Tak, to mówią alkusy, które udają trzeźwych i próbują z każdej strony stronić od alkoholu, bo wiedzą że po jednym "hehe piwku" to już równia pochyła i jazda do odciny w wymiocinach.
Może i jestem alkusem, ale to ty wozisz ze sobą alkomat i sprawdzasz "czy już możesz jechać" bo mieścisz się w 0,2‰. Czaisz? Wynika z tego że uważasz że alkusy są odpowiedzialniejszymi kierowcami od ciebie. A o tym mowa.
Jak wspomniałem wyżej pomieszkałem trochę za granicą i np kumpel widział na stacji sytuację, gdzie policja zatrzymała chłopa, miał trochę ponad normę, więc kazali mu postać godzinę na tejże stacji, zastrzegając że przyjadą przed jej upływem sprawdzić czy dalej tam jest.
Po tej godzinie pewnie miał poniżej limitu. Rozumiem że dla ciebie to jest w porządku, zgodnie z tym co napisałeś że ludzie którzy wsiadają mając powyżej 0,2‰ są debilami. Ty się mierzysz, zamykasz w tej normie, więc debilem nie jesteś. Ale nie różnisz się dla mnie od tamtego gościa, on też pojechał dopiero jak mu zawartość alkoholu spadła poniżej pewnej granicy, więc gicik, po prostu powinien mieć alkomat.
To wolę być alkusem.
Drinka w towarzystwie na jakimś spotkaniu nie wypijasz? Wina do sytego obiadu?
Mam kluczyki w kieszeni to nie piję. A czemu nie można by sobie wypić czegoś dobrego BEZ alkoholu? Oczywiście że wypijam drinka czy winko na spotkaniu, nie muszę walić do odciny. Tyle że po prostu nie biorę wtedy samochodu, tak samo jak pijąc więcej. Po co? W czasach gdy Uber czy Bolt są relatywnie tanie? Albo mogę kogoś poprosić żeby mnie zgarnął w podbramkowej sytuacji, bo po to się ma przyjaciół? Z resztą o co chodzi, nie potrafisz wysiedzieć z pijącymi nie pijąc? Obiad ci nie przejdzie jak wypijesz sok z winogron zamiast wina? Na taksówkę nie stać ale na drinki już tak? Uważasz że dajesz dobry przykład?
Dlaczego w Polsce musi panować przekonanie, że jak już "pijesz alkohol" to zaraz wjeżdża implikacja "DAWAJ ODPALAJ SIUDEME, BO CO TO JEST JAKIŚ BABSKI DRIN CZY HEHE WINKO, TYLKO CZYSTA ALBO OD RAZU DWA/TRZY/OSIEM CZTEROPAKÓW HARNASIA, BEZ TEGO TO NIE MA CO PIĆ"...
Może i tak jest. Przyznaje, prosty ze mnie chłop, lubię usiąść w weekend i zrobić flaszkę, za to nie lubię pić na codzień do obiadu, w tygodniu w ogóle nie piję, w weekendy z resztą też różnie to bywa. Napiję się bo wiem że nie muszę jeździć. Nie na odwrót.
Z resztą alkoholizmu nie warunkuje ilość wypijanego alkoholu, tylko właśnie regularność spożycia, stąd dziwią mnie te teksy o winie do obiadu - u mnie w domu nigdy czegoś takiego nie było, może po części też dlatego że wszyscy byli kierowcami, może po prostu jestem "z dobrego domu" czy coś. Dla mnie spotkanie ze znajomymi nie implikuje od razu picia, nawet w małych ilościach.
Ale skoro uważasz że sam nie pijesz po to żeby poczuć alkohol, to po co pić? Przecież to nie daje żadnych korzyści poza właśnie zmianą stanu świadomości. Mimo to wozisz ze sobą alkomat i musisz się zastanawiać czy nie wypiłeś za dużo. A efektów żadnych bo przecież nie pijesz żeby "poczuć". Pijesz żeby nie poczuć i móc prowadzić o.O
Spędziłem dwa czy trzy sylwestry jako kierowca. Bo lubię prowadzić i tak mi się podobało akurat. I było fajnie, jeździłem sobie z imprezy na imprezę, tutaj kogoś przeteleportowałem, tutaj zrobiłem rundkę wokół rynku, i gitara, i też fajnie. Ale znowu, może to też kwestia tego że wśród znajomych mam niemalże samych kierowców, nikt nie proponował mi drinków, no chyba że proponując przy tym żebym już zostawił samochód. A nawet jakby zaproponował najlepszą whisky podaną w jakiś wymyślny sposób w super smacznym drinku, to też bym odmówił.
W jednym się mogę zgodzić - kultura picia u nas jest jaka jest, nie każdy pije z głową. Ale to że gdzie indziej normą jest "winko do obiadu", w żaden sposób nie jest usprawiedliwieniem w perspektywie prowadzenia samochodu. No, koniec końców, czym to się różni od TIRowca który walnie flaszkę na początku pauzy bo i tak do kolejnej zmiany wytrzeźwieje i alkomat go puści, od gościa który pije drinka i czeka nie dziesięć a jedną godzinę? Jedynie stanem upojenia. Koniec końców oboje wsiadają do auta będąc przytrutymi, bo podtruwamy się alkoholem żeby się odurzyć i to jest fakt.
Niestety, chyba, dla wielu samochód to przykry obowiązek.
@rakokuc zgadza się. Rozróżniam oczywiście picie do odcinki nad ranem, do spotkania przy winku żeby podyskutować, ale koniec końców sprowadza się to do tego samego. tak jak piszesz gdyby alkohol na nas nie wpływał, to byśmy go nie pili, nie byłby tak ugruntowany w kulturze niemalże na całym świecie itd. To nie te czasy że woda była trująca więc się robiło wino bo było bezpieczniejsze do spożycia
I tak samo skoro wiemy że na nas oddziałuje to rozsądnym jest nie picie kiedy chcemy być w 100% sprawni. Wydaje mi się to logiczne i nie ma co dorabiać ideologii.