Ja chodzę od półtora roku na terapię i jest to rzecz żmudna, długa, ale przynosząca efekty. Problem jest taki, że za sesję płacę 200 złotych - sesję, która jest co tydzień. 52 tygodnie x 200 złotych = 10.400 złotych rocznie.
Udało też się trafić za pierwszym razem na bardzo dobrego i dopasowanego do moich potrzeb terapeutę, ale znam przypadki ludzi, którzy bujali się przynajmniej u kilku różnych nim trafili na dobrze dobranych - każda taka próba wymaga odbycia ok. 3 spotkań, żeby ogarnąć, czy dany terapeuta ma sens. Czyli musisz wydać 600 złotych w ciągu 3 tygodni na spotkania z osobą, która może nie być dobra dla ciebie, lub nie ukrywajmy tego jest po prostu chujowym terapeutą (takich też jest na pęczki).
Mam dobrze płatną i stabilną pracę, więc jestem w stanie poświęcić takie pieniądze, ale wiem, że pewnie 90%-95% naszego społeczeństwa nie będzie mieć takiego luksusu. Ceny wizyt prywatnych nie są na kieszeń większości ludzi w naszym kraju i taka jest prawda - obwinianie ludzi, że nie chcą pomocy, kiedy ich na tę pomoc nie stać, nie jest okej.
(Tak, wiem że odpowiadam na mema)