martwy ciąg: 4 serie x 52.5 kg x 10
odwodziciele: 4 serie x 110 kg x 15
wiosłowanie na maszynie: 4 serie x 91 kg x 10
asystowane podciągnięcia: 4 serie x -12 kg x 10
wznosy bokiem: 3 serie X 16 kg (czyli 2 x 8 kg) x 10
unoszenie nóg: 4 serie x 16 powtórzeń.
Mimo wszystko - trochę siły mi jeszcze zostało.
Ogólnie to w zeszłym roku, tak chyba jeszcze latem coś się stanowczo zmieniło w moim sposobie myślenia odnośnie ćwiczeń i dążenia do jak najlepszej sylwetki. Chyba złożyło się na to parę rzeczy: po pierwsze świadomość, że jak tylko pojadę do rodziców (a tam spędzam zawsze urlop i to nie są 2 tygodnie, tylko prawie 2 miesiące), to zaraz zupełnie stracę formę i wszystkie moje wcześniejsze starania i poświęcenie - ćwiczenia, trzymanie deficytu kalorycznego itd. zostaną całkowicie zniweczone. Tak też się stało i w te wakacje. Druga sprawa to świadomość, że w grudniu (mówimy o zeszłym roku) skończę 40 lat. I w zasadzie - czy wyglądam lepiej, czy gorzej nie ma to absolutnie żadnego znaczenia. Nie zbieram żadnych komplementów gdy ważę powiedzmy 57 kg i w martwym podnoszę 70 kg. Podobnież - nikogo nie obchodzi czy muszę używać paska do spodni, czy też same się trzymają. XD Więc cała moja praca służy zupełnie nikomu i niczemu. Stąd też ponownie po przerwie wakacyjnej wróciłam na siłownię chyba dopiero w listopadzie. Już też nie jestem tak strasznie restrykcyjna jeśli chodzi o liczenie kalorii - choć to mam już tak wdrukowane w mózg, że pewnie będę to robić do końca życia, na przemian z atakami "wilczego apetytu". Morału z tej historii nie ma żadnego. Pewnie dalej będę chodzić na siłownię, bo jednak pamiętam, że z wiekiem cialo jeśli się tego nie pilnuje staje się coraz bardziej słabe i popsute. Ale tak zupełnie bez żadnej frajdy, a tylko z poczucia obowiązku.
Takie to moje głębokie #przemysleniazdupy na temat #silownia