Społeczność
Podróże
Wyobraźcie sobie, że spodobało wam się jakieś miasto, w którym byliście i macie tyle kasy, że postanowiliście sobie zbudować swoje, podobne. No, tak właśnie robią Chińczycy. Ponad 400 lat temu zrobił to Jan Zamojski.
Po studiach w Padwie wraz z zaprzyjaźnionym włoskim architektem stworzyli od podstaw całe nowe renesansowe miasto. Wytyczono rynki, ulice, kamienice, kolegiatę (dziś - katedrę), kościoły oraz oczywiście pałac samego magnata. Miasto zostało otoczone systemem fortyfikacji - murów, szańców i fos. Umocnienia zdały egzamin podczas kilku oblężeń, w tym w czasach wojen szwedzkich - miasto nie zostało zdobyte, a wiele renesansowych zabytków ocalało - czego nie można powiedzieć o Wawelu, na którym dosłownie zostało wyrwane ze ścian wszystko, co dało się wyrwać, ładowane na barki i wywożone do Szwecji. Łącznie z ozdobnymi kamiennymi portalami.
Samo miasteczko jest w porównaniu z innymi mało turystyczne - miałam wrażenie, że większość ludzi na rynku to byli lokalsi, którzy wyskoczyli na niedzielny obiad. W muzeum byliśmy sami. W ogóle do muzeum strasznie trudno trafić, bo jest tylko niewielka tabliczka a drzwi wyglądają jak od lochu, nie otwierane od stuleci.
Niewielkie, można spokojnie przetuptać wszystko pieszo, w miarę zadbane (tutaj niestety, to co doskwiera wielu polskim miastom, żyje głównie tylko rynek, a w bocznych uliczkach już kamieniczki do remontu, zabite dechami okna - a szkoda), ewidentnie nie ma tylu turystów żeby to utrzymać. Zachowane umocnienia, fosy, bardzo ładne tereny zielone rekreacyjne wokół starego miasta. Zrujnowany niestety pałac, na którego remont choćby elewacji i frontu władze twierdzą, nie ma pieniędzy (co dziwne, w dobie różnorakich zewnętrznych dofinanoswań i funduszy, serio - w mniej turystycznych miejscach typu Biała Podlaska znalazły się pieniądze na renowacje zespołów pałacowych, przynajmniej zewnątrz i ogrodów).
Zwiedzanie w sumie na dwa wypady, przez jeden dzień z dojazdem w tą i z powrotem oraz obiadem nie udało nam się zwiedzić wszystkiego.
#podroze
Co do funduszy na odbudowę pałacu to może kwestia czasu. Ostatnio skończono remont dawnych koszar, jeszcze wcześniej była odbudowa kościoła Franciszkanów.
@szczekoscisk Miejmy nadzieję
Gościu!? Byłeś w Zamościu?
Zaloguj się aby komentować
Zostań Patronem Hejto i tylko dla Patronów
- Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
- Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
- Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
- Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Wybrałem się do źródła rzeki Närvijoki (fin.), po szwedzku znanej jako Närpionjoki lub Närpes å.
Czemu jedna rzeka ma dwie nazwy? I to do tego w dwóch językach? Jest tak związku z #historia Ostrobotnii i szwedzkiego osadnictwa w tej części #finlandia . Do tej pory duża część ludzi mieszkających w tej części Finlandii to etniczni Szwedzi. Nie jest niczym zaskakującym, że nazwy miejsc i miejscowości są podawana na znakach w dwóch językach. Nie dziwi więc też fakt, że przed domami, na masztach, często widuje się flagi Finlandii czy #szwecja , bo ludzie mają silne przywiązanie do swojego pochodzenia.
Wracając do rzeki. Swoje źródło ma w sztucznym zbiorniku wodnym Kivi- ja Levalammen, który powstawał na bagnach, w latach 60. XXw.
Rzeka ma 75km długości i uchodzi do Knåpfjärden, w okolicach Narpio. Knåpfjärden jest częścią Morza Tylnego (Selkämeri). Nie ma takiego morza? No nie ma. To znaczy jest, bo Selkämeri to zasadniczo Bałtyk, a dokładnie część Zatoki Bornickiej. Podlinkowana strona z #wikipedia nazywa je też Botnikiem Południowym.
#hobby #uav #drony #podroze #geografia
https://youtu.be/W3FIOM5foas?si=XvNAVONmOCMQzaKm
Link do wiki: Morze Tylne https://fi.wikipedia.org/wiki/Selkämeri
Zaloguj się aby komentować
Społeczność #hejto jest dla mnie wsparciem mentalnym (bo to jedyna społecznościówka którą mam) Zatem i dla was są zbiorowe podziękowania na końcu (° ͜ʖ °) Dla chętnych miłego oglądania i otwieram dyskusję.
Stay Tuned, bo urbex nie śpi...
#podroze #podrozujzhejto #urbex #landrover #ciekawostki #produkcjatv #produkcjafilmowa
https://www.youtube.com/watch?v=adJVyMaML0c
@Klamra super robota!
@kris jazusmariapeszek adminy ożyły!
@Klamra siadłem se w końcu do oglądania Twojej wyprawy a tu widzę jakieś KLM muzique. No to żeś mi chłopie teraz zaimponował! Nie wiedziałem że muzę też tworzysz.
A teraz idę oglądać wyprawę, wracam za 22 minuty!
Ok, już po seansie - widać że się znasz na rapie ;D muzyka, ujęcia, ogółem świetny klimat, podoba mi się!
@roadie Tak. to mój drugi kanał (° ͜ʖ °)
Podoba mi się tempo tego filmu i to, że nie ma jakiś wielkich sensacji, tylko kronikarski zapis.
Dlaczego sam? Córka nie chciała z Tobą jechać?
@Byk Córa jest już na tyle duża, że zaczęła sama jeździć ze znajomymi (° ͜ʖ °)
Zaloguj się aby komentować
Zasady są następujące: jedziemy do kolejnego miasta, jak wpis będzie miał 100 piorunów. Jeżeli nie, to utknę i wpisów więcej nie będzie
Tym razem cofamy się w stosunku do tego, co działo się w Xian.
Lijiang to ostatnie miejsce przed wyruszeniem w najbardziej dziką część Chin. To miejsce rozpoczęcia wielu wypraw wysokogórskich. Dla jednych utożsamiane z mityczną Szangirilą, dla innych to takie chińskie Zakopane: ostatnia baza wypadowa. Miasto powyżej którego nie wybiera się nikt normalny.
Postanowiliśmy więc jechać dalej!
Wyobraźcie sobie teren wielkości Polski, ale cały wypełniony górami wysokimi jak Tatry. Na tak olbrzymim obszarze jest tylko kilka miast, prowadzi do nich jedna droga gruntowa.
To zadupie tak wielkie, że w zimie droga jest nieprzejezdna a miasto jest odcięte od świata. Dodatkowo drogą i tak wszyscy poruszają się w konwojach bo gdyby cos się stało nie ma nikogo, kto mógłby ci pomóc.
Po całodniowej podroży, gdy się tam znaleźliśmy, pierwsze co to chcieliśmy się wydostać i jechać dalej. Totalnie nikt nie mówił po angielsku. Porozumiewaliśmy się pisząc kalambury na kartce albo pokazując pojedyncze chińskie słowa, które mieliśmy w słowniczku. Ludzie nie rozumieli nas, bo gdy pytaliśmy się o dworzec autobusowy, prowadzili nas do jakiejś zapadłej rudery w krzakach. Gdy kolejna osoba zaprowadziła nas w to samo miejsce zdaliśmy sobie sprawę że to rzeczywiście jest dworzec autobusowy.
Później dowiedzieliśmy się, że kolejny autobus odjeżdża… za tydzień
Na szczęście w mieście prócz nas było 7-10 białych a jedna szwedka znała chiński. To ona zorganizowała konwój 2 samochodów którymi mogliśmy opuścić miasto na następny dzień. Jechaliśmy drogą z błota w stronę granicy z Tybetem pomiędzy górskimi szczytami. Kierowcy jechali chińskimi, terenowymi autobusikami lepiej niż nie jeden jeep na srogim offroadzie. Droga którą jechaliśmy była tak mało uczęszczana, że robotnicy ją naprawiający (regularnie odcinki były zmywane lub trzeba było przejeżdżać przez rzekę) mieli namioty rozbite na jezdni – bo i tak nikt nią nie jeździł.
Jedliśmy tam również jedną z najbardziej obrzydliwych potraw jaką jadłem w życiu, a jadłem wiele niesamowicie obrzydliwych rzeczy: kurczak z papryką.
Co było w nim obrzydliwego? Bierzesz kurczaka, usuwasz pierze, ucinasz głowę, tasakiem kroisz na kosteczki (tak, łącznie z niektórymi flakami i kośćmi), gotujesz w czymśtam i podajesz z bardzo ostrą papryką aby zabić smak. Samemu musisz uważać na kości w mięsie które przeżuwasz i wypluwasz na bok. Nawet Chińczycy jedzący pałeczkami strasznie kruszą (i plują) przy jedzeniu, więc przychodzi babka, ścierom usuwa resztki ze stołu, daje ci folię na obrus w kratę (żebyś nie ufajdał), kostki z mięsem i papryką a wszystko w lokalu z ociekami i brudem wtartym w płytki ścian i podłóg o zapachu tej specyficznej azjatyckiej gastronomi pozbawionej kontroli sanepidu.
Kolejnego dnia przebiliśmy się przez chmury i wyjechaliśmy na położony 5000 m n.p.m. płaskowyż. Widok zapierał dech w piersi. Niezmierzone równiny, idealna widoczność i czysty błękit nieba. W busie powstała podekscytowana atmosfera, pod koniec, wraz z kierowcą, śpiewaliśmy tybetańskie mantry. Moja koleżanka poznała anglika, który w podróży był już od 8 miesięcy. Zwiedził przez ten czas 5 kontynentów. Mówi, iż za każdym razem, każdy kolejny kraj jest zupełnie inny, podróżowanie w żaden sposób się nie nudzi i, mimo tylu dni, każdy przynosi coś zupełnie nowego.
Miejsce do którego dotarliśmy i to co się tam działo, stanowi jedną z największych przygód jakie zdarzyły mi się w podróży.
nigdzie nie idziesz xD
@SuperSzturmowiec trudno.
Za mniej piorunów wpisów mi się robić nie opłaca;)
@michal-g-1 z tym, że tutaj nie ma tylu użytkowników, którzy by ci to wypiorunowali
Zaloguj się aby komentować
Na hejto pojawił się wpis o wieży w Xian której byłem, a znalałem się tam na skutek ciekawej historii. Jak będzie zainteresowanie, to mogę o tym poopowiadać bo wydarzyło się wiele ciekawych rzeczy: z plecakiem zwiedziłem wiele azjatyckich krajów i mam wiele przygód z tym związanych. W sumie nie planowałem o tym pisać na tym portalu, no ale czego się nie robi za pioruny
Jak wygląda podróż pociągiem nocnym po Chinach, najtańszą klasą (tz. hard seats)? Kojarzycie tą scenę w pociągu w „Jak rozpętałem II wojnę światową” w której Franek Dolas opowiada wszystkim swoje historie? – właśnie tak
Wraz z kumpelą byliśmy jedynymi białymi w przedziale. Pierwsze godziny staliśmy obok naszego miejsca (na to samo miejsce sprzedawane jest kilka biletów, przez co wagony są maksymalnie wypchane ludźmi). Pociąg zatrzymuje się co parę godzin i na drugiej stacji już rozluźniło na tyle, że na zmianę mogliśmy siedzieć. Zrobiła się noc. Z chińczykami nie dało się porozumieć, ale od czego jest śliwowica, którą przywieźliśmy z Polski. Znajomość 5-10 słów wystarczy żeby miło spędzić czas.
Pojawiło się wino ryżowe pozostałych współpasażerów. Nie było kieliszków, piliśmy więc z nakrętki. Po czasie wszyscy chcieli z nami rozmawiać i byliśmy lokalną atrakcją. Pojawiły się chinki znające angielski, i to właśnie dzięki nim rozmawialiśmy z innymi. Całą noc spędziliśmy na rozmowach i poznawaniu podróżnych.
Rano, zmęczeni i lekko skacowani, przyjechaliśmy do Xian (‘X’ po chińsku czytanie jest jako ‘Ś’, wymawia się więc Śi-an). Kolejny nocny pociąg do Pekinu był wieczorem, mieliśmy więc cały dzień na zobaczenie miasta. Co tu robić?
Ku naszemu zaskoczeniu poznane chinki znające angielski coś z sobą ustaliły i… postanowiły pokazać nam swoje miasto! Po całej nocy męczącej podróży jedna z chinek wzięła ich bagaże do domu, druga poszła z nami na lokalne śniadanie, gdzie normalnie jada przed zajęciami na uczelni. Chiny pełne są knajpek do których baliśmy się zaglądać, bo nie znaliśmy tamtejszych potraw i warunków sanitarnych. Pokazała nam gdzie warto iść i co zamawiać. Później druga również dołączyła do nas i tak zwiedziliśmy wieżę o której był wpis na hejto
Chińczycy to niesamowicie życzliwi i uczynni ludzie. Wiele razy nieznajomi pomagali nam w potrzebie. Dzięki tym randomowym dziewczyną zobaczyliśmy Xian i poznaliśmy lokalne kuchnie i atrakcje. Xian to miasto w którym odkopano terakotową armię, lecz nie starczyło nam już czasu na jej zobaczenie jej w miejscu wykopalisk. Dziewczyny były totalnie zmęczone ale bardzo chciały nas ugościć i pokazać nam wszystko. Dla nas był to 3 albo 4 tydzień podróży po Chinach i w końcu zeszliśmy z bezdroży i szlaków do terenów cywilizowanych. Ale to już temat na inną opowieść
Ale świetna akcja, opowiadaj więcej!
@michal-g-1
jedziemy do kolejnego miasta, jak wpis będzie miał 100 piorunów.
no to siedźcie tam dalej xD
Szanuję za użycie obrazu matka whistlera
Zaloguj się aby komentować
#podroze #turystyka #dolnyslask #karkonosze
Zaloguj się aby komentować
Mimo że jest tam sporo turystów - na tyle, że widać że to miasto żyje, żeby utrzymać turystyczne biznesy- to nie ma ich tylu, żeby zwiedzanie było męczące i frustrujące - nie jest tak, że co krok musisz się pomiędzy kimś przepychać, ceny są nieziemskie a do każdej atrakcji kosmiczne kolejki. Chociaż nie znoszę tłumów i turystycznych miejsc w środku sezonu, w Toruniu odpoczywam.
Nie ma problemu z zaparkowaniem w ścisłym pobliżu Starego Miasta.
Wszystko, co warto zwiedzić, znajduje się na Starym Mieście, w zwartej średniowiecznej miejskiej zabudowie, więc nawet kilkuletnie dziecko nie narzeka, że trzeba dużo chodzić, bo wszystko jest blisko. Całe jest zagospodarowane - nie ma tak, że w bocznej uliczce od rynku już straszą walące kamienice z oknami zabitymi dechami. Jest miejsce na również jakieś małe biznesiki.
Ogólnie całość ładna, klimatyczna i zadbana. Meeeega plus to stare drzewa. Piękne bulwary nad Wisłą.
Dużo zwiedzania, knajpek, kawiarni.
Pyszne pierniki. Serio, nie wiem czy to kwestia że są świeże partie z fabryki, ale smaczniejsze niż te same kupowane w sklepie.
Dodatkowo można się wybrać na rejs stateczkiem po Wiśle (atrakcja dla dzieciaków).
Zdjęcie zarypane z neta.
#podroze
@GazelkaFarelka nie wiem jak teraz ale w tych bocznych do Szerokiej uliczkach to nocą i w weekendy srogi wypierdol można było zarobić. Dziesiona też prawie gwarantowana.
Podobnie jak na niedaleko położonej od Starego Miasta ulicy Mickiewicza.
Tak było jak studiowałem na UMK w 2004-2009 czyli 57 lat temu.
@jarezz Na starym mieście obecnie jest spokojnie, w weekendy tylko najebana młodzież. Na Mickiewicza dalej można wpierdol nocą obskoczyć, ale i tak pato mniejsze jak te 15 lat temu. Kwiat młodzieży polskiej wyjechał do UK, NL itd.
@GazelkaFarelka Byłem w tym roku, faktycznie jeśli chodzi o turystykę to miasto zmienia się coraz bardziej na plus. Niestety mocnym rozczarowaniem był dom Kopernika, który wydawałby się flagowym obiektem miasta
No jest w pytke
Zaloguj się aby komentować
The Watchers to instalacja artystyczna przypominająca kamienne kręgi i pojedyncze głazy ustawiane w całej Szkocji.
Znajduje się w samym sercu Cairngorms, na terenie posiadłości Glenlivet - mieszka tu tak mało ludzi i tak daleko jest od większych miast, że jednymi z atrakcji Glenlivet są Dark Sky Discovery Points - miejsca, do których można dojechać samochodem i gwarantują możliwie najmniejsze zanieczyszczenie światłem.
Zaś The Watchers pozwala usiąść we wnętrzu tych struktur na ławce i słuchać szumu wiatru podziwiając krajobraz.
#manwithmalamute #szkocja #psy #sztuka
niektórzy to mają farta, z takim ryjcem się urodzić…
@Gepard_z_Libii żebym to ja miał taki ryj to przynajmniej jak wilkołak bym wyrywał
Zaloguj się aby komentować