#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #DAquila #ciekawostkihistoryczne #isonzo
Poprzednie części pod tagiem #DAquila
ROZDZIAŁ XIII
BŁĄD LEKARZA
Przekazałem swoje akta innemu podoficerowi, zebrałem kilka niezbędnych rzeczy i rzeczy osobiste, w tym mój miesięczny żołd w wysokości piętnastu lirów, wszystkie pieniądze, jakie miałem, zostawiłem karabin i plecak i czekałem, aż nadejdzie wieczór z jego regularnym wezwaniem do przypadków szpitalnych. Około szóstej wieczorem udałem się na miejsce zbiórki ludzi z różnych batalionów przeznaczonych do szpitali polowych. Pośpiesznie pożegnałem się i życzyłem powodzenia moim towarzyszom, którzy zebrali się pod zniszczonymi drzwiami, aby mnie odprowadzić. (...)
Wszedłem do szopy wykorzystywanej jako szpital polowy w przysiółku Usnik około drugiej nad ranem dwudziestego dnia grudnia 1915 roku i zastając ją wypełnioną po same drzwi, od razu zobaczyłem, że oferuje ona niewiele, jeśli w ogóle, możliwości położenia się w celu odpoczynku. Zauważyłem duży piec na środku, w którym żarzył się piękny, gorący ogień. Próbowałem się do niego dostać, by się wysuszyć, ale nosze były zbyt gęsto ułożone wokół niego. Osiągnięcie mojego celu wydawało się niemożliwe, ponieważ bardzo chciałem wyschnąć i jeśli to możliwe, odpocząć. Zacząłem wysilać swój rozum, by znaleźć rozwiązanie tego zagmatwanego problemu. Bezskutecznie. Ponownie postanowiłem zdać się na tajemniczego Strażnika, który miał mnie pod swoją opieką. Niemal w tym samym momencie, w którym chciałem porzucić tę łamigłówkę, żołnierz zajmujący nosze bezpośrednio przed miejscem, na którym stałem, nagle wstał i zaproponował mi swoje miejsce.
Byłem zdumiony niezwykłą hojnością tej uprzejmej i dobroczynnej oferty, ale poinformował mnie, że potworny żar emanujący z rozgrzanego do czerwoności pieca sprawiał, że był bardzo zdenerwowany, a ponieważ wydawało się, że nie ma sposobu, aby odsunąć nosze, postanowił wstać lub położyć się gdzie indziej, najlepiej w pobliżu drzwi. Początkowo się wzbraniałem. Ale kiedy zauważyłem, że nie jest w złym stanie fizycznym (wydaje mi się, że miał niewielką ranę na ramieniu), podziękowałem mu i położyłem się wygodnie w jego łożu.
Po solidnej drzemce obudziłem się o świcie, by odkryć, że jestem całkowicie wysuszony od stóp do głów. Początkowo byłem skłonny, podobnie jak mój nieznany przyjaciel, porzucić nosze i poszukać świeżego powietrza na zewnątrz, ponieważ burza się skończyła i wiał rześki, czysty wiatr, ale do porzucenia tego pomysłu skłonił mnie widok parującego wiadra z czarną kawą. Z niego napełniłem swój blaszany kubek.
Żołnierze wokół mnie poinformowali mnie, że lekarze przybędą w ciągu godziny, aby zbadać chorych i rannych, aby pozbyć się nas wszystkich i przygotować szopę na kolejny kontyngent pacjentów, którzy pojawią się w ciągu dnia i wieczora. Przed południem poważne przypadki miały zostać wysłane do szpitali w głębi kraju, a pozostali mieli wrócić do okopów. Zdałem sobie sprawę, że nic mi nie dolega; nawet się nie przeziębiłem w wyniku przemoczenia w nocnym marszu do szpitala. I tym razem nie będzie mnie badał uprzejmy porucznik z Grotte[Sycylia gdzie urodził się autor], ale grupa czterech lub pięciu surowych, niemal twardo stąpających po ziemi wyższych oficerów medycznych i specjalistów, którzy byliby całkiem kompetentni, by postawić prawidłową diagnozę i którzy byli całkiem obeznani ze sztuczkami i oszustwami. (...)
Po godzinie oficerowie lekarze weszli do szopy, by podjąć swoją codzienną pracę polegającą na weryfikacji dolegliwości różnych pacjentów i podjęciu decyzji o miejscu docelowym, do którego ich skierują. Odpoczywałem tak blisko tego dużego, rozgrzanego pieca, że ciepło zaczęło działać i zmusiło mnie do całkowitego rozpięcia munduru i kamizelki, a także koszuli. Trzymałem więc nad sobą koc.
W odpowiednim czasie grupa medyczna w końcu zbliżyła się i otoczyła moje nosze. Podczas gdy jeden z nich badał kartę chorobową, inny zaczął mnie wypytywać o moje samopoczucie. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Pomyślałem sobie, szczerze i uczciwie, że nigdy w życiu nie czułem się lepiej. Gdybym miał odpowiedzieć szczerze, wiedziałem, że oznaczałoby to mój powrót do okopów, ale byłem gotów powiedzieć prawdę.
Nie dostałem jednak szansy na wygadanie się, bo kolejny lekarz już się schylił, zdjął koc i przez rozpięty płaszcz i koszulę wyczuł mój brzuch i zauważył, że jest wyjątkowo nabrzmiały[autor napił sie chwilę wcześniej mleka które kupił za 5 lirów od innego żołnierza]. Delikatnie ucisnął mój brzuch i boki i z powagą oznajmił swoim kolegom, że mój przypadek jest niezwykle poważny, ponieważ obrzęk wskazywał mu na powiększoną śledzionę. Dlatego konieczne będzie niezwłoczne wysłanie mnie do szpitala, ponieważ może być konieczna poważna operacja! Pozostali lekarze uwierzyli mu na słowo i nie wykonali żadnego ruchu, aby potwierdzić jego diagnozę. Gdy podchodzili do następnych noszy, zauważyli, że się uśmiecham (nie doceniając tego, że uśmiecham się z błędu lekarza) i powiedzieli mi, że to prawda, żebym nie tracił odwagi.
Ponownie poczułem, jak wiara we mnie została potwierdzona przez łańcuch zdarzeń prowadzących do tego dziwnego, poważnego błędu w ocenie ze strony lekarza. Zanim zdążyłem w pełni zrozumieć znaczenie tego wszystkiego pojawiła się grupa żołnierzy Czerwonego Krzyża, by zanieść mnie do czekającej na zewnątrz karetki. Zaproponowałem, że pójdę piechotą, ale siłą wsadzono mnie z powrotem na nosze i kazano nie ruszać się z miejsca, rzucając kilka przekleństw dla podkreślenia rozkazu.
Mój przypadek został uznany za tak nagły, że wymagał natychmiastowej wysyłki do szpitala operacyjnego w pierwszej karetce. Tak więc jako pierwszy pacjent załadowany do karetki zostałem przydzielony do lewego górnego poziomu przedziału z sześcioma noszami. Podczas gdy w surowym, mroźnym zimowym powietrzu układano na mnie ciężkie koce, nie mogłem powstrzymać się od chichotu i zacząłem zastanawiać się, co będzie dalej. Intrygowała mnie zbliżająca się perspektywa pójścia pod nóż bez chorób i dolegliwości. Zacząłem się trochę niecierpliwić. Sytuacja stawała się ekscytująca!
Zaloguj się aby komentować