Witam ponownie, jest niewymownie. #originalcontent #prawdziwehistorie #przekret #oszustwo #biznes
Wracam z nowym odcinkiem, w planach jest obiecane rozdajo dildosa Shiri Zinn i opowieść o przekrętach w komisach, ale dziś mam wenę na inną opowieść. Nowych czytelników zapraszam do poprzednich cześci.
https://www.hejto.pl/wpis/przekrety-w-bankowosci-originalcontent-prawdziwehistorie-banki-biznes-policja-ni
https://www.hejto.pl/wpis/biznes-dildosowy-d-originalcontent-prawdziwehistorie-nsfw-biznes-w-ramach-przeno
https://www.hejto.pl/wpis/slyszalem-ze-lubicie-smiesznehistorie-i-prawdziwehistorie-to-mam-dla-was-cos-co-
i inne.
Dziś pojadę z tematem trochę pobocznym, bo działo się to w czasie gdy prowadziliśmy komis samochodowy. Tematem jest "Oszust zawodowy". Raz w życiu miałem dłuższy kontakt z prawdziwym zawodowym oszustem i mogłem oglądać go przy "pracy"
Na szczęście nas nie oszukał bo częściej śmierdzieliśmy trawą niż groszem a co dopiero złotówką - tylko bieda nas uratowała bo na pewno nie rozum...
Prowadząc komis samochodowy mieliśmy pomysł na sprzedaż samochodów z flot poleasingowych, ale bez kasy nie było możliwości kupić ich samemu. Potrzebowaliśmy kogoś kto ma kasę, samochody i w nas uwierzy. Zwykle trafialiśmy w 2 z 3 i do niczego nie dochodziło. Ale pewnego razu idąc tropem kilkunastu pięknych 3-4 letnich Aygo trafiliśmy do jednego z większych komisów w Warszawie.
Siedział tam... powiedzmy że miał na imię Marcinek albo Mariuszek. Wpływ mistrza mocno. Od razu zrobił na nas cudowne wrażenie, gdyż zapalił się do naszego pomysłu. Poczuliśmy się jak matka w piaskownicy której powiedziano "A Pani Piotruś to taki mądrzejszy niż mój synek". Ekstaza, radość i wizja bogactwa. Marcinek z komisu powiedział że jest nie byle kim, bo właścicielem całego interesu, że nasz pomysł jest świetny i.... podejdźcie tutaj, widzicie tego Mustanga? Jak nasz biznes wypali, to po roku tego Mustanga dam Wam w prezencie jako bonus, może być?
O żesz k... Pewnie że może być! Tylko pierwszy problem! Jak dostaniemy jednego Mustanga na dwóch, to jak się nim podzielić?? Co drugi dzień zmiana? Czy może co tydzień? W biznesie zawsze same kłopoty...
Mariuszek błyskawicznie został naszym bogiem, mesjaszem i ojcem Mateuszem w jednym. Szczególnie że widać było iż jest kimś bardzo ważnym, z koneksjami i możliwościami. Potrzebujecie samochody? Ile? 10? Będą za tydzień. Nie ma problemu. I tak było ze wszystkim. Błogosławiony dzień w którym poznaliśmy Mariuszka, naszego zbawcę i św. Piotra do bram bogactwa.
Ale już drugiego dnia był pierwszy zgrzyt. Mianowicie jak przychodziliśmy do tego komisu to inni pracownicy na nas patrzyli spode łba, a nawet zauważyliśmy że jeden z nich chodził za nami, udawał że robi zdjęcia samochodom a zdjęcia robił nam. WTF? Mariuszek szybko nas uspokoił że to dlatego iż nie jest jedynym właścicielem, jest drugi wspólnik który zazdrości nam nowego wspólnego biznesu i będzie chciał go storpedować. Achtung Achtung Hermann! Drei, zwei, ein, null, feuer! Torpedo los! Unikaliśmy więc zazdrosnego wspólnika jak ognia i na wszelki wypadek więcej się tam nie pojawiliśmy.
Mariuszek dostarczył w międzyczasie parę samochodów i ogłosił że w związku z tym iż ze wspólnikiem się nie dogaduje to otwiera swój własny komis. To był czas że na jego obrazie zaczęły pojawiać się rysy.
Przyszliśmy do niego kiedyś i mówimy "Mariuszek, miało być 10 samochodów za tydzień, minęły dwa tygodnie, gdzie te samochody?!". "Jadą z Francji, już dzwonię zapytać co się dzieje. Halo? No gdzie jesteście? A na granicy? OK to jutro będziecie? Pojutrze, ok! Będą pojutrze." Tydzień później pytamy "Mariuszek, co z tymi samochodami?" "A już są w Warszawie, jutro możemy podstawiać". Nigdy nie dojechały.
Zaprosił mnie kiedyś na jakieś pole koło Fortu Piontek, macha ręką dookoła i mówi "odtąd aż do lasu, wszystko moje".
Przyjechałem do nich do komisu, na stole stał olej spożywczy, w takim opakowaniu 0,5L a on mi go pokazuje i mówi "To z mojej tłoczni'.
Jeździł Porsche, mieszkał w wielkiej willi w Warszawie. Kiedyś przy mnie przychodzi do niego jego pracownik komisu i mówi "Panie Mariuszu, przyjechał właściciel tego Porsche" "Którego Porsche?" "No tego którym Pan jeździ". Mariuszek zrobił się czerwony jak pan Ziutek spod monopolowego w połowie miesięcznego maratonu, ale tematu nie skomentował. A ja już wtedy tylko się z niego śmiałem, nawet nie chciało mi się drążyć tematu.
Taki był skubany dobry, że jakbym na przykład sprawdził czyja ta ziemia co mi ręką machał i wyszłoby np. że to jakiejś babki, to by powiedział "No co ty myślisz że głupi jestem, nie mogę mieć wszystkiego na siebie, to moje ale zapisane na siostrę". Jakbym sprawdził że to nie jego siostra to by powiedział "No kurwa, siostra stryjeczna!" i tak dalej i tak dalej. Nie było sensu w ogóle drążyć tematu. Jechał grubo, z wielkim przekonaniem a jak ktoś wytykał mu nieścisłości w ściemach to robił smutną minkę w stylu "zawiodłem się na tobie, nie sądziłem że mógłbyś mnie tak zranić".
Pewnego razu mówi żebym przyjechał, bo musi mi pokazać swoje najnowsze odkrycie marketingowe. Przyjechałem a tam przy bramie stoi taka wielka plastikowa palma podświetlana. Może kojarzycie, biały plastikowy pień co się świecił i liście. Całość z 4m wysoka. Mariuszek wyskakuje taki zadowolony i mówi "no i co i co? Zajebisty pomysł co? Te palmy to będą znakiem rozpoznawczym sieci moich komisów". Spojrzałem, uśmiechnąłem się i tylko pomyślałem "Oj Mariuszek Mariuszek, te palmy to idealny twój znak rozpoznawczy"
Innego razu Mariuszek dzwoni z kolejną dobrą wiadomością: ma nowego wspólnika! Właściciela dużej dyskoteki w Warszawie. My w panikę. Kuźwa, może koleś ma jakieś koneksje w półświatku, Mariuszek pożyczy od niego kasę, nam sprzeda samochód, jemu nie odda działki, ten do nas przyjdzie, nasze jaja są niekompatybilne z akumulatorami samochodowymi, co robic!?
Głupio było kolesiowi powiedzieć "Nie wchodź w spółkę z Mariuszkiem bo to oszust" i tak by nie uwierzył. To był czas że zorientowaliśmy się już że to samo co nam mówił na początku, pewnie powiem temu od dyskoteki. Poprzedni wspólnicy, zazdrośni, torpedują, nie wierz im. Wymyśliłem więc że zrobimy listę zasad współpracy, którą Mariuszek będzie musiał przy wszystkich podpisać. Lista niby była OK, ale tak napisane jakby Mariuszek miał 7 lat. Już nie pamiętam szczegółów, ale było to mniej więcej tak "Jeśli Mariuszek chce siusiu, musi napisać maila z informacją co najmniej 24h wcześniej. Brak pisemnej informacji zwalnia nas z odpowiedzialności za zasikane rajtuzki Mariuszka".
Przyszli do nas cała ekipą, podpisali. Disco mafiozo patrzył się na nas jak na idiotów, my czuliśmy się jak idioci, ale jeśli czytaliście poprzednie części to wiecie że nie jest mi to obce uczucie i przywykłem.
Nasza współpraca w tym okresie już zanikała. Samochody Mariuszka były coraz gorsze, biznes z Discomanem się rozkręcał, postawili nowy wielki komis samochodowy. Biuro bylo dwupiętrowe z kontenerów, w środku wielka plazma, elektryczny kominek, kanapy ze skóry no i... palma. Palma też była. Bogactwo się wylewało, my tylko mogliśmy się tam przemykać, prawie nas pilnowali żebyśmy atramentu z kałamarza nie wypili.
Co to by była za historia bez zakończenia.
Nasza współpraca umarła śmiercią naturalną, a parę miesięcy zadzwoniła do mnie adwokat discomana czy mógłbym być świadkiem w sprawie o oszustwo Poszedłem na policję, powiedziałem co wiedziałem, generalnie to staram się wiedzieć mało a myśleć jeszcze mniej, więc jakiś rewelacji nie miałem, ale podpytałem policjanta trochę o sprawę.
Okazało się że willa wynajmowana i z zajęciem komorniczym, porsche oczywiście żadne nie było jego, a modus operandi wyglądał mniej więcej tak: Mariuszek budował wokół siebie wizerunek bogatego biznesmena i szukał wspólników. I mówił tak "słuchaj, jest biznes, łatwy pieniądz, ja wkładam 2 mln, Ty wkładasz 2 mln i w rok zarobimy po pierwszym milionie a potem tylko lepiej." No i w sumie w połowie miał rację, tzn wspólnik wkładał 2 mln a Mariuszek wyciągał z tego milion dla siebie. Reszta na palmy i kominki
Po tym komisie z kominkiem rozkręcili się jeszcze bardziej. A mianowicie kupili spółkę na NewConnect i wypuścili obligacje których oczywiście później nie wykupili.
Co się z nimi dalej działo? Nie wiem, nie ma żadnych wieści w sieci ani wśród osób z którymi rozmawiałem. Być może ułożył sobie życie na nowo z kilkoma bańkami w kieszeni. A może siedzi... A może żyje dalej jak żył. Był niezłym kozakiem i teraz też jak kozak wchodzi w symbiozę z korzeniami jakiejś brzózki...