Z okazji Walentynek miałem wrzucić swój stary tekst o tym, jak może wyglądać miłość w przyszłości bazując na różnych dziełach kultury, jednakże jest już leciwy i nie jestem z niego zadowolony na tyle, by o nim przypominać. Nie miałem czasu na jego odświeżenie, dlatego ograniczyłem się do rozważań. Wyszedł z tego trochę taki strumień świadomości długi na ponad dwie strony A4. :')
Często trafiam na artykuły i posty zwykłych użytkowników Internetu na temat trapiącej ich samotności oraz problemach ze znalezieniem odpowiedniej osoby do związku. Teoretycznie Internet ułatwił poznawanie ludzi - sam poznałem obie moje byłe partnerki przez internet, tak samo wszystkie moje dorosłe znajomości miały swój początek w Internecie właśnie i dopiero po jakimś czasie przeniosły się do rzeczywistości. Oczywiście nie liczę pracy i studiów, ponieważ te znajomości nie wykraczają poza mury uczelni czy biura. Z drugiej strony jaki miałem wybór, jeśli w najbliższym otoczeniu nie potrafiłem znaleźć „odpowiadających mi osób”?
Czy to jest normalne? Powoli staje się nową normalnością i coraz mniej osób dziwi się, gdy słyszy, że ktoś ma zamiar spotkać się z osobą poznaną w Internecie. To tyczy się też randkowania i przyznam szczerze, że mnie to niepokoi. W tym temacie też pojawia się wiele narzekających postów z „obu stron”: kobiety ubolewają, że trudno jest poznać przyzwoitego mężczyznę, mężczyźni ubolewają, że trudno jest poznać przyzwoitą kobietę, a prym wiodą narzekania na apki randkowe.
Ponownie teoretycznie Internet powinien ułatwić sprawę - jako osoba, która uwielbia przesiadywać w domu i stresuje się poznawaniem nowych osób, cieszę się, że również w teorii otrzymałem możliwość poznania podobnych mi osób, których normalnie pewnie nigdy nie poznałbym, bo przecież siedzimy w swoich domach. : D
Tylko że to teoria.
W praktyce coraz częściej widzę nawoływania, by olać apki randkowe i spróbować poznać kogoś na żywo. I kurczę, poniekąd się z tym zgadzam.
Osobiście nie mam złych doświadczeń z apkami randkowymi. Jednocześnie nie uważam, żeby były dla mnie. Zbyt bardzo psują moją romantyczną wizję poznania drugiej osoby w środowisku, hmm, naturalnym dla tej osoby. Na przykład w klimatycznej kawiarni, bibliotece czy gdziekolwiek indziej, gdzie mógłbym trafić na tę „pasującą osobę”. Dla kogoś innego mogłoby to być spotkanie o poranku na szczycie wymagającej góry czy na koncercie ulubionej kapeli metalowej. Gdzie można by zobaczyć, jak się zachowuje, jaką ma mowę ciała, ba, nawet usłyszeć barwę głosu (rzecz dla mnie niezwykle ważna) - każdy ma inne rzeczy, na które zwraca uwagę. I dopiero wtedy podjąć decyzję, czy podejść do takiej osoby. (co nie oznacza, że sam zdecydowałbym się na zagadanie xD)
W apkach randkowych tego brakuje. Jasne, można zobaczyć zdjęcia z tych „naturalnych środowisk”, można przeczytać opis przedstawiający osobę, można zobaczyć wybrane preferencje i inne ważne rzeczy, jak chociażby chęć posiadania dzieci czy stosunek do różnych używek. Jednak to „statyczny obraz”, w dodatku wykreowany przez tę osobę, a czasem nawet podrasowany, żeby wypaść lepiej. Coś, co najczęściej można poniekąd zweryfikować na żywo (wzrost, waga czy cokolwiek innego).
Podawanym przez niektórych problemem są także rosnące wymagania wobec potencjalnych partnerów. Niedawno przeczytałem artykuł, w którym niejako autor obwiniał mężczyzn, że nie spełniają tych wymagań, bo na przykład kobieta z wyższym wykształceniem nie chce mężczyzny z niższym od niej wykształceniem, a jest mniej mężczyzn po studiach niż kobiet. Trochę mnie to oburzyło (jak zresztą jakiekolwiek wojenki i obwinianie drugiej płci, nie tylko męskiej, ale też żeńskiej), ponieważ jeśli bym usłyszał, że na znalezienie fajnej partnerki mogę liczyć wyłącznie po spełnieniu określonych wymagań, to pewnie bym odpuścił zamiast gonić króliczka. A jako nastolatek byłem w związku ze starszą ode mnie o dwa lata studentką, której nie przeszkadzało, że byłem młodszy i „gorzej wykształcony”.
I nie dziwię się, że podobnie postępują młodzi mężczyźni chociażby w krajach azjatyckich - na przykład w Chinach, żeby w ogóle myśleć o znalezieniu partnerki, często trzeba mieć bardzo dobrą pracę i własne mieszkanie. Co potwierdził mój kumpel, który był w Chinach na ślubie swojego kuzyna. No ale tak już jest, kiedy kobiet jest mniej od mężczyzn i mogą „wybrzydzać”.
Zresztą, każdy z nas chce mieć jak najlepiej w życiu. Niedawno wybierałem wagę kuchenną i przeglądałem internet w poszukiwaniu jak najlepszej dla mnie. Czytałem opinie, porównywałem funkcje, zapytałem nawet parę znajomych mi osób o to, z jakich wag korzystają. Niby taki niedrogi zakup (kilkadziesiąt złotych), ale jak już miałem dokonać wyboru, to chciałem wybrać tę najlepszą. I skoro mnogość rozwiązań, marek et cetera potrafiła mnie przytłoczyć, a mówimy o wadze kuchennej!, to co dopiero muszą czuć ludzie, którzy na aplikacji randkowej mają do wyboru setki, jeśli nie tysiące potencjalnych kandydatów?
To też brzmi pięknie - mieć możliwość wyboru z tak dużej puli. Tylko co z tego, skoro zdecydowaną większość się odrzuci, z różnych powodów? Przynajmniej ja tak miałem: ostatnim razem na Tinderze odrzuciłem 90-95% wyświetlonych profili. Przesuwanie jest męczące i żmudne. Oczywiście sprawę można ułatwić, wykupując premium. Tylko że zostaje wtedy 5-10% potencjalnych osób, a z tego pewnie połowa, jeśli nie większość, może śmiało stwierdzić, że ja im nie odpowiadam. : D No ale mówię tylko ze swojej perspektywy.
Klęska urodzaju może przytłaczać, a że mężczyzn najczęściej jest więcej niż kobiet, to też mają mniejsze szanse na znalezienie kogoś, kobiety zaś cieszą się większym zainteresowaniem (co też niekoniecznie musi się przełożyć na większe szanse na partnera). Do tego dochodzą też inne czynniki, jak skupienie się na karierze, pasjach, znajomych i rodzinie, co może przełożyć się na brak wolnego czasu. A niepowodzenia w znalezieniu kogoś i przedzieranie się przez dziesiątki czy setki profili mogą zmęczyć i zniechęcić do dalszych poszukiwań.
Dlatego z zaintrygowaniem czytam posty ludzi, którzy narzekają na apki randkowe, narzekają na poznawanych tam ludzi, na brak powodzenia, na samotność, na zmęczenie randkowaniem i nawet deklarujących, że sobie je odpuszczają. I zastanawiam się, jak ten problem można rozwiązać.
Zastanawiają się także mądrzejsi ode mnie i bardziej wpływowi. Na przykład władze Tokio zdecydowały o… utworzeniu kolejnej aplikacji randkowej, tylko że zbierającej ludzi, którzy chcą wziąć ślub i mieć dzieci. Z tego, co widzę z
oficjalnej strony , trzeba podać dane personalne razem z miejscem zamieszkania, poziomem wykształcenia i rocznym dochodem. Dodatkowo trzeba zapłacić 11 tysięcy jenów (niecałe 300 złotych) za dwuletni dostęp. Służy to głównie odsianiu ludzi, którzy nie myślą poważnie o ożenku. Z niecierpliwością czekam na rezultaty uruchomienia tej apki, o ile kiedykolwiek takie zostaną opublikowane.
Tylko czy w dobie coraz większej samotności wśród dorosłych rządowa aplikacja randkowa cokolwiek da? A może ludzie mniej lub bardziej świadomie izolują się, ponieważ na wyciągnięcie ręki jest masa substytutów? Czy jest sens się starać wyjść z własnej strefy komfortu, by spróbować kogoś poznać, skoro równie dobrze można jak w popularnej paście zwalić konia, najeść się pizzą z Da Grasso i trzymać kotka na kolanach? Nie wiem.
A Wy jak myślicie?
#zwiazki #randkujzhejto #przemyslenia #tinder