Być może ciekawi Was jak to wygląda, tak na obczyźnie. No to się podzielę wrażeniami. W komentarzach bo inaczej post będzie zdecydowanie za długi
Zdawałem i uczyłem się w Aarhus, drugim co do wielkości mieście w Królestwie Danii.
#dania #prawojazdy #aarhus #emigracja #chwalesie
1/6: Całość trwała z pół roku (połowa września, do dziś). Na początku lekarz - pierwszego kontaktu ocenił czy mogę - pierwszą część formularza wypełniłem sam w domu. Lekarz jedynie sprawdził czy widzę, czy mam dobry czas reakcji itd.
Całość 300 koron (170 zł) za wypełnienie drugiej połowy formularza.
Potem kurs pierwszej pomocy - 8 godzin od 9 do 17 w sobotę, nic odkrywczego, jeśli widzieliście The Office to wiecie jak to wygląda.
W końcu szkoła jazdy - zdecydowałem się uczyć się po angielsku. Po duńsku umiem się dogadać, ale jednak angielski bardziej uniwersalny, wszystkie zwrotny techniczne, nazwy części mechanicznych itd to moim zdaniem bardziej są przydatne w języku brytów.
Szkoły znalazłem dwie które miały taką opcję. Dołączyłem do tej, która jako jedyna się odezwała lol.
Oj mocno się nastresowałem.
Teoria - dostęp do strony z materiałami online + co tydzień to samo w formie wideo puszczanego z projektora. Nie pomagał fakt, że te materiały to było straszne ścierwo. Obrazki ewidentnie obrobione w MS Paint, z lektorem który chyba chciał umrzeć.
A na żywo - również nie pomagał fakt, że nauczycielka (i jedyna instruktorka na całą grupę) to z angielskim tak różnie lol. Rozmawiać dało się dogadać, ale coś napisać to ortografia ją zjadała.
2/6
Potem zaś jazdy.
Na początku zaczynaliśmy na torze manewrowym. Przypominam, drugie co do wielkości miast w kraju - a toru ni ma. Do najbliższego jest 100 km. Może mają jedno na cały rejon? I akurat pośrodku półwyspu by było każdemu tak samo daleko? Nie wiem. Całe szczęście transport był wliczony w cenę kursu. No i drugie szczęście że szef patrzył łaskawie na dziury w moim grafiku.
Na miejscu chyba z 5 godzin, nauka jak startować, jak hamować, jak hamować delikatnie, jak skręcać, jak cofać, jak parkować przodem, tyłem, bokiem i podskokiem. Ot, plac z pachołkami i max 4 samochodami na raz. Na miejscu bodajże Yariski i WV Up, przyjemne autka nie powiem. Najlepiej mi szło wyczucie ich.
A potem, czas na jazdę po mieście lol. Od początku z samiusieńkiego centrum, gdzie najwięcej ruchu, najwięcej samochodów, dosłownie na przeciwko ratusza. Praktyki były… głośne. Oparte o krzyk, nagłe hamowanie i stękanie. Lub patrzenie w telefon xd .
Nie zrozumcie mnie źle - nie chcę być tylko głaskany po głowie, jak zjebie to muszę to wiedzieć, ale to momentami było kontr-produktywne.
Jeden błąd napędzał drugi bo siedziałem na szpilkach. Oprócz tego nauczyłem się dosyć szybko - jeśli zagadam instruktorkę, to lepiej mi idzie. Na temat zmiany biegów więcej się chyba z YouTube nauczyłem.
Wiem że wszyscy w tej szkole to przeżyli. Trudno, wspieraliśmy się na whatsappie.
Czemu nie zmieniłem? No bo nie bardzo było na kogo
@frondeus haha, nie wiedziałem że w Aarhus nie ma placu manewrowego. Dokąd was wywieźli?
Dla takich wpisów wbijam na Hejto! Piękne dzięki że napisałeś ten wpis, za cholerę nie wiedziałem że w Danii tak to wygląda :D
@lukmar Jezu Chryste ja dziś naprawdę niewyspany chodzę
SPROSTOWANIE - nie wiem skąd mi się te 100 km wzięło, nawet w dwie strony mniej wychodzi.
Google mi mówi 42 km w jedną stronę - Aarhus do Randers
3/6:
Egzamin teoretyczny - po angielsku, puścili nam gotowe wideo, każdy miał swój własny monitor i myszkę + słuchawki. Dwadzieścia pięć przykładów od 2 do 4 pytań, tak/nie na każdy przykład. To też poszło za pierwszym razem - nie było specjalnie trudne. Szczerze mówiąc - bardziej momentami się zastanawiałem co autor miał na myśli tworząc dziwne twory gramatyczne po angielsku, niż nad samym przykładem.
Pod koniec jazd (swoją drogą jest ich z 10h mniej niż w Polsce jeśli pamięć nie myli), nadeszła rzecz iście przyjemna - tor poślizgowy. Znowu 100 km od miasta. Nauka wpadania w poślizg czy też raczej wychodzenia z niego. Awaryjne hamowanie na suchym, na śliskim. Nagłe omijanie przeszkody itd. Bardzo przydatne i dodające pewności siebie. Tym bardziej, że tu drogówka miała w tym roku ogromny problem z śnieżycami. Pierwszy raz od chyba 10-15 lat tak padało, i gmina została z ręką w nocniku. Szklankę na drodze rozwiązała dopiero dobra pogoda. Autobusy nie jeździły chyba z tydzień.
Oznaczało to też, że na tym torze nie musieli korzystać ze zraszaczy z płynem by stworzyć warunki do poślizgu. 1cm warstwa lodu przy -10 stopniach Celcjusza wystarczyła. Warunki, powiedziałbym, zbliżone do prawdziwych.
Tak więc nauka wychodzenia z poślizgu może się tu przydać lol. Swoją drogą przez tą pogodę to kolejka na egzamin się wydłużyła o tydzień.
4/6:
No ale do rzeczy - tuż przed egzaminem - dodatkowe 20 min praktyki, rozgrzewka z instruktorką i ugh. Popełniałem błąd za błędem, jakbym był na drugich zajęciach. Po powrocie miałem może z pięć minut na ochłonięcie więc jedynie sobie powiedziałem - “Popełniłem te błędy teraz, by nie musieć już ich popełniać za chwilę”.
Dziś w nocy myślałem że zejdę ze stresu. Jak się okazało jak tylko egzaminator wszedł do auta to całe napięcie zniknęło.
Egzaminator okazał się być mega sympatycznym i wyrozumiałym facetem. Udawałem w myślach, że to jest po prostu obcy człowiek, kolega innego kolegi który poprosił mnie o podwózkę. I to chyba dało mi spokój ducha i poczucie, by zamiast próbować “nie, niezdać”, skupić się na drodze, na warunkach pogodowych i na otoczeniu. Planowaniu kolejnego kroku i kolejnego skrzyżowania. Bez rozpatrywania przeszłości czy przejmowania się przyszłością. Chciałem zdać, jasne, ale jednocześnie wiedziałem, że jeśli się nie uda to trudno, poćwiczę więcej. Lepiej przecież tak, niż zdać przez przypadek a potem zabić kogoś na drodze.
I czuję jednak, że trochę przypadku było - że miałem w cholerę szczęścia z tym egzaminatorem ; spokojny, miły, gestem potwierdzał kierunek (mówił po duńsku, więc to naprawdę pomogło). Pogadaliśmy trochę o mojej pracy, o kierowcach BMW i jakoś to tak płynęło. Bez głupich błędów, bez krzyku. Chwalił gdy dobrze oceniałem sytuację na drodze, nie wprowadzał dodatkowego stresu. Jechałem innym autem, Audi A4 (popsuł się silnik w poprzednim, dosłownie tydzień przed egzaminem) po raz pierwszy w życiu i chyba to też to widział.
5/6
I nie wiem co dokładnie się odjebało, że w ogóle nie sprawdził, parkowania, jazdy w ciasnych uliczkach itd. Ot, 3 pytania techniczne, 40 min po mieście, do centrum, na obwodnicę i z powrotem na parking przed urząd jazdy. Więc w sumie zaparkowałem raz. A potem to już tylko ulga gdy powiedział magiczne “zdałeś”.
Egzamin, tak jak wspomniałem był po duńsku i musiał być po duńsku. Nawet jeśli ekspert zna angielski, to może jedynie pogadać o dupie maryny.
Każdy oficjalny komunikat nt. trasy, polecenie czy też pytanie dot. samochodu (typu, jak sprawdzić czy asysta hydrauliczna w hamulcu działa itd) musi być po duńsku. Jest to ponoć dla nich zabezpieczenie - nikt nie może ich pozwać że źle powiedzieli, że źle im się przetłumaczyło. Tłumacz zaś, może być, ale tylko przez telefon. I to taki tłumacz który nie jest twoim kolegą z pracy - by uniknąć sytuacji, gdzie egzaminator się mnie pyta o np. poziom oleju czy o to z ilu metrów ma być widać awaryjne, a ja “odpowiadam” mówiąc o np. rozmnażaniu bobra podczas gdy kolega jest kreatywny i “tłumaczy” znając odpowiedź.
6/6
Trochę się czuję jakbym prawko w czipsach wygrał - chociaż wiem, że biorąc pod uwagę atmosferę to pewnie w tych trudniejszych partiach miasta, tzn w małych uliczkach z masą przeszkód, również dałbym radę. I zdecydowanie zdanie tego prawka to jedynie początek. Ot dowód że (być może) nie jestem niebezpieczny, ale niekoniecznie dobry kierowca
Na takim tymczasowym, papierowym prawku (ważnym 3 mce) jeździć po całej Północy - Dania, Szwecja, Norwegia, Finlandia i Islandia. Plastik zaś wyślą pocztą - wtedy całe UE stoi otworem (oraz większość świata). Teraz tylko odliczać te 365 dni aż jakakolwiek firma będzie chciała wypożyczyć auto nowicjuszowi. W między czasie zaś, czas zacząć polowanie na jakąś zadbaną Toyotę.
Oh, i swoją drogą, w Polsce zrobić nie mogłem - w styczniu weszło prawo, by robić w Polsce, musisz mieszkać w Polsce. Przynajmniej 51% czasu. Innymi słowy być rezydentem podatkowym. No ale to raczej logiczne i słuszne. Nie ma miejsca na jakąś turystykę prawo-jazdową :)
Całość kosztowała mnie:
-
pół roku (powinno być znacznie krócej, a bo to chora instruktorka, potem ja chory, zarażony od niej, a bo to święta, a bo to zasypało całe Aarhus tak, że przez 3 tygodnie miasto sparaliżowane itd.)
-
z 18 000 koron duńskich (~10k PLN)
-
15 000 na instruktora,
-
300 dkk na lekarza
-
500 dkk na pierwszą pomoc
-
1000 dkk na egzamin,
-
1000 dkk na wypożyczenie auta w trakcie egzaminu,
-
750dkk na tłumacza jeśli ktoś potrzebuje (ja technicznie nie potrzebowałem, w praktyce, poduszka bezpieczeństwa dla komfortu psychicznego).
@frondeus Gratulacje Tomuś!
@frondeus mogłeś na Ukrainie próbować, bliżej i taniej
@pol-scot na Ukrainę po prawko to aż szkoda dupę ruszać i lepiej bez jeżdżenia tam sobie je po prostu kupić xD
Ale nie wiem jak to wygląda teraz na granicy ale pewnie dalej granicznicy swoim ludziom stemplują paszporty jak trzeba.
@DiscoKhan żartowałem tylko...
no pięknie, gratki! A orientujesz się jaka jest zdawalność? Za tzw. moich czasów na południu PL to chyba z 20% max zdawało. Tak uwalali za każdą pierdołę.
@ColonelWalterKurtz Nie mam pojęcia, póki co z osób na mojej grupie to wiem że 3 (w tym ja) zdały a jedna nie (i to przez głupi błąd nie zdała - telefon z tłumaczem rozłączyło i na czerwonym oddzwoniła zamiast poczekać na telefon).
Większość grupy jeszcze przed pierwszą próbą.
Przy czym istnieje szansa że osoby niezdające po prostu się tym nie chwalą...
@frondeus i jak wyglądał egzamin?
@frondeus Gratulację za trud włożony. Bez prawka to jak bez ręki.
@frondeus po co panu prawko w tym wieku? do lekarza nie trzeba samochodem
@viollu Szczerze mówiąc tak myślałem przez większość "dorosłości". Ale jak trzeba psa do weta bo się przelewa to jednak w aucie lepiej niż na rowerze.
Ale najbardziej to poczułem potrzebę na wakacjach w Grecji. Gdzie autobusy jeżdżą, albo nie.
Inna spawa, że loty do Polski z psem to już wydatek tysięcy PLN, bo tylko duże linie jak LOT, z przesiadką w Warszawie. Oszczędzam calutkie 2h w stosunku do jazdy przez Niemcy. I jasne, teraz po zdaniu prawka nie wpakuję się w puszkę i nie wjadę od razu na Autobahn, ale już za rok, dwa, opcja się odblokuje.
@frondeus wiem, że się przydaje. śmiałem się z wieku 28 lat, bo na portalach tego typu to już się powinno wg. ludzi trumnę wybierać w tym wieku, a nie zmieniać coś w życiu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
powodzenia
I jasne, teraz po zdaniu prawka nie wpakuję się w puszkę i nie wjadę od razu na Autobahn, ale już za rok, dwa, opcja się odblokuje.
@frondeus dlaczego? autobana jest prostsza w obsłudze niż dowolna droga w mieście
@frondeus Gratulacje! Widzę że mamy coraz większą duńską społeczność na hejto.
Ale jestem pod wrażeniem jak drogo. Cieszę się że ja się przeprowadziłem już z wyrobionym prawem jazdy. W tym roku muszę odnowić zresztą. Muszę się dowiedzieć czy mogę to zrobić w PL, czy w świetle nowych przepisów powinienem już w Danii.
@lukmar Od dwóch lat tu siedzę, po samym Aarhus jeszcze idzie bez prawka, do centrum dojadę autobusem.
Rowerem wiadomo łatwiej i znacznie szybciej
Ale jak tylko chciałbym odwiedzić kolegę na wsi, czy pojechać do szpitala na drugim końcu miasta, to się robi trip na 1.5h w jedną stronę, bo zamiast wbić na obwodnicę to muszę przez centrum. Jak zima zaatakowała to też lipa.
Co do cen to drogo, drogo. I dodatkowy stres że jak nie zdasz to jesteś tak z 2500 dkk w plecy:
-
1000 na samochód
-
1000 za policjanta
-
500 za tłumacza (tłumacz robi zniżkę, jak zdasz - to 750, jak nie - to 500 bo mu głupio)
Co do samego egzaminatora, to o tym nie napisałem bo nie potwierdziłem w sumie - ale (ponoć) to jest po prostu policjant na służbie który robi z Tobą objazd
@frondeus zgadzam się, gdybym pracował w Aarhus to też by mi pewnie wystarczył sam rower. Ale rok dojazdów do pracy do Billund przekonał mnie że potrzebuję samochodu. No i te wszystkie rzeczy które Ty wymieniłeś to też prawda.
@lukmar w Danii? W samym Aarhus!
W Danii najwyraźniej nie muszą upierdalać egzaminowanych na siłę żeby wyrobić normę (czytaj: zarobić).
Gratulacje. Śmieszne jest to że w takiej Danii, zamożnym kraju, zaświadczenie od lekarza ~170 zł, a w Polsce? 200 zł. Widać gdzie żyją bogaci.
@PrezesKlubuTecza Co tu śmiesznego? Lepiej kraj prowadzą, to mają zasłużenie więcej.
@PrezesKlubuTecza Niby tak, ale z drugiej strony w podatkach znacznie więcej oddaję (37% i to bez progów jeśli dobrze rozumiem ten system)
Ciężko więc w pełni porównać oba kraje bez wchodzenia w niuanse.
@frondeus
Dania
Łatwiej jeździć niż się dogadać xd
@Felonious_Gru Tak. Jakby ziemniaka mieli w gardle.
Norweski żart głosi - czemu duńczycy tak dobrze mówią po angielsku? Bo inaczej by się nie dogadali między sobą
Gratulacje!
Typ co Twittera robi z hejto XD
@frondeus Wojciech Polen, zapisano. Jeszcze tylko numer pesel i idę po chwilówkę
i to za granicą,
@frondeus jakoś wątpię, że to jest trudniej niż w bolzdze xD
niesamowite zdales prawko jak miliardy ludzi. AMA! XD
Zaloguj się aby komentować