
Co jest nie tak ze współczesnym kinem czyli jak postmodernizm zniszczył kulturę
hejto.plDosyć często spotykam się z krytyką współczesnego kina. Jako, że jestem miłośnikiem filmów i sporo ich obejrzałem to chciałem się lepiej przyjrzeć całej sprawie. Efektem tego jest ten o to artykuł. Mam nadzieje, że będzie się wam go czytać przyjemnie.
Ciągłe remaki
W ostatnich latach wyszła cała masa remaków, kontynuacji i prequeli klasyków z poprzedniego wieku jak Gwiezdne Wojny, Indiana Jones, Park Jurajski, Dzień Niepodległości, Ghost Busters, Terminator, etc. Wszystkie miały one jedną i tą samą wade. Były kiepskie w oczach większości fanów tych serii. Strategia korporacji wydawała się być dość prosta. Po co tworzyć nowe, oryginalne filmy skoro można dalej eksploatować te produkcje które są już znane i kochane. Żerowanie na nostalgii nie jest czymś nowym jednak obecnie ten proceder wydawał się wymknąć spod kontroli. Zjawisko to zostało opisane już kiedyś jako przejaw hantologii.
Słowo "Hantologia" wymyślił francuski filozof postmodernista, Jacques Derrida i użył go w kontekście postaci Marksa którego idee choć po końcu zimnej wojny mogłyby się wydawać martwe to w praktyce jego duch ciągle miał inspirować kolejne pokolenia. Później ten termin wyewoluował w kontekście retro mody na odtwarzanie starych estetyk w bardziej nowoczesnym wydaniu czego przejawem miało być vaporwave, retrowave, future funk, electro swing, Lo-Fi, liminal space itp. Nostalgia za dawnymi czasami pochłonęła w ten sposób teraźniejszość.
Jeszcze wcześniej inny filozof, Walter Benjamin uważał, że w dobie rozwoju technologii takiej jak film czy fotografia unikalność i autentyczność dzieł sztuki zaniknie ponieważ wszystko będzie można w kółko reprodukować i kopiować co się faktycznie stało. Teraz przeniosło się to na sam sposób twórczy gdzie oryginalność została zastąpiona ciągłym odtwarzaniem tego co już było. Nie minęło nawet 20 lat od ostatniej części z serii filmów o Harrym Potterze, a już tworzy się nowy serial który ma być jeszcze bardziej wierny książkom.
Istnieje jednak takie powiedzenie, że kopia nigdy nie będzie mimo wszystko oryginałem. W tym przypadku filmów się to w pełni sprawdziło. Inaczej większość ludzi nie uznałaby, że wszystkie te filmy o których wcześniej wspominałem były tak strasznie mierne. Można by to wyjaśnić zmęczeniem materiału i znudzeniem ciągłym dostawaniem tego samego i jest to po części prawda. Są jednak też inne powody o których chciałbym się wypowiedzieć w dalszej części tego wpisu.
Problem dekonstrukcji
Współcześni twórcy choć rzadko tworzą nowe dzieła będąc uwięzionymi w pętli ciągłej reprodukcji starych klasyków to bardzo lubią je dekonstruować. By wyjaśnić czym jest pojęcie dekonstrukcja znowu będę musiał się odwołać do Derridy. W dużym skrócie dekonstrukcja to:
analiza tekstu polegająca na rozwarstwieniu jego semiotyczno-językowej budowy i odnalezieniu elementów dezorganizujących go w celu ujawnienia utajonych sensów
Tak przynajmniej głosi słownik języka polskiego. W praktyce chodzi o branie klasycznego motywu walki dobra ze złem i próby doszukiwania się w nim jakiś innych motywów co może prowadzić chociażby do relatywizacji tego tropu. Przykładem może być tu chociażby seria książek i gier o wiedźminie gdzie potwory nie zawsze były jednoznacznie złe, a dużo gorsi okazywali się za to ludzie. Sam bohater który z potworami walczył też był outsiderem który balansował pomiędzy obiema światami. Była to spora odmiana względem takiego dzieła jak chociażby Władca Pierścieni. Dekonstrukcja choć nabrała obecnie mocno negatywnych konotacji to nie zawsze musi być zła, a wręcz przeciwnie. W końcu Wiedźmin ma dużo fanów na całym świecie.
Nie zawsze to się jednak sprawdza i przykładem może tu być własnie niedawny serial o Władcy Pierścieni gdzie o ile w oryginalne orkowie byli jednoznacznie złymi istotami to tutaj nagle mają rodziny. Nic dziwnego, że wielu fanów tego klasycznego fantazy było tym zbulwersowana. Nie każda historia musi relatywizowana moralnie na kilkadziesiąt różnych sposobów. Niektóre opowieści dużo lepiej działają gdy strony konfliktu są jasno zarysowane i nie znaczy to bynajmniej, że przez takie dzieła są pozbawione głębi. Nawet w naszym świecie istnieją przypadki jednoznacznego zła i dobra. Dla przeciętnego człowieka taki heros może stanowić pewien punkt odniesienia czy nawet wzór do naśladowania gdy ten walczy z przeciwnościami dla większego dobra. Temu zresztą służyły zawsze różnego rodzaju mity jak chociażby legendy Arturiańskie.
Tymczasem Tolkien chciał by jego dzieła stanowiły swego rodzaju mitologie właśnie. Jest tam dużo odniesień do chrześcijaństwa, ale i pogańskich wierzeń. Jeśli ktoś czytał Silmarillion ten wie, że cały konflikt ma wręcz charakter metafizyczny. W czasach gdzie wszystko poddaje się ciągłej relatywizacji ludzie jeszcze bardziej wydają się potrzebować właśnie takiej twórczości.
Problem stałego podważania oczekiwań
Dekonstrukcja oczywiście na samym relatywizmie moralnym się nie kończy. Oprócz tego twórcy zdają się mieć jakiś fetysz na punkcie podważania oczekiwań fanów. Było to widać w ostatnim sezonie gry o tron, czy nowej trylogii gwiezdnych wojen od Disneya, często się też z tym spotykałem w Ricku i Mortym, a obecnie na ten problem ma też cierpieć nowy Joker. W wielkim skrócie chodzi o pokazanie fanom danego dzieła wielkiego środkowego palca. W dłuższym skrócie chodzi o próbę zrobienia czegoś zupełnie odwrotnie niż fani by tego oczekiwali lub chcieli. Jeśli fani oczekują, że ich ulubiona postać dokona jakiegoś heroicznego czynu na co wskazywały zwiastuny to, albo dzieje coś zupełnie odwrotnego, albo robi to za niego zupełnie inna postać (najczęściej żeńska i kolorowa). Jeśli natomiast widz dostrzega w fabule jakiś ciekawy wątek to jego rozwiązanie staje się celowo całkowicie rozczarowujące.
Z jakiegoś powodu widziałem, że wiele krytyków to bardzo docenia. Ogólnie to nie uważam by pójście po linii najmniejszego oporu by zadowolić każdego fana było czymś dobrym. Dobrze jeśli dane dzieło potrafi czymś zaskoczyć lub gdy twórca będzie chciał się trzymać własnej wizji. Gdy jednak zaczyna się to fetyszyzować to już robi się problem. Z jednej strony takie ciągłe podważanie oczekiwań z czasem staje się mocno przewidywalne, a z drugiej może psuć sens całej historii i być źródłem jedynie ciągłego rozczarowywania. Dlatego ludzie oceniali końcówkę Gry o Tron jako słabą. I dlatego również ostatnie sezony R&M były także kiepskie, a ostatni Joker zawiódł.
Ideologia w filmach?
Jakiś czas temu pisałem już, że ideologia w popkulturze to nic nowego. To również nie musi oznaczać czegoś złego. Jeśli twórca chce w swoim dziele umieścić jakieś przesłanie to może nadać temu dziełu swego rodzaju większej głębi. Ważne jest by było ono podane w sposób subtelny i nie kłóciło się z samą historią. Z drugiej strony dla wielu sam eskapizm i możliwość oderwania się od problemów codzienności jest zaletą. Dla takich osób może wydawać się mocno męczące gdy autor nadmiernie często próbuje odnieść się do bieżących problemów świata realnego. Czy taka sytuacja ma natomiast obecnie miejsce? Częściowo tak? Myślę, że jest co najmniej kilka przykładów gdzie mogę zarzucić danej produkcji tego typu praktyki, choć nie wszystkie aż tak mainstreamowe.
Birds of Prey, Queen Cleopatra, High Guardian Spice, Santa Inc , Q-Force, Castlevania: Nocturne będą tu stanowić prawdopodobnie najbardziej rażące przykłady gdzie przekaz jest dosyć jasny. Są to jednak produkcje właśnie oryginalne, a ludzie zazwyczaj najbardziej przyczepiają się do remaków. No i cóż, w Pogromcy duchów III, Terminator Dark Fate, Ocean's Eight, i paru innych filmach faktycznie doszło do zastąpienia męskich postaci kobiecymi. Z jednej strony te filmy zostały uznane za złe same w sobie, a z drugiej strony zarzucano im propagowanie feminizmu. Nie chodziło tu też o samo dokonanie podmianki mężczyzn na kobiety, ale i o to, że te żeńskie postacie często musiały być we wszystkim lepsze i bardziej twarde od ich poprzednich wcieleń.
Czasami natomiast zmienia się w remaku komuś kolor skóry lub orientacje, albo jedno i drugie względem oryginału. Niby jest to banał i lewica często zarzuca prawicy, że niepotrzebnie się o to wkurza. Z drugiej strony lewicowcy też dostają szału na tak zwany Whitewashing, oraz naciskają by ta różnorodność jednak była więc czemuś to musi jednak służyć. Z trzeciej strony wielokrotnie pada argument, że nie chodzi tu o żadną ideologie tylko korporacje chciały sobie zwyczajnie zarobić na mniejszościach, ale im to zwyczajnie nie wyszło. Czy więc lewicowa ideologizacja popkultury faktycznie występuje? Każdy będzie musiał na to sobie sam odpowiedzieć.
Zakończenie
Na samym końcu chciałem napisać, że pod koniec tego tygodnia lub w przyszłym ukaże się kolejny wpis poświęcony westernom i amerykańskiej tożsamości.
#filmy #kino #seriale #revoltagainstmodernworld #antykapitalizm #filozofia