Ci, którzy dowcipkują, że nieudolnych polityków powinno się wywieźć na taczce, niech wiedzą, że 20 lat temu na taczce wywieziono burmistrza Praszki. Nie było to wcale dowcipne, tylko tragiczne. Awantura skończyła się samobójstwem dwóch ze sprawców.
Żeby zrozumieć, co w 1993 roku działo się w Praszce, trzeba przypomnieć atmosferę tamtych czasów: gigantyczne bezrobocie, galopującą hiperinflację i wygraną w wyborach parlamentarnych postkomunistów, zaledwie cztery lata po obaleniu komunizmu.
W Praszce wrzało, ponieważ całe 8-tysięczne miasteczko żyło z zakładu motoryzacyjnego Polmo. W zakładzie nazywanym żywicielką Praszki w 1989 roku pracowało 5 tysięcy ludzi. Fabryka zaczęła upadać razem z komuną. Polmo produkowało bowiem głównie hamulce do radzieckich kamazów.
- Ostatni pociąg wyładowany hamulcami do kamaza przyjechał po prostu z powrotem do Praszki - wspomina Waldemar Droś, wieloletni pracownik Polmo. W zakładzie, który stanął na krawędzi bankructwa, rozpoczęły się zwolnienia grupowe. Z 5 tysięcy ludzi zostało 1,5 tysiąca (w dzisiejszym Neapco, następcy Polmo, pracuje ponad 800 osób).
Nie miał jednej nogi, chcieli mu uciąć drugą
Ówczesny burmistrz Praszki - Włodzimierz Skoczek (Unia Demokratyczna) wcześniej także był pracownikiem Polmo. W zakładzie przy ulicy Kaliskiej pracował jako brakarz. Należał do zakładowej "Solidarności". W 1990 roku został pierwszym burmistrzem Praszki w III RP.
Trafił na wyjątkowo trudne czasy. W połowie 1991 roku zarządzono dwumiesięczny postój zakładu i zwolniono 2,5 tysiąca ludzi. Na początek robotnicy dostali kuroniówki, ale kiedy zasiłek skończył się po roku, doszło do protestów.
Sfrustrowani ludzie zrzeszyli się w Komitecie Obrony Bezrobotnych i zaczęli współpracować z nową partią - Samoobroną. Andrzej Lepper zarejestrował Samoobronę w 1992 roku jako związek zawodowy rolników, wkrótce przekształcił ją w partię. Jedną z pierwszych głośnych akcji Samoobrona zorganizowała właśnie w Praszce.
W poniedziałek, 2 sierpnia 1993 roku, przed urzędem miejskim na placu Grunwaldzkim stanęła taczka.
- Zwykła, z budowy, powalana betonem, ale z napisem Samoobrona - wspominają mieszkańcy Praszki. - Już w ten sam dzień wszyscy gadali, że wywiozą na niej burmistrza.
Do rozruchów doszło jednak dopiero na drugi dzień. We wtorek burmistrz Włodzimierz Skoczek rano pojechał do Urzędu Wojewódzkiego w Częstochowie (Praszka należała wtedy do województwa częstochowskiego). Kiedy wrócił w południe, pod urzędem czekało na niego około 100 demonstrantów. Działacze Samoobrony dali mu do podpisania dymisję. Kiedy odmówił, posadzili go na taczkę.
- To był okropny widok, ponieważ burmistrz Skoczek był inwalidą, nie miał jednej nogi, tylko drewnianą protezę - opowiada jedna z mieszkanek Praszki, która była świadkiem wydarzeń. - Manifestanci nie zważali jednak na to. Jedna z kobiet krzyknęła nawet, że "powinniśmy mu drugą nogę upier..., to by więcej nie przyszedł do urzędu". Nikt nie zaprotestował.
Działacze Samoobrony upokorzyli Włodzimierza Skoczka, wożąc go na taczce po rynku. Przejechali około 80 metrów, z urzędu do sklepu chemicznego. Na miejscu był kamerzysta, ale nie wiadomo, czy do dzisiaj zachowało się nagranie. Są tylko zdjęcia, wykonane przez praszkowskego fotografa Tadeusza Olejnika.
- W moim archiwum być może mam jeszcze negatywy tych zdjęć - mówi Tadeusz Olejnik.
Liderami praszkowskiej Samoobrony byli Antoni Arndt i Bogusław Przybył, którzy jeszcze kilka lat wcześniej byli kolegami Włodzimierza Skoczka w zakładowej "Solidarności" w Polmo.
Incydent z taczką odbił się echem w kraju. Do Praszki zjechali dziennikarze z całej Polski.
- Te taczki wasze to bardzo dobra rzecz. Po prostu pochwalam to - komentował Andrzej Lepper.
Rozruchy w Praszce skomentował również Donald Tusk, wówczas lider Kongresu Liberalno-Demokratycznego:
- Nie można być obojetnym na sytuację, w której rozwrzeszczany tłum bezrobotnych pomiata na taczce kalekim burmistrzem - mówił Donald Tusk. - To był zamach na demokrację i wielka hańba dla całej Rzeczypospolitej.
Dymisja i samobójstwo
W środę, 4 sierpnia, do Praszki na mediacje między władzami miasta a protestującymi przyjechała ówczesna wiceminister finansów Helena Góralska. Zwołano nadzwyczajną sesję rady miejskiej, która z przerwami trwała aż do wieczora.
- Sesja w tym dniu miała trzy części: najpierw w muzeum, później w sali domu kultury, a po południu w sali narad w urzędzie - wspomina Bogusław Łazik, aktualnie przewodniczący rady miejskiej w Praszce, a wtedy szeregowy radny. - Taczka dalej stała na miejscu, przywiązana łańcuchem do drzewa, żeby nikt jej nie zabrał. Protestujący odgrażali się, że teraz będą wozić radnych.
Taczka stała przy drzewie zapewne po południu, podczas trzeciej części obrad. Wcześniej, kiedy sesja odbywała się w domu kultury, taczka wystawała z otwartego bagażnika stojącego tam dużego fiata, została uwieczniona na zdjęciu.
Manifestanci ponownie zażądali dymisji burmistrza i radnych, a także zablokowali urząd, nie pozwalająć nikomu z niego wychodzić. Wieczorem pod presją tłumu Włodzimierz Skoczek wraz z większością radnych (11 osób) podpisał rezygnację. Premier Hanna Suchocka do zarządzania gminą Praszka wyznaczyła komisarza, którym został Zygmunt Chmielarski z Krzepic.
Na miejsce przyjechali oficerowie z Komendy Głównej Policji, którzy zainteresowali się, dlaczego policja nie reagowała, kiedy manifestanci siłą wsadzali burmistrza na taczkę. Już 5 sierpnia komendant główny policji odwołał ze stanowiska komendanta rejonowego policji w Oleśnie Krzyszofa Zarębskiego.
Jednocześnie Prokuratura Rejonowa w Oleśnie wszczęła śledztwo w sprawie czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego oraz jego znieważenia. Groziła za to kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Policja aresztowała trzy osoby, uznane za prowodyrów: Bogusława P., Andrzeja K. i Józefa D. Śledczy podzielili postępowanie na dwie odrębne sprawy: okupowanie budynku administracji publicznej oraz naruszenie nietykalności osobistej burmistrza.
Sprawę blokowania urzędu rozstrzygnięto w trybie nakazowym na zamkniętym posiedzeniu. Sąd Rejonowy w Oleśnie skazał w sumie aż 30 osób na prace społeczne na rzecz gminy. Dwie osoby musiały odpracować po 20 godzin miesięcznie przez pół roku, 25 kolejnych osób po 20 godzin przez 4 miesiące, a trzy pozostałe osoby zostały skazane na zapłacenie grzywny w wysokości pół miliona złotych (było to jeszcze przed denominacją złotego).
W procesie za wożenie burmistrza na taczce oskarżonych zostało 8 osób. Pierwsza rozprawa miała się odbyć 28 stycznia 1994 roku. Sąd Rejonowy w Oleśnie musiał jednak ją odroczyć, ponieważ nie stawiło się dwóch oskarżonych. Jeden z nich wyjechał za granicę i nie można mu było doręczyć wezwania na rozprawę. Sąd wysłał za nim list gończy. Drugi nieobecny - 38-letni Roman P. - został odnaleziony martwy po trzech dniach. Powiesił się w swoim mieszkaniu. W marcu 1994 roku samobójstwo popełnił drugi z "taczkowiczów" - Zdzisław P. Powiesił się w łazience na sznurze od bielizny.
To był wyjątkowo ponury rok w historii Praszki. W ciągu roku - od sierpnia 1993 roku do połowy 1994 - życie odebrało sobie aż 8 mieszkańców miasta.
Burmistrz zajął się medycyną chińską
W tej historii nie ma wygranych. Sukces protestujących bezrobotnych był pozorny. Mimo 30-procentowego bezrobocia miasto nie zostało uznane za rejon dotknięty strukturalnym bezrobociem, czego domagali się manifestanci.
Na powrót do poziomu dawnego zatrudnienia w Polmo na wolnym rynku nie było szans. Kiedy w Praszce wybuchły zamieszki, zakład zatrudniał 1500 pracowników. Dzisiaj w fabryce przy ul. Kaliskiej pracuje ponad 800 osób, co i tak czyni go jednym z największych zakładów pracy na całej Opolszczyźnie.
Praszkowscy działacze nie zrobili kariery w Samoobronie. Antoni Arndt w 1993 roku dostał wprawdzie 2. miejsce na liście kandydatów do Sejmu, ale wycofał się. Bogusław Przybył wystartował w wyborach, ale otrzymał tylko 312 głosów.
Na murach w Praszce pojawiały się napisy, jedni pisali: "To "Solidarność" nas zdradza", a drudzy: "Co dalej, pachołki Samoobrony?".
Jeden z liderów protestów - Antoni Arndt już w grudniu 1993 roku narzekał na łamach "Super Expressu: - Samoobrona chciała pojechać na naszych plecach do wyborów, od sierpnia nikt od nich się z nami nie kontaktował.
Włodzimierz Skoczek próbował wrócić na stołek burmistrza Praszki. Twierdził, że rezygnację zgłosił pod przymusem, a zatem z punktu widzenia prawa jest ona nieważna. Odwołał się do Sądu Pracy, ale gminą rządził już wyznaczony przez premiera komisarz. Skoczek wystartował także w wyborach parlamentarnych w 1993 roku z listy Unii Demokratycznej. Dostał jednak tylko 112 głosów.
Dzisiaj Włodzimierz Skoczek mieszka w Łodzi, gdzie prowadzi działalność gospodarczą. Jest terapeutą Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Zadzwoniliśmy do jego gabinetu, ale były burmistrz Praszki nie chce rozmawiać z dziennikarzami.
Podczas pisania artykułu korzystałem m.in. z artykułów z 1993 roku z następujących gazet: "Trybuny Śląskiej", "Gazety Wyborczej", "Życia Częstochowy", "Rzeczpospolitej", "Ziemi Wieluńskiej", "Miliardera", "Super Expressu", "Wiadomości Dnia", "Sztandaru Młodych", "Kuriera Polskiego", "Prawa i Życia", "Gazety w Praszce" i "Polityki".
https://nto.pl/jak-burmistrza-praszki-na-taczce-wywiezli-tragiczny-final-politycznej-awantury/ar/c1-4579149
#historia #samoobrona #polityka