#mojezdjecie

15
785
Trzy dni polerowania, woskowanie, a to nadal opel ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Wyszło ok, chociaż „scandinavian look” polerką się nie pozbędę.
#motoryzacja #samochody #opel #mojezdjecie #szwecja #pokazauto
a7594204-b2b6-4422-9a83-be7830c40873
30b69cb8-a51f-47aa-8853-b8a9a69ff1b1
a13dc50c-9d19-44d8-9588-0ecb5221ec9f
15bc9175-4155-4f90-b3a2-d5478238594f
Pan_Ropuch

Ciekawe na którym biegu tyle mi pojedzie

Half_NEET_Half_Amazing

@maciekawski

chciało ci się tak "spędzać" czas?

Akilles

Ładna Insignia cumplu, szkoda że taka brązowawa

Zaloguj się aby komentować

Dzien dobry Tomki i Tosie, udanej soboty wszystkim
#pokazpsa #psy #gory #uk #fotografia #mojezdjecie #samoyed
b49e7bc1-4eed-4a63-81c6-f08696c4545e
Koneser

Nawzajem mordeczko. Nawzajem. English breakfast już wleciał, teraz kawka, kilka e-maili i można czilować przez reszte dnia. Pozdrawiam.

3t3r

@Koneser nie ma to jak english breakfast w sobote rano!

ciszej

@3t3r fajne to z tyłu z kamieni - masz zdjęcie tylko z tą konstrukcją? No i wzajemnie dobrego!

3t3r

@ciszej sprawdź poprzednie posty

ciszej

@3t3r ok nawet zapiorunowany już dawno xd myślałam że to jakaś inna większa forma, ale to perspektywa i tak mi się podoba

Akilles

Bardzo ładny pies i fajne foto, takie w sam raz żeby wydrukować i dać na ścianę w antyramie

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
14 dzień podróży.

Niekrótko podsumowując od początku podróży - Rzeszów - licznik wskazuje 2986 przejechanych km

Rumunia

- zero policji na drogach,
- podtrzymuje opinie o rumuńskich kierowcach, jakkolwiek na wschodzie jeżdżą trochę mniej agresywnie
- benzyna ok 5,95
- w życiu nie widziałem tylu niedźwiedzi - zjeżdżając Transforogarska naliczylem ich 15
- miasto Brasnov jest piękne, tętni życiem
- Zamek w Bran, rezydencja i inspiracja dla legendy o hrabim Drakuli - tłumy ludzi, ja trafiłem całkiem ok ale z opowieści innych poznanych osób, nie mieli oni szczęścia i przemieszczali sie dosłownie gęsiego po zamku. Zamek sam w sobie ok. Mozna odpuścić zwiedzanie podziemne time travel (słaba instalacja) i być może sale tortur( kilka przedmiotów, instrumentów wciśniętych w wąskie 3 moze 4 pokoje )
- Zamek Peles, inspiracja dla Resident Evil 8 Village - perełka, wrócę tu na lepszą sesje foto
- Busteni - chciałem wjechać na Sfinxul Bucegi ale padako i było pochmurnie. Zaparkować w Busteni graniczy z cudem, no chyba ze 1km dalej od miejsca nocleu - jezeli ma sie pensjonat. Niestety moj nocleg niemial miesjca parkingowego wiec miałem trochę biegania. Za to z okna miałem widok na Zamek Cantacuzino, kręcili tam serial Wednesday
- wulkany błotne w Beciu - bardzo ok, polecam kamping Muddy
- Wybrzeże Rumunii - jest dziwne, mam mieszane uczucia. Konstanca jest w remoncie, Eufore Nord tłocznie. Olimp, Neptun, Venus, Saturn - no nie bardzo mi to podeszło... (jakkolwiek w Saturnie zrobilem kamping w Bucuria - 3 osoby na caly plac - uciekłem z wybrzeża rumuńskiego po tym jak w 2 Mai kelner rzucil mi karta Menu na stól

Bułgaria

- pierwsze 30 km i pierwszy patrol z rozstawionym prędkościomierzem
- strasznie łapią i trzepią Bułgarów, odnoszę wrażenie że dwa razy więcej policji na drogach jak w PL
- Bulgarzy jeżdżą przez to ostrożniej, we wsiach i miastach 50 km/h, poza miastem to juz różnie ale przez liczne kontrole jest mniej odpałów u kierowców. Jakkolwiek 2 razy było bardzo gorąco....
- benzyna ok 5,40
- piękne wybrzeże, pustki w Balczik, zero ludzi na plaży poniżej w ИКАНАТАЛЪКА oraz super smacznej i taniej restauracji Laguna
,ośmiornica z ziemniakami 18 Lew
- Cyrylica - nic nie rozumiem
- Trochę wali tu onucą, np. na autostradzie znaki Z - wymalowane farba na słupach i znakach drogowych
- Trochę bida, blokowiska takie typowo postkomuna, maja swój urok i pewnie klatkowych klejarzy też
- Piękne miasteczko Zheravna
- Muschrom Rock - formacja kilku skał na obszarze 100 na 100m, nie polecam
- Złatograd - ulice w przebudowie, sporo sprzetu budowlanego, bez fotek, za to smacznie w Greco Restaurant-
- Pobitite Kamani - trochę jak starożytne ruiny miasta a to tylko kupa kamieni, polecam
- Ethno village Ethar - klaustrofobiczny skansen, wbiłem na ostatnia godzinę przed zamknieciem, wiec bez tłumów, jakkolwiek niespodziewal bym sie tam za dużo ludzi.
- Perperikon - miasto funkcjonujące w okresie neolitu, wiec to taki mocny pradziad. Spalilem sobie resztke włosów, nie polecam isc tam w samo południe w środku lipca :), zabierz ze soba dużo wody
- polecam Oasis Camping obok Sliwen (25 lew - jak ktoś lubi wiatr oraz The Orchard Camping 10 lew - mega pomocny właściciel

Sporo innych odwiedzonych dronych miejsc i zakamarków, tymczasem, ponieważ planów trzymać się nie muszę ani nie potrafię

Grecja:
- pierwszy szok - benzyna 8,40 ...
- jestem w Keramoti, plaza, morze, słońce na którym nie powinienem być , kamping, chill i tyle - jutro powrót do Bułgarii

Kilka fot z Zamku Peles - poobrabiam więcej jak wrócę, bo na kolanie to nie robota

#mojezdjecie #podroze #rumunia #bulgaria
884311c1-55e0-4acb-ae5d-a7bcc879466b
2a80ae2c-dd41-46ff-a976-cd0cf732ac89
84fbd848-f329-4f21-b5a8-1258ea55b136
3e703065-7712-4682-ace5-13ec4836640e
fab3a84c-701e-490f-8dbc-a419fe9a162d
em-te

nie odwiedziłeś żadnej winnicy?

ReheatedCutlet

@em-te a no nie, polecasz jakieś? Temat całkowicie mi nie znany.

em-te

@ReheatedCutlet Lubię wina, ale jestem bierny w temacie. Natomiast, wielokrotnie miałem okazję posłuchać, czy też poczytać o takich wycieczkach. Nieodłączna degustacja, deska serów, jakaś butelczyna nietypowa. Para moich znajomych po takim wypadzie. Zamawia koszyk win z zagranicy. Oni akurat z Włoch. W Mołdawii można zwiedzić jaskinie, w których leżakują beczki. Taki region, że prawie wszystko w jaskiniach. Bułgaria, to region z tradycjami winiarskimi. Nie ma opcji, by nie było możliwości zwiedzić winnicy i popróbować, co tam produkują. Pytaj lokalsów.

Zaloguj się aby komentować

Niby to wszystko jest takie oczywiste.
Kolory i kształty, reguły i przypadki, samo życie.

A wszystko jest przedziwne.
Wielu zjawisk nie umiemy poznać, choć potrafimy tak wiele.
Czy umiemy się w tym co znamy odnaleźć?
Po co to jest?

Odpowiedź jest jedna...

Po to, żeby pokazać co tak naprawdę jesteśmy warci, gdy nie dostajemy tego czego pragniemy najbardziej.
Rzeczywistość ma swoje prawa, ma porządek i strukturę.
Ale to świadomość, jest tym, co burzy porządek i działa przeciw wszystkiemu co prawdziwe.

W skrócie...
Zmagamy się z czymś co powstało dłuuugo przed nami samymi, zanim się urodziliśmy, wszystko trwało i było prawdziwe.
Teraz, próbujemy oszukać rzeczywistość której nie da się oszukać... i płacimy za to wysoką cenę.

Nie ma drogi na skróty.
Nie ma sposobu by prawdziwie zmienić cokolwiek.
Jest tylko wybór między dobrem a złem.

#swiat #czujedobrzeczlowiek #gownowpis #natura #mojezdjecie
bb31d607-de57-45b1-8829-7c2e7a42c2be
Demostenes

@4Sfor Okay.

Jest jedna różnica tego wyboru.

Dobro... to wiara w to, że istnieje jeszcze ten, kto to wszystko umożliwił.


Zło... to wiara w to że wszystko istnieje ot tak, po prostu istnieje i nic poza tym. Umieramy i koniec.


A dlaczego tak jest?

Wolna wola.

Coś, co wykracza poza rzeczywistość i świadomość.

Masz wolną wolę. Możesz wierzyć w to lub to. Twój wybór, tyle że gdy umrzesz, świadomość wraca do źródła.

Do miejsca gdzie została nadana.

Niby wszystko wokół to chemia i fizyka...

ale to nie wszystko tak naprawdę.

Gdybyś tylko mógł poznać to co ja poznałem, i zobaczyć tak jak ja mogę oglądać z głębi duszy każdy szczegół tej niesamowicie przedziwnej konstrukcji jaką jest wycinek rzeczywistości jaki możemy zaobserwować.

Naprawdę @4Sfor ... wielu ludziom opowiadałem już to co wiem.

No i ylko jeden człowiek, w pewnym stopniu zrozumiał, gdy przez wiele dni rozmawialiśmy i dzieliliśmy się swoimi spostrzeżeniami na tematy życia i rzeczywistości jaką doświadczamy latami.


Faktycznie to walka z wiatrakami...

ale, do momentu, gdy zrozumiesz jak to wszystko działa.

Zawsze tak jest, że jak znasz rozwiązanie, to zadanie jest bardzo łatwe.

I jest cholernie bardzo łatwe :) jak już wiesz czym jest dobro a czym zło.

Wtedy tylko musisz wybrać.

Błogosławieństwo czy przekleństwo.

4Sfor

@Demostenes "świadomość wraca do źródła" - wytłumacz mi jedno, po co zatem świadomość wyszła z tego źródła? Skoro w tym źródle wszystko jest takie super, to po cholerę z niego wyszliśmy? To jakiś rodzaj masochizmu? Pytam poważnie.

Demostenes

@4Sfor Wierzę że pytasz na poważnie.

Oto odpowiedź...

Świadomość ludzka jest konstruktem transcendentalnym.

To nie jest pełnia, ale podobieństwo pełni.

Wszystko jest przedziwne i takie będzie zawsze, to ważne spostrzeżenie.


Zostaliśmy stworzeni do rozkoszy.

To jest nasz najważniejszy przymiot.

Jest tak wiele dowodów to potwierdzających, że nie ma co się nad tym zastanawiać.


Ale, przez to że jesteśmy podobieństwem pełni, czyli tego naszego źródła, a nie zupełną pełnią tak jak ona, otrzymaliśmy wolną wolę.

Czyli nie jesteśmy pełnią, bo nie możemy nią być, bo tylko ona istnieje tak naprawdę.

Cała reszta została z niej tak jak by wydzielona w jakiś sposób, z miłości.

Uczucie które znamy jako miłość, zapragnęło podzielić się rozkoszą i najlepszym dobrem jakie ma do zaoferowania.


Ale dodatkowo dało nam wolną wolę żeby podobieństwo było niesamowicie prawdziwe.


Napiszę Ci resztę jutro @4Sfor bo muszę iść nyny. Donrej nocy.


Hmmm...

Mówili sobie myśląc przewrotnie: Krótkie jest i pełne smutku nasze życie, a gdy przyjdzie koniec człowieka, nie masz dlań żadnego ratunku i nie jest znany ktoś taki, kto by uwolnił kogokolwiek z Hadesu. Narodziliśmy się bowiem przypadkiem i potem znów będziemy tak, jakby nas nie było. Bo dymem jest dech w nozdrzach naszych, a myśl iskrą powstałą od poruszeń serca naszego. Gdy ona zgaśnie, w popiół zamieni się ciało, a duch uleci jak lekki podmuch wiatru. Imię nasze pójdzie z czasem w zapomnienie i nikt nie będzie pamiętał czynów naszych. I tak przeminie życie nasze jako ślad obłoku, rozpłynie się jak mgła, rozproszona promieniami słońca i jego gorącem skroplona. Przemija nasz czas jak cień, nasz koniec się zbliża nieodwracalnie. Pieczęć bowiem została przyłożona i nikt już nie wraca. Dalejże przeto! Używajmy dóbr, póki są, i z zapałem jak w młodości korzystajmy z tego, co stworzone. Upajajmy się winem drogim i wonnościami: i niech nas nie ominie żaden kwiat wiosny. Przystrójmy się w wieńce z róż, zanim zwiędną. Nikogo z nas nie zabraknie w uciechach; zostawiajmy wszędzie oznaki rozkoszy, bo taka jest cząstka nasza i taki jest nasz los. Rzućmy się na biedaka sprawiedliwego, wdów nie oszczędzajmy, nie zważajmy na siwiznę starca sędziwego. A prawem sprawiedliwości niech będzie nasza siła, bo to, co słabe, za niepożyteczne uchodzi. Uczyńmy przeto zasadzkę na sprawiedliwego, bo nie mamy z niego pożytku, sprzeciwia się naszym czynom, wyrzuca nam przekroczenia prawa i oskarża nas o sprzeniewierzanie się naszej nauce. Przechwala się znajomością Boga i nazywa się dzieckiem Pana. Stał się wyrokiem potępiającym nasze myśli, nawet gdy nań patrzymy, jest dla nas ciężarem. Inaczej żyje niż inni, chodzi innymi drogami. Jesteśmy według niego samą nieprawością, unika dróg naszych jako nieczystych, a błogosławi rzeczy ostateczne sprawiedliwych i chełpi się, iż Bóg jest jego Ojcem. Zobaczymy, czy prawdziwe są słowa jego, zbadajmy to, co będzie przy jego końcu. Jeśli bowiem sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim, i zostanie on wyrwany z rąk nieprzyjaciół. Wypróbujmy go obelgami i cierpieniem, abyśmy mogli poznać jego łagodność i przekonać się o jego cierpliwości. Skażmy go na śmierć haniebną, skoro według słów jego przyjdzie nań wybawienie. Takie rzeczy knuli. I pobłądzili, albowiem złość ich zaślepiła. Nie zrozumieli tajemnic Bożych, nie liczyli na zapłatę za prawość i nie przypuszczali, że dusze niewinnych otrzymają nagrodę.


Bóg bowiem stworzył człowieka ku niezniszczalności, uczynił go na podobieństwo natury swojej. Lecz poprzez nienawiść diabła śmierć przyszła na świat i doświadczają jej ci, co są z nim związani.


Księga Mądrości

cansado

@Demostenes Życie nie ma żadnego sensu.

pietruszka-marian

@cansado ma sens, jesli sami mu go damy. Mimo to op tego tematu nadaje sie do psychiatryka

Mel

Nie ma nic stabilnego, nic trwałego. Chociaż pragniemy trwać w istnieniu, jesteśmy stworzeniami, których życie się kończy, wrzuconymi w egzystencję, bez z góry wyznaczonego planu i celu. Każdy z nas musi postanowić, jak żyć możliwie najpełniej, szczęśliwie, sensownie i etycznie.

Zaloguj się aby komentować

W 2014 iskra z maszyny pracującej w lesie wywołała jeden z największych pożarów w Szwecji. Spaliło się ponad 14000 hektarów lasu (infografiki na miejscu mówiły o obszarze około 50x25km). Aktualnie na sporej części tego terenu jest otwarty rezerwat natury, a przyroda wraca do życia. Drzewka (głównie brzozy), krzaki, porosty i kwiaty samoistnie zajmują przestrzeń którą niemal 10 lat temu do gołej gleby wypalił ogień. Otwarto kilka-kilkanaście tras pieszych, z dostępnymi - o ironio - miejscami na ogniska (xd, no ale to Szwecja), oraz główny taras widokowy niemal w centrum całego terenu, który widać na zdjęciu.

Fajne doświadczenie które pokazuje moc żywiołów. Miejsce to Hälleskogsbrännans Naturreservat kilkadziesiąt kilometrów od Västerås w centralnej Szwecji.

Będę musiał wrócić tu późną jesienią. Wtedy brak zieleni powinien dobitniej pokazać jaki ogrom terenu został zniszczony.

#szwecja #ciekawostki #podroze #podrozujzhejto #mojezdjecie
47c4dbe2-3881-4061-8ce5-a5120e3a07ec
82a19bea-1d3f-4309-a292-a3ec3f747c55
29c7c7b2-6ee5-4e80-979c-bd1f1bbd21f3
dff626d7-d09c-4b14-a556-777b6297890b
maciekawski

Tego typu infografiki znajdują się w różnych miejscach rezerwatu.

03e2dd77-8b7e-40ee-9b7d-ae8131bf55fe
47604a6e-b7f1-4001-ac59-8d7b829e7604
a603c4e0-2de1-409b-a4d5-c032772beca4
myoniwy

@maciekawski Ostatnio w Czytamy naturę było że teraz są pożary ogromnych połaci lasów/buszu bo ludzie zapobiegają nawet najmniejszym z nich. A potem jak się nazbiera suchego materiału to pali się tysiące km². A mogłoby po kilka km² co roku.

Zaloguj się aby komentować

W poprzednim wpisie wspominałem, że miałem dwie opcje spędzenia kolejnego dnia - grill z Argentyńczykami lub żeglowanie po jeziorze Nahuel Huapi, nad którym położone jest Bariloche. Sam nie jestem ani sternikiem ani nawet majtkiem (he he), więc przez żeglowanie rozumiem zapakowanie tyłka na statek wraz z innymi turystami i bycie przewiezionym po wodzie od zatoki do zatoki, przy jednoczesnej degustacji wina, sera i wędlin. Jak to teraz czytam, to brzmi to jak rozrywka bogatych białasów i taki wagabunda jak ja (a przynajmniej tak się tu trochę przedstawiam) powinien raczej wybrać żucie grillowanej wołowiny z lokalsami. Rzeczywistość była jednak znacznie bardziej swojska. Po pierwsze, na łódkę wybrali się podobni mi wędrowcy, tymczasowi nomadzi odkrywający świat (i siebie przy okazji), a część z nich była zresztą Argentyńczykami. Po drugie - degustacja polegała na piciu niedrogich win z plastikowych kubeczków i jedzenia sera oraz wędlin z marketu, które sami zresztą kroiliśmy sobie na pokładzie. No to wygadałem się już, którą opcję spędzenia tego dnia wybrałem

Nasza mała wycieczka startowała z hostelu Selina. Na miejscu czekało już kilka osób, które kojarzyłem lepiej lub gorzej z podróży autokarowej z El Chalten sprzed tygodnia. Po chwili pojawił się też niejako pośrednik całego przedsięwzięcia, czyli Argentyńczyk również będący w tych stronach jedynie turystą. Później dowiedziałem się, że ma polskie korzenie (o czym świadczyło choćby nazwisko Wdowiak). W sumie była to kolejna osobiście poznana przeze mnie osoba z Argentyny, której przodkowie wyemigrowali z Polski.

Gdy już zebrali się wszyscy, a było nas nieco ponad 10 osób, 2 rozklekotane busiki zabrały nas spod hostelu do przystani oddalonej o kilkanaście kilometrów. Tam skipper przetransportował wszystkich w 3 turach wiosłową łódką na żaglówkę zacumowaną dalej od brzegu. Klasy łódki niestety nie opiszę, bo się nie znam, ale można było zejść pod pokład, gdzie był mały kibelek, mikro kuchnia i chyba ze dwie ciasne kajuty. Łódź raczej miała swoje lata i specyficzny zapaszek pod pokładem, ale i tak praktycznie siedzieliśmy cały czas na górze. A nawet jeśli - nie oczekiwaliśmy żadnych luksusów. Choć właściwie to było na swój sposób luksusowo, bo chwilę po wypłynięciu na szersze wody otworzyliśmy pierwsze 2 wina, a zaraz potem zaczęliśmy kroić wędliny i ser.

Było bardzo przyjemnie, choć chłodno, żeby nie powiedzieć zimno. Miałem długie spodnie, polar i kurtkę przeciwdeszczową chroniącą przed wiatrem, a później nawet naciągnąłem na łeb czapkę. Reszta wycieczkowiczów była ubrana podobnie, jeśli nie cieplej. Rozgrzewało nas jednak wino i przede wszystkim radosne rozmowy.

Kątem ucha podsłuchałem jak przy jednej z burt wesoła blondynka tłumaczyła małej grupce ludzi ze śmiechem:

- Nie sądziłam, że to może się skończyć wysłaniem przez nią straży parku na moje poszukiwania!

Przyjrzałem się bliżej osobie, na którą wskazywała - jej twarz wyglądała znajomo, ale nie kojarzyłem skąd. Ten fragment wypowiedzi mnie jednak oświecił.

- Zaraz, zaraz - wtrąciłem się do rozmowy - to ty jesteś tą zaginioną dziewczyną spod Fitz Roya?
- Tak! Jakim cudem też o tym słyszałeś?
- No cóż, Twoja koleżanka zrobiła nieźle larum wieczorem tego dnia. W barze Fresco, gdzie zebrała się chyba połowa pozostających jeszcze w El Chalten ludzi, słyszeli o tej historii wszyscy.

Opisywałem to już wcześniej, no ale przecież mało kto czytał, a nie pamięta już pewnie absolutnie nikt, w każdym razie "zaginiona dziewczyna" wcale się nie zgubiła, tylko poszła na piwo z poznanymi na szlaku ludźmi, nie zahaczając wcześniej o hostel i nie dając koleżance znać, że wszystko u niej ok. Gdy czyta się tę historię, to można sobie myśleć "no co za tępa dzida", ale po poznaniu tej dziewczyny osobiście stwierdziłem, że jest to niesamowicie pozytywna osoba i moja ocena jej gapostwa nie jest już taka surowa

- Zaraz, zaraz, a ty nie jesteś tym gościem, który udawał ślepca schodząc spod Fitz Roya?

No cóż, bingo, miała mnie. Innymi słowy spotkaliśmy się tego dnia na szlaku i w pewnym sensie wiedzieliśmy o swoim istnieniu, ale pierwszy raz mieliśmy okazję pogadać dopiero ponad tydzień później i 1400 kilometrów dalej, siedząc na łódce na środku jeziora.

Rejs przebiegał w bardzo miłej atmosferze. Śmiechu było co nie miara, ktoś nawet miał ze sobą mały głośnik bluetooth, więc po chwili pokład zamienił się w parkiet do tuptania nóżką. Puryści być może powiedzą: co za plebs, zamiast podziwiać przyrodę w ciszy i spokoju, to zrobili sobie imprezę na żaglówce. To nie tak. Rejs łącznie trwał 4 godziny, więc był czas i na gapienie się w ciszy na widoki, i na rozmowy przy winie, i na ruszanie się w rytm muzyki. To była prawdziwa afirmacja życia.

- Zrobimy tu postój na jakieś 20 minut, więc jeśli chcecie, to możecie tu popływać - powiedział skipper z uśmiechem na ustach w jednej z zatoczek.

Wszyscy spojrzeli na niego spod czapek i posłali zwrotne uśmiechy, zapinając wyżej zamki od kurtek. Niby już podczas zapisywania się było powiedziane, że normalny harmonogram rejsu zakłada przerwę na kąpiel w jeziorze i że latem jest to ulubiony element uczestników rejsu. Nie dziwota - woda była niesamowicie czysta, a otoczenie przepiękne. Teraz jednak był środek jesieni i, co by nie mówić, troszkę piździło.

- Chyba tylko jakiś szaleniec by się tu teraz kąpał - rzekła jedna z osób.
- To prawda - odparłem - i oto stoi on przed wami.

Obróciłem się na piecie i zszedłem pod pokład. Otóż zabrałem ze sobą z hostelu kąpielówki i ręcznik na wszelki wypadek, choć wsiadając na łajbę nie wierzyłem, że mi się przydadzą. Teraz jednak czułem wielką chęć skoczenia do tego zimnego jeziora. Czy to wino mnie rozgrzało, czy może chciałem się popisać spontanicznością, czy też pragnąłem nadać sens targania ze sobą tych kąpielówek - po prostu poczułem, że sobie skoczę, a co.

Gdy wyszedłem na pokład w samych kąpielówkach reszcie załogi trochę opadły szczęki, bo byli przekonani, że tylko żartowałem i po prostu poszedłem do kibla.

- Serio będziesz pływał? - spytał argentyński kolega z polskim nazwiskiem.
- Wiadomo - odparłem.
- To czekaj, ja też! - po czym czmychnął pod pokład. Ewidentnie miał w sobie polską krew.

Gdy już obaj staliśmy na pokładzie w samych gaciach i chcieliśmy jak najszybciej ulotnić się z tego wystawionego na chłodny wiatr pokładu do jeszcze zimniejszej wody, reszta ekipy koniecznie chciała sobie zrobić z nami zdjęcia, co na szczęście nie trwało zbyt długo. W końcu nastał moment prawdy. Wiedzieliśmy, że powolne wchodzenie do wody po drabince zakończy się naszą kapitulacją, więc zdecydowaliśmy się na skok synchroniczny saltem w tył z rufy statku. Punktów za styl pewnie nie zebralibyśmy dużo, ale to nie było istotne. Najważniejsze, że żaden z nas sobie głupiego ryja nie rozwalił.

Cóż mogę rzec - woda była zimna. Tak zimna, że nie zamierzaliśmy w niej zostać dłużej niż wymagało tego od nas dopłynięcie do drabinki. Zdecydowanie orzeźwiające doświadczenie. Trochę się zastanawiałem później, czy się nie rozchoruję przez ten szczeniacki, bądź co bądź, wybryk, na szczęście jednak szybkie osuszenie się, przebranie w suche i ciepłe ciuchy oraz dogrzanie kubkiem wina wystarczyło.

Jak już wspomniałem, rejs trwał łącznie 4 godziny i muszę przyznać, że tak jak początkowo nie byłem w stu procentach przekonany, że będę się na nim dobrze bawił wśród praktycznie obcych mi ludzi (jestem raczej typem introwertyka), tak popołudnie spędzone na tej żaglówce było jednym z przyjemniejszych momentów mojej wyprawy, czego główną zasługą byli współtowarzysze rejsu właśnie. Właściwie to od czasu do czasu wciąż wymieniamy wiadomości na WhatsAppie, mimo że od naszego spotkania na łódce minął już ponad rok.

Rzucę więc teraz strasznym truizmem, ale podróże to nie tylko miejsca, które odwiedzamy, ale też ludzie których poznajemy. Nierzadko zostają oni w pamięci dłużej niż najpiękniejsze widoki.

#polacorojo #podroze #argentyna #gory #mojezdjecie
4cd787ac-bf49-4806-a7c1-e901fc486095
3c1b6166-9816-4531-9493-6f8dad3a0c34
c49896ad-321b-468a-9389-6e8fbcf16eba
f44feca0-4c1e-48c2-b39b-d748e4e28222
71dd445f-70ba-46a1-9c31-ce622c13b84c
ciszej

@Sniffer patrzyłam na mapę i to kawał jeziora! Dużo łodzi poza waszą było na widzie? Chyba nie był to typowy sezon na pływanie


Coraz mocniej mnie pociąga ta Argentyna

Sniffer

@ciszej nie kojarzę jakoś specjalnie innych jednostek pływających na horyzoncie, choć przyznam szczerze, że się nie rozglądałem za nimi. Mimo wszystko nie był toć jednak sezon na pływanie.


A jezioro owszem, olbrzymie, ale my popłynęliśmy w poprzek na drugi brzeg i trochę po tamtych zatoczkach popływaliśmy. No i odrę ten rejs z romantyzmu żeglarskiego - pływaliśmy raczej na silniku

Man_of_Gx

@Sniffer Skakanie z suchego" do zimnej wody może zabić, kilka lat temu zginął tak jeden mój znajomy, pół życia wokół wody, żagle itp. w tym roku drugi, młody chłopak.

Uwierz mi da się wejść powoli i jest znacznie bezpieczniej.


Szerokiej drogi


Gx

Sniffer

@Man_of_Gx


Dzięki za komentarz. Niby gdzieś coś o tym słyszałem kiedyś, ale dopiero po twojej wiadomości i wygooglowaniu zagłębiłem się nieco w temat.


Ciężko powiedzieć, byśmy byli rozgrzani przed skokiem, zwłaszcza stojąc od kilku minut w samych kąpielówkach. Woda być może też nie była ultra zimna. Zastanawiam się przy jakiej różnicy temperatur to ryzyko wstrząsu lub kłopotów z sercem jest realne. I na ile zmniejsza się przy praktykowaniu schładzania się w zimniej wodzie po saunie, co zdarza mi się raz na jakiś czas.


Na pewno następnym razem się mocniej zastanowię przed wskoczeniem do wody. Choć z drugiej strony gdybym wtedy wchodził z drabinki, to wybrałbym śmierć niż słuchanie własnych pisków, że woda za zimna


Zakończyłem żartem, choć nie powinienem zważywszy na to co spotkało twoich znajomych. Posypuję głowę popiołem.


Tobie również szerokiej drogi!

Man_of_Gx

@Sniffer na ile zmniejsza się przy praktykowaniu schładzania się w zimniej wodzie po saunie, 


To na pewno pomaga i w ogóle jest zdrowe dla organizmu ale barierę poznasz jak na nią wpadniesz a zauważ jedno, w tamtej sytuacji nikt w razie czego by Ci nie pomógł a z wodą to zawsze dobrze mieć plan B.


Gx

michalnaszlaku

Woda taka, że sam bym wskoczył

Zaloguj się aby komentować

Astra Muzeum - Sibiu

Po prostu przepisałem

Najważniejsza instytucja etnomuzealna w Rumunii. Największy skansen w Europie. Położony w urzekającym krajobrazie, na chronionym obszarze leśnym "Dumbrava Sibiului", skansen zaskakuje na każdym kroku, w każdym momencie, poprzez sposób, w jaki natura i kultura harmonijnie łączą się w prawdziwej rumuńskiej wsi.

Kilka fot ze skansenu sprzed chyba 3 dni, przestałem liczyć Zjazd z Transfogaraskiej do Brasov trochę wymęczył..

#podroze #mojezdjecie #rumunia
7b65ef73-9444-4098-95c5-fef74f859882
5dd3110c-22d5-49ba-b52a-3b8ecea4ab3d
20f0695c-e15e-4bdb-b8ec-6c680573af8a
afd67de4-dd80-4670-b614-aacdafa81192
3e633155-5942-4db5-9383-1ced3ab8155c
To chyba moje ulubione zdjęcie jakie kiedykolwiek zrobiłem w Norwegii. Zrobiłem je w czasie wyjścia na Brenndalsbreen, jedno z kilkudziesięciu ramion największego lodowca w Europie, czyli Jostedalsbreen.
Tego dnia nocowaliśmy w Olden, pięknej dolinie polodowcowej (zdj. nr 3), po czym mieliśmy przejechać ponad 400km w inne miejsce. Jednakże po wcześniejszym dniu i oglądaniu m.in blisko położonego Briksdalsbreen mieliśmy spory niedosyt lodowców. Wstaliśmy więc przed 5 rano, zostawiliśmy nasze różowe i skoczyliśmy na szybki hike pod lodowiec.
Podjechaliśmy na parking gospodarza, zapłaciliśmy mu zostawiając w kopercie banknot wraz z numerem rejestracyjnym i ruszyliśmy w trasę. Trasa fajna i przyjemna. Jak to w Norwegii często bywa, teren doliny jest terytorium owiec, pokonaliśmy więc ogrodzenie po drabince, którą gospodarz postawił nad elektrycznym pastuchem bo szlak choć rzadko uczęszczany to i tak turyści zwykli zostawiać bramę otwartą wypuszczając wełniane demony na wolność. Owce jak to owce, cieszyły się porannym słoneczkiem i od czasu do czasu ciekawsko na nas łypały.
W akompaniamencie dzwonków dotarliśmy pod lodowiec (zdj. nr 2), zaskoczyła nas jednak długość wędrówki. Od czasu wytyczenia szlaku lodowiec cofnął się o dobre kilkaset metrów, szlak w pewnym momencie się urwał i trzeba było improwizować meandrując między wielkimi głazami i często przeskakując niewielkie, choć rwące potoki. Ogólnie bardzo przyjemna wędrówka, ale czas nas niestety gonił. Wpatrzeni w lodowiec wypiliśmy więc kawę, obmyliśmy twarze w zimnej, wysysającej ciepło i dusze lodowcowej wodzie, po czym wróciliśmy. W całej drodze, poza owcami, nie spotkaliśmy żywej duszy...
Z ciekawostek odnogi lodowca Jostedal często nazywane były zwyczajnie od nazwiska gospodarza z doliny poniżej. Coś jakby w Polsce mieć "Lodowiec Nowaka" albo "Lodowiec Kowalskiego" ( ͡° ͜ʖ ͡°) Do znacznej części lodowców prowadzi też polna droga, która zazwyczaj urywa się w połowie dystansu. Dlaczego? Otóż do czasu powszechnej elektryfikacji i pojawienia się zamrażarek gospodarze "właściciele" lodowca, poza produkcją rolną zajmowali się również wycinaniemi sprzedażą lodowych bloków. Owe bloki służyły m.in jako "chłodziwo" w piwnicach czy surowiec do produkcji lodów w miejskich lodziarniach. Kiedy nie było już potrzeby wydobycia lodu zaprzestano też budowy dróg dojazdowych a same lodowce w ciągu tych kilkudziesięciu lat cofnęły się o kilometry. Zdjęcia pochodzą z 2020r. lodowca ze zdjęcia już prawdopodobnie nie ma, a przynajmniej jego dolnej części, wracam do niektórych co kilka lat i choć majestatyczne to nieustannie nikną.
#norwegia #fotografia #mojezdjecie #gory #podroze
1e944266-a826-441d-b647-812098c6f73c
852f3226-0ffb-4ce2-b805-527dd240fe8a
640bc89c-a83f-4d5c-aa12-9e4eb257dee3
Half_NEET_Half_Amazing

@Stashqo

piękne miejsca, dolinka najlepsza, jak ze Szwajcarii

pansiano

@Stashqo matko, jak pięknie

Sniffer

@Stashqo hej hej hej, pisz więcej! Niesamowicie ciekawy wpis, masz bardzo lekkie pióro, więc czytanie było prawdziwą przyjemnością! Fotki i zwiedzane rejony też super!


Liczę na więcej!

Zaloguj się aby komentować

Ok, tym razem serio będą nudy na pudy (ktoś jeszcze w ogóle kojarzy takie sformułowanie?).
Chciałem się udać na kolejne dwa punkty widokowe w okolicy Bariloche, czyli Cerro Otto i Cerro Campanario. Do obu dało się dojechać autobusami i na oba wiodły kolejki linowe, choć nie zamierzałem z nich korzystać, bo w jednym przypadku dojście na górę miało zająć 1,5 godziny a w drugim ledwie pół. Zawsze to też ileś peso w kieszeni.
Zacząłem od Cerro Otto. Słyszałem w hostelu, że wejście na szczyt jest bardzo, bardzo trudne, gdy jednak dopytałem o szczegóły, okazało się, że po prostu podejście jest dość strome - na przestrzeni 2 km pokonywało się 500 metrów w pionie. Trasa wiodła wzdłuż słupów kolejki linowej i praktycznie niczym się nie wyróżniała. Była dość nudna, gdzieniegdzie z luźnym piachem i kamieniami, trochę też zarośnięta (jednak niewiele osób tamtędy chodziło, zwłaszcza że na szczyt można było też chyba dojechać samochodem). Faktycznie podejście było strome, bez żadnych zakosów, więc można się było trochę zmachać. Zwłaszcza, że w dolnej części trasy było dość gorąco, a słońce grzało jak głupie. Na szczycie pojawiłem się niemiłosiernie zgrzany i spocony, więc ucieszyłem się, że zalegał tam jeszcze zeszłotygodniowy śnieg, który nie zdążył całkowicie stopnieć i posłużył mi do lekkiego schłodzenia się.
Nie spędziłem na szczycie wiele czasu, bo akurat trwał remont tej kolejki (więc i tak bym tam nie wjechał), co pociągało za sobą wyjątkowo nieprzyjemne wrażenia słuchowe - odgłosy walenia młotami, spawania i cięcia metalu wygoniły mnie stamtąd po 10 minutach. Widoki zresztą też nie były jakieś spektakularne. Schodząc znów spociłem się jak świnia, a na dolnym odcinku trasy szedłem już z lekko opuszczonymi porami dla lepszej wentylacji. Nie prosiliście o takie szczegóły, ale trudno - piszę jak było.
Zanim złapałem autobus wiodący dalej na zachód, w stronę Cerro Campanario, zdążyłem już trochę przeschnąć. Kolejka na drugi szczyt była czynna i widziałem sznurek ludzi stojących do kas, ale wejście na tę górkę zajmowało zaledwie pół godziny, więc tym bardziej nie miałem ochoty ułatwiać sobie wycieczki. Jedyne co, to słyszałem gdzieś wcześniej, że zdarzały się na tym szlaku napady rabunkowe, choć raczej w jakichś godzinach wieczornych i raczej dawno temu. Jako że opcję pieszą wybrało co najmniej kilka osób, a wszystkie wyglądały raczej na normalnych ludzi niż zbirów, bez większych obaw szedłem w górę. W porównaniu do wejścia na Cerro Otto, ta trasa była niczym spacer po parku. Niby 230 metrów przewyższenia przy nieco ponad kilometrze drogi, ale szło się przyjemnie (może dlatego, że praktycznie cały czas w cieniu). Na szczycie znajdowała się jakaś mała restauracja, w której wypiłem piwo i po zrobieniu kilku fotek zawijałem się na dół. Widoki znów raczej bez szału, a dodatkowo trochę tłoczno przez wycieczki wjeżdżające kolejką.
Gdy wróciłem do hostelu, było względnie wczesne popołudnie, więc polazłem sobie do miejscowej boulderowni, aby się powspinać. Wieczorem natomiast poszedłem na kolację z grupą chyba 15 Argentyńczyków. Wyciągnęła mnie na nią Argentynka z mojego pokoju, która ni w ząb nie znała angielskiego, ale jej gadatliwość i upór sprawiły, że coś tam pogadaliśmy i zgodziłem się dołączyć do jej ekipy, której specjalnie nie znałem. Właściwie to ona też ich chyba wcześniej nie znała, ale zgadali się w hostelu i tak to jakoś poszło.
Nie czułem się ultra komfortowo będąc jedynym gringo w towarzystwie, choć parę osób wysilało się i zagadywali mnie po angielsku. Właściwie to cała grupa była cholernie miła i roześmiana, ale niestety przez barierę językową czułem się trochę wyobcowany. Wspominali, że kolejnego dnia planują udać się na jakieś wzgórze i zrobić tradycyjnego argentyńskiego grilla i zapraszali bym do nich dołączył, ale nie byłem co do tego przekonany. Jednocześnie bowiem dostałem kontrpropozycję od dziewczyn z poprzedniego hostelu (tych, z którymi łaziłem przez ponad godzinę w poszukiwaniu noclegu po 4 nad ranem w dniu przyjazdu do Bariloche) - ich ekipa szukała chętnych do zapisania się na rejs żaglówką po jednym z okolicznych jezior. To brzmiało dość ciekawie, a na pewno ciekawiej niż jedzenie grillowanej wołowiny.
Część z was pewnie rozdziawia teraz usta - co może być lepszego niż jedzenie grillowanej wołowiny w Argentynie w otoczeniu lokalsów? Ja jednak byłem już trochę przeżarty tym mięsem. Nie wspominałem o tym wcześniej, ale mięsa je się w Argentynie dużo. Bardzo dużo. Te wszystkie milanesy, wielkie kawały wołowiny, które wcześniej pokazywałem - to był jeden z najczęstszych posiłków które jadłem. Z ciekawostek - wołowina jest tak popularna w Argentynie, że jeśli ktoś używał słowa carne (według słownika: mięso), to miał na myśli wołowinę. Gdy więc chodziło o inny typ mięsa, trzeba to było wyraźnie zaznaczyć. Można więc założyć, że nie ma w Argentynie słowa na mięso, jako grupy określającej wołowinę, wieprzowinę, jagnięcinę, drób itd. Wołowina to wołowina, a próba pakowania jej do jednej szuflady z innym, podrzędnym mięsem, to rzecz niemieszcząca się w głowie. Ok, zapędziłem się z interpretacjami - po prostu zapamiętajcie, że nie trzeba dopytywać Argentyńczyków, o jakie mięso im chodzi, jeśli użyli słowa carne.
Jeszcze dokończę temat kuchni argentyńskiej i domykam wpis - jej pewnym problemem jest brak warzyw. Nigdy nie uważałem się za jakiegoś wielkiego fana warzyw i spokojnie mogę zjeść 6 schabowych nie dopychając się niczym innym, ale jednak po blisko miesiącu braku jedzenia jakichkolwiek warzyw do obiadu (na śniadania czasem sobie upolowałem pomidora czy awokado), zaczęło mi ich trochę brakować. Jedynym warzywem występującym w daniach obiadowych były frytki (lub inna forma smażonych ziemniaków). A i tak dawali ich niewiele. Zamawiałeś mięso, to dostawałeś mięso. Kropka.
To wszystko sprawiało, że wizja rejsu żaglówką połączona z degustacją win, wędlin i serów brzmiała znacznie atrakcyjniej. Ale o tym w kolejnym wpisie.
#polacorojo #podroze #argentyna #gory #mojezdjecie
0f509264-6241-4109-b343-b06a10d74139
d9f47ef1-2c49-4a3e-86ba-e65ec47b9282
e0329223-b37e-4934-b6be-c57bb7562d12
ef6199d0-c9f0-4d07-8ac3-6b81aacd7b7d
e82b3f16-8589-4383-a8e5-20b54cad6fb3
ciszej

@Sniffer proszę szybko kolejny wpis, bo już nie mogę się doczekać opisu rejsu

Sniffer

@ciszej ojej, teraz to czuję presję Może żeby ostudzić oczekiwania - nie będzie tam opowieści rodem z implodującego Titana, ataków rekinów, czy choćby białego szkwału. Ale przyznam, że wyprawę na żagle wspominam mega miło, głównie ze względu na ludzi tam poznanych (lub ponownie spotkanych). Mam też stamtąd jednego z fajniejszych selfiaczków ever, bo tak jakoś uchwyciłem na nim szczęście z bycia właśnie tam z tymi ludźmi, w tak pięknych okolicznościach przyrody. Selfiaczka jednak raczej nie pokażę, bo to nie Facebook


Może uda mi się do soboty spłodzić ten wpis.

ciszej

@Sniffer spokojnie po prostu bardzo lubię żeglować i jestem ciekawa jak to wyglądało tak daleko od domu, tym bardziej że jedno z moich marzeń to zobaczyć Ziemię Ognistą i Horn właśnie z pokładu żaglowca, najlepiej swojego

Zaloguj się aby komentować

Trasa Transfogaraska
Dzisiejszy odcinek drogi z północy na południe ze spacerem po górach w kierunku jeziora Capra. Niestety cala droga powrotna ze spaceru to jedna wielka burza. Przemoknięty do suchej nitki i zmęczony postanowiłem przenocować na trasie w aucie. Lekkie postpro na kolanie.
#rumunia #mojezdjecie #podroze
ff1cce96-6ce0-4e15-8852-8ae3fb662422
bdfbf15c-5dd0-4756-ab41-6691efdf5a9a
2731a38b-3de3-4aa9-bf12-ff8e2550a8af
f05be261-ffa5-4949-a5bc-cb4379cc0d7e
66f119d6-3655-4e02-91dd-dd25e3ace49e
ZielonkaUno.

Zdjęcia i widoki pierwsza klasa!

roadie

@ReheatedCutlet pokaż jeszcze auto ;D

ReheatedCutlet

@roadie moja rumuńska Dacie? Niczym nie wyróżnia się od tysięcy tu jeżdżących Dacia jest w raju Dacii

t0mek

w ub. tygodniu jechałem przez Rumunię do Bułgarii, pierwszy raz w życiu. Bałem się Transfogaraskiej i pojechałem przez Kluj i Sybin w dół do Ruse. Transfogaraska rzeczywiście taka trudna jak malownicza? Bo że wolniej i dłużej się nią jedzie, to wiem.

ciszej

@t0mek zależy jak definiujesz trudną drogę. Mieszkam na południu i czasami widać że ktoś średnio sobie radzi, nawet z małymi serpentynami - wtedy transfogarska może być trudnością, ale sama nie wspominam jej w kategoriach jakiegoś wyzwania byłam już trochę dawno i wtedy na niektórych odcinkach brakowało asfaltu ale zapewne teraz ten problem już nie występuje

ReheatedCutlet

@t0mek tez jestem pierwszy raz w Rumuni, za pare dni docelowo kierunek Bułgaria, chyba ze coś znowu zmienię. W trasie transfagaraskiej nie ma niczego trudnego, zwykła kręta droga z górki i pod górkę, z całkiem dobrą nawierzchnią i ładnymi krajobrazami, ktorych zreszta w Rumuni jest wiele. Wracając do PL zrobię jeszcze transalpine.

Zaloguj się aby komentować

Sybin
Wczoraj był ostatni dzień Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego w Sybiu.
Zdążyłem na ostatni spektakl - Mo and the red ribbon.
Gigantyczna kukiełka dziecka, maszerująca ulicami rynku. Z netu dowiedziałem się ze jest to historia opowiadała historię dziecka, które próbuje odnaleźć swoich rodziców po tym, jak zostało rozdzielone z rodziną podczas ich podróży.
#rumunia #mojezdjecie #podroze
faa7fb36-1a7b-42cb-a233-197fc34acd4b
3c55fd32-927d-4351-95f4-8556042fc14b
58c0d18f-3605-45cd-b8c4-495945b98842
f9029aa8-5dea-4151-8952-c4c373ada9fb
ba44a585-45ae-4661-ae7c-a39b90d5ccaa
Ramirezvaca

@ReheatedCutlet Sibiu jest świetne raz załapaliśmy na ich festiwal muzyki pop, brakowało mi tylko Iny

ReheatedCutlet

@Ramirezvaca Odwiedziłem dzisiaj skansen Astra. W tak przeogromnym skansenie nie bylem nigdy. 6h zeszło szybko

Ramirezvaca

@ReheatedCutlet ten w Lwowie też polecam, zjadl mi trochę czasu

Zaloguj się aby komentować

Ale gość pojawił mi się na balkonie, co za kolory!
#fotografia #mojezdjecie #zwierzaczki #makrofotografia
f9b4708e-c590-4798-a45e-c842272c0860
f88c8f8e-49df-49d3-be08-a325bbfb2288
duzyalf

@cytmirka to Brudnica nieparka jeśli jesteś ciekawa gatunku ;)

cytmirka

@duzyalf To ta piękność? Woooo dzięki! Byłam ciekawa co z tego wyrośnie

1fe62d74-9802-448c-8bb4-5384f8e1f4c1
Mr.Mars

@cytmirka Chciał wynająć pokój u ciebie, albo chociaż kącik.

Zaloguj się aby komentować