Historia niemieckiego ochotnika z I wojny światowej część X na podstawie "THE DIARY OF OTTO BRAUN WITH EXTRACTS FROM LETTERS"
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #OttoBraun
Poprzednie części pod tagiem #OttoBraun
List do ojca
1 listopada 1916. W terenie.
-Nie chcę jeszcze wyjeżdżać na urlop, nawet jeśli rozłąka jest bardzo trudna dla nas obu. Musimy wytrzymać jeszcze trochę; zbyt wczesny powrót tylko rozdrapałby rany na nowo. Sam jestem bardzo przygnębiony, ale nie martw się, trzymam się, a jeśli przyjadę w styczniu, będziemy bardziej opanowani i będziemy mogli spokojniej dyskutować o przyszłości. Ale uwierz mi, będę wtedy świeższy i szczęśliwszy niż teraz i będę w stanie cię rozweselić. Nie próbuj poprawiać losu; instynktownie się tego boję i nie wierzę, by przyniosło to cokolwiek dobrego. Błagam cię, zostaw sprawy tak, jak się potoczą. Potrzeba tylko trochę wiary!
List do ojca
11 listopada 1916. Telegram z pola walki.
- Lekko ranny w lewe przedramię, obecnie szpital wojenny nr 57 Lwów. List prześlę później jak tylko dotrę do Niemiec. Stan ogólny zadowalający.
List do ojca
Szpital wojskowy, Lwów, 14 listopada 1916 r.
-Teraz muszę Ci powiedzieć, jak zostałem ranny. Jedenastego, około godziny piątej, właśnie zaczynałem pisać do Ciebie list, kiedy Rosjanie ostrzelali nas wielokrotnie ogniem karabinów maszynowych. Byliśmy dokładnie na linii ognia i otrzymałem trafienie w lewe przedramię, jakby uderzenie żelaznym prętem; powaliło mnie to na ziemię. Upadając, musiałem dostać kulę w twarz; weszła tuż nad szczęką i wyszła tuż pod okiem, nie dotykając moich ust, kawał wyjątkowego szczęścia. Na początku, gdy tam leżałem, byłem dość zdezorientowany i odkryłem, że zostałem trafiony, nie wierząc w to. Poszedłem do bazy i zostałem zabandażowany; krwawiłem jak zraniona dzika świnia, mój płaszcz i spodnie były pokryte krwią, a moje ramię bardzo bolało, ale nie straciłem przytomności. Potem dali mi morfinę, która niewiele pomogła. Sposób, w jaki wszyscy się mną opiekowali, był wzruszający, mężczyźni zaniemówili. N. prawie płakał, gdy następnego dnia odwozili mnie w towarzystwie doktora T., ja też prawie płakałem. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jest przywiązany do kompanów. Teraz czuję się dobrze, nie są jeszcze pewni, czy nerw jest uszkodzony, czy tylko nadwerężony. Moje palce są nadal sztywne i bardzo bolą, ale daję radę.
List do LIEUT. N.
Szpital Wojenny, Lwów, 17 listopada 1916 r.
Nie uwierzycie, że każdy dzień z dala od batalionu jest coraz trudniejszy do zniesienia. Ta przeklęta "choroba domowa"! Niemal prawdą jest stwierdzenie, że podczas wojny większość miłości do domu przenosi się na kompanię, do której się należy.
PAMIĘTNIK
Szpital, Trzebnica, 27 listopada 1916.
-Czytałem dużo Schlieffena. Wiele stało się dla mnie teraz jasne. Chociaż zawsze cytuje Moltkego, istnieje między nimi wielka różnica, mniej w realizacji zasad życiowych niż w ich metodach prowadzenia wojny; różnica gustu i instynktu. Podczas gdy Moltke preferuje oskrzydlenie jednego skrzydła wroga przeważającymi siłami, Schlieffen jest bardziej zwolennikiem ataków na szeroko rozciągniętym froncie. Przemawia do niego przejrzystość, możliwość ogarnięcia wszystkiego jednym spojrzeniem. Widać to również po tym, że niewielu jest ludzi, których styl jest jaśniejszy i mniej wymuszony niż jego; nie traci na elegancji, nawet gdy jest najbardziej surowy.
List do LIEUT. N.
Szpital, Berlin, 17 grudnia 1916 r.
-Chcę tylko przekazać wiadomość, że wczoraj byłem operowany. Lekarz mógł podać tylko znieczulenie miejscowe, ponieważ musiał testować moją wrażliwość za pomocą prądu. Bolało jak cholera, chociaż kilka razy podawano mi morfię, weronal itp. Lekarz powiedział, że rana jest znacznie gorsza niż myślał. Około dwa i pół centymetra nerwu zniknęło, a w jego miejscu powstała blizna, twarda jak kość, którą trzeba było wyciąć. Zdrowy nerw musiał zostać rozcięty i połączony". Nie chcę nawet powtarzać, jak długo może potrwać gojenie.
PAMIĘTNIK
Szpital, Berlin, 18 grudnia 1916 r.
-Czytam wspomnienia i listy Gneisenau. Jestem pod wrażeniem siły i wielkości tego bohaterskiego człowieka. Jednocześnie, co za przenikliwość myśli! Jakże haniebny wydaje się przy nim mały król i jakże przerysowany jest jego obraz przedstawiony przez Treitschkego.
List do ATHA N.
Zehlendorf, 18 stycznia 1917 r.
-Zaczynam czuć się lepiej, nie tylko jeśli chodzi o moją rękę, co trwa bardzo długo, ale w ogóle. Czytam Treitschke i Meinecke i rzeczywiście, żyję prawie wyłącznie w tym cudownym okresie "buntu", 1808-15. To dość dziwne, jak coraz bardziej świadomie i nieświadomie wracam do germańskiego ducha. Jednak jest to całkiem naturalne i odpowiednie, ponieważ z pewnością jego własny kraj jest miejscem, w którym człowiek ma wykonywać swoją pracę. Dopiero gdy korzenie wbiją się głęboko w ziemię ojczystą, gdy spragnione miłości wyssą całą wilgoć rodzimej gleby, korona może rozprzestrzenić się bez szkody i pozwolić, by deszcz i wiatr odległych krain bawiły się wokół niej. Mówię to, przekonany, że nic nigdy nie zależy całkowicie od całkowitej doskonałości jednostki, tak jak nie zależy od największego szczęścia największej liczby, ale raczej od tego, że wszyscy mamy służyć boskości, że sens naszego istnienia polega na nadawaniu kształtu wielkim rzeczom, na tworzeniu i że tylko dzięki temu ucieleśnieniu wieczności możemy w jakiś sposób trwać w wieczności. Ujmując to w nieco pogański sposób: Bóg pragnie się wcielić, do tego potrzebuje człowieka i okazuje mu swoją wdzięczność, unosząc go w przestworza i umieszczając pośród gwiazd.
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #OttoBraun
Poprzednie części pod tagiem #OttoBraun
List do ojca
1 listopada 1916. W terenie.
-Nie chcę jeszcze wyjeżdżać na urlop, nawet jeśli rozłąka jest bardzo trudna dla nas obu. Musimy wytrzymać jeszcze trochę; zbyt wczesny powrót tylko rozdrapałby rany na nowo. Sam jestem bardzo przygnębiony, ale nie martw się, trzymam się, a jeśli przyjadę w styczniu, będziemy bardziej opanowani i będziemy mogli spokojniej dyskutować o przyszłości. Ale uwierz mi, będę wtedy świeższy i szczęśliwszy niż teraz i będę w stanie cię rozweselić. Nie próbuj poprawiać losu; instynktownie się tego boję i nie wierzę, by przyniosło to cokolwiek dobrego. Błagam cię, zostaw sprawy tak, jak się potoczą. Potrzeba tylko trochę wiary!
List do ojca
11 listopada 1916. Telegram z pola walki.
- Lekko ranny w lewe przedramię, obecnie szpital wojenny nr 57 Lwów. List prześlę później jak tylko dotrę do Niemiec. Stan ogólny zadowalający.
List do ojca
Szpital wojskowy, Lwów, 14 listopada 1916 r.
-Teraz muszę Ci powiedzieć, jak zostałem ranny. Jedenastego, około godziny piątej, właśnie zaczynałem pisać do Ciebie list, kiedy Rosjanie ostrzelali nas wielokrotnie ogniem karabinów maszynowych. Byliśmy dokładnie na linii ognia i otrzymałem trafienie w lewe przedramię, jakby uderzenie żelaznym prętem; powaliło mnie to na ziemię. Upadając, musiałem dostać kulę w twarz; weszła tuż nad szczęką i wyszła tuż pod okiem, nie dotykając moich ust, kawał wyjątkowego szczęścia. Na początku, gdy tam leżałem, byłem dość zdezorientowany i odkryłem, że zostałem trafiony, nie wierząc w to. Poszedłem do bazy i zostałem zabandażowany; krwawiłem jak zraniona dzika świnia, mój płaszcz i spodnie były pokryte krwią, a moje ramię bardzo bolało, ale nie straciłem przytomności. Potem dali mi morfinę, która niewiele pomogła. Sposób, w jaki wszyscy się mną opiekowali, był wzruszający, mężczyźni zaniemówili. N. prawie płakał, gdy następnego dnia odwozili mnie w towarzystwie doktora T., ja też prawie płakałem. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jest przywiązany do kompanów. Teraz czuję się dobrze, nie są jeszcze pewni, czy nerw jest uszkodzony, czy tylko nadwerężony. Moje palce są nadal sztywne i bardzo bolą, ale daję radę.
List do LIEUT. N.
Szpital Wojenny, Lwów, 17 listopada 1916 r.
Nie uwierzycie, że każdy dzień z dala od batalionu jest coraz trudniejszy do zniesienia. Ta przeklęta "choroba domowa"! Niemal prawdą jest stwierdzenie, że podczas wojny większość miłości do domu przenosi się na kompanię, do której się należy.
PAMIĘTNIK
Szpital, Trzebnica, 27 listopada 1916.
-Czytałem dużo Schlieffena. Wiele stało się dla mnie teraz jasne. Chociaż zawsze cytuje Moltkego, istnieje między nimi wielka różnica, mniej w realizacji zasad życiowych niż w ich metodach prowadzenia wojny; różnica gustu i instynktu. Podczas gdy Moltke preferuje oskrzydlenie jednego skrzydła wroga przeważającymi siłami, Schlieffen jest bardziej zwolennikiem ataków na szeroko rozciągniętym froncie. Przemawia do niego przejrzystość, możliwość ogarnięcia wszystkiego jednym spojrzeniem. Widać to również po tym, że niewielu jest ludzi, których styl jest jaśniejszy i mniej wymuszony niż jego; nie traci na elegancji, nawet gdy jest najbardziej surowy.
List do LIEUT. N.
Szpital, Berlin, 17 grudnia 1916 r.
-Chcę tylko przekazać wiadomość, że wczoraj byłem operowany. Lekarz mógł podać tylko znieczulenie miejscowe, ponieważ musiał testować moją wrażliwość za pomocą prądu. Bolało jak cholera, chociaż kilka razy podawano mi morfię, weronal itp. Lekarz powiedział, że rana jest znacznie gorsza niż myślał. Około dwa i pół centymetra nerwu zniknęło, a w jego miejscu powstała blizna, twarda jak kość, którą trzeba było wyciąć. Zdrowy nerw musiał zostać rozcięty i połączony". Nie chcę nawet powtarzać, jak długo może potrwać gojenie.
PAMIĘTNIK
Szpital, Berlin, 18 grudnia 1916 r.
-Czytam wspomnienia i listy Gneisenau. Jestem pod wrażeniem siły i wielkości tego bohaterskiego człowieka. Jednocześnie, co za przenikliwość myśli! Jakże haniebny wydaje się przy nim mały król i jakże przerysowany jest jego obraz przedstawiony przez Treitschkego.
List do ATHA N.
Zehlendorf, 18 stycznia 1917 r.
-Zaczynam czuć się lepiej, nie tylko jeśli chodzi o moją rękę, co trwa bardzo długo, ale w ogóle. Czytam Treitschke i Meinecke i rzeczywiście, żyję prawie wyłącznie w tym cudownym okresie "buntu", 1808-15. To dość dziwne, jak coraz bardziej świadomie i nieświadomie wracam do germańskiego ducha. Jednak jest to całkiem naturalne i odpowiednie, ponieważ z pewnością jego własny kraj jest miejscem, w którym człowiek ma wykonywać swoją pracę. Dopiero gdy korzenie wbiją się głęboko w ziemię ojczystą, gdy spragnione miłości wyssą całą wilgoć rodzimej gleby, korona może rozprzestrzenić się bez szkody i pozwolić, by deszcz i wiatr odległych krain bawiły się wokół niej. Mówię to, przekonany, że nic nigdy nie zależy całkowicie od całkowitej doskonałości jednostki, tak jak nie zależy od największego szczęścia największej liczby, ale raczej od tego, że wszyscy mamy służyć boskości, że sens naszego istnienia polega na nadawaniu kształtu wielkim rzeczom, na tworzeniu i że tylko dzięki temu ucieleśnieniu wieczności możemy w jakiś sposób trwać w wieczności. Ujmując to w nieco pogański sposób: Bóg pragnie się wcielić, do tego potrzebuje człowieka i okazuje mu swoją wdzięczność, unosząc go w przestworza i umieszczając pośród gwiazd.
Zaloguj się aby komentować