Zagotowało się we mnie. Od 7 lat mieszkam sobie w kurniku deweloperskim. Kupionym za gotówkę, jako jedyne mieszkanie w tym bloku. Na 13 mieszkań cała reszta ma małe dzieci, urodzone po wprowadzeniu na osiedle i kredyt na karbie. Jestem sobie taką persona non grata - ze mną nie da się pogadać ani o promocji na pieluchy, ani o dostępności żłobków w okolicy, ani (o zgrozo) o rosnących ratach kredytów.
Nie zabolało mnie to, że w pierwszym roku mieszkania ktoś puścił plotkę, że jestem prostytutką. Bo wracam rano do domu odjebana w szpilki i mini - po prostu taki mam styl.
Nie zabolało mnie to, że są utworzone czaty grupowe, poza "blokowym" czatem, gdzie są wszyscy, tylko nie ja.
Nie boli mnie jebane stereo sound. Z góry kaszojady się drą, z dołu się drą, z boku się drą. Od 4 rano BO ZĄBKOWANIE, BO KOLKI do późnej nocy. Od 7 lat w kółko bo kalendarz porodów jest chyba kurwa zsynchronizowany. Jakbym chciała ciszy, to bym mieszkała w lesie, rozumiem to.
Nie boli mnie punktualnie o godzinie 20, codziennie, od 7 lat akcja KĄPIEL. Czemu dzieci myte i ubierane tak drą pizde? Nie wiem, jak zamykam drzwi do łazienki to jest ciszej, a sama zrezygnowałam z kąpieli około godziny 20 bo można oszaleć.
Nie zabolał mnie parter zastawiony przez hulajnogi, rowerki, przyczepki mieszczące całe stada bachorów. Chuda jestem to się jakoś przeciskałam do skrzynki i piwnicy.
Nie boli smród mięsa i kancerogenne węglowodory aromatyczne, którymi sąsiedzi rozpalając grilla w ogródkach na parterze trują mnie od maja do września. Zamykam okno i śmierdzi mniej.
Nie bolą mnie kinderbale kończące się w dni robocze o 23 (dzieci naćpane cukrem serio mają sił drzeć japy do takiej godziny?), ani drące się w lato pod blokiem, ani malujące kredą po wszystkim, do czego potrafią dosięgnąć.
Nie boli mnie to, że w weekend muszę wyjść gdzieś z domu rano by napisać kilka stron swojej pracy naukowej bo wrzask dzieci słychać przez zatyczki do uszu i ciężko skupić myśli.
Takie są uroki mieszkania w centrum miasta w bloku.
Ale zabolało mnie to, że używając wkrętarki o godzinie 21 zostałam przywołana do porządku na osiedlowej grupie, bo:
-
to nie jest pora na to
-
oni chcą spać
-
jak to nie mam kiedy tego zrobić? WĄTPIĘ, ŻE NIE MASZ KIEDY (tak, bo baba siedząca od 4 lat na macierzyńskim wie lepiej jaki mam układ dnia, skoro ciągle przesiaduje w oknie robiąc za monitoring osiedlowy).
Zgadnijcie, kto jutro zadzwoni do wspólnoty bo przyczepkami blokowane są korytarze czy dostęp do skrzynek. Albo kto w najbliższy weekend wjedzie na pełnej, waląc w drzwi jak CBŚ, do sąsiadów, bo 4 rano to nie jest czas, kiedy dzieci powinny odbijać piłkę od podłogi i biegać jak pojebane.
Tyle lat żyliśmy w symbiozie, tyle rzeczy przełknęłam, ale skończyła się moja wyrozumiałość. Kurwa jego mać.
#zalesie #patologia z miasta (to ja)