#rowerowyrownik

123
1906
127 945 + 8 + 8 + 50 + 2 + 52 + 91 = 128 156

Tym razem może uda się wybrać dobrą społeczność, a nie sztafete xD

W sumie ciekawy tydzień - przez to, że w środe szedłem na Open'era i w czwartek miałem wolne, to do biura pojechałem tylko raz. Natomiast wolny czwartek wykorzystaliśmy z różową by odebrać zamówienie ze sklepu 13km od nas. A że ja projektowałem trasę to odhaczyliśmy kilka kwadratów i przypadkiem wyszło 50km ^^ zdarza się ^^

W weekend za to najpierw delikatna rozgrzewka, potem pojechałem na Ujście Nogatu i Elbląga do Zalewu. I odhaczyć kilka kwadratów i tutaj pan Komoot zawiódł mnie po raz pierwszy w tym tygodniu - puścił mnie przez tor motocrossowy. Pełno błota, rozjeżdżonego piachu i hopek. W jedną kałuże wjechałem tak, że się wywróciłem, bo nie widziałem, że wyjazd z niej będzie tak stromy. I prawdopodobnie tam zgubiłem bidon, a na pewno przekrzywiła mi się manetka (zdjęcie w komentarzu).

W niedzielę wracałem krajoznawczo od teściów do domu i ogólnie trasa po żuławach bardzo przyjemna i ładna. I nic nie zapowiadało, że ten dzień się spier...dzieli. I wtedy pan Komoot wlazł cały na biało po raz drugi i puścił mnie przez takie chaszcze, że byłem tam prawdopodobnie pierwszą żywą istotą od XIX wieku. 500m z rowerem na plecach, przez krzaki, osty i pokrzywy. I prawdopodobnie tutaj zgubiłem drugi bidon...

Podsumowując - fajny tydzień, ale gravelowe kwadraty przez najbliższy czas odpuszczamy. No i bidonów żal. Znaczy się nawet nie tyle, że miały jakąś wartość (nawet sentymentu nie miałem zbytnio do nich), ale że leżą gdzieś w lesie. W przyszłym tygodniu wezmę psiura na spacer w chaszcze i poszukamy tego gdańskiego, żeby się nie rozkładał niepotrzebnie...

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
79601cac-c6e6-49ee-9790-6b5f983ddb65
Aleksandros

@Loginus07 Ale przynajmniej będzie co wspominać To się nazywa kolarstwo przygodowe.

Loginus07

@Aleksandros jeżeli okaże się, że ta manetka to nic poważnego to w sumie muszę powiedzieć, że nawet fajne były te trasy ^^

Gilgamesh

@Loginus07 jezu, chłopie, ja mam wszystkie kwadraty na Żuławach zaliczone i po takich dziwnych trasach nie musiałem jeżdzić polecam układać trasy na mapy.cz

Loginus07

@Gilgamesh sprawdzę, aczkolwiek te chaszcze to już w Gdańsku ^^ na mapy.cz widzę, ze tam też jest ścieżka zaznaczona

f3a0108f-24d5-4519-9932-8698962d5d96

Zaloguj się aby komentować

127 841 + 69 + 5 + 30 = 127 945

Dodaje swoje kilometry, coś tu jeszcze brakuje ale trudno.

Błagam niech ktoś tą stronkę do dodawania naprawi bo tak nie może być. Jak tak dalej pójdzie to dla mnie hejto upadnie.

#sport #rower

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
9bc818be-d8c9-4837-ac6d-0588c7c2ade7
imnotokej

@dradrian_zwierachs To jest Lord Vader

dradrian_zwierachs

@imnotokej wcześniej autochtoni nazywali go batmanem. Później został przechrzczony przez internet.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
127 300 + 112 + 36 = 127 448

36 - wczorajsze patataj z @vvitch (⌒(oo)⌒)

12 stopni latem to temperatura nie dla mnie, trochę wymarzłem.

112 - dzisiejsze solowe patataj po wioskach i kołowanie po DK6.

29 stopni latem to już temperatura nie dla mnie, dawno mi tak nie przygrzało.

#rowerowyrownik #mordimernaszosie

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
0dbe1220-54d8-418f-9553-e2b8aebfe887
pluszowy_zergling

Ale czad skarpetki

Sporoście potatatajaj-owali ? Był warun ale gorąc okrutny, ja się zlałem potem jak świń, a tylko 75 w na rowurku pojszło dziś

Ale z was dziki ^_^

5136ea04-fbbc-4e43-a310-beaffa8fb60a
Mordi

@pluszowy_zergling Na 100 bardzo mi dogrzalo, jak mało kiedy. Objechanie na oparach, mam nadzieję że dziś będzie lepiej:) Startujemy we dwoje ze Słupska mała rundkę:)

pluszowy_zergling

@Mordi Szerokości, ja wracam do siebie po "krótkich, łatwych i przyjemnych biegowych interwałach 6x500m :D" Umordowaliśmy się na treningu biegowym w grupce

Zaloguj się aby komentować

127 273+ 27 = 127 300

Fixie wymyte koła napompowane to sobie pojechałem na zakupy bo po pierwszy raz od miesiąca nie pada.

Dupsko mnie boli strasznie i rowerek trochę rdza chwyciła przez zimowanie przed blokiem, ehh czemu tylko u tej rudej mam wzięcie?

#rowerowyrownik #spierdotrip
ErwinoRommelo userbar
30556909-b27e-4959-a038-fc1c033127de
splash545

Oni jeszcze nie wiedzą, że masz ich na celowniku xd

ErwinoRommelo

@splash545 coty wiatr w moja stronę wieje, bym sie zcobainowal.

Zaloguj się aby komentować

127 081 + 62 = 127143

Mam taką w okolicy taką górkę, przez którą prowadzi droga do Kranjskiej Gory, która jest po jej drugiej stronie. To jeden z najbardziej stromych tras w okolicy; jest tam segment Stravy - 3.87km ze średnim grejdem 11.3%. Szczególnie zaś jest tam około kilometrowy odcinek o średniej 16% , w porywach do 22%. Otóż śpieszę się pochwalić, że po raz pierwszy przejechałem całą górkę bez odpoczynku, o ile wjazdem można nazwać przesuwanie się na tej ściance z kadencją 40 w tempie 5-7km/h. (Pogacar ma na tym najtrudniejszym odcinku średnią 11km/h). To było raczej utrzymywanie równowagi:) Po tej zaś karkołomnej wspinaczce było milo zaszyć się w cieniach przepięknej trasy Kranjska - Tarviso i rozważać po jakiego grzyba człowiek tak się męczy.
#szosa #rowerowyrownik #rower
5fad50e9-733e-4729-b953-c013c58d097b
a34f3bb7-08ec-43d7-8a43-c7c55152884a
9fe72060-a7f1-4339-ba3d-0d95b16db61b
pluszowy_zergling

Jezusie maryjo, tyś to na raz, dobry Dzik! \o/

Zaloguj się aby komentować

126 802 + 4 + 9 + 4 + 6 + 57 + 4 + 9 + 4 + 6 + 4 + 9 + 121 + 26 + 13 + 3 = 127 081

Ostatni tydzień czerwca. Najdłuższa trasa to odprowadzanie Pan @Mordi (。◕‿‿◕。) na coroczne ultra do Warszawy. Ponownie wyruszyliśmy o bezbożnej godzinie, kiedy nogi nie chcą pedałować, a mózg podpowiada, żeby porzucić #szosa w krzakach i wracać do łóżka. Na 56. kilometrze zrobiliśmy sobie krótki piknik na przystanku autobusowym w Kawczu i kryzys przeminął. Mordi pojechał dalej sam, a wróciłam do domu nieco wydłużoną trasą, zbierając po drodze kilka #kwadraty.

Max square: 13x13
Max cluster: 378
Total tiles: 2628 (+10)

#rowerowyrownik #vanrysel #100km (nr 10)

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
8e280109-4c77-4446-a16a-50d422b8a7ca

Zaloguj się aby komentować

Stashqo

+ 2

@camonday No teraz to dojebałeś kilometrów xD


Witamy ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Yes_Man

@Stashqo nie narzekaj, @camonday i tak poszedł z grubej rury, walnął 2 kilometry na raz, super @UmytaPacha zaczęła od jednej pompki i dopiero niedawno podwoiła wynik xD

Stashqo

@Yes_Man kurde, muszę się chyba do tego waszego pompkowego klubu zapisać bo od kiedy wiosna przyszła to 100% mojej aktywności to rower i hiking. A łapa chudnie... ( ͠° ͟ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

#rowerowyrownik
Może przez lipiec pododaje moje przejażdżki do pracy i z powrotem. Jak się to robi, przez jakąś stronę tak?

Dziś słabiej bo w 1/3 złapał mnie deszcz a zaletą roweru miejskiego jest to, że można zostawić i przesiąść się w komunikacje miejską. Dlatego 1,5 km tylko

Zaloguj się aby komentować

126 641 + 2 + 38 + 21 + 20 + 37 = 126 759

Domo-parking, domo-praco-domy + raz znajomy wyciągnął mnie w kampinos i "z przyzwyczajenia pojechał na początek dłuższej trasy" :), a ostatnie domo-praco- @Yes_Man -o-nie-było-go-w-domu-dom

A w Tworkach nie dałem się złapać!

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
a44662df-55c2-44cd-ac08-fe729cc215a6
Yes_Man

@macgajster Przynajmniej 37 wykręciłeś ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

macgajster

@Yes_Man a jakbym podumał wcześniej i zamienił miejscami dwa wyniki... oj, działoby się!

f57ab15d-b068-404a-86f5-0b4a741f35dd

Zaloguj się aby komentować

126 029 + 3 + 609 = 126 641

Warszawa 2024.

Jak co roku, zwykle w czerwcu, nastaje taki czas, że zbieram się z łóżka nieco wcześniej, przywdziewam pantalony i koszulkę, na łeb nakładam kask, pod tyłek biorę rower i gnam sobie do naszej znamienitej stolicy.

Jak łatwo wywnioskować z tytułu tegoż długiego (o czym jeszcze nie wiecie) wpisu, w tym roku przedsięwziąłem podobną próbę, która, wzorem lat poprzednich i ubiegłych, zakończyła się niewątpliwym sukcesem (sukces w tym wypadku polega na tym, że dojechałem) choć było ciężej niż się spodziewałem, ale po kolei…

29 czerwca 2024 roku, godzina 03:15.

Koszalin, łóżko.

Z błogich koszmarów w ciężar codzienności, brutalnymi uderzeniami fali dźwiękowej, wyrywa nas ustawiony na zbyt wczesną tego dnia godzinę budzik. Zaskoczone wczesną porą pobudki koty witają nas zdziwionymi pyszczkami i równie zdziwionymi miauknięciami, jakby chciały spytać, co też się dzieje w tym domu. Odpowiadamy miauknięciami.

Godzina, jaka mija od pobudki do wyjazdu, ginie bezpowrotnie na spiesznych przygotowaniach i niespiesznie wypitej kawie, którą zagryzam wafelkiem i bułką. Jeszcze raz sprawdzam czy do Apidury zabrałem wszystko, co może być mi potrzebne w ciągu najbliższej doby. Wszystko wygląda w porządku i jak się patrzy. Kilka minut po godzinie 04:00 wychodzimy z domu.

@vvitvh odprowadza mnie nieco ponad pięćdziesiąt kilometrów, do wsi Kawcze.

Ruszamy. Poranek jest dość rześki ale słoneczny. Zapowiada się, że w dalszej części dnia będzie bardzo przyjemnie grzało. Jak już się rzekło moimi rękoma, jedno lub dwa zdania wcześniej, początek jedziemy we dwoje. Z wolna przeskakujemy przez Górę Chełmską w Koszalinie i przez skąpany w porannej, lekkiej mgiełce, śpiący jeszcze Sianów kierujemy się na wschód. Słońce powoli wynurza swoje wrzące atomową zupą lico ponad drzewa, pola i chałupy, przeganiając precz ciemność i mgły w milczący ponuro las. Szybko przejeżdżamy przez zanurzony w sennej malignie Polanów i drogą wojewódzką kierujemy się w stronę Miastka. W Kawczu...w Kawczach… We wsi Kawcze przychodzi pora rozstania. Na chwilkę rozsiadamy się na przystanku autobusowym, grzejąc twarze w coraz cieplejszych promieniach słońca. Dajemy sobie kilka dodatkowych minut na pogaduchy, na posiedzenie razem jeszcze przez chwilkę, ale wskazówki zegara, których nie mamy (bowiem mamy tylko elektroniczne) popędzają coraz bardziej. @vvitvh wraca do Koszalina, ja zaś jadę dalej, na wschód (zawsze na wschód).

Od tego momentu @vvitch będzie mi towarzyszyć wirtualnie, zerkając na kropkę na mapie:)

Szybko przejeżdżam przez Miastko i uciekając z drogi krajowej wpadam pomiędzy zapomniane wsie, zapadłe osady i ciche lasy. Planując trasę w tym miejscu starałem się to zrobić tak, żeby przypadkiem nie musieć ujeżdżać żadnych szutrów i innych ujebów, które niespodziewanie wyłażą zza zakrętów gdy nikt nie patrzy i niepotrzebnie utrudniają życie. Udało mi się to niemal perfekcyjnie, bo tylko jeden fragment, zaraz przed jeziorem Lipczyno Wielkie, składał się z szuterków klasy premium z kamiennym finiszem. Przed wjazdem do Zaborskiego Parku Krajobrazowego, w którym krajobrazy składają się głównie z ładnie wyglądających lasów, mijam… Warszawę – niewielką wioskę zaraz przed Lipnicą. A że to Kaszuby i tablice z nazwami miejscowości są dwujęzyczne, to mijam znak z napisem Warszawa Warszawa:)

Póki co jedzie się całkiem przyjemnie, choć zaczyna mnie niepokoić ból w odcinku lędźwiowym kręgosłupa… Póki co staram się go ignorować.

Wieś Męcikał wita mnie nazwą i środkowym palcem. Oto bowiem uczyniono tam zakaz jazdy rowerem po drodze wojewódzkiej, oddając do dyspozycji miłośników pedałów DDR składający się (na pierwszy rzut oka) z piachu, kamieni i łez kolarzy szosowych patrzących ze strachem na spadającą średnią i wstrzymujących oddech na widok czegokolwiek innego niż asfalt. Robię sobie fotkę znaku ku swojej własnej uciesze i wjeżdżam w to coś… Co okazuje się szuterkiem klasy premium (choć przyznaję że w jednym miejscu musiałem przenieść rower z powodu zalegającego piachu). Po deszczu prawdopodobnie nie byłoby tak wesoło, ale ja tam byłem w pełnym słońcu i budzącym grozę Eskimosa upale więc nie narzekam. Dalej następuje CPR z kostki na który też nie narzekam (a którym jadę), zaś jeszcze dalej następuje Czersk, w którym robię kilka minut pauzy.

Zatrzymuję się na Orlenie aby uzupełnić wodę w bidonach i zjeść coś, co nie jest żelkiem wyjętym z zanadrza. Stamtąd też daję znać koledze Marcinowi, że póki co jazda odbywa się bez przeszkód. Kolega o długim nicku na portalu ze śmiesznymi obrazkami, którego od teraz dla własnej wygody i niepoznaki będę nazywał Grzmiwójem, będzie mi towarzyszył nieco później. A żeby nie było zbyt nudno, to daję znać również koledze @Yes_Man (który będzie na mnie czekał w Warszawie) że zasadniczo to ruszyłem i jakoś to leci.

Zjadłem, popiłem, pojechałem jak mawiał nikt. Do Grudziądza jedzie mi się dość wygodnie. Jest co prawda nudno jak na komedii z Karolakiem, ale przynajmniej asfalty są przyzwoite (niektóre CPRy też bywają przyzwoite, na szczęście jest ich niewiele (niewiele w ogóle, nie że niewiele jest tych przyzwoitych (zdanie w trzecim nawiasie skasował Paliwoda)))

Choć może powinienem napisać, że do Grudziądza jechałoby mi się wygodnie, gdyby nie coraz większy ból kręgosłupa lędźwiowego. Nadal usilnie staram się go ignorować.

Po drodze mijam jeszcze Warlubie, w którym poza znakiem oznajmiającym że się doń wjeżdża i wyjeżdża nie ma nic ciekawego. Grudziądz za to, abym się nie nudził, wita mnie ciągiem pieszo rowerowym, na który wjeżdżam na skrzyżowaniu drogi wojewódzkiej 207 i krajówki z numerem 16. CPR ten prowadzi mnie na most imienia Bronisława Malinowskiego, na którym postanawia się niespodziewanie skończyć. Na jezdnię też nie mam jak wjechać bo jest tam podwójna ciągła (zjazdu z CPR rzecz jasna nie ma). Jakoś udaje mi się przejechać pomiędzy barierkami oddzielającymi mnie od Wisły (i w nie nie uderzyć – bo powiedzieć muszę że mój zmysł równowagi w takich miejscach mówi papa) i przy okazji nie przywalić w stalową konstrukcję mostu. Jeśli będę tam jechał ponownie, wybiorę jezdnię.

Pomimo tego że trasę mam wgraną na Wahoo, to w Grudziądzu i tak trochę się zakręciłem i do McDonalda dojechałem nieco inaczej niż planowałem. Jest 28 stopni, grzeje więc przyjemnie. Zjadam wykwintny obiadek, na pobliskim Shellu uzupełniam płyny w bidonach i zaczynam żmudny proces wygrzebywania się z miejskich duktów. Wychodzi mi to jako tako aż do ulicy Waryńskiego, na której dziadyga w Audi chamsko wymusza na mnie pierwszeństwo. Szczęśliwie ciul z Kwidzyna (co sugerują tablice) się nagrał, więc z największą przyjemnością puszczę nagranie panom policjantom z Grudziądza.

Zbliża się wieczór, gorejąca atomowym armageddonem tarcza życiodajnego słońca jest coraz niżej na horyzoncie różnych wydarzeń i przypadkowych wypadków. Wjeżdżam pomiędzy wsie i pola na wschód od Grudziądza.

Pagórki porośnięte zbożem i innymi roślinami, z których można wytwarzać przeróżne napoje i eliksiry wyglądają przepięknie. Kilka razy się zatrzymuję żeby zrobić fotki. Zdarza mi się też zatrzymać aby zwyczajnie pogapić się na otaczające mnie okoliczności przyrody (i porobić fotki), a raz nawet zatrzymałem się na sikpauzę. Teren jest przyjemnie pofałdowany. To znaczy byłby, gdyby działał mi napęd z przodu. Coś się wzięło i zepsuło, i w momencie w którym na niektórych hopkach przydałby mi się mały blat, ten postanowił nie działać. Trudno, jakoś dojadę.

W niezmiennie pięknych okolicznościach przyrody cieszących moje oczy dojeżdżam do Nowego Miasta Lubawskiego, na którym robię kolejną krótką pauzę. Kręgosłup wyraźnie daje mi znać że „panie, długo pan tak nie pociągniesz!” Zwlekam się z siodełka, kupuję coś do picia i na chwilkę rozkładam się na chodniku. Ta chwila leżenia nieco pomaga więc kontynuuję jazdę. Za Lidzbarkiem muszę zrobić kolejną pauzę żeby dać odpocząć plecom. Po kilku minutach jednak się zbieram z myślą, że w Działdowie będzie trochę więcej czasu na przyjemności w postaci leżenia plackiem na twardej ławce w tamtejszym Maczku.

29 czerwca 2024 roku, godzina prawie 21:37

Działdowo, ławka w McDonaldzie.

Do Działdowskiego (nie mylić z dziadowskim) Maczka nie docieram o 21:37 ale o 21:30. Nie wymierzyłem odpowiednio, na przyszłość się poprawię. Składam obolały plec (mam jeden) na twardej ławce i staram się odpocząć. Po kilku chwilach dojeżdża kolega o długim nicku na portalu ze śmiesznymi obrazkami, którego dla własnej wygody będę nazywał Wiesławem, a który na tę okoliczność zapakował siebie, rower i plecak w pociąg i przybył z odległej Warszawy do nie aż tak odległego (w tamtej chwili – byliśmy bowiem niemal w centrum) Działdowa.

  • Dej narzędzia! - rzuca na przywitanie, a kiedy dostaje do rąk własnych multitoola z narzędziami wieloma, obdarza mnie opowieścią, która rozpoczęła się na peronie w Działdowie i omal się tam nie skończyła, tłumacząc tym samym czemu potrzebuje narzędzi i dlaczego jego rower w tym momencie obrócony jest do góry nogami w postaci kół. Opowieścią dla słuchającego dość zabawną, dla kolegi o długim nicku na portalu ze śmiesznymi obrazkami, którego dla własnej wygody będę nazywał Mieczysławem, nie aż tak zabawna ale z wstępnym szczęśliwym zakończeniem, w którym odjeżdżamy razem w kierunku zachodzącego słońca. Żeby nie wyglądało to jakoś bardzo dziwnie to pojechaliśmy na wschód, gdzie słońce już zaszło i skąd wiało sowieckim chłodem.

Dłuższa przerwa w Działdowie zrobiła dobrze moim plecom więc początek wspólnej jazdy jest dość dynamiczny. Wespół z kolegą o długim nicku na portalu ze śmiesznymi obrazkami, którego dla własnej wygody od dziś będę nazywał Sławojem, narzuca bardzo przyzwoite tempo, które póki co wytrzymuję. Przez pierwsze kilkadziesiąt kilometrów prowadzimy sobie luźne pogaduchy o tym i owym, podziwiając malowniczą ciemność panującą wokół. Mławę objeżdżamy od zachodu i niedługo później lecimy sobie świetną drogą wojewódzką numer 587, obok której, pośród pól malowanych chłodem i ciemnością, zaległa i leży sobie trasa S7.

Za Strzegowem zjeżdżamy na Orlen. Wizyta ta ma na celu odpoczęcie mojego kręgosłupa, który pali żywym ogniem (oczywiście żartuję – gdyby tak było, nie musiałbym mieć tylnej lampki) oraz zakupienie przeze mnie wody, bowiem bidony od jakiejś chwili (jakaś chwila trwała już jakąś chwilę) są puste. Na tymże Orlenie podczłapuje do nas jakiś psiak, widać że zrezygnowany, zmęczony, sponiewierany, bez ucha. Straszna psia bida. Pogłaskaliśmy. Obok zatrzymało się jakichś dwóch przyjaznych dżentelmenów (choć na dżentelmenów nie wyglądali), którzy chyba później temu pieskowi dali coś do jedzenia. Zamieniliśmy z nimi ze dwa słowa, popatrzyliśmy na dwa radiowozy, które trzy raz robiły kółka wokół stacji, a zawartość których stanowiły bagiety łypiące na wesołą młodzież stojącą opodal wejścia do przybytku z paliwem. Poza tym że byli hałaśliwi nie działo się nic niepokojącego toteż i my pojechaliśmy dalej i policja też gdzieś sobie pojechała.

Nazajutrz od kolegi o długim nicku blablabla, którego dla własnej wygody będę od dziś nazywał Dobromirem, dostałem informacje, że on dostał informację, że psinka jest lokalna, ma właściciela ale na wszelki wypadek lokalna psia grupa podjedzie zobaczyć czy nie dzieje mu się krzywda. Serducho rośnie:)

Jedziemy dalej. Im dalej w las, który gdzieś majaczy w oddali, ciemniejszy nieco tylko od ciemnego nieba, tym gorzej mi się jedzie. W Płońsku zjeżdżamy na chwilkę do Maczka. Muszę się na chwilkę położyć i dać odpocząć kręgosłupowi. O ile wcześniej palił żywym ogniem, tak teraz mam ochotę go sobie wyrwać. A będzie jeszcze lepiej. Czas jednak nagli i chcąc zdążyć do stolicy na jakąś sensowną godzinę trzeba się zbierać. Za Płońskiem wyjeżdżamy w dzikie ostępy mazowieckich wsi. Niebo na wschodzie zaczyna przybierać barwy siniaków na styranym licu lokalnego miłośnika siarkofrutów, temperatura jest wysoka bo ok. 15 stopni ale i tak jadę w nogawkach. Zmęczenie robi swoje. Jadę – to zresztą za dużo powiedziane. Snuję się jak pająk bez odnóży. Zawsze mam rankiem kryzys ale do tej pory, na ultra, nie jechałem tak marnie. Nie jestem w stanie się nawet rozpędzić – każdy obrót korbą i mocniejsze naciśnięcie na pedał wywołuje eksplozję bólu w lędźwiowym. Już w Płońsku mówiłem że trzeba będzie skracać, ale dopiero teraz jestem tego pewien (a możemy urwać z trasy ok. 80 kilometrów). Kolega też zaczyna odczuwać dyskomfort dupy i w Nasielsku decyduje się zjechać na pociąg. Rozstajemy się w locie, dziękuję za towarzystwo i możliwość jazdy na kole. Dalej jadę sam.

We wsi Pobyłkowo Małe zatrzymuję się na przystanku omal nie obalając się z rowerem. Ledwie podnoszę nogę do góry. Siadam na ławeczce aby dać odpocząć plecom i zerkam w telefon. Mówiłem coś o skracaniu, prawda? No to melduje że zaczęło się robić ciepło, zdjąłem nogawki, posiedziałem kilka minut i z pomysłu, aby urwać 80 kilometrów zrodził się pomysł aby urwać 30 kilometrów i jednak dokręcić do równego 600 Ale mam jeszcze chwilę, zastanowię się.

W Serocku już byłem pewien że będę kręcił do 600km. Wygodnym CPR przy ul. Warszawskiej wytaczam się na południe. Na rondzie przed DK61 trochę się zamotałem i zrobiłem ze trzy kółka wokół nim ogarnąłem, gdzie dalej prowadzi mnie ścieżka rowerowa. Odbijam na zachód w Borowej Górze i przez Stopień Wodny Dębe przejeżdżam nad rzeką Narwią. Jadę zebrać Radzymin, Wołomin, Marki i coś tam jeszcze. O ile jeszcze do Radzymina jadę po względnie akceptowalnych DDR i CPR, tak już w miastach wokół Warszawy nie jest zbyt kolorowo. To znaczy infrastruktury jest dużo, ale wykonanie tego czegoś to jakiś nieśmieszny żart. Pomijam dość mocny wiatr ze wschodu, który na długich fragmentach biegnących właśnie na wschód postanawia przeszkadzać jak tylko może. Teraz to już tylko upierdliwa drobnostka. W Kobyłce wtaczam się na CPR, który przejazdy ma tak zaprojektowane, że przy każdym, muszę wytracić prędkość niemal do zera żeby nie rozwalić kół, stracić zębów albo nie pogubić szpejów. Jakoś się to udaje i zaraz za S8 z ulicy Głównej zjeżdżam na DDR biegnący na południe wzdłuż ekspresówki. Tutaj planuję skrócić o wspomniane 30 kilometrów, choć Wahoo usilnie próbuje mnie cofnąć na pierwotną trasę. Póki co ignoruję jego popiskiwanie i jadę sobie wygodnie świetnym DDRem.

30 czerwca 2024 roku, godzina 09:15

Warszawa, gdzieś pod mostem.

Mój misterny plan idzie trochę w pizdu. Gdzieś przy którymś węźle przy S8 mocno się zakręciłem i skończyło się to wnoszeniem i znoszeniem roweru na estakady, szukaniem objazdów przez tory i chwilowym „gdzie ja kuźwa jestem”. W tym czasie też dzwoni do mnie @Yes_Man, który czeka już na Centralnym i pyta gdzie jestem. Odpowiedź, że pod mostem, chyba nie jest zbyt precyzyjna ale melduję, że będę za jakieś 20 minut. Kłamałem, ale wówczas nie wiedziałem że kłamię, bowiem ogarnąłem że na Centralny brakuje mi zaledwie 11 kilometrów – więc teoretycznie powinienem się uwinąć dość szybko. I pewnie tak by było gdybym na Starym Mieście znowu nie wjechał nie tak jak chciałem. Finalnie na Centralnym melduję się chwilę przed godziną 10:00.

Z McDonalda wychodzi po mnie @Yes_Man, a w środku czeka jeszcze @Shagwest Niestety, przez moje guzdranie się po drodze, nie mamy zbyt wiele czasu na pogaduchy. Udaje się zamienić kilka słów, pogadać chwilę o drodze (panowie przyjechali na motocyklach:)) i chwilę pośmieszkować, ale muszę zdążyć się ogarnąć przed podróżą. I przede wszystkim na tą podróż zdążyć. Żegnam się i kicam pod prysznic ze słoikiem czekoladek pod pachą, które dostałem od chłopaków na drogę Mega miłe spotkanie po ciężkiej podróży, dzięki że zaczekaliście na mnie chwilkę

Prysznic na Centralnym na szczęście tym razem działa. Szybko się ogarniam i wpadam do pociągu na dwie minuty przed odjazdem.

Podróż pociągiem mającą trwać nieco ponad sześć godzin, PKP w ramach promocji wydłuża o ponad czterdzieści minut.

Dziękuję za uwagę.

Dobranoc.

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
1b989075-7901-4c69-94a1-f742ac16566a
Yes_Man

@Mordi Gratuluję trasy i wytrwałości! Jesteś mega pozytywnie pokręconym i inspirującym wariatem, cieszę się że udało się choć chwilę pogadać

I do tego masz lekkie pióro

Jeśli będziesz się gdzieś wybierać w dłuższą podróż dawaj znać, zrobimy spot rowerowo - motocyklowy na mecie

Mordi

@Yes_Man Z pewnością się odezwę:)

Furto

Zajebisty trip. Plecy bolą na samym dole? Mnie też czasem spina, przy przyczepie górnym lewego mięśnia pośladkowego średniego. Pomaga rozmasowywanie wzdłużne po włóknach, ale tak mocno jak to możliwe.

Mordi

@Furto Na samym dole. Fizjo mówiła że to może być kwestia odpowiednich ćwiczeń, ale na wcześniejszycu ultra aż tak źle nie było. Zobaczę co z tym rozmasowaniem, dzięki za podpowiedź:)

Zaloguj się aby komentować

Siema Sportowe Świry, nowy miesiąc się na dobre zadomowił, więc lecimy z podsumowaniem naszych sportowych poczynań z #garmin w czerwcu

Naszą grupę niestety opuściło kilka osób, ale kilka też dołączyło, dzięki czemu jest nas dalej, równo 70!!

Kroki zarejestrowało 66% użytkowników, czyli 46 osób, a najwięcej:

  1. @pluszowy_zergling - 716 463
  2. @scorp - 601 787
  3. @Trypsyna - 574 140

#bieganie #biegajzhejto #sztafeta - zwał jak zwał, ale zwabiło prawie połowę grupy - 34 osoby, a najdalej zabiegli:

  1. @scorp - 366.2 km
  2. @enron - 330.4 km
  3. @Trypsyna - 256.6 km

#rowerowyrownik #kolarstwo 32 śmiałków, co daje nam 46% grupy, a najdalej zajechali:

  1. @pluszowy_zergling - 1,460.1 km
  2. @Pomidorek - 1,269.4 km
  3. @Bombi - 1,140.1 km

Na #ksiezycowyspacer wybrało się lekko ponad 41% członków - 29 osób, a najdłuższe spacery należą do:

  1. @bacteria - 124.6 km
  2. @pluszowy_zergling - 122.5 km
  3. @Zielczan - 100.1 km

#plywanie zachęciło 12 amatorów, co daje nam 17% całości, a najdalej dopłynęli:

  1. @wonsz - 27,050 m
  2. Kantorski Dariusz - 6,100 m
  3. @Pomidorek - 5,901 m

Jak zwykle istny kosmos w liczbach, wszystkim aktywnym użytkownikom serdecznie gratuluję wyników !!
Cieszy mnie też, że dzisiaj mogłem prawie wszystkich zawołać po nicku, Darku jak to czytasz odezwij się;)
Zaraz odpalam wyzwania na lipiec, więc nie śpimy, ciśniemy
nxo userbar
7344ca40-905e-4e84-acb4-27cd6a74443b
Trypsyna

@nxo Jupi, w końcu podium! i to podwójne

CapraCrepa

Jakim trzeba być człowiekiem by opuścić tak zacną grupę? ( ͡o ͜ʖ ͡o)


@nxo dziękówa za podsumowanie

Zaloguj się aby komentować

125 460 + 63 + 38 + 90 + 105 + 55 + 151 + 42 + 25 = 126 029

Co to był za czerwiec ! Ostatecznie przejechałem 1840 km :) co pozwoliło mi zająć 3 miejsce w rywalizacji w pracy xD

W sobotę wycieczka na przekop Mierzei Wiślanej i dalej do Krynicy Morskiej, gdzie wiedzie bardzo malownicza ścieżka po klifie :)

#rower #gravel

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą https://hejto.sztafetastats.pl/rowerowyrownik/
8c33fde8-8a2e-42ce-8d00-cae747396cda
pluszowy_zergling

Duuuży kilometraż, fajne taczki, widać, że obsakwione

Zaloguj się aby komentować