Kontynuacja historii z moimi sąsiadami (poprzednia tutaj
https://www.hejto.pl/wpis/kiedys-pisalem-na-hejto-o-problemach-z-moimi-zwariowanymi-sasiadami-bo-przeszkad)
Ochłonąłem po tamtym weekendzie, wysłałem smsa do dzielnicowego po całym zajściu ale nie udało mi się go złapac i jakoś rozeszło się po kościach.
No i przechodzimy do ostatniego poniedziałku. Dzwoni telefon ze spółdzielni.
-Dzień dobry, słyszeliśmy że przeprowadzał Pan ostatnio jakiś większy remont, o którym pan nas nie informował.
Myślę sobie, jaki remont do cholery, kuchnie robiłem 2 lata temu, ale to zmiana mebli + płytki położyłem no i odmalowałem, ale nawet nic nie kulem.
-Dzień dobry, jakiś remont ostatnio? Nic takiego nie było... (chwila namyślenia) ahh, już wiem, pewnie sąsiedzi się do Państwa zgłosili. Czy chodzi o zburzenie ściany działowej?
(poprzedni właściciele wyburzali jedna ściane działową 10 LAT TEMU!)
-Tak tak, możemy przyjśc i zobaczyc?
-Pewnie
Zaprosiłem ich do mieszkania od razu po telefonie, więc zjawili się za jakieś 15 minut. W tym czasie przygotowałem dokumentację którą posiadałem - zgodę ze spółdzielni, pozwolenie na budowę, dziennik budowy i takie tam. Przyszli popatrzyli, wszystko się zgadza, remont zrobiony zgodnie z projektem, nie mieli w swoich dokumentach planu po remoncie więc nanieśli na nie zmiany i gituwa.
Razem z żoną wytłumaczyliśmy o co chodzi, jak się zachowują też względem nas i co się dzieje za dnia. Pani inspektor ze spółdzielni z powagą przyjęła te informacje. Powiedziała, że takie zachowanie nie powinno mie miec miejsca (walenie w kaloryfer i grozby) i mamy sobie normalnie życ a w przypadku jakiegokolwiek pukniecia - dzwonic na straż miejską albo dzielnicowego - i to każdorazowo. Powiedziała, że zrobi sobie na ten temat notatkę i zajdzie jeszcze do sąsiadów na dole porozmawiac. Podziękowaliśmy i sobie wyszli.
Po około godzinie dostałem kolejny telefon ze spółdzielni (od tej Pani, która u nas była) z informacją, że spotkała akurat dzielnicowego i przekazała informację o nas i sąsiadach, dzielnicowy sporządził swoją notatkę i też potwierdził, żeby dzwonic do niego albo na straż miejską.
Jeszcze tylko wspomnę na koniec, że kilka razy zaczepili mnie sąsiedzi z innych mieszkań i dali pokaz solidarności z nami, że mamy się nie dawac zastraszyc i jak zadzwonimy po policję i przyjdą na wywiad, to nas wesprą i powiedzą jak też przebiegały ostatnie pogróżki (bo tak darli mordę że wszyscy w klatce słyszeli). Nawet usłyszałem słowa typu "ta baba jest jakaś nienormalna" i inne historyjki, które potwierdzają że coś jest z nimi nie tak.
A ich syn kontynuuje "tradycje" rodzinne.
Rozmawiałem też z prawnikiem i mówił, że tego typu sytuacje podchodzą pod stalking, ale potrzeba więcej dowodów, żeby to ruszyc. I że taki proces trochę potrwa.
Sytuacja wciąż rozwojowa, bo spodziewamy się z małżonką wizyt z innych instytucji, ale wygląda na to, że bata na siebie sami ukręcili.
#zalesie
#sasiedzi