymal będzie całkiem odpowiednie, wasza łaskawość — odparł inspektor.
— To A oznacza…? — Vimes na moment oderwał wzrok od deski.
— Po prostu A, wasza łaskawość — wyjaśnił cierpliwie A.E. Pesymal. — A.E. Pesymal.
— Chce pan powiedzieć, że nie dostał pan imienia, tylko inicjały?
— Otóż to, wasza łaskawość.
— A jak zwracają się do pana przyjaciele?
A.E. Pesymal wyglądał, jakby w tym zdaniu pojawiło się jedno ważne założenie, którego nie zrozumiał. Dlatego Vimesowi zrobiło się go trochę żal.
Zaloguj się aby komentować
Jakoś jednak wolę książki - przecież tam 3/4 to są opisy, które tworzą całą tę otoczkę, postacie itd.
W filmie tego nie pokażesz - jak np. pokazać Nooby'ego - nie da się
@LovelyPL akurat scena z Noobym w tym filmie to złoto.
@grzyp-prawdziwek ale po opisach w książkach on nie jest do zekranizowania
Zaloguj się aby komentować
— Pan Smith ma dobrą wiadomość — wyjaśnił Patrycjusz.
— Www samej rzeczy — zgodził się John Smith, maniakalnie rozpromieniony. — Mamy dla pana rekruta, komendancie! Wwwampira, który chce być www straży!
[...]
— Chce mi pan powiedzieć, że muszę… — zaczął Vimes.
Vetinari przerwał mu natychmiast.
— Ależ skąd, komendancie. W pełni szanujemy pańską autonomię jako komendanta straży. To oczywiste, że musi pan zatrudniać tych, których uzna za odpowiednich. Proszę tylko, by kandydat został przesłuchany, zgodnie z duchem równych praw dla wszystkich.
Tak, akurat, myślał Vimes. A stosunki polityczne z Überwaldem staną się troszeczkę łatwiejsze, prawda, jeśli będziesz mógł powiedzieć, że mamy nawet czarnowstążkowca w straży. Za to jeśli go odrzucę, będę musiał wyjaśnić dlaczego. I podejrzewam, że „Po prostu nie lubię wampirów, jasne?” jednak nie wystarczy.
— Oczywiście — rzekł. — Proszę go przysłać.
— Właściwie to on jest nią — wyjaśnił lord Vetinari. Zajrzał do papierów. — Salacia Deloresista Amanita Trigestatra Zeldana Malifee… — Urwał, przerzucił kilka kartek i dodał: — Możemy chyba część opuścić, kończy się to na „von Humpeding”. Ma pięćdziesiąt jeden lat, ale… — dodał szybko, nim Vimes zdążył wykorzystać tę informację — …to żaden wiek dla wampira. Aha, i chce, żeby mówić do niej po prostu Sally.
Zaloguj się aby komentować
— Chcę uniknąć wszelkich niejasności — rzekła panna Dearheart. — Jutro wieczorem… to ten dzień po dzisiejszym… zamierzasz wysłać powóz… to takie pudło na kołach, ciągnięte przez konie, które na dobrej drodze mogą osiągnąć czternaście mil na godzinę… do wyścigu z Wielkim Pniem… to wszystkie te wieże semaforowe, które mogą przesyłać wiadomości z prędkością setek mil na godzinę… aż do Genoi… to takie miasto, które leży bardzo daleko stąd?
— Tak.
— I nie masz żadnego cudownego planu?
— Nie.
— I dlaczego mi o tym mówisz?
— Ponieważ w tym mieście, w tej chwili, jesteś jedyną osobą, która skłonna byłaby uwierzyć, że nie mam planu — wyjaśnił Moist.
Zaloguj się aby komentować
Młody kapłan Offlera, boga krokodyla, o czwartej nad ranem był nieco wytrącony z równowagi, ale człowiek w skrzydlatej czapce i złocistym stroju chyba wiedział, co powinno się dziać, więc kapłan pozwalał sobą pokierować. Nie był zbyt inteligentny, co tłumaczyło, czemu wciąż pracuje na tej zmianie.
— Chce pan doręczyć ten list Offlerowi? — spytał, ziewając. Patrzył na wciśniętą mu w dłoń kopertę.
— Jest do niego adresowany — stwierdził Moist. — I ma odpowiednie znaczki. Elegancko napisany list zawsze zwróci uwagę. Przyniosłem też funt kiełbasek, które są zwyczajowe, jak rozumiem. Krokodyle uwielbiają kiełbaski.
— Ściśle mówiąc, widzi pan, do bogów wznosi się modlitwy — odparł kapłan z powątpiewaniem.
Nawa świątyni była pusta, tylko niski, chudy staruszek w brudnej szacie sennie zamiatał podłogę.
— Jak zrozumiałem — tłumaczył Moist — dar kiełbasek trafia do Offlera poprzez smażenie, tak? A duch kiełbasek wznosi się ku Offlerowi w formie zapachu, tak? A potem wy zjadacie kiełbaski?
— Ależ nie. Zupełnie inaczej — zapewnił młody kapłan, który znał te argumenty. — Tak może się wydawać niewtajemniczonym. Jednakże, tak jak pan mówił, prawdziwa kiełbaskowość wznosi się prosto do Offlera. On zjada ducha kiełbasek. Myjemy zaledwie ich ziemską powłokę, która, może mi pan wierzyć, zmienia się w naszych ustach w kurz i popioły.
— To by wyjaśniało, dlaczego zapach kiełbasek jest zawsze lepszy od rzeczywistych kiełbasek, prawda? Często zauważam to zjawisko.
Kapłan był pod wrażeniem.
— Czy jest pan teologiem? — zapytał.
Zaloguj się aby komentować
— Co jest?
— Panie Lipvig, Ma Pan Spotkanie Z Lordem Vetinarim.
Słowa dotarły do świadomości i zabrzmiały groźniej niż głosy magów w słoikach.
— Nie mam żadnego spotkania z lordem Vetinarim! Eee… mam?
— On Mówi, Że Tak, Panie Lipvig — odparł golem. — A Zatem Pan Ma. Wyjdziemy Przez Dziedziniec Dyliżansów. Przed Frontowym Wejściem Zebrał Się Spory Tłum.
Moist znieruchomiał w trakcie wciągania spodni.
— Są rozgniewani? Czy niektórzy w tym tłumie niosą wiadra smoły? Pierze dowolnego rodzaju?
— Nie Wiem. Otrzymałem Instrukcje I Je Wykonuję. Radzę Panu Czynić Tak Samo.
Zaloguj się aby komentować
— [...] Muszę znaleźć wannę. Potrzebna mi zimna kąpiel. Naprawdę zimna. Macie tu gdzieś lód? No to właśnie taka zimna. Albo bardziej. Och, bardziej. I coś do picia, i kanapkę, a przy okazji, na zewnątrz stoi wielki czarny koń. Jeśli wasi ludzie potrafią go złapać, proszę, załóżcie mu siodło i odwróćcie go w stronę Ankh-Morpork! Do roboty!
W balii zmieścił się tylko na siedząco, a woda sięgała do bioder, ale przynajmniej w mieście była lodownia. Moist siedział w stanie błogości wśród pływających kawałków lodu, sączył brandy i nasłuchiwał odgłosów poruszenia na dworze.
Po chwili ktoś zapukał do drzwi i zabrzmiał męski głos:
— Wygląda pan przyzwoicie, panie poczmistrzu?
— Bardzo przyzwoicie, ale jestem nieubrany — odpowiedział Moist.
Sięgnął w bok i wcisnął na głowę skrzydlatą czapkę.
— Proszę wejść!
Zaloguj się aby komentować
— Co pan robi w Urzędzie Pocztowym, panie von Lipwig? — spytała, gdy otwierał drzwi.
— Proszę mi mówić „Moist” — poprosił Moist, a pewne elementy jego wewnętrznego „ja” zadygotały. — Jestem nowym poczmistrzem.
— Poważnie? — zdziwiła się panna Dearheart. — W takim razie cieszę się, że ma pan Pompę 19*. Rozumiem, że kilku ostatnich poczmistrzów nie przetrwało długo.
— Chyba coś o tym słyszałem — zgodził się Moist z uśmiechem. — Wygląda na to, że za dawnych czasów nie było to bezpieczne stanowisko.
Panna Dearheart zmarszczyła czoło.
— Za dawnych czasów? Zeszły miesiąc to dawne czasy?
Zaloguj się aby komentować
— Chce pan powiedzieć, że nawet gabinet pocz… nawet mój gabinet jest napełniony pocztą, ale nie wrzucili listów do piwnicy? Gdzie tu sens?
— Nie można używać piwnicy, sir, w żadnym razie! — Groat był wstrząśnięty. — Tam jest zbyt wilgotno. Listy raz-dwa by się poniszczyły.
— Poniszczyły — powtórzył tępo Moist.
— Nic lepiej od wilgoci nie niszczy różnych rzeczy, sir. — Groat pokiwał głową.
— Niszczy listy od martwych ludzi do martwych ludzi — stwierdził Moist takim samym spokojnym tonem.
— Tego nie wiemy, sir. To znaczy, nie mamy żadnego dowodu.
— Faktycznie. W końcu niektóre z tych kopert mają ledwo sto lat — burknął Moist.
@WordPressDeveloper czysty gatunkizm!
@moll a gatunkizm, jak nas poucza Pratchett w "Wyprawie Czarownic", "jest o wiele ciekawszy "
@WordPressDeveloper dokładnie xD więc taki krasnolud albo wampir czy troll nadal mogą czekać na list sprzed 100 lat od ziomka z wielkiego miasta xD
Zaloguj się aby komentować
— Chciałbym też przekazać własną wiadomość z gratulacjami jako przewodniczący Ankhmorporskiego Oddziału Przyjaznego i Dobroczynnego Stowarzyszenia Pracowników Pocztowych — ciągnął Aggy.
— Ehm... Bardzo dziękuję. A właściwie kim oni są?
— To byliśmy my wczoraj w nocy, sir. — Aggy się rozpromienił.
— Myślałem, że jesteście tajnym stowarzyszeniem!
— Nie tajnym, sir. Niedosłownie tajnym. Raczej... ignorowanym, można powiedzieć [...]
Zaloguj się aby komentować
— Wszyscy wiedzą, że w straży służy wilkołak, a taki wilkołak potrafi wywąchać, jakiego koloru człowiek nosił ubranie.
— Wilkołak — powtórzył tępo Moist.
— Tak. No więc ten przed nim...
— Wilkołak.
— Tak właśnie powiedziałem, sir.
— Przeklęty wilkołak.
— Wszyscy są potrzebni na tym świecie, sir. W każdym razie...
— Wilkołak. — Moist otrząsnął się ze zgrozy. — I nie uprzedzają przybyszów?
— A jak mieliby uprzedzać, sir? — zapytał łagodnie Groat. — Postawić przed miastem tabliczkę „Witamy w Ankh-Morpork, mamy wilkołaka”? Straż zatrudnia mnóstwo krasnoludów i trolli, golema, znaczy wolnego golema, z całym szacunkiem, panie Pompa, parę gnomów, zombi... A nawet jednego Nobbsa.
— Nobbsa? Co to jest Nobbs?
— Kapral Nobby Nobbs, sir. Jeszcze go pan nie spotkał? Mówią, że ma urzędowe pismo mówiące, że jest człowiekiem, a kto by takiego potrzebował, co? Na szczęście jest tylko jeden taki, więc nie może się mnożyć [...]
Zaloguj się aby komentować
— Drumknott, czy powiedziałbyś, że jestem tyranem?
— Z całą pewnością nie, panie. — Drumknott zaczął sprzątać na stole.
— Ale oczywiście na tym polega problem, nieprawdaż... Kto powie tyranowi, że uważa go za tyrana?
[...]
— W swoich „Myślach”, co do których zawsze uważałem, że wiele straciły w tłumaczeniu, Bouffant stwierdza, że interweniując, by nie dopuścić do morderstwa, ograniczamy wolność mordercy, a przecież wolność z definicji jest naturalna i powszechna, bezwarunkowa. Przypominasz sobie zapewne jego słynną maksymę: „Jeśli jakikolwiek człowiek nie jest wolny, to ja jestem małym pasztecikiem zrobionym z kurczęcia”, która wywołała liczne dyskusje. Możemy zatem uznać, na przykład, że odebranie butelki komuś, kto sam siebie zabija pijaństwem, jest dziełem miłosiernym, więcej — godnym podziwu. A jednak wolność znów podlega ograniczeniu. Pan Gilt studiował Bouffanta, lecz obawiam się, że go nie zrozumiał. Wolność może i jest naturalnym stanem ludzkości, ale podobnie naturalne jest siedzenie na drzewie i zjadanie posiłku, kiedy jeszcze się wije. Z drugiej strony Freidegger w swoich „Kontekstualnościach modalnych” twierdzi, że wszelka wolność jest ograniczona, sztuczna, a zatem iluzoryczna, w najlepszym razie stanowi wspólną halucynację. Żadna normalna istota ludzka nie jest prawdziwie wolna, ponieważ prawdziwa wolność jest tak straszna, że tylko szaleńcy i święci mogą patrzeć na nią otwartymi oczami. Przygniata umysł, całkiem jak stan, który gdzie indziej opisuje jako Vonallesvolkommenunverstandlichdasdaskeit. Jaką pozycję zajmujesz w tym sporze, Drumknott?
— Zawsze uważałem, panie, że świat najbardziej potrzebuje szafek na teczki, które nie są takie delikatne — odparł Drumknott po chwili namysłu.
@WordPressDeveloper w końcu ktoś o tym głośno powiedział
Zaloguj się aby komentować
— Istnieją metody... niezwykle honorowe metody zagwarantowania poufności i uniknięcia konfliktu interesów, panie — zapewnił pan Slant.
— Chodzi panu o... zaraz, gdzie to było... szklany sufit? — zapytał Vetinari uprzejmie.
— Nie, wasza lordowska mość. To co innego. Wydaje mi się, że wasza lordowska mość ma na myśli agatejski mur — poprawił go gładko pan Slant — Ta metoda efektywnie gwarantuje, że nie nastąpi naruszenie tajemnicy, gdyby na przykład jedna część organizacji weszła w posiadanie zastrzeżonej informacji, która, być może, mogłaby zostać wykorzystana przez inną część do osiągnięcia nieetycznych korzyści.
— Fascynujące! — oświadczył Vetinari. — A jak to konkretnie działa?
— Zainteresowane osoby zgadzają się, że nie będą tego robić — wyjaśnił Slant.
— Przepraszam? Mówił pan chyba, że jest jakiś mur...
— To tylko nazwa, panie. Na zgodę, by tego nie robić.
— Tak? I zgadzają się? To cudowne! Nawet jeśli w tym przypadku niewidzialny mur musi przebiegać przez środek ich mózgu?
Zaloguj się aby komentować
Slang rymowy polega na zastępowaniu słów innymi, które się z nimi rymują. Istnieją różne jego odmiany, a świat zawdzięcza im takie terminy jak „ciasta i lody” (schody), „koniec już” (nóż) czy „rybie ości” (ogólna teoria względności).
Arytmiczny slang rymowy z ulicy Przyćmionej jest prawdopodobnie wyjątkowy, albowiem nie używa rymów. Nikt nie wie dlaczego, ale jak dotąd wysunięto trzy teorie:
- jest on mocno skomplikowany i w rzeczywistości podlega pewnym ukrytym regułom;
- ulica Przyćmiona słusznie się tak nazywa;
- powstał, aby denerwować obcych, co jest prawdą dla większości takich slangów.
@WordPressDeveloper Pratchett zapożyczył to z Cockney Rhyming Slang, akcent i rymy charakterystyczne dla Londynu. https://www.youtube.com/watch?v=s11qjmvTdJ8
@hejtom też mi się skojarzyło z cockney, bo w tłumaczeniu na polski to nie ma sensu (w sumie po angielsku też może nie mieć)
@hejtom wiem
Zaloguj się aby komentować
— Wracając do rzeczy... Pańskie obowiązki, panie Lipwig, obejmują odtworzenie i prowadzenie służby pocztowej w mieście, przygotowanie przesyłek międzynarodowych, konserwacja własności Urzędu Pocztowego i tak dalej, i tym podobnie...
— A jeśli wetkniecie mi miotłę w tyłek, to mogę jeszcze zamiatać podłogę — wtrącił ktoś.
Moist uświadomił sobie, że sam to powiedział. W mózgu miał chaos. Szokiem okazało się odkrycie, że tak właśnie wygląda tamten świat.
Lord Vetinari przyglądał mu się długo i z uwagą.
— Jeśli pan sobie życzy... — mruknął. Zwrócił się do stojącego obok urzędnika. — Drumknott, czy gosposia ma na tym piętrze komórkę ze sprzętem?
Zaloguj się aby komentować
— To nieludzkie! — wrzasnął drugi.
— O, mylisz się, to bardzo ludzkie — nie zgodził się z nim Keith. — Wyjątkowo ludzkie. Nie istnieje inne stworzenie na świecie, które by zrobiło coś takiego żyjącej istocie [...].
Zaloguj się aby komentować
— Przegryzłam linkę, sir! Przegryzłam! Była stara i słaba, sir. Pewnie dlatego pułapka pana nie zmiażdżyła, sir. Czy pan mnie słyszy, sir? Ciemnaopalenizno? Sir? Przegryzłam ją, sir! Czy pan nadal nie żyje, sir? Sir?
Oglądałeś może animację? Warto?
@franaa oglądałem, mojemu Synkowi, lat 11, się podobało. Mnie... prawdę mówiąc... w zasadzie też, tylko trzeba sobie dobrze przepracować, że będzie odbiegało od książki. Ale jest nawet kraina królisia, więc... z pewnością jest sporo gorszych ekranizacji, więc mogę polecić
Zaloguj się aby komentować
O wiele łatwiej wyobrażać sobie ludzi w jakimś zadymionym pokoiku, obłąkanych i cynicznych od przywilejów i władzy, konspirujących nad kieliszkiem brandy. Tego obrazu trzeba się trzymać, bo jeśli nie, trzeba by się pogodzić z innym faktem: złe rzeczy zdarzają się, ponieważ zwyczajni ludzie, którzy szczotkują psa i opowiadają dzieciom bajki na dobranoc, potrafią potem wyjść i zrobić coś strasznego innym zwyczajnym ludziom.
zazdroszczę planu. Ja zacząłem od straży, potem poszlo pieklo pocztowe i właśnie BHAM. Bawię się.setnie. Ale robię pauzy w postaci przeciwwagi i np teraz leci Żulczyk 😉
Zaloguj się aby komentować