Wiem że zapewne zabrzmię jak szur czy tam "covidianin" (czasami się gubię już w tych kategoriach) ale cóż, mam nadzieję że moje obawy są nieuzasadnione.
Otóż, dla kontekstu - mieszkam od paru lat w #dania i w ostatnim tygodniu zaobserwowałem nagły wzrost śmierci ptaków. Wczoraj widziałem 3, dzisiaj 4 nowe. Być może to po prostu kwestia nowego drapieżnika w okolicy, może ktoś z kotem się wprowadził. Lub może to po prostu zjawisko Baader-Meinhof (iluzja częstotliwości).
Ale pamiętam, że kilka dni temu pojawiły się pierwsze informacje na temat tej tajemniczej choroby która trapi koty w całej Polsce. Te zarówno domowe jak i wychodzące na dwór.
https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,29919558,wirus-grypy-atakuje-koty-juz-20-zidentyfikowanych-ognisk-w.html
I tak sobię myśle - przecież choroba nie wie czym są granice wyznaczone przez człowieka. Ptaki migrują non stop. Jedno z ognisk jest w Gdańsku - z Gdańska zaś do mojego miasta jest jedynie jakieś 500 km.
I tak zaczynam sobie łączyć kropki - póki co żadna agencja (duńska czy europejska) nie informuje o jakiejkolwiek epidemii ale zazwyczaj o tym się mówi kiedy już jest za późno. Tak jak z covidem, gdzie reakcje służb były zdecydowanie opóźnione.
Tymczasem Główny Inspektorat Weterynaryjny w Polsce informuje o tych przypadkach epidemii u kotów które dotyczą ptasiej grypy... Ale jednocześnie wystąpiło o odzyskanie statusu **kraju wolnego od wysoce zjadliwej grypy ptaków** (
https://www.wetgiw.gov.pl/main/komunikaty/Zlozenie-deklaracji-do-WOAH-dotyczacej-odzyskania-statusu-kraju-wolnego-od-wysoce-zjadliwej-grypy-ptakow-HPAI/idn:2285). Dosłownie dzień przed dostaniem pierwszych wyników z badań kotów
Tak więc coś czuję że to nie tylko polskie kotki są zagrożone, i mam nadzieję że na kotach się skończy.