#animedyskusja

51
340
Niniejszym rozpoczynam konkurs na najlepszy opening anime. Każdy może wrzucić swój top 1 w komentarz poniżej
Bezkonkurencyjnie wygrywa  Dan Dan Kokoro Hikareteku, ale może ktoś podejmie rękawicę ( ͡° ͜ʖ ͡°)
https://youtu.be/uC8sc0cQa9M
#anime #animedyskusja
UncleMcRape

@TenebrosuS anime nie jest jakieś specjalnie wybitne, ale scieżka dzwiękowa jest po prostu cudowna. Mogę słuchać OP na okrągło i nigdy mi się nie znudzi https://www.youtube.com/watch?v=bpOdFxTC8ZQ

GniezSenpai

@TenebrosuS brutalu, czlowiek nie po to 14 lat weebuje zeby wszystko skwitowac jednym openingiem, ale ciary zawsze mam przez hxh

https://www.youtube.com/watch?v=faqmNf_fZlE

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Ranma ½ (1989), TV, 14-cour, 3 filmy, 2+6+3+1 OVA
studio Deen
Jednym z filarów mangi jako typu rozrywki jest niewątpliwie wielce czcigodna p. Rumiko Takahashi, która osobiście wymyśliła, bądź na stałe skodyfikowała, pewne kulturowe kody, które czytając komiksiki (i oglądając bajki) same pchają się na talerz – jej to możemy zawdzięczać tsundere, haremowe romcomy, popularyzację absurdalnych nieporozumień jako metody na zamrożenie fabuły, czy stosunkowo mało już popularny w romcomach gender bender. Większość z tych wynalazków tyczy się bezpośrednio przedstawiania kobiet w fikcji, im dalej od nudnej yamato nadeshiko, tym bardziej w stylu autorki – co ciekawe, p. Rumiko niemal wcale nie pisze ani wampów, ani kobiet fatalnych.
Raczej daleki jestem od psychologicznych dywagacji nt. tego, dlaczego autorka pisze kobiety w ten właśnie sposób. Jak sama twierdziła przy okazji jakiejś pogadanki o Lum z Urusei Yatsura – wtedy chciała napisać osobowość daleką od własnej, aby udowodnić, że potrafi. Niemniej jednak wciąż jej dziełka drążą i eksplorują osobowości niestandardowe, a już szczególnie upodobała sobie dziewczyny na pierwszy rzut oka zachowawcze, a przy tym straszliwe choleryczki. Taką jest, par excellence, Akane Tendo z Ranmy, klucz do właściwego odczytywania tej serii. Wszystkie momenty Ranmy, które nie są konkretnie o Ranmie, ani nie stanowią jakiegoś epizodu z życia postaci pobocznych, będą wracać stale do Akane.
Ranma Saotome, nasz bohater, to chwat nad chwaty, postać raczej staroświecko pisana. Silny, bystry, leniwy junak, który nie przeżywa w zasadzie żadnych uniesień serca, a interesuje go wyłącznie utrzymywanie statusu najsilniejszego z wojowników w serii. Nie znaczy to, że Ranma czasem pojedynków nie przegrywa, jednak zdarza mu się to wyłącznie z dwóch powodów. Pierwszym jest komizm sytuacyjny – Ranma ½ to komedia o gigantycznej dozie slapsticku, i sam Ranma często zbiera po łbie, bo to zabawne. Drugim – Ranma arogancko lekceważy przeciwnika, i musi nauczyć się, jak go pokonać. To cecha wyróżniająca naszego bohatera, jest zwyczajnie zadufany w sobie, chociaż nieszczególnie się z tym obnosi. Bardzo źle znosi jednak obniżenie statusu, a szczególnie – niedobory atencji od płci przeciwnej.
Kołem zamachowym całej serii jest pojawienie się Ranmy i jego ojca w domu rodziny Tendo, która to rodzina prowadzi dojo stylu walki Musabetsu Kakuto-ryu (Nieograniczony Chwyt, a raczej – Zwycięstwa Jako-tako, gdyż to wyłącznie slogan dla walki absurdalnie nieczystej). Dojo nie ma następcy, jako że Sounowi Tendo urodziły się wyłącznie trzy córki, zatem zgodnie z umową zawartą ze swym kolegą z młodości, starszym Saotome – Ranma wżeni się rodzinę Tendo, i poprowadzi dojo. Najstarsza Kasumi jest dla Ranmy nieco zbyt dojrzała, środkowa Nabiki zupełnie niezainteresowana, stąd branką dla Ranmy musi być – Akane właśnie, jego rówieśniczka. Postać ta wcale nie cieszy się dużą popularnością wśród żeńskiej widowni Ranmy, być może dlatego, że jest zbyt dobitnie napisana.
Nie jest Ranma żadnym ciepłym kolegą, jednak ostentacyjnie nie w smak mu migdalić się z Akane, którą komicznie zbywa pomówieniami o paskudny charakter, mało kobiecości, brak jakiejkolwiek ręki do gotowania, wreszcie nieciekawą figurę (ostatni argument to chyba kwestia konwencji, bowiem anime konsekwentnie rysuje Akane równie śliczną, cycatą i dupiastą, co resztę stawki). Akane, rzecz jasna, jest wszystkimi powyżej. To, co wspomniałem wyżej, choleryczka o zupełnym braku cierpliwości do babskich robótek i niejednoznacznych sytuacji, której również nie uśmiecha się przybyły znikąd wybranek, która sama trenuje sztuki walki i łamie cegły z piąchy, a jednocześnie martwi się o to, by być chociaż trochę dziewczęcą. Gotuje straszliwie źle, i ma zazdrość cyca wobec swojego kawalera.
Co, jak to? Szanowni czytelnicy, pionki zostały ustawione na szachownicy. Mamy mało zainteresowanego ożenkiem aroganta, mamy jego równie sceptyczną wybrankę o sporych kompleksach na punkcie własnej kobiecości, jak tu wsadzić kij w szprychy? Kochani, Ranma, pod wpływem klątwy, sam zmienia się w kobietę.
To drugi, najważniejszy filar serii, będący zarazem pretekstem do wprowadzania kolejnych postaci, stojących w opozycji albo do Akane jako wybranki dla Ranmy, albo do Ranmy samego, zadufanego w sobie i przekonanego o swojej sile. Ranma, pod wpływem ochlapania zimną wodą, zmienia się w kobietę. Jest jako kobieta śliczny i zgrabny, ma zdecydowanie lepszą figurę od Akane (i potężniejsze bimbały), i straszliwie drażni go ta przypadłość, bo jest jako kobieta fizycznie słabszy. Nie ma tu żadnej mowy o odkrywaniu swojej wewnętrznej kobiecości i innych queerowych dyrdymałach – dla Ranmy klątwa ta jest jednoznacznie klątwą, i najchętniej nie zmieniałby się w babę w ogóle. Ranma jest jednak Ranmą, a zatem – arogantem i chytrusem.
Mimo iż nie w smak mu zmienianie się w dziewczynę, to ceni sobie fakt, że jest jako dziewczyna bardzo atrakcyjny – i źle znosi brak atencji również w tej formie, co wprowadza Akane w osłupienie. Nagminnie używa kobiecych wdzięków do wyzyskiwania spermiarzy i wydostawania się z niewygodnych dla siebie sytuacji, i nie czuje jakiejkolwiek żenady w zmienianiu się w dziewczynę, by zjeść sobie babski deser w lodziarni, bo chłopu takich pierdół zamawiać nie wypada. O ile Ranma w początkowej fazie serialu jest niemal pozbawiony wstydu, jako mężczyzna idealnie zaznajomiony z gołymi babami (bo sam widzi się w lustrze, gdy ma kaprys się umyć), to zanika nieco ta wada w głąb seansu, być może pod wpływem Akane.
Jednocześnie oskarża ją o zerową kobiecość, a mimo to pozycjonuje się na ten nie-romans na odległość wyciągniętej ręki, i w zasadzie w ogień by za nią wskoczył, ale nigdy nie przyzna, że ją lubi. Ta męska odmiana tsundere bywa trudna do zniesienia, ale dobrze wpisuje się w to, jaka Akane jest wobec niego – którego uważa za chama, chorobliwego chytrusa, a wreszcie zboczeńca, choćby miał się zapluć w zapewnieniach, że to klątwa go takim uczyniła, a on jest niewinny zupełnie. W przeciwieństwie do Maison Ikkoku, w którym p. Rumiko, niezręcznie bo niezręcznie, ale doprowadziła do jakiegokolwiek progresu w stosunkach między Godaiem a Kyoko, tutaj wszystko zamarza właśnie na tym stadium, i zamarzniętym pozostaje na amen.
Byłoby kłopotliwym dla autorki naruszać tę niepisaną umowę, że Ranma i Akane pozostają w swoim zasięgu, ale za nic w świecie nie ośmielą się przyznać wzajemnie, że im na sobie zależy. Byłoby kłopotliwym, gdyż formuła serii domaga się zachowania status quo. Ileż można by jednak oglądać leniwego Ranmę, który obija się w domu rodziny Tendo i szuka okazji do bitki, podczas gdy Akane podejrzewa go o chamstwo i perwersję? P. Rumiko robi to, co wychodzi jej bardzo dobrze – poszerza stawkę, niemal nieustannie poszerza listę postaci o, przede wszystkim, alternatywnych amantów i dla Akane, która zasługuje lepiej, niż na bucowanego Ranmę, i dla Ranmy, któremu należna jest lepsza wybranka, niż chłopczycowata Akane. I wreszcie dla Ranmy-dziewczyny, która też ma swoich adoratorów, ku zgrozie Ranmy.
Autorka wspaniale wpisuje nowe postacie w tłum, i kilkuodcinkowe wątki wprowadzające kolejnych bohaterów to bezsprzecznie wyżyny ranmowskiej formuły. Ma dobre wyczucie proporcji i prawie zawsze nowi wpasowują się bezboleśnie w obraz serii, do tego nieustannie zalewani jesteśmy postaciami epizodycznymi, które pojawiają się raptem na chwilę. Jakościowo, z tymi akurat bywa różnie. Największym problemem Ranma ½ jest jednak to, że ten tłum dobrze dodanych do fabuły postaci rzadko ma cokolwiek ciekawego do roboty po wprowadzeniu. Nie ma jakiejkolwiek dynamiki między nimi, i wszelkie próby naruszenia status quo są natychmiastowo obracane w żart. Nie ma też poza wprowadzeniami postaci prawie żadnych arców choćby i dwuodcinkowych, można je zliczyć na palcach jednej dłoni.
Stąd, gdy postać pojawi się już w serii w takiej czy innej formie, to w takiej właśnie pozostanie na wieki. Seans przez to wygląda na zamrożony w czasie, co mimo wszystko jest naturalniejsze, niż w silącym się na progres Maison Ikkoku, gdzie przez wymienianych w fabule kilka lat scenariusza nie zmienia się wizualnie nic. W Ranmie, uwierzcie lub nie, zmienia się aż jedna fryzura – konkretnie włosy Akane. Myślę, że komentarz Ranmy nt. jej nowej fryzury to dobra cezura dla zamknięcia wątku obwąchiwania się dwójki narzeczonych, a rozpoczęcia już wiecznego wątku ich tsundere życia. Dobra to też cezura dla obecności Ranmy-dziewczyny – od tej pory pojawiać się będzie niemal wyłącznie dla żartu, i to w bardzo zaburzonej proporcji, ¾ seansu dominuje Ranma-mężczyzna.
Czy to źle? P. Hayashibara jako Ranma-dziewczyna gra bardzo fajnie, ale Ranma-mężczyzna od p. Yamaguchiego (którego to była zresztą pierwsza poważna rola) też wychodzi spoko. Mało tu naprawdę nieudanych pokazów mikrofonowych, to prawie zupełnie postacie-filtry, wymienione przeze mnie nieco niżej w tekście.
Celowo nie wymieniłem kolejnych amantów Akane i Ranmy, jako że de facto nie są kluczowi dla istnienia tej formuły, chociaż istotnie dodają jej najwięcej pieprzu. Zachęcam do obejrzenia ich w akcji, ale wcale nie spieszę zachęcać do oglądania całego serialu. O co chodzi, już wyjaśniam.
Ranma ½, już pomijając kwestię monotonii kolejnych wątków, to seans produkcyjnie bardzo wymagający wobec widza. Dostał cancel po pierwszym sezonie, dacie radę uwierzyć? Ja bym nie dał. Jedynie pierwszych osiemnaście odcinków Ranmy wyprodukowano zgodnie z oryginalnymi wytycznymi, ze świetną animacją, w formie pełnej werwy i polotu. Bardzo dobrze się je ogląda. Następnych 143 odcinków to już Nettou-hen, czyli kontynuacja emisji serialu, o zdecydowanie bardziej ograniczonym budżecie. Nettou-hen najczęściej bywa taki sobie, a częstokroć zwyczajnie brzydki. Różnica jest porażająca.
Wyliczyłem trzy odcinki, które osiągnęły poziom animacji pierwszego sezonu – odc. 102, 110, i 127. Stosunkowo łatwo zauważyć, który odcinek będzie nieco ładniejszy – charakterystycznie zmrużona brew bohaterów to najwidoczniej znak autorski zdolniejszych rysowników w ówczesnym studio Deen. Seria wreszcie zalicza niewielki redesign w ścisłej końcówce, który przenosi się na filmy i OVA – łatwo zauważyć po ciemniejszych oczach i włosach bohaterów, i nieco innym kształcie fryzury Akane.
Drugim krzyżem dla potencjalnych widzów Ranma ½ jest chorobliwa tendencja zarówno autorki, która te postaci napisała, jak i scenarzystów, którzy wybrali je do adaptowania, do umieszczania wprost filtrów na widza – ja naliczyłem cztery, które odbierają smak życia, gdy pojawią się na ekranie, umieszczone w mniej-więcej równych odstępach na przestrzeni serialu. Na samym początku Nettou-hen, w jednych z najbrzydszych odcinków tej serii w ogóle, tuż po wznowieniu emisji, jesteśmy bombardowani łyżwiarką Azusą, jazgotliwą kleptomanką, i jej obleśnym partnerem. Osłupiałem oglądając, zapewne widzowie przed telewizorami jeszcze bardziej. Później pojawia się sprośny dziadek Happosai, mistrz starszych Tendo i Saotome, który potrzebuje dobrych kilkudziesięciu odcinków w serii by stać się postacią znośną, aż tu przybywa na pohybel widza dyrektor szkoły. Pod sam koniec seansu, do stawki dołącza równie okropny Gosunkugi, kolega z klasy Ranmy. Bajka zwyczajnie grzęźnie pod wpływem tych postaci.
Trzecim krzyżem jest fakt, że jest to adaptacja niepełna, do tego poprzetykana wymyślonym na kolanie fillerem – już pomińmy fakt, że w Ranma ½ nie ma jakiejkolwiek progresji w relacjach między bohaterami, bo to możemy zrzucić na karb rzekomo komediowej formuły i braku ciągłości między odcinkami. Inaczej niż w serii Gintama, nie ma uczciwej rotacji bohaterów, byśmy raz po raz wracali do różnych twarzy. W momencie, gdy pojawia się jedna, najczęściej będziemy zasypywani tą jedną, aż nie spowszednieje. Czym to jest spowodowane? Moim zdaniem, to kwestia czysto produkcyjna, i dialogi nagrywano pod możliwości rozchwytywanych aktorów, a nie pod jakikolwiek ciąg logiczny. Moją tezę umacnia fakt, że odcinki bywają przetasowane, i zapowiedzi kolejnego odcinka to zaledwie sugestia, bo bywa, że zapowiadany pojawi się trzy odcinki później. Mimo tych fikołków, Ranma ½ ma wyłącznie jeden recap. Dzięki Bogu.
Pierwsza część Ranma ½ to wciąż dobra zabawa. Pod względem jakości animacji, absolutna klasyka gatunku. Jeżeli ktokolwiek ma problem ze strawieniem tych pierwszych osiemnastu odcinków, to po prostu nie pasuje mu styl p. Rumiko, i jestem w stanie to zaakceptować. Nettou-hen to jednak nie lada wyzwanie, i jedynie niekiedy opłacalne – bajka to seans tego typu, który wspomina się wspaniale, ale ogląda częstokroć boleśnie. To bardzo, bardzo staroświecka komedia, a zarazem przełomowa w kilku co najmniej aspektach dla anime jako takiego. Jednym słowem, tylko dla wygłodniałych ćpu- koneserów.
Równolegle do ostatnich odcinków serii wypuszczono trzy filmy kinowe, z czego dwa to godzinne historie oryginalne, a jeden to, wybaczcie, po prostu puszczona w kinie OVA, adaptacja jednego z późniejszych rozdziałów mangi. Muszę się głośno poskarżyć na te filmy. Pierwszy, mimo aspektu 16:9, nie jest drastycznie ładniejszy od serialu, do tego niemal 1/3 jego długości zmarnowana jest na cokolwiek nudną sekwencję podróży na łódce. To historia przygłupiego księcia, który prawie odbiera Akane Ranmie, gdyż odważył się jeść jej beznadziejne jedzenie. Ten żart, powtarzający się nagminnie na przestrzeni serialu, naprawdę nie miał prawa być filarem udanego filmu, i nie był – to kiepski pokaz.
Drugi film to fanserwis plażowy, pełen dygających cycochów od początku do końca, sexy kreacji wieczorowych i powrotu do starego dobrego Ranmy w babskiej postaci, który nie może uwierzyć, że się komuś nie podoba. Trochę tu niekanonicznego szczucia na pomniejsze pairingi, które przecież nie mają prawa istnieć w rumikolandii, gdzie wszystkie bohaterki muszą być ranmoseksualne. Końcówkę tych pierdół umila nam funkowa muzyka. Ten film mi się nawet podobał, ale jego główne przymioty mają charakter prawie wyłącznie spermiarski.
O trzecim nie chce mi się nawet pisać. Otwiera go sekwencja z najlepszą dziewuszką, i to bardzo miło z jego strony, ale reszta odcinka to ranmowa sztampa.
Ranma ½ ma co najmniej kilka kompilacji OVA, z czego część to recapy, fabularyzowane lub nie, część to zaledwie teledyski, część to drobne exclusivy na rzecz tej czy innej telewizji. Interesują nas wyłącznie OVA stanowiące nowy, odrębny content, niemal zupełnie na podstawie mangi – a zatem 11 odcinków w trzech zbiorkach. 2 odcinki cyklu Reawakening Memories, 6 odcinków luźno zebranych w zbiorku Ranma OVA, 3 w zbiorku Ranma SUPER. Ostatni odcinek SUPER został wydany w roku 1995, stąd łącznie Ranma ½ emitowano sześć lat, i na ich przestrzeni seria zmieniła się bardzo, bardzo niewiele – niemal wyłącznie wizualnie. OVA odzyskują te wyżyny stylu, które miała pierwsza część sześć lat temu, mimo zaliczenia lekkiego redesignu po drodze. Naprawdę, nie są to złe odcinki – są bardzo poprawne, a część nawet dobra. Oglądało mi się je spoko, mimo że raczej z obowiązku.
Serial wieńczy wydany w 2008 special, It’s a Rumic World!, z okazji pięćdziesięciolecia pracy p. Rumiko. Nie oglądajcie go. Tych trzynaście lat między OVA a specjalem zrobiło swoje, i jest to zupełnie inne studio Deen, zupełnie inna Ranma ½, i zupełnie inni aktorzy. Szczególnie ci ostatni to bolesna zmiana. W międzyczasie kilka osób z oryginalnej obsady po prostu zmarło, a żywi brzmią nieco inaczej. Zamrożone w czasie są chyba tylko głosy samej Ranmy-dziewczyny (p. Megumi Hayashibara) i trójki pretendentek do ręki naszego bohatera. Nawet sama Akane to już nie to samo. To przykry pokaz, i mogłem go sobie oszczędzić.
Tl;dr – pierwszych osiemnaście odcinków uczciwie polecam, reszta to ciężki kawałek koneserskiego chleba, i lepiej wypada na kompilacjach scenek na YT, niż w rzeczywistości. OVA można zobaczyć z ciekawości, poza tą z 2008.
serial – 2/10
filmy – 2/10
OVA – 2/10
97961054-a8b9-48b0-88ca-f8b541e5adb4
tobaccotobacco

@Merenbast no ale jest to czaso- i energochłonne, a zatem po ludzku drogie, i na dłuższą metę nie sposób utrzymać dostatecznie imponującej jakości przez zbyt długi czas emisji - stąd najładniejsze nawet serie farbkowane mają gówniane odcinki, a w ogóle najcieplej pod tym względem wspomina się filmy i krótsze formy, jak OVA - kolos typu Ranma musiał się w końcu zawalić

Zaloguj się aby komentować

Czas na kolejny niedzielny pokepojedynek.
W poprzedniej ankiecie wybieraliśmy najlepszego legendarnego pieska. Zwyciężył Entei 53%, na drugim miejscu był Suicine 33%, trzecie miejsce przypadło Raikou 13%.
Dziś czas na typ pokemonów który zadebiutował w 2 generacji, w 3 miał delikatną kontynuację, a później w 4 znów wszedł ze spora ilością pokemonów. Jednak od tamtego czasu nie był kontynuowany,choć pojedyncza sztuka pojawiła się w najnowszej 8 generacji. Mowa oczywiście o baby pokemonach.
Rozumiem ten koncept, ale uważam go za totalnie chybiony. Ot zapchaj dziura, aby dodać coś do mechaniki rozmnażania pokemonów. Zwykle wizualnie nie są specjalnie ciekawe i służą tylko do uzyskania wpisu w pokedeksie. Nawet nie chce mi się wymyślać dla niech suchych żartów.
Dziś do wyboru mamy ulubionego pokedzieciaka z wesołej gromadki 8 stworków.
Pichu
Cleffa
Igglybuff
Togepi
Tyrogue
Smoochum
Elekid
Magby
Trochę lipa bo mogę dać tylko 5 opcji w ankiecie, więc musiałem pokombinować i dodać w parach. Teraz ankieta ma mało sensu, ale nic nie poradzę. Zresztą obstawiam, że wygra Pichu albo Togepi.
Zapraszam do głosowania.
#pokemon #pokemongo #animedyskusja #pokepojedynki
0fae9c74-85c7-4620-a50e-4b5e42d1ed94

Jaki jest twój ulubiony baby pokemon z 2 generacji?

28 Głosów
Habemus_canem

Wygrywa Togepi, bo najlepiej kojarzę go z anime. Dodatkowo najpierw poznaliśmy właśnie jego, a nie jego ewolucję, więc wygląda oryginalnie, a nie jak mniejsza wersja znanego nam już stworka. Pomysł że z jajka wykluło się jajko trochę mnie bawi.

Reszta jest nudna, tylko Elekid wygląda ciekawie z tą wtyczką na głowie.

aa4e34be-35c1-4a61-a22c-84229948b268
Nuszek

@Habemus_canem ja stawiam na pochu najsłodszy

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#anime #animedyskusja
Tengen Toppa Gurren Lagann
Anime zaczęło się od typowych Triggerowych heheszków, które w sumie to były ok, ale jak się już widziało tyle ich tytułów to się nawet delikatnie przyjadło. Myślałem, że na tym się skończy i będzie to mocny średniak. A potem doszedł kolejny klocek. I kolejny. I następny. I jeszcze jeden. Po małym kawałeczku historia była budowana by w ostatnim odcinku zaprezentować epickiego skurwiela o niespotykanej w chińskobajkowym uniwersum skali, a ja oglądałem outro myśląc sobie - ale to była świetna przygoda乁(♥ ʖ̯♥)ㄏ Biada temu, kto to rzucił po kilku odcinkach bo myślał, że to będzie wyłącznie karmienie widza sucharami.
13aa4eb7-595b-44df-b8e4-60ae292fb7dc

Zaloguj się aby komentować

Im wiecej serii dodam do obejrzenia na przyszlosc tym wiekszy mam problem zeby sie na cos pozniej zdecydowac.
Zaczelo sie to chyba w momencie jak zainteresowalem sie anime bardziej i zrozumialem, ze moge obejrzec cos jeszcze oprocz Dragon Balla, Naruto czy innych serii, ktore byly w polskiej telewizji. I tak po obejrzeniu kilkunastu serii bardzo wysoko ocenianych zaczalem dodawac coraz wiecej tytulow na przyszlosc. Jak juz jakas pozycja za dlugo znajduje sie na liscie to nieswiadomie zaczynam ja juz pozniej ignorowac xdd.
Jak u was z pozycjami na przyszlosc? Dodajecie regularnie czy na biezaco wybieracie nastepne tytuly do ogladania? #animedyskusja
89eff139-16a7-4361-bcd3-49a03ab5ac48
tobaccotobacco

@Wojbody prawie nic tam nie dodaje tylko wybieram na ślepo co mi akurat w oko wpadnie

JustKebab

@Wojbody U mnie taki sukces jak u @kinasato ... tylko 1 zero więcej ( ‾ʖ̫‾)

bereavement

@Wojbody mam jakoś z 50 tytułów i jest git, ptw uzywam do przypomnienia o sezonowych anime ktore maja wyjsc

Zaloguj się aby komentować

Czas na kolejny niedzielny pokepojedynek.
W poprzedniej ankiecie ulubioną ewolucją Eevee został Umbreon. Zdobył 85% głosów i dosłownie rozniósł Espeon'a i jego marne 15%.
Dziś wybieramy ulubionego legendarnego pieska. Wiem że to są legendarne bestie, ale wolę mówić pieski. Tak czy inaczej do wyboru mamy:
1. Muttley
2. Scooby Doo
3. Huckleberry
Zapraszam do głosowania.
#pokemon #pokemongo #animedyskusja #pokepojedynki
4aa3778d-6003-47b8-a5e2-88d44dab9138

Jaki jest twój ulubiony legendarny piesek?

22 Głosów
Habemus_canem

Głos na wulkanicznego pieska - Entei.

Tak ogólnie to uważam to trio za strasznie nudne, taka powtórka z rozrywki względem 1 generacji. Nie mam żadnych większych sympatii do żadnego z nich, jedynie z Entei mam jakieś wspomnienia, bo posiadam 3 film kinowy na kasecie (dodawali do niego fajną kartę).

94cdcb47-c763-4334-8345-1e81a542a849

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Birdie Wing: Golf Girls' Story
Jakiekolwiek omawianie tego tytułu należy zacząć od antycznej Grecji, a dokładniej do pewnego konceptu Arystotelesa. Mam na myśli tzw. zawieszenie niewiary, sytuację gdzie widz celowo wyzbywa się na czas seansu zdolności krytycznego myślenia czy szukania ciągu przyczynowo skutkowego w obserwowanych wydarzeniach. Wedle Arystotelesa zaakceptowanie przez widza absolutnie niewiarygodnych wydarzeń na scenie było wymagane do osiągnięcia przez niego katharsis. W przypadku Birdie Wing zawieszenie niewiary jest wymaganie nie w celach przeżyć duchowych, ale po to, żeby dać radę przejść przez arc mafijny i nie wydłubać sobie w międzyczasie oczu.
Główną bohaterkę, młodą włoszkę o bujnej blond czuprynie zwaną Eva poznajemy gdy wiedzie skrajnie niebezpieczne życie na krawędzi obcując z mafijnym półświatkiem. Robi to by zdobyć pieniądze dla kobiety, która prowadzi nielegalny bar z wódą oraz nielegalny sierociniec pełen małych czarnych dzieci - nielegalnych imigrantów(wszystko w jednym małym pomieszczeniu). A Eva zarabia ten hajs grając w golfa na usługach powiązanej z półświatkiem deweloperki. Nie jest to gra rekreacyjna - mafia rozwiązuje swoje konflikty przy pomocy wbijania piłki do dziury i jest to bardzo poważna sprawa. Gdy podczas jednego ze swoich zadań uczestniczy w turnieju golfowym dla zawodniczek u-15, poznaje podczas rywalizacji Aoi, młodą japonkę, na punkcie rywalizacji z którą dostaje obsesji.
Bardzo ważnym elementem tej bajki jest kontrast pomiędzy Evą a Aoi. Eva, jak sama to określiła, nie jest profesjonalistką, nie jest też amatorką, nie jest nawet golfistką - "ja po prostu napierdalam tym kijem, a piłeczka leci." Jest to bardzo trafne spostrzeżenie, albowiem przy uderzeniach drze ona japę w shouenowskim stylu wykrzykując nazwy swoich strzałów, a piłka dostaje magicznych właściwości i leci do dziury po drodze dosłownie łamiąc drzewa. Aoi jest jej całkowitą przeciwnością - córka dwójki uznanych golfistów, która szczyci się doskonałą techniką, ale też czerpie z gry w golfa nieukrywaną przyjemność, radość z rywalizacji. Tak więc Aoi pokazuje Evie, że gra w golfa to nie tylko adrenalina, przemoc i krew, ale też sposób na szczęście xD
Anime składa się z dwóch części - pierwsza to gangsta golf, o którym nawet nie chce się szerzej wypowiadać. W drugiej połowie seria ma całkowitą zmianę settingu i przechodzi w pełnoprawną sportówkę. A właściwie to yuri sportówkę, bo gorącokrwista włoszka zdobywa nowe zainteresowania poza golfem, rozpoczynając nowe życie tabula rasa.
Birdie Wing to taki trochę potworek, bo próbuje z pełną powagą serwować widzowi rzeczy skrajnie niedorzeczne. Takiemu Akiba Maid Sensou udało się stworzyć mafijne pokojówki, ponieważ od pierwszego odcinka nakreśliło zasady odmienne od realizmu, w których będzie operować i widz wiedział, że będzie jazda bez trzymanki. A tutaj jesteśmy przekonywani, że śmiertelne poważne zdobywanie dołków to absolutnie naturalny tryb funkcjonowania świata przestępczego i nie ma w tym zupełnie nic dziwnego.
Ani to tytuł dla fanów gangsterki, ani dla sportówkowych świrów. Ale jeżeli już ktoś miałby to oglądać, to raczej ta druga demografia. Nie potępiam tego tytułu całkowicie, należy mu się uznanie za próbę innowacji, nawet jeżeli jest nieudana. No i nie ukrywam, zdarzyło mi się parę razy zaśmiać, co prawda wbrew intencjom autorów, ale zawsze xD
https://www.youtube.com/watch?v=wPnaeBaIDH8

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Zrobiłem sobie przerwę od Gundamów i obejrzałem serię, co do której miałem spore obawy:
Yojouhan Time Machine Blues
https://myanimelist.net/anime/49590/Yojouhan_Time_Machine_Blues
Tytuł to kontynuacja Yojouhan Shinwa Taikei (Tatami Galaxy), bardzo dobrej serii reżyserowanej ponad dekadę temu przez Yuasę. Jak po dekadzie autor pierwowzoru robi kontynuację zamkniętej historii, a studio robi ekranizację tej kontynuacji bez reżysera odpowiedzialnego za pierwowzór i jeszcze mamy oklepany motyw podróży w czasie, to nasuwa mi się jedno: odcinanie kuponów. W tym wypadku jednak widziałem większy potencjał niż w wypadku kontynuacji FLCL, których nie mam zamiaru oglądać.
Czy nowa seria jest równie dobra jak oryginał? Nie.
Zacznijmy od fabuły. Jest robiona odwal. W tym sensie, że oryginał może nie był super wymyślny, ale był ok. Motywy z Wehikułu Czasu widziałem już wielokrotnie. Problem z nowym tytułem jest też taki, że w oryginale czerpaliśmy przyjemność patrząc się na cierpienia MC, który wiedziony złymi emocjami popełniał życiowe błędy. Tu ten sam MC jest jakby zbyt kompetentny. Nadal mamy historię romantyczną, nadal mamy grupę ciekawych postaci, dość zwariowaną akcję, ale jest to bardziej oklepane. Same tempo prowadzenia akcji jest też wolniejsze. Widać to od razu, bo nie ma problemów z czytaniem napisów (ten kto widział Tatami Galaxy, rozumie o co chodzi).
Natsume Shingo nie jest Yuasą. Kiedyś wydawało mi się, że styl Yuasy jest zbyt chaotyczny, że jakby jego animacje były bardziej standardowe, to efekt końcowy byłby lepszy. Teraz widzę moje założenia w akcji i widzę też swój błąd. Ten chaos Yuasy jest częścią kolorytu tej serii i bez niego całość traci na charakterze. Natsume Shingo też stara się wrzucać eksperymentalne wstawki, ale jest ich relatywnie mało.
Na serię nie potrafię patrzeć jak na oddzielne dzieło, ale jak na taki DLC do oryginału. Nie do końca udany dodatek. Czy jest bardzo źle? Nie. Jest to nadal kompetentny miniserial. Problem polega na tym, że od openingu przez wykonanie, fabułę po ending, wszystko w oryginale jest lepsze. Trzeba jednak powiedzieć, że poprzeczka była bardzo wysoko, więc porażka dodatku nie powinna być szczególnie szokująca. Osobiście jednak wolałbym kolejny spinoff, jak „Yoru wa Mijikashi Aruke yo Otome”, niż taką bezcelową kontynuację.
vries

@kinasato Yuasie pewnie już się nie chce. W przeciwieństwie do FLCL, tutaj w pierwszej kolejności autor powieści, Morimi Tomihiko wysmarował po 14 latach kontynuację, za czym dopiero poszła ekranizacja. Nie ma co ukrywać, jakby napisał coś ciekawszego, to pewnie całość byłaby lepsza. Z drugiej strony trudno mi na niego narzekać, bo wszystkie ekranizacje jego prac, które widziałem były dobre (czyli bez Penguin Highway). Konstrukcyjnie to miało więcej sensu niż kontynuacja FLCL, bo wpisywało się jako jedno z alternatywnych zakończeń historii. Problem polega na tym, że pomysł był oklepany. W przeciwieństwie do FLCL, nie czuję zażenowania tym, że ta kontynuacja istnieje, przy czym nie zmienia to faktu, że nie jest równie dobra co oryginał.

tobaccotobacco

@vries jeżeli nieironicznie uważasz że tatami galaxy było dobre to pozostaje mi dobrotliwie pogładzić cię po głowie z tolerancją i zrozumieniem dla straszliwej choroby

vries

@tobaccotobacco wiem, lekarz powiedział mi, że będę musiał się z tym pogodzić i że zostanie mi tak już do końca życia

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Romantic Killer
Noname studio, które zajmuje się głównie outsourcingiem albo wypuszcza jakiś szajs ✔
Noname reżyser ✔
Produkcja Netflixa ✔
Otome harem ✔
Perspektywy marne, co nie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Anzu to licealistka, która po szkole wraca prosto do domu by odpalić konsole, żreć czekoladki i miziać swojego kota. Nie jest absolutnie w żaden sposób zainteresowana chłopakami i znajduje się na prostej drodze do zostania crazy cat lady. Sytuacja się zmienia któregoś dnia gdy odpala nową otome gierkę, która okazuje się totalnym shitem. Po kilku chwilach frustrującej interakcji z ekranu wyskakuje wróżka? (wróżek? osoba wróżkarska?) o aparycji kartofla i informuje ją, że z tą chwilą jej życie zmienia się diametralnie. Latający ziemniak, któremu wymsknęło się, że jest opłacany z Japońskiego Funduszu na Rzecz Walki z Niżem Demograficznym ma za zadanie przy pomocy swojego potężnego mahou shoujo warsztatu odzyskać potencjał reprodukcyjny naszej bohaterki. Anzu ani myśli się dostosować i staje do nierównej walki unikając zalewu prześlicznych chłopców, którzy nagle pojawili się w jej życiu, niczym Neo kul agenta Smitha.
Tytuł wydaje się być pozycjonowany jako reverse harem romansidło dla bab. Nie wyobrażam sobie możliwości zrobienia mu większej krzywdy niż w ten sposób, bo automatycznie zniechęca to jakieś 80% potencjalnych widzów. A to po prostu jest dobra komedia. A jeżeli podoba wam się humor w stylu Grand Blue, to można nawet rzecz, że bardzo dobra. Mamy tu miks parodii oraz slapsticku wzbogacony o sporo popkulturowych odniesień łatwo rozpoznawalnych dla typowego zachodniego konsumenta chińskich bajek. Ogląda się to naprawdę dobrze, a ogromna w tym zasługa głównej bohaterki, która bez problemu dźwiga ciężar tej serii, a prawą rękę jeszcze ma wolną. Wszędzie jej pełno, pyskata, z charakterem, w razie możliwości bierze sprawy w swoje ręce i dosłownie jest antytezą typowych pizdowatych bohaterów/bohaterek z anime.
Tak wygląda sytuacja przez 8 pierwszych odcinków, po czym następują dwa odcinki przejściowe, gdzie komedia zaczyna powoli ustępować, a zaczyna się babskie kino, które ostro szarpie by przejąc ster w końcówce. Robi się całkiem poważnie, pojawia się drama i przechodzimy w tryb otome właściwe. Troszkę szkoda, bo wolałbym więcej tego samego co wcześniej, ale naprawdę nie ma co wybrzydzać, bo nawet po tej transformacji bajka bez problemu utrzymuje się na powierzchni.
Tak więc - jest śmiesznie, fabularnie się spina, ładnie animowane (sporo dynamicznych teł) i ogólnie to nie ma się do czego przypierdolić.
To jest właśnie ten tytuł z poprzedniego sezonu, który większość olała, a nie powinna. W dodatku netfliksowy. Koniec świata.
Fajny eurobeacik w ED ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ
https://www.youtube.com/watch?v=KIaf6uSnljY
Wojbody

@kinasato Bardzo fajny tytul. Pierwszy odcinek sprawil, ze troche zwatpilem czy dalej ogladac, bo o ile pamietam bardzo duzo animacji tam wplatali z byle powodu. Pozniej troche sie z tym opanowali i nie czulem sie tym juz przytloczony. Calosc byla bardzo fajna i jestem sklonny wystawic 7.5/8.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Turn A Gundam
https://myanimelist.net/anime/95/Turn_A_Gundam
Tym razem mamy Gundama, od którego odpadłem pierwotnie przy pierwszym epie. Powodem tego jest fakt, że jest to chyba najbardziej niezwykły Gundam.
Niezwykły, bo ma bardzo niestandardową konstrukcję. Zacznijmy od rzeczy najistotniejszej: settingu. Mamy stare dobre uniwersum UC, ale takie nie do końca. Ludzkość ostatecznie postanowiła zrobić sobie kuku na dobre. Zaszaleli tak, że ludzkość cofnęła się w rozwoju do paleolitu. Koloniści na księżycu za to zrobili XD i poszli spać. Trudno bez zasobów planety utrzymywać dużą populację kolonii i sen kriogeniczny jest jakimś rozwiązaniem. Ostatecznie wraz z upływem czasu postanowili wrócić na planetę, wysyłając uprzednio zwiad. Ziemianie tymczasem osiągnęli poziom technologiczny podobny do początku XX wieku.
Dla ułatwienia przyjmijmy, że mieszkańcy Ziemi to Ziemniaki, a Księżyca, to Mooniaki.
Naszym bohaterem będzie Louran, taki Mooniakowy zwiadowca. Oficjalnie najbardziej zniewieściały pilot Gundam w historii. Ma ksywkę Laura i przebiera się w sukienki. Jest jedynym pilotem Gundama, który ma dobry powód, by być pacyfistą. Z jednej strony jest Mooniakiem, z drugiej już trochę przyzwyczaił się do Ziemi i mu się Ziemia podoba. Innymi słowy, wojna pomiędzy stronami mu nie odpowiada. Wojna to też słowo na wyrost. Ziemniaki nie są w stanie wytworzyć broni, by załatwić kolegów z księżyca (a bardzo by chcieli). Mooniaki z drugiej strony uważają, że mordowanie praktycznie bezbronnych mieszkańców Ziemi przy użyciu mechów to barbarzyństwo i tak się nie godzi. Jednak księżycowi bracia przedstawiają dość imperialistyczne podejście do powrotu na Ziemie: „My tu teraz wrócimy z 10mln ludzi. Jak wam się nie podoba, to tu są lufy naszych mechów”. Obie strony mają elementy społeczne, które bardzo wojny chcą i 2/3 historii będziemy podziwiać działania zaczepne pomiędzy nimi. Te są w ogóle możliwe, bo Ziemniaki wykopali sobie przysypane przez upływ czasu mechy (w tym Gundama). Pal licho, że elektronika w nich powinna się rozłożyć.
Mechy: No bida straszna. Jedynym fajnym mechem tej serii jestAMX-109 Kapool, ale to jest jeden z tych morskich mechów robionych dla beki. Dostaje nawet czerwoną wersję ultimate na końcu serii.
Designy postaci: niekiedy postaci wydają się dość dziwne. Szczególnie jak są kolorowe (w sensie koloru skóry). Zasadniczo jest ok.
Same postaci: Core postaci jest ok. Knuje knują. Pacyfiści nie są totalnymi idiotami w tej serii. Ze zwolennikami wojny jest już różnie, bo niektórzy naprawdę spieszą się bardzo by spotkać się ze stwórcą. Antagoniści często zachowują się dziwnie i ogólnie postaci trzecioplanowe często nie dopisują. Znowu, zasadniczo jest ok. Nawet Laura nie jest jakoś bardzo irytujący.
Seria oprócz ciekawego settingu wprowadza jeszcze parę ciekawych zabiegów fabularnych. Bohaterowie będą ukrywać tożsamość, zamieniać się miejscami itp. Fabularnie trzyma się to kupy. Problem tej serii polega na tym, że te ograniczone działania wojskowe są mało efektowne. Ogólnie walki mechów w tej serii są słabe. Dopiero końcówka przynosi pożądaną odmianę. Problem polega na tym, że seria ma 50 epizodów i te parę epizodów to mało. Moim zdaniem całość jest rozwleczona i można by to skrócić o 10 epów.
Podsumowując: Gundam to tytuł, który przeniósł mecha w realia wojenne i ta jego iteracja jest całkiem przyzwoitym wojennym sf. Z drugiej strony jest to bardzo kiepski serial akcji i jeśli tego szukamy w anime, to tu tego jest mało. Powtórzę się, zasadniczo jest ok.
Orzech

@vries Która bajka z gundamem jest najlepsza według Ciebie?

vries

@Orzech To zależy co lubisz i czy chcesz się wdrażać w UC. UC to główne uniwersum Gundama (Gundam, Z, ZZ, Victory, War in Pocket i wiele innych). Tu moim zdaniem są najlepsze mechy (Unicorn) i najlepsza odsłona (Thunderbolt, a w każdym razie pierwsza połowa). No ale trzeba mieć blade pojęcie o settingu, by rozumieć kontekst (nie trzeba nawet oglądać serii, ale trzeba wiedzieć, co i jak z postaciami i stronami konfliktu). Rzeczy poza UC zazwyczaj są trochę gorsze, ale to samodzielne historie.

Seed: to jest takie gorszy remake UC i Gundam, który się bardzo dobrze sprzedał.

Blood Orpheans jest ok, jest bardziej realistyczny i dobrze oceniany.

00 jest trochę głupkowaty, ale ma fajne Gundamy, sporo akcji i dość niezły konflikt światowy.

Obecna emisja czyli Suisei no Majo też jest głupkowata (pojedynki szkolne na mechy i cute girls doing cute things), ale ładna i całkiem znośna.

Serie poza UC potrafią różnić się od siebie w znaczący sposób. Te wewnątrz UC łączą ten sam setting, ale też ich ton potrafi być bardzo różny.

Zasadniczo każdy Gundam jest głupkowaty w trochę inny sposób i to trzeba zaakceptować, by cieszyć się emisją.

Zaloguj się aby komentować

Obejrzałem właśnie ostatni odcinek Kage no Jitsuryokusha ni Naritakute! i przyznam szczerze, że fajnie się bawiłem. Fabuła czy postacie może nie są arcydziełem, ale da się to oglądać. Mamy tutaj kolejnego isekaia z op bohaterem, ale nie jest typową schematyczną masówką, więc nawet czuć powiew świeżości. Animacje walk były efektowne i tutaj doszukiwałbym się najlepszego aspektu tego anime. Dla mnie git seria i czekam na kolejny sezon.
#animedyskusja
Wojbody

@Danzuo Ja sie zawiodlem seria i moge gad 6.5 max, ale widocznie myslalem, ze to nerzie cos troche innego. Glowny bohater ktorego rownie dobrze mogloby nie byc w wiekszosci wydarzen bo nie odgrywa tam prawie zadnej istotnej rolii.

Jest to seria dosc oryginalna mimo wszystko no ale myslalem, ze to bedzie bardziej powazne jak Mushoka Tensei

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Ten sezon jest tak marny, że nadrabiam backlog. Wyszła mi z tego ściana tekstu.
Gundam Reconguista in G
https://myanimelist.net/anime/23259/Gundam__G_no_Reconguista
Tytuł znany z tego, że wzięli do niego po latach przerwy „Kill them all” Tomino, ale przede wszystkim z mema „I’m a genius! Oh no!”. Nie bez powodu.
To jest jedyny Gundam, który zaliczył u mnie swego czasu dropa. Nie takiego jednoodcinkowego, że „nie chce mi się tego zaczynać”, ale dropa gdzieś w połowie serii. Z zasady jednak Gunam musi być obejrzany (poza tym isekajem), więc ostatecznie skończyłem. No i mam mieszane uczucia.
Zacznijmy od Gundamowych kryteriów oceny:
Czy mechy są fajne? Tu powinno być „tak”, bo to Gundam. Niestety sam Gundam jest beznadziejny. Do tego dodali mu całą masę plecaczków, by sprzedać modele, a które nie robią jakieś super wrażenia. To był ostatni Gundam, gdzie szli w coś takiego (Seed był popularyzatorem takiej zagrywki). Na początku spora cześć mechów ogólnie była mało ciekawa. Szczególnie mechy, które rozkładają ręce i nogi do latania i spomiędzy tych nóg strzelają rakietami. Kto to wymyślił? To Gundam, nie komiks Go Nagaia, gdzie mechy strzelają cyckami. Seria rozkręca się w drugiej połowie i wtedy faktycznie dostajemy ciekawe modele. Musze przyznać, że minigun z piłą mechaniczną stylizowaną na bagnet jest przesadą jaką mi się w designach podoba. Niestety mechy czasem są trochę zbyt przekombinowane i choreografia walki nimi zostawia wiele do życzenia. A może zwyczajnie jestem rozpieszczony Thunderboltem i Unicornem?
Czy panienki są ładne? Projekty w tym anime lata temu wydawały mi się dziwne. Po latach wiem dlaczego. To jest nawiązanie stylistyczne do tytułów lat 80-tych. Przy czym nie do końca do Gundamów, ale też do innych tytułów takich jak Orguss, Southen Cross czy Mospeda. Mam mieszane uczucia. Byłem bardziej przyzwyczajony do bardziej nowoczesnych i szczegółowych postaci z Unicorna. No i muszę przyznać, że na początku mi się nie podobały, a później zmieniłem zdanie. Mają coś w sobie, choć na pierwszy rzut oka są nieszczególne.
Fabuła? Znak zapytania zamierzony. To najgłupsza przekombinowana wersja Gundama ever. Obejrzałem i bardzo szybko doszedłem do wniosku, ze nie wiem o co postaciom biega i nie bardzo mnie to obchodzi. Frakcji jest chyba z 5 i każda ma jakieś dziwne pseudoreligijne przekonania i interesy. Gówno/10 za fabułę.
Postaci. Postaci może i nie są najładniejsze, ale przynajmniej są nieciekawe. Główny MC to idiota i simp. Walczy w mechu, bo mu się laska podoba. Później dochodzi do wniosku, że fajnie byłoby nie zabijać ludzi i jak strzela to komentuje za każdym razem: „Ojejeju, obym nikogo tym razem nie zabił”. Debil. Początkowy antagonista to komuch. W wojsku interesuje go przede wszystkim zabijanie burżujów i z takim podejściem podchodzi do każdego konfliktu.
Panienki w większości to tragedia. Jedna ma focha, inne są chorobliwie zazdrosne („może przestaniesz tak patrzyć na tą lafiryndy jak zmasakruję moim mechem pół armii przeciwnika”).Najgorsza jest jednak panienka, która doznała traumy w połączeniu z zaburzeniami osobowości i przez to zachowuje się przez pół serii jak dwulatka. Nawet w tej kupie gówna znaleźć można diament. Obiekt mema: Klim Nick jest szalenie sympatyczną postacią. Mem go dobrze zresztą ilustruje. Klim jest samozwańczym geniuszem i pyszałkiem. Z drugiej strony, w przeciwieństwie do podobnych postaci, nie jest niekompetentny i widzi wartość swoich współpracowników. Jest też wytrawnym podrywaczem:
„Jak zdobędziemy General Tower, to Mick Jack będzie waszą królową! A zgadnijcie kto będzie królem?” i rzuca głupimi hasełkami „Latam zwinnie jak motylek, jednak kąsam jak pszczoła!” itp. Nie ukrywam, że ze swoim zachowaniem wisi nad nim ciągły deathflag.
Postaci dostają pairingi. Niektórzy młodsi piloci dostali bardziej dojrzałe partnerki. Wymiana zdań pomiędzy Klimem a Mick wygląda następująco:
<Klim>Banda idiotów! Wysyłają przeciw nam zaledwie parę MS.
<Mick>Niekoniecznie, zwyczajnie to elita i są pewni swoich umiejętności.
<Mick po zestrzeleniu Mecha sekundę później> A jednak idioci! Przylecieli tu jak ćmy do świecy!
<Klim po rozwaleniu pozostałej dwójki>Jestem geniuszem! (standardowo)
FUN. Pairingi to czysty fanserwis i z tych związków tak naprawdę mało wynika.
Podsumowując: G-Reco to słaby Gundam, jeden z najsłabszych. W dół ciągnie go nieciekawa fabuła, tacy sobie bohaterowie i marny design Gundama. Nie pomaga fakt, że Tomino chyba bierze leki i prawie nikt tu nie ginie. Ma to swoje momenty, ale nie widzę większego powodu by móc to polecić, bo jak ktoś jest hardcorowym Gundamowcem, to i tak obejrzy.
vries

@kinasato Fakt faktem, większość pilotów Gunamów do tytanów intelektu nie należy. Problem polega na tym, że Bellri wypada słabo nawet przy Kamilku i Linksie. Tamci mają trochę więcej charakteru. Bellri dostosowuje się do danego stanu fabuły bez większych refleksji czy sprzeciwów i jest zwyczajnie nudny.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Renmei Kuugun Koukuu Mahou Ongakutai Luminous Witches 
Inne tytuły:
League of Nations Air Force Aviation Magic Band Luminous Witches
連盟空軍航空魔法音楽隊 ルミナスウィッチーズ
Luminous Witches
Rodzaj: Serial TV
Studio: Shaft
Reżyseria: Saeki Shouji
Drodzy animedyskutanci. Nadszedł ten czas, że chyba w końcu mi się "odkleiło" tudzież rysy na mojej głowie stały się zbyt duże.
No ale od początku...
Jakiś czas temu ktoś w społeczności polecił Paniponi Dash. Jako, że z jakiegoś powodu nie oglądałem przez dłuższy czas nic ze stajni Shaftu to zainspirowało mnie to do obejrzenia czegoś. Padło na Katte ni Kaizou, które leżało na moim dysku z 5 lat. Spoko zabawa, choć krótka. W skrócie - sprośne Zetsubou Sensei. Zacząłem myśleć sobie co tam u Shaft? Co ciekawego ostatnio zrobili? Wchodzę na MAL'a i tragedia - akt pierwszy.
Po 2018 roku nie wypuścili niczego ze średnią powyżej 8.0. O co chodzi? Pamięć moja wtedy sobie przypomniała. Przecież próbowałem pare bajek:
Magia Record znudziło mnie po drugim odcinku, Assault Lily nawet nie skończyłem pierwszego odcinka, Bishounen Tanteidan miało dobry start ale za bardzo nudziło - wywaliłem po 6 odcinku. 
Świeżutka bajka od Shaftu - Luminous Witches. Z ostrożnością podchodziłem do tego tytułu. Jest to anime o wojskowych idolkach. A jako, że nie jestem fanem czegokolwiek co jest związane z idolkami to nie oczekiwałem, żeby ten tytuł mnie powalił. Mimo tego zaczynam oglądać, odrzucam wszystkie uprzedzenia na bok. I nie jest źle na start, fabuła w sumie żałosna no ale da się przeżyć. Atmosfera też całkiem na plus, mamy troche moe komedii troche slice of life, nie jest źle. Niestety im dalej w las tym gorzej. Czego mogłem się spodziewać? Shaft miał uratować ten tytuł, a wyszło, że w sumie to mało tego Shaftu w Shafcie. Pojawia się jakaś tam drama która błyskawicznie jest rozwiązana, człowiek nawet nie wie jak na to zareagować. 3DCG to dla mnie już skazanie na śmierć. Nie znosze jak wpierdzielają mi nagle trójwymiarowe baby, za mocno kłuje w oczy przejście z 2D na 3D, w dodatku przejścia te są niezwykle spartolone.
Dotrwałem do 4 odcinka zastanawiając się co robie źle ze swoim życiem. 
Jeśli mówimy o robieniu czegoś źle wrócmy do Studia Shaft. Już jakiś czas temu chciałem wypluć jakiś tekst na temat tego studia i co się z nim dzieje. Te badziewne anime dało mi szansę.
Problemy narodziły się już dawno temu. Widoczna dla mnie jest napewno jedna rzecz - kiepskie zarządzanie. Studio to bardzo dużo wniosło do całego medium jako takiego, niestety pewnym kosztem. Moją uwagę zwróciło to jak dużo poprawek do animacji pojawia się w wersji BluRay. Nisekoi, praktycznie cała seria Monogatari, niesłychana ilość. No ale może przesadzam,
nie może być aż tak źle? No może...
Ze studia zaczeło upływać wiele talentów (musieli mieć ku temu jakieś powody) i zaczeło się to mniej więcej w 2010 roku.
Oonuma Shin - opuścił studio w 2010 roku, reżyser serii ef.
Omata Shinichi który pracował nad wieloma tytułami uciekł w 2012 roku - świetny reżyser który potem stworzył miedzy innymi Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu i Kaguya-sama.
Tatsuya Oishi - dzięki niemu Bakemonogatari jest wspołczesnym klasykiem. Opuścił studio w 2017 roku.
Tomoyuki Itamura - reżyserował poźniejsze sezony Monogatari - uciekł w 2017 roku.
Yase Yuki - opuścił studio w 2019 roku.
Obecny Shaft to jakieś nieporozumienie - został tam chyba tylko Akiyuki Shinbou i Saeki Shouji i masują sobie tam główki. Przed nami nowy film Madoki, szczerze nie jestem jakoś nahypowany. Prawdopodobnie nic z tego studia nie zostanie, całe szczęście ludzie, którzy się tam wyszkolili poszli w świat i co jakiś czas możemy cieszyć się wyjątkowym stylem Shaftu tu i ówdzie.
Miało być o Luminous Witches a wyszło o Shafcie. Taki mamy klimat.
Ocena: 4.4/10
6c50a65a-6b0b-4297-9ccf-026464f66a3a
tobaccotobacco

@bereavement to ściągnij z AB widzę że na freeleechu są

bereavement

@tobaccotobacco nie mam tam konta. Zazwyczaj używam nyaa.si

tobaccotobacco

@bereavement sztubacka pomyłka

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
FLCL Alternative
Progressive jeszcze zdzierżyłem, ale Alternative to już gruba przesada. FLCL w wersji slice of life bajeczki o mocy przyjaźni dziewczynek w stylu woke papki, którym karmią 12 latki na jakichś disney channelach? Jako bonus sposób, w jaki funkcjonuje tutaj postać Haruko, aż mnie trzęsło. Przez cały seans czuć ten fizyczny ból autorów głowiących się jak tu nawciskać odniesień, żeby z tego gównotytułu o niedorozwiniętych gównodziewczynkach, 17-latkach które przeżywają swoje coming of age będąc mentalnie zatrzymanymi w podstawówce, zrobić jednak pozycję z franczyzy, którą mają wydoić.
Oglądając to odczuwałem takie zażenowanie, jakie mi się nie przytrafiło od pamiętnego seansu Japan Sinks 2020.
https://www.youtube.com/watch?v=f3272MG741Q
tobaccotobacco

@kinasato a niedługo FLCL Grunge

Zaloguj się aby komentować

Zakładam, że nie spodziewaliście się mangi dziejącej się w średniowieczno-steampunkowej alternatywnej Polsce ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
Ja też nie.
Łucja of Steel
> Od teraz za każdym razem czytając Wojciech, będę widział Boyceh xD
#manga #animedyskusja (otaguję, bo tu więcej obserwujących)
ee91550e-7116-48ac-b540-f1e138732ebd
Jarasznikos

@dsol17 Japończycy mają specyficzne podejście do kolorów włosów w anime. Z punktu widzenia kreacji mangi ogólnie włosy, fryzura i kolor może mocno odróżnić bohaterów, nawet jeśli obie postacie są narysowane podobnie.

michal-g-1

Znajdź jakieś screeny i arty i p9dziel się z nami;)

dsol17

@tobaccotobacco Iiiii tam,to stereotypy.No chyba,że chodzi o Tuska

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
FLCL Progressive
Regres. Tytuł naśladujący wybrane elementy oryginału, całkiem sprawnie nawet, ale zgrabnie omijający to, co uczyniło FLCL kultowym. Tam mieliśmy totalny clusterfuck spinający się cieniutką nitką, która pozwoliła widzowi dojść do wniosku, że to jednak w sumie miało jakiś sens. Progressive to jest weird shit for the sake of weird shit, dzieją się dziwne rzeczy, wszystko znika z pulpitu i dzieją się rzeczy niestworzone. Po co? A bo tak ma być, szef tak kazał zrobić. Zrobiliśmy podobne, to co się typie czepiasz. Zewnętrzna otoczka się niby zgadza, slapstick jest i coś nawet od czasu do czasu zatrybi, ale gdy obejdziemy go od tyłu to tylko zobaczymy podpórkę podtrzymującą fasadowy front. FLCL kleił się na słowo honoru, był non-stop o krok od potknięcia się i wyjebania. Za doprowadzenie tego brejkdensa do finiszu należą się owacje na stojąco. Progressive od pierwszej minuty daje jasny sygnał, że w tych zawodach zadowala go pamiątkowy dyplom za uczestnictwo.
672f21f0-7c37-4d22-8947-1b118f024fca
Jarasznikos

@kinasato Nawet nie wiedziałem, że FLCL wyszło. I w sumie jak wszedłem na MAL i zobaczyłem oceny na poziomie 6.5 ( no sory, Bible Black ma podobną ocenę a to hentai ), to tam musiało wydarzyć się coś strasznego.

vries

@kinasato bo masz się cieszyć, że nie jest w full 3d jak jeszcze nowsza wersja.

kinasato

@vries z tego co widzę to FLCL to bardzo ciekawy przypadek, fani niemalże jednogłośnie nie chcą sequeli i optują za uśmierceniem franczyzy póki nie zeszmaciła się do końca xD

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Na użytek postępującej sklerozy i jehowizacji postronnych, wrzucam listę ciekawych pokazów sprzed roku 2010, kompletną i pisaną autorytarnie, zupełnie wyzutą z dziur w pamięci, czy innych wymówek.
W przypadku pierwszej połowy tego okresu, należy zakładać z góry, że bajka będzie koszmarnie brzydka – to początki animacji cyfrowej i śmiało dodawanego obrzydliwego 3D. Jeżeli nie jest brzydka, ma dodatkowe 1,72 punktu do oceny.
Godne uwagi filmy:
Jin-Roh (2000) – w zasadzie obowiązkowy, jeden z lepszych filmów w ogóle, debiut reżyserski p. Okiury pod okiem p. Oshii, wyznaczony za karę za narzekanie na film Ghost in the Shell
Vampire Hunter D (2000) – twórców Ninja Scroll, bardzo pieczołowicie narysowany gotycki akcyjniak
Cowboy Bebop: Tengoku no Tobira (2001) – spotkałem się kilka razy z kuriozalnym zarzutem do Bebopa, jakoby epizodyczna formuła była zbyt rozwlekła – tutaj nie ma już wymówek, znajomość serii nieobowiązkowa
Sennen Joyuu (2002) – chyba mój drugi ulubiony film p. Kona, bardzo plastyczna autobiografia aktorki
Nasu: Andalusia no Natsu (2003) – nieduży obrazek kolarza w jednym z etapów Vuelta a Espanha, znakomicie zrealizowane kino
Tokyo Godfathers (2003) – seans bożonarodzeniowy, o znaczeniu rodziny odnalezionym na życiowym dnie, wbrew pozorom udana komedyjka ku pokrzepieniu serc
Interstella5555 (2003) – teledysk do albumu Daft Punk
Dead Leaves (2004) – debiut reżyserski p. Imaishiego z Trigger, spodziewana grzybowa samba na ekranie
Mind Game (2004) – fantastyczne bzdury od p. Yuasy, umieszczone w brzuchu wieloryba
Toki wo Kakeru Shoujo (2006) – p. Hosoda zanim zgłupiał, świetny drobiazg
Stranger: Mukou Hadan (2007) – chyba jedna z lepszych czystych młócek tego okresu, akcyjniak o tych słynnych samurajach itp.
Redline (2009) – całkiem ładny film o wyścigach autkami
Godne uwagi seriale:
Boogiepop wa Warawanai (2000) 12 odc. - pokrojona i luźno przetasowana opowiastka ni to sci-fi, ni thriller, duszna jak diabli i paląca w oczy filtrem
Kaze no Youjinbou (2001) 25 odc. - fajny akcyjniak będący nową wersją filmu aktorskiego p. Kurosawy, pierwsza połowa okropna
Juuni Kokuki (2002) 45 odc. - adaptacja kilku książeczek z tej serii, poziom stale się waha, setting typu wuxia, z isekai na podium
Azumanga Daioh (2002) 26 odc. - szczyt komedii realistycznej w dziewczęcym składzie, seans absolutnie obowiązkowy dzięki swojej dobrotliwości
Abenobashi Mahou Shoutengai (2002) 13 odc. - miszmasz settingów w tej komedii o absurdalnych próbach uratowania pasażu handlowego
Ghost in the Shell: SAC (2002) 26 odc. - znany i kochany cyberpunkowy dreszczowiec dostaje dwucourowy serial, znacznie bardziej z jajem niż film, jako że czerpie garściami z wybitnie zabawowej mangi. Sequel, 2nd GIG, dużo poważniejszy, też zresztą bardzo dobry
Haibane Renmei (2002) 13 odc. - mój ulubiony p. ABe, kojący strapione nerwy obrazek z życia doczesnego w czyśćcu
Kino no Tabi (2003) 13 odc. - niemal idealnie epizodyczna adaptacja historyjek o Kino, wędrującej na gadającym motocyklu po alegorycznych krainach, fantastyka socjologiczna
Sakigake!! Cromartie Koukou (2003) 26 odc. - świetna parodia Otokojuku, abstrakcyjna komedia o druzgocząco głupich uczniach beznadziejnego męskiego liceum, imponująco niski budżet
Planetes (2003) 26 odc. - bardzo dobry seans sci-fi w przyziemnym wydaniu, o śmieciarzach czyszczących orbitę ziemską, pod koniec nieco przynudza
Gungrave (2003) 26 odc. - uroczo durny akcyjniak, pastisz kina gangsterskiego przez 2/3 emisji, przez resztę adaptacja gry z PS2
Fullmetal Alchemist (2003) 51 odc. - jeden z tych słynnych shounenów, których końca da radę doczekać. Oryginalna fabuła od połowy seansu, anime przegoniło mangę. W opinii niektórych lepszy niż późniejsza wierniejsza adaptacja, FMA Brotherhood
Paranoia Agent (2004) 13 odc. - jedyny serial autorstwa p. Kona, niepokojący obraz brudnej strony codziennego japońskiego życia
Fuujin Monogatari (2004) 13 odc. - rewelacyjnie narysowana kromeczka życia, znakomicie odpręża
Gankutsuou (2004) 24 odc. - udramatyzowana wersja Hrabiego Monte Christo o imponującej stylówie złożonej z tekstur
Samurai Champloo (2004) 26 odc. - samurajskie kino drogi autora Cowboy Bebop, nieco utykające z powodu mało zgrabnej animacji studio Manglobe, tematyką i scenariuszem nadrabia zanadto
Eureka Seven (2005) 50 odc. - zręczna mieszanka bildungsroman, mecha, i muzyki house
Mushishi (2005) 26 odc. - podróże znachora po Japonii, seans idealnie wyciszający widza, wspaniałe obrazki przyrody
Gintama (2006) 370? odc. - tasiemiec z Shounen Jumpa, o wydźwięku raczej trafiającym do starszych ludzi, czytających shouneny z przyzwyczajenia, komedia o sraniu i rzyganiu na równi ze wspaniale ludzkim pochyleniem się nad tymi, którym w życiu nie wyszło
Flag (2006) 13 odc. - realistyczne przedstawienie hipotetycznego wykorzystania mecha w konflikcie z religijnym reżimem gdzieś w Azji, fascynująca reżyseria – wszystkie ujęcia wprost pochodzą z czyjejś kamery, najczęściej naszej bohaterki, reporterki
Kemonozume (2006) 13 odc. - p. Yuasa zanim zgłupiał, arcybrzydka i przeciekawa historia pewnej miłości
Ergo Proxy (2006) 23 odc. - warto obejrzeć, aby drwić potem z kolegi kinasato, koszmarnie napuszone cyberpunkowe kino drogi
Melancholy of Haruhi Suzumiya (2006) 14 odc. - przechodniu, powiedz weebusom, tu leży anime, gustowi waszemu posłuszne do ostatniej godziny
Black Lagoon (2006) 12 odc. - bardzo dobry akcyjniak pełen nieustających strzelanin, aż tu nagle nie ustają, i trochę nogi mu się plączą. Wtedy najlepszy, gdy serwuje tarantinowskie dowcipy
NHK ni Youkoso (2006) 24 odc. - seria o społecznej alienacji i autodestrukcji człowieka, któremu na pozór już na niczym nie zależy, autosatyryczny obrazek przegrywa
Bakumatsu Kikansetsu Irohanihoheto (2006) 26 odc. - jako dumny człowiek fanklubu tej serii, liczącego łącznie siedem osób i psa, prowadzę aktywny nabór
Tengen Toppa Gurren Lagann (2007) 27 odc. - to ten shounen, w którym główny bohater odrzuca precz płaczliwą, wymoczkowatą manierę, aby zeżreć wreszcie całą scenografię, taki z niego się robi zuch. Wybitna druga kinówka. Mit założycielski przyszłego studio Trigger
Hidamari Sketch (2007) 12 odc. - tzw. szerokie japy, rozczulająco urocza komedyjka o dziewuszkach chodzących do liceum artystycznego, w reżyserii studio Shaft
Seto no Hanayome (2007) 26 odc. - bardzo udana wakacyjna komedia o syrenach
Seirei no Moribito (2007) 26 odc. - akcyjniak w typie wuxia, silna postać kobieca
Sayonara Zetsubou Sensei (2007) 12 odc. - rewelacyjnie zabawna i niepokojąco pesymistyczna satyra na japońską codzienność aut. Kumety i w reżyserii Shaftu
Lucky Star (2007) 24 odc. - bezwstydnie żerująca na otaku komedia słowna o dziewuszkach, urokliwa w swoim cynizmie
Shigurui (2007) 12 odc. – krwawy i przykuwający uwagę w jakiś taki zwierzęcy sposób serial samurajski
Mononoke (2007) 12 odc. - mocno symbolicznych kilka historyjek z życia znachora w starej Japonii, senne mary mieszają się z mitologią
Baccano! (2007) 13 odc. - Baccano!
Detroit Metal City (2008) 12 odc. - prequel do Bocchi the Rock
Michiko to Hatchin (2008) 22 odc. - kino drogi umieszczone w całości w Brazylii, świetna chemia na ekranie
Casshern Sins (2008) 24 odc. - chyba jedna z moich ulubionych serii w ogóle, strasznie humorzasty i przebrzmiały obraz robotów poznających znaczenie śmierci, a zatem i wartość życia
MariaHolic (2009) 12 odc. - odurzające bzdurnością żarty z lesbijek w reżyserii Shaftu
Kemono no Souja Erin (2009) 50 odc. - seans niby familijny, a pełen bolesnych scen, śmiechu warte drewno w głosie głównej bohaterki wyłącznie dodaje serii uroku
Cross Game (2009) 50 odc. - druga najważniejsza adaptacja p. Adachiego, świetny i kompletny seans baseballowy, a przy tym bardziej skondensowany, niż Touch
Taishou Yakyuu Musume (2009) 12 odc. - drobiazg o dziewuszkach z przedwojnia, które postanowiły nauczyć się grać w baseballa, żeby wygrać z chłopakami
K-On! (2009) 13 odc. - comfy kino dla miłośników Kyoto Animation i ciężkich brzmień
Bakemonogatari (2009) 15 odc. - pierwsza część długaśnego cyklu, który bezlitośnie oddziela poślednich onanistów od lordów spermiarstwa, wspaniała reżyseria
Trapeze (2009) 11 odc. - przychodzą ludzie do lekarza i pan lekarz wystawia diagnozę, wyjątkowo zachowawczy i nudny pokaz
Godne uwagi OVA:
FLCL (2000) 6 odc. - jedne z najlepszych metafor na kutasa w branży, na poły teledysk, na poły metafora dojrzewania
Rurouni Kenshin: Seisou-hen (2001) 2 odc. - więcej Kenshina zupełnie nie w typie Kenshina, teraz to już po prostu tragedia o umieraniu
Denpa-teki na Kanojo (2009) 2 odc. - bardzo udany edgy drobiazg
74d41f33-0df8-4295-ab78-3a9a307f9563
tobaccotobacco

@bereavement nie oglądałem nowego

tobaccotobacco

@bereavement przepraszam faktycznie ogladalem nowe ale zupelnie zapomnialem, niech to posluzy za komentarz

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Na użytek własnej sklerozy i ewangelizacji postronnych, wrzucam listę ciekawych pokazów sprzed roku 2000, niekompletną i kompletnie stronniczą, częściowo z racji dziur w mojej pamięci, częściowo materiału pokrywającego się z moimi tekstami tu i na w*kopie, częściowo z gówniarskiej przekory.
 Godne uwagi filmy:
- Kanashimi no Belladonna (1973) – film erotyczny, przerost formy nad treścią, bardzo grzybowy trip
- Lupin III: Zamek Cagliostro (1979) – chyba jedyna produkcja z Lupinem, która mi się autentycznie podoba, raczej film w typie familijnym
- Kaze no Tani no Nausicaa (1984) – pierwszy film Ghibli, właściwie pełny przekrój stylu Miyazakiego
- Macross: Do You Remember Love? (1984) – opowiedziany na nowo pierwszy Macross, przetasowana fabuła, znacznie ładniejszy
- Hi no Tori: Houou-hen (1986) – nieduża adaptacja p. Tezuki, wyjątkowo dojmująca tematyka fatum
- Wings of Honneamise (1987) – pierwsza produkcja studio Gainax, film z założenia anty-otaku, raczej pesymistyczny obrazek kosmonautyki
- Grobowiec świetlików (1988) – pierwszy film p. Takahaty zrobiony dla Ghibli, obrazek odczarowujący powojenny heroizm, bardzo pesymistyczny
- Roujin Z (1991) – satyra na starzejące się japońskie społeczeństwo, a przy tym wcale fajny drobiazg sci-fi
- Omoide Poroporo (1991) – trochę boomerskie wspominki, a zarazem świadectwo tego, że anime potrafi zdobyć się na dojrzałe filmy dla dorosłych
- Kurenai no Buta (1992) – mój ulubiony p. Miyazaki, świetny akcyjniak
- Perfect Blue (1998) – pierwszy film p. Kona, debiut wzorcowy – artystycznie świetny, absurdalnie dobrze napisany, rewelacyjnie zagrany
Godne uwagi seriale:
- Ace wo Nerae! (1973) 26 odc. – babcia shoujo sportówek, świetnie przerysowana drama, dobry arc głównej bohaterki
- Róża Wersalu (1979) 40 odc. - fantastyczne przedstawienie rewolucji francuskiej w mocno teatralnym sosie
- Macross (1982) 36 odc. - pierwszy Macross, koszmarnie ciężki do oglądania zarówno wizualnie, jak i scenariuszowo, jednak bardzo różny od Do You Remember Love
- Touch (1985) 101 odc. - pierwsza duża adaptacja p. Adachiego, kompletny seans baseballowy, bardzo dobry slice of life
- Maison Ikkoku (1986) 96 odc. - kompletna adaptacja jedynej chyba serii od p. Rumiko o dorosłych ludziach, bardzo ujmująca komedia romantyczna
- Oniisama e (1991) 39 odc. - melodramatyczne shoujo pełne absurdalnego okrucieństwa dziewcząt w wieku szkolnym, w prostej linii wywodzi się z Róży Wersalu
- Slayers Magiczni Wojownicy (1995) 26 odc. - absolutnie urocza komedia fantasy, jej siłą są przede wszystkim świetne relacje między rewelacyjnie zagranymi postaciami, drugi sezon także pomidorek
- Shoujo Kakumei Utena (1997) 39 odc. - pełen przegląd stylu p. Ikuniego, fantastycznie teatralne shoujo pełne genialnych pojedynków i symboliki idącej aż do granic fanfaronady reżysera
- Berserk (1997) 25 odc. - pierwsza adaptacja Berserka, całkowicie wykastrowana z juchy, trochę szekspirowska tragedia, adaptacja The Golden Age
- Outlaw Star (1998) 24 odc. - doskonały sci-fi akcyjniak, jakkolwiek nieco budżetowy, bohater w typie fajnego ziomka zawadiaki
- Trigun (1998) 26 odc. - niespodziewanie dobrze napisany akcyjniak, w końcowych fazach już zupełnie niezwiązany atmosferą z początkowymi odcinkami
- Serial Experiments Lain (1998) 13 odc. - protoplasta anime w nocnym paśmie telewizyjnym, w zasadzie zapowiedź tego, jak bajki będą w ciągu następnej dekady pisane i rysowane
- Kareshi Kanojo no Jijou (1998) 26 odc. - zadziorna komedia idąca daleko wbrew adaptowanej mandze, dobitny przykład anime wyplutego wcześnie z budżetu, do końca jadącego na oparach
- Seikai no Monshou (1999) 13 odc. - pomimo absurdalnie hermetycznego przedstawienia swojego uniwersum, wciąż jedna z najważniejszych space oper w anime
- Ima, Soko ni Iru Boku (1999) 13 odc. - isekai, zanim isekai stało się modne, a przy tym fascynujący pokaz świata wysychającego na pieprz, do wtóru ludzkiego okrucieństwa
Godne uwagi OVA:
- Ginga Eiyuu Densetsu (1988) 110 odc. - jedna z niewielu pełnoprawnych anime space oper, mnóstwo silnych osobowości i rozważań nt. polityki w skali makro
- Top wo Nerae! Gunbuster (1988) 6 odc. - trochę parodia Ace wo Nerae!, trochę parodia mecha, fascynująco głębokie sci-fi w tle
- Gundam: War in the Pocket (1989) 6 odc. - to ten Gundam niemal w całości osadzony wśród cywili, w którym dziecięce zabawy prowadzą do tragedii
- Lodoss-tou Senki (1990) 13 odc. - prześlicznie rysowany hołd dla zachodniej fantastyki w typie Dungeons & Dragons, a zwłaszcza serii Wizardry
- Macross Plus (1994) 4 odc. - mało macrossowaty Macross o podstarzałych bohaterach niezdolnych przestać krzywdzić się wzajemnie, preludium do Cowboy Bebop
- Gunsmith Cats (1995) 3 odc. - wyjątkowo szwarny akcyjniak, pierwsze Lycoris-type anime
- Angel Densetsu (1996) 2 odc. - w zasadzie tylko reklama bardzo dobrej mangi, ale przy tym dobrze zrealizowany, ludzki obrazek złotego chłopa o twarzy upiora
- Yokohama Kaidashi Kikou (1998) 2 odc. - również reklama mangi, świetnie wyciszający obrazek post-apokaliptyczny
- Rurouni Kenshin: Tsuioku-hen (1999) 4 odc. - praktycznie nic nie ma wspólnego z atmosferą serii o Kenshinie, stąd jest to pokaz bardzo dobry
tobaccotobacco

@kinasato onizuka to taki gorszy paniponi dash

dev

@tobaccotobacco Ja wiem, że ty lubisz znęcać się nad innymi, ale taka lista w formie wall-textu bez chociażby pogrubień dla tytułów to już przesada ( ͡° ͜ʖ ͡°)

tobaccotobacco

@dev zoomer kiedyś było gorzej

94b86213-8773-4f31-a9b5-9c0a0c8e0fb3

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Fooly Cooly, Furi Kuri
Jeszcze nie zdecydowałem czy to eksperymentalny, awangardowy teledysk rockowy, czy symulacja jak by wyglądało coming of age gdyby stary dosypywał ci LSD do płatków śniadaniowych. Niezależnie od ostatecznego werdyktu - wspaniała zabawa prosto od Triggera, który jeszcze nie był Triggerem.
https://www.youtube.com/watch?v=lyvZddP9WHM&t=3s
vries

@kinasato Jedno z najlepszych anime w historii. Przez swoją abstrakcyjną formę wchodzi tak samo dobrze za pierwszym, jak i za piątym razem. Osobiście odmawiam oglądania kontynuacji, które są próbą odcinania od niego kuponów. Aczkolwiek pewnie prędzej czy później się złamię w tym względzie i będę narzekać jak kiedyś to było, a tera nie je.

kinasato

@tobaccotobacco


kontynuacje sobie pooglądaj na zdrowie


https://www.youtube.com/watch?v=C1RMBW8Kd5Y

tobaccotobacco

@kinasato kolega fifi sobie chwalił

Zaloguj się aby komentować