Prowadziłem kiedyś foodtrucka, teraz nie prowadzę. Życie jest za krótkie, aby je wspominać, niemniej z tamtych lat zostało mi trochę przemyśleń oraz historyjek, które będę wrzucał co jakiś czas na #foodtruckowehistoryjki

Dziś będzie będzie o pracownikach, rozkmina o zmianach jakie się dokonały w gastrobiznesie i ogólnie rynku pracy na przestrzeni lat oraz perypetiach z pracownikami jako Janusz biznesu.

Rynek pracy w Polsce 20, 15 czy nawet jeszcze - choć już w mniejszym stopniu - te 10 lat temu, a rynek pracy teraz to są dwa różne światy, oczywiście na niekorzyść czasów minionych. Dziś mam wrażanie, że do prac typu gastro, kurierka, wożenie jedzenia biorą się tylko imigranci, dla których jest to najprostsza do zdobycia robota - a polacy niespecjalnie chcą się w coś takiego pierdzielić. Cóż, znak czasów - trzeba przyznać, że jako kraj awansowaliśmy;) Jest to portal dla starych ludzi, więc pewnie dla większości nie napiszę nic odkrywczego ale pamiętam, jak szukanie sobie wakacyjnej czy tymczasowej roboty w okolicach liceum lub wczesnych studiów wywoływało we mnie najczęściej kryzys własnej wartości. Rekrutacje na tak ambitne stanowiska jak kelner/barman, barista, jakaś pomoc biurowa czy nawet na darmowe praktyki bliżej miały się do szukania pracy w topowych firmach z branży management consultingu niż low tierowych, dorywczych robót, gdzie wymaganiami powinno być posiadanie głowy i dwóch rąk. Wszędzie wymagane było CV (ofc ze zdjęciem), list motywacyjny i rzecz jasna doświadczenie na podobnych stanowisku, najlepiej poparte referencjami xD Do tego dochodziła kilkuetapowa rekrutacja, wybrzydzanie, darmowe dni próbne, płacenie bez umowy na zasadzie 2 złote za godzinę plus to co z napiwków (10% dla ciebie, reszta do podziału) i dorzucanie nowych obowiązków gdy pracy jest za mało, no bo w końcu płacę no to wymagam, nie? Innymi słowy - oczekiwania były wysokie, warunki zatrudnienia słabe (brak umów i bycie na słabszej pozycji w negocjacjach), a jeśli coś się nie podobało - powodzenia, jutro mam 5 nowych na Twoje miejsce.

Pamiętam, jak krótko po maturze obudziły się we mnie geny polaka i kazały wykorzystywać przedłużone wakacje na potyranie w jakiejś niskopłatnej robocie - teraz pewnie taki czas wykorzystałbym na remont w mieszkaniu;) Wraz z kumplem znaleźliśmy (w gazecie xD Internet ofc był, ale neostrada nie zdążyła jeszcze wtedy dobrze wejść pod strzechy) informację, że pobliska francuska knajpa szuka kelnerów. Zadzwoniliśmy, pan po drugiej stronie telefonu kazał nam przyjść na miejsce na rozmowę. Na miejscu czekał na nas rozparty w fotelu WŁAŚCICIEL sączący z kieliszka wino i pytający jakie jest nasze doświadczenie z francuską, podkreślam francuską kuchnią. Doświadczenie to było oczywiście żadne, bo poza ogólnodostępną wiedzą, że francusi mają sery, wina, omlette du fromage oraz jedzą żaby i ślimaki nie mieliśmy o niej bladego pojęcia. Dlatego też z zakłopotaną miną staliśmy (gdybyśmy mieli w rękach czapki, pewnie miętolilibyśmy je z zakłopotaniem) i ze wstydem powiedzieliśmy tylko, że nasza wiedza jest "no, taka bardzo ogólna". Pan pokręcił głową, po czym powiedział że WSZYSCY w jego restauracji muszą mieć DOSKONAŁĄ znajomość zarówno kuchni francuskiej jak i gatunków win, dlatego jeśli po bezpłatnym dwutygodniowym okresie próbnym stwierdzi on, że któryś z nas ROKUJE, wówczas dzielić się będzie przepastną wiedzą z zakresu sommelierstwa - wiedzą którą, jak mówił, może się pochwalić mało kto w Polsce, a może i na świecie. Teraz rzecz jasna nie dałbym się złapać na takie pierdolenie, ale wtedy oczyma wyobraźni widziałem siebie za kilka lat jako eksperta od wina, który niczym Bond siedząc w kasynie po powąchaniu zawartości kieliszka bezbłędnie odgaduje jego rocznik i szczep xD Aha, rzecz jasna o wynagrodzeniu nie było mowy, utrzymywać mielibyśmy się z napiwków, którymi trzeba byłoby się dzielić też z pracownikami kuchni. Mimo tych nędznych warunków byłem zainteresowany, bo była to jedyna oferta, a do tego blisko domu - jednak chyba nie spełniliśmy oczekiwań, bo pan chociaż obiecał, że zadzwoni, to więcej się do nas nie odezwał.

Próbowałem też w kilku innych miejscach odpowiadając na oferty z ogłoszeń typu "AAAAAAAAAA DYNAMICZNYCH MŁODYCH ZMOTYWOWANYCH SZUKAM UCZNIOWIE STUDENCI" bo były to jedyne miejsca, gdzie spełniałem wszystkie warunki xD Byłem młody, zmotywowany i prawie-student. Oferty okazywały się jednak nieco rozczarowujące - na początek trafiłem do firmy, gdzie miałbym sprzedawać perfumy na ulicy; potem do monterów kablówki/akwizytorów, gdzie miałbym chodzić po blokach i mówić emerytom, że trzeba zainstalować nowy dekoder, bo wkrótce zmienią sygnał i telewizor nie będzie działał (przyszedłem na dzień próbny na którym obejrzeliśmy sobie Teksańską masakrę piłą mechaniczną: Początek,a potem uznałem, że lepiej będzie wrócić do domu). Zwieńczeniem mojej wakacyjnej kariery było przepracowanie dwóch dni w czeskiej firmie żywcem wyjętej z Wilka z Wall Street, gdzie miałem telefonicznie poszukiwać jeleni gotowych zaintestować minimum 10k USD w no-name spółki z USA. Z tej pracy szczególnie jedna scena utkwiła mi w głowie: pierwszego dnia, podczas którego mieliśmy szkolenie pan prowadzący pokazywał nam matrycę wypłat. Zakładając że dziennie wykonam 100 telefonów (co to jest 100 telefonów, najlepsi mają po 300 i więcej!) i będę miał 5% zainteresowania (no bo to przecież spółka pewniaczek, +30% zysku w miesiąc, tylko głupi by nie wszedł), moja prowizja wyniesie 2% od klienta, a miesiąc ma 30 dni (najlepsi pracują w weekendy!), wychodziły jakieś szalone, kilkudziesięciotysięczne kwoty. W oczach miałem dolary i nie mogłem doczekać się kolejnego dnia, by zacząć budować swój sukces. Wychodząc z firmy wsiadłem do windy, a wraz ze mną jeden z pracowników wyglądający niczym niskobudżetowy Gordon Gekko. W windzie spojrzał na mnie i zapytał:
- To Twój pierwszy dzień?
Odpowiedziałem twierdząco i zapytałem: Jak tu jest?
Padła odpowiedź: Ja jestem tu od roku, pomału zbliżam się do średnich stawek w firmie. W tymi miesiącu zarobiłem póki co 80 tysięcy. Ale to nawet nie zbliża się do tego, co mają najlepsi.

Miałem oczy jak spodki. Wyszliśmy z budynku, mój współpracownik podał mi rękę na pożegnanie: Do jutra młody. Po czym wsiadł do Corsy C zrobionej w stylu Szybkich i wściekłych - światła Lexus-look; chromowane kołpaki-spinnery i ostro pomarańczowy lakier. Pewnie pod maską był też stożek i magnetyzery. Po którejś próbie auto odpaliło, a ja czekając potem na autobus nie byłem wstanie wyjść z podziwu, jak przedsiębiorczy jest mój wspólpracownik, który zamiast wydawać swoje dziesiątki tysięcy złotych na zbytki chyba wszystko musi inwestować. Następnego dnia w biurze dostałem listę przypadkowych numerów i wziąłem się za dzwonienie. Pierwszy numer to była pomyłka, drugi kwiaciarnia, trzeci należał do pana, który spadł z rowerka parę miesięcy temu i odebrała żona-wdowa. Przy piątym telefonie wstałem i wyszedłem - uznałem, że chyba nie nadaję się do tej pracy i możliwe, że wielka kariera w świecie giełdy i finansów przeszła mi wtedy koło nosa. Potem próbowałem jeszcze kilkukrotnie swoich sił w gównopracach, czasem było lepiej, czasem gorzej - zawsze jednak w oczy rzucała mi się ta różnica: pracownicy (robactwo) i SZEFOSTWO. Dlatego też gdy zaczynałem szukać ludzi do pracy w swojej budzie, miałem już jakieś doświadczenie z pozycji pracownika - wiedziałem też co nie podobało mi się u moich poprzednich pracodawców i czego chce unikać. Moim celem było bycie szefem może nie idealnym, ale co najmniej dobrym, a przynajmniej ludzkim.

Poszukiwania siły roboczej w moim przypadku poszły dwutorowo. Jak rasowy janusz potrzebowałem mieć na miejscu kogoś zaufanego, kto będzie miał na wszystko oko pod moją nieobecność - rolę tę zgodził się pełnić przez pewien czas mój dobry kumpel. Do tego potrzebowałem ekipy 2-3 osób, które zajmowałyby się tym w tygodniu oraz w weekendy, podczas imprez. Ogłoszenie wrzuciłem po prostu tam, gdzie sam bym go szukał - na olx i (wtedy jeszcze działające) gumtree. Co się jednak okazało i co mnie trochę zdziwiło - był rok 2015 i odzew był sporo mniejszy niż to, czego oczekiwałem. Pamiętam, że kilka lat wcześniej na takie ogłoszenia przychodziły dosłownie dziesiątki aplikacji, w tamtym momencie odzew owszem, był - jednak nie taki, jakbym się spodziewał. Również oczekiwania dotyczące kasy pokazywały, że mamy inne czasy. 15 PLN netto za godzinę pracy, które jeszcze 5 lat wcześniej w gastro było fajną stawką teraz było znośne, ale bez szału. Przekrój ludzi był różny, ale przeważały osoby po 18-22 lata. W sumie już na starcie sam stałem się trochę januszem biznesu, bo rekrutacja polegała na rozmowie, scence z trudnym klientem i zrobieniu paru naleśników na próbę xD Z perspektywy czasu jednak wydaje mi się, że te kryteria nie miały sensu, a powinienem bardziej kierować się po prostu tym, jakie kto prezentuje elementarne ogarnięcie oraz jak poważnie podchodzi do samej pracy, gdyż to decyduje, czy ktoś jest solidnym pracownikiem czy nie. Bo przyznam się, że jednym z powodów, dla którego pod koniec nie miałem już entuzjazmu do prowadzenia tego biznesu było właśnie użeranie się z pracownikami i obecnie, po kilku latach odkąd skończyłem swoją foodtruckową przygodę, wydaje mi się, że jest tylko gorzej.

Kolejna część zabrzmi może nieco cynicznie, ale po pewnym namyśle wydaje mi się, że zjawisko janusza biznesu nie bierze się znikąd i po prostu jest wygrywającą strategią w określonych warunkach - a jak to czasem jest z wygrywającymi strategiami, nie muszą być one piękne, mają działać. Zacznę od tego, że systemowym problemem w niskopłatnych zawodach jak gastro jest to, że żadne ambitne czy ogarnięte osoby raczej nie siedzą tam za długo. Jest to pełni zrozumiałe - każdy chciałby zarabiać więcej, prosta praca w obecnych czasach ledwo starcza na życie, do tego możliwości rozwoju i awansu w takich miejscach są ograniczone. Parę miesięcy, może dłuższy epizod dorabiania sobie na studiach, względnie kilka lat w branży ze względu na chęć przedłużenia młodości - ale prędzej czy później większość choć trochę ogarniętych osób będzie chciała poszukać "normalnej" pracy. W efekcie następuje spora rotacja i negatywna selekcja - w dłuższej perspektywie poza nielicznymi wyjątkami zostają albo ci, którzy są zbyt nieogarnięci żeby znaleźć sobie coś innego albo tak leniwi, że i tak mają to gdzieś, ważne żeby wpadło te parę złotych. Tacy ludzie albo wymagają ciągłej uwagi i nadzoru (bo np zapomną że gaz trzeba zakręcić albo umyć ręce po pójściu do toalety) tak, że stają się niczym innym jak narzędziem i przedłużeniem woli właściciela, który musi pilnować każdego drobiazgu - albo mają wszystko gdzieś i zupełnie nie można na nich polegać. Z czasem powoduje to, że nawet jeśli początkowe chęci były dobre - rzeczywistość zaczyna to weryfikować. Nieskromnie powiem, że jeżeli chodzi o mnie, zawsze starałem się robić coś porządnie - może nie do przesady na levelu azjata, ale solidnie na tyle, aby nie było się do czego przyczepić. I nie miało znaczenia, czy miałem zamiatać salę w knajpie na zadupiu czy przygotowywać prezentację przed ważniakami z korpo. Takie podejście jest jednak raczej w mniejszości.

Znajomy od kilku lat prowadzi Żabkę (chyba z najlepszą średnią ocen z googla jaką widziałem dla tych sklepów, 4.7*), raz na jakiś czas go odwiedzam i obserwuję jak stopniowo coraz bardziej stacza się w otchłań rozpaczy. Początkowo był entuzjazm: gdy zaczynał ten biznes zakładał, że początki są trudne, ale liczył, że z czasem będzie łatwiej i lepiej. I faktycznie, pierwsze dwa lata praktycznie każdy dzień spędzał w sklepie, aż w końcu po podłuższym czasie udało mu się skompletować dobrze zgrany zespół kumatych ludzi. Praca nadal wymagała jego uwagi i zaangażowania, miał jednak nadzieję, że jego zaangażowanie zmaleje choć na tyle, że uda mu się w końcu chociaż pojechać na wakacje. W którymś momencie jednak zespół zaczął się rozpadać - ludzie przechodzili do normalnych prac, trzeba było szukać nowych pracowników, o tych z kolei było ciężko. Wciąż jednak chciał być fajnym szefem, którego pracownicy lubią. Opowiadał np. jak zatrudnił do pracy dziewczynę, która oszczędzała kasę na leczenie swojego kota. Zrobiło mu się jej szkoda, więc dał jej 800 złotych premii. Dziewczyna parę dni później okradła go na 1200 złotych i zniknęła. Z czasem było tylko gorzej, dochodziło do sytuacji, gdzie mój znajomy musiał odwoływać plany, anulować rezerwacje - w przeciwnym razie przez niezapowiedziane nieobecności pracowników nie byłoby komu otworzyć sklepu, a sieć wlepiłaby mu kary. Z takimi osobami niespecjalnie jest nawet co zrobić. Duża podaż pracy w niskopłatnych zawodach powoduje, że nikomu specjalnie na takiej pracy nie zależy, a nawet jeśli się go zwolni, to co dalej? Zostaje się z nieobsadzonym wakatem.

Z tego powodu moim zdaniem na chwilę obecną wygrywające strategie są dwie, do tego blisko ze sobą powiązane. Model pierwszy: kontrola właściciela. Pracownik to po prostu narzędzie, niczym jednostka w grze RTS. Ma wykonywać polecenia i się słuchać, dobrze też lewarować na nim swoją pozycję poprzez strach. Te aspekty pracy, które wydają się oczywiste jak np. terminowe wypłaty - powinny stawać się niewiadomą, wywoływać niepewność. Po pewnym czasie taka osoba staje się owinięta wokół palca własciciela geszeftu, będzie coraz bardziej wątpić w siebie - tym lepiej dla nas, bo mniejsza szansa, że zmieni pracę. Minus jest taki, że obecność właściciela jest dalej w jakimś stopniu niezbędna.
Druga strategia to pójście w typowo polski zamordyzm. Tworzymy stanowisko np Starszego Pracownika Foodtrucka, podnosimy mu pensję o 10% i dajemy możliwość pomiatania tymi niżej w hierarchii. Zaskakujące, co potrafi zrobić odrobina władzy. Nie raz widziałem, jak bardzo skrupulatni - nieraz bardziej od samych właścicieli - potrafią być ludzie, którym dano odrobinę kontroli nad innymi. I tak naprawdę często nie potrzeba nawet gratyfikacji finansowej - wystarczy pochwała od czasu do czasu i poczucie, że jest się wyżej w hierarchii dziobania. Wydaje mi się, że w naszych warunkach, póki typowo niskopłatne zawody nie pozwolą normalne utrzymywanie się ze swojej pracy i napływ "normalnych" osób takie tendencje będą się tylko pogłębiać.

Ja jednak w 2015 roku o tych wszystkich rzeczach nie miałem pojęcia xD Optymistycznie przyjąłem sobie po prostu, że ludzie są dorośli, zależy im na pracy oraz mają głowę na karku - więc mogę budować z nimi relacje partnerskie a nie pracownik-szef. Parę lat później byłem już mocno odległy od tej myśli, a gdy któregoś dnia wieczorem załatwiałem zakupy na kolejną imprezę i osoba, która miała się wszystkim zajmować powiedziała, że w sumie zmieniły się jej plany i jutro jej nie będzie - uznałem, że rzucam to w cholerę. No, ale do tego momentu jeszcze trochę wpisów mi zostało;)
ipoqi

Pamiętam jak zaczynałem pracę za barem w 2010, 5 zł za godzinę, jak zdasz egzamin z karty drinków 7 zł a potem długo długo nic. Rok wytrzymałem.

Yes_Man

@ipoqi coś mało, w 2007 miałem 5,5 za barem

ipoqi

@Yes_Man mało nie mało ale tak było. Jak mówię, jak już się zdało test z karty drinków, nieważne czy po tygodniu czy po dwóch miesiącach, wskakiwalo się na 7 zl

NatenczasWojski

@ipoqi @Yes_Man w 2000 za prostą pracę biurową miałem 15zl/h. Moja pierwsza i ostatnia robota potem już tylko własna działalność.


tą pracę rzuciłem w awanturze i straszeniu sadem po tym jak firma się zorientowała że płaci za dużo i wstecz obniżyła wynagrodzenia. Tak skutecznie zrobiłem awanturę że jeszcze premie na odchodne dostałem jak pogadali ze swoim prawnikiem

Yes_Man

@NatenczasWojski 15 zł w 2000 roku, ta jasne. Chyba w spółce skarbu państwa ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

NatenczasWojski

@Yes_Man serio. Płacili nam 1200zl za pół etatu na drugą zmianę. Pakowaliśmy oferty w koperty firma dla PZU robiła ubezpieczenia aut w leasingu. Ja jeszcze w liceum byłem ale musiałem iść do pracy bo ojciec zmarł i nie było na życie. Oczywiście Warszawka.


pierwsza zmiana uważała że za dużo dostajemy bo oni mieli coś koło 2000zl za cały etat ale szef mówił że my powinniśmy zarabiać więcej bo pracujemy krócej a dojazdy zabierają nam tyle samo czasu


ale potem kierowniczka przekonała go że to za dużo i na koniec miesiąca przelali 700zl. Jak się pytaliśmy czemu, to że wynagrodzenia się zmieniły wstecz


wkurzyłem się strasznie. I tak chciałem się zwolnić bo mój biznes się rozkręcał ale jak można wstecz zmieniać wynagrodzenie. Powiedziałem że pójdę do sądu pracy. Kierowniczka parsknęła z pogardą, jaki sąd pracy , jak ty jesteś na umowie zlecenie. A ja jej „ustalenie stosunku pracy, pogadaj z waszym prawnikiem, cześć!”


no i dwa dni później zadzwoniła że byla pomyłka w przelewach i dorównali mi do 1500


więcej tam się nie pokazałem ale bylo kilka osób co zostały za te 700 czy 800 zł…

Yes_Man

@NatenczasWojski w 2007 moja firma w Waw płaciła 14 brutto za godzinę pracy właśnie przy obsłudze telefonicznej Tele2 (był taki operator kiedyś). To była linia incoming więc praca dosyć lekka i stawka była dosyć wysoka jak na owe czasy. Dalej mnie dziwi to o czym piszesz

Yes_Man

@ipoqi miasto? Te moje to w Lublinie w pubie U Szewca

NatenczasWojski

@Yes_Man zapytałem koleżanki co ja wciągnąłem do tej roboty. Ona będzie pamiętać dobrze. Może faktycznie mi się coś pomyliło. Tylko ona mieszka teraz w Kanadzie więc trzeba poczekać aż się obudzi

ipoqi

@Yes_Man Toruń, nazwy nie będę podawał bo kto wie. Mam jeszcze stamtąd sporo znajomych. Nawet ojca chrzestnego dziecka.

NatenczasWojski

@Yes_Man mam odpowiedź. Faktycznie trochę mi się pomyliło. Za pół etatu na drugą zmianę mieliśmy 1000zl czyli około 12zl/h Netto jako studenci. Pierwsza zmiana na cały etat miała 1500zl netto czyli jakieś 9zl/h ale z pełnym zusem. Rok 2000/2001

fe606ba4-1b7b-4246-84ec-3631980cb186
Bublik

problemy z pracownikami zataczają coraz szersze kregi. Osobiście spotkalem się z tym w korpo. Po jakiejś tam selekcji (zakładam istnienie działu HR chociaż osobiście nigdy go nie spotkalem) przyjmują gościa, zaczyna szkolenie i po miesiącu rezygnuje, bo praca zbyt wymagająca, on nie daje rady. Oczywiście wcale taka nie była, jednak to co dla mnie wydaje się banalne dla niektórych jest szczytem możliwości. Gostek jednak startował do korpo, pierwszy etap rekrutacji przeszedł, na co on liczył?

Biorąc pod uwagę demografię będzie jeszcze gorzej.

knoor

@Bublik W sumie pamiętam, jakim szokiem było gdy usłyszałem, że ktoś w 2009 w gastro miał UMOWĘ ZLECENIE a nie robił na czarno - teraz UoP w dowolnej branży, również gastro nie jest niczym niezwykłym. Z jednej strony może kwestia zintensyfikowanych kontroli, z drugiej jednak wydaje mi się, że wynika z chęci przywiązania pracownika na dłużej z uwagi na ich niedobór na rynku.

rzYmskielajno

Ty chyba polaka uczyłeś takie wypracowanie

knoor

@rzYmskielajno W liceum miałem iść na dziennikarstwo, na szczęście wybili mi takie głupoty z głowy;)

VonTrupka

@knoor dochodzeniowi mają - nie wiedzieć czemu - zadziwiająco krótką linię życia w naszym wspaniałym kraju ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

TorrentFreak

@rzYmskielajno lol, ale mnie rozbawileś tym komentarzem, dlatego właśnie lubię wchodzić na hejto, pełno tu fajnych ludzi.

aleextra

@knoor MASAKRA... Ale w sumie chyba faktycznie tak jest, roszczeniowość nowych pracowników bez doświadczenia w innych branżach jest powalająca

hesuss

@aleextra może ta roszczeniowość też nie bierze sie z niczego, ludzie w większości potrafią mnożyć, dzielić, dodawać i odejmować i jak taki młody łeb wchodzi w dorosłe życie i zapisuje sobie pod kreską planowane wydatki - wynajem, dojazdy, żarcie, ubrania, a do tego wcale nie ma zamiaru przestawać żyć, więc też chce też wyjść na miasto, albo ma plan budować przyszłość i odkładać cokolwiek na konto i mu pod tą kreską wychodzi z 5k kosztów stałych, a z 7k, żeby nie stać się od razu po szkole robolem wyrobnikiem, to jak mu na pierwszej rozmowie oferują 4-4,5k na łapę, to reakcja jest oczywista - dla niego to za mało i nie starczy mu na życie.

Do tego równolegle jest bombardowany obrazami lifestylu z instagramów i tiktoków, widzi jak żyją młodzi ludzie, którzy zarabiają na współpracach, a to co widzi, to jest obraz podkoloryzowany do granic, wszyscy są modni, jedzą w fajnych miejscach, jeżdżą fajnymi furami i wrzucają filmy z wakacji za granicą. Nawet jeśli taki młody człowiek na poziomie świadomym zdaje sobie sprawę, że te obrazki z insta to jest lipa, to poziomie podświadomym może odczuwać brak tego wszystkiego - i tu rodzą się oczekiwania i niepogodzenie z dostępnymi dla niego stawkami i poziomem życia.

Dopiero jakiś czas spędzony na polskim rynku pracy weryfikuje takiego młodego pracownika, zaczyna on rozumieć, że żeby żyć w miarę spoko, musi albo kombinować, albo ciężko zapierdalać, albo przez dłuższy czas biedować i inwestować w siebie - wówczas ta 'roszczeniowość' się zmniejsza. Ale szczerze mówiąc, nie dziwię się wcale, że młodzi mają takie, a nie inne podejście.

aleextra

@hesuss Trzeba dorosnąć, aby rozróżnić rzeczywistość a nierealne oczekiwania, rynek to często weryfikuje, zwrot z takiego pracownika musi się bilansować. Nie będę marudzić, ale w necie jest mnóstwo filmów jakie dzieciaki i nastolatki mają oczekiwania, a oni dorosną wkrótce i zderzą się z rzeczywistością w której znowu to my będziemy starsi i bardziej doświadczeni. Niektóry dobrze pościemniają i uda im się a inni będą powoli przeć do przodu. Bez tej bezczelnej postawy pewnie byłaby spora stagnacja pensji (no, gdyby nie PiS i podnoszenie pensji minimalnej/zwiększenie inflacji). Ale jakoś nie odpowiada mi to, bo często oczekiwania nie są po prostu za wysokie, ale bezczelnie wysokie.

John_polack

Pierwsza praca w dużym mieście - 2014 7.5zl na godzinę jedyny plus ze nie gastro i nauczyłem się tam angielskiego mówionego.

Enzo

@knoor Moją pierwszą pracę na magazynie załatawił mi kolega co tam pracował bo było tak dużo chętnych, raptem 10 lat temu w Polsce C

AureliaNova

Jeju, ty książki możesz pisać - świetnie się czytało :)

A imho nie podzielam entuzjazmu - to nie czasy gdy było 20% bezrobocie, a ludzie na studiach musieli się sami utrzymywać, bo nikt nie miał kasy. Nigdy już "normalni", ogarnięci ludzie nie pójdą do gastro albo roznoszenia ulotek na dłużej, bo tacy albo już robią kwalifikacje do lepszej pracy (albo jak ty) później otwierają własny biznes. Jedynie można liczyć, że trafi się na pracowitego i ogarniętego araba/hindusa, dla którego 15 zł to jakby nogi Pana Boga za nogi złapał

Wrzoo

@knoor Moja pierwsza robota: 6 zł na rękę za godzinę w bodajże 2009. Potem wiele lat w gastro za 7, 8 złotych... Jak sobie przypomnę tamte czasy, to zastanawiam się, jak się utrzymywałam, i co wkładałam do garnka, żeby jakoś przeżyć, jednocześnie pracując i studiując. A jednak dla studentów wtedy gastro było difoltową robotą, większość z nas tak cisnęła. Rotacja była ogromna, zapał do pracy - zerowy.

mikocjusz

@Wrzoo jezu, to ja jeszcze na szybko w 2015 szukałem, to znalazłem dostawcę pizzy za...5pln...ale w sumie z napiwami szło dobić do tych 8-10pln

knoor

@mikocjusz Ja w 2009/10 woziłem właśnie pizzę, z excela którego wtedy prowadziłem średnia netto z pół roku po odjęciu paliwa i kosztów napraw wyszła mi 13,5 PLN/godz, więc było to naprawdę przyzwoicie.

DKK

Gdzieś to już było. Przyznaj się.

Pan_Buk

@knoor W 2015 zrobiło się trudniej z pracownikami, bo wielu naszych wyjechało do foodtrucków za granicę. Nie tylko tam więcej zarabiali, ale mieli też konwersacje z angielskiego czy niemieckiego za darmo.

No i zaczął się też niż demograficzny na 20-latków.

Poziom122

Za długie nie przeczytałem.

TorrentFreak

@Poziom122 weź przestań, popracuj nad sobą, facet ci tu ciekawą historię ze swojego życia opisuje a ty nie potrafisz poświęcić paru minut na jej przeczytanie i jeszcze się tym chwalisz. Kolego, nie tędy droga.

Bystrygrzes

looo panie, w 2010 wszedlem jak hardcore na rynek pracy XD


oo kurwa....

Pierwsza rozmowa - wciskanie dlugopisow


druga rozmowa - sprzedaz neti jako domokrazca, zarobki to bylo zawrotne.... prowizja (40 PLN) od podpisanej umowy wyplacana z 2 miesiecznym opoznieniem, bo przeciez klient mogl zrezygnowac w ciagu 30 dni.... praca oczywiscie o dzielo, bez jakichkolwiek skladek, sprzedaz na jakis terenach oddalonych o 80 km (bo tam cie nikt nie rozpozna) zeby tam dojechac "sciepa" na paliwo i jeden gosc jedzie prywatnym autem.... Bylem nawet na dniu probnym


Trzecia praca - Solidna firma ochroniarska... umowa o dzielo... 2000 Netto w sumie nie najgorsza kasa. Chodziles od domu do domu i wciskales ludziom system alarmowy oraz ochrone. Pamietam jak jakas nawiedzona babcia chciala alarm(tak na oko miala z 90 lat, w domu cieplew wody brak) brakowalo mi 1 umowy do planu i jej nie sprzedalem - bo widzialem, ze jej nie potrzebny. Po 3 miesiacach mnie zwolnili.


Czwarta praca - 1500 brutto, reszta pod stolem (wyrownanie do sredniej krajowej wtedy) w sumie to byla fajna praca, bylem handlowcem, sprzedaz w sklepach, glownie polegala ta robota na rozmawianiu, wynik robil sie sam... To bylo w 2012 roku i pamietam, ze taka praca w okolicy to bylo jak BOGA ZA NOGI zlapac.

--------

Wyjechalem z polski w 2014 roku... chcialem zmienic prace, bylem na 2 rozmowach, ale wtedy bylem chyba za slaby na polski rynek. Np do sprzedazy chemi domowej - gosc sie mnie na rozmowie pytal, dlaczego nie skonczylem studiow(wtedy studiowalem budownictwo) a ja sie zapytalem, jaki zwiazek maja studia budowlane ze sprzedaza.... no i pracy nie dostalem XD

Wzieli goscia ktory pracowal u nich 3 tyogdnie, nastepny pracowalm miesiac, kolejny 2 tygodnie.... XD A ja wtedy widzialem ich stanowisko jako prace marzen i pewnie pracowalbym tam do tej pory XD

Krzakowiec

Aaah, czekałem na kolejny wpis i jak zawsze się nie zawiodłem - uwielbiam Twoje lekkie pióro

jajkosadzone

Znowu milo sie czytalo.

Ale w przypadku zarzadzania masz racje- w zawodach nizszego szczebla niestety trzeba zarzadzac silna reka,bo mimo ze ludzie sa formalnie dorosli,to wiekszosc z nich jest emocjonalnie gorsza od dzieci.

Dziwne,ze nie wspomniales nic o tyn,ze w takich pracach jest problem z pracownikami pijakami.

knoor

@jajkosadzone Ja akurat takich problemów nie miałem, ale to prawda - problem jest poważny i im jestem starszy, tym mniej bawią mnie żarty związane z %% bo powodują bagatelizowanie sprawy.

jajkosadzone

@knoor

Ja pracowalem w towarzystwach ubezpieczeniowych i na nizszych szczeblach przychodzenie na gigantycznym kacu czy nawet pijanym bylo norma( zreszta samemu potrafilem tak robic,nie ma sie czym chwalic).

Inna sprawa,ze jako jeden z nielicznych w korpo( tutaj mowa o link4) znalem dwa jezyki obce( angielski,niemiecki) w stopniu komunikatywnym( nie mowie o pracownikach infolinii czy rownorzednych stanowiskach,ale o ludziach na mocno dyrektorskich stanowiskach- niemiecki np. znala procz mnie tylko Pani prezes) wiec na wiele rzeczy patrzono przez palce. Inna sprawa,ze w 2015 zarabialem ok. 1800zl netto( wowczas minimalna byla 1700 brutto),wiec gdzie znajda kogos takiego za takie pieniadze?

A w pracach fizycznych to alkohol leje sie rowno,bo jak sam mowisz- chetnych na takie prace malo,a jak sa chetni- to zazwyczaj nie sa zbyt ogarnieci.

W przypadku prac umyslowych rozne cuda tez sie zdarzaja- ludzie w swej masie sa jednak w wiekszosci gluptakami.

PioterCiemiezyciel

@jajkosadzone teraz już nikt na budowie nie pije chyba że się uchował ktoś u prywaciarza ale każdy szanujący się prywaciarz za alkohol w robocie wyrzuca od razu nikt się już z nikim nie pieści. Na dużych budowach tyle kierowników ile brygadzistów nie ma tak że kierownik nie podejdzie, coś zagada i mandat do 2 tyś, kończą się czasy przeciągających remontów budowy zostawionej samopas

jajkosadzone

@PioterCiemiezyciel

Majstry i wszelkiego rodzaju spece dalej potrafia leciec w czlona

Na wszelkich produkcjach,sprzataniu dalej ludzie chleja na umor i leca w chuja

O gastronomii nie wspominam,bo to temat na prace doktorska

ipoqi

@jajkosadzone mam kumpla który tam robi od 10 lat, i z tym kacem ewentualnie lekkim wpływem nic sie nie zmieniło jak go słucham.

jajkosadzone

@ipoqi

Nadal mam z niektorymi osobami kontakt i podobno jest jeszcze gorzej niz bylo

Pelno roznych dyrektorkow z partyjnego nadania.

A,ze ciagle tam byl lekki mobbing,wlazidupstwo,kolesiostwo- to nie dziwie sie,ze wiele w miare rozgarnietych osob mialo tbw wywalone w robote( i dalej ma).

Opornik

@jajkosadzone jakim cudem można być najebanym w gastronomii skoro jesteś cały czas pod okiem klientów? Picie na budowie,chociaż oczywiście jestem wrogiem, jakoś chociaż usprawiedliwiam tym że to jest praca bolesna, fizycznie bolesna, i może alkohol trochę pomaga. Mnie zaskoczyło jak wielu jest w budowlance zajadłych abstynentów wśród robotników, zwłaszcza wśród młodych.

jajkosadzone

@Opornik

W gastro? Normalnie

Cala kuchnia i zmywak ma regularna impreze

A i kelner sobie dziabnie na odwage cwiartke.

A co do abstynencji młodszych- prawda,mniej pija,ale wiecej cpaja

Opornik

@jajkosadzone raz w życiu robiłem na zmywaku i nigdy czegoś takiego nie widziałem ale ok, wierzę na słowo

yoowki

Kurde to ja chyba w jakiejś dolinie krzemowej mieszkam, 2007 pierwsze robi u kolegi od bilarda na czarno 10 Ziko na godzinę przy remoncie domu. 2008 fabryka gościa od januszeksu do minikołchozu, na umowie 1600 a pod stołem nadgodziny zawsze stawka X2. 2010 kolejna fabryka 1600 + premia 800. Potem januszeks w którym wyciągałem do 4k ale był zapierdziel nawet po nocach, od 2012 w obecnej pracy zaczynałem jako operator na linii za 2000 brutto + 25% premi + dodatki + nadgodziny. Dzisiaj dupsko grzeje w biurze Utrzymania ruchu i nie narzekam choć nie ma nadgodzin a jak były to co kwartał wpadały 2 lub 2,5 pensji.

powodzenia

@knoor dzięki wielkie za wpis, tak długo wyczekiwany. Uderzył mnie fragment o dwóch strategiach. Jak wspomnę swoje prace u Januszy to były one szeroko stosowane.

Wido

Aż mi przypomniałeś moją pracę na ogródku w kebabie, pracowałam tam 2 tygodnie, bo po tym czasie miałam dostać pierwsza wypłatę- przy rozliczaniu okazało się, że Turek chciał mnie oszukać na połowę wypłaty, bo odliczał sobie stłuczone nie przeze mnie kufle, piane z kega czy za duże zużycie soku malinowego do piwa xd w efekcie wróciłam w tedy moim ówczesnym chłopakiem słusznej postury i nagle pieniądze się znalazły xd teraz pracuje na zupełnie innym levelu, ale te doświadczenia pracy na najniższych stanowiskach mnie bardzo dużo pokory nauczyły, każdy powinien przez to przejść i świat byłby piękniejszy...

ColonelWalterKurtz

Fajny wpis - i mnie skłonił do wspomnień pracowniczych choć tylko ze strony pracownika bo sam nigdy nie zatrudniałem

W licbazie zacząłem pracować w zajeździe weselnym w małej gminie na ścianie wschodniej. Mała fabryka przy której wyrosło kilka biznesów i m.in. sala weselna. Ofc potężny janusz-przedsiębiorca lat 90. Jeżeli mowa o patologiach takich januszeksów, to idę o zakład, że największe koncentrują się właśnie w takich zakładach gdzie trzy okoliczne wioski nie mają żadnej absolutnie alternatywy na pracę. Tacy ludzie są tam właściwie niewolnikami janusza, który jest królem okolicy wespół z księdzem (jego ziomkiem od kieliszka ofc).


Zero umowy, praca ciężka po średnio 18-20h (sobota-niedziela rano), ciągle na nogach bez żadnego snu. startowałem chyba w 2005 lub 2006 od 8 lub 9 zł/h, po jednym czy dwóch sezonach zostałem kierownikiem kelnerów XD i miałem 10 zł/h XD Z benefitów to można było dostać flaszkę, jak już miałem prawko to można było na przyczajce odwieźć najebanych gości do domu i zgarnąć jak za taxi Kasa ówcześnie spoko - miałem środki na wakacje, nawet sobie uzbierałem na pierwszy odtwarzacz mp3 Generalnie lubiłem tę pracę bo pracowali w większości fajni ludzie, imprezy obstawiałem z najlepszym kumplem więc było wesoło i zawsze coś się działo śmiesznego czy pojebanego. Do tego miałem w sumie satysfakcję jak się ludziom impreza podobała i było to też moim udziałem.


Później już na studiach - jak wielu tutaj - natrafiałem na sprzedawanie kablówek, wciskanie jakiś dziwnych ubezpieczeń, praca na słuchawce i szukanie ofiar wypadków żeby ktoś wykręcił większe odszkodowanie. Takie lata były, że wkręcić się do pracy w gastro nawet z doświadczeniem kierownika kelnerów nie było łatwo XD Dłużej zaczepiłem się na sprzątaniu mieszkań pod wynajem krótkoterminowy - miałem pod opieką kilka mieszkań, które trzeba było ogarnąć pod przyjazd turystów, dać im klucze a później odebrać mieszkanie i wracamy do początku. Tu kasa była już na prawdę fajna a goście zostawiali napiwki (głównie obcokrajowcy). Do tego miałem zawsze do dyspozycji jakieś mieszanie w centrum Krakowa, które stało akurat wolne if you know what i mean XD Ostatnim etapem przed moją "prawdziwą" pracą było dawanie korepetycji - również super kasa za stosunkowo niewielki wysiłek i jeden z bardziej imprezowych okresów w moim życiu


Jezu tyle mi się historii przypomniało, że chyba osobny wpis powinienem zrobić XD

kodyak

@knoor ehehhehe piękne. No widzisz kolejny który zaczyna rozumieć czemu ci na dole mówią o tych ma górze janusze biznesu. XD


Gastronomia i podpieralanie towaru przez pracowników to też temat rzeka. I nie że ci ginie jedna czy 5 kromek chleba tylko całe płaty lososia czy zgrzewki napoi.


A potem patrz jaki Janusz kurwa bogacz jebany nawet kanapki nie pozwala zrobić.


Czasami nawet ciężko takimi sterować i mówić co robić bo ci się wydaje że to oczywiste że to tak powinno się robić ale nie. On jak hindus zrobić tyle ile potrzebuje i koniec. Zero myślenia perspektywicznego żeby np jak się kroi szynkę to pokroić do końca. Nie on pokroi 5 plasterków bo tyle potrzebuje teraz.

kodyak

Jeszcze jednak historia mi się przypomniała. Tak jak mówisz niektórzy ludzie zupełnie inaczej zachowują się jak dostaną trochę władzy.


Historia z jednego z większych fastfoodow kraju. Była szefowa która lubiła tłamsic ( no może na wyrost ale generalnie nie była zbyt i miła i często nerwowa i opierdala swoich pracowników) koleś któremu się obrywało nie kumał po co ona tak opierdala i mówił że jak on będzie szefem to taki nie będzie. Dostał awans i zaczął opierdalac dokładnie tak samoXD

ZohanTSW

@knoor ach z tą władzą za 100zł to najszczersza prawda, ludzie pozbywają się godności za możliwość pomiatania innymi. Strasznie smutne, bo to codzienność ogromnej części Polaków. Nawet miewam wrażenie, że niektórzy wręcz oczekują bata nad głową, bo w przeciwnym wypadku będą się bezczelnie opierdzielać.

Po swoich wakacyjnych pracach dorobkowych, kiedy poszedłem do poważnej pracy - w biurze (jako junior programista) - przeżyłem szok kulturowy. Miałem płacone od godziny (umowa zlecenie) i zapytałem managera (korpo gadka, żaden kierownik tylko manager) w jaki sposób weryfikują mój czas pracy. Żadnych bramek nie było żeby odbić się kartą, żadnej kartki do wpisywania obecności też nie było. Ten odpowiada że nie weryfikują tego w żaden sposób. Liczą na to, że będę uczciwie spędzał te 8 godzin w pracy i robił zadania swoim tempem - na koniec miesiąca tylko wysłać ile godzin przepracowałem. Pierwszy raz zostałem w życiu potraktowany tak poważnie, jak człowiek, z zaufaniem, z godnością, z kulturą. Nawet rodzice nie mieli do mnie takiego zaufania. Zrobiło na mnie to takie wrażenie, że uznałem, że takiej okazji nie można zmarnować i trzeba pracować najlepiej jak się potrafi, żeby takie dobrodziejstwo się nie skończyło. Zacząłem zastanawiać się, dlaczego nie można tak w każdym zakładzie? Dlaczego nie można traktować pracowników jak ludzi?

Po tylu latach, niestety, domyślam się. Bo pracy szukają też małpy, które oczekują, że będą traktowane jak małpy, musi być nad nimi bat bo inaczej poświęcą swoją przyszłość byle mieć lepszą chwilę (carpe diem pełną chwilą) - czyli w tym wypadku taki ktoś by następnego dnia się nie pojawił, a potem chciał zapłatę za cały miesiąc. A jeszcze wychodząc pierwszego dnia coś ukradnie. Przez takie bydło wszyscy cierpią. Nie odróżnisz takiego od normalnego człowieka, bo nie są owłosieni, nie chodzą na czworaka (przynajmniej na rozmowę o pracę), nie mają ogonów. Zachowują pozory do ostatniej chwili.

knoor

@ZohanTSW Wydaje mi się, że nie dotyczy to tylko najniższych stanowisk i podejrzewam, że dokładnie z tego samego powodu korpo próbują z powrotem zapędzać ludzi do biura - jakiś odsetek ludzi po prostu wali na maksa w chuja, zanim ktoś się zorientuje i eldorado się skończy. Słyszałem o kontraktorach zatrudnianych za kilkaset złotych za godzinę do wspierania systemu, którzy podczas pracy zdalnej bez żadnej spiny potrafili powiedzieć, że nie mają teraz czasu na rozwiązywanie problemów, bo są w Castoramie i wybierają płytki. Ręce opadają.

81d23268-4608-4135-a424-f5d1acb29df0
ZohanTSW

@knoor ciekawe jak kontrakt takiego człowieka wyglądał, bo jeśli on jest "strażą pożarną" to powinien mieć napisane że w godzinach tych i tych ma być bezwzględnie dostelępny i wtedy jeśli w tych godzinach będzie w Castoramie, to powinien lecieć w trybie natychmiastowym bo to zwyczajnie nie jest uczciwe. Powinno być to traktowane jak wyjście z biura (w istocie tak jest). Często w umowach zapisane są widełki godzin, w których wszyscy mają być dostępni. W tej mojej pierwszej pracy nie było takich widełek i spotkałem ludzi którzy przychodzili na 6 i wychodzili o 14, oraz takich którzy przychodzili na 12 i wychodzili o 20. Kiedy musisz blisko współpracować z jednym i drugim to się komplikuje i w sumie oni uczciwie mogą być przez większość twojego dnia w Castoramie xD.

Ogólnie weryfikowanie pracy w perspektywie miesiąca wydaje mi się rozsądnym rozwiązaniem, przecież samo biuro nie jest panaceum bo ma mnóstwo rozpraszaczy i w efekcie, przynajmniej ja, więcej czasu marnuję właśnie w biurze. Ktoś gada, to mnie rozprasza, kawki w kuchni, wyjścia na obiad, rozmowy o dupie maryni ze współpracownikami - tylko wtedy to się nazywa budowanie drużyny i zbiera spokojnie kilka godzin z dnia

Opornik

@ZohanTSW bo to zupełnie inne pieniądze i zupełnie inne ciśnienie na pracownika.

Im bardziej jesteś pożądany na rynku pracy tym lepiej cię traktują.


Szef który nie musi się martwić skąd będzie miał kasy na twoją pensję i na ZUS i inne gówna też będzie innym szefem.

bishop

Moja pierwsza praca to były jakoś okolice 2005/2006 w wakacje podczas szkoły średniej. Pilnowanie u wujka budowy w nocy (czyli spanie na workach z zaprawą). Stawki nie pamiętam ale dostałem za 2 tygodnie takiej przyjemności coś około 300 zł, które wydałem na marzenie w postaci odtwarzacza mp3 o pojemności 256 MB.

VonTrupka

Podziwiam za stalowe nerwy, bo pisanie takiej ilości tekstu w tym zdupionym edytorze to jest spore wyzwanie.


W każdym razie przyjemnie się czyta. Pewnie przez to że wciąż uderzasz w nostalgiczne tony ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

knoor

@VonTrupka Piszę sobie akurat w wolnych chwilach w notatniku gdy najdzie mnie wena, potem tylko przeklejam gotowca, więc problem tutejszego edytora tekstu mnie nie rusza;)


A co do nostalgicznych tonów, racja - co mam robić:) Zabawa w foodtruckowy biznes to u mnie lata 2015-2019, jakby nie patrzeć trochę wody zdążyło od tamtej pory upłynąć a i do nawet starszych czasów fajnie od czasu do czasu nawiązać

VonTrupka

@knoor ucz mnie mistrzu bo przeklejałem ze wszystkiego co tylko mam zainstalowane i da się w nim napisać tekst i za każdą przeklejką zastanawiam się czy ten serwis w połowie jest oparty na kodzie wyplutym przez AI


teksty spoczko, widać jak nostalgiczny dzwonek pobudza do komentarzy

knoor

@VonTrupka Najzwyklejszy notepad++ a wcześniej to chyba nawet ten windowsowy dawał radę. Choć może to też kwestia przeglądarki? No idea;0

VonTrupka

> N++


@knoor noszkruwa, nie rozchodzę zażenowania do końca roku

kodowanie ansi przyczyną, nawet nie wiem skąd bo defaultowo miałem ustawionego utf

Opornik

@knoor @VonTrupka n++ master race

VonTrupka

@Opornik liczyk N-wkurwów podniesiony o kolejną 1 ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

Jaskolka96

Moją pierwszą w życiu pracę, wakacyjną, po maturze, załatwiła mi ciocia w Niemczech, rok 2015. Sprzątałam w szpitalu. Choć oficjalnie to pierwsza robota, to mama i tata mieli własny biznes (każdy swój), do których nas zaganiali, zwłaszcza mama, więc wiedziałam czym jest praca i sprzątanie (u mamy robiłam na kuchni i sprzątałam pokoje gościnne). Nauczona, że jak robić to porządnie, pucowałam z zapałem podłogi i ściany z wszystkich możliwych ludzkich wydzielin, zwłaszcza na onkologii bywało grubo. Zarobiłam wtedy kupę kasy, stawka wynosiła 9 euro/h na rękę. Odłożyłam na reko i na studia.

Druga praca, już w Polsce, rok później - liczenie ludzi w tramwajach i autobusach dla celów statystycznych w Gdańsku. Robota niby nie taka zła, ale liczyło się od 6 rano do 9 i później od 15 do 18. Wytrzymałam 3 miesiące, marzec-maj i się zwolniłam. Nie dawałam rady z zimnem. Stanie czy siedzenie po kilka godzin w mrozie, dzień w dzień, nawet w maju rano był mróz lub zacinał lodowaty deszcz (wiosna 2016). Płacili żałośnie nisko, ale nie pamiętam już dokładnie ile. To, co zarobiłam przeznaczyłam na suknię ślubną i inne wydatki związane z weselem.

No i trzecia praca, pierwsza na umowę o pracę, pierwsza prawdziwa, wymarzona, po latach (2024)- muzeum. Mam nadzieję, że zostanę tu na dłużej.

NiebieskiSzpadelNihilizmu

szukanie sobie wakacyjnej czy tymczasowej roboty w okolicach liceum lub wczesnych studiów wywoływało we mnie najczęściej kryzys własnej wartości.

Ojjjjj tak. Tak bardzo to. Oczekiwania jakbyś szedł na 5 etatów, wjeżdżanie na psychikę jak czegoś nie wiedziałeś, a zarobki jak dla psa

Ziutson

Piękny wpis i idealnie pasuje mi do sytuacji sprzed kilku dni.

Mianowicie lat temu 11 podpisałem latem umowę o pracę z firmą sprzedającą oferty inwestycyjno-ubezpieczeniowe. Moja wiedza o finansach żadna, ale układ był prosty - pierwsze 3 miesiące firma szkoli + płaci, a do tego % od sprzedanych ofert. Po tych 3 miesiącach tylko %. No to byłem 3 miesiące, nie sprzedałem nic, dostałem w sumie z 1000 czy 1500 zł z tego wszystkiego i tyle mnie widzieli.

No i w zeszłym tygodniu do mojego domu rodzinnego przyszedł list polecony że rozwiązują ze mną umowę z 2013 roku xD

Eh, wspomnień czar. Miały być miliony, wyszło parę groszy za praktycznie zero roboty + fajny wyjazd "szkoleniowy" do Lichenia gdzie się wszyscy tak złoiliśmy że chodziliśmy na czworakach po pokoju, a szef po swoich dziwnych dragach rozwalił szklane drzwi twarzą.

Opornik

@knoor Pamiętam te ponure czasy gówno prac, każda jedna to próba wydymania....


Pamięta ktoś jeszcze ogłoszenia "praca na platformie wiertniczej w norwegii, wyślij 10zł na znaczek to odeślemy ofertę"? Wszędzie to było.

Zaloguj się aby komentować