#gory

53
1083
Siema,
Ostatnio była Mogielica, więc dziś dla odmiany Mogielica. Zachęcam do czytania i obserwowania #piechurwedruje
---------
Szczyt: Mogielica (Beskid Wyspowy)
Data: 1 kwietnia 2024 (poniedziałek)
Staty: 8km, 3h50, 360m przewyżyszeń

Ten wypad wisiał w powietrzu już od długiego czasu. Po 3 miesiącach bezruchu spowodowanego pojawieniem się małego Robaczka oraz ciągłymi chorobami Myszy, nareszcie trafiła się okazja na krótką trasę: na święta przyjechali do nas teściowie, więc postanowiłem to w niecny sposób wykorzystać. Jak zwykle zadzwoniłem do taty z informacją, że mam zielone światło na wyjście, także pierwszego członka ekipy już miałem.

Żeby jak najkrócej zostawiać żonę i teściów z dzieciakami, postanowiłem iść gdzieś niedaleko na wschód słońca tak, aby wrócić do domu jak najwcześniej. W głowie miałem kilka szczytów, lecz gdy dość niespodziewanie na wyprawę wyraziła chęć również moja babcia, to obciąłem je do tych, które nie będą ponad jej możliwości. Stanęło na Mogielicy, na którą mieliśmy wejść z parkingu Zalesie-Wyrębiska. Trasa ta była nam znana, ponieważ dwa lata wcześniej szliśmy tam razem z Myszą (opowiadałem o tym w jednym z wcześniejszych wpisów).

Poniedziałkowym rankiem, około 2 w nocy, wyruszyliśmy z Krakowa. Z poprzedniego wypadu pamiętałem, jak wyglądała droga prowadząca na parking: szerokości jednego samochodu, kręta, prowadząca ostro pod górę. Nastawiona na mapach Google nawigacja kazała mi się kierować na Szczawę i w jej okolicy skręcić w bardzo nachyloną drogę. Była gorsza niż pamiętałem i ręce miałem spocone z nerwów, wyjeżdżając większość czasu na jedynce. W pewnym momencie dojechaliśmy pod jakiś dom, spod którego nawigacja kazała jechać na wprost. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i wysiadłem z auta, jednak wzrok mnie nie mylił: przede mną była zwykła, błotnista, leśna droga ze sporymi koleinami po traktorach. Mapy postanowiły zrobić mi psikusa na Prima Aprilis.

Jakoś udało się zawrócić i równie powolnie zjechać z powrotem do drogi głównej. Tata w międzyczasie szukał prawidłowej trasy prowadzącej na parking. Wjechaliśmy w ciasne osiedle domków jadąc tak, jak kierowała nas nawigacja, i znowu okazało się, że poprowadziła nas nie do końca właściwie, ponieważ przed nami pojawił się znak zakazu wjazdu z wyłączeniem mieszkańców. Czas naglił, więc licząc na to, że nikt nie będzie tamtędy zjeżdżać w świąteczny poranek, pojechałem dalej. Po kilkunastu minutach stresującej jazdy byliśmy już na miejscu. (Dla zainteresowanych: na parking powinno się wjeżdżać od Przełęczy Słopnickiej.)

Wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy przygotowania. Babcia dostała dwie latarki (jedną na pas, drugą na głowę) oraz kijki, i gdy mieliśmy pewność, że niczego nie zapomnieliśmy, wyruszyliśmy w drogę. Trasa prowadzącą zielonym szlakiem trochę się zmieniła od czasu, gdy szliśmy nią poprzednio - po sam krzyż partyzantów wylany został asfalt i wszystko wskazywało, że w planach jest kładzenie go również dalej. Niestety, w niedalekiej przyszłości Mogielica najpewniej straci swój urok, bo jeśli dobrze pamiętam na Polanie Stumorgowej znajdującej się pod samym szczytem ma pojawić się jakiś kompleks wypoczynkowy (w internecie można znaleźć określenie "bacówka", ale wiemy, jak to w Polsce wygląda).

Spod krzyża rozpoczęliśmy podejście na Przehybę. Babcia złapała lekkiej zadyszki, więc robiliśmy co jakiś czas krótką przerwę. Nie czuła się jednak słabo i chyba spodobał jej się klimat nocnej wyprawy. Na ścieżce pojawiły się kamienie, na których poprzednim razem babcia się wywróciła, więc razem z tatą szliśmy w niedalekiej odległości, żeby móc ją skutecznie asekurować.

Dość szybko złapaliśmy wszyscy dobry rytm i kontynuowaliśmy marsz. Trasa nie była wymagająca i trochę ostrzej zaczęło się robić dopiero kawałek za Przehybą, chwilę przed połączeniem się ze szlakiem żółtym. Wkrótce szliśmy już Rezerwatem, podziwiając rozjaśniające się niebo, które raczyło nas pięknymi kolorami widocznymi spomiędzy nagich jeszcze drzew. Wiedziałem już, że nie zdążymy zobaczyć wschodu na wieży, jednak najważniejsze było to, żeby babcia szła swoim tempem (które tak czy siak było dobre).

Przed samą Mogielicą kawałek trasy prowadził ostrzej pod górę po wystających z ziemi skałach, więc szliśmy bardzo ostrożnie, uważając cały czas na każdy krok. Po tym krótkim odcinku dotarliśmy w końcu pod okazałą wieżę, która niedawno została ponownie oddana do użytku. Weszliśmy na nią licząc na ładne widoki, jednak trochę się rozczarowaliśmy, bo pył z Sahary, którego w tamtych dniach naniosło sporo nad Europę, skutecznie ograniczał widoczność. Ledwo było widać sąsiedni Ćwilin, a Tatry pozostało nam sobie wyobrazić.

Pod wieżą zrobiliśmy przerwę na posiłek i odpoczynek, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną, zatrzymując się jeszcze przy punkcie widokowym z Krzyżem Papieskim. Następnie kontynuowaliśmy zejście pięknie oświetlonym lasem. Humory mieliśmy fantastyczne, poranny spacer dobrze nam zrobił. Idąc tą samą ścieżką odkrywaliśmy ją na nowo, tym razem mogąc w pełni docenić jej walory estetyczne. Często zatrzymywaliśmy się, żeby po prostu posłuchać lasu i poczuć wiatr na policzkach.

Zejście minęło raz dwa i bardzo szybko znaleźliśmy się z powrotem na parkingu. Zapakowaliśmy rzeczy do bagażnika i ruszyliśmy do domu. Wycieczka była bardzo udana i cieszyłem się z tego, że udało nam się spędzić wspólnie czas w tak przyjemny sposób. Coś czuję, że babcię uda się namówić w tym roku na jeszcze jeden wschód.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
2e1d6699-09e8-49ff-a308-6b90d23d0341
ccfb210e-d809-4af6-a988-1a680b291c02
926a7f02-3757-4b28-ad09-efe35c3e3294
31b1f331-aed9-466c-a2b5-095897f3bc23
5dec2486-b01a-4ff9-803c-6ac415c9d7d5
Pouek

Wchodziłem na Mogielicę tym żółtym szlakiem od zachodniej strony na ciężko, tj z plecakiem 120l. Nigdy nie zapomnę tej pionowej ściany na ostatnim odcinku, część mnie tam została xD

Zaloguj się aby komentować

Wczoraj wpadło: Ochotnica - Kiczora - Turbacz - Obidowiec - Schron Stare Wierchy - Zbyrcok - Turbacz - Ochotnica - 40,1km

Dzisiaj wyjście na wieżę na Gorcu - 31km. Gorczańska wieża faktycznie wyjątkowa - idealnie zabudowana, więc zero lęku przy wchodzeniu, bo nie widać ziemi pod nogami, sam widok chyba jeden z lepszych jakie widziałem.

Na fotce, Mogielica z wieżą, z Mogielicy pokazywałem w sobotę tą więżę, z której dziś zrobiłem zdjęcie Mogielicy Na zdjęciu nr 2 - idealnie pośrodku Radziejowa

#zielczanwgorach #gory #gorce
Zielczan userbar
d3b906c2-2e41-4122-9ad7-8987a0982f06
0e51615e-a4ec-4b39-9319-de8b77508355
Zielczan

Who the fuck said pspspsps?

d99ce511-7f92-4f0e-9c86-19c6f7119f8c
Zielczan

Szczyt w centralnej części to Wysoka

09c00331-8661-4224-aa5d-06f29aaf3bc4
Zielczan

W sumie trochę na prawo od centrum

Piechur

Gorce są w pytkę. Polecam odwiedzić jeszcze Lubań, na którym również znajduje się wieża, także fajnie zabudowana.

Zielczan

@Piechur Lubań w planie na jutro, tylko muszę przemyśleć co potem, bo wracać od razu trochę za wcześnie, mogę dojść do Krościenka, ale stamtąd nie da się rozsądnie wrócić do Ochotnicy, więc zostaje pętla na 43km, trochę za dużo

Zaloguj się aby komentować

Ruszam na kolejny długodystansowy szlak. Tym razem zielony szlak wzdłuż granicy z Czechami. Niemojów - Bardo od kropki do kropki 106 kilometrów.
#gory #trekking #podroze
a5774e76-e8a8-4dc4-8cf9-883f34a65ea0
Rmbajlo

@Z_buta_za_horyzont mam ten sam plecak, polecam kijki zabierać ze sobą, kolana ma się jedns

Z_buta_za_horyzont

@Rmbajlo Kijki robiły za statywy .

Piechur

Ekstra przygoda się szykuje Ile taki hamak waży? Jak szybko się przyzwyczaiłeś do spania w lekkim łuku? Myślę, żeby sobie sprawić

Z_buta_za_horyzont

@Piechur Hamak waży 500g jest wielkości puszki piwa, jest to tania wersja bez moskitiery. Po całym dniu wędrówki zasypiam szybko i wygodniej niż na glebie, czasami tylko materac się lekko przesuwa w nim.

Senti7

pogody życzę i łagodnych podejść, powodzenia!

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Fajnie jest

#piechurnatrasie

#gory #wycieczka #wschodslonca #fotografia #beskidsadecki
5e78a915-b3df-445e-b432-a8024f6243e0
Z_buta_za_horyzont

Kolejny co spać nie może bo go nogi swędzą . W jakim rejonie wędrujesz?

b9ea9507-1cf6-4f23-90f1-7f6b6eae06a8
Piechur

@Z_buta_za_horyzont Beskid Sądecki, szybki strzał na wschód słońca na Koziarzu z Tylmanowej

Felonious_Gru

@Z_buta_za_horyzont @Piechur mnie jak nogi świeża to myję. A nie swędzą nigdy ( ͡ʘ ͜ʖ ͡ʘ)

Mr.Mars

@Piechur Tak trzeba żyć!

Akilles

@Piechur Śliczny widok! Miłej trasy!

Zaloguj się aby komentować

Podsumowanie pierwszego dnia: wpadły pieczątki z Lubomira i Mogielicy. Na Lubomirze jest obserwatorium astronomiczne, ale nie chciało mi się czekać do pełnej godziny na wejście (byłem 25 po) i odpuściłem. Mogielica - bardzo fajny widok z wieży, wieża też fajna, bo nie jest ażurowa, więc nie było lęku wysokości. Na szczycie jeszcze trochę śniegu.

Koniec końców odpuściłem porywanie się z motyką na Słońce i robienie 40km, bo bym nie dał rady, już dziś było ciężko, ale elegancko zjadłem, mięśnie się rozciągnęły i jutro już pójdę dalej. Jedzone były pierogi z jagnięciną i barszczyk. Kotek pogłaskany.

Od jutra ma już elegancko prażyć 20+ stopni, więc idealnie.

Na fotce wieża widokowa na Gorcu na tle Tatr.

#zielczanwgorach #gory #koronagorpolski
Zielczan userbar
be2a1247-8a53-4963-b7e6-d247a05ee939
voy.Wu

@Zielczan Na fotce wieża widokowa na Lubaniu na tle Tatr.

to wieża na Gorcu moja ulubiona, bo jedyna na której byłem, za to wiele razy. a zdjęcie bardzo fajne i chyba sam się w końcu tam wybiorę niedługo. nie widziałem nigdy Gorców od tej strony (tzn. z dalszej perspektywy z bliska widziałem)

Zielczan

@voy.Wu ta, dalem juz edita, na Lubaniu nie bylaby jednak z Tatrami w tle

voy.Wu

@Zielczan nie wiem czy przez Ciebie nie wybiorę się w przyszłym tygodniu w Gorce bo aż mi zawiało wiatrem w twarz z tego Twojego zdjęcia jeszcze ta wieża obok mojej ulubionej hali, dam sobie na pulpit jak nie masz nic przeciwko takie aktualne.


edit: że o Tatrach w śniegu już nawet nie wspomnę

michalnaszlaku

@Zielczan Pozazdrościć Miłego deptania!

Zaloguj się aby komentować

TheLikatesy

@9c.pl wypad na czarną w dupę sobie ten kubeczek wsadz, powodzonka

Cementniewiazacy

Czemu nie potraficie wymyślić swojej nazwy tylko kopiujecie 9a.pl?

Zaloguj się aby komentować

Siema,
W dzisiejszym #piechurwedruje nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni: Mogielica. Zapraszam
---------
Szczyt: Mogielica (Beskid Wyspowy)
Data: 3 października 2021 (niedziela)
Staty: 10.5km, 3h40, 580m przewyżyszeń

Na tę krótką wycieczkę wybrałem się z żoną, dzięki uprzejmości mojej kochanej mamy, która w tym czasie zajęła się Myszą. Nareszcie mogliśmy spędzić razem kilka chwil bez dziecka i chcieliśmy to dobrze wykorzystać. Pogoda zapowiadała się piękna, także postanowiliśmy udać się w góry na znaną nam już Mogielicę.

Tym razem startowaliśmy z przełęczy Rydza-Śmigłego i tu czekała nas najtrudniejsza część całej wyprawy: znalezienie miejsca do zaparkowania. Aut było mnóstwo, każdy chciał wykorzystać sprzyjającą niedzielną aurę. W końcu udało się zostawić samochód i ruszyliśmy w trasę.

Zielony szlak prowadził chwilę leśną drogą, po czym dołączył się do asfaltowej nawierzchni idącej między gospodarstwami. Na szczęście odcinek ten był krótki i wkrótce znów weszliśmy w las. Ścieżka, którą się wspinaliśmy, usiana była dużymi kamieniami i na początku płynęła nią woda, trzeba więc było uważać, żeby się nie poślizgnąć.

Po jakimś czasie podejście zrobiło się ostrzejsze, co trochę nas spowolniło. Warunki były jednak świetne: poza tym, że było wyjątkowo ciepło jak na październik, to dookoła robiło się coraz bardziej kolorowo od żółtych, pomarańczowych i brązowych liści, rozświetlanych przez słoneczne promienie. Złota Polska Jesień w całej krasie.

Doszliśmy na polanę Wyśnikówkę, skąd rozpościerał się piękny widok na Beskid Wyspowy oraz sąsiedni Ćwilin. Wśród wysokich, wyblakłych traw dużo osób zrobiło sobie piknik i korzystało ze słońca. My jednak nie zatrzymywaliśmy się i weszliśmy na teren Rezerwatu Mogielica.

Po krótkim odcinku prowadzącym po skalistym podłożu i pomiędzy przepięknie ubarwionymi drzewami, znaleźliśmy się na szczycie. Wieża widokowa niestety była zamknięta, więc nie było nam dane podziwiać z niej widoków. Zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek i zdecydowaliśmy, że czas na powrót.

Zejście zaplanowaliśmy żółtym szlakiem, który przez pierwszą część, znajdującą się jeszcze na terenie rezerwatu, prowadził bardzo kamienistą ścieżką, z której w kilku momentach wystawały duże skały. Kolejny etap, mimo, że bardziej nachylony, był już całkiem przyjemny. Podłoże usiane było opadłymi liśćmi, tworząc z nich pomarańczowy dywan.

Minęliśmy polanę u Błazka, na której rosły pojedyncze drzewa (chyba) jabłoni, skacząc po kamieniach przeszliśmy przez potok Czarna Rzeka i po jakimś czasie znaleźliśmy się w Słopnicach Królewskich. Stamtąd, niestety, czekała nas droga pod górkę prowadzącą poboczem jezdni - mało ciekawy końcowy etap.

W ten sposób miła wycieczka i fajnie spędzony wspólnie czas się skończył. Chcąc go jeszcze trochę wydłużyć, zatrzymaliśmy się w drodze powrotnej w jednej z przydrożnych karczm, żeby zjeść obiad, a piszę o tym tylko dlatego, bo zamówiłem w niej przepyszne zsiadłe mleko, takie które trzeba było wyjadać łyżką. Idealne zakończenie pięknego dnia.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
54506f27-f329-4136-ac14-5e24701c1eb1
c4d4b7e1-0aca-4fe5-956f-7690ccfd3b0d
d116e59b-5e1a-4180-8b72-e82ad6339552
530d7970-98a2-439f-9096-1ca9e7b72b4c

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Przed nami 12 podsumowanie wpisów z #piechurwedruje w ramach #poradnikpiechura
---------
67. Wpis: Gorc Troszacki, Kudłoń
Wnioski:

  • Prognozy przewidujące mgłę mogą zniechęcić do wycieczki w góry, ale według mnie warto się przejść w takich warunkach, zwłaszcza zimą - klimat jest niesamowity.
  • Przy dużych mrozach może dochodzić do wycieków gazu z kartuszy, gdy są podłączone do kuchenki.

68. Wpis: Ciecień, Księża Góra
Wnioski:

  • Miejsca warte odwiedzenia nie zawsze znajdują się bezpośrednio na szlaku. Przy planowaniu wycieczki można prześledzić trasę na dużym przybliżeniu, żeby sprawdzić, czy w niedalekiej okolicy nie znajduje się coś ciekawego.

69. Wpis: Niemcowa, Wielki Rogacz, Radziejowa, Złomisty Wierch
Wnioski:

  • W przypadku dłuższych i intensywnych wędrówek w górach odpowiednie obuwie powinno być już częścią naszego ekwipunku. Zwykle sportowe buty mogą przynieść dużo bólu, zwłaszcza podczas schodzenia.

70. Wpis: Magurki
Wnioski:

  • Warto odkrywać nowe trasy, nigdy nie wiadomo, na co się trafi, a może się okazać, że odkryje się piękne, nieznane jeszcze miejsce.

71. Wpis: Cichoń, Ostra, Jeżowa Woda, Modyń
Wnioski:

  • Dobrze sprawdzać co jakiś czas nawigację, żeby upewnić się, czy nie zboczyło się ze szlaku lub nie poszło w złym kierunku.
  • Warto uważnie prześledzić wyznaczoną przez siebie trasę, jeśli nie chce się np. iść zbyt długo odcinkami drogi asfaltowej - nie należy to do najprzyjemniejszych rzeczy.

72. Wpis: Rysy, Trigan
Wnioski:

  • Idąc w Tatry należy pamiętać o wykupieniu biletu do TPN oraz odpowiedniego ubezpieczenia. Jeśli trasa prowadzi przez Słowację lub choćby wzdłuż granicy, ubezpieczenie takie powinno być na kraje Europy, nie tylko na Polskę.
  • Miejsce na parkingach przy TPN (np. w Palenicy) trzeba rezerwować internetowo z wyprzedzeniem.
  • Rysy są najczęściej odwiedzanym szczytem w Tatrach i nawet w przypadku wycieczki w środku tygodnia oraz w godzinach porannych można się tam spodziewać dużej ilości osób. Na łańcuchach często tworzą się kolejki.
  • Trasa jest mocno eksponowana, dlatego może nie nadawać się dla osób z lękiem wysokości/przestrzeni.
  • Przed wyprawą grupową dobrze jest ustalić zasady, na jakich ma się ona odbywać: czy planuje się iść indywidualnie, co ile robi się przerwy, czy wszyscy powinni starać się iść w miarę razem - pozwoli to uniknąć niepotrzebnych nieporozumień.

-------
W kolejnych wpisach niedawne rodzinne wycieczki, trochę nocnego łażenia i odrobina jesieni

#gory #podroze #wedrujzhejto #pasja
55511bb5-3e38-420a-8687-799cdce75af4

Zaloguj się aby komentować

Sobotni spacerek. Wzgórze Mealna Letter, w tle Loch Beanie i Daisy jak widać zadowolona. Nie mam tu daleko, byłem kilka razy na pobliskiej Mount Blair, a mimo to jakoś tu omijałem - a super trasa na szybki wypad.

#manwithmalamute #szkocja #psy #gory #pieskiezycie
conradowl userbar
c2b1c85b-0b71-455a-b348-2cf14cc639e8
2e26ca98-c885-4c8e-bc31-41de02170b41
conradowl

@SuperSzturmowiec mówi, że nie wie gdzie jest kość i w ogóle nic bez adwokata nie powie

vredo

@conradowl Adwokata z urzędu dostają tylko te czorne.

ErwinoRommelo

Ehh Daisy to jest przepiekna

conradowl

@ErwinoRommelo z naszej dwójki ja na pewno nie stałem w kolejce po urodę

NiebieskiSzpadelNihilizmu

O- powrót (nie) generowanego z AI pieseła

conradowl

@NiebieskiSzpadelNihilizmu AI się prędzej spali niż da rady wygenerować tak upartą mendę

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dziś w #piechurwedruje o małym sukcesie i dużym nieporozumieniu. Zachęcam do czytania i obserwowania mojego tagu
---------
Szczyty: Rysy, Trigan (Tatry)
Data: 20 lipca 2022 (środa)
Staty: 26km, 10h30, 1.850m przewyżyszeń

Na to wyjście ostrzyłem sobie zęby od dłuższego czasu, a powodów było kilka: raz, że z mojej rodziny najbliżej Rys zaszła tylko moja babcia, która ze względu na mgłę musiała niestety odpuścić zdobycie szczytu (doszła do Chatki pod Rysami, miala wtedy bodajże trochę ponad 70 lat); dwa, że był to kolejny wierzchołek należący do #koronagorpolski ; wreszcie trzy, najważniejsze, że kilka lat temu zostałem przez tę górę upokorzony, o czym kiedyś już pisałem.

Tym razem miało być inaczej - forma dopisywała, tamtego roku pochodziłem już w Tatrach na podobnym dystansie, a kilka dni wcześniej skoczyliśmy na trasę przygotowawczą na Modyń. Klarowała się idealna pogoda, więc wraz z bratem i koleżanką, która w rok zdobyła wszystkie szczyty z #koronagorpolski , zostawiając sobie najwyższy szczyt w Polsce na koniec, umówiliśmy się na wspólne wyjście.

Kilka dni wcześniej zarezerwowaliśmy przez internet miejsce parkingowe w Palenicy Białczańskiej, kupiliśmy bilety do TPN i zaczęliśmy się zastanawiać nad tym, którą opcję wejścia wybrać. Stanęło na wejściu z polskiej strony i zejściu słowacką. Tutaj bardzo istotna kwestia: koniecznie trzeba wykupić ubezpieczenie na wycieczki w Europie, nawet jeśli idzie się tylko wzdłuż granicy - w przypadku akcji ratunkowej HZS (słowacki TOPR) jej koszt pokrywa ratowany.

Na parking dojechaliśmy o 4:30, przebraliśmy buty, sprawdziliśmy czy mamy wszystko, co potrzebne, i ruszyliśmy na trasę. Mimo, że był środek lipca, było dość chłodno. Czekał na nas prawie 8 kilometrowy odcinek prowadzący asfaltową drogą, od czasu do czasu dający możliwość wejścia w las. Brat jak zwykle zasuwał tak, że ledwo można było za nim nadążyć. Byłem jednak nabuzowany energią i ekscytacją, więc jakoś mi się udawało. Koleżanka została trochę w tyle, ale znając jej możliwości z wcześniejszych wypadów nie martwiłem się tym wcale - kondycję miała niesamowitą i zazwyczaj to ona zostawiała w tyle mnie, często czekając na mnie dopiero na szczytach.

Minęliśmy Wodogrzmoty Mickiewicza i wśród pierwszych promieni słońca kontynuowaliśmy marsz. Nad polanami unosiła się delikatna mgiełka, niektóre szczyty otaczających gór kąpały się już w świetle dnia. Doszliśmy do Morskiego Oka, przy którym dołączyła do nas koleżanka, z którą poszedłem przybić pieczątki do książeczek. Wśród innych turystów, którzy również planowali tego dnia zdobycie Rys, zajęliśmy się smarowaniem kremem do opalania i jedzeniem. Miałem przygotowaną butelkę z izotonikiem i starałem się co jakiś czas z niej pić, poza częstym piciem wody - nie chciałem, żeby cokolwiek mnie zaskoczyło.

Staw wyglądał jak zwykle wspaniałe, odbijając w swojej tafli otulające go zbocza gór. Ruszyliśmy w dalszą drogę, kierując się na Czarny Staw. Przyjemny spacer wzdłuż brzegu wkrótce zmienił się we wspinaczkę po ostrym zboczy złożonym z dużych bloków skalnych. Ten krótki bądź co bądź odcinek jest dobrym testem kondycji i świetnie pokazuje, z czym przyjdzie zmierzyć się później. Na tym etapie znowu znaleźliśmy się z bratem z przodu i poczekaliśmy na moją znajomą dopiero przy samym stawie.

Nad głowami wisiał nam rogal księżyca, coraz mniej widoczny na błękitnym niebie. Po dłuższej chwili dołączyła do nas koleżanka, która jak się okazało poznała po drodze samotnie wędrującą dziewczynę i okazało się, że fajnie się dogadują. Gdy byliśmy już gotowi, ruszyliśmy w powiększonej ekipie wzdłuż Czarnego Stawu, który piękną barwą czystej wody cieszył oko. W oddali widać było już drobne sylwetki wspinających się ludzi, którzy z naszej odległości wyglądali jak małe robaczki. Wkrótce dołączyliśmy do tego korowodu, rozpoczynając wspinaczkę na szczyt.

Mimo wczesnej godziny i środka tygodnia turystów było mnóstwo. Na tym etapie nie tworzyły się jeszcze kolejki, ale w kilku węższych miejscach trzeba było odstać swoje. Brat już dawno zostawił mnie w tyle, więc szedłem sam, odpowiednim dla siebie tempem. Podejście było bardzo ciężkie i obciążające dla nóg - wysokie stopnie skalne angażowały zupełnie inne partie mięśni, niż w miarę płaskie beskidzkie ścieżki. Co jakiś czas piłem wodę, żeby uzupełnić to, co wypociłem. Samopoczucie miałem jednak świetne i kondycyjnie dawałem radę (co oczywiście nie znaczy, że nie dyszałem jak parowóz).

Po tym intensywnym kilometrze, w trakcie którego zdobyliśmy 400 metrów wysokości, znaleźliśmy się na Buli pod Rysami, przy której leżały jeszcze gdzieniegdzie placki śniegu. Dołączyłem do brata, który czekał już tam od dłuższego czasu i razem wypatrywaliśmy koleżanki. W końcu pojawiła się, idąc już nie z jedną, a z dwoma nowo poznanymi dziewczynami. Byłem pełny podziwu dla jej zdolności socjalizacyjnych, bo sam mam z tym ogromne problemy. Wspomniałem o tym z resztą, na co dostałem odpowiedź, że za szybko idziemy z bratem. Obróciłem to w żart i zbagatelizowałem, wspominając nasze poprzednie wędrówki.

Brat już się trochę niecierpliwił (po wypadzie miał mieć przed sobą jeszcze 4 godziny jazdy na Lubelszczyznę), więc ruszyliśmy dalej. Spod Buli trasa na szczyt prowadziła już tylko łańcuchami, które wzbudzały moją ekscytację. Zaczęliśmy się wspinać i niebawem całe podniecenie opadło - ludzi było tyle, że stworzyła się posuwająca się w ślimaczym tempie kolejka. Nie tak to sobie wyobrażałem, ale nie powiem też, że się tego nie spodziewałem, bo czytałem wcześniej o tym, co dzieje się w tym miejscu. Brat znów uzyskał solidną przewagę, więc szedłem sam. Łańcuchów nie trzeba było trzymać się w każdym miejscu, jednak stwierdziłem, że warto z nich skorzystać biorąc pod uwagę, że skala może być jednak śliska (północna ściana cierpi wszakże na brak nasłonecznienia).

Ekspozycja była spora, więc osoby cierpiące na lęk przestrzeni bądź wysokości mogłyby mieć na tym odcinku problem. Ja jednak dość szybko zacząłem się nudzić, tym bardziej, że co chwila trzeba było zatrzymać się, aby umożliwić zejście osobom, które na szczyt wspięły się wcześniej. W końcu dotarłem do miejsca, w którym trzeba było iść granią, mając po obu stronach przepaść. Trochę trwało, zanim udało się tamtędy przejść, bo cały czas trzeba było przypuszczać osoby schodzące, a gdy w końcu przyszła na mnie kolej poczułem, że nogi lekko mi wiotczeją. Trwało to jednak sekundę, także trzymając łańcuch przeszedłem to zwężenie i znalazłem się po drugiej stronie.

Nareszcie dotarłem na szczyt, zadowolony z siebie i z tego, że ostatecznie nie byłem jakoś specjalnie zmęczony. Ludzi była chmara, a wśród nich także jakieś smyki mające może 7 lat. Odnalazłem brata, który czekał na mnie już od jakiegoś czasu, lekko poirytowany, bo liczył na to, że o tej godzinie będziemy już schodzić (była 10:15). Koleżanka wraz z poznanymi dziewczynami przyszła dopiero po pół godzinie, więc opóźnienie względem jego planów jeszcze się zwiększało. Liczyłem jednak na to, że schodząc nadrobimy trochę czasu, bo wszyscy powinniśmy mieć w miarę podobne tempo.

Pokręciliśmy się jeszcze po szczycie, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia, staraliśmy się chłonąć chwilę. Było fajnie, ale na moje gusta trochę zbyt skaliście, bo jednak lubię zieleń. Poszliśmy jeszcze na wyższą część Rys po słowackiej stronie i podjęliśmy decyzję o schodzeniu. Umówiliśmy się, że spotkamy się przy Chatce pod Rysami, do której wraz z bratem ruszyliśmy od razu. Była już godzina 11:30.

Zejście prowadziło po skalistej drodze pełnej ogromnych głazów. Szło się po tym beznadziejnie, bo każdy kamień ustawiony był w inną stronę i kilka razy mało brakowało, żebym zwichnął sobie kostkę. Widoki jednak rekompensowały niewygody schodzenia - zdecydowanie czuć było przestrzeń (czego nie można powiedzieć o intymności, bo turystów były krocie). Doszliśmy do Chatki, w której przybiłem kolejną pieczątkę do #koronagorpolski i wypatrywaliśmy dziewczyn, które, jak nam się wydawało, były niedaleko od nas. Zanim jednak przyszły minęło kolejne 45 minut i mojego brata zaczął trafiać już szlag. Zdecydował, że zejdzie sam i będzie łapał stopa po słowackiej stronie, żeby szybciej dojechać na parking w Palenicy. W oryginalnym planie miał nas odebrać partner koleżanki, dlatego wiedząc, że ma z kim schodzić, i że będzie miała pewną podwózkę, postanowiłem dołączyć do brata, żeby nie szedł sam. Poinformowaliśmy o tym dziewczyny i ruszyliśmy w drogę.

Niebawem dotarliśmy do miejsca, w którym znajdowały się drabinki i łańcuchy w ilości większej, niż się spodziewałem. Nie sprawiały jednak trudności i czuję, że dużo gorzej schodziłoby się od strony polskiej. Słońce grzało mocno, gdy między olbrzymimi odłamkami skalnymi mijaliśmy Žabie pleso (czyli Wielki Żabi Staw; będę jednak starać się używać nazewnictwa słowackiego). Droga nie poprawiła się i komfort schodzenia po dużych kamieniach był nikły. Dodatkowo zaczęły mi się odzywać kolana, jednak starałem się to ignorować i dotrzymywać kroku pędzącemu bratu.

Dotarliśmy w końcu nad Žabí potok, od którego droga już łagodniała. Zrobiło się także bardziej zielono i mniej surowo. Potok płynął wartko i wesoło, w kilku miejscach przecinając szlak. Po jakimś czasie kamienista ścieżka zmieniła się w klasyczną leśną dróżkę, co było dla nóg miłą i oczekiwaną odmianą. Po drodze mijaliśmy ludzi wnoszących na drewnianych stelażach kegi do Chatki pod Rysami. Nie wiem jak ci ludzie byli w stanie to robić: stelaż nie wyglądał na wygodny, na pewno nie był lekki, a dodatkowo upał robił się konkretny.

Dość szybko dotarliśmy do schroniska znajdującego się przy Popradské pleso. Podczas króciutkiej przerwy przybiłem pieczątkę, po czym zielonym szlakiem pomaszerowaliśmy na Trigan, który znajdował się na trasie. Las, którym szliśmy, bardzo mi się podobał - był gęsty, wysoki i pachniał cudownie. Pomiędzy koronami drzew migały od czasu do czasu wierzchołki otaczających go szczytów.

Z Trigana zeszliśmy do naszego ostatecznego celu, którym było Štrbské pleso. Jest to miejsce typowo turystyczne, obfitujące w hotele, restauracje oraz wątpliwej jakości rzeźby z drewna. Staw okala ścieżka i widok z niej był akurat niczego sobie - można było zobaczyć zarówno Rysy, jak i olbrzymią skocznię narciarską.

Zaczęliśmy szukać jakiegoś połączenia z Palenicą, albo w ogóle z Polską, ale niestety los nam nie sprzyjał - trafiliśmy w okienko kompletnego bezruchu. W akcie desperacji zaczęliśmy chodzić po okolicznych sklepach prosząc o jakiś kawałek kartonu i pisak, żeby ułatwić sobie złapanie stopa. Ustawiliśmy się przy wyjeździe z parkingów i, z kciukami w górze, liczyliśmy na łut szczęścia. Niestety tu również ponieśliśmy fiasko, bo na około 30 mijających nas samochodów zatrzymał się tylko jeden, a jego kierowca poinformował nas, że co prawda jedzie gdzie indziej, ale życzy nam szczęścia.

Staliśmy tak ponad godzinę i cały plan, żeby wrócić szybciej, spalił na panewce. Wtedy dostrzegłem znajome mi auto i kierowcę, którym był partner koleżanki. Podeszliśmy szczęśliwi, że jednak uda nam się wrócić. Kolega wpuścił nas do środka i pojechaliśmy po dziewczyny, które jak się okazało miały niedługo schodzić z niebieskiego szlaku znajdującego się kilka kilometrów dalej. Początkowo gadka jakoś dziwnie się nie kleiła, co trochę mnie zastanawiało, ale potem się rozkręciliśmy. W końcu zobaczyliśmy dziewczyny, które weszły do samochodu - i wtedy się zaczęło.

Okazało się, że moja koleżanka poczuła się przez nas opuszczona, a wręcz porzucona, o czym mówiła zupełnie bez żartu swojemu partnerowi. Zrobiło mi się gorąco, bo dopiero wtedy dotarło do mnie, że wszystkie założenia i ustalenia, które miałem w głowie i wydawały mi się oczywiste oraz jasne dla niej, w ogóle nie zyskały u niej potwierdzenia. Atmosfera była gęsta, próbowałem jakoś ją rozluźnić, ale szło to marnie. Dojechaliśmy na parking w Palenicy i pożegnaliśmy się, po czym już osobno pojechaliśmy w stronę Krakowa.

Jest takie fajne powiedzenie po angielsku: "When you ASSUME, you make ASS of U and ME". Nie porozumieliśmy się przed rozpoczęciem wyprawy i każde z nas wychodziło z innym zestawem założeń. Mój brat, że ekipa, w której idzie, ma super kondycję i uda się szybko zrobić trasę tak, żeby nie musiał później jechać kilku godzin na Lubelszczyznę w nocy. Moja koleżanka, że skoro idziemy razem, to trzymamy się razem, zwłaszcza, że, jak się okazało, nie czuła się jeszcze pewnie w górach, a tym bardziej w Tatrach. Wreszcie ja, że koleżanka ma po prostu świetną kondycję i zwyczajnie sobie poradzi, a pokonywanie szlaku osobno, gdy każdy idzie swoim tempem, jest dla niej ok, bo tak wyglądały moje dotychczasowe z nią wyprawy, gdy zostawałem z tyłu. Lekcja, jaką wyniosłem z tej historii, jest taka, żeby przy podobnych eskapadach ustalić wcześniej zasady, jak będzie wyglądać droga, żeby później nikt nie czuł się niemiło zaskoczony. Tyczy się to zwłaszcza grup, w których nie wszyscy wzajemnie się znają.

Co się zaś tyczy samej trasy, to gorąco ją polecam i uważam, że była ciekawa, malownicza, ale też trudna i jednak męcząca. Idąc na Rysy trzeba się liczyć z tym, że nawet w środku tygodnia i o wczesnej porze ludzi na szlaku będzie pełno - szczyt ten jest jakby na to nie patrzeć najczęściej odwiedzanym w Tatrach. Należy mieć też na uwadze, że przy łańcuchach tworzą się kolejki, ale nie oznacza to, że przestaje być tam niebezpiecznie. Na tym odcinku dobrze mieć ze sobą kask, bo wystarczy strącony przez kogoś kamień, aby fajna wycieczka zakończyła się tragedią. Natomiast dla tych, którzy chcą iść na ciekawy szczyt z łańcuchami, ale nie zależy im, by był to najwyższy szczyt w Polsce, polecam Świnicę z wejściem z D5S.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #tatry
5a2c12cb-7d3f-4d40-bc09-88011be5bc8f
67abed02-aaa3-402b-a31f-82973ebff756
91cb9672-06b9-4ecb-8be0-be4a12fdafa3
e5db69dc-94f4-4a72-9c2f-0441b831e653
4b096b39-5d31-4d14-b4da-4913730a01a9
sireplama

Koleżanka to nie palaczka aby? Byłem ostatnio na wycieczce z dwoma pałeczkami i półtorakilometrowy, płaski odcinek w mieście zrobiliśmy w półtorej godziny z 6 przerwami na fajeczkę i zakupy w lokalnym sklepie, bo "fajeczki się skończyły"... W którymś momencie chciałem znieść jajo, wysiedzieć je, wychować jak własne i wysłać na studia...


#hejtnapalaczy

Piechur

@sireplama Coś tam popala, ale nigdy na trasie. Ogólnie kondycyjnie była bardzo dobrze przygotowana - praktycznie co tydzień chodziła w góry, codziennie rower, co jakiś czas wykręcała na nim 200km. Nie wiem co się wtedy stało, może gorszy dzień, a może zbyt stresowała się trasą.

sireplama

O, kwa! Ten tragarz to jakiś robot z Boston chyba...

Piechur

@sireplama Turbo szacun dla nich. Wyobraź sobie - idziesz zadowolony, że zdobyłeś Rysy, a tu obok przechodzi gość z takim ekwipunkiem

Joterini

Na Rysy to tylko nocą chodzę, ale serdecznie polecam Miegusze, generalnie przełęcz pod chłopkiem i stamtąd leciutki poza szlak. Pustki i tylko obserwujesz kolejki idące na Rysy.

Zaloguj się aby komentować