#filozofiadlajanuszy

19
65
Życie cyfrowe czy spokojne?

Przyglądając się bliżej można odkryć wspólne fundamenty katastrofy klimatycznej i digitalizacji kolejnych sfer życia.

Naturalnie, lead może wzbudzać opór bo z utylitarnego punktu widzenia cyfryzacja jest bardzo ekologiczna

Dematerializacja – czy to mamy na myśli gotówkę, dowód osobisty czy książkę – oznacza zero kosztów transportu i mniej śmieci. Wybór Messengera nad osobiste spotkanie to brak śladu węglowego. Do którego podręcznika nie zajrzeć cyfryzacja jest jedną z recept na kryzys ekologiczny. I to receptą najmniej kontrowersyjną.

Rzeczywiście. Jeżeli skupić się na czysto zewnętrznych aspektach problemu to trudno się tu do czegoś przyczepić. Jednak jeżeli przeszukamy oczywiste założenia, jakie towarzyszą naszemu myśleniu to już parę kwestii się znajdzie.

„Bez rzeczy materialnych ludzkie życie jest niestabilne”

Tak można streścić główną tezę książki „Nie(do)rzeczy”. Jej autor, berliński filozof Byung-Chul Han do entuzjastów postępu cyfrowego delikatnie mówiąc nie należy. Czy to sam postęp jest zły, czy coś co go powoduje? Cóż, generalnie w filozofii technologii można wyróżnić dwa skrajne stanowiska (i masę stanowisk pośrednich). Według pierwszego technika jest tylko techniką i to człowiek decyduje o tym jak jej użyć (młotkiem można wbić gwóźdź, ale też zabić). Drugi zaś głosi, że technika z góry determinuje sposób jej użycia (jakie są alternatywne sposoby użycia pocisku balistycznego?).

Han jest ewidentnie bliski ostatniego krańca spektrum. Osobiście mam nieco bardziej umiarkowane poglądy – technika z założenia pewne zachowania i sposoby myślenia sugeruje, ale nie każda technika w takim samym stopniu (młotek mniej ogranicza człowieka, pocisk balistyczny bardziej). Cóż więc takiego złego sugeruje ebook zamiast książki?

Patrząc na rzeczy – na przykład na książkę – możemy ją widzieć na kilka różnych sposobów.

Dla czytelnika książka jako książka nie ma większego znaczenia. Jestem zainteresowany tym co w niej napisane. Ma więc wartość czysto użytkową, zaś plik kartek papieru jest tylko materialnym podłożem koniecznym do przeniesienia tej wartości. Dla wydawcy z kolei nie bardzo istotne jest to co w książce napisane. Traktuje on ją jako towar posiadający określoną wartość pieniężną.

W przypadku ebooka w dużej mierze ten porządek ciągle jest zachowany. Czytelnik ma swoją wartość użytkową (treść), wydawca ma swój towar (dostęp do pliku). Znika tylko materialny substrat w postaci zapisanych atramentem kartek. Czy jest on do czegoś potrzebny? Han uważa, że jest.

Idąc za lewicowym krytykiem kultury Walterem Benjaminem przedstawia on inny sposób widzenia rzeczy niż jako „przedmiot użytkowy” czy też „towar”. Jest to spojrzenie „kolekcjonera”.

Nie do końca jednak chodzi o potocznie rozumienie „kolekcjonera”.

Kolekcjonerzy w końcu sprzedają lub wymieniają elementy swoich zbiorów. Tu chodzi raczej o związek sentymentalny, jaki mamy z rzeczami. Ulubiony kubek, zeszyt z podstawówki, zegarek po dziadku. Te przedmioty pokazują czym różni się „bezcenne” od „bezwartościowe”. „Bezwartościowe” jest kategorią ekonomiczną, określaną z punktu widzenia rynku. Bezcenne zaś to subiektywna i intymna kategoria, która w ogóle z ekonomią nie ma nic wspólnego.

„Kolekcjoner” jest więc wzorowym zaprzeczeniem konsumenta.

W stosunku do rzeczy przejawia stosunek „Ja-Ty” a nie „Ja-to”. Zarzut Marksa wobec kapitalizmu polegał m.in. na tym, że na pierwszy plan wysuwa się wartość pieniężna danej rzeczy, a użytkowa stoi z boku. Dla kolekcjonera również wartość użytkowa ma wtórne znaczenie, jednak tu odejście od niej przebiega w zupełnie innym kierunku. Postawa kolekcjonera jest skrajnie antykapitalistyczna.

Dematerializacja „kolekcjonowanie” wyklucza

Są ludzie związani z jakąś książką, ale nie ma nikogo kto byłby związany z wpisem w social mediach. To znaczy np. ja ciepło wspominam niektóre swoje wpisy, ale chodzi tu o „treść” a nie o plik zapisany na jakimś serwerze. Niedawno próbowano zrobić tokeny potwierdzające „oryginalność” plików komputerowych, np. pierwszego wysłanego Twitta. Pomysł oczywiście z hukiem upadł, bo sentymentalna więź nie jest kwestią tego, że ktoś mi wystawi jakiś certyfikat. To jak porównywać własny dom rodzinny i tytuł własności działki na księżycu (tak, można coś takiego kupić).  

Według Hana cyfryzacja napędza konsumpcjonizm

Robi to jednak w zupełnie innym znaczeniu niż klasyczny konsumpcjonizm polegający na pochłanianiu ogromnej ilości dóbr. Han utrzymuje, że zaproponowany przez Ericha Fromma dylemat „mieć czy być” traci w dzisiejszych czasach znaczenie. Obecnie obowiązuje „być” w formie „przeżywać”. Wydaje mi się jednak, że „przeżywanie” jest patologiczną formą bycia. Bycie wiąże się z aktywnością i wysiłkiem. Tak mówili Hegel, Marks i Heidegger, ale tak też mówi psychologia która stan „flow” wiąże z aktywnością i umiarkowanym wysiłkiem (działanie nie może być ani zbyt proste ani zbyt trudne). „Przeżywanie” zaś jest biernym odbieraniem bodźców – często bardzo intensywnych, lecz płytkich.

Myślę, że dobrym przykładem będzie tu porównanie dwóch rodzajów podróżników – zwykłego turysty i Roberta Makłowicza.

Ten drugi w swoje podróże wkłada sporo wysiłku. Aktywnie wychodzi naprzeciw nowym kulturom, czyta o nich, stara się je poznawać i się do nich odnieść. Turysta zaś, nawet jeżeli nie przeleży całego turnusu nad basenem to na widok dowolnych cudów świata ma do powiedzenia co najwyżej „WOW!”. Owszem: „wow!” szczere – ale jak długo trwające? To jest właśnie przeżycie – błysk który pojawia się i zaraz znika, nie pozostawiając większego śladu. Wtedy pojawia się pustka i pragnienie kolejnego „wow!”, co nakręca spiralę uzależnienia od nowych doznań. Han pisze wprost, że współczesny zachodni system polityczny jest bardzo podstępny. Nie nakłada kajdan i nie tłamsi pragnień a wręcz przeciwnie – zachęca, żebyśmy mieli ich jak najwięcej. Jest jak legendarny diler co rozdaje narkotyki za darmo, żeby uzależnić od siebie klientów.

Autor puentuje swoją krótką książkę odniesieniem do katastrofy ekologicznej

Jego zdaniem bierze się ona z dokładnie tego samego rdzenia, z którego bierze się łatwe odejście od fizycznych przedmiotów. Materia – przyroda, przedmioty codziennego użytku stały się w epoce nowoczesnej martwe. Jeszcze Galileusz studiował namiętnie astrologię, gdy jednak Newton odkrył prawa dynamiki stało się jasne, że żadnej „duszy” w kosmosie nie ma. Świat stał się zasobem, który można używać i którym można handlować.

Współczesny dyskurs wokół ochrony planety ciągle wokół tych założeń krąży. Ocieplenie klimatu, zniszczenie środowiska itd. nie jest czymś złym samym w sobie – jest złe, bo ma negatywne skutki. Gdyby ich nie było festiwal smrodzenia i śmiecenia mógłby trwać w najlepsze, bo właściwie czemu nie? Han zapewne sporo przesadza w swojej niechęci do cyfrowego świata, ale nie sposób nie zauważyć, że drapiąc w tym miejscu odkrywa coś zdecydowanie głębszego: fundamenty naszego spojrzenia na to jak się w materialnym świecie przejawia człowieczeństwo.

Wpis powstał na bazie książki "Nie(do)rzeczy" we współpracy z Wydawnictwem Uniwersytetu Łódzkiego.  

#filozofia #filozofiadlajanuszy #revoltagainstmodernworld #antykapitalizm
dfe1d51c-02b2-4a09-89e2-b610874f50b1
pyrek

Przeszliśmy praktycznie z listów papierowych do elektronicznych bo to jest wygodniejsze ale o szybsze, tańsze o bardziej eko, ale już pojawiają się głowy jaki ślad węglowy zostawia za sobą wysłanie maila, czyli kolejne wzbudzanie winy.

Cyfryzacja z czegoś szybszego, tańszego i bardziej eko od tradycyjnych nośników staje się standardem czyli można przykręcać śrubę coraz bardziej. Czy książki, filmy, gry stały się tańsze bo został wyeliminowany ten mityczny koszt zwany „produkcją i dystrybucją” nośników? Czy bilety komunikacji miejskiej są chociaż 10 groszy tańsze jak się kupuje przez aplikację? Po czterokroć nie.

Pora chyba zacząć zbierać płyty z muzyką 😀

Zaloguj się aby komentować

Dżihadysta to nie człowiek prymitywny, lecz patologicznie nowoczesny

Fundamentalizm religijny czy populizm polityczny często odwołują się do obrony tradycji lub starych wartości, jednak w rzeczywistości są całościowo produktem współczesnego świata.

Od razu uprzedzę – ten wpis wcale nie jest o dżihadzie

Dżihad jest w nagłówku, w tytule książki na którą się dzisiaj powołuję i stanowi oczywiście bieżący pretekst do tego tekstu. Ale gdy kilka lat po premierze autor książki „Jihad vs McWorld” pisał wstęp do nowego wydania żalił się na niefortunny dobór tytułu, zamiast bowiem uniwersalnego zjawiska uwaga skierowana została na islam i Bliski Wschód. Mam zresztą podobny problem, bo podteksty polityczne tego tekstu są oczywiste, a nie chciałbym żeby uwaga zamiast na istotę skierowana została na detale.

Zamiast więc próbować określić co to jest dżihad skupmy się na przeciwniku jakim jest „McŚwiat” a którego, w uproszczeniu, ten pierwszy chciałby być zaprzeczeniem

McŚwiat to oczywiście świat zglobalizowany. Globalizacja zaś nieodłącznie kojarzy się z westernizacją, czyli upowszechnieniem pewnych wzorców kulturowych powstałych w Europie Zachodniej. To przejawia się w najróżniejszy sposób, od zachodnioeuropejskiego stylu ubierania, przez hollywoodzkie filmy po liberalno-demokratyczny (albo przynajmniej go udający) system rządów.

Ma też McŚwiat swoje wartości. Przede wszystkim kieruje się logiką zysku, który w pewnym sensie zastępuje etykę. Czy wojna jest zła czy dobra? To zależy. Kiedy wojna ogranicza wymianę handlową jest zła. Ale na wojnie można też zarobić. Jeśli już doszukiwać się postawy etycznej jaka towarzyszy McŚwiatowi to jest to radykalny konsekwencjalizm – założenie, że czyny oceniać należy nie przez intencję, a przez rezultaty.

Drugą wartością jest postęp. I to rozumiany w różny sposób. Postęp techniczny, gospodarczy, naukowy. Dodajmy, że postęp mierzalny – nawet szczęście można w tej logice mierzyć tworząc indeksy na które składają się mierzalne wskaźniki takie jak długość życia, zapadalność na różne choroby czy przeciętny dochód.

No i w końcu to z czym wszystkie „mcdonaldyzacje” się najbardziej kojarzą: uniformizacja. Coca-cola powstała w aptece w Atlancie obecnie zaś można ją kupić w każdym zakątku świata, gdzie wyparła lokalne napoje (czytałem nawet, że gdzieś została wykorzystana w starych, religijnych rytuałach). Wszędzie smakuje i wygląda (prawie) tak samo. Ale są też bardziej poważne przykłady: systemy władzy pojmujemy na zachodnią modłę, doszukując się wszędzie podziału na trzy władze a w każdym organie kolegialnym podobieństw do parlamentu, obieranego zresztą w powszechnych wyborach.

Jak już wspomniałem McWorld ma swoje korzenie w Europie Zachodniej.

To tu właśnie w XVIII wieku doszło do swoistej rewolucji. Tradycyjne społeczeństwa z gospodarką opartą na rolnictwie i ludności głównie wiejskiej zaczął zastępować nowy model. Wiązał się on z gwałtowną mechanizacją i uprzemysłowieniem. Ludność ze wsi przeniosła się do miast, związani z dziedziczoną od pokoleń ziemią chłopi stawali się najemnymi pracownikami. Jednocześnie ten sposób produkcji oznaczał pojawienie się ogromnej ilości taśmowo produkowanych dóbr. Wzrost dobrobytu miał też przełożenie na kulturę niematerialną. Szybko rósł ogólny poziom wykształcenia, likwidacja analfabetyzmu umożliwiała postanie mediów masowych – codziennej prasy, później radia i telewizji a obecnie internetu.

A „dżihad”? To słowo w tym użyciu najprościej będzie opisać jako sprzeciw wobec tych zjawisk.

Skąd ten sprzeciw? Cóż może być złego w dobrobycie, demokracji liberalnej, postępie technologicznym? W pewnym sensie odpowiedź na to pytanie jest trudna, gdyż argumenty jakie można przedstawić sięgają zupełnie innych fundamentów filozoficznych niż nowoczesny „McWorld”. Trudno bowiem człowiekowi który cieszy się z tego, że nie umiera już w wieku 40 lat od zepsutego zęba zrozumieć zarzuty o utracie tożsamości i więzi społecznych.

Jednak tak to właśnie można przedstawić.

Dżihadysta – ale nie tylko dżihadysta, można za autorem (Benjaminem Barberem) mówić o „zaścianku” szuka poczucia bezpieczeństwa, którego zglobalizowany świat zapewnić mu nie może. Oczywiście nie chodzi tu o bezpieczeństwo fizyczne – przed głodem, wrogiem czy chorobami, ale bezpieczeństwo psychiczne. W społeczeństwie tradycyjnym chłop wiedział gdzie żyje, po co żyje i dla kogo żyje. Nawet Fryderyk Engels przyznawał, że średniowieczny chłop był w lepszej sytuacji niż XIX-wieczny robotnik, bo mógł znaleźć oparcie w tradycyjnych strukturach społecznych – rodzinie, społeczności wiejskiej czy parafialnej.

Fundamentalizm religijny czy polityczny daje pozory tych potrzeb zaspokojenia

Utożsamianie się z jakąś ideą daje namiastkę tożsamości, pozwala zaspokoić potrzebę przynależności do jakiejś grupy. Zjawiska te kierowane są resentymentem. Resentyment w skrócie polega na tym, że jeżeli nie potrafimy sprostać jakimś wymaganiom, to przekuwamy naszą słabość w zaletę. I tak religijny fundamentalista chętnie przedstawia siebie jako moralnie lepszego, obrońcę prawdziwych wartości i wojownika o „prawdziwą” cywilizację. Przestaje być anonimowym konsumentem na globalnym rynku, a staje się „kimś”.

Problem polega na tym, że tego typu mechanizm obronny nie jest wehikułem czasu

„Dżihadysta” nie jest okopanym w bastionie reliktem dawnej cywilizacji. Jest produktem cywilizacji współczesnej. To nie tak, że do tych ludzi postęp i nowoczesność nie dotarły. Dotarły i zostały zaabsorbowane – w bardzo patologiczny sposób. I nie chodzi mi tu wcale o takie detale jak używanie przez Hamas dronów czy rozpowszechnianie teorii spiskowych przy użyciu Twittera. To oczywiście też, ale przede wszystkim zwróćmy uwagę, że rzekomo „tradycyjne idee”, czy to chodzi o radykalizm religijny, wzorce płciowe czy modele polityczne są zdumiewająco młode i sięgają góra czasów sprzed kilku pokoleń.

Trzeba jednak podkreślić, że w starciu „Dżihad vs McWorld” nie ma starcia dobra ze złem

Barber twierdzi, że oba zjawiska stanowią ogromne zagrożenie dla demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. Dżihad, co oczywiste daje tylko namiastkę tożsamości. W rzeczywistości kryją się za nimi autorytarne struktury które ograniczając myślenie udają, że wielki, globalny świat nie istnieje. To nie ma nic wspólnego z dawną wspólnotą, bez której co prawda człowiek żyć nie mógł, ale też i która każdego ze swych członków potrzebowała. Współcześni fundamentaliści nie potrzebują obywateli współdecydujących o losach wspólnoty, tylko żołnierzy ślepo wykonujących rozkazy.

A McWorld? Mówiąc o zachodnim stylu życia nierzadko wymienia się demokrację obok wolnego rynku. Ale w demokracji jesteśmy obywatelami, a na rynku konsumentami. Wielkie korporacje nie są zainteresowane tym co mamy do powiedzenia, są zainteresowane ile mamy do wydania. Aby te pieniądze zdobyć są gotowe zaspokoić (a nierzadko nawet stworzyć i zaspokoić) każdą potrzebę. Każdą, za wyjątkiem jednej – chęci bycia czymś więcej niż dzierżycielem karty kredytowej. Trudno więc się dziwić pojawieniu „konkurencji” która spełnić to życzenie obiecuje.

-
Jeżeli podobają Ci się moje teksty możesz wrzucić mi kilka złotych do skarbonki:

https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

#filozofia #filozofiadlajanuszy #revoltagainstmodernworld #izrael #islam
682c51e8-6317-43fb-8cb3-b67026aded80

Zaloguj się aby komentować

Pedofilom z YouTube po prostu w dupie się z dobrobytu poprzewracało

Nie, tego nie powiedziałaby Twoja babcia. Ani wujek Staszek po imieninowym kielichu. To stwierdzenie konsekwentnie wynika z filozofii Schopenhauera… i kilku nieco bardziej współczesnych badaczy ludzkiej psychiki.

Wiele osób wyobraża sobie, że po wygraniu w totolotka nastąpi wielka euforia

Po niej zaś rozwiązanie wszystkich problemów. Długi? Spłacone. Znienawidzona praca? Porzucona. Upragnione auto na parkingu? Kupione. Gul u sąsiada? Podskoczył. Krótko mówiąc stan pełnego życiowego sukcesu i szczęścia. Abstrahując jednak od tego na ile to prawda z tą wielką radością, to ile taka sytuacja może potrwać?

Pierwsi homo sapiens nie mieli totolotków, ale również mieli nagłe i radosne zdarzenia. Ot - niespodziewany sukces w polowaniu. Jednak jeżeli zamiast przystąpić do zabezpieczenia zdobyczy przesadnie się radowali, to szybko mogli stracić czujność i paść ofiarą drapieżników. Z drugiej jednak strony, jeżeli po porażce wpadali w czarną rozpacz również nie byli zbyt gotowi na odparcie zagrożeń.

Krótko mówiąc ewolucyjnie przyzwyczajeni jesteśmy do tego, żeby zbyt długo się nie cieszyć (ani też nie rozpaczać), codzienne funkcjonowanie wymaga bowiem jako takiej stabilności emocjonalnej.

W związku z tym ludzki umysł działa w ten sposób, by prędzej czy później przyzwyczajać się do nowego poziomu dobrobytu lub biedy. Psychologia nazywa to hedoniczną adaptacją (hedonic adaptation lub hedonic treadmill). Ma to dla nas zbawienne i przerażające skutki.

Zbawienne, bo niezależnie od tego co złego nas spotyka to zapewne prędzej czy później przejdziemy nad tym do „business as usual” i przestaniemy to coś rozpamiętywać i przeżywać. Przerażające, bo niezależnie do jakich luksusów i fantazji mamy dostęp, to wszystkie z czasem się nam znudzą.

Mamy jako ludzie pewną tendencję do postrzegania świata, w tym nas samych jako statycznych obiektów które po prostu istnieją. Mówimy o jakiejś osobie, jakby była skamieniałym i niezmiennym bytem wyjętym z czasoprzestrzeni. Z tego z kolei wynika błąd myślenia, że jeżeli w tym stabilnym obiekcie uzupełnimy jakiś brak, to ma on szanse stać się rzeczą perfekcyjną. Tymczasem to tak nie działa. Żaden sukces czy żadna przyjemność nie uczyni naszego życia kompletnym i spełnionym, bo życie nie jest istniejącym przedmiotem tylko płynącym procesem. Najlepiej ubrał to w słowa Artur Schopenhauer:

„Między pragnieniem i jego zaspokojeniem upływa w całości wszelkie życie ludzkie. Pragnienie jest, zgodnie ze swą naturą, bolesne; zaspokojenie go szybko rodzi przesyt; cel był tylko pozorny: posiadanie odbiera mu urok; pragnienie, potrzeba pojawia się w nowej postaci; jeśli nie, następuje monotonia, pustka, nuda, walka z którą jest taką samą udręką, jak walka z nędzą.”

Zdaniem Schopenhauera cały świat, w tym życie każdego człowieka jest przejawem metafizycznej Woli, która nigdy nie może być zaspokojona. Wola jest trochę jak tramwaj który nie ma stacji końcowej, a nawet nie zatrzymuje się na żadnym przystanku. Jeżeli ktoś mimo to próbuje nim gdzieś dojechać, albo przynajmniej wysiąść na którejś z mijanych stacji naraża się na cierpienie.  

Próba wyrwania się z cierpienia zasadniczo jest zdaniem Schopenhauera z góry skazana na niepowodzenie. Jednak w nieco mniej znanym niż powyżej cytowane dziele spróbował niemiecki filozof znaleźć chociaż receptę na udawanie, że można być w życiu szczęśliwym.

Jego zdaniem ludzie różnią się między sobą poprzez to czym są i przez to co posiadają.

Próba wyrwania się z cierpienia przez zdobywanie nowych rzeczy czy wrażeń jest skazana na niepowodzenie, jak pokazaliśmy wyżej. Jednak na tym nie koniec, bo ludzie różnią się między sobą nie tylko dobrami i wrażeniami zewnętrznymi, ale też swoim do nich stosunkiem:

"Odbicie, jakie w świadomości bezmyślnego durnia znajdują wszelkie wspaniałości i rozkosze, jest niezmiernie ubogie w porównaniu ze świadomością Cervantesa, gdy wśród niewygód więziennych pisał "Don Kichota.""

Drogą do szczęścia (czy tam jego namiastki) nie są coraz to lepsze samochody, egzotyczne i luksusowe kurorty, coraz bardziej wyuzdany seks, mocniejsze narkotyki czy coraz więcej władzy. To raczej kreatywność, wyobraźnia i ciekawość świata pozwalająca na nowo rozbudzać zainteresowanie starymi rzeczami i doznaniami.

Youtuberzy za markowymi ubraniami, drogimi samochodami, setkami kochanek i pełnymi stempli paszportami są ludźmi bardzo ubogimi i samotnymi. Co więcej, podejrzewam, że wielu z nich poniesie karę większą niż może im wyznaczyć prokurator. Za kilka lat, ze zdrowiem zdemolowanym od ćpania, karierą przygasłą na rzecz nowych „znanych z bycia znanym” a nierzadko kasą rozwaloną na ostentacyjną konsumpcję i opuszczeni przez „przyjaciół” będą zastanawiali się co zrobili w swojej karierze źle.

Jednak bez strachu: tak jak nie potrafiliście się długo cieszyć bogactwem, tak i do nowej biedy szybko się przyzwyczaicie.

PS1: Patologiczni celebryci to tylko jedna z ciemnych stron social mediów. Inna to obcinanie zasięgów treściom, które akurat chcemy zobaczyć. Jeżeli chcesz mieć gwarancję, że nie przegapisz niczego co tworzę, to zapisz się na newsletter na stronie poniżej. Póki co wychodzi regularnie co dwa tygodnie, kolejny pod koniec przyszłego tygodnia

https://www.filozofiadlajanuszy.pl/newsletter/

PS2: Jeżeli podoba Ci się to co robię możesz mnie wesprzeć drobnym datkiem w linku poniżej

https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

#filozofiadlajanuszy #filozofia #youtube #psychologia #famemma
5f74e5eb-6a3e-4d0f-a97c-19dab0749490
splash545

Powinniśmy być świadomi, że powodem naszych kłopotów nie jest miejsce naszego pobytu, lecz my sami: jesteśmy bowiem zbyt słabi, aby cokolwiek ścierpieć, nie umiemy przez dłuższy czas znieść ani trudu, ani rozkoszy, ani siebie samych, ani w ogóle żadnej rzeczy.


Seneka, O spokoju ducha

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Czego libertyn szuka w seminarium?

Wiedzą, że Kościół wymaga celibatu. Wiedzą, co sądzi o gejach. I o wyuzdanym seksie grupowym. Wiedzą też, że właśnie to lubią robić. Ale mimo to pchają się w sutannę. Ale chwila… a jeśli właśnie czegoś nie wiedzą?

„Na badania? A jeszcze co znajdo!”

Arystoteles twierdził, że człowiek z natury dąży do poznania i nawet jeżeli wiedza nie ma praktycznego zastosowania, to jest ceniona sama przez się. Główna rzecz jaką możemy z tego wywnioskować jest taka, że Arystoteles był tylko człowiekiem i też czasami się mylił. Wie o tym każdy lekarz, który co i raz spotyka pacjentów wcześniej lekceważących objawy. Tu paradoks jest tym większy, że bardzo często tacy pacjenci mogliby być wyleczeni gdyby tylko wcześniej zgłosili się do lekarza. Czemu tego nie zrobili?

Bo człowiek z natury nie dąży do poznania. Człowiek z natury dąży do spójności.

Podstawą jakiegokolwiek funkcjonowania w rzeczywistości jest posiadanie na jej temat wiedzy w miarę spójnej. Dzisiejszy dzień mogę jako tako zaplanować, bo nie przewiduję u siebie udaru, wybuchu wojny, pożaru ani nawet awarii prądu. Najbliższe kilka miesięcy też sobie jakoś wyobrażam, bo zakładam, że nie trapi mnie rak trzustki w terminalnej fazie. Takie przekonania są nie tylko praktyczne (bo pomagają jakoś zaplanować przyszłość) ale też wygodne. Bo gdybym dzisiaj się dowiedział, że mam rzucić wszystko i od dziś zacząć żyć na oddziałach onkologicznych, chemią i operacjami… no nawet nie chcę o tym myśleć.

To jednak nie wszystko. Rzeczywistość ma bowiem jeszcze jeden wymiar.

Poza tym „co jest” mamy pewien obraz tego „co powinno być”. Mamy w swoich głowach pewien obraz człowieka i jego działań, które oceniamy pozytywnie i do których aspirujemy. Sami w większym lub mniejszym stopniu za ludzi dobrych się uważamy. A jeżeli się mylimy?

Naturalnie, o tym, że człowiek potrafi nie sprostać stawianym sobie wymogom wiedziano od zawsze. Platon miał słynną alegorię wozu zaprzęgniętego w dwa konie, z których jeden ciągnie wóz w dół, a drugi do góry. Ale wóz miał też woźnicę (czyli rozum) który miał nad końmi panować i prowadzić wóz w dobrą stronę.

Takie przekonania były silne zwłaszcza w XIX wieku, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i USA. Słynna „epoka wiktoriańska” cechowała się wśród klasy wyższej bardzo rygorystycznym podejściem do moralności, zwłaszcza w strefie seksualnej. Uważano, że człowiek (a raczej: biały, w miarę bogaty mężczyzna, bo rasizm, seksizm i klasizm wręcz kipiały w ówczesnym światopoglądzie) może wyćwiczyć w sobie zdolność do sprostania społecznym wymogom. Jeżeli ktoś tego robić nie potrafi to świadczy o jego słabości, zdziecinnieniu i ogólnie rzecz ujmując: to jego problem i jego wina.

Rzeczywiście – człowiek ma pewne możliwości kontrolowania siebie. Ale czy zawsze?

Pod koniec XIX wieku w Wiedniu równie słynny co kontrowersyjny lekarz psychiatra, Zygmunt Freud leczył swoich pacjentów wychodząc z negatywnej odpowiedzi na to pytanie. Freud uważał, że bardzo często nasze pragnienia i niezgodne z kulturalnym wzorcem cechy nie tyle kontrolujemy, co ukrywamy. Zachowujemy się jak ten Janusz nosacz, który nie idąc do lekarza nie dopuszcza do siebie wiedzy o chorobie.

Tyle tylko, że te wyparte pragnienia podobnie jak choroba nie znikają

I podobnie jak choroba dają prędzej czy później o sobie znać. I wtedy na ten przykład osoba przekonana, że należy dbać o zdrowie pali papierosa. Nie wie, że nie powinna? Wie. Ale papieros pomaga jej się zrelaksować po stresującym dniu. Więc summa summarum wychodzi na dobre, nie?

Jasne, że nie. Ale ta oczywista sprzeczność zostaje w głowie usunięta.

Tego typu praktyki chroniące spójność naszego obrazu siebie nazwał Freud, a za nim cała psychoanaliza (której był pionierem) mechanizmami obronnymi. Powyższy przykład jest tylko jednym z wielu możliwości. Pozostając w tej konwencji palacz może dopuścić, że sobie szkodzi papierosami, ale w to miejsce dużo ćwiczy, czym sobie rekompensuje. Albo stwierdzić, że palenie jest tylko skutkiem, a prawdziwą przyczyną są inni ludzie którzy go stresują i w ten sposób „zmuszają” do palenia.

Słynna antropolożka Mary Douglas stała na stanowisku, że „nieczystość” w różnych kulturach oznacza rzeczy, które wymykają się klasyfikacji

Dany człowiek czy dana społeczność przyjmuje klasyfikację czegoś (np. zwierząt) według jakichś reguł (np. pływające/latające). Coś co do żadnej z tych kategorii się nie zalicza z miejsca staje się podejrzane, nieczyste i nienormalne. I tego należy się wystrzegać.

Według psychoanalizy podobnie działa ludzka psychika. Nie potrafi ona zaakceptować szarej rzeczywistości i dąży do tego, by podzielić świat na czarno i biało, siebie stawiając po jasnej stronie. W każdym z nas jest Dr Jekyll i Mr Hyde (nb książka z epoki wiktoriańskiej), gdzie intuicyjnie utożsamiamy się z Jekyllem, a Hyde’a w jakiś sposób próbujemy sobie wytłumaczyć.

W internecie często spotyka się twierdzenia, że każdy homofob i pruderyjny mędrek to kryptogej i libertyn.

W tą stronę to oczywiście nie działa. Jednak rzeczywiście, bardzo często cechy i pragnienia których sami nie akceptujemy pchają nas do robienia czegoś całkowicie z nimi sprzecznymi. Ale równie dobrze może być to forma „ucieczki do przodu” przed czymś innym.

Niektórzy psychoanalitycy w mechanizmach obronnych widzą fundament całej kultury. W tym co robimy ich zdaniem nigdy o to naprawdę nie chodzi, po prostu w ten sposób dajemy ujście nieakceptowanym pragnieniom. Taka teza wydaje się przesadzona, a nawet jeśli to jest tak skonstruowana, że ciężko z nią dyskutować. Ale nie ulega wątpliwości, że hipokryzja chroni nierzadko prawdę tak tajemną, że sami o niej nie wiemy.

PS: Skończyłem tekst, siadam do następnego – wstępniaka do jutrzejszego newslettera. Jak chcesz zobaczyć co mi wyjdzie zapisz się
https://www.filozofiadlajanuszy.pl/newsletter/

PS2: A jeżeli doceniasz czas który poświęciłem na napisanie tego rozważ proszę rzucenie kilku groszy na tacę. Obiecuję, że wydam na głupoty!
https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

#filozofia #filozofiadlajanuszy #psychologia #ciekawostki
5b753416-3feb-44b9-8585-9e67a7209f2c
HolenderskiWafel

Uważano, że człowiek może wyćwiczyć w sobie zdolność do sprostania społecznym wymogom. Jeżeli ktoś tego robić nie potrafi to świadczy o jego słabości, zdziecinnieniu i ogólnie rzecz ujmując: to jego problem i jego wina.

To jest ciekawe, bo na założeniu racjonalnego człowieka opiera się prawo, ekonomia i ogólnie modele społeczne. No ale na tym polegają modele, że muszą być uproszczone.


Stoicyzm który promuje ostatnio @splash545 też się na tym opiera. I te ćwiczenia które on opisuje nawet mi się podobają, ale osiągnięcie stoickiej doskonałości wymagałoby pozbycia się Mr Hyde'a a to jest chyba nierealne

loginnahejto.pl

@HolenderskiWafel 

> bo na założeniu racjonalnego człowieka opiera się prawo, ekonomia i ogólnie modele społeczne


Stąd też warto czasem na panujące modele społeczne spojrzeć krytycznym okiem

splash545

@HolenderskiWafel Ludzkiej natury nie oszukasz i faktycznie jest to nierealne. O czym świadczy przykład stoickich mędrców, którzy w swoim życiu też nie zawsze zachowywali się po stoicku. Chodzi tylko żeby osiągnąć jakiś procent tej doskonałości, to już będzie dobrze

Zaloguj się aby komentować

To nie wina Polaków, że są smutni.
#polska #psychologia #filozofiadlajanuszy
d38c7548-1213-4b1c-a3c3-536b8b9ba605
Mikel

@inskpektor Jak to nie?


Przecież od małego jedziemy od skrajności w skrajność z emocjami. Rodzice nas tak wychowali bo tak sami zostali wychowani więc z pokolenia na pokolenie skaczemy sobie do gardeł i się opluwamy. Życzliwości to się uczymy żeby wykorzystać w razie 'W' a nie to że mamy ją we krwi. Wszędzie widzimy problem, nic nam nie pasuje - takie wzorce czerpiemy. I powiedz mi, jak my w takim toksycznym otoczeniu mamy niby nie być neurotyczni

inskpektor

@Mikel Nieee, jesteśmy tacy przez klimat środkowoeuropejski a konkretnie wschodnią część. Na szczęście następuje zmiana klimatu, więc może jest jakaś nadzieja dla smutnego Polaka

Zaloguj się aby komentować

Brak równowagi, czyli jak umierają mocarstwa

Upadek Imperium Rzymskiego jest nowym trendem na Tik Toku, ale w humanistyce od ponad 200 lat wraca jak bumerang, zazwyczaj wraz z porównaniami do współczesnej kultury.

210 – tyle głównych przyczyn upadku Rzymu wskazywali przez ten czas badacze

Rzym upadał od chrześcijaństwa i od rur z ołowiu. Od nadmiernego socjalizmu i dzikiego kapitalizmu. Od ascetyzmu a także hedonizm. No i, naturalnie, od żydowskich wpływów. Dziwnym trafem zazwyczaj ten demoniczny dla danego autora czynnik znajduje analogię we współczesności, przez co wniosek „czego unikać a co popierać” dla czytelnika nasuwa się sam.

Tymczasem jednak zaraz po I Wojnie Światowej pojawiła się teoria, że żeby nie umrzeć najlepiej po prostu się nie urodzić.

Tak mniej więcej można streścić poglądy na kulturę Oswalda Spenglera, Niemca który przeżywając porażkę ojczyzny w I Wojnie Światowej popełnił jedno z najważniejszych dzieł o historii filozofii jakie napisano. Porównanie do umierania i urodzin nie jest przypadkowe, Spengler bowiem co i raz robi biologiczne analogie, twierdząc, że zmierzch każdej kultury jest zjawiskiem równie koniecznym jak śmierć każdego żywego organizmu.

Na początku warto zaznaczyć, że nie napisałbym tego tekstu gdyby tylko o filozofię historii chodziło.

Spengler opisuje bowiem bardzo dobrze różnice, o których właściwy artykuł chciałem popełnić: pomiędzy antyczną Grecją epoki klasycznej (od wojen perskich do podbojów Aleksandra) a Imperium Rzymskim. Różnice te wydają mi się widoczne na pierwszy rzut oka, jednak zdumiewająco mało się o nich pisze i nierzadko wymienia jednym tchem Grecję i Rzym.

Tymczasem Spengler uważa oba społeczeństwa za dwa różne zjawiska. Klasyczna Grecja stanowi kulturę, Imperium Rzymskie zaś cywilizację. Cywilizacja to finisz kultury, chociaż zdaniem Spenglera finisz konieczny i nieunikniony.

Według niemieckiego autora trudno jednak na pierwszy rzut oka zauważyć, że coś złego dzieje się z cywilizacją. Pozornie odnosi ona wielkie sukcesy, a z punktu widzenia wielu typowych standardów panuje w niej dobrobyt. Jednak posługując się metaforą wielkiego, starego drzewa filozof wskazuje, że prawdziwe „życie” jest tylko w czymś co się dopiero staje, a nie co już jest. Wielkie drzewo może górować nad okolicą, jednak dalej już rosnąć nie będzie, trwa siłą rozpędu i jest po postu kwestią czasu kiedy się przewróci.

Cywilizacja nie jest czymś co produkuje, lecz czymś co konsumuje

Rozwój cywilizacji jest praktyczny i utylitarny, nie zaś odkrywczy i twórczy. To zresztą pierwsza różnica która mi się nasuwa pomiędzy Rzymem i Grecją. Filozofia, astronomia, matematyka – w tych dyscyplinach Grecy biją Rzymian na głowę. Ale Rzymianie w to miejsce stworzyli prawo do dziś, po adaptacji, stosowane w Europie kontynentalnej. To Rzymianie wynaleźli beton, kopułę i łuk posuwając architekturę o całą epokę do przodu. Zbudowali drogi i systemy łączności wykorzystywane jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Grecja to potęga teorii, Rzym praktyki.

Ale dla Spenglera ten praktyczny rozrost był łabędzim śpiewem upadającego kolosa.

Rozrost technologiczny i terytorialny był skierowany na zewnątrz. Ludzie zaczynają patrzeć na siebie przez pryzmat swoich wytworów materialnych, a nie swojej tożsamości. Erich Fromm powiedziałby, że z postawy „być” przechodzą na „mieć”. A Spengler, podobnie jak Ortega y Gasset czy Le Bon mówi o powstaniu masy w miejsce społeczeństwa. Społeczeństwo jest organizmem, gdzie poszczególne części są niezastępowalne, masa zaś maszyną złożoną z wymienialnych trybików.

Ale właściwie dlaczego rozwój kultury ma ostatecznie doprowadzić do jej upadku?

Można to sobie łatwo porównać do śmierci z przepracowania człowieka, który zaszedł zbyt daleko w karierze i nie potrafi podźwignąć nowych, licznych obowiązków i życia na najwyższych obrotach. Spengler ma dosyć pesymistyczne spojrzenie na naturę człowieka i wychodzi z założenia, że nie można być świetnym we wszystkim. Społeczeństwo, które rozrasta się na coraz to nowe terytoria i podbija coraz to nowe dziedziny życia traci kreatywność i ogranicza się tylko do praktycznego i utylitarnego przetwarzania i wykorzystywania starych osiągnięć.

Dodatkowo, rozmiar terytorialny i coraz większe zniuansowanie kultury sprawia, że dla przeciętnego mieszkańca (czy raczej obywatela, w przypadku Rzymu była to konstrukcja prawna a nie narodowa) jawi się ona jako obca. Przeciętny Ateńczyk (a raczej wolny ateński mężczyzna) brał bezpośredni udział w tworzeniu prawa, polityki i kultury polis. W Imperium Rzymskim było to niemożliwe, a poszczególne dziedziny (rządzenie, twórczość artystyczna itp.) stały się zamkniętą dla laików domeną specjalistów.

W takich okolicznościach szerokie masy społeczne dotykał nihilizm i życie wokół hasła „chleba i igrzysk”, które nie dawało odpowiedzi na z natury trapiące człowieka pytania egzystencjalne. Stąd pojawiła się przestrzeń dla wielu mistycznych sekt i religii spośród których jedna na następne kilkanaście wieków opanowała Europę.

Zbyt wielcy by przetrwać?

Po kryzysie 2008 roku pojawiło się określenie „zbyt wielcy by upaść” które oznaczało, że rzekomo niektóre korporacje muszą być ratowane przez rządy, bo ich bankructwo pociągnie za sobą całą gospodarkę. Spengler wobec kultury stosował pogląd odwrotny: każda, która rozrasta się zbyt mocno musi upaść bo nie jest w stanie utrzymać własnego ciężaru.

Żeby wyciągnąć wnioski w tak ogólnej materii jak teoria rozwoju cywilizacji muszą one także być bardzo ogólne. Szukanie konkretnej cechy kultury, która sprzyja upadkom nie ma sensu. Tak jak nie ma sensu szukanie jednej siły, która sprzyja upadkom fizycznym. Upada się od dowolnej siły, której nie równoważy żadna inna. Tak samo kultura może upaść od każdej, choćby najpiękniejszej idei, jeżeli jest stosowana w nadmiarze.

PS: Jeżeli podoba Ci się to co robię możesz mnie wesprzeć drobnym datkiem w linku poniżej:

https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

#historia #filozofia #filozofiadlajanuszy
4d12a9d4-8fba-470d-9752-90aa9e42b38a
bagela

@loginnahejto.pl a już myślałem że to pracownicy British Museum w drodze na wyspy

Zaloguj się aby komentować

Zapraszam również na mój profil instagramowy, gdzie planuję wrzucać dwa formaty wpisów w formie krótkich prezentacji.

  1. "Pięć idei w...." gdzie krótko pokazuję idee jakie można odkryć w znanych dziełach popkultury. (pierwszy odcinek o Władcy Pierścieni)

  1. "i co w tym niezwykłego?" czyli opis kontekstu kulturowego i ideowego dzieł sztuki współczesnej i nowoczesnej, który pozwala lepiej docenić utwory pozbawione artystycznego warsztatu (na początek "Fontanna" Duchampa)

https://www.instagram.com/filozofiadlajanuszy/

#filozofia #filozofiadlajanuszy #sztuka

Zaloguj się aby komentować

Jak to jest być samobójcą?

Moim zdaniem w dniu przeciwdziałania samobójstwom najważniejsze jest uświadomienie sobie że zjawisko to najczęściej ma wymiar przewlekły i zaczyna się od całkiem niepozornych i niewinnych elementów.

Samobójstwa są chyba najczęściej budzącym podejrzenia rodzajem zgonów

To dosyć zrozumiałe. Ktoś kto sam odbiera sobie życie rzadko mieści się w naszej powszedniej logice. Samobójstwa często popełniają osoby do których „to nie pasuje”, którzy „mieli normalne życie” albo po których „nic nie wskazywało, że to planują”.

Takie myślenie wynika zapewne z przekonania, że pomiędzy samobójcami a resztą ludzi jest jakaś przepaść nie do przeskoczenia. Ktoś żyje „normalnym życiem” a w pewnym momencie postanawia je, z powodów których po prostu nie da się zrozumieć, samodzielnie zakończyć. Jak jednak wskazują badacze tego zjawiska jest to bardzo niebezpieczny mit.

Jednym z najbardziej „zrozumiałych” samobójstw o jakich słyszałem było zastrzelenie się przez człowieka który cierpiał na zaawansowaną postać złośliwego nowotworu.

Mówię o zrozumiałym samobójstwie, bo akurat w tym wypadku łatwo sobie wyjaśnić takie postepowanie i wejść w buty tego człowieka. Rak potrafi być czymś piekielnym, sprowadzać ból w takiej sile, że nie pomagają najmocniejsze opioidy. A nawet jeśli pomagają, to co to za życie leżeć przykutym do łóżka i dogłębnie naćpanym?

Jednak te piekielne katusze nie pojawiają się nigdy znikąd. Największy problem z nowotworami jest taki, że najczęściej są zbyt późno wykrywane. Początkowo są to malutkie zmiany, które można bez problemu zaleczyć. A na absolutnym początku zmian nie ma w ogóle. Komórka nowotworowa jest zdrową komórką, która wadliwie zmutowała.

Podobnie można opisać proces samobójczy.

Suicydolodzy (czyli badacze samobójstw) stworzyli kilka różnych modeli które pokazują jak zwykły człowiek doprowadzony zostaje do momentu w którym postanawia odebrać swoje życie.

*Nie będę przytaczał tutaj tych modeli, są zaskakująco szczegółowo opisane na polskiej Wikipedii:
https://pl.wikipedia.org/wiki/My%C5%9Bli_samob%C3%B3jcze#Rola_my%C5%9Bli_samob%C3%B3jczych_w_teoretycznych_modelach_zachowa%C5%84_samob%C3%B3jczych *

Kiedy zaczniemy postrzegać samo samobójstwo jako finał jakiegoś szerszego procesu cała sprawa nagle zaczyna się robić zdecydowanie bardziej zrozumiała. Poprzedzające, zwłaszcza początkowe fazy dotyczą tego co przeżywa masa ludzi. Oczywiście, nie muszą one doprowadzić do targnięcia się na własne życie, tak jak pojedyncza komórka nowotworowa może zostać unicestwiona przez organizm. Może. Ale nie musi.

Dla wielu ludzi to jest niepojęte, jak można w jednym momencie założyć sobie na głowę sznur i zeskoczyć z krzesła. I słusznie, bo to nie dzieje się w jednym momencie. Ten proces zazwyczaj trwa bardzo długo, czasami nawet latami. Warto go poznać, bo może się okazać, że ktoś już od dawna zaczął popełniać samobójstwo.

Ale jeszcze o tym nie wie.  

PS: Rzadko proszę o share, ale wyjątkowo problem jest poważny i warto żeby jak najwięcej osób uświadomiło sobie, że samobójstwo tak jak rak może dotknąć każdego i prawie zawsze jest to finał pewnego procesu. Natomiast jeżeli chcesz mieć pewność, że moje wpisy do Ciebie dotrą to zapisz się na mój newsletter. Następne (drugie) wydanie planuję pod koniec przyszłego tygodnia (wraz z nowym formatem wpisów na IG!)

https://www.filozofiadlajanuszy.pl/newsletter/

PS2: Natomiast jeżeli podoba Ci się to co robię to możesz wrzucić mi kilka złotych do skarbonki:

https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

#psychologia #psychiatria #samobojstwo #suicydologia #filozofiadlajanuszy
40e38a69-8fb1-4f64-a570-a229d65d90cb
wstreczyciel

@loginnahejto.pl Jako że mam doświadczenie 26 lat niewykrytej depresji, w której miałem myśli samobójcze, to jestem pewien, że większość samobójców to niezdiagnozowana depresja.

Arientar

@wstreczyciel możliwe że masz rację - choć to dowód anegdotyczny to u mnie prōba samobójczą też była związana z depresją

wstreczyciel

@Arientar Jestem też pewien, że większość pijaków/meneli to niezdiagnozowana depresja. U mnie przez 26 lat alkohol był antydepresantem pierwszego wyboru.

rakokuc

W życiu trzeba po prostu uważać. Chwila nieuwagi i żyletka sama ląduje w dłoni, a wanna wypełnia się przyjemnie ciepłą wodą.

Dudleus

Zawsze zazdroszczę samobójcom, że im się udało bo ja z swoimi umiejętnościami bym coś zepsuł

Emantes

@Dudleus to bardzo odważni ludzie, byli...

Dudleus

@Emantes odwaga przyszła z czasem bo to nie zawsze jest pstryknięcie i myk magik ja myślę o tym od dłuższego czasu, ale pewnie coś zepsuje

Zaloguj się aby komentować

Szkoła nie powinna przygotowywać do pracy, ale do tego kim się jest poza nią

Istnieje mroczna strona filozofii czy sztuki. Na wszystkich wybitnych twórców i myślicieli ktoś musiał pracować.

Kiedy myślimy na przykład o antycznej Grecji wyobrażamy sobie Platona, Fidiasza czy Peryklesa.

Zapominamy jednak o tym, że zdecydowana większość mieszkańców np. Aten nie miała publicznie nic do gadania. Oprócz kobiet stanu wszelkiego była też rzesza niewolników (choć nie tak liczna jak w Imperium Rzymskim).

Lubimy myśleć o sobie jako o potomkach szlachty, tymczasem jednak prawie 90% mieszkańców I RP stanowili chłopi pańszczyźniani pozbawieni niemal wszelkich praw. Bez ich wysiłków żaden pałac czy dworek by nie powstał.

Stan ten trwał przez całe tysiąclecia. Jednak gdy w XVIII wieku wybuchła rewolucja przemysłowa sprawy zaczęły się zmieniać.

Coraz więcej rzeczy można było zrobić przy użyciu maszyn i energii innej niż siła mięśni ludzkich. Od razu też pojawiły się pomysły, że postęp nauki i techniki rychło wyprowadzi ludzkość z krzywd czynionych przez ciemnotę i niemożliwą do opanowania naturę.

I co się okazało? Że po części Ci wszyscy optymiści mieli rację.

Dzięki postępowi medycyny dzieci przy porodzie przestały padać jak muchy. Wydłużyła się też o kilkadziesiąt lat oczekiwana długość życia. Dziura w zębie czy zapalenie wyrostka przestały być śmiertelnym zagrożeniem. Ale to jedna strona medalu. Druga jest taka, że pojawił się czas wolny.

Przeciętny człowiek AD 2023 pracuje na chleb zdecydowanie mniej nie tylko niż jego chłopski przodek w 1723.

Jak byłem mały to moja mama miała jeszcze „pracujące soboty”. Obecnie coraz więcej mówi się o dalszym skróceniu tygodnia pracy, dołożenia kolejnych dni urlopu a nawet wprowadzenia UBI – bezwarunkowego dochodu podstawowego, wypłacanego bezwzględnie każdemu obywatelowi w wysokości takiej, że bez kiwnięcia palcem jest w stanie przeżyć.

Wizja? Pierwsza jest wspaniała.

Starożytne Ateny w XXI wieku, ale bez niewolników, bez zamykania kobiet w domu a nawet bez wykorzystywania zwierząt. Każdy mając zapewnioną pełną lodówkę i ciepłą wodą w kranie będzie mógł poświęcić się autentycznej samorealizacji. Bycie filozofem, wynalazcą czy artystą nie będzie zastrzeżone dla „klasy próżniaczej” lub tych, którzy będą potrafili swój talent spieniężyć.

Ale druga wersja jest zdecydowanie mniej fajna

Tłumy pozbawionych własnej tożsamości konsumentów, łykających coraz bardziej żałosną papkę dostarczaną przez wielkie koncerny. I dotyczy to zarówno przedmiotów materialnych jak i tworów kultury duchowej. Pogoń za płytkim acz intensywnymi emocjami dostarczany zarówno przez coraz bardziej zaawansowane technologie medialne jak i przez różne substancje chemiczne. Wszystko to po to, by zabić poczucie wielkiej, życiowej pustki.

Co zdecyduje o tym jaka przyszłość nas czeka? W dużej mierze to o czym zawsze rozmawia się na początku września: edukacja.

W XIX wieku przymus szkolny stał się powszechny w różnych krajach Europy. Ktoś może powiedzieć, że jest to bezwzględnie pozytywne zjawisko i tylko szaleniec mógłby się do niego przyczepić. A jednak tacy szaleńcy się znaleźli.

W głośnej książce „Schooling in capitalist America” wywodzący się z marksistowskich tradycji autorzy zaznaczają, że za upowszechnieniem obowiązku szkolnego nie stała bynajmniej idea niesienia kaganka wiedzy wśród ciemnej ludności, lecz zdecydowanie bardziej prozaiczny fakt: potrzeba odpowiednio wykwalifikowanych pracowników. Kapitalistyczny system produkcji potrzebował ludzi którzy mają szereg umiejętności (przede wszystkim czytania i pisania) bo to usprawniało pracę, a co za tym idzie redukowało koszty. Krótko mówiąc – szkoła miała być „fabryką” pracowników dla innych fabryk.

Do podobnych wniosków, choć z zupełnie innej strony doszedł konserwatywny filozof edukacji i rektor Uniwersytetu Chicagowskiego w latach 40-tych Robert Hutchins.

Hutchins był zdecydowanym przeciwnikiem edukacji zawodowej. Po pierwsze – argumentował – najlepszym sposobem nauki zawodu jest rzeczywista praca w tym zawodzie, a nie uczenie się teorii. Nb przypomina się tu Kant który wskazywał, że stosowanie teorii w praktyce (jak i budowanie teorii na bazie praktyki) jest możliwe dzięki władzy sądzenia, która się wyrabia wraz z jej stosowaniem. Po drugie zaś, szkoła nie nauczy kogoś umiejętności zawodowych na całe życie, bo w międzyczasie technologia i gospodarka znacznie się zmienią. Hutchins uważał, że szkoła powinna dać człowiekowi przede wszystkim umiejętności uniwersalne, takie które są potrzebne w każdej roli w jakiej w życiu występujemy.

Dziś zdecydowanie bardziej niż kilkadziesiąt lat temu widzimy, że wyalienowana praca zawodowa nastawiona tylko i wyłącznie na zdobycie środków do życia będzie przechodzić do historii. Zyskana w to miejsce wolność jest błogosławieństwem, ale i wyzwaniem. Aby mu sprostać, trzeba się dobrze przygotować.

PS: Jeżeli chcesz mieć pewność, że dostaniesz moje treści (także wpisy na IG i YouTube) to wejdź w link poniżej i w okienku na dole podaj swój adres e-mail. Regularnie otrzymasz ode mnie newsletter zawierający przegląd moich materiałów + kilka drobnych bonusów (poprzedni wstępniak liczył prawie 4000 znaków, to już całkiem niezły wpis!)

https://www.filozofiadlajanuszy.pl/newsletter/

PS2: Jeżeli podoba Ci się to co robię możesz mnie wesprzeć drobnym datkiem w linku poniżej

https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

#filozofia #filozofiadlajanuszy #edukacja #antykapitalizm #revoltagainstmodernworld
77c9a78c-e9a7-4241-b924-112a4f716010
macgajster

Miałem kilka miesięcy całkowitego wolnego i nie polecam nikomu, kto potrzebuje do rozrywki więcej niż butelka i telewizor. Po tym czasie musiałem się na nowo rozpędzić, bo chęci opadły, pamięć nie była aż tak potrzebna, wyczucie czasu zniknęło, a przede wszystkim miałem zamułę. W takim stadium każdy dzień wygląda niemal identycznie, nie ma wyzwań, wszystko można zrobić "jutro". Idzie depresji dostać jak się nie ma jakiejkolwiek odskoczni.

loginnahejto.pl

@macgajster 

> W takim stadium każdy dzień wygląda niemal identycznie, nie ma wyzwań, wszystko można zrobić "jutro". Idzie depresji dostać jak się nie ma jakiejkolwiek odskoczni.


To jest swoją drogą stary filozoficzny argument za tym, że śmiertelność i skonczonosc życia człowieka jest czymś pozytywnym

ziel0ny

@macgajster No widzisz a ja nie potrafię inaczej żyć, jak mam chodzić 5 dni w tygodniu do pracy i siedzieć tam minimum 8h to wole nie żyć niż tak ciągnąć do końca życia. Posiadanie wolnego czasu to coś wspaniałego

RDwojak

Bardzo ciekawy temat, będziesz jeszcze o nim pisać? A może polecisz jakieś dobre książki?


Zapisałbym się na newsletter, gdybym nie ograniczał skrzynki mailowej do spraw związanych, tak a propos, z moją pracą. No ale będę obserwować cię tutaj i na FB!

loginnahejto.pl

@RDwojak 

korzystałem głównie z książek "Filozoficzne i ideologiczne podstawy edukacji" G. Gutek oraz Education: Very Short Introduction

Al-3_x

@loginnahejto.pl Myślę, że głównym problemem jest fakt, że my jako ludzie nie jesteśmy z samej naszej natury w ogóle przystosowani do obecnego środowiska którego sami jesteśmy twórcami.

loginnahejto.pl

@Al-3_x tak, nazywa się to culture lag i będzie o tym wpis

Zaloguj się aby komentować

Co o Sztucznej Inteligencji mówią kasy samoobsługowe w Biedronce

Znam różne legendy: o Królu Arturze, o Popielu co go myszy zjadły. Ostatnio słyszałem jeszcze jedną: o człowieku, który zrobił duże zakupy i nie musiał wzywać pomocy do kasy samoobsługowej.

„Każdy aspekt uczenia się lub inny przejaw inteligencji może być tak precyzyjnie opisany, że komputer jest w stanie go naśladować”

Ten cytat nie padł wczoraj. Jego autorem jest John McCarthy a słowa te wypowiedział w 1956 roku na konferencji w Dartmouth, które to wydarzenie uważa się powszechnie za początek badań nad sztuczną inteligencją. Naturalnie, pomysł o tym, że maszyna może zyskać władze umysłowe człowieka pojawił się już w starożytności, jednak tym razem naukowcy mieli poważne podstawy sądzić, że fantastyczne idee mogą okazać się możliwe do rychłego urzeczywistnienia.

Skąd ten optymizm?

Kilka lat wcześniej odkryto, że neurony, komórki mózgowe odpowiedzialne za szeroko rozumiane myślenie zachowują się podobnie do elementów procesora. Są mianowicie albo aktywne, albo nieaktywne. Nie ma pomiędzy tymi pozycjami żadnych stanów pośrednich.

Uznano więc, że powtarzana od czasów Thomasa Hobbesa i Gotfryda Leibnitza (XVII wiek!) idea, że całe procesy myślowe można sprowadzić do zespołu obliczeń matematycznych właśnie wydawała się potwierdzona. No bo skoro mózg działa analogicznie (tak wtedy wierzono) do służących do obliczeń komputerów to nic tylko napisać odpowiednie oprogramowanie, dać odpowiednią moc obliczeniową i mamy sztuczną inteligencję!

Na początku szło nawet sprawnie.

Powstawały coraz bardziej skomplikowane programy ogrywające ludzi w szachy, rozwiązujące skomplikowane zadania matematyczne czy wyszukujące nowe powiązania w zbiorach danych z różnych dziedzin nauk ścisłych. Gdzie powstał problem?

A no wtedy, kiedy komputer miał dosyć proste zadanie: przetłumaczyć tekst z angielskiego na rosyjski

Chodziło na przykład o zdanie: „Duch jest silny, ale ciało słabe”. Jak tłumaczył komputer? „Wódka jest mocna, ale mięso zepsute”. Podobnych błędów była masa. „Sztuczna inteligencja” kompletnie nie wyłapywała takich rzeczy jak metafora, podtekst czy ironia nawet na poziomie który wykazywał czterolatek. Stało się jasne, że ówczesne komputery nie rozumiały języka.

Żeby jednak pojąć dlaczego tak się stało weźmiemy na warsztat tytułową kasę samoobsługową.

Z punktu widzenia kasy mamy bazę danych połączoną z wagą w strefie pakowania i czytnikiem kodów kreskowych. Idea jest taka, że kasujemy produkt i umieszczamy w strefie pakowania. Komputer monitoruje wagę zadeklarowanych produktów z tym ile powinny one ważyć wg bazy danych. W ten sposób ma sygnalizować że jest tam coś, czego nie skasowaliśmy.

Problem polega na tym, że ta procedura dosyć słabo opisuje to w jaki sposób zachowujemy się przy kasie. Nie uwzględnia bowiem poprawiania pakowanych zakupów, odkładania portfela czy torebki, wyjmowania czegoś z torby celem przełożenia do innej. Krótko mówiąc nasze zachowanie przy kasie jest spontaniczne i elastyczne, a przy tym banalne i wręcz odruchowe. Natomiast dla komputera to arcyskomplikowane procesy.

Problem ten zauważył już w latach 60-tych Henry Dreyfus, jeden z najzagorzalszych przeciwników idei, że maszyna jest w stanie osiągnąć status „mocnej SI”, czyli takiej którą można w pełnym słowa tego znaczeniu określić jako „myślącą”.

Jeden z argumentów jakie przytaczał Dreyfus dotyczył właśnie takich banalnych zachowań. Idąc za Martinem Heideggerem rozróżniał on nasz stosunek wobec rzeczy jako „podręcznych” i „naocznych”. Stosunek ten najłatwiej wyjaśnić odwołując się do przykładu klawiatury. Każdy lub prawie każdy kto czyta ten tekst zapewne pisze na niej sprawnie, intuicyjnie odnajduje kolejne klawisze nawet nie patrząc na klawiaturę. Mam więc proste pytanie… jaka literka znajduje się po prawej stronie literki „Y”? No właśnie… z tym, bez patrzenia już gorzej. Pisząc na klawiaturze korzystamy z niej w trybie „podręczności”. Dyskutując o układzie klawiszy zaczynamy rozpatrywać ją naocznie. Podobnie się dzieje kiedy coś się zepsuje. Nie zwracamy uwagi na pracę czajnika czy lampy dopóki gotują wodę albo świecą.

Sztuczna inteligencja generacji którą krytykował Dreyfus kompletnie nie miała trybu podręczności

Dla niej nie istniało nic do czego nie miała wgranej instrukcji. Stąd i komputer w kasie samoobsługowej, który ciągle działa w podobny sposób wariuje kiedy zaczynamy coś grzebać przy zakupach na wadze, albo pojawia się jakaś, dla nas wręcz niezauważalna okoliczność, której nie przewidują instrukcje.

Prace Dreyfusa, podobnie jak Johna Searle’a wywarły ogromny wpływ na rozwój Sztucznej Inteligencji.

Obecne modele AI, na których bazuje m.in. Chat GPT polegają na zupełnie innym spojrzeniu, również nawiązującym do pracy ludzkiego mózgu. Polega on na tym, że komputer „uczy się” rozpoznawać anomalie i na ich podstawie weryfikować instrukcje. Przykładowo kasa wyposażona w SI obecnej generacji po kilku błędach anulowanych przez pracownika obsługi „nauczy się” że taka sytuacja wcale błędem nie jest. Analogicznie połączenia między neuronami w naszym mózgu z czasem wzmacniają się lub zanikają, w zależności od tego jakie dane otrzymujemy z zewnątrz.

Czy takie podejście oznacza, że SI zaczęła „myśleć”? Cóż – to temat na osobny wpis, choć z góry uprzedzę, że w świetle stawianych zarzutów tak szybko bym tego przekonania nie podzielił.

PS: Jeżeli chcesz mieć pewność, że dostaniesz moje treści bez oglądania się na algorytmy social media i w jednym miejscy (planuję też tworzyć wartościowe wpisy na IG i YouTube) to wejdź w link poniżej i w okienku na dole podaj swój adres e-mail. Regularnie otrzymasz ode mnie newsletter zawierający przegląd moich materiałów + kilka drobnych bonusów

https://www.filozofiadlajanuszy.pl/newsletter/

#filozofia #filozofiadlajanuszy #sztucznainteligencja #technologia #komputery #chatgpt
2ee85657-4b09-4f25-93d3-c80db8938adb
figa-rybka

Nie, nie myśli ¯⁠\⁠_⁠(⁠ツ⁠)⁠_⁠/⁠¯ no chyba że człowiek też nie myśli kiedy nie mówi.

Zaloguj się aby komentować

Trochę pozmieniałem stronę i z zakładki "O blogu" zrobił się nawet fajny tekst polemizujący z trzema zarzutami jakie się wobec filozofii rzuca: że jest mętna, że jest niepraktyczna i że w przeciwieństwie do nauk ścisłych nic nowego nie wnosi. To pierwszy powód dla którego warto wejść w ten link.

A dwa, że na dole tego wpisu jest okienko gdzie można podać swój adres e-mail. Na ów adres będę co jakiś czas przesyłał newsletter ze zbiorkiem całej mojej wartościowej aktywności w social mediach. Masz więc pewność, że wszystko do Ciebie dotrze, bez łaski właścicieli portali maksymalnie tnących zasięgi. Więcej o newsletterze TUTAJ.

#filozofia #filozofiadlajanuszy
Fausto

@loginnahejto.pl Wordpress... pamiętaj o aktualizacji pluginów. ; )

loginnahejto.pl

@Fausto eeeee.... to nawiązanie do czegoś konkretnego? Wszystkie wtyczki aktualne...

Fausto

@loginnahejto.pl nawiązanie do tego, żę wordpress potrafi być dziurawy jak sito.

Zaloguj się aby komentować

Oto chyba najlepiej zainwestowane 2,99 zł w moim życiu.

Do tej pory moim osobistym odpowiednikiem Biblii, do którego sięgałem co jakiś czas był stary, chiński traktat „Sztuka wojny”, choć chyba się to zmieni.
Na książkę Karen Horney trafiłem zachęcony odniesieniami w pracach Irvina Yaloma i Abrahama Maslowa. Nominalnie o całej trójce należy mówić jako o psychologach, jednak ogromna rzesza współczesnych psychologów z tradycji behawioralno-poznawczej po lekturze chwyci się za głowę. Jednak jeżeli ktoś szuka czegoś z pogranicza psychologii i filozofii to jest to bardzo dobry kierunek.

W każdym razie Horney postuluje istnienie trzech „ja”: potencjalne, idealne i rzeczywiste. Ja potencjalne to żywcem wzięta z Arystotelesa (choć nazwisko Greka nie pada nigdzie) koncepcja bytu potencjalnego. Bytem potencjalnym żołędzia jest dąb i na tej samej zasadzie człowiek może się do pewnej formy rozwinąć.

Zdaniem autorki w przypadkach patologicznych ten rozwój jest skrzywiony i człowiek w ramach mechanizmów obronnych tworzy sobie „ja idealne” – nierealistyczną, wręcz półboską wizję siebie. Wizję, która byłaby wspaniała, gdyby nie rzeczywistość. 

W tej sytuacji zarówno rzeczywiste okoliczności które nie pasują do naszych idealnych oczekiwań, jak i prawdziwe „ja” które nigdy idealnemu nie jest w stanie dorównać stają się przedmiotem wewnętrznej nienawiści i traktowane są jak zbędny balast. 

Kluczem do zdrowia jest uświadomić sobie, że jest dokładnie odwrotnie: „ja idealne” to nieświadomie wytworzony chochoł, który miał nas kiedyś chronić, a z czasem stał się balastem. Jego odrzucenie – na poziomie intelektualnym banalne, na tym emocjonalnym znacznie trudniejsze – jest drogą do przełamania samoalienacji. 

PS: zapraszam na Twitterka vel „X”: twitter.com/rafalu90

#filozofiadlajanuszy #filozofia #psychologia #psychoanaliza #ksiazki #rozwojosobisty
02707f28-9922-4681-b9d7-47a780513f17
Analnydestruktor

@loginnahejto.pl na studiach tej autorki musiałem przeczytać "neurotyczna osobowość naszych czasów" i napisać z tego pracę. To się nie dało przeczytać.

wombatDaiquiri

@Analnydestruktor czemu?

Analnydestruktor

@wombatDaiquiri może źle to zabrzmi, ale to był bełkot.

Zaloguj się aby komentować

Z cyklu starzy ludzie są mądrzy i powinno się ich słuchać, bo już swoje przeżyli i wiedzą. Przychodzi do mnie gość podpisać umowę na FTTH, TV i telefon. Rocznik 1950. Przedstawiam mu warunki, wszystko spoko, piszemy umowę mówi finalnie. Oczywiście po wydrukowaniu pokazuje mu ceny, wyjaśniam warunki, ale nie, dziadek chce czytać całą umowę, włącznie z najmniej istotnym zgodami BIG, bo one służą jedynie do weryfikacji zadłużenia u innych operatorów, więc nie są czymkolwiek wiążącym. No ale Mieciu (imię fikcyjne) przecież wie lepiej.

No dobra, masz czas to czytaj. W międzyczasie przypomina sobie, że jednak zawiązał umowę z Orange, podobno przez telefon i nie może podpisać u mnie. No to nie podpisujemy jednak xD

Za kilka dni dzwoni, że jednak w Orange to nie ma umowy i chce u mnie ponowić. Mówię okej, to wprowadzę tą samą umowę jeszcze raz, pan przyjedzie, podpisze. Niech Pan tak zrobi. Sukces? Otóż nie. Dziadek postanawia jeszcze raz czytać tą samą umowę z tymi samymi zgodami BIG. Masz chłopie, czytaj. Po jakiś 20 minutach dogłębnej analizy prawniczej pyta, czy wyjaśniłbym mu dokładnie warunki ? XDDDDD

Dumny jestem z siebie, że nie pierdolnąłem tam śmiechem na głos, bo było blisko. Finalnie podpisał

#pracbaza #mohery #filozofiadlajanuszy #gownowpis #praca #bekazjanuszy #obslugaklienta
mazack

@Lukato Po prostu Miecio wie, że żyje w kraju, w którym każdy chce go zrobić w chuja. Ludzie nie czytają umów, a potem Pani redaktur karzo płacić jakiś wibury srury.

tmg

@mazack Miecio to postać tragiczna z góry skazana na porażkę bo umowę może i przeczyta nawet parę razy ale i tak wuja z niej zrozumie. Z resztą są takie umowy że i profesor polegnie, np. za gaz czy prąd. A to dopiero wierzchołek góry lodowej problemów. Nawet jak zrozumiesz to i tak we własnej interpretacji która może się okazać na poziomie tego Miecia. W tej konkurencji królują umowy ubezpieczeniowe hehe... nikt nie wie co podpisuje.

mazack

To swoją droga, żeby Miecio mógł pooglądać Fishing Channel musi przebrnąć przez dziesięciostronicową umowę napisaną maczkiem.

Zaloguj się aby komentować

Odbicie, jakie w świadomości bezmyśInego durnia znajdują wszelkie wspaniałości i rozkosze, jest niezmiernie ubogie w porównaniu ze świadomością Cervantesa, gdy wśród niewygód więziennych pisał "Don Kichota."
#schopenhauer #filozofia #filozofiadlajanuszy #cytaty

Zaloguj się aby komentować

Prawda o Rzezi Wołyńskiej jest potrzebna nawet bardziej Ukrainie niż Polsce

To zdumiewające, że postawić w sprawie ludobójstwa sprawy jasno nie chce nawet Prezydent Zelensky, którego przodkowie, gdyby tylko trafili na Wołyń ’43 roku wpadliby pod siekiery nawet szybciej niż Polacy.

Zelensky jest z pochodzenia Żydem, a to właśnie ten naród trafił pod buta ukraińskich nacjonalistów jeszcze zanim zaczęły płonąć wsie na Wołyniu. Spontaniczne pogromy rozpoczęły się już latem 1941 roku, niemal od razu po odejściu wojsk sowieckich. Zresztą jeżeli jacyś się ostali, to podczas masakr wołyńskich również zginęli.

Ale żydowskie korzenie – obok polskich – to nie jedyne co dyskwalifikowało człowieka w oczach bandytów z OUN-B i UPA. Z rąk nacjonalistów zginęły tysiące „rodowitych” Ukraińców, których „zbrodnią” bywała choćby chęć ochrony polskich przyjaciół czy członków rodziny.

Już tylko ten fakt pokazuje, że potępienie zbrodniarzy nie oznacza potępienia narodu czy państwa ukraińskiego. Równie dobrze można mówić o tym, że brak tego potępienia jest napluciem na ten naród czy państwo patrząc przez pryzmat zabitych przez UPA Ukraińców.

Zdaję sobie sprawę, że Dostojewski to nie jest obecnie najbardziej ulubiony autor na Ukrainie, jednak mimo wszystko dobrze tam znany. Kto czytał „Zbrodnię i karę” ten doskonale wie, jaki w oczach rosyjskiego pisarza doniosły sens miała odpowiedzialność za grzechy. Dostojewski jasno wskazywał, że nad własną zbrodnią nie można przejść do porządku dziennego, albo wręcz relatywizować jej zło. Tytułowa kara była jedynym środkiem jaki pozwalał przywrócić Raskolnikowi jego własne człowieczeństwo.

Dostojewski – idąc w mocno wschodnim duchu – trochę odpłynął w kierunku gloryfikacji kary. Są jednak znacznie bardziej zachodnie wzorce.

Kościół do dziś dnia zamiast słowa „kara” posługuje się nazwą „pokuta”. Etymologicznie oznacza to „nawrócenie”. Wszyscy znamy słowa Jezusa na krzyżu „wybacz im ojcze bo nie wiedzą co czynią”, do klasyki filozofii przeszły też wywody Sokratesa, który dowodził, że większej krzywdy doświadczają jego oprawcy, niż on – choć to on przecież został skazany na śmierć.

To co dziś prawnicy nazwaliby prewencyjnymi funkcjami kary dominowało w antycznej i średniowiecznej myśli. Naturalnie trzeba też pamiętać o specyfice tamtych czasów – stąd kara śmierci mogła być uznana za „dobrą” dla skazanego, wszak skierowana była wobec ciała, a nie wobec nieśmiertelnej, jak uważano, duszy.

Uznanie, że w życiu każdego, czy to człowieka czy narodu były ciemne karty są warunkiem dobrego życia – teraz i w przyszłości. Karl Jaspers uważał winę za jedną z sytuacji granicznych – takich przed którymi żaden człowiek uciec nie może, a umiejętne radzenie sobie z nią było jego zdaniem podstawą dobrego życia i zdrowia psychicznego (Jaspers był psychiatrą).

Nikomu w Polsce nie przyszłoby do głowy bronić przed krytyką Dzierżyńskiego czy Bieruta, relatywizować ich zbrodnie czy uprawiać jakiś rodzaj whataboutismu. To co robimy to uznajemy, że owi nasi rodacy skrzywdzili wielu ludzi, nie stawiamy im pomników i poszukujemy pozytywnych wzorców w naszej historii. Bo te również są. W każdej historii – zbiorowej i indywidualnej.

Zadanie budowania własnej tożsamości może przybrać dwojaki charakter – negatywny poprzez obronę tego co się bronić nie da. Wmawianie sobie (bo przecież innym tego nie wmówią), że zło jest dobrem skończyć się może wyłącznie budowaniem paranoicznej twierdzy. Zresztą co tu dużo szukać przykładów: nie ma lepszego przykładu jak Rosja, gdzie wszyscy wokół są źli i się na biednych Moskali uwzięli. I tak niby od kilku stuleci.

Ale jest też ścieżka dobra i tu dosyć dobrym wzorem są Niemcy. Ścieżka w której postawili w centrum Berlina pomnik ofiar Holocaustu, w której Willy Brandt w milczeniu klęczał przed pomnikiem ofiar getta warszawskiego, czy taka gdzie niemal obowiązkowym punktem kadencji każdego niemieckiego prezydenta jest ukorzenie się na terenie niemieckiego obozu w Auschwitz.

Niech sobie Ukraina popatrzy gdzie są teraz Niemcy a gdzie jest Rosja. I sama sobie odpowie, czy była jakaś „tragedia wołyńska” czy raczej ludobójstwo dokonane przez ludzi, którzy ciągle niestety mają na Ukrainie pomniki i ulice. Zamordowanym refleksja i przeprosiny życia nie wrócą. Ocaleni i potomkowie bez refleksji i przeprosin żyli do tej pory i dalej przeżyją. Więc to nie o Polaków, drodzy bracia, chodzi. Tylko o Was.

PS1: można mnie znaleźć na FB, Instagramie i Hejto:
https://www.facebook.com/filozofiadlajanuszy
https://www.instagram.com/filozofiadlajanuszy/
https://www.hejto.pl/spolecznosc/filozofia-dla-januszy

PS2: można mi postawić kawę (tudzież piwo) na:
https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy

#filozofia #filozofiadlajanuszy #ukraina #wolyn
f758a071-22fa-4ac2-b58d-8633b81a7b20

Zaloguj się aby komentować

https://youtu.be/w-HFv6Ms1lw?t=152 - wygłaszając tę kwestię Vader przyznaje się, że jest zwykłą owcą, która musi słuchać poleceń swojego pasterza. Lord Vader... phhhh Miękiszon. Dobrze, że później zrozumiał, że bezwarunkowe posłuszeństwo to tylko wybór i zawsze można go zmienić. Tyran jest tak potężny jak liczne są posłuszne owce go wspierające.

#gownowpis #starwars #filozofiadlajanuszy

Zaloguj się aby komentować

Work-life balance? Nie w tym świecie.
Ewentualne skrócenie czasu pracy w dzisiejszych realiach wydaje się atrakcyjne, jednak w rzeczywistości może oznaczać przejście z deszczu pod rynnę.
„Myślę, więc jestem”
400 lat temu Rene Descartes podsumował w ten sposób wynik swoich rozmyślań, tworząc najsłynniejszy chyba cytat w dziejach filozofii. Chodziło mu o to, że jego własne istnienie – w przeciwieństwie do istnienia czegokolwiek innego jest pewne i niepodważalne. Problem polega na tym, że nie do końca jest to prawda. Nie sposób jest bowiem wyobrazić sobie jakiegoś odciętego od świata „pana cogito” który jest jakąś substancją samą w sobie.
„Pan cogito” musi myśleć o czymś, działać w jakichś warunkach, przy użyciu czegoś. Abyśmy istnieli i mieli jakąś tożsamość musi istnieć świat zewnętrzny, w którym nasze istnienie się odznacza. Nie jesteśmy jakimś zawieszonym w próżni podmiotem lecz sumą tego co robimy i co tworzymy. A tak przynajmniej stwierdziliby Hegel, a za nim Marks.
Ten drugi uważał, że ścieżką przez którą każdy uzyskuje własną tożsamość jest praca. Ale nie każda praca. Takie znaczenie może mieć tylko praca w której człowiek przekształca świat według własnego zamysłu, czy do której - można nieco kościelnym językiem powiedzieć - „czuje powołanie”. Dobrym przykładem jest tu praca rzeźbiarza, choć osobiście mam poczucie takiego spełnienia po wykoszeniu mocno zapuszczonego trawnika. Marks uważał, że w warunkach ówczesnego kapitalizmu człowiek był od wyników swojej pracy wyobcowany. Robotnik który powiedzmy produkował śrubki robił to tylko dlatego, żeby mieć pieniądze, które z kolei przeznaczał na zaspokojenie swoich podstawowych biologicznych potrzeb. Same śrubki go w ogóle nie obchodziły – równie dobrze mógłby produkować nakrętki. A i z punktu widzenia producenta śrubek był tylko siłą roboczą, którą można było zastąpić kimś innym. Związek śrubki i robotnika był czysto przygodny. To nie miało nic wspólnego z realizacją własnego „ja”. W ten sposób człowiek był oderwany od swojego człowieczeństwa, bo większą część doby poświęcał na pracę, z którą nie czuł zupełnie żadnego związku, a pozostałą część czasu na regenerację.
Stąd więc logiczny wydawał się postulat socjalistów z przełomu XIX i XX wieku dotyczący ośmiogodzinnego czasu pracy. 8 godzin na pracę (utowarowioną), 8 godzin na regenerację i 8 godzin czasu wolnego.
Co to jednak znaczy czas wolny?
XIX wiecznym socjalistom wydawało się, że sam fakt uwolnienia robotnika z błędnego koła „praca w fabryce – sen – praca w fabryce” da przynajmniej początek jakiegoś oporu wobec urzeczowieniu człowieka, rzeczywistości w której człowiek jest postrzegany przez pryzmat zysków jakie może dostarczyć. Gdy powstanie te kilka godzin wolne, pozwalające na wyrwanie się z zaklętego koła praca-sen pojawi się możliwość autentycznej samorealizacji. Tyle tylko, że jak pokazał czas, w to miejsce pojawiła się konsumpcja.
Naturalnie, konsumowanie towarzyszy człowiekowi od zawsze, to wynika z uwarunkowań biologicznych
Są jednak istotne różnice pomiędzy konsumpcją w epoce przedindustrialnej a obecnej. Średniowieczny chłop żywił się tym co sam wyprodukował, żył w chacie, którą sam zbudował a nierzadko korzystał z narzędzi które sam zrobił (jeszcze mój dziadek rozbierał kuchnię kaflową w celu zrobienia prowizorycznej kuźni). Kupowano jedynie niezbędne półprodukty i usługi a i to w warunkach które raczej nie przypominają współczesnych. Chłop mógł korzystać tylko z jednego młyna, no bo jak miał skorzystać z innego w warunkach ówczesnego transportu?
Dzisiaj ten proces pracy i konsumpcji jest praktycznie zupełnie rozerwany
Nawet rolnik nie żywi się tym co sam wyprodukuje, tylko oddaje zboże lub owoce do skupu, gdzie mu za to płacą. Za te pieniądze idzie do Biedronki i kupuje koszyk jedzenia, które u niego w gospodarstwie nie występuje. Dzięki temu ma dostęp do towarów i usług jakich nigdy w życiu ani on ani jego sąsiedzi ze wsi nie potrafiliby wyprodukować. Jednak coś za coś.
Całościowy proces produkcji i konsumpcji na własną rękę, gdzie praca (np. na polu) była zarówno środkiem do celu (zdobycie żywności) jak i celem samym w sobie rządzi się innymi prawami niż proces produkcji i konsumpcji rozdzielonej.
„U siebie rób jak u siebie, u obcego na odpierdol” – ta maksyma niektórych budowlańców dosyć dobrze oddaje logikę rynku. Co to za klient, który dostanie raz na zawsze to co chciał? No kiepski klient, bo najlepszy jest taki który będzie do nas co jakiś czas wracał. Producenci dostarczający towary na rynek nie chcą zaspokoić naszych potrzeb, tylko je zaspakajać. Stąd konsekwentne jest np. powstanie wielkich sieciówek z branży fast fashion, gdzie kolekcje zmieniają się z sezonu na sezon pchając coraz to nowe mody i trendy.
Tego typu myślenie jest oczywiście zaprzeczeniem idei pracy niewyobcowanej. Ta zmierza do doskonałości – nawet jeżeli w praktyce jest ona nie do osiągnięcia. Rynek zmierzania do doskonałości nie oferuje, bo jest ona jego zaprzeczeniem. Artysta może chcieć stworzyć dzieło doskonałe, choć nigdy go nie stworzy, ta motywacja pcha go do przodu. Czasami w filmach czy książkach jest wątek starca, który nie może umrzeć dopóki nie wykona jakiegoś zadania. Taki ktoś wręcz czeka na śmierć, bo to oznacza dla niego samospełnienie.
A co oznaczałoby takie dzieło np. dla Netflixa?
Również śmierć – ale to z kolei śmierć której wizja jest przerażająca, bo oznacza bankructwo firmy. To znaczy samo bankructwo nie jest przerażające, tylko wizja strat, bo sam Netflix w konsumpcyjnej rzeczywistości jest po prostu sumą aktywów obecnych na rynku.
Podsumowując, to co kryje się pod hasłem „work-life balance” nie jest jakimś złotym środkiem do uzyskania autentycznej tożsamości, lecz, w obecnych realiach przejście od biernego producenta do biernego konsumenta.
Kojarzycie taki serial „Wednesday”? No pewnie kojarzycie, z tym słynnym tańcem. Znaczy jeszcze słynnym, bo tak jak kilka miesięcy temu twarz głównej aktorki wyskakiwała z lodówek, tak obecnie temat mocno przycichł. I raczej dalej będzie cichnąć, bo w miejsce tego serialu jest kilka kolejnych, równie „kultowych”.
Oczywiście to nie jest tak, że ja chcę tu bronić zniesienia ograniczeń czasu pracy i wrócić do czasów czternastogodzinnych zmian w kopalni. Chodzi tylko o to, że wbrew pozorom przejście od ciągłej pogoni za realizacją korporacyjnych deadlinów do pogoni za nowymi serialami do obejrzenia i turystycznymi landmarkami do sfotografowania niewiele się różni. Że jest przyjemniejsze? Zapewne tak. Czy uczyni człowieka szczęśliwszym? To już inna rozmowa.
Bibliografia:
Jest od groma literatury poświęconej paradoksom i sprzecznościom społeczeństwa konsumpcyjnego. Jeszcze więcej o marksowskich poglądach na rolę pracy w życiu człowieka. Zachęcam zacząć od eseju „Dozorca w raju utraconym” w biorku „Mitologia współczesna” oraz wszystkich przywołanych tam przypisów.
PS1: można mnie znaleźć na FB, Instagramie i Hejto:
FB
Instagram
Hejto
PS2: można mi postawić kawę (tudzież piwo) na:
https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy
#filozofiadlajanuszy #filozofia #antykapitalizm #pracbaza #rozwojosobisty
e3f740b0-239d-4ca2-96c3-77dd0cce7c17
Kremovka

Jest to najlepszy wpis i najlepsza dyskusja jaką widziałem na tym portalu. Dziękuję, humor poprawiony

Ziemniakomat

Ewentualne skrócenie czasu pracy w dzisiejszych realiach wydaje się atrakcyjne, jednak w rzeczywistości może oznaczać przejście z deszczu pod rynnę.


Nie czytam dalej.

Matkojebca_Jones

@loginnahejto.pl


"Ewentualne skrócenie czasu pracy w dzisiejszych realiach wydaje się atrakcyjne, jednak w rzeczywistości może oznaczać przejście z deszczu pod rynnę."


Nie zaśmiecaj świętego tagu kucyzmami.

Zaloguj się aby komentować

Po co mieć jeszcze konta w social mediach?
To co powiem nie jest w żadnym wypadku clickbaitem: ja naprawdę się zastanawiam czy nie rzucić tego fanpage w cholerę.
Odkąd na początku lutego 2017 roku będąc w życiowej czarnej dupie znalazłem książeczkę „Filozofia dla gimnazjum”, zaintrygowany kwestią „ile diabłów zmieści się na główce od szpilki” postanowiłem ją pół-żartem pół-serio zbadać i efekty wrzucić na Wykop wiele się zmieniło. I miałem przy tym masę kryzysów i przerw. Ale wiedziałem, że to jest kryzys i ja po prostu nie mam pomysłu co pisać. Teraz jest inaczej.
Pomysłów mam całkiem sporo tylko jest jeden problem: trochę to zaczyna przypominać malowanie walącego się budynku
Od jakiegoś czasu nie ma dnia, żebym nie trafił w internecie na czyjeś narzekanie o tym, jaka to współczesna sieć jest kiepska. Kolejne marudzenie z cyklu „kiedyś to było”? Właśnie sęk w tym, że niekoniecznie.
Wczoraj przypomniałem sobie tekst jaki niegdyś czytałem. Dotyczył on polityki polskiej szlachty, która w pewnym momencie zorientowała się, że taniej niż eksportować zboże za granicę będzie przerabiać je na piwo i sprzedawać chłopom (którzy mieli obowiązek je kupować). Czyli chłopi nie dosyć, że pracowali za darmo w ramach pańszczyzny to jeszcze produkt swojej pracy musieli zwrócić, za swoje pieniądze przeciwko sobie.
Przyznam szczerze, że obecna polityka koncernów internetowych do złudzenia mi te praktyki przypomina
Teoretycznie wszystkie gigantyczne portale społecznościowe ciągle są bezpłatne. To znaczy tak naprawdę bezpłatne nie były nigdy, bo w zamian za możliwość z korzystania należało zaakceptować bardzo korzystny dla portalu regulamin, dający koncernom technologicznym dostęp do naszych danych. Te zaś z kolei można było na szereg różnych sposobów monetyzować.
No właśnie. Już od dawna treści jest tyle, że potrzebna była selekcja tych, które będą wyświetlać się na stronie głównej. Tym zaś sterują przeróżne algorytmy które można ominąć albo po prostu płacąc korporacjom za treści sponsorowane, przypięte na górze wyników albo, w przypadku Google zlecając za ogromne pozycjonowanie firmom od SEO. Nb SEO samo w sobie jest chorobą toczącą internet, bo teksty na wielkich portalach pisane są obecnie głównie po to, żeby czytały je roboty Google a nie ludzie. Jest podobno nawet teoria spiskowa, że w internecie ludzi nie ma w ogóle, a są po prostu maszynowo generowane treści. Cóż: poziom „sugerowanych” przez algorytmy treści zachęca by w takie bzdury wierzyć.
Już przy okazji poprzedniej fali mediów masowych – tj radia i telewizji zauważono, że nasz czas wolny jest towarem. Jego skończona ilość może być zapełniona tylko skończoną ilością informacji, które z kolei mają wpływ na to na co wydajemy nasze pieniądze lub jakim problemom poświęcamy uwagę. Stąd też właściciele mediów biorą pieniądze za to, aby pewne treści nam wyeksponować.
Jakby tego było mało, korporacje internetowe jako „gatekeeperzy” nie tylko ograniczają się od kasowania pieniędzy za ruch, ale czynnie mówią jak ten ruch ma wyglądać.
Świetnym przykładem jest tutaj popularność Tik-toka. Te nieszczęsne krótkie filmiki obecnie podchwyciła konkurencja i „rolki” na siłę wciskane są wszędzie: Youtube, Facebook, Instagram. A że ty nie masz pomysłu jak się wpisać w taką konwencję medialną, to problem twój, a nie ich. Bo poza nimi życia w internecie praktycznie nie ma. To samo zresztą dotyczy reklam. Niegdyś reklamy zawierające oszustwa czy złośliwe oprogramowanie były domeną podejrzanych stron, najczęściej poświęconych pornografii czy hazardowi. Dziś na Youtube wyświetla mi się rzekoma inwestycja w udziały KGHM polecana przez premiera, a na Facebooku krąży coś takiego jak na zdjęciu (zwracam uwagę na napis „sponsored”).
Taki kierunek internetowych gigantów nie jest zresztą przypadkowy.
Logika współczesnego kapitalizmu jest taka, że nie opłaca się produkować dóbr trwałych choćby i nawet miały one kosztować konkretne pieniądze. W to miejsce maksymalnie skraca się cykl życia produktów. I nie chodzi tylko o szybką utratę wartości użytkowej i nieopłacalność napraw ale przede wszystkim przez kreowanie mód i trendów, które błyskawicznie zanikają, także nawet dobry produkt jest wycofywany z rynku.
Czy te reguły odnoszące się do smartfonów czy ubrań mają też zastosowanie do informacji?
Należałoby raczej zapytać: dlaczego miałyby nie mieć? Jeżeli można zrezygnować z produkcji butów które wystarczą – zarówno ze względów użytkowych jak i ze względu na modę – na trzydzieści lat, to można też zrezygnować z treści, które będą za 30 lat komentowane. Tak jak butów z sieciówki nie opłaca się naprawiać, tak nie opłaca się dłużej przeżywać obecnych trendów na tik toku. Social media zamiast treści, do których będą powstawać przypisy tworzone przez wiele lat skupia się na masowej produkcji tego co tu i teraz dobrze się sprzeda, a w przyszłym sezonie zostanie zapomniane na rzecz kolejnej mody.
Ok – no ale co z tym zrobić?
Jak mawiał Antonio Gramsci „kryzys jest wtedy kiedy stare obumarło, a nowe jeszcze nie istnieje”. Choć to co napisałem do tej pory może napawać pesymistycznie, to jestem daleki od katastroficznych wizji – masa ludzi je stawiała i zazwyczaj się nie sprawdzały. Dobrym przykładem jest tu rynek piwa. Ok 20-15 lat temu kupno innego piwa niż jasny lager produkowany przemysłową metodą graniczyło z cudem. Jednak już niebawem nastąpiło coś co można nazwać „rewolucją” a obecnie różnorakie gatunki z „browaru Koczkodan” zajmują sporą półkę nawet w Lidlu.
Czy coś podobnego nas czeka również w dziedzinie mediów?
Szczerze powiedziawszy myślę, że tak. Podobnie jak masa ludzi głosuje z obrzydzeniem na tego czy owego polityka wybierając mniejsze zło i czekając z nadzieją na kogoś nowego, tak i siłą bezwładności korzystamy z obecnych mediów gotowi w każdej chwili uciec kiedy pojawi się sensowna alternatywa. Myślę, że dobrym (choć małym) przykładem jest tutaj portal Hejto.pl tworzony praktycznie w całości przez uciekinierów z Wykopu, jednak o znacznie innym niż wykop rodzaju treści i kulturze dyskusji. Polecam – szczerze powiedziawszy wrzucam tam więcej treści niż na Facebooka. Po prostu, mimo że tam obserwuje mnie 27 ludzi zamiast prawie trzynastu tysięcy, to zasięgi mam porównywalne.
A co to w praktyce oznacza?
Do końca nie wiem. Reakcyjny powrót do tego co było kiedyś nie jest najlepszym pomysłem, ale dobrym na początek. Stąd też zapewne otworzę newsletter. Póki co na nasze skrzynki trafiają wszystkie maile o jakie prosimy, czego nie można powiedzieć o ciągle tnących darmowe zasięgi portalach społecznościowych. Z drugiej strony muszę się bliżej zapoznać z tą formą komunikacji, bo newsletter to raczej „mała gazetka” niż zwykłe wpisy na maila. Swoją drogą, jeżeli ktoś chce to już może dostawać takowe na swoją pocztę – wystarczy wejść na stronę filozofiadlajanuszy.pl i wpisać swój adres w okienko po prawej stronie ekranu. 
#media #filozofiadlajanuszy #socialmedia #google #facebook
PS: można mi postawić kawę (tudzież piwo) na:
https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy
34734020-3d43-4155-81a1-d9d165cb2a18
Rodamir

@loginnahejto.pl mastodon i w ogóle fediwersum mogą być dobrym kierunkiem

ratty

Swego czasu dużo udzielałam się na forach dyskusyjnych, bardzo mnie smuci że tego typu miejsca w internecie prawie całkowicie upadły. Nawet gdybym chciała któreś podtrzymywać, to korzystanie z phpBB na smartfonie to katorga. Teraz funkcje dyskusyjne przejęły grupy na Facebooku - też jestem w wielu i tam chętnie komentuję, bo przynajmniej nie wyświetla się to wszystkim moim niezainteresowanym znajomym Niektórzy moderatorzy próbują na grupach odtworzyć klimat forum („użyj opcji szukaj”), ale Facebook specjalnie zrobił tak beznadziejną wyszukiwarkę, że bardzo trudno jest odszukać posty, w których już kiedyś był poruszany dany temat. Zmusza to użytkowników do generowania ciągle nowych treści, co fejsowi bardziej sie odpłaca, zamiast odgrzebywania starych, często bardziej wartościowych i zawierających już odpowiedzi na nasze pytania.


Czytałam też ostatnio lamenty na temat „AI zabierze dziennikarzom pracę”. Szczerze mówiąc, jednym z większych raków dzisiejszego internetu jest praca copyrighterów piszących pseudoeksperckie teksty pod SEO, spokojnie sztuczna inteligencja mogłaby już dziś wygenerować takie same. Wcale nie będzie mi smutno, jeśli dzięki temu SEO upadnie. Google zresztą już skręca w stronę wyników prezentowanych bezpośrednio na stronie własnej wyszukiwarki, zamiast promowania klikania w linki.

gravition

@loginnahejto.pl facebook obecnie wygląda tak, że zamiast przeglądać to co polajkowałem to wkurwiam się codziennie ukrywając już dziesiątki niechcianych przeze mnie treści, przez to moja tablica wygląda jak na zdjęciu poniżej. Problem jednak jest taki, że albo już nie ma for tematycznych, a jeżeli są to albo są zamknięte, albo toksyczne, a żeby dostać się do jakichkolwiek treści trzeba się rejestrować, potwierdzać i nie wiadomo co jeszcze, wszystko natomiast przeniosło się na facebooka do grupek tematycznych. Są one oczywiście absolutnym gównem, ale idzie tam znaleźć to, czego potrzebuję, dlatego jeszcze trzymam tego potwora, ponadto przepływ informacji -gdy coś się dzieje, np. wypadek czy zdarzenie, to łatwiej znaleźć o tym na grupkach FB info, bo ludzie często wrzucają na bieżąco.

Co do tematu dyskusji, to nie da się ukryć, że 90% artykułów na stronach typu wp, onet, portalach branżowych itd. są nieczytelne dla człowieka, i to co napisałeś o czytaniu przez bota google może się zgadzać. Tak jak 10 lat temu bardzo lubiłem tam wchodzić bo rzeczy były pisane z pasją i zaangażowaniem, teraz wszystko jest pod kliki z reklam.

a250aee5-7440-4a67-aa78-d27524199fa5

Zaloguj się aby komentować