Planescape: Torment
Co nowego można napisać o prawie dwudziestopięcioletniej grze? Pewnie niewiele, jednakże nie jest to moim celem.
Za dzieciaka coś tam grałem w „Planescape: Torment”, które zresztą zakupiłem w pakiecie „Legendy RPG” z serii Platynowa Kolekcja, ale nigdy nie dotarłem daleko. Chyba potrzebowałem dojrzeć do crpg-ów, szczególnie w takich, w których jest więcej czytania niż grania. Uwaga na spoilery.
Zalety:
- przede wszystkim fabuła. Mówi się, że „Planescape: Torment” oferuje jedną z najlepszych historii wśród gier i prawie jestem w stanie przyznać rację. Prawie, ponieważ nie zagrałem we wszystkie gry, więc nie pokuszę się o takie stwierdzenie :')
Bardzo spodobał mi się pomysł na bohatera bez imienia i z zanikiem pamięci, mimo że spotkałem się z tym już w późniejszych gierkach, który jednocześnie wydaje się nie być wynikiem lenistwa twórców. Choć wiadomo, dzięki temu można łatwiej wytłumaczyć zarzucanie gracza informacjami o świecie przedstawionym.
No ale amnezja Bezimiennego jest bardzo ważna dla fabuły i ta właśnie opiera się na próbach odzyskania wspomnień i własnej tożsamości. Odkrywanie, że Bezimienny to kolejne wcielenie nieśmiertelnej istoty, która po każdej śmierci traci pamięć, było ekscytujące i czułem dreszczyk emocji, gdy udało mi się odzyskać kolejne wspomnienie. Albo gdy okazywało się, że w niektórych poprzednich reinkarnacjach główny bohater był niezłym zwyrolem.
- granie tym złym było przyjemne i nie odnosiłem wrażenia, że psuje mi zadania. Jak napisałem znajomemu, że „przypadkiem” zdobyłem charakter chaotyczny zły (zaczyna się od neutralnego, a pozostałe zdobywa się poprzez... robienie dobrych i złych rzeczy, a także dotrzymywanie lub łamanie obietnic), to nazwał mnie chorym pojebem. :') Bądź co bądź wiele zadań można rozwiązać w „zły” sposób. Na brak doświadczenia czy miedziaków nie narzekałem. :')
- towarzysze! Począwszy od latającej czaszki i wojownika, którego ostrze się zmienia, przez diabelstwo i wiecznie goręjącego maga po sukkuba, który założył burdel... dla osób spragnionych intelektualnej stymulacji. Każdy z nich jest oryginalny i ciekawy, czasem wchodzą ze sobą w interakcję albo dzielą się spostrzeżeniami. Inne postacie także reagują na ich obecność, jeśli są w naszej drużynie.
- świat przedstawiony. Choć brutalny, brudny, a czasem nawet zwyrolski, to jest jednym z ciekawszych uniwersów, z którymi miałem do czynienia. Najbardziej spodobał mi się pomysł na miasto pełne portali, w którym kluczem może być wszystko - odpowiednie przedmioty, myśl, zanucona melodia, czynność et cetera. Tak samo jak wspomniany „burdel” - Przybytek Zaspokojenia Żądz Intelektualnych.
- gra nastawiona jest na rozmowy. Nie lubię walki w większości gier i zdecydowanie preferuję pacyfistyczne rozwiązania, więc bawiłem się świetnie. Prawie tak jakbym czytał książkę, co przypomina mi trochę gry paragrafowe.
Wady:
- gra nastawiona jest na rozmowy. Moim zdaniem nie jest to wada, jednakże w pewnym stopniu wymusza to początkowe rozdanie punktów atrybutów w określony sposób, to jest w inteligencję i mądrość. Bez odpowiednio wysoko rozwiniętych tych dwóch cech gra zdaje się mocno tracić - co prawda nie sprawdziłem, jak się gra z minimalną inteligencją, jednakże po zakończeniu gry sprawdziłem poradnik i było tam wiele opcji, które normalnie zostałyby ukryte, gdyby nie wysoka inteligencja/mądrość. Toteż granie tępawym wojownikiem czy zrecznym złodziejem raczej nie jest tak fajne, jak magiem. Zresztą, tym ostatnim też nie.
Jest to rozgrywka na pewno wymagająca świeżego umysłu, żeby móc czytać ściany tekstu.
- czasem zbyt łatwo zepsuć zadanie i to nie przez złe zachowanie. :') Wystarczy źle poprowadzić dialog (chociażby podczas próby dołączenia do Chaosytów) albo wyrzucić przedmiot, który będzie potrzebny za kilka godzin rozgrywki. Między innymi dlatego starałem się chomikować wszystkie wyróżniające się przedmioty, przez co cierpiałem na wieczny brak miejsca w ekwipunku. Dołączenie nowego towarzysza pomagało tylko na moment.
Pominąłem też dwóch towarzyszy. Jednego właśnie przez to, że pozbyłem się niezbędnego przedmiotu, drugiego po prostu nigdzie nie zauważyłem.
- walka. To największy minus tej gry, walka jest po prostu nudna. W przypadku maga dochodzą jeszcze w miarę ciekawe zaklęcia (i tu szkoda, że nie udało mi się odblokować wysokopoziomych czarów), ale od Więzienia pod Klątwą gra rzuca na nas wielu przeciwników i po godzinnej męczarni musiałem odłożyć granie na następny dzień.
Pod koniec gry też miałem ogromny problem podczas pojedynku z przeciwnikiem, który był bardzo odporny na magię. Zużyłem wszystkie zapamiętane ofensywne zaklęcia oraz przynajmniej połowę amuletów leczniczych. Z jednej strony super, ponieważ przez większość gry chomikowałem przedmioty, więc w końcu się przydały. Z drugiej strony narzekałem pod nosem, gdy kolejny czar nie zadał obrażeń memu wrogowi. Na szczęście była to ostatnia walka.
Pomijam to, że musiałem wczytać grę, tracąc przy tym ponad godzinę progresu, ponieważ okazało się, że ten przeciwnik jest zbyt trudny, a Bezimienny nie ma przy sobie żadnych przedmiotów leczących (te nosił Morte). Musiałem się odpowiednio przygotować do tej walki.
Podsumowując: nawet po prawie ćwierć wieku od premiery gra wciąż jest świetna, pomijając przymusowe walki. Oczywiście uruchomiłem wersję „Enchanced Edition” (płyta z starą wersją leży pewnie gdzieś w domu rodzinnym) i nie miałem żadnych problemów z działaniem gry na Windowsie 11.
Zdecydowanie polecam!
#gry #steam #tworczoscwlasna