#tikutak #zegarki #zainteresowania #ciekawostki #hobby #gruparatowaniapoziomu
Dziś miał być dalszy ciąg wpisów dotyczących 1. Moskiewskiej Fabryki Zegarków, czyli Poljota. Miałem pokazać kilka zwykłych zegarków, którym robiłem remont, a może omówić automaty. Będzie natomiast mały offtop. Posłuchajcie....
"Mir", czyli "Pokój". To słowo ma też w języku rosyjskim drugie znaczenie - "Świat".
W 1965 r. mój tatko, będąc we wojsku, kupił używany zegarek. Kupił, bo poprzedni ktoś mu ukradł. Zegarek był z nim na poligonie, kilka razy zamoczył się podczas nieregulaminowych wyjść na kołobrzeską dziką plażę (dawno, dawno temu pokazywał mi, przez którą dziurę w płocie przeskakiwali), poszli później do cywila...Ja pamiętam go z dzieciństwa, na zjedzonym skórzanym pasku i z tą burą tarczą, jak jeździł z tatą na traktorze. Pamiętam, jak siedziałem w kuchni i czytałem, a tata wrócił do domu, taki milczący. Odpiął zegarek i schował go do kredensu. Umarła wtedy jego mama, a moja babcia; pół roku wcześniej pochowaliśmy dziadka. Miałem wtedy 11 lat.
W opowiadanych tutaj historiach pojawiała się informacja, że gdy podczas II WŚ front podchodził pod Moskwę, wszystkie zakłady produkcyjne, które dało się rozebrać i ewakuować, wyjechały w oddalone miejsca. 1. Moskiewska FZ, czyli "Kirow", a późniejszy "Poljot", wyjechała za Ural do Złatoustu (nazwa miasta pochodzi od św. Jana Chryzostoma "Złotoustego"; stamtąd pochodził znany szachista, Anatolij Karpow). Po wojnie produkowano tam kieszonkowe zegarki "Złatoustowskie".
2. Moskiewska FZ (późniejsza "Sława") pojechała do Czystopola, gdzie dała początek przyszłemu zakładowi produkcji zegarków marki "Wostok", ale to długa historia i na inną okazję. Skracając, to właśnie tam mniej więcej do 1961 r. był produkowany m in. "Mir".
Mechanicznie to "wół roboczy" - ma robić swoje. W prostej linii pochodzi od projektu Ferdynanda Lipmana (1918 rok!), który Związek Radziecki zakupił do wdrożenia u siebie do produkcji w 2 połowie lat 30-tych. To były zegarki z wyższej półki, produkowane dla masowego odbiorcy, jako przedmiot użytku codziennego, narzędzie traktowane wyłącznie utylitarnie. Koniec lat 50-tych i początek 60-tych to czas, gdy do wykończenia przywiązywano dużą dbałość; koperty złocono warstwą 20 mikronów, mechanizm ma włos Bregueta i system przeciwwstrząsowy, na krawędziach mostków widać polerowane fazowania, polerowane są też główki śrub. Całość ma być estetyczna, choć mechanizmu w zamkniętej kopercie nikt przecież nie ogląda.
Cóż, swoje od życia zebrał. Czasem stawał, trudno było go nakręcać, bo wytarta koronka była trudna w obsłudze, a poharatana koperta i głębokie zadrapania nasuwały skojarzenia ze starym kocurem, który w walkach otrzymał niejedną ranę. Urodą, jednym słowem, nie grzeszył. Jakieś 25 lat temu zupełnie odmówił posłuszeństwa (mój brat w ramach testów usiłował uruchomić swojego Wostoka, używając tego tutaj jako dawcę części). Jako swoją pierwszą naprawę w 2019 r. rozłożyłem mechanizm na części, wymyłem, a tony brudu, jakie wygarnąłem z werku, to jest temat na oddzielną opowieść. O dziwo, udało się odnaleźć i skompletować 100% zawartości oryginału - należało tylko poprawić paletę kotwicy, która uległa zniszczeniu. Do wymiany poszła koronka, bo była zwyczajnie zużyta. Największym zdziwieniem był kolor tarczy, jaki pojawił się, podczas mycia. Niby wiedziałem, jak to powinno wyglądać, ale pierwszy raz w życiu zobaczyłem ją w takiej postaci. Nie jest idealnie: została czarna kropa koło godziny 9, przy 6 farba jest zjedzona do gołej blachy, przy indeksach jest sporo patyny....Znikające napisy to przypadłość tej marki, ten typ po prostu tak ma. Powyżej wskazówek powinien być czerwony napis "Mir", poniżej zachowały się ledwo - ledwo widoczne "18 kamieni, przeciwwstrząsowy". Mam cyferblat w lepszym stanie, ale nie chciałem go zmieniać - niech już taki sobie będzie. Koperta, wysłana do renowacji, pozostawia sporo do życzenia. Niby odnowione złocenie, ale głębokie szramy zostały niedostatecznie spolerowane. Zżymałem się na fuszerkę, ale potem pomyślałem: facet bez blizny to nie facet. Naoliwiłem (nawet przeoliwiłem!), poskładałem - ruszył, i to bez marudzenia (to było kolejne zdziwienie: tak jakby on sam chciał pracować; zupełnie nieźle, jak na 60-letniego staruszka). Wystarczyło wypolerować indeksy i wskazówki, wyregulować, przepolerować kopertę i założyć nowy pasek. Kosztował mnie kupę pracy i czasu, ale było warto ze względów sentymentalnych. Tata dostał go po odnowieniu w prezencie na 75 urodziny. Nie wiedziałem o tym, ale wtedy miał przed sobą jeszcze 3,5 roku życia.
Tatko zmarł równo rok temu na raka. Wyjątkowo bolesna śmierć, pomimo wcześniejszego leczenia przerzuty z płuc i opłucnej poszły na żebra i kręgosłup, słabo działały środki przeciwbólowe. Pojawiły się niedowłady nóg, strajkowały nerki, były stany zapalne i problemy z oddychaniem. Rano dawałem mu opioidy, zastrzyk sterydów, podłączałem kroplówkę, byle szybko, bo bardzo cierpiał. Zapadał w ciężki, narkotyczny sen na kilka godzin, a ja siadałem przy nim, pilnowałem tempa kroplówki, wenflonu, respiratora i żeby zająć czymś głowę - pisałem o zegarkach. Cóż, zegarki to czas, czas to historia....
No i tak to było. Przedstawiam Państwu: oto Mir, czyli Pokój, starszy brat Wostoka z tej samej Czystopolskiej Fabryki Zegarków Zdjęcia poniżej przed i po mojej pracy.