Zdrowszy tryb życia dla staruchów z Hejto – czyli o moich doświadczeniach, ze złego i dobrego „prowadzenia się”, jak już bliżej, niż dalej do 40.
Ciekawe czy coś takiego przebije się na Hejto, bo mam świadomość, że jest to ciągle temat, który odkładamy ponad inne priorytety. Ja myślę o tym coraz częściej, bo piętno nowotworów w rodzinie, od strony matki jak i ojca, nie daje o sobie zapomnieć Z drugiej strony zaczynam już czuć z wiekiem, że organizm wybacza coraz mniej i zależy mi na tym, żeby w miarę możliwości opóźnić te „procesy starzenia”.
Miewam takie okresy w życiu, że albo mam wkrętkę na zdrowy tryb życia albo nie do końca zwracam uwagę i pilnuje, żeby o siebie dbać. Zazwyczaj jest to powiązane z tym jak pracuje moja głowa. Obowiązki, problemy, stres, nieprzepracowane lub poukładane rzeczy w bani, przekładają się na niedbanie, o codzienny dobrostan. Ostatnie lata nie należały raczej do zdrowych, bo i problemów było sporo. Jak już jednak zmieniają się priorytety, to wtedy widzę największą różnice w codziennym funkcjonowaniu i tym, jak zmiana pewnych nawyków zmienia codzienne samopoczucie i funkcjonowanie. Ostatnimi czasy przeszedłem z tej ciemnej strony na jasną, stąd kilka moich spostrzeżeń i uwag, może jakiemuś staruchowi, który chce zadbać o siebie, pomoże
Uprzedzając ewentualne komentarze, nie wymądrzam się, nikogo do niczego nie zmuszam, ani nie namawiam
Sen – podstawa z podstaw. Każdy kto ma pracę, obowiązki, dzieci na głowie, wie że o to zawsze ciężko, nie mniej największy game changer w moim przypadku, to chodzenie spać przed północą, u mnie najlepiej w okolicach 23 i przesypianie co najmniej 7 godzin. 8 godzin to już kosmos pod względem regeneracji i dobrego samopoczucia. Jak się uda osiągnąć przynajmniej te 7 godzin, to poprawa w codziennym samopoczuciu, wydajności i dobrym nastroju widoczna będzie od ręki. Warunek jednak, żeby faktycznie o 23 już grzecznie leżeć w łóżeczku i szykować się do snu. Zasypianie po północy lub bliżej 1 albo 2 to pewne zmęczenie następnego dnia, nawet jeżeli prześpię te 7 godzin.
Odstawienie alkoholu – nie należę do osób wojujących z alkoholem, wszystko jest dla ludzi ale we właściwych ilościach. Nigdy nie należałem do osób upijających się, czy to z, czy bez okazji, zawsze wolałem ten stan 2 – 3 drinki i wystarczy. Z alko jest ten problem, że dość łatwo popaść w złudzenie, że odpręża, pozwala odreagować codzienne stresy i daje poczucie relaksu. Zastrzyk dopaminy, który podnosi na duchu, stąd możemy zacząć po niego sięgać coraz częściej, z czasem, nawet każdego dnia. Zastrzyk o tyle łatwy, że nie musimy nic robić, żeby go zaaplikować, a jako ludzie jesteśmy z natury leniwy i wybieramy łatwą drogę do osiągnięcia celu, a nie tę trudniejszą jak np. spocenie się na treningu. Poprawa nastroju może i jest w trakcie picia, koniec końców alko to depresant, który sprowadza nasz nastrój, w dłuższej perspektywie, na dno. Jak chce się przestać pić, a nie można, to dodatkowo siada nam psycha, bo nie możemy poradzić sobie ze samym sobą (pisał o tym niedawno @splash545 - pozdro za fajny wpis). Dodatkowo, przynajmniej u mnie, mega negatywnie wpływa na regenerację, sen jest słaby, parametry snu do bani. Pijąc częściej, obciążamy wątrobę, a ta powoduje, że chodzimy permanentnie zmęczeni, no i koło się zamyka.
Post przerywany 16/8 – jeden z większych game changerów. Nie zwracamy na to uwagi ale praktycznie jemy co chwilę. Jedzenie mamy na wyciągnięcie ręki, a nasze organizmy nie są ewolucyjnie przystosowane do ciągłego przyjmowania posiłków. Zamiast tego warto jeść w oknie żywieniowym, które wynosi 8 godzin, a potem pościć przez 16, dając odpocząć trzewiom od ciągłej pracy nad trawieniem. Efekt uboczny, przy nadwadze, waga leci aż miło (zrzuciłem w ten sposób 17 kg, bez większych wyrzeczeń i restrykcyjnej diety). Plus wprowadzamy się w proces autofagii, w skrócie nasz organizm zjada sam siebie, a dokładnie komórki, które są uszkodzone, które powinny być wyeliminowane z naszego organizmu, przez co oczyszczamy go w sposób naturalny. Może brzmieć jako nieodczuwalny proces ale faktem jest, że lepsze samopoczucie mamy już po kilku dniach poszczenia w ten sposób.
Codzienny ruch – nie znoszę siłowni, nie zmuszam nikogo do wysiłku ponad siłę, ja sam przez długi czas ograniczyłem mój ruch do wieczornych spacerów w okolicach 5 – 6 km dziennie. Szybsze tempo ewentualnie „babcine” kijki i nasz organizm zaczyna działać zupełnie na innym poziomie, korzyść to wzrost odporności, wydzielane endorfiny, stąd lepsze samopoczucie na co dzień, lepszy sen i praca głowy. Ruch/sport to nie musi być wysiłek ponad miarę, rozpoczęcie ruszania się, nie musi wiązać się z bieganiem od początku, wręcz odradzam, jeżeli zastaliście się dłużej, bo to może przynieść szybko kontuzje i potrafi dość szybko zniechęcić do dalszego ruszania.
Dieta – jestem ostatnim, który ma czas na dietę, o gotowaniu w ogóle nie ma mowy. Dużą zmianę odczułem jednak odpuszczając śmieciowe jedzenie, fast foody, wysoko przetworzone produkty, zamiast tego staram się stosować domowe posiłki (mnie ratuje catering ze Ślimaka). Zrobisz sobie przerwę od takiego śmieciowego jedzenia na kilka tygodni i po zjedzeniu go później, odczujesz że takie paliwo wręcz spowalnia twój organizm, a nie powoduję, że ma on siłę na zmaganie się z codziennymi obowiązkami. Ciężar na żołądku bo McDonaldzie albo KFC jest wręcz bolesny. Najlepiej starać się jeść rzeczy, które mają najkrótszy możliwy skład, osobiście polecam też ograniczyć węgle kosztem białka.
Suplementy – temat na koniec, bo same one dadzą niewiele ale wspomagając zdrowy tryb życia, dadzą dodatkowego kopa korzyści. To co faktycznie działa: Omega 3 ale nie pierwsze z brzegu tylko z co najmniej 500 EPA i 250 DHA. Umówmy się, nie ma opcji, żeby do organizmu naturalnie dostarczyć tych pozytywnych kwasów, samym jedzeniem ryb. Musielibyśmy praktycznie nimi się tylko żywić. Braki w EPA i DHA mogą objawiać się nawet uciskiem w klatce piersiowej, a tego można się wystraszyć – sam doświadczyłem. NAC – wspomaga regenerację wątroby, która jest turbo obciążona środowiskiem w jakim żyjemy, sprawna wątroba to codzienna energia. Maślan Sodu + priobiotyk – jelita określane są drugim mózgiem, jak one funkcjonują poprawnie, to cały organizm działa jak trzeba, plus pamiętaj, że mimo średniego wieku, jak jesteś zdrowy to twoje kupki powinny dalej wyglądać jak niemowlaczka, permanentna sraczka, to krótka droga do odwodnienia i wypłukania się z pozytywnych mikroelementów w organizmie. Tribulus – facetom z wiekiem spada teściu, tribulus reklamowany jest jako booster testosteronu, generalnie pomaga w regeneracji, czujesz się po prostu po nim młodziej, masz poczucie, że możesz więcej, a i na sprawność seksualną również ma pozytywny wpływ. Lecytyna – dla pracujących głową istny game changer, jak wydaje ci się, że pod względem sprawności umysłowej jesteś pod ścianą, sięgnij po lecytynę najlepiej w dużej dawce dla staruszków, różnica odczuwalna praktycznie po kilku dniach. Witamina D, zimą spokojnie do suplementowania w 2 – 3 tys jednostek. Umówmy się w Polsce okres jesienno zimowy, to wieczny brak słońca, braki w witaminie D to większe skłonności do stanów depresyjnych i wieczne zmęczenie. Jest jeszcze kilka fajnych supli ale u mnie przynajmniej, nie dają tak odczuwalny rezultatów, jak to co powyżej.
Sporo tego wyszło, ciekawe czy ktokolwiek dobrnął do końca tego wpisu. Być może komuś się przyda tak wiedza, kogoś zainspiruje do pracy nad sobą, a może też ktoś doda jakieś ciekawe i warte uwagi spostrzeżenia w komentarzu i znajdę dzięki temu kolejne zdrowe nawyki albo rozwiązania.
Pozdro szczególnie dla tych, którzy akurat teraz są w dołku, to minie, chociaż może to trochę potrwać, u mnie ostatnio to potrwało ponad 4 lata
#zdrowie #hejto40plus #hejto30plus