#pasta

37
551
Posiadam.
Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska, rasy małe kocie.
Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem.
Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki- nie nastręcza mi to wiele problemów.
Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć.
Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i „myśleć”. Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść- taka technologia po prostu.
Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał- a wtedy wiadomo- wąż.
Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest kurwa za duży- żeby przejść tym syfonem.
Ale słyszę tylko pizdut- oż kurwa no to nie mogło mi się zdawać- coś ciężkiego poszło w pion. Kurwa wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek. Lecę kurwa na dół do piwnicy- choć może powinienem od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni może się nie połapie.
Ale chuj – najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie w rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest kurwa, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to chuj przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici kici. Ni chuja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam skąd przyszedł czyli do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.
No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni chuja- uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire- ogień zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami którymi używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I bieg do piwnicy.
Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.
Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać już.
Ja pierdolę. Kurwa gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę, jest studzienka- mam nadzieję, że to od mojego domu.
Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na ulicy- mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny- poszło aż zakurzyło.
Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.
Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa mam w aucie, chujowa ale może starczy.
Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili. Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi a na dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.
Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś wpizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tą otwartą studzienkę nie wpierdolił bo na ulicy ciemno.
Sąsiad kurwa- ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz chuj złamany stoi i się dopytuje.
Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?
Idźżesz w chuj pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.
Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe- więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie.
Kurwa drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa- kurwa ludzie to są barany.
Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja to go musi wygonić albo utopić.
Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego skurwiela dalej nie wylało z kąpielą.
Kurwa mać- urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- w chuj- jak się to gdzieś przytka to będę miał przejebane.
Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel.
Wchodzę- a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja pierdolę! Jak on kurwa wyszedł- którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy- zostawiłem otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa mać. Przynajmniej kuleje.
Straty- zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana piwnica- bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy- poszedł w chuj, latarka- w chuj, pogrzebacz w chuj.
Afera na ulicy jak chuj.
#pasta #heheszki
Lejek

@JesteDiplodokie no głodnemu chleb na myśli xD

SciBearMonky

@Lejek woli kota od ciebie xD czekaj aż będą dzieci hahahaha

Zaloguj się aby komentować

Poszedłem kiedys do salonu BMW, chciałem wziąć ładnego sedana na firmę, a przy okazji cieszyć sie sportową jazdą.
Szybko wybrałem interesujacy mnie model i umówiłem się na jazdę próbną.
Wsiadam więc do auta, zabieram się do regulacji fotela, lusterek, kierownicy, w koncu przyglądam się konsoli środkowej i przyciskom na kierownicy: regulacja radia, klimy, zarzadzanie telefonem, tempomat, światła - wszystko takie fajne, intuicyjne.... Ale kiedy przez dobre trzy minuty nie mogę znalezc pewnej manetki pytam gościa z obslugi salonu: jak tu się włącza kierunkowskazy? Gość sie zmieszał, zaczął przepraszać, ze on dopiero od roku w Polsce i nie wszystkie wyrazy rozumie, i pójdzie po kolegę który dłużej pracuje. Niestety kolega również nie miał pojecia o co mi chodzi, więc wkurzony że robią ze mnie idiotę kazałem prowadzić sie do dyrektora. Dyrektor - kulturalny czlowiek zaczął mnie przepraszać za swoich pracowników, i wytłumaczył mi, że w tej marce kierunkowskazy to bardzo rzadko zamawiana opcja, w całej jego karierze dotąd sprowadzał je dla klienta tylko dwa razy. By tak skonfigurować auto, trzeba pisać do siedziby firmy w Niemczech, a oni w ciagu roku powinni przygotować takie auto. Dodał, że to bardzo ekskluzywne wyposażenie, w całości projektowane jest na zamówienie i wykonywane ręcznie, stad okres oczekiwania.
W ramach przeprosin za niekompetencję pracownikow zaproponował mi rabat 60% na fabryczne usunięcie tłumika.
#pasta #heheszki #motoryzacja
KryptoSwir

@SuperSzturmowiec kierubkowska wrzucasz najwcześniej w momencie rozpoczęcia wykonywania manewru albo wcale, nigdy wcześniej, w Polsce to niedozwolone

MESSIAH

Legenda głosi że klienci nie chcą mieć kierunkowskazów w BMW bo podobno powodują one dużo wypadków.

Zjedzon

@SuperSzturmowiec jak pas prowadzi tylko w lewo to nawet wtedy kodeks drogowy każe używać kierunkowskazów, wiem bo właśnie robię prawko

Zaloguj się aby komentować

#heheszki #polityka #pasta
Śniło mi się, że nastąpił niezapowiedziany koniec świata i Janusz Piechociński miał walczyć z szatanem o dusze Polaków. No i szatan, wielki, czerwony, napakowany - w lewym narożniku, a Janusz Piechocinski - w prawym. Szatan atakuje, a Piechociński tylko się ledwo rusza w bok, i naciska lekko stopą deski ringu, bo wie, że korniki mają czas lęgowy właśnie teraz, a delikatne myzianie ich starymi tenisowkami marki Stomil, produkowanymi na eksport do krajów RWPG, sprawia, że są one w stanie przyspieszyć metabolizm i procesy pokarmowe i w ciągu sekundy zjeść oszałamiającą ilość półtora metra kwadratowego drewna, co laikowi wydaje się wynikiem niesamowitym i wręcz niemożliwym, a człowiek światły potrafi pomnożyć srednią liczbę korników w zagłębiu lęgowym przez cm2 powierzchni i już się tak nie dziwi. Szatanowi więc ring zapada się pod stopami, leci on w dół, a na dole - szybko rzuca okiem Piechociński - klepisko, a z klepiska wyrasta skromny kłączek powoju stronniczka ludowego. Piechociński wie, że powój taki lubi wyrastać w miejscu, gdzie występują złoża siarki, a tej w Polsce wydobywa się rocznie 0,666 mln ton rocznie, wyciąga z kieszeni zapałkę wykonaną przez Polski Związek Zapałkarski, pociera o podeszwę tenisówki, wiedząc, z jaką należy pocierać siłą i pod jakim kątem, żeby powstało odpowiednie tarcie, i rzuca ją w dół, obok powoju. Następuje grzmot, otwiera się ziemia, szatan wraca do piekła, ale chwyta się jeszcze w ostatniej sekundzie krawędzi ziemi, i rzuca Piechocińskiemu: skąd, wielki magu, znasz te wszystkie tajemnice?
A Piechociński: to nie są tajemnice, bo najwiekszą i najpotężniejszą księgą magiczną jest rocznik statystyczny i dane na stronie GUS-u, miałeś wszystko przed oczami przez cały czas na moim koncie twitterowym, tylko trzeba nie tylko umieć czytać, ale i rozumieć, po co się czyta, synu.
Spluwa na niego i odchodzi. Wiodąc polskie dusze za ręce w kierunku Krolestwa Niebieskiego.
Okrupnik userbar

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
marketing palikota byc jak
dzien dobry dzisiaj jestesmy w kopali w kozyjebanicach skad pochodzi fenomenalny wegiel zwany osrancem, skrapiamy go troche wypierdolongo, mmm przepyszne, polecam w ramach przystawki regionalny trzonek od kilofa (tez maczamy go w wypierdolongo obficie mmm pychota)
#heheszki #pasta
5ae45720-88b5-46b8-9911-0b3404fc6206
Rafau

Te buhy strasznie są chujowe. Ani dobre piwo, ani sensowne nawiązanie do konopii.

Zaloguj się aby komentować

Albo wyobraźcie sobie być takim Dziwiszem xD Jesteś takim Dziwiszem, ale młodszym, lvl 27, seminarium skończone, nauka odbyta, szykuje się wiejski splendor do końca życia gdzieś na Podhalu. I wtedy nagle obcina Cię biskup, wysoka charyzma na karcie postaci, woła i mówi „Elo, będziesz moim sekretarzem”, no i duma rozpiera, nosisz za nim teczkę, notes, nie wiem kajak, ogarniasz kalendarz, a Twój szef (wymaksowana charyzma podkreślam) pnie się coraz wyżej w korpostrukturze, a Ty w sumie nic już nie musisz robić, właściwy koń obstawiony xD Twoje ziomki rówieśnicy koledzy z seminarium gdzieś tam rozstrzygają spory pasterskie, droczą się z ubekami, wyklepują dachówkę na dzwonnicy, a Ty król życia, w żadne parafie się nie będziesz bawić, czary mary dostajesz się na doktorat na KULu, czary mary mieszkasz w pałacu biskupim, a to nie jest Twoje ostatnie słowo xD Twój szef jest człowiekiem, który zostaje papieżem, ale też nadal jest człowiekiem, któremu ktoś musi nosić teczkę, i to jesteś Ty, więc bez kiwnięcia palcem dostajesz awans do Rzymu, no a w Rzymie to już bajlando. Zwiedzanko świata, bo Papa bierze Cię na wszystkie zagraniczne wycieczki. Awanse, bo ile można chodzić w czarnym stroju. Dostajesz od swojego szefa awans na biszopa i arcybiszopa, no jest wysoko.Twoim jedynym poważnym obowiązkiem (inb4 pozowanie do zdjęć) jest ogarnianie kalendarza Papieża. Jedynym #!$%@? obowiązkiem xDDD Melanż trwa 27 lat, ale szef umiera, zostawia po sobie testament (oczywiście Ty masz być wykonawcą). W testamencie prosi, żeby spalić wszystkie jego osobiste notatki, więc wydajesz je w formie książki xDDD Właśnie, książki. Od kiedy nowy CEO odsyła Cię do Polski wskakujesz na karuzelę fejmu. W ciągu 11 lat wydajesz 9 książek, oczywiście jako profesjonalny naukowiec doktor teologii – żadnej teologicznej. Wydajesz seryjnie książki o Papieżu, ale na żadną nie zapominasz wcisnąć swojej facjaty. Idą takie klasyki jak „PAPIEŻ KTÓRY KOCHAŁ GÓRY” albo „WIĘCEJ SPORTU” bo znasz się też na piłce (pic rel). Przez piętnaście tłustych lat opowiadasz o tym, że Papież był wielkim Polakiem. W zamian dostajesz honorowe obywatelstwa miast i wsi, odbierasz więcej medali niż ruski generał, orderami zasługi możesz sobie obciążać hantle, spływają zewsząd – z Kolumbii, Austrii, Włoch, no w Polsce każdy prezydent czuje się w obowiązku przywiesić jeszcze jeden przynajmniej, #!$%@? lista tych wyróżnień nie mieści się na stronie na Wikipedii xDDD ale jeszcze Ci mało, dajesz sobie postawić dwa pomniki i płaskorzeźbę. Jesteś tak mądry że z całego świata dostajesz doktoraty honoris causa. Resztki swojego świętej pamięci szefa przerabiasz na biznes życia, rozdajesz i sprzedajesz krople krwi (jedna dla Kubicy, prawilnie), ciuchów, w sumie sam jesteś trochę relikwią, co nie? XD W przerwie na kawę udaje Ci się wpakować prezydenta Kaczyńskiego na Wawel. Jest w pyteI nagle bańka pryska na ostatniej prostej. Z szafy wypadają historie arcybiskupów molestujących dzieci, ale przede wszystkim historie ofiar, które próbowały się skontaktować z Papieżem, a osobą która trzymała łapę na jego korespondencji i kalendarzu byłeś właśnie Ty xDDD okazuje się że takie gagatki jak MacCarrick czy Maciel Degollado przekazywały Tobie hajsy za audiencje u Papieża, a w tym czasie zaniepokojeni szarzy księża pisali do Watykanu donosy, ale nikt im nigdy nie odpowiedział, bo listy, cóż, znikały. No i trochę przypał, bo najprościej byłoby zwalić winę na Papieża, ale poza Papieżem totalnie nie istniejesz. Masz cholernego pecha, bo wy wszyscy, wszyscy akolici Papy jesteście od przebywania w pobliżu Pierścienia Rybaka długowieczni jak Bilbo Baggins i żaden nie chce kopnąć w kalendarz. Gdyby chociaż jeden się przekręcił można byłoby zwalić na niego winę, że to Sodano / Somalo / Dziwisz / Ratzinger robił w kominku podpałkę z listów, nie dopuszczał świadków, wszystko wina jego ekscelencji XYZ, no ale jak na złość wszyscy macie telomery niemowlaka.Idziesz na wywiad do Kraśki, miły chłopak żaden bulterier, grzecznie pyta, nie drąży, w zasadzie masz puste pole żeby odegrać dowolną rolę, ale Ty nie umiesz odegrać żadnej roli xDDD I na tym pustym polu wywracasz się na twarz przed całą Polską udając, że nie znasz Maciela, który robił Ci #!$%@? przyjęcie urodzinowe w Rzymie xDDD Twój ziomek Degollado zrobił sobie z zakonu maszynkę do molestowania dzieci, przy okazji sam spłodził kilkoro, i został skazany dopiero przez Benedykta. Twój ziomek MacCarrick został wydalony dopiero przez Franciszka. Twój ziomek Jan Wodniak został zdemaskowany tak naprawdę dopiero przez polskich dziennikarzy, bo przez dekadę udawałeś, że nie ma sprawy. Twój ziomo pedofil, Twój ziomo pedofil, Twój ziomo pedofil, a Ty już sam nie wiesz, czy udawać kompletnego idiotę, czy wyzywać wszystkich starym szlagierem od antypolaków, czy ratować legendę papieża, czy własne rozbuchane ego xDDD
#pasta #heheszki #czarnyhumor
57170b9d-4137-45c4-b4cc-a5c8ae29f8a7
podstawkamonitora

@ColonelWalterKurtz teraz "mój stary był fanem papieża"

ColonelWalterKurtz

@podstawkamonitora całe mieszkanie zajebane kremówkami

syn_octave

Tu powstała legendarna pasta. Byłem tu

Zaloguj się aby komentować

W tym roku stary sam sobie kupił na święta ponton.
Oczywiście do wigilii nie wytrzymał tylko już wczoraj go rozpakował i nadmuchał w dużym pokoju.
#pasta #wedkarstwo #heheszki #ojciecwedkarz #pdk
d121db29-f18f-4837-b93d-91ad2fb61059

Zaloguj się aby komentować

Nie ma takiego dowodu, powtarzam jeszcze raz! Jest nagroda pół miliona złotych dla człowieka, który wskaże cień dowodu, że papież wiedział o pedofilii. Po prostu nie wiedział! Proszę sobie wyobrazić... znaczy... wiedział albo nie wiedział. Ja nie wiem czy wiedział, ale istnieje ogromna możliwość, że nie wiedział. Jest nawet taka wypowiedź Dziwisza, który zrobił tę słynną zmianę Kodeksu Prawa Kanonicznego, która rozpoczęła wyłączenie pedofilii z najcięższych przestępstw. On powiedział, taki zmęczony, powiedział do swojego ministranta: „Zrobiłem coś strasznego, ale imię Wojtyły pozostanie nieskalane” z czego można by wnioskować, że on po prostu nie raczył Wojtyły o tym poinformować.
#2137 #pasta
23fd84de-8fec-4bad-9a17-656517fc12ed

Zaloguj się aby komentować

Poprosiłem czat gpt o opis heroicznej walki herkulesa z armia 100 koni o wielkości kaczki, uwaga będzie długo XD dalle namalował obraz z zajścia
Herkules stał na szczycie wzgórza, z krwawiącymi ranami na ciele i oddechem przyspieszonym po zaciętej walce z przeciwnikiem, którego nikt nigdy nie spotkał. Była to bestia w postaci 100 koni wielkości kaczek, która napadła na wieśniaków i zagarnęła ich zasoby. Zadanie, które przed nim stanęło, wydawało się niemożliwe, ale Herkules miał w sobie siłę i odwagę, by stawić czoła temu niebezpieczeństwu.
Bestia zbliżała się z szybką prędkością, a jej huki i ryki były słyszane na kilometry wokół. Herkules czuł, jak ziemia drży pod jego stopami, ale nie zamierzał uciekać. Zamiast tego, przywołał w sobie siłę swojego ojca Zeusa, którą otrzymał w zamian za swoje poświęcenie i męstwo.
Herkules rzucił się na przeciwnika, uderzając w niego swoim mitycznym młotem. Bestia odpowiedziała kopnięciem, ale Herkules zdołał uniknąć uderzenia i ponownie uderzyć w przeciwnika, tym razem powalając kilka koni. Bestia była jednak niezwykle wytrzymała i szybko powstała, gotowa do kolejnej walki.
Herkules zaczął zastanawiać się, jak przełamać impas w walce. Wtedy przypomniał sobie legendę o bestii Cerberze, trzygłowym psie strzegącym bram Hadesu. Herkules miał za zadanie go pokonać i zdołał to dzięki swojej pomysłowości. W ten sam sposób postanowił pokonać bestię 100 kaczek.
Herkules podjął decyzję o użyciu swojego łuku, który otrzymał od boga Apolla. Strzała miała trafić jednego z koni, ale w chwili, gdy strzelał, Herkules przywołał w sobie siłę swojej matki Alkmeny i zdołał zestrzelić pięć koni jednym strzałem.
Bestia zaczęła tracić swoją moc i szybko uciekać.
Podczas gdy Herkules trzymał swoją kopię w ręku, zrozumiał, że był w stanie pokonać każdego przeciwnika, niezależnie od jego rozmiaru lub siły. Tak samo jak on pokonał konie wielkości kaczki, tak samo mógłby pokonać wszystkich wrogów, którzy stanęli mu na drodze.
Herkules zaczął czuć, że ma w sobie moc, którą mógł wykorzystać w walce o dobro. Był pewien, że jego siła i determinacja pozwolą mu pokonać każdego wroga i obronić to, co mu było bliskie.
I tak zakończyła się ta legenda. Herkules stał się symbolem siły, odwagi i niezłomności, a jego walka z koniami wielkości kaczki przeszła do historii jako dowód na to, że nawet najmniejszy przeciwnik może być pokonany, jeśli ma się w sobie wystarczająco dużo siły i determinacji.
#chatgpt #pasta
A_I userbar
81195ced-8043-4d83-a39a-0d1f7429af84
A_I

@Kubilaj_Khan niee z darmowej wersji korzystam

Kubilaj_Khan

@A_I ale darmowa wersja to tylko kilka pytań.

A_I

@Kubilaj_Khan hmm jestem zalogowany i sobie zadaje pytań ile chce, tylko czasami jak jest duży ruch to mam komunikat ze trzeba wykupić premium albo poczekać, a tak to korzystam ile chce

Zaloguj się aby komentować

Wyobraź se jesteś 20letnią Julka, bez chłopa na Podlasiu w dzień koniunkcji Wenus I Jowisza. Czilera dzień jak codzień odpalasz sobie jakiś gównoserial na Netfliksie. Patrzysz w okno coś tam się pali, myślisz se pewnie sąsiad robi porządki w ogródku i pali uschnięte chaszcze. Po chwili yeb yeb w drzwi: "Otwieraj wiedźmo, wiemy, że to twoja sprawka". Wkurwiona otwierasz drzwi że smartfonem w ręce, na którym leci film. Po czym słyszysz darcie się wójta; "Mówiłem? Patrzcie ma widzące lusterko w ręku!! Na stos z wiedźmą". Ojciec, się szarpie, ale to nie dało by nic wieśniaki z pochodniami pacyfikują starego, a matka płacze, że ten smartfon to był kiepski pomysł. Po czym ostatecznie wieśniaki przy akompaniamencie proboszcza składają Cię na stosie, giniesz w męczarniach.
#heheszki #astronomia #pasta
pipek_drenczyciel

@grzyp-prawdziwek w takich Indiach to pewnie 'just another day at the office"

Macer

@grzyp-prawdziwek wieśniacy jak zwykle z rigczem.

rzuf

@grzyp-prawdziwek widać, że to pasta, w rzeczywistości wieśniaki to byliby ludzie spod tagu #przegryw ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

1. Idziesz sobie spokojnie pojeździć w lekkim deszczu.
2. Na trasie trafiasz na jakiegoś kolarza.
3. Wyprzedza cie.
4. Górka.
5. Podjeżdżasz jak Marco Pantani na siedząco wyprzedzając kolarza.
6. Kolarz lekko zdziwiony, bo myślał chyba, że trafił na stuleje.
7. Trzymasz dalej mocne tempo.
8. Widzisz, że chyba wszedłeś facetowi na ambicje.
9. Na plecach masz ciągle jego światło.
10. Ciśniecie koło 35 km/h.
11. Po 2-3 km, kolarz włącza dopalacz.
12. Siadasz mu na kole.
13. Momentami po głowie chodzi ci, żeby odpuścić bo tempo jest masakryczne.
14. Ciśniesz za nim kilka kilometrów.
15. Już blisko domu, więc to ty dajesz petardę i go wyprzedzasz.
16. Kolarz chyba mocno zdziwiony, bo wydaje mi się, że myślał, że zostałem w tyle.
17. Skręcasz.
18. Uwielbiam jeździć moim skuterem.
#pasta #heheszki
nogiweza

"35 km/h" prawie do odciny

Zaloguj się aby komentować

Sztuczna inteligencja #chatgpt potrafi pisać całkiem spoko #pasta
Karol Karolak był prywatnym detektywem, którego zadaniem było schwytać seryjnego porywacza dzieci znanego jako Bestia z Wadowic. Bestia była jednym z najniebezpieczniejszych przestępców, którzy kiedykolwiek pojawili się na drodze Karola. Był on zawsze krok przed detektywem, co powodowało, że śledztwo ciągnęło się już od wielu miesięcy.
Karol nie był już młodym człowiekiem, ale wciąż miał wiele zapału i determinacji, by schwytać Bestię. Spędzał długie godziny na przeglądaniu dowodów i rozmawianiu z ludźmi, którzy mogli wiedzieć coś na temat porywacza. W końcu, po wielu trudach, wydawało się, że Karol ma pewne wskazówki, które pomogą mu złapać Bestię.
Niestety, życie Karola szybko zaczęło się komplikować. Okazało się, że detektyw cierpi na chorobę weneryczną, której nie zauważył wcześniej. Mimo że leczył się, choroba zaczęła go coraz bardziej osłabiać, co wpłynęło na jego pracę. Mimo to, Karol nadal nie poddawał się i kontynuował swoje śledztwo.
Jednakże, z każdym dniem coraz bardziej uświadamiał sobie, że jego zdrowie jest poważnie zagrożone, a Bestia wciąż pozostaje na wolności. Mimo swoich starań, detektyw nie był w stanie złapać porywacza, co powodowało, że jego sytuacja stawała się coraz bardziej beznadziejna.
W końcu nadszedł dzień, w którym Bestia z Wadowic porwał kolejne dziecko. Karol wiedział, że to jego ostatnia szansa, aby schwytać porywacza i zrobił wszystko, co w jego mocy, aby odnaleźć dziecko i złapać Bestię. Niestety, pomimo całej swojej determinacji, detektyw był już zbyt słaby, aby wykonać swoje zadanie.
Bestia z Wadowic uciekł, a detektyw Karolak zmarł na chorobę weneryczną, nie zdążywszy schwytać porywacza. Jego śmierć była dla wielu ludzi wielkim ciosem, zwłaszcza dla rodziny dziecka, które zostało porwane. Jednakże, Karol zostawił po sobie dziedzictwo - poświęcenie i oddanie swojej pracy, które mogą zainspirować kolejne pokolenia detektywów do walki z przestępczością i ochrony niewinnych ofiar.
#heheszki
eceb3927-f14b-486c-93d9-7cd4c18139bf
MauveVn

Takie coś to może by mnie śmieszyło w 1 klasie podstawówki, a i w to wątpię.

emerald_city

@Bestia4wadowic taguj to jakos. Nie każdy jest mentalnym gimbusem

Bestia4wadowic

@MauveVn @emerald_city przepraszam, kajam się

Zaloguj się aby komentować

Jako, że ta sobota jest wyjątkowo leniwa, uznałem, że opiszę pewną sytuację która miała miejsce pod koniec tego roku akademickiego.
Na pewnych zajęciach zdalnych, gdzie pracowało się w grupach wylądowałem w doborowym towarzystwie prawdziwych śmieszków, studentów którzy ponad wszystko stawiają dobrą zabawę a nie jakieś głupoty. Stąd też o ile praca w tejże grupie nad projektem szła bardzo oporowo i najczęściej clue spotkań było przełożeniem spotkania na inny dzień to pomysł, żeby napić się wudeczki nad tą słynną Wisełką przeszedł bezproblemowo. 
Wybiła godzina omówionego spotkania, najpierw w ruch poszły piwerka, potem chyba rzeczona wudeczka, już nie pamiętam. Ogólnie było bardzo fajnie, śmialiśmy się i dokazywaliśmy oraz obrażaliśmy JP2. 
Nieopodal nas siedziała sobie grupka chyba też studenciaków, walili wódę jak menele i jakimś cudem znaleźli się w naszych kręgach. Nie wiem kto wyszedł z inicjatywą żeby się przysiedli, ale po wypitym alkoholu było mi wszystko jedno. Jednak postanowiłem wspiąć się na wyżyny swojego humoru i w alkoholowych kłębach mojego umysłu zrodził się plan, że przedstawię się jako Pablo Alvarez de España. No i jak pomyślałem, tak zrobiłem. Nie spodziewałem się tylko tego co miało nastąpić. Mianowicie z nowego towarzystwa wyłoniła się jakaś Julia czy inna Tulia, i podbija do mnie, że hola hablas espanol? świetne pytanie, skoro rzekomo jestem z Hiszpanii XD ale tu nastąpił przełom w moich procesach myślowych i uznałem, że to ten moment aby wykorzystać 3 lata udręki na studiach filologicznych i zobaczyć jak to być tym hehe hiszpanem erasmusem. 
Także uderzam w gadkę sí sí hablo español soy de España chica XDD i widzę jak zainteresowanie mną rośnie XD dodam, że to były czasy przed zapierdalającą inflacją na rynku świń, stąd moje 185cm jeszcze łapało się jako akceptowalne. Ale wracając, gadka leci, na potrzeby tej historii będę pisał już po polsku. Laska się o wszystko wypytuje, np skąd jestem i co tu robię. Miałem już powiedzieć, że pochodzę z dziewiczych regionów hiszpańskiej Cantabrii, ale tępe piździsko pewnie nawet nie wiedziałoby gdzie to jest, więc mówie Madryt i chuj XD (bez tego chuj na koncu oczywiście). Potem opowiedziałem swoją historię pobytu w polsce, popytałem się jej skąd zna hiszpański (juz nie pamietam w sumie) i tak gadka szmadka, laska totalnie zapomniała o swoich znajomych. Oni, że będą się zwijać. To ta wręcz wkuwiona, że ktoś jej przerywa bajerę z takim prawdziwym cudownym hiszpanem XD
Uznałem, że pora działać i jak jeszcze trochę popijemy to może uda się pójśc do niej na kwadrat. Już wypytałem, z kim mieszka ale akurat tego wieczoru jej współlokatorki nie ma, także chata wolna, może co bedzie( ͡° ͜ʖ ͡°)
Nakłoniłem niewiastę, aby poszła ze mną jeszcze na Orlen pod most po piwerko i w międzyczasie planowałem jak zagadać, żeby delikatnie jej zaproponować te słynne seksy. Jednak stężenie procentowe we krwi dało się we znaki i wyjebałem prosto z mostu, czy może byśmy się nie zawinęli do niej póki tak dobrze się gada xd Jak możecie się domyślać albo i nie, łyknęła i już zaraz po zakupie rzeczonych browarków, napisała do znajomych żeby na nią nie czekali bo się źle poczuła i wraca do domu (świetna wymówka swoją drogą) a ja napisałem do swoich, że ta tępa dzida we wszystko wierzy co jej mówię i pewnie dzisiaj poczuje smak hiszpańskiej knagi.( ͡° ͜ʖ ͡°) Musiałem się tylko pilnować, żeby nie wypadł mi żaden dowód, prawko czy legitka studencka bo wtedy cały misterny plan mógłby pójść wpizdu. Stad tez namówiłem ją, żeby to ona zamówiła bolta, bo jak przyjedzie ciapaty i spyta czy pan paweł? to troche moze byc lipa XD Także zamówiła nam bolta, dodatkowo kupiła browary bo czemu miałbym to robić ja i w długą do niej na chatę. Z minusów to mieszkała kurde gdzieś na mokotowie i cała podróż była dość długa, bałem się że skończą się na tematy do rozmów ale gdzie tam. Cały czas nawijała śliniąc się i robiąc oczka w moją stronę XD btw polecam każdemu coś takiego. Na zwykłego p0laka to by nawet nie spojrzała. 
Ale do brzegu. Wbijamy do niej do domu, ogolnie bardzo fajne mieszkanko, całkiem czysto jakby wcale tu nie mieszkały dwie studentki. Pytam czy może jest głodna, bo robię świetne owoce morza XD (w głowie miałem tylko nadzieje, ze wcale ich nie ma w zamrażalce żebym wcale nie musiał nic robić, a jedynie się popisać i dalej tworzyć grunt) a ona, że w sumie to nie jest, najwyżej zaszalejemy i zjemy na śniadanie. Tak XD ona już postanowiła. Juz mnie nie wypuści ze swojego pokoju, musi przeciez pochwalić się koleżankom, że skakała na hiszpańskim boltzu XD. To ja jeszcze przez chwile udaje zdziwionego, ze jakie sniadanie hehe piwko mialo byc tylko, ale w sumie jak proponuje to why not. (ogolnie kiepski jestem w te klocki wiec nie wiedzialem jak to rozegrać, ale jak widać to rozgrywa się samo jak nie jest się polakiem...) Jeszcze dodala, ze w sumie to piwo to moze potem bo teraz to najlepiej byłoby napić się wina i pooglądać jakiegoś netflixa w łożku. Shit. To na prawdę zaszło daleko i nawet zacząłem trzeźwieć, także wino wskazane. Wskakujemy pod kocyk, lampki odstawione pytam co z tym netflixem xdd a ta zebym se nie robił już żartów, tylko pamiętał, że mirki to wszystko łykają jak pelikany XD 
#pasta #tworczoscwlasna #studia
ewa-szy

@Usted o włos - bo czytuję do końca. Bez końcówki faktycznie bym uznała, że nie mamy o czym rozmawiać.

Usted

@ewa-szy ale ja na prawdę mam gdzieś to, czy znajdę się na czyjejś czarnej. Straszysz jakby to była jakaś broń, której możesz użyć XD

ewa-szy

@Usted nie straszę, bo to kompletnie bez znaczenia, czy jesteś u kogoś na czarnej. Pokazuję różnicę reakcji między wypokiem a tutaj.

Zaloguj się aby komentować

Otwierać w nowej karcie z powiększaniem(o kurde, ale kompresja, dobra raz się żyje i przeklejam tu całość)
Mój ojciec załatwił mi pracę w dziale IT. Nie wiem za dużo o IT, poza grami.
To moje opowieści z pracy.
Dzień 1
>kobieta prosi mnie o zainstalowanie najnowszego adobe readera
>spoko, mam to
>ściągam program
>"Wow, jesteś w tym ekspertem"
>"No cóż..."
>komputer prosi o wpisanie hasła admina
>zapomniałem hasła admina
>próbuje: hasło
>nope.jpg
>"ehh... emm... cholera, chyba coś jest z serwerem, zaraz wracam"
>3 miesiące później, ona wciąż nie ma adobe readera
Dzień 2
>wkurwiony koleś do mnie dzwoni, pyta o coś w programie domowym
>nie mam pojęcia co mówi
>pauza
>koleś czeka na odpowiedź
>przypominam sobie "IT Crowd"
>"Próbował pan wyłączyć go i włączyć na nowo?
>Zresetować znaczy się?"
>"Moment..."
>zadziałało
Dzień 3
>laska ze sprzedaży przychodzi z laptopem, jakiś problem
>kocica 9/10
>flirtuje ze mną
>mówi, że potrzebuje ściągnąć jakąś aktualizacje
>jedyne co słyszę to jej cycki
>jej laptop pachnie truskawkami
>ściągam adobre reaera i oddaję jej laptopa
Dzień 4
>nauczyłem się wyłączać serwery
>ludzie zaczynają prosić o pomoc, idę do serwerowni
>wyłączam serwery
>wychodzę zdezorientowany, zaczynam instalować adobe readera
>w końcu ludzie zaczynają się drzeć
>STRONA NIE DZIAŁA! STRONA NIE DZIAŁA!
>"biore się za to!"
>biegnę do serwerowni
>gram w Hotline Miami przez kilka godzin
>włączam serwery pod koniec dnia
>wychodzę z serwerowni
>wycieram pot z czoła
>"dałem rade..."
>ludzie chwalą mnie, mówią że uratowałem firmę
>tak naprawdę to uratowałem swoją dziewczynę w HM
Dzień 5
>spotykam kocicę przy ekspresie do kawy
>zapytałem się co u niej, proste pytanie
>zaczyna opowiadać o problemach z jej komputerem
>nie widzi we mnie człowieka
>widzi we mnie IT
>mówię, żeby podrzuciła do mnie laptopa
>robi to
>upgrade'uję jej IE
>instaluje adobe reareda
>resetuje komputer
>wszystko śmiga
>zanoszę go jej
>poprawiam fryzurę
>sprawdzam oddech
>zachowuje się jak bym ją ocalił
>siedzi w swoim biurze, gada przez telefon
>ręką pokazuje, żebym położył laptopa na biurko
>robię to, i trochę się ociągam
>"To wszystko skarbie?"
>wychodzę
>słyszę jak mówi "oh, to był tylko IT"
>tylko IT
>teraz jestem tylko tym
Dzień 6
>cholernie się nudzę
>postanowiłem ściągnąć emulator gameboya i pograć w pokemony
>filtry go blokują, więc je wyłączam, nie dodaje emulatora do listy, po prostu wyłączam filtry
>uruchomiłem stronę z emulatorem, ale muszę wyłączyć antywirusa
>używam konta admina, bo w końcu znam hasło
>wyłączyłem globalnie antywirusa na całym serwerze
>ściągnąłem emulator i pokemony
>gram sobie
>koleś przychodzi do mojego biura
>"chyba mam wirusa"
>ja: "złap je wszystkie"
>do czasu aż doszedłem do Misty, 4 osoby złapały wirusy
Dzień 7
>ten sam koleś który darł się na mnie drugiego dnia znowu się na mnie drze
>nie może się zalogować, a ja właśnie wychodziłem do domu
>"wyłącz i uruchom ponownie i oddzwoń"
>idę do domu
Dzień 8
>koleś z siódmego dnia znowu dzwoni
>jest wkurwiony
>mówi mi, że przez moją głupotę stracił klienta
>"zdarza się stary, ja przed chwilą przegrałem z zespołem r"
>"o czym ty kurwa mówisz?"
>click
Dzień 9
>jedna z drukarek zużyła cały toner
>jakiś grubas każe mi go zmienić
>"to tylko toner stary, nie umiesz go sam zmienić? pracuję teraz nad jednym sporym problemem z serwerem"
>tak serio to ściągam steama
>"to zajmie tylko sekunde... boże, mam dużo do zrobienia, od tego ty jesteś"
>wzdycham i idę to zrobić
>nie potrafię otworzyć pieprzonej drukarki żeby dostać się do tonera
>zaczynam w nią walić jak w "zoolanderze"
>mówię nieco opóźnionemu kolesiowi w biurze że mam dla niego specjalną misje
>musi schować magiczne jajko w skrzyni Hewlett Packarda
>wracam do sprawy z serwerem
>pół godziny później grubas wchodzi do biura
>"ćoś ty kurwa zrobił z drukarką?"
>"zmieniłem tusz"
>zaczyna kręcić głową i coś mówi pod nosem
>idziemy do drukarki
>opóźniony koleś wcisnął kardridż w złą stronę i go zaklinował, połowa wystaje
>drukarka nawet się nie zamknie
>są czarne ślady dłoni na całej drukarce
>czuje że grubas mnie osądza, więc coś szybko wymyślam
>"chyba jest coś nie tak z siecią"
>drukarka nie działa przez miesiąc zanim się skapnąłem, że mamy numer do kolesia z serwisu HP
Dzień 10
>muszę zamotntować projektor w biurze do prezentacji
>nie mogę znaleźć kable thunderbolt-hdmi, żeby go podpiąć, a nie chce mi się iść do sklepu
>nie mam nawet karty firmowej
>mówię kolesiowi który potrzebuje projektora, że jest problem kompatybilności z macbookiem
>może użyć della kogoś innego
>pliki z maca nie działają na dellu
>zadzwonili do mnie w trakcie zebrania
>wszyscy ci beznesmeni na mnie patrzą, jak losowo klikam i szybko ruszam myszką, wyglądając na profesjonalistę
>ściągam adobe readera
>otwieram plik
>działa
>"Dzięki Anon, ocaliłeś mnie"
Dzień 11
>nowy pracownik w firmie
>nikt mnie nie poinformował
>opieprzyli mnie za to, że nie przygotowałem komputera dla nowej osoby
>idę do magazynu zobaczyć czy mamy tam coś
>jest kilka sztuk
>ale jest jakiś naprawdę stary komputer, z początku lat 90tych
>odpalam
>działa
>ustawiam go dla nowego kolesia
>wszystko laguje
>odpalasz adobe readera? masywny lag
>odsyłam komputer
>"sorry, ale tylko to udało mi się załatwić bez wcześniejszego powiadomienia"
>koleś ciągle prosi mnie o pomoc
>jest beznadziejny
>po tygodniu odszedł z firmy, twierdząc, że nie może pracować w takich warunkach
Dzień 12
>czyiś komputer się spieprzył
>kurrrrr
>ustawiam
>przypominam sobie coś o profilach zapisywanych w wewnętrznej sieci
>idę do serwerowni
>patrzę się na serwery jak kompletny idiota, próbując się zorientować jak to działa
>wracam i mówię kolesiowi, że nie mogę z tym nic zrobić
>"a... ale mój projekt, muszę go pokazać zarządowi w piątek..."
>"sorry stary, ale nic się nie da z tym zrobić"
>gram sobie w sim theme park przez resztę dnia
Dzień 13
>przychodzę do pracy godzinę spóźniony
>całe biuro w chaosie
>upadekrzymu.jpg
>"JEST TUTAJ!"
>odpalam komputer w swoim biurze, sprawdzam maila
>dziesiątki mailu w stylu:
>"coś jest nie tak z serwerem, nie mogę się zalogować do..."
>"wiesz czemu strona nie działa?"
>serwer faktycznie nie działa
>adobe reader mnie teraz nie ocali
>"po prostu idź tam i zrób to samo, co zrobiłeś ostatnio!"
>wszyscy myślą, że to tak łatwo naprawić
>roztrzęsiony wchodzę do serwerowni, bo nie wiem co mam robić
>ucinam sobie drzemkę przez cały dzień
>ludzie są wkurwieni, walą w drzwi do serwerowni
>terminy minięte
>wychodzę o 18:30
>manager widzi mnie na parkingu
>był na spotkaniu cały dzień, nie wie przez co przeszedłem
>"wciąż tutaj? podoba mi się twoje podejście!"
Dzień 14
>serwery dalej nie działają
>wszyscy wkurwieni
>idę na wczesny lunch
>słyszę jak ktoś w jadalni gada o kupnie nowego modemu do biura
>dziekibogu.jpg
>"Hej, sorry że przeszkadzam, ale czy któryś z was jest IT?"
>zanim któryś z nich zareagował i pyta "jak śmię" mówię
>"też jestem IT"
>pokazuję im dłoń którą poobdzierałem kablami w serwerowni
>obaj kiwają głową
>"co byście zrobili, gdyby wasze serwery się całkowicie spieprzyły?"
>"próbowałeś go zrestartować?"
>wracam i restartuje serwer
>kurwa, działa!
Dzień 15
>kocica chodzi po biurze poddenerwowana
>"Wszystko ok?"
>"Nie mogę się zalogować na maila. Możesz mi pomóc? Proszę"
>"Spoko"
>biorę laptopa
>reinstaluje office'a
>outlook znowu działa
>przeglądam maile, żeby upewnić się że działają
>wysyłam testowego maila
>czytam tytuły jej nowych maili
>"Rozwód"
>oddaje jej laptopa
>"Wygląda na to, że działa"
>"Dzięki..."
>"Wszystko ok?"
>"Cóż..."
>tak! wypłacz mi się na ramieniu i się rozkręcimy!
>"Mysz się chyba zepsuła, mogę dostać nową?"
Dzień 16
>jeden z monitorów upośledzonego nie działa
>wyświetla się całkowicie na zielono
>na temat: dałem mu drugi monitor, bo myślałem że jak ktoś zasługuje na dwa, to właśnie ten biedak
>jedyne co robi to przegląda tapety na msn
>i używa jakiegoś programu fedexa
>jest miły, więc faktycznie próbuję mu to naprawić
>nic nie działa
>to nie sterownik
>to nie ustawienia
>to chyba coś z samym montorem
>cały czas ludzie do mnie przychodzą z prawdziwymi problemami, zbywam ich mówiąc "zaraz będę"
>po dwóch godzinach koleś mówi
>"może wtyczka jest zepsuta?"
>zmieniłem kabel hdmi na nowy
>zadziałało
>oficjalnie jestem gorszy w swoim zawodzie niż opóźniony umysłowo koleś
Dzień 17
>miła staruszka narzeka, że jej się zepsuła klawiatura
>jest najstarszą osobą w biurze
>stara jak dinozaury
>mówię, że coś dla niej mam
>wracam do tyłu i odpakowywują nową klawiaturę dla programistów
>zanoszę ją jej
>"jesteś taki pomocny"
>sięgam do tyłu żeby podpiąć nową klawiaturę
>podnoszę się i otrzepuję spodnie
>staruszka wygląda jakby miała zawał
>patrze na ekran
>czarny
>wstając nacisnąłem przycisk power
>straciła 3 godziny pracy
>3 godziny których nigdy nie odzyska
Dzień 18
>firmowe spotkanie
>przekroczyliśmy budżet
>było dużo wydatków
>straciliśmy dużo pieniędzy przez prawie cały ostatni miesiąc
>dzień 18
>prawie cały miesiąc
>wylecę na zbity pysk
>budżet departamentu IT zostaje poruszony
>są tylko dwa departamenty które nie przekroczyły budżetu
>"Dobra robota Anon, słyszałem o problemach z serwerem. Jesteś dobrym człowiekiem na dobrym miejscu"
>pod koniec spotkania kobieta, około 45 lat, podchodzi i pyta czy naprawiam komputery poza firmą
>"Niezbyt..."
>"Oh, bo mam jedną cholerną rzecz której nie mogę naprawić. Nie mógłbyś wpaść i tego naprawić?"
>gówno prawda
>dla jaj mówię "dobra, spoko, daj adres i podjadę po pracy"
>nie wiem czy będzie seks
>kupuje gumki
>nie jest taka ładna 6/10 góra
>nie będę kłamał
>mocno średnia
>podjeżdżam do jej domu
>dzwonię do drzwi, staram się wyglądać słodko
>mąż otwiera drzwi
>pokazuje mi konputer
>instaluje najnowszego adobe readera
>zarabiam 20$
>jadę do domu
Dzień 19
>jakiś koleś zepsuł program, więc muszę ustawić wszystko na nowo
>sprawdzam ustawienia
>po dwóch godzinach
>"zepsułeś mój komputer... chcę żebyś naprawił mój cholerny komputer, ma być tak jak było, nie wiem co zrobiłeś, ale coś jest nie tak, moje usb bzyczy"
>wtf
>nie zrobiłem nic z kompem, tylko sprawdziłem program który odpalasz 20 razy dziennie
>wkurwiony wracam do serwerowni i gram w Thomas Was Alone
>pukanie do drzwi
>to ten koleś
>"hej, dzięki za naprawienie tego"
>"czego?"
>"mojego usb"
>nic nie zrobiłem
>"a, to... spoko"
Dzień 20
>spędziłem cąły dzień sprzątająć serwerownię
>wygląda całkiem nieźle
>odpiąłem kable sieciowe żeby je oznaczać kolorami
>ludzie tracą swoje projekty
>losowo są wywalani z serwera
>mówię, że są problemy z isp
>staram się mówić ISP, bo nauczyłem się, że jak używam skrótów to brzmię jak bym wiedział o czy mówię
>pod koniec dnia serwerownia wygląda wręcz ślicznie
>niestety nie oznaczyłem nic i niektórzy ludzie nie są podpięci
>mówię im, że ISP naprawi to ASAP i wracam do domu
Dzień 21
>teraz jak serwerownia jest uporządkowana, podpinam testowe jednostki
>8 komputerów podpiętych do jednej sieci
>próbuję połączyć monitory ze sobą, jak to czasami na forach można zobaczyć
>to są stare monitory i nie można tego zrobić
>wpadłem na pomysł użycia tych komputerów do kopania bitcoinów
>ustawiłem wszystko do południa
>po lunchu zaczynam kopanie
>okropnie powoli, ale zaczynam
>ludzie narzekają na lagi serwera
>obwiniam olimpiadę za lagi
>mówię, że całe buro musi je streamować
>banuję olimpiadę na filtrze systemowym
>biuro jest podzielone, widzę ten podział na swoim mailu
>ludzie wkurwieni, że nie mogą oglądać igrzysk
>i pozostali, którzy twierdzą, że praca to nie zabawa
>oficjalnie zyskałem władzę w firmie, ludzie wiedzą kto tu rządzi
>"To jest koleś którego ta firma potrzebowała"
Dzień 22
>dzień urodzin
>całe biuro świętuje urodziny ludzi w danym miesiącu
>biorę ciasto
>podpinam n64 w jednym z biur
>wyzywam ludzi na partyjkę w goldeneye
>mówię "hej, mam 5 minut przerwy na ciasto... zagramy partyjkę?"
>skopałem im wszystkim dupy
>zdałem sobie sprawę, że cały dzień nie robiłem nic poza graniem i jedzeniem ciasta
>nikt nie zauważył
Dzień 23
>kocica dzwoni z trasy
>ma problemy dostać się do jednej z ważniejszych aplikacji dla klienta na jej ipadzie
>mówi nazwę tej apki
>nie mam pojęcia co to jest
>staram się brzmieć jakbym rozumiał wszystko
>pytam, czy używa WIFI czy 3G
>"jak to sprawdzam?"
>"nieważne, czekaj, sprawdzę nasz główny system"
>googluję apke, ale nic się nie pojawia
>pytam kogoś ze sprzedaży
>"oh, to tylko infografika z naszej strony"
>mówię kocicy, że musi się wrócić do biura bo muszę jej wgrać zmiany do ipada
>jedzie 2 godziny do pracy tylko żebym mógł otworzyć Safari i dodać zakładkę do strony głównej
Dzień 24
>45 latka wygadała się, że robię też poza pracą
>teraz idioci proszą o naprawę ich komputerów w domu, telefonów komórkowych, wszystkiego co techniczne
>mówię, że mogę to zrobić tylko po pracy, 20$ za małe rzeczy, 50$ za duże
>większość to proste naprawy
>aktualizowanie windowsa albo adobe readera wszystko naprawia
>ale wtedy trafił mi się on
>laptop z piekła rodem
>gruby indianin daje mi swojego laptopa w plastikowej reklamówce, nie torbie na laptopa, reklamówce
>"co z nim nie tak?"
>"ty mi powiedz, geniuszu"
>odpalam komputer, prosi o przywracanie systemu
>klikam enter
>naprawia to, ale prosi o uruchomienie chkdisk?
>wydaje mi się, że to coś z napędem cd
>otwieram napęd
>jest tam gruba warstwa okruchów
>przechylam laptopa na bok
>pieprzone okruchy wysypują się z laptopa
>resetuję laptopa
>wczytuje się bez problemu
>okazuje się, że koleś używał cd w swoim laptopie jako podkładki pod kanapki
>pieprzone laptopy
Dzień 25
>mimo, że jestem gówniany w sprawach IT
>jeden koleś myśli, że skoro jestem IT wiem dużo o technologii
>pyta się mnie jaka jest moja ulubiona przeglądarka
>"Google... Ultron"
>"Jest taka jak chrome?"
>cholera. to miałem na myśli
>"tak, ale lepsza... nasa jej używa"
>"super, mógłbyś mi ją ściągnąć?"
>gulp
>"spoko"
>dosłownie zaczynam ruszać myszą wte i wewte tak szybko, że nie widać kursora
>ctrl alt delete do managera zadań
>"proszę. Zrobione, wygląda jak chrome. ale to jest Ultron, nikt inny nie zobaczy różnicy"
>do dzisiaj myśli, że pracuje na google ultron
Dzień 26
>jakaś kobieta mnie woła
>"to zajmie tylko minutkę. prościzna!"
>cholera
>prosi mnie o podłączenie nowej drukarki
>wstaje ze swojego krzesła i pozwala mi usiąść
>zapomniałem jak dodać sieciowe drukarki
>z koleżanką stoją za mną i obserwują ekran
>"czy to będzie trwało długo?"
>Udaję zamyślonego, patrzę w ekran z dłonią na skroni
>"Anon? Mamy deadline które się zbliża..."
>"Co do...?"
>obie kobiety wyglądają na zaniepokojone
>"NA TYM KOMPUTERZE JEST WIRUS!"
>i wybiegłem wyglądając na wkurwionego
Dzień 27
>nauczyłem się używać narzędzia do zdalnego sterowania którego używa całe biuro
>postanowiłem pomęczyć tą miłą staruszkę z wcześniej
>losowo ruszam myszą przez kilka godzin
>ona męczy się z podstawowymi rzeczami
>przyszła do mnie po nową myszkę
>pomagam jej
>podpinam ją i wracam
>mysz się znowu rusza. uruchamia worda
>zaczynam pisać
>"Cześć."
>brak odpowiedzi
>"Cześć."
>"Cześć? Kto to?"
>"Śmierć :("
Dzień 28
>jakiś koleś prosi mnie o wypalenie mu prezentacji na płytę dvd
>kurwa mać wiem jak to zrobić
>wypalam płytę
>maszeruję do jego biura, dumnie trzymając płytę wysoko w powietrzu
>jakaś kobieta próbuje mnie zatrzymać "Hej, mógłbyś..."
>"Nie teraz, ważna sprawa IT którą muszę się zająć!"
>daje kolesiowi jego wypaloną płytę
>to może być pierwsza rzecz tutaj którą zrobiłem poprawnie
>łza się w oku kręci
>taki dumny z siebie, że tak daleko zaszedłem
>jestem prawdziwym IT
>5 minut później koleś do mnie dzwoni "hej... cóż, na płycie nic nie ma..."
Dzień 29
>dałem nowej kobiecie w firmie laptopa
>nic nie jest ustawione
>zapomniałem jak podpiąć outlooka
>spoko, zrobiła to sama
>super
>pyta mnie czy mogę wpisać dane admina. żeby mogła ściągnąć jakieś narzędzie do mediów
>"Pewnie"
>zjebałem hasło 3 razy i mnie zablokowało
>muszę odblokować komputer z mojego pcta
>nie wiem jak to zrobić ale muszę wrócić do jej biura, bo zostawiłem tam swojego gameboya
>zaczyna zagadywać
>"Gdzie się uczyłeś, że skończyłeś tu jako IT?"
>zaczyna coś podejrzewać
>próbuję się jeszcze raz zalogować
>dalej jest zablokowane
>"Hmm... wiesz co? Chyba to rozszerzenie Hootsuite jest zawirusowane. Nie chcę tego gówna w swojej sieci."
Dzień 30
>dzisiaj wszystko zaczęło się pieprzyć
>jeśli pamiętacie, ustawiłem maszynę do miningu bitcoina w serwerowni
>używało prawie cały przesył
>sieć ledwo działała
>a teraz przez moje zrzucanie wszystkiego na wirusy i ogólne lenistwo ludzie zaczęli plotkować
>że firma jest atakowana przez grupę hakerską
>po lunchu szefostwo zaciągnęło mnie do biura na spotkanie
>"Jak wiesz, mieślmy ostatnio spore problemy z naszą siecią..."
>jestem w dupie
>"od powolnego transferu danych po wirusy"
>bardzo głębokiej dupie
>"Chcemy, żebyć zaczął śledztwo i dowiedział się kto to robi i dlaczego"
>ROFL
>Jestem pieprzonym gliniarzem którego zadaniem jest znaleźć pieprzonego gliniarza
>Jestem pieprzonym prawem.
Dzień 31
>mówię ludziom, że robię kalibrację serwera
>"to coś jakby pobieranie odcisków palców"
>nie ma mądrzejszego ode mnie
>pokazałem jednemu facetowi w średnim wieku, z brodą, jak używać aplikacji
>wrzucam mu ją do ulubionych i na pasek skrótów
>patrzę na jego ulubione
>Matula z Dużymi Cyckami
>Piżamowe Dziwko-party
>Mexykanka w autobusie
>przejeżdżam nad każdym z nich kursorem myszy, czytając bezdźwięcznie ich tytuły
>facet zaczyna się denerwować
>prosi. żebym nie powiedział nikomu
>"Czemu nie?"
>"Kupię ci lunch"
>dostałem 10 nuggettów z kurczaka
Dzień 32
>z jakiegoś dziwnego powodu całe biuro musi przepisywać captcha zawsze gdy coś googlują
>nie mam pojęcia dlaczego
>koleś od google ultrona pyta, czy ma to coś wspólnego z wirusem i czy powinien tworzyć kopię zapasową danych
>"Pi pierwsze. Zawsze twórz kopie zapasowe"
>kiwa głową
>"Po drugie. To tylko zabezpieczenie które założyłem. Roboty się tu czają"
>znowu kiwa głową, jakby moje słowo było prawem
Dzień 33
>koleś od ultrona wygadał się o google ultron
>teraz każdy w biurze chce, żebym mu go zainstalował
>kilka osób które wiedziały nieco więcej pyta co to do cholery google ultron
>zbywam ich środkowym palcem
>spędzam cały dzień instalując nieistniejący program na komputerach
>dosłownie spędziłem 3-4 godziny udając, że to jest program którego używa nasa
>jakaś dziewczyna pyta. czy to jest legalne
>"Jesteś policjantką?"
>podała mnie do HR za "zachowanie bliskie karnemu"
>już wyjaśniłem kolesiowi w HR co to google ultron...
>HR myśli, że to jest prawdziwe
>HR myśli. że nasa tego używa
>Hr mówi lasce, żeby mi nie przeszkadzała w sprawach technologii bo nie zna się na tym tak jak ja
>nie zna się na tym tak jak ja
Dzień 34
>cały dzień grałem w portala 2
>nie było ani słowa skargi
>ani jednego update'a adobe readera czy flasha przez cały dzień
>coś jest nie tak
>sprawdzam co się dzieje
>wszyscy pracują bez przerwy
>pytam jakiegoś kolesia jak jego komputer działa
>"Świetnie. Odkąd ściągnąłeś mi Google Ultron mój komputer wręcz śmiga"
>wtf
>szybkie wyszukiwanie na temat chroma
>okazuje się, że automatycznie ściąga najnowsze oprogramowanie adobe
>omfg
>bez pieprzonego adobe readera nie mam pieprzonej pracy
>wysyłam masowego maila
>UWAGA: nie otwierajcie google ultron, został shackowany
>resztę dnia wywalałem ultrona i ustawiałem IE jako domyślną przeglądarkę
Dzień 35
>ludzie zaczynają się denerwować tym całym hakerem/wirusem
>zastanawiają się dlaczego jeszcze tego nie rozwiązałem
>niektórzy nawet wierzą. że to nie jest żadna grupa hakerska jak mówiłem
>"To nie są amatorzy. To są profesjonaliści. Dlatego muszę update'ować waszego antywirusa."
>żeby ludzi nieco przestraszyć po kryjomu uruchomiłem komputer jednej z osób na chorobowym, ustawiony mniej więcej pośrodku jednej z większych sal
>głośniki na maksa
>puszczam Jitterbug Whama co 3 sekundy przez cały dzień
>w końcu ludzie przychodzą do mojego biura informując mnie o tym
>kiwam głową
>"To gorzej niż myślałem"
>"Co? Co takiego?"
>"To gang Jitterbug. Jedna z najlepszych grup hakerskich"
>"Nigdy o nich nie słyszałem"
>"To dlatego są najlepsi"
Dzień 36
>sprawdzam wiadomości
>policja dzwoniła
>KUUURRRWAAAA
>jako, że jestem IT muszą ze mną porozmawiać na temat ostatnich ataków hakerskich w naszej firmie
>usuwam wiadomość
>kocica przychodzi do mnie do biura
>pyta, czy mógłbym jej ustawić pulpit tak. żeby tapeta zmieniała się co kilka minut
>"Spoko."
>Idę z nią do biura
>mówi mi, że bierze rozwód
>"Oh."
>mówi, że zaczyna znowu chodzić na randki i to jest trochę dziwne
>pieprzyć to
>"Może pójdziemy na piwo kiedyś po pracy?"
>śmieje się
>"Co? To znaczy, czemu nie?"
>"Żartujesz, prawda? Jesteś IT..."
>oczy mi zaczynają łzawić jak wpatruję się w powiadomienie o nowym update adobe readera
>"Po prostu to ściągnę"
Dzień 37
>czuję się gównianie
>kocica powiedziała koleżanką z działu sprzedaży. że próbowałem ją zaprosić na randkę
>wszyscy się śmieją za moimi plecami
>słyszę ich szepty
>leee hahaha IT? łeee"
>mam ochotę otworzyć komputer i wskoczyć w wiatrak na procesorze
>koleś z działu sprzedaży który zawsze dzwoni (tak, ten) przychodzi do mnie do biura
>"Mój laptop nie działa"
>Idę z nim do jego biura
>Naciskam przycisk power żeby zresetować
>nie mówię nic, tylko odchodzę
>"Jeśli to jest wszystko co tu robisz... po co nam tu jesteś?"
>odwracam się
>"co?"
>"jeśli wszystko co tu robisz to resetowanie komputerów, to za co ci płacą? Sam mogę zresetować swój cholerny komputer"
>uśmiecham się
>"Naprawiałeś tu kiedyś serwer? Wiesz jak ciężko jest go potem ustawić, żeby działał? Pamiętasz jak nie działał przez ponad dzień?"
>kręci głową
>"tak myślałem"
>oczywiście tylko go zresetowałem lol
Dzień 38
>dalej czuję się gównianie po tym jak kocica dała mi kosza
>postanowiłem blokować jedną większą stronę co godzinę
>czułem się jak Joker
>najpierw youtube
>potem ebay
>potem reddit
słyszę ludzi narzekających na moją notkę odnośnie filtrowania stron
>"To jest miejsce pracy, a nie zabawy."
>jakaś kobieta wbiega mi do biura
>"Okej, to nie jest zabawne... to poważna sprawa"
>"why so serious?" (tłum. zostawiłem po angielsku, brzmi lepiej)
>"Musisz odblokować ebaya"
>lol serio
>"MAM AUKCJĘ KTÓRA KOŃCZY SIE ZA 5 MINUT"
>dałem ebaya na listę dostępnych stron
>ale było już za późno
>przegrała aukcję o pokrowiec na telefon
>mwahahahaha
Dzień 39
>"śledczy" przychodzi do biura
>szefostwo martwiło się. że mamy za dużo do stracenia i chcieli profesjonalistę
>jestem w dupie
>pokazuję mu całe biuro
>pyta się gdzie leży serwerownia
>"A to Carol. Jest buntowniczką. Co nie, Carol?"
>robię wszystko co mogę by odciągnąć nieuniknione
>idziemy do serwerowni
>mówi, że podoba mu się jak kable są ładnie poukładane
>myślę nad podniesieniem monitora. rozbiciem mu głowy i ucieczką do Meksyku
>nie mogę tego zrobić
>nie jestem potworem
>jestem IT
>koleś sprawdza serwer
>pyta się o dane do logowania
>przesrane
>daję mu hasło
>loguje się
>otwiera IE
>spogląda na mnie przez ramię
>"Nie musisz tu być"
>"Zostanę"
>Muszę tu być kiedy to się stanie
>dosłownie zaczyna poruszać myszą w losowych miejscach i klika w różne miejsca na ekranie
>Wiem. bo okienko Home Depot wyskoczyło
>zaczyna coś mówić pod nosem... "hmm... hmmm"
>wpisuje adobe reader w googlach
>ściąga
>rusza kursorem jeszcze trochę
>i w końcu mówi
>"pieprzeni hakerzy. co nie?"
>jesteśmy braćmi. on i ja
>bracia IT
Dzień 40
>obudziłem się i zdałem sobie sprawę jakie mam szczęście, że nie jestem zwolniony albo gorzej
>widzę z parkingu jak kocica wchodzi do biura
>pyta się mnie co słychać
>myślę, że w koncu pokonaliśmy gang jitterbug
>"nie... mam na myśli poza pracą"
>patrzę na nią dziwnie i uśmiecham się
>"Ah, wiesz jak to jest"
>poprawia włosy i śmieje się
>co do cholery?
>"Super. Mam problem z jednym plikiem... możesz go dla mnie otworzyć, skarbie?"
>wzdycham
>"Okej, spoko..."
>idziemy do jej biura, cały czas flirtuje
>klikam na link do pliku .pdf
>nie otwiera się
>zaczynam ściągać adobe readera
>w międzyczasie pytam się jej jakie ma plany na weekend
>"Jadę z takim jednym facetem na weekend w góry, odpocząć trochę"
>zatrzymuję ściąganie na 80%
>wychodzę
>jestem IT
Dzień 41
>ta niezła laska ćwicząca yogę przychodzi do mnie do biura
>jej klawiatura pisze po francusku
>jestem za bardzo zajęty nappy birdem. żeby mnie to obchodziło
>"więc pomożesz mi?"
>"jeśli będę miał chwilę czasu, teraz jestem zawalony robotą"
>"kiedyś cię rozszarpię"
>zabiera swój cudowny tyłeczek z mojego biura
>śliczna dziewczyna, a ja mam to w dupie, chcę. żeby ten dzień się skończył
>nienawidzę tej pieprzonej roboty
>wszystko co robię to dostaję opieprz i ściągam adobe readera
>nawet nie mogę sobie poprawić humoru grami
>tata wchodzi
>widzi, że wyglądam niewyraźnie
>zabiera mnie na lunch
>klepie po ramieniu
>"jestem z ciebie dumny. synu"
>firma jest w rozsypce
>a ja wciąż jestem głównym specem od ściągania adobe readera
>ale nie zamieniłbym nic z tego za jego kolejne słowa
>"Kocham cię, synu."
#heheszki
#humorobrazkowy
#pasta
c1dce720-c284-4586-b731-23fca6344527
b481bfef-bf7d-41a0-a324-de97a4546ca2
furyat

Ale co to za wulgarne tlumaczenie 4 chan z angielskiego.

Zaloguj się aby komentować

Mam kumpla lekarza i to w dodatku psychiatrę. Gość mega łebski, robił jakieś kursy w Stanford, jest zrzeszony w organizacji skupiających najlepszych młodych psychiatrów na całym świecie, ale ostatnio opowiadał mi, że trafił na przypadek beznadziejny. Wszyscy inni lekarze w województwie załamywali ręce i w zasadzie on był ostatnią deską ratunku dla pacjenta. Okazało się, że pacjent cierpi na straszne urojenia, wydaje mu się, że jest świnią. Nie świnką Peppą, nie świnką skarbonką, nie nawet świnką zakaźną, ale zwykłą świnią.
Mój kumpel mówił, że to nawet nie było by tak źle, gdyby wydawało mu się, że jest świnią i koniec kropka. Przecież leczył już z sukcesami gości, którym wydawało się, że są końmi, psami, krowami, kameleonami czy innymi koalami, ale problem tutaj był taki, że pacjent przez większość czasu zachowywał się normalnie, jego świńska natura wychodziła na wierzch, gdy trafiał do cukierni czy innej ciastkarni. Wtedy totalnie mu odjebywało.
I wiecie co zrobił mój kumpel? Zastosował nowatorską metodę bezpośredniego zderzenia z sytuacją stresową. Umówił się z gościem w supermarkecie i gdy się w końcu spotkali, poszli w stronę cukierni. Gość wydawał się totalnie normalny, ale gdy byli coraz bliżej witryny ze słodyczami, to zaczął zachowywać się nieco bardziej nerwowo, pocić się, coś bełkotać pod nosem. Mój kumpel oczywiście profesjonalnie zadziałał i motywując go lekko popchnął go przez próg, i wiecie co zrobił ten świr? Wyjął z torby trąbkę i zaczął drzeć się na całą cukiernię „Gdy widzę słodycze, to kwiczę!”. Brat pierdolec, jak psychiatrzy go kurwa nienawidzą.
#pasta #heheszki

Zaloguj się aby komentować

Wszystko zaczęło się w 2014 r., kiedy włodarze Realu Madryt zdecydowali się (przynajmniej na jakiś czas) usunąć krzyż z herbu. Taka decyzja wydawała się być podyktowana wymaganiami arabskich sponsorów klubu, ale nic bardziej mylnego - tak naprawdę wymagał tego ktoś znacznie ważniejszy w całej, sportowej układance Los Blancos - Lucyfer. Nie mogę potwierdzić tych informacji w 100%, ale w 2014r. właściciel - Florentino Perez, Szatan oraz Karim Belzebub podpisali pakt.
Od tamtego czasu w meczach Realu regularnie dochodzi do sytuacji, których nie opisaliby nawet autorzy Apokalipsy Świętego Jana. Szczególną rolę w zwycięstwach stołecznej drużyny odgrywa oczywiście jej bezbożny napastnik - kiedy tylko zbliża się on do bramkarza drużyny przeciwnej, ten dostaje flashbacków z Wietnamu. Belzebub wielokrotnie otrzymał od bramkarza podanie do pustej bramki; raz miał miejsce incydent (w finale, no popatrz pan, kto by się spodziewał), w którym golkiper Liverpoolu rzucił w Karima piłką (???) po czym ta wpadła do bramki. Nie muszę chyba wspominać, że Belzebub po podpisaniu cyrografu został uniewinniony z "afery taśmowej", a nawet zdołał wrócić do reprezentacji Francji i ponownie zostać jej gwiazdą. A, no i rozgrywa właśnie najlepszy sezon w życiu. Na jego początku miał 33 lata.
Co z tego dealu ma Szatan? Tego do końca nie udało mi się rozgryźć, ale być może delektuje się samą rozpaczą miliardów dobrych ludzi, którzy są świadkami niemal corocznych tragedii, których prowodyrem jest stołeczna drużyna z M*drytu. Jeśli jesteś fanem Realu, to sobie bądź, ale na litość Boską - nie nazywaj się więcej katolikiem.
#mecz #pasta
bd8c8139-ec8d-4075-9cf4-09e4ff34ca17

Zaloguj się aby komentować

Parę ładnych lat temu popełniłem poniższą pastę, bo zbyt dużo ludzi męczyło mnie o to dlaczego porzuciłem swoją żenującą "karierę" muzyczną. Dziś sobie o niej przypomniałem, a że nigdzie w internecie jej nie wrzucałem poza ograniczonymi kręgami, to pomyślałem że wrzucę tu. Może ktoś wypuści szybciej powietrze nosem przy porannej kawie.
#pasta #tworczoscwlasna
Zapewne zastanawia Was jak to się stało, że przestałem grać na basie. Brak czasu, czy ludzi do gry - to wszystko bujda, którą musiałem wymyśleć, bo uraz był zbyt głęboki, a historia zbyt nieprawdopodobna, aby ktokolwiek w nią uwierzył. Ale zacznijmy od początku, bo tak podobno najlepiej.
Pewnej jesiennej nocy w roku 2011, zaraz po próbie, czekałem na autobus powrotny z okolic ronda Matecznego w Krakowie. Było już kawałek po północy, wszędzie pusto, żadnych ludzi poza mną, od czasu do czasu cisze przerywała jedynie jakaś przejeżdżająca taksówka. Ciężkie chmury zajmowały cale niebo i zdawały się kroczyć po chodniku, zasnuwając okolice mgłą, która z minuty na minutę stawała się coraz gęstsza. Do autobusu miałem jakieś 40 minut (pozdrawiamy mpk), siedziałem wiec na ławce na przystanku, obok mnie zaś mój plecak, bo się zmęczył. Nagle, jakby spod ziemi, pojawił się nie kto inny, jak Zygmunt Hajzer – prowadzący najlepsze teleturnieje znamienity artysta, aktor reklamowy. Wystraszyłem się, bo nie słyszałem, żeby ktokolwiek podchodził. Rozpoznałem go po uśmiechu wykutym botoksem na twarzy, oraz śnieżnobiałym garniturze. Nie odezwałem się słowem, bo wciąż byłem trochę zszokowany - skąd on się tu wziął, do cholery? I co tu w ogóle robi tak znamienita postać polskiej sceny show biznesu? Nie miałem czasu długo nad tym dywagować, bowiem Pan Zygmunt zagaił przepitym głosem:
- Masz peta, kierowniku?
Automatycznym ruchem sięgnąłem po paczkę do kieszeni, nie chciałem bowiem wyjść na polskiego cebulaka, co to sławie szluga żałuje.
- Proszę się poczęstować. – rzekłem.
- Dzięki. Zygmnut. - przedstawił się wyciągając lewą rękę po papierosa, a prawą aby się przywitać - Dla przyjaciół Hejzi. - też się przedstawiłem, potrzasnąłem jego dłoń. Sympatyczny czlowiek, pomyślałem wtedy.
- Co tam targasz w tym futerale, zwłoki, HEHE? - skinął głową na mój pokrowiec z basem.
- Heh, nie, panie Zygmuncie, gitarę basową. - dodałem z wymuszonym uśmiechem, bo jego żart uznałem za średnio śmieszny. Nie takich żartów oczekuje się od gwiazd show biznesu.
- Oho, czyli muzyk. Doskonale… - powiedział jakby bardziej do siębie niz. do mnie. - Zapraszam - powiedział i wskazał otwartą dłonią na czarną furgonetkę marki Nysa, która pojawiła się, tak jak on, dosłownie znikąd. Pomyślałem, że oho, coś jest nie tak, coś jest nie halo. Kiedy próbowałem zrozumieć zaistniałą sytuację, która wykroczyła ponad szarość codzienności, arcydzieło motoryzacyjne PRLu zatrzymało się z piskiem opon, zaś drzwi furgonetki rozchyliły się i w środku dostrzegłem wypasione wnętrze – niebieskie, trącające wsią podświetlenie, mini-barek otoczony dwoma wygodnymi sofami obitymi białą skórą, zaś na tej ustawionej tyłem do kierunku jazdy siedziała postać, której twarz wydawała się jakby znajoma, lecz nie mówiąca wszystkiego - nie rozpoznałem od razu kto to.
- Wskakuj, Hejzi, balujmy! Kogo tam prowadzisz? - spojrzał na mnie. 
- Muzyka, mój drogi, muzyka! - odpowiedział Zygmunt, po czym zwrócił się do mnie - Wskakuj! 
Nie myślałem wtedy zbyt trzeźwo - ciekawość, a przede wszystkim niepowtarzalna charyzma Pana Hajzera przezwyciężyła strach i zdrowy rozsadek. Chwyciłem plecak, bas, i wskoczyłem do fury, siadając obok mojego nowego przyjaciela, pana Zygmunta. Miałem wtedy szanse bliżej przyjrzeć się człowiekowi-zagadce siędzącemu naprzeciwko i wtedy właśnie doznałem olśnienia - mała, łysawa główka, pedalska bródka, święcące głupotą oczy – bez dwóch zdań był to obecny radny Rady Miejskiej w Czechowicach-Dziedzicach, artysta muzyk Jacek Łaszczok, który w swej twórczości określa się jako Stachursky, czterysta czterdzieści i cztery, Żółta Magnetyczna Gwiazda, która otacza centralny, zielony Zamek Symbolizacji, któremu przewodnikiem Żółty Samoistny Człowiek. Drzwi za mną się zatrzasnęły, zaś furgon ruszył.
- Sypnij! - powiedział Stachursky do Zygmunta. Ten zza pazuchy wyjął kartonowe, kilogramowe opakowanie Viziru i wysypał z 20 gram na przygotowana wcześniej okrągłą tackę z lustrzaną powierzchnią. Stachurski przygotował na prędce osięm ścieżek proszku, po czym sięgnął do kieszeni po banknot jednodolarowy. Zwinął go zwinnie w palcach i wciągnął za jego pośrednictwem do nosa usypany proszek. Jego źrenice rozszerzyły się nagle do rozmiaru pięciozłotówek – dziwna sprawa, bo dolar stał wtedy w okolicach 3,60 zł. Resztki proszku do prania osiadly mu na wargach, brodzie i dobrze skrojonym garniturze. - Chłostaaaaa!!!! - zaczął śpiewać i tańczyć do muzyki, która najwyraźniej zaczęła grać w jego głowie.
- Hehe, ten to zawsze cos odpierdoli! - zaczął się śmiać Hejzi.
- CHŁOSTAAA!!! - krzyczał dalej Jacek, i upadł ciężko na kanapę, wymachując w powietrzu pięściami. - nie ma kto Persila czasem? Kopie mocniej! - spytał zebranych, dalej tańcząc, już na siedząco. Przypomniałem sobie, ze robiłem zakupy tego poranka i miałem przy sobie małą saszetkę Vanisha, który doskonale usuwa plamy, a akurat jedna mi się na ulubionych spodniach zalęgła. Postanowiłem się pochwalić swoim zakupem, troszkę tez ciekawiło mnie jak zadziała on na tego radosnego człowieka w garniturze.
- A mam cos takiego - wyjąłem z plecaka różową saszetkę. Na jej widok Stachurskyemu o mało co oczy nie wyskoczyły z orbit.- Ooooo, dawaj stary, dziekóweczka! - niemalże rzucił się na mnie, wyrywając z reki saszetkę. Natychmiast ją rozerwał, rozszerzył palcami dziurkę w nosię i wsypał całą zawartość do nosa.- CO TY ROBISZ?! - Zaczął na niego wrzeszczeć Zygmunt – to wybielacz!.
Jacek chwycił się za głowę - o cholera Faktycznie! O kurwa!Co ja zrobiłem! Zaraz mnie walnie! – i w tym momencie jakby zgiął się w pół, zaczęły nim miotać drgawki. Upadł na podłogę. Jego oczy szukały w panice ratunku, kręcąc się niezależnie od siebie, jak pranie w dwóch pralkach. Byłem przerażony - może i muzyka Stachurskyego nie miała nic wspólnego z muzyką, a teksty z sensem, ale był to jednak człowiek! Po kilku chwilach, ku mojej ogromnej uldze, atak ustąpił. Trzęsący się z wycieńczenia Jacek usiadł na kanapie, rozglądnął się nieprzytomnym wzrokiem i powiedział:
- Muszę zostać politykiem.
- Co? – Spytał Hejzi. – Hehe, dobrze ci? Przed chwilą o mały włos nie wykitowałeś!
- Wszystko w porządku, proszę Pana. Muszę tylko zostać politykiem. – po tych słowach wyskoczył z pędzącej Nysy przez okno, zrzucił garnitur, pobiegł w samych skarpetkach i majtkach z napisem „dosko” przed siebie, by po chwili rozpłynąć się we mgle. Jedynie w oddali słychać było:
- Najpierw radny, później prezydent! Później Król! Później cały świat! WSZYSCY BĘDĄ SŁUCHAĆ MOJEJ MUZYKI! ZAKAŻĘ PUSZCZAĆ COKOLWIEK INNEGO! Zabiję wszystkich innych!
Korzystając z chwili nieuwagi Hajziego i czerwonego światła, otworzyłem drzwi, wziąłem graty i zacząłem spierdalać. Uciekałem długo, nie patrząc się za siebie, w obawie o własne życie. Nie pamiętam ile czasu biegłem, wiem tylko, że dobiegłem do samego domu, zamknąłem za sobą wszystkie zamki i poszedłem spać. Postanowiłem nikomu nie mówić, co mnie spotkało, myślałem, że to tylko posrany sen, który wynikł ze zmęczenia. Starałem się wyprzeć ze świadomości tą noc, lecz odkąd ostatnio dotarła do mnie informacja, że Jacek Łaszczok stał się radnym w Czechowicach-Dziedzicach, nie zmrużyłem oka. Klątwa się dopełnia. Jestem przerażony i nie sypiam po nocach – cały czas, gdy zamykam powieki, widzę obraz świata, w którym puszczana jest jedynie Jego muzyka, zaś na Tronie Świata siedzi On i niszczy wszystkich, którzy z muzyką mają cokolwiek wspólnego. Od tego czasu nie dotykam gitary i przytyłem 10 kilo.
jimmy_gonzale

@Rafau całkiem całkiem, ale przecież od samego początku wiedziałeś że jest radnym. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Rafau

@jimmy_gonzale true, historia jest retrospektywna a nie wszyscy wiedzą że jest czy tam był radnym, stąd zaznaczenie tego faktu na początku, ale chyba faktycznie jest to błąd

jimmy_gonzale

@Rafau popraw i dam 2/10 bo przeczytałem ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj jest Śledzik, jak każdy szanujący się Słowianin wie, jest to święto upamiętniające prawą rękę Kupały, czyli Śledzika. Śledzik to duszek lasu, który, ironicznie, przyjmuje postać ryby. W folklorze słowiańskim, Śledzik to jedna z najszczerszego serca postaci mitycznych. Często ratuje tonącego w jeziorze wyciągając go na brzeg. Dodatkowo Śledzik lubi przemawiać przez złowione ryby. Czasem przepowie coś ciekawego albo opowie prawdę o osobie bliskiej, o której nie miałeś pojęcia.
Dlaczego więc świętujemy Śledzika pijąc? Ponieważ najczęściej spotykały go osoby w sztok pijane. Także osoby pijane często wpadały do jeziora i topiły się (np. podczas kąpieli) i to je ratował Śledzik. Nic dziwnego, że pijąc świętujemy jego imię.
Wcześniej wspomniałem, że śledzik to duszek lasu. Jego ulubionym miejscem są leśne zarośla. Często zagubieni w lesie podczas snu widzieli Śledzika, który mówił im żeby podążali jego głosem. Rankiem wiedzieli że muszą podążać za każdym szumem, szmerem czy trzaskiem. Wnet docierali do pobliskiego strumyka, a podążając nim do wioski.
Taki to był nasz słowiański Śledzik.
Śledziku, za Ciebie dzisiaj piję!
#gruparatowaniapoziomu #ciekawostki  #mitologia  #coolstory #pasta
700f8606-4ada-460c-adc7-4546b2a4ad1b
cherrycoke2l

Łudząco podobny do kuo-toa z Dungeons & Dragons ( ͡° ͜ʖ ͡°)

edantes

@Rimfire zrobilem śledzika w midjourney

4c65e1b2-237c-4e59-ad22-6c0aa06f897d
991568ed-81ce-4050-ac1f-ab4a16ddf114

Zaloguj się aby komentować

O czym tu mówić.
Biden. 182 cm wzrostu, 80 lat, wygląda jak projektant mody, kilkoro dzieci, jasna historia rodzinna
Putler. 160 cm wzrostu, 70 lat, wygląda jak kloszard, kilka szczeniaków poczętych z babą którą walił po pysku, kilka potencjalnych szczeniaków stworzonych z ruską roksiarą, pochodzenie - porzucony przez mongołów owoc chowu wsobnego
#ukraina #rosja #wojna #pasta
4f881041-5fd6-489d-9c23-b2f547da4faf
0jciecPijo

@Wolnymularz Nie chcę być adwokatem jego czy kogokolwiek innego, ale umrze jak... każdy. Tylko w międzyczasie będzie się świetnie bawił bez jakichkolwiek konsekwencji. Nie pomoże mu tak samo jak każdej innej żywej istocie, tylko przeżyje bardziej intensywne i luksusowe życie niż inni ludzie.


Skutki są dla szarych żołnierzy i obywateli, nie dla elit.

argonauta

Jaka tu propaganda miłości do Wujka Joe weszła... Jakby boty/gimbusy z wykopu przeskoczyły na hejto. Nic jeszcze nie zrobił, a sraczka jakby już wjeżdżał w Rosję XDDD


Jakie to żałosne...

lokal

@argonauta Żałosny to jest ten porzucony przez mongołów owoc chowu wsobnego i jego śmierdzący gównem i niestrawioną wódką kraj

Zaloguj się aby komentować