9 408,92 + 5,12 + 21,10 + 2,01 = 9 437,15
No i pobiegane!
Dziś pogoda na XXI Półmaraton Marzanny była wprost cudowna
Jakieś 10°C powyżej zera, Słońce świecące jak marzenie, wiatr... no dobra, wiatr był dość mocny, ale jak mocniej przyświeciło to wręcz idealnie chłodził
Leń ze mnie jest, więc nie pojechałem wczoraj po pakiet tylko postanowiłem go odebrać dzisiaj przed biegiem. Bieg o 11, biuro zawodów czynne do 10, ja oczywiście na ostatnią chwilę pojechałem samochodem i jakimś cudem gdzieś zaparkowałem. Potruchtałem sobie po pakiet, następnie z powrotem do samochodu żeby zostawić niepotrzebne bambetle, a potem stwierdziłem - co już zostało udokumentowane na wypoku - podniosłem sobie poziom węgli przepyszną kremówką w kultowym lokalu w Cracovii
BTW mam fajną fotkę dotyczącą tejże cukierni i kremówek, jak znajdę do wrzucę
Kremówka i kawka były przepyszne, a ja uznałem że się powoli udam w kierunku startu. Jeszcze zahaczyłem o biuro zawodów, gdzie jeszcze sobie pozakładałem plasterki w różne miejsca - w szczególności na stopach, gdzie mnie ostatnio obtarły nowe buty. BTW, dzisiaj w tych bieda-Adizero biegłem, takie niby ciutkę carbonowe (choć przy moim żałosnym tempie to nic nie daje). Poleciałem koniec końców na linię startu - tym samym zaliczając w sumie 5 km rozgrzewki. Może mądrze, może głupio - whatever xD
Tuż przed startem chwyciłem się za cycki - i zorientowałem że zapomniałem paska HRM. Ojtam, w sumie co za różnica jak jest ciągły bieg - ostatnio mnie paskudnie obtarł, więc może i lepiej.
Na starcie spotkałem kolegę, miał na sobie baloniki na 1h29m. Kusiło, ale taki kozak to ja nie jestem, ze swoją życiówką 1:37 z groszami. Może kiedyś, ale chyba niekoniecznie - toć to trzeba zapieprzać non stop 4:15/km
Grzecznie się ustawiłem przy zającach na 1:40. Nastroje super, minęła jedenasta, poszło odliczanie... i YEAH!
THUNDER!
Jak ja kuźwa szaleńczo uwielbiam Thunderstruck na startach! Chyba żaden inny kawałek nie daje mi takiego powera! Biegnąc wrzeszczałem na całe gardło THUNDER, po chwili okoliczni biegacze się dołączyli - uwielbiam tę atmosferę
Potem zaczęło się spokojne klepanie kilometrów z balonikami. Pierwszy drugi, trzeci - cały czaj jak w metronomie tempo 4:42/km. Było miło, trochę ciasnawo... i po prostu nudno. Po czwartym kilometrze stwierdziłem "eeee nie chce mi się" i ruszyłem naprzód - najpierw ciutkę przed zające, żeby mieć luźniej, a potem po prostu sobie poleciałem.
Od razu było przyjemniej - wiadomo, można sobie pobiec równiutko, ale przecież to są zawody i w sumie fajnie by było sobie dać trochę popalić, nie? Powoli wyprzedzałem ludzi, kolejne kilometry już mijały bardziej w tempie ~4:35, chwilami nawet poniżej 4:30 bywało. To ładnie pokazało, że ruszając z zającami na 1:29 bym zdechł - i koniec końców skończył dużo gorzej niż choćby z tymi balonikami na 1:40.
Od kiedy w ramach GPK zacząłem używać żeli, robię to konsekwentnie - nadal nie wiem czy mi pomagają, ale na pewno mi nie zaszkodziły. Dlatego jakoś po 30. minucie wsunąłem pierwszy, kolejny gdzieś w okolicach godziny. Potem już się nie żelowałem - hmm, może trzeba było?
W każdym razie dobrze wypadało, jak już mi się morda kleiła to akurat trafiał się punkt nawadniania. Na jednym, na 14. km, nawet zgarnąłem całą buteleczkę 0,5l - przydało się, bo mnie naprawdę zaczęło suszyć.
Potem już było z górki - 16. km, w głowie zafiksowane "już mniej niż piątka!", 18, ostatnie nawadnianie, aż wybiegliśmy na ostatnią prostą przed metą. Tempo było już niższe, bliżej 4:40/km, ale olałem wszystko wokół i zapieprzałem ile się da, aż w końcu zamajaczyła meta i w końcu przeleciałem przez punkt pomiaru. UFF, kocham biegać ale kończyć kocham jeszcze bardziej xD
Wyszło jakieś 30 sekund dłużej niż moja życiówka. Czy mi z tym źle? Bynajmniej, bardziej by mnie wkurzyło gdybym przebił ją o marnych parę sekund. Jak łamać życiówki to z polotem a nie jakieś tam pitu pitu xD W każdym razie pocieszające, że mimo tuszy jeszcze jestem w stanie wysilić się podobnie jak na pierwszym moim półmaratonie 11 lat temu
Może kiedyś zechce mi się trochę bardziej - kto wie, może już w październiku? Się zobaczy.
Chwila relaksu, a potem trzeba było się ruszyć z powrotem do samochodu. Idealnie wpadły dwa kilometry spokojnego truchtu - w sam raz na schłodzenie i wyluzowanie. Trud skończony xD
Nie liczyłem na wiele dzisiaj i myślę, że wyszło idealnie - jestem jeszcze w miarę w formie, może i powolny ale konsekwentny
Dawno nie biegłem Marzanny - fajny to bieg, ciut inny niż oficjalny krakowski półmaraton, ciut bardziej kręty, ale też mniej po zwykłych ulicach co ma swój urok.
Za rok pewnie znowu pobiegnę.
Miłego wieczoru!
#bieganie #sztafeta