Prawda o Rzezi Wołyńskiej jest potrzebna nawet bardziej Ukrainie niż Polsce
To zdumiewające, że postawić w sprawie ludobójstwa sprawy jasno nie chce nawet Prezydent Zelensky, którego przodkowie, gdyby tylko trafili na Wołyń ’43 roku wpadliby pod siekiery nawet szybciej niż Polacy.
Zelensky jest z pochodzenia Żydem, a to właśnie ten naród trafił pod buta ukraińskich nacjonalistów jeszcze zanim zaczęły płonąć wsie na Wołyniu. Spontaniczne pogromy rozpoczęły się już latem 1941 roku, niemal od razu po odejściu wojsk sowieckich. Zresztą jeżeli jacyś się ostali, to podczas masakr wołyńskich również zginęli.
Ale żydowskie korzenie – obok polskich – to nie jedyne co dyskwalifikowało człowieka w oczach bandytów z OUN-B i UPA. Z rąk nacjonalistów zginęły tysiące „rodowitych” Ukraińców, których „zbrodnią” bywała choćby chęć ochrony polskich przyjaciół czy członków rodziny.
Już tylko ten fakt pokazuje, że potępienie zbrodniarzy nie oznacza potępienia narodu czy państwa ukraińskiego. Równie dobrze można mówić o tym, że brak tego potępienia jest napluciem na ten naród czy państwo patrząc przez pryzmat zabitych przez UPA Ukraińców.
Zdaję sobie sprawę, że Dostojewski to nie jest obecnie najbardziej ulubiony autor na Ukrainie, jednak mimo wszystko dobrze tam znany. Kto czytał „Zbrodnię i karę” ten doskonale wie, jaki w oczach rosyjskiego pisarza doniosły sens miała odpowiedzialność za grzechy. Dostojewski jasno wskazywał, że nad własną zbrodnią nie można przejść do porządku dziennego, albo wręcz relatywizować jej zło. Tytułowa kara była jedynym środkiem jaki pozwalał przywrócić Raskolnikowi jego własne człowieczeństwo.
Dostojewski – idąc w mocno wschodnim duchu – trochę odpłynął w kierunku gloryfikacji kary. Są jednak znacznie bardziej zachodnie wzorce.
Kościół do dziś dnia zamiast słowa „kara” posługuje się nazwą „pokuta”. Etymologicznie oznacza to „nawrócenie”. Wszyscy znamy słowa Jezusa na krzyżu „wybacz im ojcze bo nie wiedzą co czynią”, do klasyki filozofii przeszły też wywody Sokratesa, który dowodził, że większej krzywdy doświadczają jego oprawcy, niż on – choć to on przecież został skazany na śmierć.
To co dziś prawnicy nazwaliby prewencyjnymi funkcjami kary dominowało w antycznej i średniowiecznej myśli. Naturalnie trzeba też pamiętać o specyfice tamtych czasów – stąd kara śmierci mogła być uznana za „dobrą” dla skazanego, wszak skierowana była wobec ciała, a nie wobec nieśmiertelnej, jak uważano, duszy.
Uznanie, że w życiu każdego, czy to człowieka czy narodu były ciemne karty są warunkiem dobrego życia – teraz i w przyszłości. Karl Jaspers uważał winę za jedną z sytuacji granicznych – takich przed którymi żaden człowiek uciec nie może, a umiejętne radzenie sobie z nią było jego zdaniem podstawą dobrego życia i zdrowia psychicznego (Jaspers był psychiatrą).
Nikomu w Polsce nie przyszłoby do głowy bronić przed krytyką Dzierżyńskiego czy Bieruta, relatywizować ich zbrodnie czy uprawiać jakiś rodzaj whataboutismu. To co robimy to uznajemy, że owi nasi rodacy skrzywdzili wielu ludzi, nie stawiamy im pomników i poszukujemy pozytywnych wzorców w naszej historii. Bo te również są. W każdej historii – zbiorowej i indywidualnej.
Zadanie budowania własnej tożsamości może przybrać dwojaki charakter – negatywny poprzez obronę tego co się bronić nie da. Wmawianie sobie (bo przecież innym tego nie wmówią), że zło jest dobrem skończyć się może wyłącznie budowaniem paranoicznej twierdzy. Zresztą co tu dużo szukać przykładów: nie ma lepszego przykładu jak Rosja, gdzie wszyscy wokół są źli i się na biednych Moskali uwzięli. I tak niby od kilku stuleci.
Ale jest też ścieżka dobra i tu dosyć dobrym wzorem są Niemcy. Ścieżka w której postawili w centrum Berlina pomnik ofiar Holocaustu, w której Willy Brandt w milczeniu klęczał przed pomnikiem ofiar getta warszawskiego, czy taka gdzie niemal obowiązkowym punktem kadencji każdego niemieckiego prezydenta jest ukorzenie się na terenie niemieckiego obozu w Auschwitz.
Niech sobie Ukraina popatrzy gdzie są teraz Niemcy a gdzie jest Rosja. I sama sobie odpowie, czy była jakaś „tragedia wołyńska” czy raczej ludobójstwo dokonane przez ludzi, którzy ciągle niestety mają na Ukrainie pomniki i ulice. Zamordowanym refleksja i przeprosiny życia nie wrócą. Ocaleni i potomkowie bez refleksji i przeprosin żyli do tej pory i dalej przeżyją. Więc to nie o Polaków, drodzy bracia, chodzi. Tylko o Was.
PS1: można mnie znaleźć na FB, Instagramie i Hejto:
https://www.facebook.com/filozofiadlajanuszy
https://www.instagram.com/filozofiadlajanuszy/
https://www.hejto.pl/spolecznosc/filozofia-dla-januszy
PS2: można mi postawić kawę (tudzież piwo) na:
https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy
#filozofia #filozofiadlajanuszy #ukraina #wolyn
To zdumiewające, że postawić w sprawie ludobójstwa sprawy jasno nie chce nawet Prezydent Zelensky, którego przodkowie, gdyby tylko trafili na Wołyń ’43 roku wpadliby pod siekiery nawet szybciej niż Polacy.
Zelensky jest z pochodzenia Żydem, a to właśnie ten naród trafił pod buta ukraińskich nacjonalistów jeszcze zanim zaczęły płonąć wsie na Wołyniu. Spontaniczne pogromy rozpoczęły się już latem 1941 roku, niemal od razu po odejściu wojsk sowieckich. Zresztą jeżeli jacyś się ostali, to podczas masakr wołyńskich również zginęli.
Ale żydowskie korzenie – obok polskich – to nie jedyne co dyskwalifikowało człowieka w oczach bandytów z OUN-B i UPA. Z rąk nacjonalistów zginęły tysiące „rodowitych” Ukraińców, których „zbrodnią” bywała choćby chęć ochrony polskich przyjaciół czy członków rodziny.
Już tylko ten fakt pokazuje, że potępienie zbrodniarzy nie oznacza potępienia narodu czy państwa ukraińskiego. Równie dobrze można mówić o tym, że brak tego potępienia jest napluciem na ten naród czy państwo patrząc przez pryzmat zabitych przez UPA Ukraińców.
Zdaję sobie sprawę, że Dostojewski to nie jest obecnie najbardziej ulubiony autor na Ukrainie, jednak mimo wszystko dobrze tam znany. Kto czytał „Zbrodnię i karę” ten doskonale wie, jaki w oczach rosyjskiego pisarza doniosły sens miała odpowiedzialność za grzechy. Dostojewski jasno wskazywał, że nad własną zbrodnią nie można przejść do porządku dziennego, albo wręcz relatywizować jej zło. Tytułowa kara była jedynym środkiem jaki pozwalał przywrócić Raskolnikowi jego własne człowieczeństwo.
Dostojewski – idąc w mocno wschodnim duchu – trochę odpłynął w kierunku gloryfikacji kary. Są jednak znacznie bardziej zachodnie wzorce.
Kościół do dziś dnia zamiast słowa „kara” posługuje się nazwą „pokuta”. Etymologicznie oznacza to „nawrócenie”. Wszyscy znamy słowa Jezusa na krzyżu „wybacz im ojcze bo nie wiedzą co czynią”, do klasyki filozofii przeszły też wywody Sokratesa, który dowodził, że większej krzywdy doświadczają jego oprawcy, niż on – choć to on przecież został skazany na śmierć.
To co dziś prawnicy nazwaliby prewencyjnymi funkcjami kary dominowało w antycznej i średniowiecznej myśli. Naturalnie trzeba też pamiętać o specyfice tamtych czasów – stąd kara śmierci mogła być uznana za „dobrą” dla skazanego, wszak skierowana była wobec ciała, a nie wobec nieśmiertelnej, jak uważano, duszy.
Uznanie, że w życiu każdego, czy to człowieka czy narodu były ciemne karty są warunkiem dobrego życia – teraz i w przyszłości. Karl Jaspers uważał winę za jedną z sytuacji granicznych – takich przed którymi żaden człowiek uciec nie może, a umiejętne radzenie sobie z nią było jego zdaniem podstawą dobrego życia i zdrowia psychicznego (Jaspers był psychiatrą).
Nikomu w Polsce nie przyszłoby do głowy bronić przed krytyką Dzierżyńskiego czy Bieruta, relatywizować ich zbrodnie czy uprawiać jakiś rodzaj whataboutismu. To co robimy to uznajemy, że owi nasi rodacy skrzywdzili wielu ludzi, nie stawiamy im pomników i poszukujemy pozytywnych wzorców w naszej historii. Bo te również są. W każdej historii – zbiorowej i indywidualnej.
Zadanie budowania własnej tożsamości może przybrać dwojaki charakter – negatywny poprzez obronę tego co się bronić nie da. Wmawianie sobie (bo przecież innym tego nie wmówią), że zło jest dobrem skończyć się może wyłącznie budowaniem paranoicznej twierdzy. Zresztą co tu dużo szukać przykładów: nie ma lepszego przykładu jak Rosja, gdzie wszyscy wokół są źli i się na biednych Moskali uwzięli. I tak niby od kilku stuleci.
Ale jest też ścieżka dobra i tu dosyć dobrym wzorem są Niemcy. Ścieżka w której postawili w centrum Berlina pomnik ofiar Holocaustu, w której Willy Brandt w milczeniu klęczał przed pomnikiem ofiar getta warszawskiego, czy taka gdzie niemal obowiązkowym punktem kadencji każdego niemieckiego prezydenta jest ukorzenie się na terenie niemieckiego obozu w Auschwitz.
Niech sobie Ukraina popatrzy gdzie są teraz Niemcy a gdzie jest Rosja. I sama sobie odpowie, czy była jakaś „tragedia wołyńska” czy raczej ludobójstwo dokonane przez ludzi, którzy ciągle niestety mają na Ukrainie pomniki i ulice. Zamordowanym refleksja i przeprosiny życia nie wrócą. Ocaleni i potomkowie bez refleksji i przeprosin żyli do tej pory i dalej przeżyją. Więc to nie o Polaków, drodzy bracia, chodzi. Tylko o Was.
PS1: można mnie znaleźć na FB, Instagramie i Hejto:
https://www.facebook.com/filozofiadlajanuszy
https://www.instagram.com/filozofiadlajanuszy/
https://www.hejto.pl/spolecznosc/filozofia-dla-januszy
PS2: można mi postawić kawę (tudzież piwo) na:
https://buycoffee.to/filozofiadlajanuszy
#filozofia #filozofiadlajanuszy #ukraina #wolyn
Zaloguj się aby komentować