Donald Tusk wciąż rozważa start w wyborach prezydenckich
Tak, to jest możliwe — przy kilku konkretnych założeniach. Panie Rafale, pan poczyta. (…) Tusk uważa, że wygra z każdym — czy to będą ograni Morawiecki, Błaszczak, Jaki lub Szydło, czy mało znani Bogucki, Nawrocki, Płażyński lub Śliwka. Tusk ma też prawo liczyć, że w przyszłorocznych wyborach mobilizacja elektoratu antypisowskiego będzie tak gigantyczna jak w wyborach do Sejmu.
Skoro w parlamentarnych zdecydowaną większość głosów otrzymały ugrupowania wrogie PiS — 11,5 mln wobec 7,6 mln — to w prezydenckich zapewne będzie podobnie. Jest oczywiście ryzyko, że w drugiej turze elektorat Konfederacji i PSL poprze kandydata PiS, ale Tusk zakłada, że to za mało, by faworyt prezesa mógł wygrać.
To świadoma polityka premiera, który stopniowo pozbawia Trzaskowskiego jego zaplecza. Charakterystyczny jest przede wszystkim inspirowany przez Tuska wyjazd Kierwińskiego - premier dowiedział się, że gra on na start Trzaskowskiego, bo liczy, że zastąpi go w fotelu prezydenta Warszawy.
W Platformie słychać, że premier będzie zwlekał do samego końca, a zatem do wiosny. A zdecyduje się na start, jeśli tarcia w koalicji będą się nasilać, a rządowi trudno będzie przeprowadzać w Sejmie znaczące zmiany, których oczekuje elektorat. Taka sytuacja może zdemobilizować elektorat koalicyjny i otworzyć PiS drogę do władzy w 2027 r. A zatem
jeśli wiosną Tusk zdecyduje się na prezydenturę, będzie to dowód, że bierze pod uwagę powrót PiS do władzy. Najbezpieczniejszym dla niego rozwiązaniem w razie restauracji władzy Kaczyńskiego jest właśnie pałac prezydencki.
https://www.newsweek.pl/opinie/andrzej-stankiewicz-a-gdyby-pan-donald-wystartowal-felieton/jzh87s7
#polityka